Библиотека художественной литературы

warning: Creating default object from empty value in /home/j/jurijsp0/polonica.ru/public_html/modules/taxonomy/taxonomy.module on line 1418.

Przybyszewski S. CONFITEOR

Przyst?puj?c do rozwini?cia naszych poj?? o sztuce, uwa?amy za niepotrzebne si?ga? do zda? estetyk?w, uwa?amy za zbyteczne zbija? r??norodne s?dy i wyroki estetyczne, nie my?limy r?wnie?, ?e wypowiadamy co? zupe?nie nowego, ale stoj?c na czele pisma, kt?remu si? charakter nadaje, trzeba wytkn?? zasadniczy kierunek, w jakim si? pismo prowadzi.

Prus B. GRZECHY DZIECI?STWA

Urodzi?em si? w epoce, kiedy ka?dy cz?owiek musia? mie? przydomek, cho?by niekoniecznie s?uszny.

Z tego powodu nasz? dziedziczk? nazywali hrabin?, mego ojca jej plenipotentem, a mnie bardzo rzadko Kaziem albo Le?niewskim, ale do?? cz?sto urwisem, dop?ki by?em w domu, albo os?em, kiedym ju? poszed? do szk??.

Prus B. OMY?KA

Dom mojej matki sta? na brzegu miasteczka, przy ulicy obwodowej , wzd?u? kt?rej mie?ci?y si? budynki gospodarskie, sad i ogr?d warzywny. Za domem ci?gn??y si? nasze grunta, zawarte mi?dzy drog? boczn? i pocztowym go?ci?cem. Ze strychu, gdzie znajdowa? si? pokoik brata, w zwyk?ym czasie nape?niony rupieciami, mo?na by?o widzie? z jednej strony ko?ci??, rynek, ?ydowskie sklepiki i star? kapliczk? ?w.

Prus B. Z LEGEND DAWNEGO EGIPTU

Patrzcie, jak marne s? ludzkie nadzieje wobec porz?dku ?wiata; patrzcie, jak marne s? wobec wyrok?w, kt?re ognistymi znakami wypisa? na niebie Przedwieczny!...

Prus B. OPOWIADANIE LEKARZA

Kilkana?cie lat tonu garstka "inteligentnych" warszawian zbiera?a si? w pewnej cukierni. Schodzili?my si? nad wieczorem, pijali?my kaw? i herbat?, jadali?my ciastka i lody i naturalnie rozmawiali?my o wypadkach bie??cych. Zebrania te nazywa?y si? "gie?d?", albowiem prawie ka?dy uczestnik przynosi? z sob? nowiny i sprzedawa? je towarzyszom - za inne nowiny, takiej samej warto?ci.

- S?yszeli?cie, ?e A. przegra? w karty trzy tysi?ce rubli i nie zap?aci??

- A czy wiecie, ?e B. zeszed? pana C. na bardzo czulej rozmowie ze swoj? ?on??...

Prus B. CIENIE

Kiedy na niebie dogasaj? blaski s?o?ca, z ziemi wynurza si? zmierzch. Zmierzch - wielka armia nocy o tysi?cach niewidzialnych kolumn i miliardach ?o?nierzy. Pot??na armia, kt?ra od niepami?tnych czas?w pasuje si? ze ?wiat?em, pierzcha ka?dego poranku, zwyci??a ka?dego wieczora, panuje od zachodu do wschodu s?o?ca, a w dzie?, rozbita, chowa si? po kryj?wkach i czeka.

Prus B. NA WAKACJACH

Wieczorem, jak zwykle, przyszed? do mnie m?j szkolny kolega. Mieszkali?my obaj na wsi o kilka wiorst od siebie i widywali?my si? prawie co dzie?. By? to przystojny blondyn, kt?rego ?agodne. oczy mog?y rozmarzy? niejedn? kobiet?. Mnie poci?ga? jego niewzruszony spok?j i trze?wo?? umys?u.

Tego dnia spostrzeg?em, ?e mu co? dolega; patrzy? w ziemi? i gor?czkowo uderza? si? po nogach szpicrut?. Nie uwa?a?em za stosowne pyta? go o pow?d widocznego zak?opotania, ale on sam zacz??.

Prus B. KAMIZELKA

Niekt?rzy ludzie maj? poci?g do zbierania osobliwo?ci kosztowniejszych lub mniej kosztownych, na jakie kogo sta?. Ja tak?e posiadam zbiorek, lecz skromny, jak zwykle w pocz?tkach.

Jest tam m?j dramat, kt?ry pisa?em jeszcze w gimnazjum na lekcjach j?zyka ?aci?skiego... Jest kilka zasuszonych kwiat?w, kt?re trzeba b?dzie zast?pi? nowymi, jest...

Zdaje si?, ?e nie ma nic wi?cej opr?cz pewnej bardzo starej i zniszczonej kamizelki.

Prus B. KATARYNKA

Na ulicy Miodowej co dzie? oko?o po?udnia mo?na by?o spotka? jegomo?cia w pewnym wieku, kt?ry chodzi? z placu Krasi?skich ku ulicy Senatorskiej. Latem nosi? on wykwintne, ciemnogranatowe palto, popielate spodnie od pierwszorz?dnego krawca, buty po?yskuj?ce jak zwierciad?a - i - nieco wyszarzany cylinder.

Jegomo?? mia? twarz rumian?, szpakowate faworyty i siwe, ?agodne oczy. Chodzi? pochylony, trzymaj?c r?ce w kieszeniach W dzie? pogodny nosi? pod pach? lask?, w pochmurny - d?wiga? jedwabny parasol angielski.

Guziakiewicz E. AFRODYTA

Temat z pozoru wy?wiechtany i banalny — mi?o?? klonowanego androida i cz?owieka, rzecz nie taka niezwyk?a we wsp??czesnej prozie science fiction, eksploatuj?cej wszelkie mo?liwe motywy. Dla autora tej mikropowie?ci jest on wszak?e pretekstem, by zaj?? si? ostro?n? psychologiczn? analiz? zwi?zku ol?niewaj?co pi?knej m?odziutkiej kobiety i du?o starszego od niej m??czyzny.