AKT PIERWSZY
Gdzie? przed si?dm? wieczorem,
Ko?ci?? ko?czy? nieszporom,
bram teatru ledwo uchylono:
DEKORACJA:
Wielka scena otworem,
przestrze? wok?? ogromna,
jeszcze gazu i ramp nie ?wiecono.
Kto ci ludzie pod ?cian??
C?? tu czyni? im dano?
Czy to rzesza biedak?w bezdomna?
G?owy wsparli strudzone,
c?? ich twarze zmarszczone?
Przecie? prac? ich dzienn? p?acono.
Scena wielka otwarta:
Ko?ci?? Boga czy Czarta,
czym si? stanie ta sztuki gontyna?
Cho? kurtyny zakl?te,
widowisko zacz?te:
oto wszed? kto? - pu?ci?a go warta.
(wszed? Konrad)
Weszed? - uszed? baczno?ci. -
Czy raz pierwszy tu go?ci,
bo si? dziwno rozgl?da i bada.
Ci, co siedz? pod ?cian?,
gdzie kulisy sk?adano,
nas?uchuj?, jak on rozpowiada.
S??w s?uchaj? zdziwieni,
czyli duchem pojeni,
sk?d to id? te my?li Konrada?
Czarny p?aszcz go okrywa,
r?ce wi??? ogniwa,
na r?kach ma kajdany.
To powolny, to rzutny,
to zapalny, to smutny,
w mow? w?asn? dziwnie zas?uchany:
KONRAD
Id? z daleka, nie wiem, z raju czyli z piek?a.
B?yskawic gradem
dr?y ziemia, z kt?rej pochodz?,
we krwi brodz?,
nazywam si? Konradem.
Rozpacz za mn? si? wlek?a
g?ow? w???w, okropnym widziad?em,
wyj?c: ZEMSTA.
By?em gwiazd?,
gwiazd? sta??, niebios niewolnic?.
Tam hen, uj?ty ?a?cuchem,
z wypr??onymi ramiony,
uwi?zg?em duchem,
gdzie gwiazd iskrz?ce skorpiony
?wiec?
w przestrzeni wieczystych g?usz,
gdzie gniazda bog?w i dusz - -
i spad?em.
T? ziemi? ukocha?em
sza?em
i w ??dzy pal?cej posiad?em
cia?em! -
Jestem w ka?dym cz?owieku, ?yj? w ka?dym sercu
Po kwietnym ??k kobiercu,
po skalnych pa?ciach, krzesanicach
jestem niesion skrzyd?ami
z p?omieniem w licach.
Ogie?, p?omienie w piersi! -
Przyszed?em - wy najpiersi -
(wyci?ga r?ce ku tym, co siedz? w uboczach i mrocznych zak?tkach sceny)
Przyszed?em - - - cyt - - przychodz?.
My?li zm?ci?em w drodze...
CH?R
Czego ??dasz?
KONRAD
S?u?by jedynej godziny.
CH?R
Czego ??dasz?
KONRAD
Przychodz? wprz?c was do dzie?a.
CH?R
Czego ??dasz - ?
KONRAD
Na was my?l moja spocz??a.
(jakby przypomnie? chcia? rzecz, z dawna ju? jemu znan?)
Tam, k?dy? trzeba doj?? i wni??,
a moc? rozprze? wrota - -
nie patrze? pozad...
Nim zwi?dnie kwiatu ?wie?y li??,
zanim ptacy za?wiergoc? sw?j ?wit
nad ?mierteln? mogi??,
nim pojmie ich martwota,
i wznie?? pochodni? ponad! -
Tam k?dy? trzeba doj?? i wni??
si??!!
(patrzy si? po otaczaj?cych go robotnikach)
Si?a to wy.
CH?R
Czego ??dasz?
KONRAD
Pozna?em w was si??.
CH?R
Czego ??dasz - ?
KONRAD
Wiem: ko?ci??, zamek, mogi??.
Te postawi? i zburz?.
(zrywaj?c r?ce w silnym ruchu, poszarpn?? kajdan)
Zejmijcie mi kajdany.
CH?R
U r?k je d?wigasz, u n?g;
drog? ty spracowany.
KONRAD
Przeszed?em ciemnie dr?g. -
Zejmijcie z prawej r?ki.
CH?R
Znaki wi?zie? i m?ki.
KONRAD
Zejmijcie z r?k i stop.
CH?R
Krwi? ubroczone stopy.
KONRAD
Przeszed?em ognie pr?b;
czo?o poora? cier?.
CH?R
Jeste? wolny.
KONRAD
Kto wy jeste?cie - ?
CH?R
Ch?opy.
KONRAD
Kto wy jeste?cie - ?
CH?R
Czer?.
ROBOTNIK
?r?d parcia ludu onego na ostrza bagnet?w, pad?a mi u st?p siostra moja, a krew chlusn??a na moj? pier? - chlusn??a ku oczom. Nic ju? nie widzia?em dalej, jeno krew i krew siostrzan?.
KONRAD
Synu zemsty - dzie?a dokonam z wami i na czyn
tw?j patrze? b?d?.
Tu b?d? si? bawi?, a wy b?dziecie patrze?, a? przyjdzie godzina zemsty.
ROBOTNIK
Czekamy takiej godziny.
KONRAD
Oto usi?d?cie tam w k?tach i uboczach, a? zawezw? was, aby?cie wyst?pili z czynem.
ROBOTNIK
Co rozka?esz - ?
KONRAD
B?dziecie czyni?, co czynicie co wiecz?r w tym oto gmachu.
ROBOTNIK
I zwyk?? dostaniemy zap?at?.
KONRAD
I zwyk?? dostaniecie zap?at?.
ROBOTNIK
Dalej nic nie my?l?.
KONRAD
B?dziecie budowa? i burzy?.
ROBOTNIK
Tak up?ywa nam ?ycie nasze. Synowie nasi zburz?, co my budujemy. Burzymy, co zbudowali ojcowie nasi.
KONRAD
B?dziecie budowa? i burzy? w milczeniu i cokolwiek by?cie obaczyli, ktobykolwiek by? na waszej drodze, przyst?pcie nieub?agalni i podpor? wyrwiecie, o kt?r? wsparty, i bel we?miecie, kt?rym si? ogrodz? i otocz? - i rzu?cie precz, jako odrzuca si? i odciska rumowisko, ?mie? i ?achy a rupiecie stargane. I ani pojrzycie, co czyni? wam przyjdzie.
ROBOTNIK
Tacy jeste?my.
KONRAD
Takich was widz? i tacy b?dziecie.
ROBOTNIK
Ujrzysz nas.
KONRAD
A teraz id?cie wypoczywa? i czekajcie znaku:
ROBOTNIK
Kto nam da znak?
KONRAD
- - Zapadnie jakoby smuga mroku i cieniem przes?oni wszystko, co przed waszymi oczami.
ROBOTNIK
Oczy nasze nawyk?y do mroku.
INNY ROBOTNIK
Mrok mnie mi?y i ?agodny.
ROBOTNIK
Noc upragniona i jedyna.
KONRAD
Po czynach waszych przyjdzie NOC.
CH?R
Noc upragniona i jedyna.
KONRAD
Odejd?cie.
(Oddalaj? si?. Wchodzi Re?yser).
RE?YSER
A! witam pana, witam, witam!
Ho, czas?w tyle, kop? lat!
Mamy tu scen? - w?a?nie czytam
o Romantyzmie - przer?s? ?wiat.
Romantyzm sobie buja, wodzi,
coraz to wy?ej, nie dba nic,
a ?wiatek coraz ni?ej schodzi.
C?? tam? Jest jaka sztuka?
KONRAD
Nic.
RE?YSER
Nic!? A my mamy wielk? scen?:
dwadzie?cia krok?w wszerz i wzd?u?.
Przecie? to miejsce do?? obszerne,
by w nim my?l polsk? zamkn?? ju?,
by si? te iskry ducho-?erne,
co u rozstajnych siedz? dr?g,
zesz?y tu wszystkie za nasz pr?g
w ?wiat?o kinkiet?w - zacz?? ruch.
Talenta bowiem s? niezmierne,
lecz trzeba, by w nie wst?pi? duch.
To s? syntezy pierwsze rzuty,
lecz wymagaj? dysputy.
(Usuwa si? z pierwszego planu. Wchodzi Muza).
KONRAD
O tajemnicza, pi?kna, kt?r?
uwielbiam, pozw?l,
?e nazw? ci? "Literatur?".
Kimkolwiek jeste?. Muzo boska,
c?? chmurzy czo?o twoje?
MUZA
Troska.
KONRAD
Grasz - ?
MUZA
B?d? dzisiaj w grze cudown?,
bo b?d? w grze kapry?n?.
KONRAD
Nawet kaprysy s? rutyn?
u ciebie - boska. - Wiedziesz ch?r
wybranek?
MUZA
Wieniec c?r.
We z?otej konsze tu nadp?yn?.
S? eteryczne.
KONRAD
Polki?!
MUZA
S?yn?!
KONRAD
Ta pierwsza?
MUZA
To harfiarka Lila,
z rodu Wened?w.
KONRAD
Zmartwychwsta?a.
MUZA
W tym deszczu w?os?w, w r?k rzuceniu,
w przegi?ciu, sm?tku, zaniedbaniu,
w arfy mi?osnym ko?ysaniu:
Lila ?ebraczka
KONRAD
A ta druga?
MUZA
To najm?odsza c?ra Popiela:
Zosia, co wsz?dy kogo? ?ciga
i goni zamy?lona.
KONRAD
To fryga
narodowa. - A tamte?
MUZA
Dziewki od p?uga.
(Postacie, o kt?rych mowa, w?a?nie p?yn? w g??bi we z?otej konsze na k??kach i wysiadaj? na scen?).
Ja w teatrzykach amatorskich
grywam markizy i hrabianki;
za guwernantk? mnie p??panki
bior? do swoich dwor?w;
jestem gwiazd? doktor?w
przewodni? - ty? bohater, s?uchaj,
ty? powinien by? tu przyj?? z pochodni? -
jak ja z ga??zk? wawrzynu.
A jakie? sobie miano przybra?e??
KONRAD
Wzi??em to Imi? - zgadniesz z czynu:
czym b?d?, zgadniesz, czym jestem;
chc? dzia?a?.
MUZA
Wiem, rozumiem: gestem.
KONRAD
Czynem!
MUZA
Gestem!
Czeg?? to chcesz?
KONRAD
Wyzwolin.
MUZA
Z czego? - Czy chcesz ducha
wyzwoli? - albo? duch ma p?ta;
czy my?l - my?l tak daleko biega
wolna: - czy sercu co dolega - ?
Wyznaj - u?o?? rzecz na sceny
I MELANKOLI? zagram sama:
ja jako rola, wielka dama...
a ca?y teatr mnie pos?ucha.
KONRAD
Kochanka moja zwie si?: wola!
MUZA
Wola?! By? mo?e. - Jakie? dane?
By zacz?? sztuk?, stworzy? dzie?o,
potrzeba m?ki, trudu, pasji,
b?lu, skarg, ?alu, sm?tku, l?ku,
grozy, lito?ci.
KONRAD
Teatr stary.
MUZA
Silne ma podstawy budowy.
Chcesz tworzy?...?
KONRAD
Tworz?.
MUZA
Teatr?!
KONRAD
Nowy.
MUZA
Inny?
KONRAD
Zobaczysz. - Patrz i uwa?.
MUZA
Wiem, zamiast pe?nym lata? lotem
nieledwie jako dziecko fruwasz;
dopiero ja da? w?adz? mog?,
dopiero ja ci? wyprowadz?
w ?wiat...
KONRAD
Id?, by wali? m?otem!
MUZA
Czy tu potrzebna nowa forma,
czy konieczna?
Pewno jaka sprawa odwieczna; -
by zesz?a tylko Duze czy Sorma,
i kurtyn? wznie?? mo?na.
Sarah czy Modrzejewska...
Oto jak my?l?, sztuk?,
tragedi? wprowadza artystka.
W grze jej i w ka?dym ge?cie
tu b?dzie czaru lubystka,
?e wszyscy, jak tu jeste?cie,
pod jej urokiem w b??dzie,
w z?udzeniu...
KONRAD
?e wszystko wi?c polega na...
MUZA
Wypowiedzeniu.
KONRAD
MUZO, chc? nar?d przedstawi?.
MUZA
A, to musi odbywa? si? tak,
by nar?d m?g? si? bawi?:
Trzeba dekoracje ustawi?,
pami?ta? o ka?dym sprz?cie,
umie?ci? w budce suflera,
je?li kto tekstu nie spami?ta -
za kulisami re?ysera
i inspicjenta
i da? im skr?cony szemat.
A gdy ju? wszystko gotowe,
rozkaza? gra? na rozpocz?cie
poloneza, je?li polski temat,
i rzuci?, jako pierwsz? kart?,
wielkie S?owo.
KONRAD
Chcesz, by wszystko by?o za umow?.
MUZA
Tekst dowolny, komedia del'arte.
KONRAD
Str?jcie mi, str?jcie narodow? scen?,
niechaj?e ujrz?, jak dusza wam p?onie;
niechaj zobacz? dzi? bogactwo ca?e
i ogie? rzuc? ten, co pali w ?onie,
i wasz? zwo?am S?aw?!
Teatr, ?wi?tynia sztuki - o duszo, przybywaj!
Hej! Tu stawcie kolumny te, tutaj pos?gi.
Dalej, przynie?cie ?cian? - ty mi ?piewaj
hymnus tryumfu, a ty pie?? ?a?oby.
Dalej! Ustawi? bohater?w groby,
pomniki: Boraty?ski-rycerz, rycerz-Kmita!
Umocujcie je silnie, poprzystawia? dr?gi,
przy?rubowa? - ha, So?tyk - a tutaj cz??? sali,
jakby sala sejmowa - st?? do kart, gra w ko?ci.
Stroi?, pr?dzej si? stroi?; dom stawiam pi?kno?ci
Ledwo powiedzia? co, a ju? si? sta?o:
Ju? dekoracj? znosz? ca??;
ju? ustawiaj?, pi?trz?, ?adz?.
Aktorzy rzesz? si? gromadz?,
kostiumy na si? nawdziewaj?
te, w kt?rych potem role graj?.
Teatr narodu, sztuka, polska sztuka!
Chcemy go stroi?, chcemy go malowa?,
chcemy w teatrze tym Polsk? budowa?!
?upany bierzcie, delije, kontusze;
zno?cie mi lite pasy, krzywce, karabele,
ch?opskie gunie, sukmany, trzosy. T?um w ko?ciele!
Niech w oczy bij? kolory jaskrawe,
niechaj ra?? jak s?o?ce. - Wst?g, wst??ek, okrasy!
Niechaj ich ujrz? razem, jakby w z?ote czasy.
Razem, razem wy wszyscy, magnat, ch?op i miasto.
Siermi??ni wy, przysta?cie oko?o Pasyjki.
Dalej wy, wy husaria - wy z hrabi? Henrykiem
na czele, niedobitki - Sztandar ten z Maryjk?.
Szaraczki, wy arty?ci, fantazjusze, mnichy.
Wy wszyscy! - Str?jcie, str?jcie si? w ornaty,
w ornamenta, z?otog??w, we ?wi?teczne szaty
i zacznijcie b?j my?li i szermierk? s?owa -
a ty im. Muzo, podaj ton.
MUZA
Ja ju? gotowa.
KONRAD
Oto ich widz?! Stoj? oko?o mnie ?ywi:
ci, kunsztem sztuki pozwani do ?ycia.
Grajcie - a z pe?nej duszy. Dob?d?cie z ukrycia,
co w was tajne, nie kryjcie. - A ty b?d? przewodnia.
RE?YSER
Hej, ?wiat?a!!
MUZA
A w czyim r?ku pochodnia?!
KONRAD
Polska wsp??czesna!
MUZA
T?umaczysz si? jasno.
RE?YSER
?wiat?a niech b?ysn? szerzej!
KONRAD
Tu mnie ciasno.
RE?YSER
Szerzej, wy razem - rozst?pi? si?! Pozy!
Przybierzcie pozy:
lito??, zm?czenie, gorycz, moment grozy.
MUZA
Polsk? wsp??czesn? tw?rzcie.
RE?YSER
Sercem szczerem.
Tak, jak j? widzim wsp??cze?nie doko?a.
KONRAD
Zarwijcie waszych serc - -
MUZA
B?dzie bohaterem:
kto wejdzie z wie?cem u czo?a!
"Tam-tam" nazywa si? narz?dzie
w orkiestrze, kt?re dzwon udaje.
Jak m?wi? teatralne zwyczaje,
u?ywa si? mniej wi?cej wsz?dzie,
gdzie si? do sztuki dzwon dodaje.
A wi?c w "Ko?ciuszce" do przysi?gi,
z dna w?d w "Zaczarowanym kole";
raz si? z nim w g?rne idzie sprz?gi,
raz si? zn?w staje z nim na dole.
Jest "tam-tam" rzecz? w?a?nie tak?,
ze zawsze si? w ni? t?ucze jednako.
Wra?enie, jakie wywo?uje,
jest tym, co w sobie kto poczuje.
"Tam-tam" jest w stanie dzwon Zygmunt?w
z przedziwn? odda? dok?adno?ci?,
wa?y za? ledwo kilka funt?w
i ka?dy d?wignie go z ?atwo?ci?,
co uprzyst?pnia szerszej masie
w teatrze dr?e? przy tym ha?asie,
imituj?cym nastr?j dzwonu
z przedziwn? subtelno?ci? tonu.
O Zygmuncie! s?ysza?em ciebie
i natychmiast poznam, gdy us?ysz?.
Niech ino si? tw?j g?os zakolebie
i przenikliwy w?re si? w cisz?,
w cisz? p??gwarn?, p??szemrz?c?,
niech ino wpadn? pierwsze tony,
t? melodyj? d?wi?ku rw?c?,
ju? wiem: ?e? Ty jest w ruch puszczony,
?e wo?asz, wo?asz: P?JD?CIE ZE MN?,
i wo?asz wiek ju? nadaremno.
Oni si?, co najwy?ej, zas?uchaj?
i oczy mg?? im ?ez nap?yn?.
A gdy ty wo?asz: WZNIJD?, POT?GO,
wra?enia u nich pierwsze min?.
A gdy ty wo?asz: DZIEJ?W KSI?GO,
ROZEWRZEJ KARTY NAD NARODEM.
NARODZIE, WR???, ZMARTWYCHWSTANIESZ,
cho? stoj? jeszcze, cho? czekaj?,
czekaj?: kiedy brzmie? przestaniesz
i ton ostatni tw?j zawarczy...
Gdy wi?c za tob? p?j?? nie godni,
a cz?stych wra?e? t?skni? g?odni:
na ten u?ytek "tam-tam" starczy.
Wie o tym dobrze i pami?ta
RE?YSER (sztuk? dzi? prowadzi),
wi?c Konradowi "tam-tam" radzi:
RE?YSER
A gdy si? ozwie "tam-tam": dzwon,
ty wejd?.
MUZA
I bierz najwy?szy ton!
KONRAD
I nawet si? nie spytasz, jaka s??w b?dzie tre???
MUZA
Chc? akcji, dzia?aj, daj?? pole.
Zagraj, jak zechcesz, twoj? rol?,
a mo?esz ich, gdzie zechcesz, wie??!
KONRAD
A tamci?
MUZA
Tamci b?d? gra?
za siebie te? - jak kogo sta?.
(Konrad schodzi ze sceny, kt?ra zape?nia si? t?umem aktor?w i statyst?w).
RE?YSER
Role rozdane! - kto zaczyna?
Na miejsca! - Wznosi si? kurtyna! -
To rzek? i klasn?? tu trzy razy.
Rampa si? nagle roz?wietli?a;
podnosi si? zas?ona z gazy,
kt?ra dotychczas wszystko kryta.
Gdy si? ju? uporano z gaz?,
Muza, kt?rej gr? rozpocz?? wypada,
sukni? poprawia i uk?ada,
wreszcie rozpoczyna z emfaz?:
MUZA
Niebiank? zst?pi?am do tych bram
i Sztuk?, kt?rej tajnie znam,
przed wami g?osz?!
Serca w g?r?! Do g?ry g?owy! Dumne czo?a!
RE?YSER
Czego pani tak wola?
MUZA
W purpur? i z?otog??w przyodziani:
oto moi m??e wybrani,
a tamci w zgrzebnej koszuli,
a tamci w wiecznej ?a?obie...
RE?YSER
Daj spok?j garderobie.
MUZA
Pie?? moja wybie?y przede mn?
na wasze spotkanie.
O Pie?ni, czyli ty nie b?dziesz daremn??
O Pie?ni, co si? z tob? stanie?
B?dzieszli ulg? siostrze, bratu?
RE?YSER
Widocznie brak ci tematu.
MUZA
Przestworza! Hej, wy gromolice,
co nosicie w p?achtach b?yskawice,
wy, o kt?rych s?ysza?am w ba?ni,
przydajcie si?y s?owom moim!
RE?YSER
(do Maszynisty, kt?remu daje za kulisy znak)
..... Trza?nij!
- - - - - - - - - - - - - - -
(Daje si? s?ysze? jakoby dalekie uderzenie piorunu -
przesypano bowiem kilka o?owianych kul przez blaszan? rynn?, ukryt? w kulisach. Po czym s?ycha? przeci?g?e huczenie i dudnienie gromu, coraz zanikaj?cego w oddali - bo oto bardzo wprawnie bito w b?ben, g?uche uderzenia wydaj?cy, a wysoko na g?rnym pomo?cie sceny ukryty).
MUZA
Ktokolwiek ?yjesz w polskiej ziemi
i smucisz si?, i czo?o kryjesz,
z r?koma w krzy? za?amanemi
biadasz - przybywaj tu - od?yjesz!
W Przestrze? rzucimy wielkie s?owa,
tragiczn? je ubierzem mask?.
Ktokolwiek wiesz, co znaczy polska mowa,
przybywaj tu - od?yjesz S?owa ?ask?.
Wyzwolin doczekacie si? dnia,
przybywamy tu z zapowiedzi? -
tragiczn? b?dzie nasza gra,
wyrzutem b?dzie i spowiedzi?.
Uderzymy g?rne, wysokie tony,
jak z wie?yc bij?ce dzwony.
Przybywamy tu z zapowiedzi?.
Tragiczn? b?dzie nasza gra:
skar?eniem, ch?ost? i spowiedzi?.
Wyzwolin ten doczeka si? dnia,
kto w?asn? wol? wyzwolony!!
SCENA l.
Tu rozpoczyna szereg m?w
polonez, grany d?wi?kiem st?w:
KARMAZYN
Sto lat ju? j?czym w wi?zach lwy.
C?? aspan na to?
HO?YSZ
?wiat z nas drwi.
KARMAZYN
My?le? o lepszej trudno doli.
HO?YSZ
Trzeba by za krew ?akn?? krwi.
KARMAZYN
Na syn?w patrze? serce boli.
HO?YSZ
Na wnuki patrze?: ha?ba, tfy!
KARMAZYN
C?? acan my?li?
HO?YSZ
?e w niewoli
nawyk?y jarzmo d?wiga? ?by.
KARMAZYN
Kiedy? ten przyjdzie, kto wyzwoli?
HO?YSZ
Nie przyjdzie, to s? z?udne sny.
To w przewidzenie wiara, w gus?a.
KARMAZYN
Wi?c c?? zosta?o?
HO?YSZ
Kajdan stos,
trucizna, brzytwa i powr?s?a,
je?li wam obrzyd?, bracie, los.
KARMAZYN
Ale? str?j na mnie dobrze le?y?
HO?YSZ
Wybornie! Szlacht? po was zna?.
KARMAZYN
Gdy mnie kto ujrzy, to uwierzy,
?em z tych, co kr?lom byli bra?.
HO?YSZ
?e?cie karmazyn, wida? z miny.
KARMAZYN
?e?cie mnie r?wny, g?osz? sam.
HO?YSZ
R?wnego herbu i rodziny? -
Za lask? dzi?ki wam.
KARMAZYN
Dajcie mi g?by, dajcie pyska,
niechaj swojego sw?j u?ciska.
O jutro co mi tam!
HO?YSZ
Niechaj swojego sw?j u?ciska;
o jutro co mi tam.
- - - - - - - - - - - -
KARMAZYN
Jako? przepad?o moje mienie.
HO?YSZ
Na mej chudobie ci??y d?ug.
KARMAZYN
Ale cho? czyste mam sumienie
i mi?d nie?atwie zwali z n?g.
HO?YSZ
Srebra rodowe mam w zastawie,
na skrypt pozwano mnie przed s?d.
B?g wie, ?e jeszcze s?u?? Sprawie.
Jako? si? w?dy naprawi b??d.
KARMAZYN
Po kniejach nios?y het ogary
braci szlacheckiej g?o?ny gwar.
Dzi? nam daremne szuka? pary.
Dzisiaj ju? nie ma dawnych wiar.
HO?YSZ
Batogiem gna?e? ch?opstwo w pole,
przez pier? im szed? tw?j z?oty p?ug.
Dzi? umiesz z pych? znie?? niewol?.
KARMAZYN
Niewol? prze?y? da mi B?g.
HO?YSZ
Da B?g doczeka? dni tych kiedy,
wr?cimy zn?w do dawnych wad.
KARMAZYN
Zapomnim jako? naszej biedy.
Daj, bracie, g?by, b?d? mi rad.
HO?YSZ
Niechaj swojego sw?j u?ciska!
To jutro b?dzie, co ma by?.
KARMAZYN
Dajcie mi g?by, dajcie pyska,
dla Republiki trzeba ?y?.
HO?YSZ
P?ki jeste?my, Polska ?yje,
Rzeczpospolita znaczy: my.
KARMAZYN
Z nami si? pasie, z nami tyje;
?e chudnie, to s? g?odnych sny.
HO?YSZ
Cho? miast karabel mamy kije,
odp?dzim kijem g?odne psy.
KARMAZYN
Daj, bracie, g?by, dajcie pyska!
Dla Republiki trzeba ?y?.
HO?YSZ
Niechaj swojego sw?j u?ciska.
To jutro b?dzie, co ma by?.
- - - - - - - - - - -
KARMAZYN
Usi?d?my tutaj przy tym stole -
karty - rozpocz?? mo?na gr?.
HO?YSZ
Gram jako?-tako? moj? rol?,
cho? nie wiem, jak to sko?czy si?.
KARMAZYN
C?? to za gawied? za krzes?ami?
(Za krzes?ami, gdzie siedzi szlachta, stoi gromada ch?opstwa).
Ostatek z?ota idzie w pult.
Kto szlachcic brat, niech siada z nami,
b?dziemy gra? karabelami,
b?dziemy gra? o lity pas.
Jedyny wielki osta? kult:
honor Poloniae ?yje w nas!
HO?YSZ
C?? to za gawied? za krzes?ami?
Widzisz, tam na brzeszczocie krew?
KARMAZYN
Co mi tam jutro, dzisiaj z wami!
Si?gnie mnie tylko Bo?y-Gniew.
Nie zadr?y oko przed cepami.
Rzucajcie na st?? z?oty siew!
B?dziemy gra? karabelami.
Rozp?dzim szabl? g?odne psy.
Niech stoi gawied? za krzes?ami.
Wiwat Polonia! Wiwat my!
(Inna zn?w grupa na siebie uwag? zwraca, a w niej g??wn? osob?: Prezes).
SCENA 2.
PREZES
Twarz zsiad?a zmarszczk?w lini? w???,
zastyg?ych jest krater?w pawe??;
my?l ka?d?, s?owo wi?zi d?ugo,
nim swoj? j? uczyni s?ug?
i wypowie z wiar? najg??bsz?,
im p?ytsz? b?dzie i lepsz?.
R?k? po???my na naszym sercu i s?uchajmy, jak nasze serce bije.
Powolni biegowi wydarze?, kt?re oko?o nas id?, wznie?my si? ponad s?d porywczy i m?odzie?czych dni naszych przypomnienie i z r?k? na sercu w przysz?o?? patrzmy.
CH?R
(kiwa g?owami).
PREZES
W przysz?o?? patrzmy i aby synowie i wnuki, i prawnuki nasze, spokojni i powolni, na sercach k?adli r?ce i w przysz?o?? patrzyli coraz dalsz?.
CH?R
(kiwa g?owami).
PREZES
Umiera? b?dziemy, jako?my wzro?li cisi; za? okrutn? duszy naszej n?dz? niech pier? nasza okryje tajemnic? i nieszcz??cie nasze tajemnic? zejdzie z nami w gr?b.Przysi?gamy wieczyst? tajemnic?.
CH?R
(wznosi r?ce do przysi?gi).
PREZES
A teraz pogodni zasi?d?my do wsp?lnego sto?u i pami?tajmy jedno: nie wymawia? nigdy s?owa: Polska.
CH?R
(kiwa g?owami).
(Inna zn?w grupa na siebie uwag? zwraca, a w niej g??wn? osob?: Przodownik).
SCENA 3.
PRZODOWNIK
Palone buty, zapalny ruch,
pal?ce kr?tkie st?wo;
z pogard? patrzy w tamten t?um,
gdzie ka?dy kiwa tylko g?ow?
i s?dzi, ze we? wst?pi? duch,
gdy m?wi jedno wci?? na nowo.
Jest m?ody, ogie? w oczach zna?:
ca?uje, ?ciska wci?? sw? bra?.
Podajmy sobie r?ce braterskie i jedno ino wci?? wo?ajmy: Polska, Polska.
CH?R
Polska, Polska!
PRZODOWNIK
Braterskie sobie podajmy r?ce, aby?my wiedzieli, ?e w w?ze? spajamy si? nierozdzielny, nierozerwalny, u?wi?cony tym s?owem: Polska.
CH?R
Polska, Polska!
PRZODOWNIK
Rozpacz rozum?w naszych niech zabije i rozgoni ten jeden jedyny zgodny ch?r s?owa:
CH?R
Polska, Polska!
PRZODOWNIK
Niech ka?dy wie, ?e w piersi naszej i my?li naszej nie ma nic, co by si? temu s?owu opar?o. Kto nam wydrze? to s?owo zechce, ten najdzie nasze piersi i mysi nasz? pustkowiem a g?usz?. Nie patrzmy poza nasz st??, nie patrzmy; jeno braterskie sprz?gnijmy r?ce i krzyczmy, krzyczmy: Polska!
CH?R
Polska, Polska!!
(Inna zn?w grupa na siebie uwag? zwraca, a w niej g??wn? osob?: Kaznodzieja).
SCENA 4.
KAZNODZIEJA
Do g?ry, bracia, do g?ry,
gdzie orze?, ptak bia?opi?ry,
roztoczy nad nasze g?owy
os?on? skrzyde?.
Do g?ry, bracia, do lotu,
do wy?yn, uniesie? ducha,
pod gwiazdy, duchem wzwy?.
Patrzajcie, oto krzy?!
B?g moich wywod?w s?ucha.
Do g?ry, bracia, do g?ry.
Zapominajcie doli,
?ciganej mar? straszyde?.
Do g?ry, bracia, do g?ry,
gdzie orze?, ptak bia?opi?ry,
wolen krat, wi?z?w, side?,
roztoczy nad nasze g?owy
os?on? szerok? skrzyde?.
Za chmury, bracia, do lotu,
do wy?yn, gdzie B?g wszechw?ady,
czo?a podnie?cie i szpady
w przysi?dze za Mi?o?? wieczn?,
za wierno?? niebieskiej nagrody,
kt?r? we?miecie z zag?ady
z?a i niewoli, i n?dzy,
w cia? wielkim zniszczeniu i skrusze,
ratuj?c dusze, d?wigaj?c dusze,
do g?ry, bracia, do g?ry,
gdzie orze?, ptak bia?opi?ry,
Polsk? na skrzyd?ach ponosi
CH?R
Polsk? B?g przez ciebie g?osi!
KAZNODZIEJA
B?g Polsk? we mnie g?osi!!!
CH?R
Do g?ry my?l?, do g?ry,
gdzie orze?, ptak bia?opi?ry!
(Inna zn?w grupa na siebie uwag? zwraca, a w niej g??wn? osob?: Prymas).
SCENA 5.
PRYMAS
O dumni, wy na kolana
przed jasnym obliczem Pana.
W proch, na kolana, w py?
a duch wasz zyszcze si?,
a duch wasz zyska moc.
O dumni, uk?rzcie pych?,
a jako s? w was n?dzne i liche,
gr??one w noc -
tak powstan? wywy?szone,
?wi?to?ci? ciche:
olbrzymy, tytany z mogi?,
we wie?cach nie?miertelno?ci,
pany niebieskich w?o?ci.
Padajcie na kolana,
by by?a wys?uchana
modlitwa ziemi t?skni?ca;
?ywot dope?niony, dowieczny.
Czo?a w proch, w py?!!
CH?R
Daj nam si?, daj nam si?
na ?ywot wieczny - -
PRYMAS
W proch czo?a przed moj? szat?.
Szata ta moja czerwona,
we krwi centaur?w pojona,
zwyci?stwo znaczy ko?cio?a,
gdy z zamku-kastelu Anio?a
dzia?a bojowe uderz?
i zabij? te, kt?re nie wierz?.
Uznajcie we mnie ksi???cia,
sztandary przede mn? pochyli?.
Roma mi udziela zakl?cia,
A Roma nie mo?e si? myli?.
W proch czo?a, ROMA LOCUTA;
w mym s?owie uznajcie Pana,
a s?awa i wielko?? wasza,
m?cze?stwem w granitach kuta,
wiekom si? wieczysta og?asza,
?ywotem ?wi?tych bogat?.
W pokor?, w pokor?, dumni!
Na kolana!
CH?R
Na kolana!!
PRYMAS
Kl?cz?cy, wytrwajcie w postawie.
Dob?d?cie szabel na po?y.
Nad wami grobu sklepienie
zawar?y ?wi?te ko?cio?y.
S?uchajcie! ROMA LOCUTA,
wyrzek?a to w waszej Sprawie:
Niech b?d? wyczekuj?cy,
a? ?mier? je zgrabi, zaorze.
Zyskaj? zbawienie Bo?e.
Niechaj w postawie wytrwaj?:
niech wierz? i niech czekaj?!
Poznaj? krzywe szablice,
poznaj? delije, ?upany
i dum? na czele kwitn?c?.
Na kolana, Rycerze-Polacy,
ze schylonym stawajcie tu czo?em
przed niebios z?otym Anio?em,
z tymi szablami krzywymi
i schylonymi sztandary,
przysi??ni obro?c? wiary,
wieczy?cie postaw? Jednacy.
Gdzie Jozua, co s?o?ce wstrzyma
nad wami, co pogotowiu,
ze wzniesionymi oczyma,
z p??dobytymi szablami?
Kl?cz?cy Rycerze-Polacy!
Nie b?dzie? nigdy s?uchana
modlitwa wasza, umarli?
CH?R
O wielki, o s?ugo Pana,
cho?by nas wiekiem przywarli.
PRYMAS
Na kolana!
CH?R
Na kolana!
(Inna zn?w grupa na siebie uwag? zwraca, a w niej g??wn? osob?: Mowca).
SCENA 6.
MOWCA
Przez serce do serca droga.
Ogie?, co tleje w iskierce,
rozniec? w lun? po?aru,
serdecznym porywem daru,
ust z?ot?, miodow? wymow?.
Przyjmijcie S?owo!
Kochajcie! Mi?o??: p?omienie!
O Mi?o??, kwiecie r??any!
R?? wie?ce rzu?cie kobiecie,
mnie wieniec cierni?w wi?zany.
Cierniami serce oplot?,
w s?o?cu je przyjm? za z?ote,
za wi?zy z?ote s?oneczne,
mi?o?nie wi???ce dusz?.
Kochajcie! Zawi?? przyg?usz?,
przyg?usz? zazdro?? i z?o?ci
god?em jedynym Mi?o?ci.
Kochajcie! Ogie? w iskierce!
Do serca droga przez serce.
(Od g??bi sceny, spoza filar?w katedry wchodz? Ojciec i Syn).
SCENA 7.
OJCIEC
Troska o syna: jego maska.
Syn przed nim ju? niem?ody.
I obaj id? w zawody,
?e staro?? si? w nich po?r?d wa?y:
u kt?rego z nich wi?cej jej w twarzy.
Czy w tej m?odo?ci, co zl?kniona,
w okrutnym jakim? marsie czo?a;
czy w tej, kt?ra los zgadn?? chc?ca,
czuje, ?e wstrzyma? go nie zdo?a.
Synu m?j najmile?szy, nie pogl?daj ku prawej stronie ani ku lewej nie patrz. ?li oni, jedni jako drudzy; - i sercem chc?, by? wyr?s? ponad onych, za moj? id?c my?l? i s?owem.
SYN
S?ysz?, ojcze.
OJCIEC
Jeno przed si? id? i patrz przed si?, a we swej duszy si? wpatruj widziad?o, kt?re pocznie si? przed tob? z my?li mojej i ze s?owa mojego.
SYN
S?ysz?, ojcze.
OJCIEC
Niechaj nie zatrzyma ci? na drodze twej ?adna r?ka zbrodnicza ani r?ka skalana brudem i pod?o?ci?, lecz przejdziesz wskro? pod?ych i nikczemnych ty jeden u?wi?cony, szlachetny, wierz?cy w prawd? my?li mojej i w prawd? s?owa mojego.
SYN
S?ysz?, ojcze.
(Tu na scen? wchodzi Harfiarka, zatrzymuj?ca si? w?r?d r??nych grup).
Widz? j?, oto idzie ku mnie i struny tr?ca:
SCENA 8.
OJCIEC
W r?ku jej harfa z?ota.
SYN
W w?os jej wpl?tane w??e.
Jej szata ?achman lichy.
OJCIEC
Jej strun ze z?otej arfy
g?os czarodziejski i cichy.
Z?ociste stroj? j? szarfy:
str?j pychy. - Uciekaj, synu:
ona z piekie? id?ca.
SYN
Ojcze, ?achmany j? kryj?.
Jej struny si? ?al? i p?acz?.
Sercem mnie k'sobie czuli.
We zgrzebnej jest koszuli.
OJCIEC
Dusz? tobie zatruj?.
O synu, patrz przed si?, synu.
Nie s?uchaj, kto ciebie zwodzi
w rozstajne, w b??dne drogi.
Poganki, b??dnice, bogi.
Id? m??em, id? sil? m?odzi
naprz?d, wci?? dalej patrz?cy,
dalej i dalej, i dalej,
a? znikn? n?dzni i mali.
Nie s?uchaj muzyk zwodnicy,
uciekaj - za my?l? moj? -
niech tobie b?dzie ostoj?,
za my?l?, za moj? dusz?,
niech kl?twy ciebie przymusz?
za prawd? s?owa mojego.
Ustrzeg?, ustrzeg?? z?ego.
Idziemy ku przeczystej krynicy,
k?dy ja m?odo?? odzyszcz?,
ty w m??a wzro?niesz z m?odzie?ca.
HARFIARKA
Przychodz? ?piewa? na zgliszcze.
(Przystan??a oto teraz tu? przed Ojcem i Synem).
OJCIEC
Hen, dalej, spieszaj do dzie?a!
Nie s?uchaj...
SYN
Serce mi wzi??a.
HARFIARKA
Na tych strunach nanizanych
serce moje gram;
?miej si? do mych lic rumianych,
dusz? twoj? znam.
Dusza w tobie si? ?ali?a,
spostrzeg?am j? raz:
na rozstaju w ?r?dle pi?a,
k?dy o?tarz-g?az.
U o?tarzam s?u?k? by?a:
wr??y?am ci wiek.
Dusza twoja w ?r?dle pi?a
zapomniany lek.
Hej, wy struny moje z?ote,
grajcie szumny gaj;
w?osy moje w harf? splot?...
Harfo, dusz? graj.
SYN
Grasz mi mego serca nut?...
HARFIARKA
Dusz? twoj? gram.
OJCIEC
Synu, serce w niej zatrute.
P?jd? za mn?...
SYN
Kocham j?.
OJCIEC
Mi?o??, synu, zabija.
Uciekaj od mi?osnych lic.
SYN
Ty moja...
HARFIARKA
Ja niczyja...
OJCIEC
Uciekaj od r??anych ust.
Mi?o?? to czar i k?am.
SYN
Kocham...
HARFIARKA
Dusz? twoi? gram.
. . . . . . . . . . . . . . . .
T?skni w tobie ?alem, ?piewem,
gdzie rodzimy k?t,
k?dy dw?r tw?j z wielkim drzewem
lip woni?cych s?odk? wo?.
T?sknisz do? - - ?
Hej, pobieg?by? st?d.
Gdyby tobie kwietne sady
daty ch??d na skro?.
Brz?cz?... S?yszysz r?j? - Patrz, gady
pe?zaj? ?r?d traw.
To si? tobie ?ni:
W kosodrzewy umajony
czarny - modry staw;
ty nad wod? pochylony,
patrzysz w ton.
T?skno ci?
SYN
T?skno mi.
HARFIARKA
Le?, polatuj w wichrach burz,
k?dy walczy ?wiat;
gdzie syn z ojcem stacza b?j,
k?dy z bratem walczy brat,
jeden car, a drugi kat.
K?dy z ojcem walczy syn,
kto ma w r?ce uj?? czyn?
Kto ma podj?? zn?j
i ci??ar podj?? trosk?
Na b?j, przez krew na b?j!
W mrowisko, hej,
za wichrem le?, za wichrem wiej,
za mn? na rozstaje dr?g,
k?dy w bor?w zawierusze
d?wi?czy b??dny zloty r?g.
T?sknisz - ?
SYN
Ach! T?sknota B?g.
HARFIARKA
Kochasz - p?jd? - za mn? - s?ysz...
SYN
M?j ojcze!
OJCIEC
Synu, dr?ysz?
SYN
Odchodzi - tam - za nimi - hen. -
Jej mi?o??...
HARFIARKA
Sen - przelotny sen -
Do dalszych id? scen.
(Oto ju? przy innej gromadzie przystan??a).
SCENA 9.
. . . . . . . . . . . . .
Zagram wasz? skryt? my?l,
zagram waszej duszy sen
i tamten ?wiat, i ?wiatek ten.
Przelotem le?cie hen.
K?o?cie si? do moich lic,
do r??anych moich ust...
Lotny sen... ?achmany chust...
CH?R
C?? wy?piewasz?
HARFIARKA
Nic.
( Tu lekkim rzutem arf? tr?ca,
jakby to s?owo: "nic" dzwoni?ca).
(Oto ju? przy innej gromadzie przystan??a).
Zako?ysz? t?skny ?al,
jak si? czepia szumnych brz?z,
jak si? czepia szumnych fal
i zb??, i traw, i ??z.
Zas?uchani w ?piewek m?j,
patrzcie do r??anych lic.
Lotny sen..... pszczelny r?j...
CH?R
C?? wy?piewasz?
HARFIARKA
Nic.
(Po strunach lekko przemknie d?oni?,
jakby to struny to "nic" dzwoni?).
(Oto ju? przy innej gromadzie przystan??a).
Id? dalej, lotny duch;
id? dalej, biedny cz?ek,
z roku w rok, z wieku w wiek,
?achman kryje grzbiet...
id? het...
Bywaj zdrowy, bywaj zdr?w.
Lotny sen - uroda lic...
Wr?c? zn?w.
CH?R
Co przyniesiesz?
HARFIARKA
Nic.
(Zn?w lekkim rzutem strun tr?ci?a,
jakby to arfa "nic" dzwoni?a).
(Ju? coraz dalej ginie w t?umie,
coraz innymi otoczona).
Przyjdzie za mn? pszczelny r?j,
orszak m?j. - -
Zanucimy pie??.
Przez ten czas, na was ju?
szron zejdzie i ple??...
Ha, c?? - ?
Musz? i?? - - wr?c? zn?w...
Zanuc? wam PIE??
wiosennych moich lic,
lecz s?owa to.... nic.
(Od g??bi sceny idzie Samotnik).
SCENA 10.
SAMOTNIK
Ni m?oda jego twarz, ni stara,
nos orli, wielkie ?yse czo?o,
zakl?ta w twarzy jedna wiara:
Iksjon wpleciony w m?czar? ko?o.
My?li go dr?cz?, gubi?, d?awi?;
my?lami tron buduje dla si?,
a? w my?lach z tronu w otch?a? runie.
I zn?w zapada w my?l g??bok?,
i w jeden przedmiot utkwi oko,
nim my?li nowe go wybawia,
ze w m?zgownicy swej pionka posunie.
Wlok? si? za nim dziwne p?aszcze
ze starych kronik, kt?re czyta?,
z or??w wypchanych paku?ami,
z broszur, gdzie jak? mysi zachwyta?,
z strz?p szal?w (niegdy? by?y nowe,
by?y: purpura, jedwab, z?oto);
dzisiaj w koronk? zdarte, p?owe,
gdy je niejedna plama plami,
?wiec? jak pe?ne gwiazd rzeszoto.
Wi?c trzeba? by?o, abym wszystko straci?,
bym my?l? si? wzbogaci?.
Wi?c trzeba? by?o, ?ebym wszystko zdepta?;
przez zgliszcz, przez gruzy zyska? w?adz?;
by duch mi m?j wyszepta?
IDE?, kt?r? innych poprowadz?.
P?aszczu z purpury - gronostaje, puchy:
b?oto i kurz, i ?nieg...
Marnota - licho??. - - Walcz? duchy,
a zesz?y nad przepa?ci brzeg.
Gdzie st?pi?... przepa??, pa?? ju? mam
i kamieniej? w granit-s?up.
St?jcie - tu przepa??! - Nico??, trup,
na dnie tam trup... !
Szatani ?miej? si? na dnie...
S?yszycie ?miech?
ECHO
He he he he.
SAMOTNIK
Przestwory! Widz? poprzez z?om
w chmurach wisz?cy grom,
jak schyla si? nad Bo?y-dom:
daleko hen. - Piorunie, st?j!
Rozpoczn? z Bogiem b?j.
Anio?y p?acz? w skardze, ?zach...
ECHO
Ach - - - - -!
SAMOTNIK
Czym jestem -? - Pyta? -? - Kogo? - Ech?
Ha, wiem!... Kto jestem...
ECHO
Grzech.
SAMOTNIK
Jak uj?? nazw? m? w litery? -
Ja tajemnica. - Jak?e zwa?,
by moj? przestrzec bra?? - - -
Jak uj?? dusz? m? w litery?
ECHO
Nazywasz si? czterdzie?ci cztery.
SAMOTNIK
Ha! - - Jestem sam... Kto oni s??
C?? oni -! ?lepce - Czyli ja?
Kto? j?czy - - -
ECHO
Wichr.
SAMOTNIK
Kto? p?acze, dr?y - -
ECHO
To ty. - - -
SAMOTNIK
Ja.---
(podchodzi ku pos?gowi rycerza)
Pot?go, ?pisz - do ciebie lgn?,
przebudzaj si? - zrozumiesz mnie,
ty lwie! - Ja tajemnica! - Drgniesz?!
ECHO
Drgn?.
SAMOTNIK
Kim jeste? ty? - Kim jestem ja?
Czym b?dzie ?wiat, czym by??
Kto Panem ludzkich si??
K?dy jest On - Przedwieczny, gdzie?
Czy wr?ci - ?
ECHO
Nie.
SAMOTNIK
To ja - to ja - mych w?asnych s?ucham ech.
C?? ze mnie ludziom - Bogu?
ECHO
?miech.
(Tutaj nowa osoba pojawia si? na scenie:)
SCENA 11.
WR??KA
Ho ho, ju? wbieg?a, jak Ariel chy?a,
z szybkiego biegu zap?oniona.
Za d?onie ich bierze i wr??y:
d?o? kre?li ka?d? znakiem krzy?a
i krzy? na czole swym powt?rzy.
I w oczy patrzy, i wzrokiem bada,
?e to w g??b duszy zajrze? chc?ca -
a? wreszcie d?o? t? czyj?? odk?ada
i zda si? zapominaj?ca. - -
Ruchem tylko g?owy przeczy,
jakby jakie? my?l?ca rzeczy
inne, kt?rymi jest natchniona:
Zwiastunk? jestem, idzie ju?
TEN, co powiedzie wszystkich was
do r??, do zb??, do kras.
CH?R
To on? To ten? To tamten...?
WR??KA
Hen...
Podajcie dlo? - do gry, do gry!
Zobacz?, powiem, czy to ty -?
CH?R
Kto z nas?
WR??KA
Ty nie - ty nie. - On przyjdzie k'wam
z otwartych scie?aj bram.
CH?R
To ten! -
WR??KA
O nie! - Daj r?ce, daj! -
Ja zgadn?, sk?d on rodem?
CH?R
Znaj!!
WR??KA
O tam, o tam, gdzie Eden-raj,
gdzie mi?o??, lito??, ?al,
z tych dal przywiod? go Anieli.
CH?R
Kto b?dzie, kto? - Anhelli?
WR??KA
Anhelli -? Nie.
CH?R
A kto?
WR??KA
On blisko ju?, mo?e w?r?d was,
u drzwi, u progu - mo?e tam -
ju? idzie... ino jest w p???nie.
CH?R
Cyt - Cyt!
WR??KA
Powietrze drga.
CH?R
Ten b?ysk...
WR??KA
To moja ?wieci Iza.
Czekajcie - cyt - ju? idzie, ju? -
zatrzyma? si? w?r?d burz.
S?yszycie wicher, p?dzi chmury ?nieg?w:
tam marzn? waszych ostatki szereg?w!
CH?R
Konrad!
WR??KA
To imi?!
CH?R
Konrad!!
WR??KA
W po?ar?w dusz?cym dymie
idzie...
CH?R
Lecz kto, lecz gdzie...?
Czy dor?s? ju?? - Czy m??? Czy dzici??
WR??KA
Ja nie wiem nic - ujrzycie!
Zwiastunk? jestem. - Mo?e ju?...
Ja wr??ka, zwiastun, wr??.
R?k? swoj? daj!
Mo?e to ty -? Mo?e to on -?
To tamten mo?e -?
CH?R
Wr??!
(Odprowadzaj? j? i id? za ni? t?umnie, a ju? nowa grupa os?b wchodzi do katedry).
SCENA 12.
STARZEC
Podtrzymywany przez dwie dziewy,
idzie staruszek-ojciec siwy;
to g?ow? rzuci jak orze?,
to g?ow? zwiesi i przystanie.
Przychynie ku sobie dziewczyny
i r?ce k?adzie na nie,
jakoby przez to r?k wezwanie
ducha wielkiego w nie zaklina?.
Modlitew on zaczyna ?piewy,
a one jako ch?r i fina?.
Przyszli i wej?ciem s? przej?ci,
?e tej do?yli godziny,
i patrz?, jako wniebowzi?ci,
po ?cianach wielkiej katedry.
Wi?c to tutaj - oto patrzcie, moje c?rki - do g?ry pojrzyjcie. Tam pod sklepieniem zatrzymuje si? my?l polska. Oto tam jej najwy?szy kres. - A tu ku murom i ?cianom zapylonym patrzcie, to najszerszy my?li polskiej lot. Widzicie wi?c, jakie polska my?l ma skrzyd?a. Jest ci ona tym ptakiem, kt?ry tu jest zamkniony i skrzyd?ami bije o kamie? kolumn tych ciosany, i skrzyd?ami tr?ca te rycerze po?pione. - Przysiad?a ta mysi polska doko?a, a we wie?ce r??nolite splot?a ludzie osobne. C?rki moje, oto widzicie: jakby narody osobne, kt?re ko?ci?? ten wi??e. C?rki moje. Gdy B?g w ten ko?ci?? wnijdzie - to
wielkiej tajemnicy daje ?wiadectwo. A mo?e my b?dziemy ku ?wiadectwu temu powo?ani? A je?li nie my ?yj?cy - to duchy nasze tu przyjd? i ?wiadectwo ko?cio?owi temu dadz?.
C?RKI
A je?li nie my ?yj?cy doczekamy, to duchy nasze tu przyjd? na ?wiadectwo ko?cio?owi my?li polskiej.
STARZEC
Amen. - C?rki moje, patrzcie, jako tu wszyscy si? zebrali, i nie daj Bo?e, aby nas brakn?? mia?o - gdy my?l polska si? buduje. Patrzcie, c?rki moje - oto tu wszystko jest Polsk?, kamie? ka?dy i okruch ka?dy, a cz?owiek, kt?ry tu wst?pi, staje si? Polski cz??ci?, budowy tej cz??ci?. Oto i my teraz przydajemy miary cia?u temu - i my teraz dopiero w?r?d tych mur?w jeste?my Polsk?. Czujecie? wy, c?rki moje, ?e my teraz jeste?my Polsk?? Podajcie mi r?ce - bli?ej, bli?ej, tu g?owy ku piersi mojej pochylcie... S?yszycie? Jedno jest uderzenie naszych serc i jedna oddechu miara i - teraz my, c?rki moje, teraz dopiero jeste?my Polsk?.
We?mi, Panie, w spokoju dusze nasze.
C?RKI
Wezwij, Panie, w spokoju dusze nasze.
STARZEC
Tutaj mo?ecie p?aka? - a ?adna ?za wasza nie b?dzie zapomniana. Radujcie si? - a ?adna rado?? wasza nie b?dzie samotna. Otacza was Polska, wieczy?cie nie?miertelna. - Otwierajcie oczy, c?rki moje - patrzcie, patrzcie, patrzcie, a milczenie ust waszych z?otym
b?dzie dusz waszych pancerzem. B?ogos?awie?stwo idzie ku wam.
C?RKI
B?ogos?awie?stwo bierzem.
- - - - - - - - - - - - - - - - - -
(Wchodzi Geniusz)
Czyli to muzyka te dziwne d?wi?ki,
czyli od ?cian echa biega tu?acze,
czyli ptak to jaki u okien zb??kany?
Go??bie to mo?e bij? skrzyd?y?
Czy kto potr?ci? w organie
klawisze - i zad?? wichrem?
Sk?d?e ten mrok, co pada - -- ?
Oto przychodzi ten, co wszystkim w?ada.
Jako pos?g jego postawa;
jako spi?owe pokrywy,
jego ubi?r i str?j jego: S?awa.
Na czole wiecha ogromna
zeschni?tej ostu ga??zi.
Oblicze jako spi? ciemne.
Pojrza?. - Wszystkich oczy w uwi?zi
swoim zatrzyma? spojrzeniem.
R?ce ponad nimi rozpostar?
na znaki jakowe? tajemne
i mrok?w otoczy? ich cieniem.
Kto?e? jest, widmo olbrzymie?
Kto jeste?, wielki i dumny?
Idziesz - dr?? za tob? kolumny.
St?pisz - dr?? posady ?wi?tyni.
Sk?d ten mrok doko?a ciebie?
Sk?d ta okrutna zaduma,
kt?ra z onych pos?gi czyni - ?
Jakie twoje IMIE?
AKT DRUGI
INNA DEKORACJA:
W tym akcie maski znaczy? maj?
takich, co my?l sw? ukrywaj?
i nigdy jej nie stawi? jasno,
cudz? jest, czyli ich jest w?asn?.
Z Konrada jeno patrz? z twarzy:
czy wierzy, czyli tylko marzy;
z Konrada zgadn?? chc? z oblicza:
pewny, czy tylko li oblicza;
z Konrada zgadn?? chc?cy z lic:
czy wie ju?, czyli me wie nic,
czy zna swe si?y i sw? moc,
czy sam jest, wko?o za nim noc,
czyli: czy si? ku ?ywym garnie
i z czym p?jdzie, co dalej zamierza?
Badaj?. - Konrad si? nie zwierza,
kryje sw? moc i swe m?czarnie.
W tej walce z my?l? walczy w?asn?,
by ujrze? j? dla siebie jasn?.
Cho? przeto maska z nim co gada,
on jeden scen? duszy w?ada
i szuka jeno swojej duszy,
a? ta si? w nocnej zjawi g?uszy.
S? masek twarze m?ode, stare,
pomi?te rys? zmarszczk?w kr?t?;
gdy tak? wdzieje kto maszkar?,
pozna?, ?e larwy d?wiga p?to.
Lecz nie zna? nigdy z takiej twarzy,
co w my?lach skrycie cz?owiek wa?y.
Zastyg?e kl?tw? jej oblicze
w zygzaki run?w tajemnicze.
Cz?owiek, z my?lenia ci?g?? walk?,
tragiczn? staje si? tu lalk?,
zamaskowany mask? sta??,
jakby bez duszy by?o cia?o.
Wchodz? wi?c naprz?d wszyscy t?umnie,
Konrada otoczywszy ch?rem;
gdziekolwiek chcia?by p?j?? i st?pi?,
zast?pi? jemu drog? murem.
Kiedy kurtyna si? ods?ania,
razem z nim wszyscy t?umnie wchodz?,
a on je mow? sw? przegania,
gdy drog? jemu ch?rem grodz?.
KONRAD
Warcho?y, to wy! - Wy, co li?ecie obcych wrog?w pod?o?e, czo?gacie si? u obcych rz?d?w i ca?ujecie naje?d?com ?apy, uznaj?c w nich prawowitych wam kr?l?w. Wy ho?ota, kt?rzy nie czuli?cie dumy nigdy, chyba wobec biedy i n?dzy, kt?rej nieszcz??cie potr?cali?cie sytym brzuchem bezczelnik?w i pi??ci? s?ugi. Wy lokaje i fagasy cudzego pyszalstwa, kt?rzy wyci?gacie d?o? chciw? po pieni?dze - po ?upie? pieni??n?, zdart? z tej ziemi, kt?rej z?oto i mi?d nale?y jej samej i nie wolno ich grabi?. Warcho?y, to wy, co
si? nie czujecie Polsk? i ?ywym podda?stwa i niewoli protestem. Wy s?ugi! Drzyjcie, bo wy b?dziecie nasze s?ugi i wy b?dziecie psy, zaprz?gni?te do naszego rydwanu, i zginiecie! I pokryje wasz? pod?o?? NIEPAMI??!
- - - - - - - - - - - - - - - -
I w czelu?? ciemn? maski ?enie,
?e przepadaj? (w noc je gr??y).
Gdy s?dzi, ze jest sam na scenie,
ju? jedna ko?o niego kr??y:
MASKA l
Wi?c czujesz jakowe? parcie w sobie...
KONRAD
Tak...
MASKA l
I po??danie...
KONRAD
.....Tak.
MASKA l
Wi?c czujesz w sobie jakowe? parcie i po??danie,
i pragnienie.
KONRAD
.....!
MASKA l
I ?e to jest ??dza swobody.
KONRAD
......Nie... Swobod? mam.
MASKA l
- ?
KONRAD
Ilekro? pier? podnios?,
nie czuj? ?adnych k?amstw,
kt?re by pier? t?oczy?y. -
Powietrze w pier? nap?ywa. -
I niczego nie widz? na dalekiej drodze
od moich ?cz po sk?on tych oto g?r...
My?l moja, kt?ra het ku morzu goni, pos?uszna woli
mojej do mnie wraca.
- - - - - - - - - - - - - -
Ledwo ?e larwa gdzie? przepad?a,
inna si? ju? na scen? wkrad?a.
KONRAD
T?dy prowadzi mnie poczucie s?uszno?ci i ??dza sprawiedliwo?ci, mo?e niedo?cigniona, kt?r? trzeba okupi? krwi? i prawie zawsze krwi?, ale to ??dza s?uszno?ci, a nie inna.
MASKA 2
?udzisz si?. Nie ma ?adnego poczucia s?uszno?ci w przekonaniach i nie potrzeba nowej klasyfikacji przekona?, skoro ja si? podejmuj? ka?dego zmie?ci? w starym kalendarzu.
KONRAD
- Rozumiem.
MASKA 2
Nie rozumiesz - ale to nie przeszkadza, aby? m?wi?. Nie rozumiesz. Albo ty jeste? demokrat?, ludowcem i tym podobnym, albo socjalist? i tak dalej, i tak dalej?
KONRAD
Na przyk?ad ty jeste? arystokrat??
MASKA 2
Nie -
KONRAD
Nie? - Wi?c nie. Rozumiem. A tymi innymi, to jest demokrat? czy ludowcem, tak?e nie; socjalist? i tak dalej oczywi?cie nie, spo?ecznikiem te? nie?
MASKA 2
Nie.
KONRAD
Rozumiem, ?e mnie tylko raczysz ocenia?.
MASKA 2
Ja umiem sta? wy?ej.
KONRAD
A!
MASKA 2
Umys? m?j uchyla si? od ma?ostkowo?ci i szybuje tam, gdzie ty nie si?gasz twoim umys?em.
KONRAD
?
MASKA 2
Nauka i sztuka patrzenia, sztuka ?ycia i zrozumienie ?ycia.
KONRAD
Tak wiele!? I c?? tam w tym Olimpie spokoju m?wi? o Polsce?
MASKA 2
?
KONRAD
Ty budzisz we mnie zupe?nie nowe kombinacje odruch?w. Nie przysz?o mi jeszcze nigdy do my?li, ?eby trzasn?? w pysk Jowisza.
MASKA 2
Budz? ja! I kog?? to obudzi?em?...
KONRAD
Oto tego, kt?ry wskazuje palcem ho?ot?!
MASKA 2
!? - -
KONRAD
Wy chcecie ?y? i nie ma pod?o?ci, kt?rej by?cie do r?ki nie wzi?li i nie przyswoili sercu. Wy chcecie ?y? i ju? trawicie b?oto i brud, i ju? was nie zadusza zgnilizna i jad; ale jadem i zgnilizn? nazywacie wiew ?wie?y od p?l i ??k, i las?w. Wy chcecie ?y? i plwa? na wszystk? r?k?, kt?ra was i pod?o?? wasz? ods?ania.
MASKA 2
! - - -
KONRAD
Kt?ra was odgaduje!! K?amcy!!!
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Zaledwie maska ta gdzie? znika,
ju? nowa za nim si? pomyka.
KONRAD
Nienawidzimy si? wzajem i w tym nie ma nic dziwnego.
MASKA 3
Wiem, i? w tobie nienawi?? jest.
KONRAD
Nie m?w ze wsp??czuciem. Jestem z mojej nienawi?ci dumny.
MASKA 3
?--
KONRAD
Tylko nienawi?? jedna zdo?a...
MASKA 3
?--
KONRAD
Nienawi?? jest pot??niejsza ni? mi?o??.
MASKA 3
?--
KONRAD
Na nienawi?? trzeba si? zdoby?!
MASKA 3
Zdoby??!
KONRAD
Zdoby?!
MASKA 3
- Zdoby?!
KONRAD
Nienawidzimy si? wzajem i to nie jest nasze najgorsze z?e. Niemal to jest nasze najlepsze.
MASKA 3
-?
KONRAD
C?? za obraz, gdyby wszystko, co jest, dzia?o si? w imi? mi?o?ci.
MASKA 3
- A!
KONRAD
A!
MASKA 3
Ale? has?o wszechmi?o?ci...
KONRAD
Ha?
MASKA 3
...Kt?re obj?? mo?e najdalsze kr?gi.
KONRAD
To jest k?amstwo, kt?rego powt?rzenie nie sprawia trudno?ci nikomu.
MASKA 3
A!
KONRAD
Mi?o??, ta wszechmi?o?? jest k?amstwem.
MASKA 3
??
KONRAD
No, przecie? to jasne, ?e my nie my?limy w tej chwili o Amorach.
MASKA 3
A!
KONRAD
Chcia?by? to, co m?wi?, okre?li?...
MASKA 3
Jako optymistyczne poj?cie nienawi?ci.
KONRAD
Ot?? mam optymistyczne poj?cie nienawi?ci.
MASKA 3
Definicja si? nada?a.
KONRAD
Wszystko, co my?l?, jest definicj?...
MASKA 3
A!
KONRAD
Ostatecznym okre?leniem, i wszystko, co my?l?, zale?y...?
MASKA 3
Zale?y...
KONRAD
Ode mnie!!
- - - - - - - - - - - - - - -
Zaledwo ta pod scen? wpada,
a nowa ju? ku niemu gada:
MASKA 4
Wyczerpuje si? twoja sztuka i wyczerpuje si? twoja my?l.
KONRAD
Nie. Widz? tylko coraz szerzej i obejmuj? coraz szersze kr?gi rzeczy, kt?re widz? i s?ysz?. Za? ga?nie wszystko, co utrzymywa?o si? pustym d?wi?kiem i farb?.
MASKA 4
Ga?nie sztuka. Przemaga ?ycie.
KONRAD
Nie. Rozwija si? sztuka.
MASKA 4
A ?ycie?
KONRAD
?ycie dla mnie nie istnieje.
MASKA 4
?
KONRAD
Tak samo, jak nie istnieje dla nikogo jako rzecz, kt?ra by nie by?a sztuk? i wysokim artyzmem.
MASKA 4
-?
KONRAD
Ale logiki tego, co jest, dojrze?; logik? t? przejrze? jest trudno.
MASKA 4
A tak.
KONRAD
Przegl?da? jej nie potrzeba!
MASKA 4
?
KONRAD
Nie wolno.
MASKA 4
?
KONRAD
A bramy wszystkie na scie?aj otwiera tutaj sztuka,
MASKA 4
Artystom.
KONRAD
Wszystkim. Artystami s? wszyscy. I ci, co o tym wiedz?, i ci, co o tym nie wiedz? zgo?a o sobie.
MASKA 4
Kt?? to wszystko u?o?y??
KONRAD
C?? ci do tego!?
MASKA 4
?
KONRAD
C?? ci do tego, kto zapali? s?o?ca i da? nienawi?? narodom, kto gasi tysi?ce gwiazd i wznieca gwiazd tysi?ce; kto wp?dzi? w ruchy ?wiat; kto str??em naszych dusz, rze?biarzem naszych cia?; kto mo?e nam zabra? wszystko, co da?.
MASKA 4
B?g.
KONRAD.
Nie b?dziesz wzywa? nadaremno!
MASKA 4
Przykazania?!
KONRAD
Nie b?dziesz wzywa? imienia Polski nadaremno!
- - - - - - - - - - - - - - -
Zaledwie ta ze sceny schodzi,
ju? nowa drog? mu zagrodzi.
MASKA 5
Niekoniecznie musi si? zwyci??y? tu; mo?na zwyci??y? tam.
KONRAD
Tam - ?!
MASKA 5
Mo?na zwyci??y? tam, k?dy nie si?gnie ?adna d?o?, ?adna ?elazna r?ka; gdzie walcz? i zwyci??aj? miecze, kt?rych nie ud?wignie ?adna cz?owiecza w?adno?? ani zr?czno?? ?adna cz?owiecza nie dopomo?e.
KONRAD
Tam?!
MASKA 5
Tam.
KONRAD
Gdzie?
MASKA 5
Tam.
KONRAD
Cz?owiek my?l?cy tak g?rnie jest grzybem spo?ecze?stwa, w kt?rym raczy przebywa?. Czyli lepiej, gdyby? przebywa?...
MASKA 5
-?
KONRAD
Tam.
MASKA 5
Nie ja sam znacz? sobie czas ani nikt kresu mi nie wska?e. To s? niewiadome.
KONRAD
Nie tylko nie widzisz kresu sobie, ale wszak prawda, ?e i pocz?tek tw?j jest tobie tajemnic?.
MASKA 5
Ile ?e Genezis wszelka jest tajemnic?, a tak? jest i Genezis z ducha.
KONRAD
I jedyn? drog? dla rozwoju tych tajemnic jest...
MASKA 5
Jest wed?ug ciebie?...
KONRAD
Milczenie. -
Bolej? nad tym, ?e w og?le my?lisz.
MASKA 5
I ?e my?li mojej pod korzec schowa? nie mo?na.
KONRAD
Czynisz to zreszt? z my?l? innych.
MASKA 5
Zw?aszcza z niedorzeczn? my?l? cudz?.
KONRAD
To pi?knie. Ale to jest uzurpowanie prawa. Sk?d masz prawo?
MASKA 5
W Polsce jak kto chce.
KONRAD
O ile si? to stosuje do tego, czego chcesz ty.
MASKA 5
Przyznajesz mi, ?e chc?.
KONRAD
Wcale nie. Jest to tylko wola literacka, cenzura my?li cudzej, w?a?ciwa przyzwyczajeniom dziennikarza.
MASKA 5
Kt?rym nie jestem.
KONRAD
Jest to zatem tego pokroju talent.
MASKA 5
!
KONRAD
Nie tw?rczy.
MASKA 5
?
KONRAD
Tworz?cy ten las pn?cz?w, przez kt?ry przedrze? si? nie mo?e gromada podr??nik?w; - tworz?cy ten oczeret?w g?szcz i g?sty szuwar na stawiskach, k?dy noc? ?wiec? fosforycznie nenufary, woni? dusz?ce, i irysy w?t?e si? chwiej?.
MASKA 5
Pi?kne.
KONRAD
A k?dy pada ?abi skrzek i wieczorami ?abi rozbrzmiewa rechot.
MASKA 5
To wszystko wiem.
KONRAD
To wszystko jest i poza tob?, i poza mn?, bo to s? rzeczy, kt?re s? i dla kt?rych niczyich oczu nie potrzeba.
MASKA 5
A!
KONRAD
A powtarzanie ich z nud?w i sycenie si? nimi z nud?w...
MASKA 5
No... no...
KONRAD
Nie tworzy nic.
MASKA 5
A!
KONRAD
A! - My?le? nad Polsk? i S?owia?szczyzn? i snu? j? w mg?ach oparnych z ??k i w z?otym t?czy ??ku, snu? j? z tych mgie? oparnych z ??k, z?otego t?czy ??ku, z p?l o smutnawym wdzi?ku, w znacz?cym za?amaniu r?k i spojrze? g??bi...
O, tak, tak, tak, tak...
MASKA 5
O, to jest to wszystko, czego? jeszcze nie pog??bi?.
KONRAD
O, to jest wszystko, co my na razie umiemy.
MASKA 5
A to jest wszystko.
KONRAD
To jest NIC!!!
- - - - - - - - - - - - - - - -
Ledwo przepad?a u w?gara,
ju? nowa wchodzi zn?w maszkara:
MASKA 6
A gdziekolwiek p?jdziesz, p?jdzie za tob? nar?d tw?j. Czyli b?dziesz go wi?d? przez orne pola, czyli po stokach wzg?rz, czyli w g?r zapadliska i ska? pustosze.
KONRAD
- P?jd?...
MASKA 6
Czyli powiedziesz je ku ?wi?tyniom...
KONRAD
A tak, ku ?wi?tyniom.
MASKA 6
Poczynasz my?le?.
KONRAD
P?jd?, gdziekolwiek je powiod?, i b?d? ze mn? razem, za moim walcz?cy S?owem, kt?rego u?ywa? b?d? wsz?dy.
MASKA 6
B?dzie to gromada jaka? czy gmina?
KONRAD
B?dzie to: KO?CI?? WOJUJ?CY.
MASKA 6
A ty ich powiedziesz.
KONRAD
Ku ?wi?tyni. Wejdziemy w progi gmachu, po wstopniach wysokich i staniemy przy kolumnach. A nad naszymi g?owami wysoki strop sklepiony, umalowany b??kitem i posiany srebrem gwiazd.
MASKA 6
Ko?ci?? ?ywych.
KONRAD
Ko?ci?? umar?ych.
MASKA 6
?
KONRAD
A kt?rykolwiek wnijdzie tam i stanie pomi?dzy nami jako pomi?dzy swoimi, ten wyzuty ju? b?dzie ze wstr?t?w ?ycia, oczyszczony ze zap?d?w z?ych i ka??cych ducha i b?dzie bratem mnie i braci mojej.
MASKA 6
!!
KONRAD
A na dzie? onego wielkiego ?wi?ta, kt?re b?dzie ?wi?tem narodu, otworz? zawory sklep?w podziemnych i zejdziemy po schodach, wiod?cych w lochy, ku rozleg?ym piwnicom, k?dy le?? prochy wielkich w narodzie, w kamiennych i z?ocistych zamknione skrzyniach.
MASKA 6
Kr?lewskie groby.
KONRAD
Na dzie? wielkiego ?wi?ta, kt?re b?dzie ?wi?tem narodu, zejdziemy ku grobom kr?lewskim.
MASKA 6
!!
KONRAD
A kiedy dusze nasze dojrzej?, jako k?osy dosta?e lecie, jako owoce sadu piel?gnowanego...
MASKA 6
!!!. . . . . . . . . . .
KONRAD
Tedy zamkn? si? za nami zawory sklepie? podziemu.
MASKA 6
Pomrzecie!
KONRAD
Wyzwoleni!!
- - - - - - - - - - - - - -
Ledwo zanik?a gdzie? za ?cian?,
ju? nowa z min? jest udan?:
MASKA 7
Przede wszystkim trzeba tu odr??ni?, co jest twoj? my?l?, a co moj?.
KONRAD
A zdaje mi si?, ?e to jest najwa?niejsze, co tu jest moj? my?l?, a co twoj?.
MASKA 7
W sprawach tej miary, co ta, wszelki bieg i rozw? my?li jest pierwszorz?dnej wagi.
KONRAD
Przypisujesz sobie zatem pierwszorz?dn? wag?.
MASKA 7
Naszej rozmowie.
KONRAD
Ja w?a?nie tyle tylko chc? dowie??, ?e sprawy te s? poza nami i mimo nas s?, i ?e nasze my?lenie nad nimi...
MASKA 7
No co...?
KONRAD
Nie ma ?adnej warto?ci.
MASKA 7
Wi?c i twoje.
KONRAD
Wi?c i moje.
MASKA 7
A wi?c c??! - ?
KONRAD
?e jest konstrukcja artystyczna, kt?rej tajemnice mo?na przeczuwa? i odkrywa?, i ods?ania?. Ale ?e do tego prowadzi...
MASKA 7
?
KONRAD
Li tylko SZTUKA. Czyli wi?c, ?e z my?lenia chaotycznego ostoi si? jedynie sztuka, jako rzecz wieczysta, a wszystko inne...
MASKA 7
A wszystko inne?
KONRAD
Zaginie!
Sztuka ma zarody nie?miertelno?ci i jedna jedyna jest tradycj?. Czyli wi?c, ?e z my?lenia chaotycznego ostoi si? jedynie Sztuka, jako rzecz wieczysta.
MASKA 7
C?? g?osi Sztuka?
KONRAD
A ot?? w?a?nie? c?? g?osi Sztuka?
Oto Sztuka g?osi: ?mier?, bo c?? szczytniejszego nad ?mier?? Ta jest wielko?ci? w naszym wszystkich wiar poj?ciu i wszechczas?w i ta wielko?? daje.
MASKA 7
Kt?? wielko?ci pragnie?
KONRAD
Polska i jej dzieci.
MASKA 7
Wi?c oni pragn? czego?
KONRAD
Oni pragn? wi?cej i wy?ej si?gaj? ??daniem, ni? cz?owiek osi?gn?? i zdoby? mo?e.
MASKA 7
Wiem. Pos?annictwo:
KONRAD
A tak, POS?ANNICTWO.
MASKA 7
Kt?re nas unosi i rozwija, i spot??nia.
KONRAD
Kt?re nam daje skrzyd?a i skrzyd?a rozwija, a usuwa ciernie spod st?p.
MASKA 7
Wi?c...
KONRAD
Pi?kne jest i zab?jcze,
Szczytem jest i kresem.
Pocz?tkiem jest Nie?miertelno?ci i ?mierci?;
?mierci? ?ywych.
MASKA 7
A Sztuka?
KONRAD
O, to jest w?a?nie Sztuka!
MASKA 7
Sztuka wi?c jest dla wybranych. Rozumiem j? tak i nie rozumiem jej inaczej.
KONRAD
Nie. Albo masz s?uszno?? - i s?uszno?ci nie masz wcale.
MASKA 7
??
KONRAD
A to zale?y od...
MASKA 7
Od... ?
KONRAD
K?dy, gdzie, w jaki czas urywa si? my?l, w?tek my?li, nitk?.
MASKA 7
Nitk??
KONRAD
Nitk? Ariadny.
MASKA 7
Wiod?c? do labiryntu.
KONRAD
Nie, t?, kt?r? dzier??c i z k??bka rozwijaj?c, zej?? mo?na w labiryntu tajniki i najskrytsze ulice pa?acowe przej??. I te g?rnych pi?ter, i te podziemu, i te dalekie drogi podkop?w, i te ?cie?ki na wy?ynie zawrotnej dachu.
MASKA 7
C?? dla nas jest Labiryntem?
KONRAD
Wawel.
MASKA 7
A Ariadn??
KONRAD
Duma.
MASKA 7
A k??bkiem?
KONRAD
Mi?o?? dla tego, co jest...
MASKA 7
Tam.
KONRAD
Nie. - We mnie!
MASKA 7
A!
KONRAD
A prze mnie tam i pcha, i prowadzi...
MASKA 7
?
KONRAD
Nienawi?? ku temu, CO JEST TAM.
- - - - - - - - - - - - - -
Odesz?a - ju?ci nowa stoi
i twarz maszkar? rys?w zbroi.
MASKA 8
Jest to przede wszystkim niejasno?? my?li.
KONRAD
Nie pierwszy raz to s?ysz? z ust twoich. Dowodzi to tylko, ?e t?umacz? si? wyra?niej, ni? czasem mniema? mog?.
MASKA 8
?
KONRAD
Bo nie ma my?li tak niejasnej, kt?rej by cz?owiek, my?l?cy jasno i wyrazi?cie, nie przenika? i nie rozumia?.
MASKA 8
Chcesz koniecznie by? rozumiany.
KONRAD
Ciebie to dra?ni, ?e jestem rozumiany, niejako pomimo mnie - nawet mimo mojej niejasno?ci.
MASKA 8
Zagadki.
KONRAD
Zagadki, Sfinksy. Otoczeni jeste?my lasami, u skraju kt?rych stoj? Sfmksy-stra?nicy i samym tym, ?e u skraj?w le?nych stoj? i ?e s?, ka?? si? domy?la? tajemnic.
MASKA 8
Kt?? dla nich b?dzie Edypem?
KONRAD
Tak, tak. Edyp odgadnie ich tajemnice. Edyp czyta? b?dzie z ich oblicza, a one zrozumi? i zgadn?, ?e on czyta z ich twarzy i do g??bi zagl?da oczyma.
MASKA 8
A!
KONRAD
I zginie jak Edyp.
MASKA 8
Wi?c to nie ja jestem z tych, kt?rzy stoj? u skraju las?w, ani ja jestem z tych, kt?rym przydajesz imi? Edypa?
KONRAD
- Nie ty.
MASKA 8
To jasne - tak, to jasne.
KONRAD
A wi?c si? orientujesz.
MASKA 8
W metaforach i por?wnaniach.
KONRAD
Na terenie sztuki.
MASKA 8
A tym Edypem?
KONRAD
Jestem ja.
MASKA 8
A!
KONRAD
I brat m?j, i ojciec m?j, i m?j syn.
MASKA 8
A!
KONRAD
A to por?wnanie nale?y do sztuki i jest... og?lnoludzkie...
MASKA 8
Hm - tak.
KONRAD
A ty chcia?e? przede wszystkim, aby to by?a Polska ten las, Wielko?? i ?mier? te sfinksy, a...
MASKA 8
A Edyp?
KONRAD
A Edyp: POEZJA.
MASKA 8
! - - - - - - - - - - - - - - -
KONRAD
Tak jest. Ty jeste? z tych, kt?rzy wsz?dzie, wsz?dzie szukaj? Polski, w ka?dym dziele sztuki, w ka?dym zdaniu, gdzie jest zawarta pi?kno?? i my?l g??boka a niepokoj?ca.
MASKA 8
A! - a! - a!
KONRAD
A nikt nie szuka jak tego, co jest jego duszy w?asno?ci? i t?sknot?.
MASKA 8
Ja?!!
KONRAD
Oto Polska jest twojej duszy w?asno?ci? i t?sknot?!
- - - - - - - - - - - - - - - -
Precz znik?a; nowa ju? si? skrada,
ju? za nim tropi, siedzi, bada.
KONRAD
Pot?ga!
MASKA 9
Zatrzyma?e? si? przy tym s?owie.
KONRAD
Pot?ga.
MASKA 9
Nie m?w tego wyrazu.
KONRAD
?
MASKA 9
Pot?ga, zapowiedziana s?owem - traci.
KONRAD
?
MASKA 9
Traci. - C?? to chcesz zapowiedzie??
KONRAD
Spe?ni?.
MASKA 9
??
KONRAD
Dope?ni?.
MASKA 9
!
KONRAD
A to jest r??nica. - Dope?ni?! tego, co zapowiedziane, tego, co przepowiadane.
MASKA 9
?
KONRAD
Po wszystkie czasy; gdzie w latach milczenia rozwija?a si? my?l.
MASKA 9
A po my?li szed? - ?
KONRAD
Czyn!
MASKA 9
A czyn jest pot?g?!
KONRAD
!
MASKA 9
Pot?ga ujawni si? przez czyn?!
A to wszystko jest frazes, poza kt?rym nie kryje si? nic. Ot, nagi frazes pusty, pusty, pusty, jak twoje oczy, jak twoja pier?. Oto, to jest ta pustka, kt?ra ci? otacza - ?e j? masz w sobie.
KONRAD
A... a.
MASKA 9
I gdzie? "pot?ga".
KONRAD
Smutek.
MASKA 9
Ju? skrzyd?a zwini?te? Ot to, co znaczy przypina? cudze skrzyd?a.
KONRAD
A!
MASKA 9
Ikar! Ikarowy lot i Ikarowy los.
KONRAD
!
MASKA 9
A wiesz, gdzie to prowadzi?
KONRAD
No tak.
MASKA 9
W przepa??!
KONRAD
W przepa??.
MASKA 9
Chyba ?e kto r?k? poda.
(podaje r?k?).
KONRAD
Nie, nie, nie.
(odsuwa si?).
MASKA 9
Ty mnie nie znasz.
KONRAD
Znam, znam, znam.
MASKA 9
Podaj? r?k? z rad?.
KONRAD
Wiem, wiem, wiem.
MASKA 9
D?o? w d?oni, mo?emy wiele zrobi?.
KONRAD
(oboj?tnie)
Tak, tak, tak.
MASKA 9
Powiem ci my?l, kt?ra jest czynem i czynu poezj?.
KONRAD
Domy?lam si?.
MASKA 9
Nie.
KONRAD
Tym bardziej si? domy?lam.
MASKA 9
Oto, ?e - powinni?my.
KONRAD
Nic nie powinni?my.
MASKA 9
Tak - wi?c ?adne "powinni?my".
KONRAD
?adna obowi?zkowo??.
MASKA 9
?adna. - Wi?c: musimy co? zrobi?, co by od nas zale?a?o.
KONRAD
Musimy co? zrobi?, co by od nas zale?a?o.
MASKA 9
Zwa?ywszy, ?e dzieje si? tak du?o, co nie zale?y od nikogo.
KONRAD
A!
MASKA 9
A!
KONRAD
Musimy co? zrobi?, co by od nas zale?a?o, zwa?ywszy, ?e dzieje si? tak du?o, co nie zale?y od nikogo.
- - - - - - - - - - - - - -
Znika, a nowa ju? powstanie,
by nowe zada? mu pytanie:
MASKA 10
D??ysz... do... gdzie?
KONRAD
Do... (zatrzymuje si?)
MASKA 10
Do jakowego? wyzwolenia.
KONRAD
?mier??!
MASKA 10
Samob?jstwo.
KONRAD
A ?e ty przez ?mier? dobrowoln? rozumie? jeste? w stanie li tylko samob?jstwo.
MASKA 10
No, a c???
KONRAD
Przyjmij tylko do wiadomo?ci, ?e wyzwolenie przez ?mier? mo?na mie? nie tylko na drodze samob?jczej.
MASKA 10
No, ale w ka?dym razie jest to: zabi? si?.
KONRAD
Jest to zabi? siebie... siebie, tego, kt?ry jest... Bez wystrza?u i bez trucizny, kt?rej si? za?ywa. - Ale to dopiero pocz?tek... I jeszcze nie o tym my?la?em, a raczej m?wi?em.
MASKA 10
Tak, bo nie m?wisz tego, co my?la?e?.
KONRAD
Bo chc? przede wszystkim, a?eby? my?la? wraz ze mn?.
MASKA 10
Ot?? wi?c my?l?.
KONRAD
To znaczy ledwo: s?uchasz:
MASKA 10
Tak.
KONRAD
S?uchaj zatem. My?la?em: o wojnie i o bitwie, gdzie mo?na zgin??, i o dzia?aniu jakim?, gdzie mo?na gin?? - ale to b?dzie PRZYPADEK. Wi?c nie szuka?bym tej ?mierci mojej, ale jest ona na tej drodze mo?liwa.
MASKA 10
Jest zreszt? mo?liwa na ka?dej innej.
KONRAD
A wi?c dobrze, bo to odwraca moj? my?l. Tak tak... Wi?c ?mier? moja, skoro mo?liwa jest na ka?dej innej drodze, przeze mnie nie wybranej i nie upatrzonej - wi?c, wi?c... tamte wypadki s? przypadkami i s? przypadkowe, i b?d? przypadkowe.
MASKA 10
I b?d? przypadkowe? - M?wisz, jak o pewno?ci. Jako o rzeczach pewnych i niezawodnych.
KONRAD
Niezawodnych i przypadkowych.
MASKA 10
?
KONRAD
Jest to zreszt? to, co przynosi ka?de dzia?anie.
MASKA 10
Ka?de dzia?anie?!
KONRAD
Wszelki ruch zbiorowy, ruch mas.
MASKA 10
Ruch mas ?!
KONRAD
Ruch wielkich mas!
MASKA 10
Wi?c ruch wielki!!
KONRAD
Tak jest - WIELKI RUCH.
MASKA 10
I ten mia?by by? przypadkiem?
KONRAD
Nie. Ten jest konieczno?ci?. A wi?c si? stanie poza mn? tak?e. I ja nie potrzebuj? si? o niego troska?. Ten jest konieczno?ci? nieodwo?aln?.
MASKA 10
? - Tak! - a?... a! - Tak!
KONRAD
Nieodwo?aln?! - Ale on przyniesie szereg przypadk?w, rzeczy lu?nych, nie powi?zanych, tych, kt?re si? niczym nie dadz? powi?za?; rozumem ludzkim, a nawet wol? b?d? trudne do opanowania - jak zawsze. -
MASKA 10
Aha!
KONRAD
Czyli - ?e to, co by?o po tylekro? razy, tyle set razy, przyjdzie i stanie si?, i odb?dzie si? tak, jak si? odby?o tyle set razy.
MASKA 10
To jest:
KONRAD
Odb?dzie si? jako szereg przypadkowych zdarze?, jako szereg epizod?w.
MASKA 10
Dramatu.
KONRAD
A tak, dramatu.
MASKA 10
O podk?adzie tragicznym.
KONRAD
Szereg epizod?w dramatu o podk?adzie tragicznym... No, ale do czeg?? w?a?ciwie prowadzi?em?
MASKA 10
Do ?mierci.
KONRAD
Nie. - Do wyzwolin.
MASKA 10
Jak terminator!?
KONRAD
O tak - jak terminator... tak, tak. Terminowa?em d?ugo u wielu przemo?nych pot?g, kt?re w?ada?y mysi? moj? - i teraz czas mi wyzwoli? si?.
MASKA 10
Pokruszy? te pot?gi.
KONRAD
Nie wiem.
MASKA 10
Nie znasz ich natury - ?
KONRAD
Dopok?d nie stan? przed kt?r? z nich blisko, to ich nie umiem wskaza?, ale s? momenty, gdy je widz? jasno.
MASKA 10
Ha!
KONRAD
Jest to tak: jakby wko?o mnie w kr?g, we wielkiej sali...
jakby wko?o mnie w kr?g
we wielkiej kutej sali
Bogowie rz?dem stali:
na podn??ach wysokich pos?gi.
Jakby to by?o we Walhali.
MASKA 10
We Walhali!
KONRAD
Ale do czego ja to d??y?em - ?
MASKA 10
Do nazwy i okre?lenia tych bog?w.
KONRAD
Bog?w!
MASKA 10
Z kt?rymi walczysz.
KONRAD
O co...? o co - ?
MASKA 10
O wyzwolenie.
KONRAD
Nie rozumiesz mnie. - Ja mam spe?ni? przeznaczenie.
MASKA 10
Czyje?
KONRAD
Ich i moje.
MASKA 10
?... Co masz czyni??
KONRAD
A!!!! A!! Pytasz mi si? nareszcie, co mam czyni?? Co mam czyni?? O rado?ci, ?e ty mi si? o to pytasz? Ty mi si? pytasz! Ja s?ysz? to pytanie: CO MAM CZYNI?? - Ja, kt?ry tylko wci?? s?ysza?em: "co my?lisz ?" A! A! Co mam czyni? - ? - - Mam spe?ni? przeznaczenie ich i moje.
MASKA 10
?
KONRAD
Wykra?? ten ?wi?ty ogie? - - - kt?ry tam p?onie.
MASKA 10
Wykra??...
KONRAD
Wzi?? ten ?wi?ty ogie? i da?...
MASKA 10
I da?...
KONRAD
Tym, kt?rzy czekaj?.
MASKA 10
Na kogo?
KONRAD
Na ogie?. Na nikogo nie czekaj?, ale czekaj? ognia, ?aru, kt?ry budzi, kt?ry daje sil?, moc, pot?g?.
MASKA 10
A!
KONRAD
Ognia czekaj?. Ognia!
MASKA 10
Prometeusza!
KONRAD
A tak, Prometeusza. Nie cz?owieka czekaj? ani tego, kt?ry ogie? poniesie, ale ognia, ognia, ?aru!
MASKA 10
?
- - - - - - - - - - - -
Ledwo przepad?a k?dy? w p??tna,
ju? nowa idzie ba?amutna.
KONRAD
A co jest mi wstr?tne i niezno?ne, to jest to robienie Polski na ka?dym kroku i codziennie.
MASKA 11
?
KONRAD
To manifestowanie polsko?ci.
MASKA 11
Ach!
KONRAD
Bo to tak wygl?da, jakby Polski nie by?o, Polak?w nie by?o... Jakby ziemi nawet nie bylo polskiej i tylko trzeba bylo wszystko pokazywa?, bo wszystkiego zosta?o na okaz, po trochu; ... pokazywa?, jakby srebra sto?owe w zastawie, pokazywa?, jakby kartki i karteczki zastawnicze - i kry? si?, i udawa?, i udawa?.
MASKA 11
?
KONRAD
Po co, na co? Bez tych manifestacji wszystko jest: i ziemia, i kraj, i ojczyzna, i ludzie.
MASKA 11
I nar?d.
KONRAD
Tylko nar?d si? zgubi?.
MASKA 11
?
KONRAD
Tak, tylko nar?d si? zgubi?, a wszystkie czynniki jego
sk?adowe s?, s?, s?.
MASKA 11
I kto go zgubi??
KONRAD
A tak - wi?c kto go zgubi??
My, my, tak jest, my.
MASKA 11
- ?
KONRAD
Tak jest, my. Nie przez wojny, nie przez kl?ski i pora?ki wojenne, bo te si? dadz? zmieni?, bo to s? chwilowe rzeczy, bardzo chwilowe.
MASKA 11
?
KONRAD
Bo to s? rzeczy jednego dnia.
MASKA 11
?
KONRAD
Nie o tym b?d? m?wi?, bo to dla mnie jasne. Ale - ?e to my, my przyczyn?, ?e si? gdzie? zagubi? nar?d.
MASKA 11
No, no, no.
KONRAD
?e pozwalamy w tej sprawie namy?la? si? byle komu.
MASKA 11
?
KONRAD
Ka?demu obywatelowi polskiemu, ka?demu...
MASKA 11
Ka?demu uczciwemu Polakowi. No, c?? z?ego?
KONRAD
A to z?ego, ?e ka?dy uczciwy Polak, jak skoro zacznie gada?, tak ze s?ab? g?ow? przegada wszystko; a on jest tylko od tego, ?eby siedzia? w swoim k?cie, na swoich ?mieciach i BY?!
MASKA 11
To jest zamykanie g?by.
KONRAD
A tak. Powinien by?, by?, by?. By? ze zamkni?t? g?b?.
MASKA 11
Ha!
KONRAD
I nie filozofowa?, by nie przefilozofowa? Polski, bo...
MASKA 11
Bo... ?
KONRAD
Bo gubi nar?d.
MASKA 11
?
KONRAD
Bo tak gubi si? nar?d.
MASKA 11
Ha! To cenzura!
KONRAD
A tak. Powinna by? cenzura narodowa.
MASKA 11
?
KONRAD
Cenzura narodowa, kt?ra by dzia?a?a tak, jak dzia?aj? cenzury we wszystkich pa?stwach wszystkich narod?w.
MASKA 11
Ale? Polska ma by?...
KONRAD
A tobie co do tego, czym Polska ma by?. Ty masz milcze?.
MASKA 11
Tak samo ty.
KONRAD
A nie - bo ty.
MASKA 11
Bo ja co?
KONRAD
Bo ty: k?amiesz!
MASKA 11
?
KONRAD
Ja wiem, czego ty chcesz: ?e Polska ma by? mitem, mitem narod?w, pa?stwem ponad pa?stwy, prze?cigaj?cym wszystkie, jakie s?. Republiki i Rz?dy; oczywi?cie niedo?cig?ym, wymarzonym. Ma by? marzeniem - tak, idea?em. Tak! Wed?ug ciebie ma si? nie sta? nigdy. Tak, a nigdy ma si? STA?, nigdy BY?, nigdy si? urzeczywistni?.
MASKA 11
A ty chcesz?
KONRAD
A ja chc? tego, co jest wsz?dzie.
MASKA 11
?
KONRAD
I tego, co jest, CO JEST, tak, jak jest! tylko...
MASKA 11
Tylko?
KONRAD
Tylko z usuni?ciem oszustwa narodowego.
MASKA 11
?
KONRAD
Z usuni?ciem kradzie?y narodu; oszust?w, kt?rzy rujnuj? nar?d! z?odziei, kt?rzy okradaj? nar?d!
MASKA 11
Z czego?
KONRAD
Po pierwsze z duszy! z duszy! z duszy! Dusz? mu kradn?!!!
- - - - - - - - - - - - - - -
Przepad?a; ju?ci nowa kroczy
i wy?upiaste zwraca oczy.
KONRAD
U nas jest kraj go?cinny. No, tak si? zmie?ci ka?dy z?odziej. No tak. Ale on zawsze b?dzie wiedzia?, ?e jest z?odziej.
MASKA 12
?
KONRAD
Z?odziej tym ludziom, kt?rzy by si? urodzi? mieli z czystej krwi narodu.
MASKA 12
Krew narodu!
KONRAD
Oto przede wszystkim powinni?my uszanowa? krew narodu. I nie da? jej marnowa?. Nie pozwoli? marnowa? krwi narodu.
MASKA 12
Jak?e to?
KONRAD
Nie pozwoli? prostytuowa? naszych kobiet.
MASKA 12
A!
KONRAD
A tak. My nie powinni?my pozwoli? naszych kobiet obcym, tym obcym, kt?rzy siedz? w?r?d nas.
MASKA 12
Ale? kobiety s? niezale?ne.
KONRAD
Nie, nie s? i nie b?d?. Bo ca?ym ich ?yczeniem i d??eniem powinno by?, ?eby od tej my?li niezale?ne nie by?y.
MASKA 12
? Ale? one same...
KONRAD
One same s? niczym.
MASKA 12
?
KONRAD
Nie mog? ?cierpie? i znosi?, i s?ucha?, ?e kobieta Polka przeistacza dom m??a obcego i czyni ze? dom polski.
MASKA 12
?
KONRAD
Je?eli tak czyni, to czyni pod?o??.
MASKA 12
?!
KONRAD
Czyni pod?o??, kt?ra si? pr?dzej czy p??niej odezwie w charakterze potomstwa.
MASKA 12
Jak to?
KONRAD
?e wytwarza si? t?um ludzi oboj?tnych dla naszego narodowego spo?ecze?stwa, kt?rzy go zaprzedaj?.
MASKA 12
Jak?!
KONRAD
Przez to, ?e o niczym nie my?l?. ?e si? pr?dko godz? z warunkami i ?e nie czuj? potrzeby zmiany.
MASKA 12
Przesada.
KONRAD
A w?a?nie! ?e widz? w ka?dej w?a?ciwej my?li dorzecznej przesad?.
MASKA 12
I niedorzeczno??.
KONRAD
Cho?by i niedorzeczno??. A ja t? oboj?tno?? nazw? pod?o?ci?, ale ich za ni? wini? nie mog?. Takich nie mog? i nie chc? nigdy obwinia?.
MASKA 12
Wi?c co?
KONRAD
I tacy si? zmieszcz?. Ale winni?my przeciwdzia?a? i nie pozwoli? marnowa? naszej krwi i naszych dziewcz?t, tak dobrze obcym, jak swoim. Tego nie powinni?my, a to tylko mo?e zrobi?...
MASKA 12
Kto - ?!
KONRAD
Polski rz?d. Bo ?aden inny naszych interes?w, interes?w naszej krwi broni? nie b?dzie.
MASKA 12
A!
KONRAD
A tak! Bo inne s? dla nas i naszych spraw, i naszych ?wi?to?ci oszustami!
MASKA 12
A!
KONRAD
Oszustami!!
- - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Znik?a; ju? inna jest na stra?y
i niby my?l w zadumie wa?y.
KONRAD
Poezj? nie s? wiersze.
MASKA 13
?
KONRAD
Poezj? nie jest to, co my dotychczas za poezj? uwa?ali?my. Nawet ta tre?? poetyczna, kt?r? si? tak klasyfikowa?o - ju? ni? dzi? nie jest - nie jest.
MASKA 13
?
KONRAD
To ju? umiej? papla? wszyscy.
MASKA 13
?
KONRAD
Umiej? papla?!... ?le, przekr?ca?; stracili wi?c w?a?ciw? wag? s??w - i s??w w?a?ciwe znaczenie. A raczej byle jakie s?owa i byle jak z?o?one wystarczaj?, by przeci?tne umys?y nastroi? poetycznie. Czyli ?e...
MASKA 13
?
KONRAD
Czyli: ?e stracili?my wiar? w s?owo.
MASKA 13
?
KONRAD
Nar?d nasz straci? wiar? w s?owo.
MASKA 13
?!!
KONRAD
Albo? ty wiesz, co jest S?owo?
MASKA 13
?
KONRAD
Je?li? go tak nadu?y??
MASKA 13
?!?
KONRAD
Tak, bo to jest nadu?ycie, nadu?ycie, oszustwo, zbrodnia, k?amstwo, fa?sz, fa?sz. Ty k?amiesz!
MASKA 13
!!
KONRAD
Jak?e ty, cz?owieku, my?lisz o sobie! O swojej duszy!
MASKA 13
?
KONRAD
Ty nie rozumiesz jednego wyrazu. Nic, nic, nic.
MASKA 13
?
KONRAD
O, ta g?owa - o, to serce - o, ta pier? - o, to rami? - oczy - usta - g?os!
MASKA 13
?
KONRAD
Cha cha cha cha! Bierz kru?! Do studni, do studni; dalej, precz; ple?, ple?; no? t? wod?, lej potoki, kaskady, pluskaj! Bierz kru?, dalej!
MASKA 13
???
KONRAD
Danaidy! Danaidy!
- - - - - - - - - - - - - -
Zapada w?a?nie pod pod?og?;
ju? nowa sunie z min? srog?.
KONRAD
My mamy za wiele poczucia solidarno?ci narodowej.
MASKA 14
?
KONRAD
I tym nas oszukuj?, ?e my powinni?my mie? to poczucie solidarno?ci narodowej.
MASKA 14
?
KONRAD
Bo wsz?dzie s? z?odzieje i rozb?jce, i oszusty. I gorsi, i lepsi.
MASKA 14
No tak, tak.
KONRAD
A mimo to ?yj? jako kompleks ludzi, pod jednym tytu?em.
MASKA 14
No tak, tak.
KONRAD
A nam z okazji tej w?a?nie polowy, kt?ra jest z??... W nas chc? wm?wi?, ?e za to jeste?my odpowiedzialni i ?e jeste?my do niczego.
MASKA 14
Aha.
KONRAD
A c?? nas ta z?a cz??? naszego narodu obchodzi?
MASKA 14
Aha. - Oczywi?cie nic.
KONRAD
No wi?c?
MASKA 14
No wi?c...
KONRAD
No wi?c nie powinni?my ?y? solidarnie ze sob?.
MASKA 14
Ze sob?. - Tak.
KONRAD
No, to znaczy, ?e my... (zamy?la si?)... ?e my przecie? nie mo?emy by?... - (urywa)... ?e oczywi?cie cz?owiek s?aby, kt?ry jest bierny, ulega; - bo tak by? mia?o - i tak by by?o zawsze.
MASKA 14
Tak.
KONRAD
Ale to nie znaczy, ?e nar?d ulega.
MASKA 14
Tak - no tak.
KONRAD
Wi?c my tracimy przez to, ?e wyrabiamy niepotrzebnie w tylu ludziach poczucie narodowo?ci, a oni, nie maj?c charakteru, nie wiedz?, co z tym pocz??, i kapituluj?.
MASKA 14
Aha.
KONRAD
Ale za nich nie mo?e by? odpowiedzialny nar?d. Oni nie s? narodem.
MASKA 14
Tak, oni nie s? narodem.
KONRAD
Niepotrzebnie wyrabiamy poczucie narodowo?ci i solidarno?ci z lich? cz??ci? naszego narodu. Jest to rzecz? z?? i niepotrzebn?.
MASKA 14
Tak.
KONRAD
Bo my zawsze b?dziemy mie? do us?ug i do rozporz?dzenia t? lich? cz??? naszego narodu.
MASKA 14
Tak.
KONRAD
A oczywi?cie tym bardziej i lepiej, gdy ona b?dzie w naszych r?kach.
MASKA 14
Ha! w naszych r?kach!
KONRAD
Tak jest, w naszych r?kach! Powinni?my mie? wszystko w naszych. Tak, jak inni.
MASKA 14
?
KONRAD
A b?dziemy co najmniej tacy, jak inni.
MASKA 14
A!
- - - - - - - - - - - -
Co tylko wpad?a poza ?ciany,
ju? nowy idzie druh k?amany:
MASKA 15
Przejmuje mnie ta bezdenna g??boko?? my?li, ta g??bia ducha, id?cego ku odkupieniu przez m?k? i b?l.
KONRAD
To nie to.
MASKA 15
Ta, ?e tak powiem, Chrystusowo??.
KONRAD
Chrystusowo??!
MASKA 15
Ta Chrystusowo?? pos?annicza, ta idea m?ki krzy?owej i odkupienie przez m?k?.
KONRAD
Tam w niebie, w kt?re, notabene, nie wierzysz.
MASKA 15
?
KONRAD
Na co mamy by? Chrystusem narod?w, wy??cznie na m?k? i krzy?, i dla cudzego zysku?
MASKA 15
?
KONRAD
Dla cudzego zysku i wyzysku tych, kt?rzy nie b?d? Chrystusami narod?w, a...
MASKA 15
Obra?asz sw?j nar?d.
KONRAD
Chc? go zas?oni? przed oszustami.
MASKA 15
?
KONRAD
Zas?oni? go przed oszustami, tymi, co mu kradn? dusz? za cen? rzeczy nieuchwytnych. Co mu odbieraj? dum? i ka?? si? pokorzy?; tymi, co mu odbieraj? pych? i ka?? si? kaja? w prochu upodlenia i ?ebra?. Przed tymi chc? nar?d m?j ocali?, co ka?? mu jak ?ebrakowi skomle? i j?cze? - - jemu, bogaczowi...
MASKA 15
?
KONRAD
Jemu, kt?ry jest bogaczem takim samym, jak ka?dy inny.
MASKA 15
?
KONRAD
Wszak ka?dy nar?d co innego ni? pa?stwo. Nar?d ma jedynie prawo by? jako PA?STWO. A pa?stwo za? jest w stanie pomie?ci? wszystkich, jakichkolwiek, we wsp?lnej gminie.
MASKA 15
? - Wi?c...
KONRAD
Ale c?? to ciebie obchodzi?
MASKA 15
?
KONRAD
Ja nie chc?, aby? ty si? tym interesowa?, to jest: opiekowa?. Ja chc?, ?eby te rzeczy by?y tobie narzucone i ?eby? ty wobec nich sta? si? niczym.
MASKA 15
?
KONRAD
Wobec rzeczy bezwzgl?dnych, kt?re id? same ze si?. Same z siebie.
MASKA 15
A!
- - - - - - - - - - - - - - - -
(Maska znika, Konrad zostaje sam).
KONRAD
Tak, tak, tak: SZTUKA MI NIE WYSTARCZA. Tak, tak.... przychodz? do przekonania ..................
(tej?e chwili spostrzega, ?e scena ca?a zape?nia si? postaciami, kt?re czo?gaj? oko?o niego, szpieguj?c my?li jego) ?e... ?e... (symuluje, ko?cz?c) milczenie jest z?ote.
(K?adzie palec na ustach).
- - - - - - - - - - - - - - - - -
(W miar? st?w Konrada, maski si? oddalaj?; w g??bi sceny pozosta?a tylko jedna).
Wolny! wolny! Ja tu og?aszam si? wolny i nikt ducha mego skr?powa? nie zdo?a. Nikt! Da?em, tego przyk?ady, nim doszed?em do tego sam. Mog? mi? stemplowa? markami, jakimi kto chce, i znaczki na mnie nak?ada? pocztowe, jakie kto chce. I jacy tam b?d?
oszu?ci, mog? w moich kieszeniach r?ce p?uka?, mog? mi? kra?? i bra? z moich skrzy? i kom?r, z moich p?l i moich las?w, i zb??, i warzyw. Ja jestem wolny, wolny, wolny! I nie dosi?gnie mnie nikt, bo jestem tak daleki, tak niedo?cigniony, jak Nie?miertelno??, gdzie ?mier? sama przebiega i wielkimi skrzyd?ami nad ?wiatem wieje. Go?cie mnie, wy bez skrzyde? i wy ze skrzyd?ami, larwy piekie?, wy Erynie! Nie do?cigniecie mnie ju? Orestesem, kt?rym ukl?k? u o?tarza i kt?remu B?g promienia swego u?yczy?. Rozumiesz! Roz?wietla? mi
w g?owie B?g, Apollo-Chrystus, i Erynie przechodz? mimo. Wiesz ty, co to znaczy, ?e ja: jestem wyzwolon?
MASKA 16
A my - ?
KONRAD
?e wy jeste?cie wyzwoleni. M?ka Orestesa przesz?a nad ca?? ziemi? myke?sk?. Zbrodnia Atryd?w nad ca?ym ci??y?a miastem. A zwolony Orestes da? ziemi swojej uwolnienie od kl?twy.
MASKA 16
Uwolnienie od kl?twy!
KONRAD
Jestem wolny od kl?twy!
MASKA 16
Chcesz by? wolny!
KONRAD
- - Wi?c jest kl?twa, kt?ra ci??y...? Jest, jest... Jaka? gdzie? Kto? Kto j? zdejmie?
MASKA 16
Orestes.
KONRAD
Orestes! Ja! - A ja jestem wolny!
MASKA 16
Nie jeste? wolny.
KONRAD
Nie?! - Wi?c one... przyjd?, przyjd?... Erynie! Ty wiesz - ? Ty sobie nie zdajesz sprawy z tego, co ty m?wisz. Ty nie rozumiesz wszelkich konsekwencji artystycznych. Ty nie wiesz nic wi?cej nad kilka s??w... a ka?de z nich decyduje o moim ?yciu.
MASKA 16
Przyzwyczai?e? si? wszystko k?a?? na jedn? kart?.
KONRAD
Gdybym k?ad?!
MASKA 16
No wi?c...
KONRAD
A czego ty chcesz po mnie?! Gry?
MASKA 16
Odwagi.
KONRAD
A ty?
MASKA 16
Ot, widzisz, odwo?ujesz si? wci?? do mnie. Gdzie? ta samoistno???
KONRAD
A ty si? wci?? zwracasz do mnie; nawet ci si? o samoistno?ci nie ?ni.
MASKA 16
A tobie si? ?ni o samoistno?ci. Ja za? j? w tobie widz? z daleka.
KONRAD
A ja - ?
MASKA 16
A ty jeste?, przez kt?rego p?ynie strumie? pi?kno?ci...
KONRAD
Aha! Tak. Strumie? ma p?yn?? z mego serca, czysta krew. - Jeno krew ?eby by?a czysta... A wy z niej pijcie.
MASKA 16
Jacy "wy"?
KONRAD
Wszystko to, co nie jest mn?.
MASKA 16
Mo?esz to uwa?a? za swoje przeznaczenie.
KONRAD
Przeznaczenie. Ju? si? z nim zetkn??em i - - nie wiem nic.
MASKA 16
Nie chcesz wiedzie?.
KONRAD
Nie chc? wiedzie?.
MASKA 16
No, to zrozum, ?e inni tak samo: nie chc? wiedzie? tej odrobiny, tego troch?, co wiedzie? mog? i czego si? domy?laj?, bo...
KONRAD
Bo...
MASKA 16
Bo si? boj?.
KONRAD
Czego?
MASKA 16
Zrozumienia.
KONRAD
Wi?c zrozumienie jest najstraszniejszym - -
MASKA 16
Nie. Ale jest pocz?tkiem l?ku... O tym wiesz.
KONRAD
O tym wiem.
MASKA 16
I ju? nigdy spokoju...
KONRAD
I ju? nigdy spokoju.
MASKA 16
Wi?c jeste?my sobie mniej wi?cej r?wni.
KONRAD
Wi?c s?dz?, sk?onny jestem s?dzi?, ?e obaj jeste?my: mniej wi?cej.
MASKA 16
Got?w jestem poni?y? siebie, byle poni?y? innych.
KONRAD
Wi?c jednak przypuszczasz, ?e na pewnej wy?ynie stoj?.
MASKA 16
O ile nie stajesz na tej, kt?r? ci buduj?.
KONRAD
Wi?c i nie to. - Ale zn?w wracam do mego sposobu my?lenia: ?e istnieje bezwzgl?dna klasyfikacja poza t? moj? i poza t? innych i ?e ta jest sama ze si?.
MASKA 16
Z ducha?
KONRAD
Z ducha! I ?e ka?dy czuje lub kiedy? wymiarkuje: jaki duchem jest, i skrzyd?a rozwinie, je?li skrzyd?a poczuje, i wzi?ci, je?li mu si? wznosi? wolno, i uleci, gdy mu to znaczono.
MASKA 16
Aha. Orle loty. A c?? to ma by?? Czy tylko retoryka i tylko literatura?
KONRAD
Sztuka.
MASKA 16
Czy tylko sztuka?
KONRAD
C?? mo?e by? innego?
MASKA 16
A z tego widz?: ?e? tylko artysta.
KONRAD
A! z tego nareszcie widzisz, ?em artysta.
MASKA 16
Aha.
KONRAD
Aha. Wi?c zn?w r??nica mi?dzy nami.
MASKA 16
Przepa??!
KONRAD
Przepa??. -
MASKA 16
Kt?ry? z nas zechce skoczy? - ?
KONRAD
Dlaczego? Po co?
MASKA 16
Bo przepa??, przed kt?r? si? stoi, ci?gnie!
KONRAD
Chimera?!
MASKA 16
Chimera.
KONRAD
A to ty jeste? chimera. I ju? teraz ci? rozumiem, rozumiem. Ty jeste? tym duchem-pegazem, kt?ry nosisz mego ducha ponad przepa?ciami - poprzez ugory, puszcze,lasy.
MASKA 16
Albo pro?ciej...
KONRAD
Albo pro?ciej:
MASKA 16
Ja dla ciebie nie istniej? wcale, o ile nie wynajdziesz na mnie figury i pozy artystycznej.
KONRAD
D?wigam ci?.
MASKA 16
Przystrajasz mnie. Wdziewasz na mnie larw? marmuru, larw? sztuki - jak? chcesz, i mnie dusisz, mnie d?awisz, zabijasz.
KONRAD
Wi?c jeste? niczym.
MASKA 16
Nie jestem tak ?atwo uchwytny.
KONRAD
Oto?my r?wni.
MASKA 16
A teraz skwapliwie wyci?gasz ku mnie r?k?, gdy si? otaczam tajemniczo?ci?. Bo t? tajemnic? chcesz ze mnie wyci?gn??.
KONRAD
Masz j?. Miej i id? z ni? lub zosta?. Uznam j? i b?d? j? szanowa?. Zgadn? j? sam, je?li jest. A ?e jest, o tym wiem mimo ciebie - z logiki za?o?enia, z logiki artyzmu. I teraz oto uwa?, ?e odkry?em tobie cz??? rzeczy, kt?rym nie przypatrywa?e? si? wprz?d.
MASKA 16
No tak. - Ale to znaczy...
KONRAD
Co?
MASKA 16
My?lenie.
KONRAD
Dla mnie my?lenie jest powietrzem.
MASKA 16
Do lotu!
KONRAD
Do lotu!
MASKA 16
Wi?c ty duch lotny.
KONRAD
Rozwin?? skrzyd?a - lecie? w lot,
jak orli lotny duch,
nad ska?y, pa?cie, lasy,
w t?czowe krasy chmur,
jak lotny puch.
Do nie?miertelnych z?otych wr?t.
. . . . . . . . . . . . . .
Ach, wiecznie tam,
gdzie nie dolata nikt,
lecie? t?sknos? mi? zmusza,
gdzie w raj. ten obiecany
przykuj? mnie kajdany.
MASKA 16
A jakie? to kajdany?
KONRAD
DUSZA.
- - - - - - - - - - - - - - - -
Przepad?a poza ?cian? a boku;
ju? nowa dotrzymuje kroku,
ju? nowa ko?o niego kr??y,
?ledz?c, gdzie Konrad my?l? d??y.
KONRAD
Co mnie obchodzi przede wszystkim m?j nar?d? Co mnie obchodzi jego historia i jego plotki? Tak, plotki. Bo ostatecznie wszystko, co wam daje wasza poezja, jest plotk?, z kt?r? si? nie walczy. Poezje uwa?aj? u was jako p??prawdy, jako rzecz, w kt?r? si? nie wierzy, kt?rej si? nie ufa, na kt?rej si? nie polega. Poezja za? jest artyzmem. Za? artyzm ma swoj? logik? i nieodwo?alno?? i jest ca?? prawd?, je?li jest. Inna za? prawda jest niepotrzebn?.
MASKA 17
Odbiegasz, od czego? zacz??.
KONRAD
Nie odbiegam od niczego, zw?aszcza od tego, com zacz??, je?li mysi moj? snuj? logicznie w?a?nie z tego, com zaczyna?.
MASKA 17
M?wi?e? o narodzie.
KONRAD
Nie obchodzi mnie nic wasz nar?d, bo ten wasz nar?d nie jest waszym narodem. Zgoda wasza i zgodno?? wasza jest ju? dla was niedo?cig??, wi?c st?d uznajecie j? tak skwapliwie w tej waszej poezji. Na co wam zgoda potrzebna? Jedynie niezgoda z was co jeszcze wytwarza, z was, kt?rzy jeste?cie niczym, niczym, niczym.
MASKA 17
To przykre.
KONRAD
To tylko przykre? To ?mier? dla inteligentnego cz?owieka! A dla was to tylko przykre. Powinni?cie mnie zabi?, zabi?. A wy westchniecie, ?e to przykre.
MASKA 17
Zabijasz si? sam.
KONRAD
Zabijam si? sam. Ale i to wszystko b?dzie za p??no. ?wiadomo?? przysz?a ju? wprz?dy - wprz?dy. A kto mi j? odbierze?!
MASKA 17
Nie ja.
KONRAD
Nie ty. - Nikt. ?wiadomo?? ta jest artystyczna, logiczna w swoim artyzmie i nieodwo?alna. Jest sama ze siebie. Ja j? tylko odkrywam. Ja tylko j? poznaj?, t?, co jest, j?: TAJEMNIC?. J? niezgadnion?, j? wielk?.
MASKA 17
Kto to ma do siebie bra??
KONRAD
Kto? Nikt. Najlepiej nikt. A przede wszystkim niech nie bierze ten, kto si? nie poczuwa do niczego i jest spokojny.
MASKA 17
Takich nie ma.
KONRAD
A w?a?nie, ?e takich nie ma. Wszyscy s? czuj?cy, czuj?cy, wiedz?cy. Ju? ich widz?, ju? ich znam. Wszyscy s? przewiduj?cy, zgaduj?, poznali, pog??bili dusz? narodow? i ju? j? wzi?li dla siebie, ju? ona ich i dla nich. Niech ?yje partia.
MASKA 17
Dopiero m?wi?e? przeciw partii.
KONRAD
A c?? ty my?lisz, ?e ja nie jestem parti??
MASKA 17
A wi?c reprezentujesz j? sam jeden.
KONRAD
Nie - i tak.
MASKA 17
I to nazywasz logiczne.
KONRAD
Nast?pstwo rzeczy jest logiczne - i to jest ode mnie niezale?ne. Ja je odkrywam. Ja je tropi?. I nieraz jasnowidz?. I wtedy przera?am si? jego bezwzgl?dno?ci? artystyczn?: pi?knem, kt?re r?wnocze?nie czuj?. - A ci, co za tym id?, co j? tworz?, ci nie widz? nic dalej.
MASKA 17
Tak ci si? zdaje.
KONRAD
A w?a?nie dlatego, ?e my?l?, ?e tak mnie si? zdaje.
MASKA 17
No, wi?c komu??
KONRAD
Mnie si? zdaje...? Nie mnie, nie mnie. Ale tak jest, tak jest poza mn? i poza wami - ?e to s? naukowe pewniki, to co w artyzmie i poezji odkrywam. A naukowe pewniki wszak dla was s? istotne? - - ?e mniejsza o to, czym jestem ja i co si? ze mn? stanie lub z moimi dzie?ami, ale ?e ten m?j ka?dy krok, to jest krok ku...
MASKA 17
?mierci?!!
KONRAD
................Tak.
- - - - - - - - - - - - - - - - - -
Zaledwo za ni? drzwi zapadn?,
gdy nowa wesz?a z min? sk?adn?.
KONRAD
Co jakie par? staj lat... co wiek, co... zjawia si? cz?owiek, kt?ry nie mo?e znie?? tego, co jest.
MASKA 18
Czego?
KONRAD
Niewoli.
MASKA 18
Niewoli narodu.
KONRAD
Nie. - Niewoli narodowo?ci.
MASKA 18
Co?!
KONRAD
Niewoli narodowo?ci. Wy chcecie ze mnie uczyni? niewolnika.
MASKA 18
Czego?
KONRAD
Patriotyzmu.
MASKA 18
Ha!?
KONRAD Dlaczego wy macie poczucie niewoli i poddania, i uleg?o?ci, a ja nie? Dlaczego wy czujecie si? poddani i w jarzmie, a ja nie? Czy wy nie macie duszy?
MASKA 18
Ha!?
KONRAD
Czy wy nie macie duszy? Nie wiecie, co to jest dusza, si??, kt?ra jest tym, czym chce, i nie jest tym, czym nie chce. Dusza, kt?ra jest nie?miertelna i pochodzi od Boga, a wy m?wicie, ?e j? znacie, i zatracacie jej bosko??, zatrzymuj?c ambicj?, a Jej nie macie. Ni? nie jeste?cie. Bo mie? j? i nie by? ni?: to nielogiczne. Wy ?picie. Jeste?cie podobni ludziom, co ?pi?: ludziom, kt?rych duch b??dzi, a tylko cia?o ciep?em dycha. Wy ?picie.
MASKA 18
A na c?? mamy si? budzi?? do czego?
KONRAD
Prawda. Po c?? si? macie budzi?? Wy jeste?cie cia?em, kt?re decha, kt?re wdecha powietrze i wch?ania napoje i jad?o; cia?em, kt?re p?odzi i rozwija si?, i gnije. Tu wasz kres. Wy nie zdolni wi?cej. C?? wy by?cie wi?cej mieli czyni?? Czy czyni?, czy dzia?a?, czy chcie?, czy tworzy? - ? Do tworzenia trzeba artyzmu. Artyzm nie mo?e by? utylitarny, bo jest niezale?ny od waszego bytu. Rzecz nie do osi?gni?cia dla was. Wi?c ?pijcie.
MASKA 18
Tymczasem widz?, ?e zasypiasz przede wszystkim ty. Bo to, co ty m?wisz, to jest senno??, to jest spanie, ale to ?pisz ty.
KONRAD
A wy?
MASKA 18
My nie jeste?my obowi?zani do niczego, bo my nie jeste?my arty?ci.
KONRAD
Co jaki? czas zsy?a B?g cz?owieka jasnowidz?cego.
MASKA 18
No to m?w, co widzisz - ?
KONRAD
.....Poczekaj, poczekaj, poczekaj. - To musi mie? form? artystyczn?..... ha..... tak..... tak..... - form? nieodwo?aln?, artystyczn?, form? nieodwo?alnego pi?kna, przed kt?rym nie ostoi si? nic, kt?re jak m?ot wali? b?dzie i przed kt?rym wszystko pol??e.
MASKA 18
Uderz w ten ton.
KONRAD
Cicho. - - Ju? s?ysz? g?os. Tym wo?aniem, tym czynem zwyci???. Uderzy?-?e w ten dzwon?
MASKA 18
Uderz we wielki dzwon.
KONRAD
Zatem sztuka. Wysoki artyzm sztuki. Tragedia! Najszczytniejsza sztuka ma m?wi? i swoje DRAMATIS PERSONAE wyprowadzi?. Ma wi?c wyj?? polska Antygona i polski Edyp i maj? ?egna? s?o?ce i ?egna? ?wiat?o, pozdrowienie ?l?c mu od ust kln?cych. I ??da? ma Antygona, aby jej by?o wolno grze?? brata i ?ali? si? jego wczesnej ?mierci, i uczci? mlekiem i miodem, jak przysta?o czci? umar?ych, i ma swego mimo stra?e dokona?.
MASKA 18
I ma swego dokona?.
KONRAD
I ma wyj?? Edyp i blu?ni? Bogu, ?e go dosi?g? i ?e go pchn?? w n?dz?, i ?e da? mu ?wietno??, i ?e da? mu n?dzy ?wiadomo??, kt?ra mu by?a ?mierci?.
MASKA 18
?wiadomo??, kt?ra mu by?a ?mierci?.
KONRAD
Albo? my nie mamy tego samego. I tego Edypa, i tej Antygony? Nie jeste?my? my t? sil? ducha onych przej?ci?
MASKA 18
A wi?c wracasz do narodu.
KONRAD
Wracam do nie?miertelno?ci.
MASKA 18
Tak?! - ?!
KONRAD
Nie?miertelno?? czuj?.....
MASKA 18
To ju? raz by?o powiedziane.
KONRAD
Mo?e - tak - wiem. Tej?e chwili ju? wiem, ale dla was zn?w to jest przypomnienie i ju? zn?w my?l si? dla was gubi, bo nie widzicie my?li, ale cz?owieka. Tak jest, dot?d nie widzicie my?li mojej, tylko mnie, a nie o mnie chodzi. Przeszkodzi?e? mi.
MASKA 18
Przeszkodzi?em, ale to nie ja.
KONRAD
To ty. Bo do tych, kt?rzy powtarzaj? cudze, nale?ysz ty, nie ja, kt?ry cudze prze?ywam.
MASKA 18
Jak?e to prze?y? takie s?owo, jak: nie?miertelno??.
KONRAD
To go nie powtarzaj!
MASKA 18
Kiedy to pi?kne i to jest prawie tyle troch? pi?kna, kt?re naprawd? powtarza? lubi?.
KONRAD
Adie!
. . . . . . . . . . . . . .
MASKA 18
W ka?dym razie przyznasz, ?em ci mocno dopom?g? odpowiedziami do rozumowania.
KONRAD
Szed?em ja, nie ty.
MASKA 18
I ja w?a?nie li tylko tego chc?, ?eby? ty szed?, nie ja.
KONRAD
Ale ty nie wiesz, gdzie ja id?.
MASKA 18
Bo to mnie nie obchodzi.
KONRAD
A?!
MASKA 18
A tak, bo to mnie nie obchodzi, gdzie ty idziesz? Mnie obchodzi: gdzie idzie nar?d. Mnie nie obchodzi, gdzie ja id?. Ja si? nad tym nie namy?lam i nie zastanawiam: co jest osi? dzia?ania my?lowego u ciebie. Ja si? nad tym nie zatrzymuj?. Por?wnuj? si? tylko z tob?, kiedy wywod?w twoich s?ucham, i badam: gdzie d??y nar?d?
KONRAD
Ty? - Co! Ty?!
MASKA 18
Ja obserwuj? nar?d. Ja jestem obserwator. A ty...
KONRAD
A ja tym ?yj?!!
MASKA 18
I to ca?a r??nica.
KONRAD
Niema?a.
MASKA 18
C?? lepsze?
KONRAD
Wi?c jak to? Jak to? Ty jeste? obserwatorem narodu?
MASKA 18
Na przyk?ad na tobie.
KONRAD
Na przyk?ad na mnie.....
MASKA 18
Adie!
- - - - - - - - -
Przepad?a; ju?ci nowa wkracza
i sie? domys??w swych roztacza.
MASKA 19
My?lisz, ?e my jeste?my przeciw Polsce.
KONRAD
Ja nie my?l? o Polsce.
MASKA 19
O czym my?lisz?
KONRAD
Do mnie nale?y moja mysi i my?li mojej nowina i niespodzianki, a wy mnie nie stawiajcie p?ot?w, ogrodze?, sieci ?elaznych - nie m?wcie mi na ka?dym kroku, ?e to klatka!
MASKA 19
Ha, je?li j? czujesz.
KONRAD
Ja jej nie czuj?.
MASKA 19
W takim razie nie rozumiemy twoich pogl?d?w.
KONRAD
Ja wam ich nie wyjawi?.
MASKA 19
Wi?c s? tajne.
KONRAD
Nie mam ?adnych tajemnic, ani swoich, ani cudzych.
MASKA 19
To? szcz??liwy.
KONRAD
Ani si? nie chc? stroi? w urok i pi?kno i poezj? tajemnicy.
MASKA 19
Wi?c jest - tylko odzierasz j? z szat poezji.
KONRAD
Wi?c jest... tylko nazywa si?: wola, a ubrana w szaty poezji nazywa si?: niewola. I oto to, do czego chcesz mnie przymusi?.
MASKA 19
Nie wiedzia?em, ?e mam tyle mocy.
KONRAD
Nie wiedzia?e?, ?e mam tyle odporno?ci.
MASKA 19
No, ale wr??my do - - rzeczowo. - My ofiarujemy ci wsp?lno?? pracy.
KONRAD
Teraz ju? nic - ju? nic.
MASKA 19
Zrywasz.
KONRAD
Nie. Nie zrywam.
MASKA 19
Cofasz si?.
KONRAD
Nie.
MASKA 19
Wi?c co? Kpisz?
KONRAD
Nie.
MASKA 19
Brutalnym chcesz by?.
KONRAD
Nie.
MASKA 19
Wi?c my...
KONRAD
Was nie ma.
MASKA 19
Co?
KONRAD
Was nie ma ju?. Wy?cie stracili swoj? egzystencj?. Nie widz? was.
MASKA 19
Stajesz si? wyra?niejszy.
KONRAD
Przestali?cie istnie? ju?.
MASKA 19
Skazujesz nas na ?mier?.
KONRAD
Wy?cie pomarli. Trupy i upiory. N?dza duszy!
MASKA 19
Ty? bogacz.
KONRAD
I przyszli?cie mnie kra??.
MASKA 19
To jest idea. Napisz to jako artyku?.
KONRAD
Bo ty chcesz t? ide? o?wietli? po swojemu.
MASKA 19
My nie zmienimy jednego s?owa.
KONRAD
A! Umiecie uszanowa?. Nie chodzi wam o s?owa, ale o czyny. Chcecie zmieni? opini? o mnie, a do tego macie ?rodki.
MASKA 19
A wi?c widzisz, ?e jeste?my i ?e mamy egzystencj?.
KONRAD
To nie jest egzystencja, ta wasza. - Wy jeste?cie zale?ni od lampy, oko?o kt?rej latacie jak ?my, prosz?c i ?mi?c ?wiat?o. Nie wiecie, kto lamp? trzyma.
MASKA 19
Ty wiesz - ?
KONRAD
Ja wiem. Lamp? trzyma cz?owiek ?lepy i nazywa si?: przeznaczenie.
MASKA 19
Bah!
KONRAD
A na lamp? dmuchn?? mog? ja i wtenczas co...?
MASKA 19
Wtenczas...
KONRAD
A! nie chcesz doko?czy?. ?my widz? w ciemno?ci.
MASKA 19
Jak wieszcze. -
Czy zechcesz lamp? nasz? wsp?ln? zagasi??
KONRAD
Dajmy pok?j alegorii i temu, co ja chc?..... Ujrzycie inne ?wiat?o, ja wam nawet poka?? drog?... Ale wam dobiec nie starczy si? i skrzyd?a opadn? wam w zimnie w p?? drogi. Spadniecie w noc, zzi?b?e, strudzone ?my, motyle, krasy py?... Jeszcze, jeszcze... do rana...
MASKA 19
Co... ty... m?wisz - ?
KONRAD
A? ?wit...
MASKA 19
Ach, tak... ciebie to m?czy.
KONRAD
Ach, to mnie m?czy... ?e liryzuj? was i siebie, i was, i wszystko, i wszystko.
MASKA 19
Patrzysz przez pryzmat poezji.
KONRAD
Czyli, m?wisz, ?e patrz? przez pryzmat frazesu.
MASKA 19
Sztuki!
KONRAD
Ty nie rozumiesz Sztuki.
MASKA 19
Ale? ja rozumiem sztuk? i wiem, ?e to nie frazes.
KONRAD
Ani fa?sz.
MASKA 19
?
KONRAD
A! ty w?a?nie sztuk? uwa?asz za fa?sz.
MASKA 19
Tu ja uznam za konieczne otoczy? si? tajemniczo?ci?.
KONRAD
Lubisz "wymian? my?li".
MASKA 19
To tak rzadkie.
KONRAD
I chcia?by?, ?ebym si? wypowiedzia?.
MASKA 19
To nie?atwe zadanie.
KONRAD
I ja sam w twoich oczach winienem si? popisa?.
MASKA 19
Nie jeste? pr??nym.
KONRAD
Jestem.
MASKA 19
Pozwolisz, ?e sam s?dzi? ci? b?d?.
KONRAD
... - To zbacza i nie t?dy chodzi moja my?l, i cokolwiek w tym sensie s?ysz?, nie s?ysz? w?a?nie wcale zupe?nie. Jestem g?uchy na wszystko, co dotyczy mnie. Nie s?ysz? nic, cokolwiek kto m?wi. Ja mam sw?j s?d w?asny. A zdoby? go by?o mi bardzo ci??ko. I to jest ca?a moja si?a.
MASKA 19
I to jest ca?a twoja si?a. Dajemy ci pole. Mo?e j? zu?ytkujesz?
KONRAD
Ja jej nie my?l? zu?ytkowywa?.
MASKA 19
Ale... to niepodobna, aby nie-mia?a...
KONRAD
Wybuchn??!
MASKA 19
A? - Wybuchn??.
KONRAD
Nie chc? nic, nic - nic... nikogo, ?adnych stronnictw, ?adnych idei, one wszystkie upad?y - musz? upa??, ?adnych ludzi, osobisto?ci; oni wszyscy musz? upa??, upadn?. Chc?... ?eby w letni dzie?, w upalny letni dzie?.....
Chc?, ?eby w letni dzie?,
w upalny letni dzie?
przede mn? z??to ?ytni ?an,
dzwoni?cych sierp?w s?ysze? szmer
i ?wierszcz?w szept, i szum,
i ?eby w oczach mych
koszono k?kol w snopie zb??.
Chc? widzie?, s?ysze? w skwarny dzie?
czas ko?by dobrych zi?? i z?ych
i jak od p?owych z??tych p?l
ptactwo si? podnosi na ?er.
MASKA 19
Nasze jutro - ?
KONRAD
- Nie. - - -
Chc? patrze?, s?ysze?, jaki gwar
zielonych z?otych much;
chc? widzie?, s?ysze?, t??y? s?uch,
jak z kwiat?w spada kwietny puch,
jak l?k i groza kosi ?an,
w?r?d ciszy p?l i g?r,
w s?onecznym blasku z?otych chmur,
na chleb na przysz?y rok.
Chc? patrze?, patrze?, t??y? wzrok...
i potr?ca? mogi?? co krok.
MASKA 19
Nie rozumiem ci?... ty przecie m?wisz o Polsce! Ty my?lisz o Polsce!
KONRAD
Tak? - - - Nie. - -
Chc? p?j?? w zaciszny, g?sty b?r
za sk?ony sinych g?r
i patrze? po konarach drzew:
od kt?rych, z jakich stron
s?onecznych ?ar?w wionie wiew,
jak kr??y w drzewach ?ywny sok...
i kt?re padn? za rok...
i ?e niczyich r?k nie zbroczy krew.
MASKA 19
Ty my?lisz o Polsce! To widoczne!
KONRAD
Tak? . . . . . . . . . . . . . . .
- - - - - - - - - - - - - - -
Posz?a i w?a?nie wchodzi nowy
druh nieodst?pny Konradowy.
KONRAD
Przyznasz mi, ?e my z coraz wi?ksz? m?wimy rezerw? o wszystkim.
MASKA 20
My mo?e coraz mniej wiemy.
KONRAD
Rzeczy wsp?lnych. A czy w og?le te, kt?re uwa?ali?my za wsp?lne, by?y zdolne powo?a? wsp?lno???
MASKA 20
Jak? jak?
KONRAD
Czy?my w?a?ciwie mieli jakie rzeczy wsp?lne? Chyba akcesoria i god?a.
MASKA 20
Tak, akcesoria i god?a. Dzi? nie znacz?ce nic.
KONRAD
Dzi? tylko poetyczne.
MASKA 20
Tak..... A... Czyli ?e...
KONRAD
Czyli ?e te rzeczy, kt?re my mamy za poetyczne i kt?re nam s? wsp?lne, s? nam przeszkod? w zbli?eniu si?, bo urastaj? do pot?gi widma, kt?re wzbrania wst?pu do Raju.
MASKA 20
Anio?a.
KONRAD
Archanio?a.
MASKA 20
Archanio?a!
KONRAD
Kt?ry m?wi: B?dziesz za grzechy twoje dawne spe?nione pokutowa?. Jak wiele by?o twojej chwa?y i s?awy, tyle oddasz m?ki i b?lu.
MASKA 20
I to jest fa?sz.
KONRAD
I to jest fa?sz. A to jest sprawiedliwo?? poezji.
MASKA 20
Wi?c czeg?? mamy si? wyzby??
KONRAD
Poezji.
MASKA 20
Poezji! ?
KONRAD
Tutaj zacznie si? nasza si?a.
MASKA 20
Wi?c mo?emy mie? si??.
KONRAD
Wi?c ty jej nie czujesz, mimo poezji. Czy? j? ty mo?e czu? przez poezj?? Ale nie, to by? up?r - i tylko wobec siebie si?a. Ale ta si?a wobec drugich, to nie mo?e by? poezja.
MASKA 20
Wi?c co?
KONRAD
Wola.
MASKA 20
A tak: wola?
KONRAD
To, czego chc?, ??dam, musi by?. Trzeba umie? ??da? i wiedzie?, czego ??da?.
MASKA 20
Od kogo?
KONRAD
I trzeba wiedzie?, ?e je?li s? rzeczy, kt?re ode mnie zale?e? powinny, to grzechem jest pyta? si? o nie innych i ??da? ich od innych.
MASKA 20
Zapewne, ?e wiele naszej s?abo?ci, niemocy le?y tu, na tej ?cie?ce, gdzie wiod? rozstajne drogi od tego kamienia. Oto brak ?wiadomo?ci, co moje...
KONRAD
I do czego ja mam prawo.
MASKA 20
Prawo.
KONRAD
I nie to prawo przez kogokolwiek nadawane i uznawane; - ale przez to prawo, kt?re poza prawami takimi jest bezwzgl?dnie i kt?rego z niczyjego poczucia wyrugowa? nie mo?na niczym, ?adnym s?owem ani rozkazem.
MASKA 20
Wi?c by?oby to prawo boskie.
KONRAD
Prawo ci??ko?ci my?li i uczucia.
MASKA 20
Uczucia...
KONRAD
Albo lepiej: prawo ci??enia my?li.
MASKA 20
Matematyka i statyka my?li?
KONRAD
A tak - tak. Jak jest matematyka i statyka obrot?w i p?du ?wiat?w, a wi?c i naszego - tak jest matematyka i statyka my?li.
MASKA 20
Tak. - Hm. - Tak. - Czyli ?e, czyli ?e:
KONRAD
Czyli ?e.....
MASKA 20
(odchodzi)
- - - - - - - - - - - - - -- - -
Ju? nowa - ledwo tamta pada -
zn?w nieodst?pna od Konrada.
KONRAD
Oto uszlachetni?em moj? my?l.
MASKA 21
?
KONRAD
I budowa? poczynam wszystko z rzeczy lotnej jak s?owo i lotniejszej ni? puch. Budowa? wielki poczynam gmach, pa?ac, miasto. Jeruzalem buduj? now?, li za zmys?em oczu i za s?uchaniem id?c.
MASKA 21
?
KONRAD
I nie obra?? niczym uczu? s?siada, i oka bli?niego nie obra?? - a nasyc? serce moje i zmys?y moje wszystkie nasyc?.
MASKA 21
?!
KONRAD
Oto buduj? Polsk?!
MASKA 21
?!
KONRAD
Na ob?ok ten patrz?, biegn?cy sk?onem ogromnym, i powitanie mu posy?am braterskie. M?j ci jest posk?onie, po ogromach p?yn?cy. W?asno?ci? jest moj? i rzecz?, kt?rej zasi? kupi? nie mo?e ode mnie s?siad m?j ani brat, ani z?odziej wydrze? i zagrabi?.
MASKA 21
?
- - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Znik?a; ju? inna jest i bada
niepokoj?c? mysi Konrada.
KONRAD
Oto na co patrz?, gdy Noc zapad?a, i co czyni?...
MASKA 22
-- ?
KONRAD
Oto przypatruj? si? drobnym zdarzeniom i ?yj? tym ?yciem nieustawnych tragedii drobnoustroj?w.
MASKA 22
Drobnoustroj?w ?
KONRAD
A tak. Twor?w ma?ych, kt?re gromad? id?, ale kt?re wcale gromad? nie s? i kt?re gin? pojedynczo.
MASKA 22
!
KONRAD
Ka?dy ten tw?r ginie samodzielnie.
MASKA 22
!
KONRAD
A ja zamierzy?em patrze? na ten ci?g nieprzerwany dramat?w.
MASKA 22
? - - - - -
Powoli inne maski w?a??.
Wesz?y, ruch ka?dy jego wa??.
Za jego gestem si? pochyl?
i tak nad ziemi? kr?tk? chwil?
patrz? si?, ka?dy zaczajony,
co znaczy gest nie dom?wiony?
KONRAD
Oto gdy noc nasz?a ju? domostwo moje - w izbie zastawiam mis? cynow?, pi?knie brz?cz?c?; - mis? t? pe?ni? napojem s?odowym, kt?ren z j?czmionowych ziaren zalewkami si? przetwarza - a wo? mi?a nape?nia izb?, wo? S?owianom ulubionego napoju...
MASKI
?!
KONRAD
I oto zabieram kaganiec, kt?ry przytwierdze? u ?ele?ca wpojonego w mur, z dala roz?wietla? komor?; kt?ry rozprasza? by? mrok nocy, tej, co pok?j i ukojenie niesie ?pi?cym.
MASKI
!?
KONRAD
A kiedy b?yska ?wit, szary nieledwo ?wit - niepokojem ju? serce moje przej?te... i groza si? do zmys??w moich ci?nie... i opanowuj? po chwili pierwszy zmys?: wstr?tu...... Misa cynowa pomie?ci wszystk? nieprawo??, kt?ra w niej, z pi?knie brz?cz?cego metalu uczynionej, w mej napoju ulubionego S?owianom pe?nej...
MASKI
!?!
KONRAD
Scze?nie! -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Nagle, gdy Konrad wyrzek? "scze?nie",
zaj?kty dziwno jakby we ?nie,
i wpadn? nagle do podziemu,
uleg?e przeznaczeniu swemu.
Tej?e chwili zamykaj? si? wszystkie drzwi naok??, kt?re dotychczas siaty otworem, i tworzy si? mroczne wn?trze du?ego pokoju. Tej?e samej chwili otwieraj? si? podwoje ?rodkowej ?ciany w g??bi i wida? izb? niewielk? mieszkaln? i drzewko o?wietlone i ustrojone, zawieszone u stropu. Nad kolebk? pochylona matka ssa? daje pier? dzieci?tku i ko?ysze si? w takt nuconej p??g?osem kol?dy. Anio?owie to obst?pili kolebk? ch?rem:
KONRAD
Pami?tam, niegdy? wchodzi?em
do ksi?dza, do pustelni,
i przystan??em w sieni.
Pami?tam, gdy pozdrowi?em,
ci czy?ci i nieskazitelni
pojrzeli ku mnie zdziwieni.
O Bo?e! pokut? przeby?em
i d?ugie lata tu?acze;
dzi? jestem we w?asnym domu
i krzy? na progu znacz?.
Krzy? znacz? Bo?y nie przeto,
bym na si? krzy? przyjmowa?;
lecz by? mnie. Bo?e, od m?ki,
od m?ki krzy?a zachowa?.
By? mnie zachowa? od tego,
co? zasi? za mnie przeby?;
bym ja by? z twoich wiernych,
a niewolnikiem nie by?.
Bym ja mia? z Ciebie si??,
jak wierz? w Twoj? wiar?,
i ?ebym si? doczeka?,
jak miecze ?lesz i kar?.
By? to, cos zapowiedzia?,
dope?ni? w moim ?yciu:
by zesz?o ?wiat?o w nocy
i trysn?? zdr?j w ukryciu.
By trys?o ?r?d?o ?wie?e
za lask? Moj?eszow?
i by? mi wskaza? le?e
i dach nad moj? g?ow?.
By? zwi?d? z w?dr?wki d?ugiej
m?j nar?d do Wszechmocy!
By? dal, co maj? inni,
GDY PRZYJDZIESZ JAKO DZIECI? TEJ NOCY.
Bo?ego narodzenia
ta noc jest dla nas ?wi?ta.
Niech id? w zapomnienia
niewoli gnu?ne p?ta.
Daj nam poczucie si?y
i Polsk? daj nam ?yw?,
by s?owa si? spe?ni?y
nad ziemi? t? szcz??liw?.
Jest tyle si? w narodzie,
jest tyle mnogo ludzi;
niech?e w nie duch tw?j wst?pi
i ?pi?ce niech pobudzi.
Niech si? kr?lestwo stanie
nie krzy?a, lecz zbawienia.
O daj nam, Jezu Panie,
tw? Polsk? objawienia.
O Bo?e, wielki Bo?e,
ty nie znasz nas Polak?w;
ty nie wiesz, czym by? mo?e
stra? polska u twych znak?w!
Nie ?cierpi? ju? niedoli
ani niewolnej n?dzy.
Sam si?gn? lepszej doli
i ?eb przygniot? j?dzy.
Zwyci??? na tej ziemi,
z tej ziemi PA?STWO wskrzesz?.
Synami my twojemi,
b?ogos?aw czyn i rzesz?!
- - - - - - -
Gwiazdka zesz?a i ?wieci,
nad kolebk? dzieci?c?,
nad mi?o?ci? zab?ys?a matczyn?.
?wiat?o b?ys?o stuleci,
rado?? nocy tej ?wi?c?:
Gwiazda zesz?a nad ?WI?T? RODZIN?.
Oto dzieci? w kolebce,
matka nad nim schylona.
Oko?o niej Anieli?
Dom?e to m?j? Mnie ?ona?
Kt?? te s?owa mi szepce?:
ta z tob? dol? podzieli.
Koniec memu b??kaniu,
koniec mojej udr?ce.
W czyim?e to szeptaniu?:
z t? ?lubem sprz?gniesz r?ce...
(Kl?ka).
HESTIA
(Wyst?puje z izby, gdzie ?wiat?o. Podwoje izby zamykaj? si? za ni?).
Strzeg? twoich ?cz i twoich r?k,
uchylam od ci? m?k,
zdejmuj? z czo?a znami? trw?g,
by? by? jako ten, co nie pami?ta,
przez jakie przeszed? ciemnie dr?g.
KONRAD
Ty?e? to moja ?wi?ta?
HESTIA
Na czo?o twoje k?ad? d?o?,
a usta moje nuc? ?piew
w tajemnic znaku wieczystych,
by? zby? t? my?li g??bn? to?,
gad?w pe?n? nieczystych.
KONRAD
Ty ogie? m?j i krew.
O, czy mi ciebie zse?a B?g?
HESTIA
Ty masz by? z Bo?ych s?ug.
KONRAD
O, wiem, ty znaczysz drog? pos?annicz?.
Za ust twoich wymow?,
co p?ynie ?ywiczn? strug?,
st?sknionym id? s?uchem
i przejmuj? twe wielkie s?owo
duchem,
kt?ry przebola? d?ugo.
Ty wiedziesz ku zmartwychwstaniu,
?e si? moje dni ju? nag?e licz?,
?e ju? jeste?my na zaraniu.
HESTIA
Panem b?dziesz moim i s?ug?.
Strzec tobie ognia, kt?ry pal?
r?koma mojemi.
Wzi?? tobie top?r obur?cz
i si??? str??em u proga.
I nie zwoli? ni pi?dzi ziemi.
Co B?g rozwi?za? - ??cz!
Z rozkazu i woli Boga!
KONRAD
Ka?esz walczy?!?
HESTIA
Znacz? ci? ko?cio?em.
KONRAD
Czynisz ?agiew!
HESTIA
P?on?cym czyni?? Anio?em.
Zgromad? mnogie ludy na wiec:
niech si?d? spo?em za sto?em
i powiedz im, jak ognia maj? strzec,
jak modli? si? maj? dzie?y.
?e jest ju? czas, by r?ce top?r j??y
przyspieszy? dni,
Bo?ymi znaczonych s?owy,
by nar?d wsta? na krwaw? rze?.
KONRAD
P?omie? oko?o twoje; g?owy,
?una przy twojej twarzy.
HESTIA
Pochodni? we?.
KONRAD
Oczy! gwiazdy p?on?ce!
?wiecisz w nocy, jako z p?omieni
patrz?ce ?ywe s?o?ce!
HESTIA
Pochodni? we?!
KONRAD
(bierze z jej r?ki pochodni? p?on?c?)
A mo?e wy nie wiecie,
co to znaczy pochodnia?
?e j? da?em do r?ki kobiecie,
co ogniska-o?tarza strze?e?
wy dziwicie si? mo?e,
ze Konrad z jej r?ki j? bierze,
?e ?wi?ci? kaza?a no?e,
a no?e ?wi?ci? znaczy: zbrodnia!?
Pochodnia, ogie?, ?wiat?o, ?ar
?wieci i razem spala,
i ciep?a razem niesie dar,
i po?arami w gruz obala.
Rozja?nia, ale niszczy razem;
ogniem ?yj?cym, zabi? zdolna.
P?on?ca, jest t? ?ywio?ow? si??,
kt?r? posiada DUSZA WOLNA.
P?on?ca, jest t? ducha w?adz?,
kt?rej sile cia?o podlega,
pot?g? - duchy, gdy si? gromadz?,
w niej alfa my?li i omega.
W niewiadomo?ci cz?owiek ?yje,
w niewiadomo?ci b?ogostawion.
P?omie? ten boski kto odkryje,
pot?pion mo?e by? lub zbawion.
Gdy straci ?ar?w ?wi?t? si??,
cho?by w ofierze dla narodu,
mniema, ?e ogniem go ocali - -
do?cign? m?ciwe Erynije,
do?cignie S?p wiecznego g?odu:
wieczy?cie dalej, co jest dalej?
co b?dzie dalej, za wiek, wieki?
Im bli?szy wiedzy, tym daleki,
coraz to dalej bie?y, leci:
ogniem si? w?asnym spala - ?wieci!
To s? te gwiazdy, co spadaj?
w noc. Patrzycie w nie: - - Znikaj?.
AKT TRZECI
W KATEDRZE NA WAWELU
(Za podniesieniem zas?ony do aktu trzeciego z g??bi sceny s?ycha? rozmow? dw?ch os?b, znajduj?cych si? w grupie gromady, przy kt?rej stoi Geniusz).
G?OS l
A c?? Konrad?
G?OS 2
Mam najzupe?niej to wra?enie, jak gdyby w?r?d nas by?.
G?OS l
Jeno nie widzimy go.
G?OS 2
Owszem widzimy go, chocia? go nie ma. Dowodem rozmowa; czyli ?e niejako obecn? jest jego my?l.
G?OS l
Dusza.
G?OS 2
My?l!
G?OS l
A jego my?l dalsza? Nie jest?e ona potrzebn? tu?
G?OS 2
O tak, jest.
G?OS l
Ale jego samego? my?l dalsza, jakiej my si? nie mo?emy spodziewa? ani domy?la??
G?OS 2
Jaka? to my?l?
G?OS l
Niespodzianka, kt?r? odno?nie do siebie on jeden wnie?? mo?e.
G?OS 2
Ta niepotrzebna. Ta nas nic nie obchodzi. Co ona nas mo?e obchodzi??
G?OS l
Wi?c ta nasza oboj?tno?? dla niego...
G?OS 2
Nie, to u?wi?cenie jego w?a?nie, u?wi?cenie - kt?re jego my?li rozw?j jemu samemu wyrywa!
G?OS l
?e on... C?? z nim si? dzieje?
G?OS 2
Co z nim si? dzieje? On sam niknie i ginie, rosn?c w nas.
G?OS l
Jak?e to?
G?OS 2
Zapala p?omienie, przy kt?rych ga?nie sam, bo p?mieni tych jest ogrom i burza, i p?on?cy las.
G?OS l
A on zginie w dymie.
G?OS 2
On zginie tym, co by?o w nim z?ego i niepotrzebnego, i dodatkowego.
G?OS 1
Co?
G?OS 2
?ycie z tym wszystkim, co mamy my.
G?OS i
Wi?c my...
G?OS 2
My musimy pozosta?!
G?OS 1
(czyni mask? i gest zadziwienia).
G?OS 2
Bo tego? on ??da? me m?g?, by nas wyruszy? z posad, by nami zatrz???, nas burzy?.
G?OS l
Wtenczas ?y?by on.
G?OS 2
Tym, co zbudzi?o jego? samego i jemu da?o...
G?OS l
(z maskq i gestem zaciekawienia).
G?OS 2
Kl?tw?!
GENIUSZ
(kt?ry byt stal przy tej grupie m?wi?cych i s?ucha?; teraz odwraca si? od nich i ku innej grupie si? zwraca).
MUZA
Wszystko, czego si? tkn?,
w mych r?kach mrze
i pi?knem wtedy mnie niewoli,
gdy kres si? zbli?a doli
i resztki ?ycia w grze.
Do t?sknej oto lgn? niewoli,
gdy wspominanie S?awy boli,
gdy ogie? ca?y w jednej skrze.
Iskra jedyna, gdy dogasa,
ca?a jej wtedy widna krasa,
ja wtedy ku pi?kno?ci dr??.
O Pi?kno! Duszy tajemnica:
ostatnie chwile skonu,
gdy r?? ?miertelny barwi lica
i znika, jak gasn?ca ?wieca,
w p??d?wi?kach i p??szeptach tonu.
Weselcie si?! w tej melankolii pi?kno,
gdy serca sm?tkiem odd?wi?kn?,
ja b?d? wtedy wasz? pani?,
a wiedzcie, ?em jest t?, co wy t?sknicie za ni?.
- - - - - - - - - - - - - - - - -
Ju? Geniusz od niej si? oddala, zostawuj?c jej my?l nie sko?czon?, ku innym id?c, kt?rych skala my?li by? ma zn?w podniesion? o ton, wi?c r?k? w?adnym ruchem wzni?s? i ju? w?ada nimi: duchem.
KARMAZYN
Zdob?dziem si? na wielki czyn.
HO?YSZ
Sumienie ?ciga moj? my?l.
KARMAZYN
Cisn? w nar?d, co posi??? mia? m?j syn.
HO?YSZ
Cha, cha, antyczna bro?.
KARMAZYN
Hej, ch?opie, bierz t? karabel?.
HO?YSZ
Hej, ch?opie, bierz m?j lity pas.
KARMAZYN
Gdy na narodu staniesz czele,
pami?taj nas, wspominaj nas.
HO?YSZ
B?d? taki, jacy my?my byli.
KARMAZYN
Cha cha, wyucz si? naszych wad.
HO?YSZ
Oto?my si?? w tobie odkryli.
KARMAZYN
Bierz karabel?...
HO?YSZ
Lity pas...
KARMAZYN
Niech ci? Naj?wi?tsza Panna chroni.
B?dzieszli ciekaw, jak masz u?y? tej brom?
HO?YSZ
Cha cha - d?o? dajcie do mej d?oni.
KARMAZYN
Zdob?dziem si? na wielki czyn!
HO?YSZ
Nasze biedy posi?d? oni.
KARMAZYN
Zabierzcie, co mia? wzi?? m?j syn.
Podajcie r?ce - idziem wraz.
Cha cha, gdy niczym nasza rola,
przynajmniej was poci?gniem w gr?b.
Jedne?my razem ??li pola
i jeden nasz by? ?ywny ???b.
Dzi? si? nam wsp?lna rodzi wola,
gdy bierzem na ruinach ?lub.
Znaj, mo?ci chamie, co to szabla.
Szabla to jest szlachecka bro?.
Siekier? Kain zabi? Abla,
wi?c B?g "przeklinam" wyrzek? do?.
Za? szlachcie B?g da? karabele,
poha?c?w bi?, po pyskach t?uc,
wylecie? na husarii czele,
wszystko oporne zwali?, zm?c.
Mie? Boga w sercu, wy go macie,
mo?ecie ko?? niezgody wzi??.
Bierz karabele, chamie bracie,
i za pan brat ze szlacht? si?d?.
Niech, mo?cidzieju, B?g zna pana,
?e jeste? cham, sam B?g to da?,
do herbu bior? dzi? acana,
by? ty i B?g m? ?ask? zna?.
(Karmazyn i Ho?ysz bior? karabele ze sto?u i rozdaj? je gromadzie ch?op?w, kt?rzy stali za ich krzes?ami).
Lecz Geniusz, kt?ry przy nich sta?,
z r?k? nad nimi podniesion?,
porzuci? byt ich ju?,
ku innym id?c, innych dusz
w?adz? w sw? bior?c d?o? ?wi?con?.
KAZNODZIEJA
Bracia, orze? zakry? moje oczy,
skrzyd?ami mi? po oczach uderzy?.
Mrok przed moimi oczami
i strach we mnie,
jakobym ju? nie wierzy? - ?
Kto? przede mn?, olbrzymi, stan??
i przes?oni? jasno?? mych dr?g,
i nie wiem -
li to Szatan czy B?g - ?
Czy chcecie, bym si? z nim zmierzy? - ?
Czy b?dziecie mnie wierni,
gdy ja zachwiej? si? i padn? u jego n?g,
niewiedz?cy - ?
Czyli chcecie by? z pan?w my?li, czyli s?ug !?
Czyli wielcy - czy mierni - ?
Czy wierzycie w to, ?e S?owo moje
p?on?cym by?o zarzewiem,
ja wi?c ogniem szczerym p?on?cy,
nosz? ?wi?tych znami? - ?
Czyli ?e k?ami? - ?
- - - - - - - - - - - - - - - - - - -
I Geniusz od nich si? oddala,
zostawuj?c ich my?l zawieszon?,
ku innym id?c, kt?rych skala
my?li by? ma zn?w podniesion?
o ton, wi?c r?k? w?adnym ruchem
wzni?s? i ju? w?ada nimi: duchem.
M?WCA
O bracia, serce mnie boli.
Niechaj mnie ch?r wasz okoli.
Podajcie r?ce - zimne wasze d?onie.
My?l, jaka by?a w nas
i w naszej wsp?lno?ci...
tonie...
Czy wy czujecie
t? dal niesko?czono?ci,
kt?ra przed moim wzrokiem - ?
Podziel? si? z wami S?owem:
Oto przeznacze? wyrokiem,
jak s?dz?, widzie? mi dano:
zginiecie.
Radujcie si? - widzie? mi dano...
D?o? si? czyja? nad moje czo?o
pochyla...
Czy wst?pi? kto w nasze ko?o...?
I m?wi? wam, ?e zaprawd? to chwila
wielka, gdy do was m?wi?...
Radujcie si?, przed moim okiem
dal widz? niesko?czono?ci.
Dusza si? moja rozszerza
i p?ynie, jako cie?, we wszech?wiecie...
Czy wy za ni? p?jdziecie - ?
- - - - - - - - - - - - - - - - - -
Lecz Geniusz od nich ju? daleko,
ju? ku innym si? ludziom zbli?a,
ju? swoj? je otoczy? opiek?
i d?o? ku czo?u ich poni?a;
to zn?w ni? nad nimi zatoczy
szeroki, wielki, pe?ny ruch
i zn?w jest w?adc? wielki Duch.
PRYMAS
Kl?czycie u moich st?p, a oto duch m?j w m?ce.
Kl?czycie u moich st?p, o bracia moi. Czo?o moje pokry?a chmura i oto r?ka czyja? przes?ania mi oczy. O bracia moi, oto?cie ze mn? w ?wi?tyni - a mod?y nasze mr? na ustach moich i s?ysz? inn? mow? duszy mojej: mow? serca.
Proch jestem i n?dzarz jestem w purpurach - a najbole?niejsz? dla mnie: purpura wstydu, bij?ca ogniem na twarz moj?.
Polsk? mia?em wam da?! - Czym?e s? te sztandary, kt?re chylicie nad moj? g?ow?? Oto ?achmany, nad kt?rymi B?g nakre?li? krzy?.
O bracia! Jak uratuj? serca wasze? dusze wasze?
O bracia! bracia, gr?b widz? wielki przed wami i przede mn?.
D?o? jakowa? przes?oni?a mi oczy.
O Panie! O Chrystusie! - Nad narodem moim noc i mrok zapada - nad narodem moim, kl?cz?cym u grobu.
O Chrystusie! Czyja? to r?ka? Chrystusie! Wielko?? to i ?wi?to?? twoja w m?cze?stwie naszym ?yj?ca.
Z kielicha daj nam pi? - ?mier? nasz? w twoim domu.
Kl?czycie u moich st?p - a duch m?j w m?ce.
O bracia, podajcie mi d?onie wasze. Oto r?ce moje, d?onie moje na b?ogos?awie?stwo nad g?owy wasze: - wielcy w Chrystusie!
CH?R
Amen.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Ju? Geniusz odszed? od nich z dala
i inne duchy ju? zapala,
i nad innymi wznosi r?ce,
duchowej je podaj?c m?ce:
STARZEC
Czy uwa?a?y?cie, ?e od chwili mrok jakoby coraz g?stszy pada w za?omy sklepie? i po olbrzymach tych ciosanych ku nam si? osuwa, nas w cienie i mroki gr???c.
C?RKI
G?osu twego chcemy s?ucha?, ojcze, ale g?os tw?j, to jakby ju? G?OS cudzy. Dr?ysz i niepok?j snad? wst?pi? w ciebie.
OJCIEC
Widzicie? wy go? Przed nami stoi, a d?onie obiedwie nad g?owy nasze kieruje. On to nad my?l? nasz? zaci??y. B?dziemy wszystko-rozumiej?cy, jak ci, ku kt?rym idzie ?mier?.
C?RKI
?lubujemy si? ?mierci.
GENIUSZ
Jest mowa jego cicha przy st?w wadze,
s?uchana; zmilkli, czuj? w?adz?
g?osu i w?adz? s??w tajemn?.
Scena si? zwolna staje ciemn?:
mrok pad? na ludzi i na ?ciany,
a nar?d w niego zas?uchany.
I nie wszystko zawdy powiem wam. - W waszych rozmowach, my?lach i czynach jest wiele z tego, czym jestem ja i co ja czuj?.
Ja waszych tych serc m?wi?cych s?ucham i ?wiadkiem jestem j?zyk?w waszych obrotu wprawnego, a obecno?ci? moj? podnosz? was i my?l wasz? u?wi?cam. A gdy my?l si? zatraca, gubi, marnieje, na codzienn? zamieszana straw?, za? duchowa da? jej tylko rozczynem b?d?ca - mnie p??niej rani i ko?ci?? m?j burzy.... w ko?cio?a mego ?ciany bije taranem powszednio?ci pospolitej - odwr?c? si? ode? zraniony i to jest ten grot, kt?ry mi ran? zadaje ?mierteln?.
- ?yjcie wy, na ?mier? moj? patrz?c. - Odejd? precz - precz ku mej krynicy wieczystej. - Odrodzi ona mnie ku wierze nie?miertelnej...
Uderzcie!!
Nie?miertelno?? zyszcz? przez ?mier?, kt?r? mnie zadajecie.
(Post?pi? kilka krok?w i po?rodku nich stan??).
Jest mowa jego cicha przy st?w wadze,
s?uchana; zmilkli, czuj? w?adz?
g?osu i w?adz? s??w tajemn?.
Scena si? zwolna staje ciemn?:
mrok pad? na ludzi i na ?ciany,
a nar?d w niego zas?uchany.
Podnie?cie si? duchem ze mn?,
wzle?cie duchem za mn?,
ponad noc duszn? i ciemn?,
rzucajcie ziemi? k?amn?.
Powiod? was do g?rnych sfer,
do szczyt?w, szczyt?w ducha;
gdzie Wielko?? nawy dzier?y ster
i k?dy Wieczno?? s?ucha.
Wprowadz? was w ?wi?tyni?, tum
pot?gi waszej, waszych dum.
Wewiod? was nad groby ?ez,
by?cie nikczemno?? widz?c cia?a,
ujrzeli okiem ?ywym KRES:
?mier?, kt?ra cuda dzia?a!
Czeg?? wy chcecie, czego z ziemi,
??dzami ?arci niesytemi - - !?
Czeg?? wy chcecie, czego z roli,
oracze n?dzy, marnej doli,
niewolne duchy wros?e w ziem?
O innym, lepszym ?wiecie wiem!
P?jdziecie za mn? - wolni, tam!
gdzie Duch jest panem sam,
gdzie Duch rozp?ta wasze skrzyd?a,
mieczem Anio?a przetnie sid?a
i p?ta wasze spadn? z r?k:
przez m?k? ka?ni zbyjcie m?k!
(post?pi? ku przodowi sceny)
Przyjmiecie tutaj z mojej d?oni
pokarm i nap?j niepami?ci.
(Post?pi?, pochyli? si? i pod?wign?? ci??kich, spi?owych drzwi, wiod?cych w tej cz??ci katedry ku grobom kr?l?w i bohater?w Polski).
Jest mowa jego cicha przy s??w wadze,
s?uchana; zmilkli, czuj? w?adz?
g?osu i w?adz? st?w tajemn?.
Scena si? zwolna staje ciemn?:
mrok pad? na ludzi i na ?ciany,
a nar?d w niego zas?uchany.
S?uchajcie, skoro dzwon zadzwoni,
zejdziecie ze mn? w sklep podziemny,
gdzie ?yje duchem ?wiat tajemny. - -
WIELKO?? was ducha ujmie moc?,
zapanujecie nad Noc?,
ju? wyzwoleni, wniebowzi?ci,
zwoleni duchem, wyzwoleni!
?mier? wam wo?ana przywrze oczy.
Za mn? wst?pujcie - oto droga,
nim ?wit si? blady zarumieni,
dopok?d szaro?? ?wiat?a mroczy. -
Tam mie? b?dziecie Polsk? ?wi?t?,
wybran? POLSK?, wywr??on?,
z marnoty ?ycia wyzwolon?,
z Ducha, z Ducha pocz?t?!!!
Tam wielko??! Wielko?? tam was wo?a!
Przez wrota grobu do KO?CIO?A!!!
We?mijcie wie?ce r?? na czo?a!
Ta jedna, jedyna droga:
przez artyzm, wielko?? i Boga.
CH?R
Oto ?mier?!?
GENIUSZ
Oto my?l szczytna
na wy?ynach niedo?cig?ych lotu.
Patrzcie, k?dy ?una b??kitna...
CH?R
Przepa?? grobu?! Stamt?d nie ma powrotu?!
GENIUSZ
Przepa??! - Stamt?d nie ma powrotu
do marnych, niskich prog?w.
B?dziecie godni Bog?w:
gwiazdami ?r?d gwiazd ko?owrotu.
CH?R
Ta jedna, jedyna droga?
GENIUSZ
Wieczno?? was s?ucha,
wyzwole?cy, zwole?cy Ducha,
i czyn?w waszych czeka.
By?cie, s?owem walcz?cy szermierze,
do Boga podnie?li cz?owieka,
?mierci przyjmuj?c przymierze.
Oto wyzwoleni od miecza,
oto wyzwoleni duchem,
pod przemocy bezsilnej obuchem,
w kajdanach na r?kach, dr??cy,
wy trwo?ni - wy zmartwychwstaj?cy!
gdy ga?nie w was ma?o?? cz?owiecza -
b?dziecie: Ko?ci??-Zwyci?ski
nad ludzkie n?dze i kl?ski.
Krew ?yw? wzi??em do czary
na TOAST wielki i g?rny:
za Polski ?mier?-Odkupienie,
za Polski krzy?ow? m?k?.
Wy, duchem zespoleni wodze,
zst?pujcie ze mn? w podziemie,
k?dy przesz?o?? stawi?a swe urny
popio??w - na naszej drodze
do wieczystych zacisza ko?cio??w.
Ta jedna, jedyna droga.
CH?R
Mistrzu! przez ?mier?!? przez Boga!
GENIUSZ
Ta jedna, jedyna droga!!
CH?R
Grobowce, trumny, cmentarze!
GENIUSZ
Tam oto stawi?em o?tarze!
CH?R
Zgnilizna, pr?chna i trumny!
GENIUSZ
Tam oto stawi?em kolumny,
w granitach kute we skale,
zakl?te czarem stuleci
we wiecznej, wieczystej chwale.
CH?R
Wiedziesz w spi?owe podwoje!
(Dzwon bije).
GENIUSZ
Oto uznaj? was, dzieci,
i pa?stwo oddaj? moje!
Czara z?ota, r?g zloty w mej d?oni:
S?owo ?wi?te, ?wi?ta duch?w Sprawa.
Przychylcie ust do napoju
zb?dziecie trwogi i l?ku.
CH?R
R?g z?oty, wieczno?? pokoju.
GENIUSZ
S?yszycie: oto dzwon dzwoni - -
(Roztwieraj? si? na o?cie? wielkie podwoje katedry i Konrad wpada).
KONRAD
St?jcie!! Pochodnia w mym r?ku!!!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
(podbiega na prz?d)
S?awa! narodzie! S?awa!!!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Krzy?owej m?ki upiorze!
Nienawi?? nios? pal?c?!
GENIUSZ
Przekl?ty! Nie pos?ysz poszcz?ku,
kto w ?lad za tob? goni.
Nie pos?ysz zgrzytu i j?ku
i ognia pal?cych skroni
nie zaznaj...
KONRAD
Pochodnia gorze!!
Krwi wo?am! Chc? ?wi?ci? no?e!
Zwodzi?e? dusz? daremno:
ukazywa?e? mi niebo;
groby otwierasz przede mn?.
GENIUSZ
Spokojno?? zabijasz twoj?.
KONRAD
O spok?j duszy nie stoj?,
gdy marn? kupiony dol?
i kala r?ce niewol?.
GENIUSZ
W pokoju ducha ma w?adza:
nar?d Chrystusem odradza.
KONRAD
Krzy? przekln?, Chrystusa god?o,
gdy m?k? nar?d uwiod?o.
Dla mnie ?ywota Prawo!!
GENIUSZ
O S?awo!!
KONRAD
Ty ze mn?, S?awo?
Zwyci??aj si?? p?omienia!
Ta jedna, jedyna droga!
(Pochodni? uderza w r?k?, w kt?rej Geniusz trzyma wzniesion? czar? z?ot?. Czara wytr?cona upad?a w czelu?? grob?w kr?lewskich. Konrad chwyci? drzwi grobowe, przywar? i zatrzasn?? nimi zej?cie do podziemi, a rygle ?elazne przetkn?? p?on?c? pochodni?, kt?ra tu zgasa).
Na wrotach grobu stoj?!
Pa?stwo zdoby?em moje!!!!
S?awa, narodzie. S?awa!!!
Teraz stan?? na wrotach do grobu,
na br?zowej spi?owej pokrywie; -
gorej?c - tchem jednym wymowy
w Geniusza uderza s?owy,
w wybuch?w strumiennym porywie:
Harpio narodu! si?y ssiesz nasze i spalasz je w czczy dym!
Ty?e? to wzesz?a nad domostwa, nad chaty, nad naszymi panuj?ca m??ami. Widmo niedo?cig?e duszy st?sknionej - po ob??dnych wodzisz manowcach, a nad gr?b i czelu?? grobow? ?ywe, spragnione przywodzisz. Oto chcesz je pogr??y? w niechybn? NOC
?MIERCI, w niechybn? NOC ZATRACENIA!
Precz, przekl?ty! - Serc naszych tyranie, w?adco nieub?agany, ka?esz nam si? wyrzeka?, co ro?a da? mo?e orana, i kt?ry chcesz, by?my owoc wszelki od ust odj?li.
Precz ty... chcesz przychyli? nam do ust czary trucizn? pe?nej, czary jadem pe?nionej, kt?ra jest przesz?o?ci? nasz? wyst?pn? i bolesn?, i ta nie b?dzie nasz? krwi?, krwi? nas ?ywych i napojem.
Precz! Chcesz, aby?my pami?? wlekli w m?k ka?nie i wi?zienia i wyrzekali si? blasku dnia dla lito?ci onych, co marli m?czeni, a gin?li katowani - tych dola nie nasz? b?dzie dol? ani wo?aniem.
Wo?aniem oto naszym zwyci?stwo!
Zwyci?stwo Has?em i Wol?!
ZWYCI?STWO! - - - nie to, kt?re wyrzeka si? cia?a i krwi i mocne si? by? zapowiada anielskimi skrzyd?y, a jego oblicze trupiego wdzi?ku tchnie urokiem zab?jczym.
Zwyci?stwo! nios? ze krwi i cia?a, z woli ?ywej i ?ywej Pot?gi - mocne wol? nad ?wiat w?adaj?c?, wol?, co ze mnie jest i przychodzi ZWYCI??A?!!
Czas jest i godzina dope?niona!
Precz!!!
(Katedra roz?wietla si? kolorami).
Znam twoje gus?a i has?a, widmo upiorne zagas?ej przesz?o?ci, cieniu - b??dzisz ?r?d g?az?w i kolumn ?wi?tyni.
Oto Wawel! Wawel!! Oto? stawi? przede mn? grobowce, pos??ne postaci rycerzy - legli w sen kamienny, powieki ich przymkni?te na dol? i ?ywot nasz!
Z?udo wielko?ci! oto chcesz uj?? nas sid?em pi?kna, co zamar?o i zgas?o, i j?k chcesz obudzi? w piersi naszej, a nie wo?anie rado?ci!
Z?udo! k?amanym wi??esz nas szcz??ciem i pot?g? nas uwodzisz k?aman?! Wielko?? ta twoich pos?g?w to fa?sz udany i zwodliwy! nie bije tam serce w onych ani z g?azu nie drgnie ku nam ??dza, by wzgard?, nienawi?ci? i zemst? chcia?a nas budzi? i czyni?a z nas m??e!!
Precz!!
Kochanku ruin i zapad?ych uroczysk chwalco! ty?e? nas wwi?d? w bezdro?e rozstajnych d??e?, uwodzicielu!
Piewco dr?g b??dnych i str??u labirynt?w, wodzisz na pokuszenie mi?o?? nasz? i mi?o?? nasz? zatruwasz! w uwodne powi?d?szy sienie, sklepiska, sk?d wyj?cia nie masz, jeno ogniki ?wiec?ce pr?chnem.
Czarodzieju! mamid?em bawisz my?l i dusz? ko?ysasz snem wspomnie?. W pa?stwie twoim czar?w wsz?dy ?mier? jeno ta: wieczysta i nie?miertelno?? daj?ca.
Przekl?ty! Najlepsz? bra? zabi?e? moj? i zamsz jadem smutku.
Rado?? g?osz? i wesele!
Wyrzekam si? ruin i gruz?w, i z?om?w wielko?ci, kt?rej oto ?mier? mocark?!!
Precz!!!!
Poznaj? ci?, ?mo krasa, paso?ycie dusz, szara?czo z?owr??bna.
Ty?e? mrowiskiem opad?a w najmilsze oczom zagony, igra to i bawisko twoje.
Pie?cisz mnie i usypiasz, dnie rabuj?c niezwrotne, a r?k? moj? wstrzymujesz?
Nie uwiedzie mnie szept wi?lany i fala wierzchnia, kt?ra k?amie, czyje j? kolwiek wios?o ?amie, temu powolnych chyli grzbiet?w - nie zwiedzie poszept oczeret?w, trzcin chwiejnych, l?z, szuwar?w; czyja je kolwiek d?o? skuje w r?zgi liktorskie Cezar?w... s?uga jarzma nie czuje!!!
Ty chcesz, bym do ci? przypad? w j?ku i s?ucha? szum?w, ?piew?w, gwaru, i w zas?uchaniu wstrzyma? rami?, u?piony s?owem twem szeptanem. Ty chcesz mnie st?umi? moc? czaru
i mi?o?? da?, co czynom k?amie. Musisz by? moj?, mnie niewolna, ja musz? twoim Panem.
Przez serce socha przejdzie rolna, przez pier? tw? ORKA - p?u?ny miecz!
POEZJO, PRECZ!!!! JESTE? TYRANEM!!
CH?R
A kto pro?by nie pos?ucha -
w Imi? Ojca, Syna, Ducha:
czy widzisz pa?ski krzy??
?mier? nios?e? w twym napoju,
zostaw?e nas w pokoju!
A kysz, a kysz, a kysz!
Miarowym s?owem ch?r powtarza,
miarowa ozwie si? muzyka.
We d?wi?ku tej muzyki Moniuszki,
przy kt?rej owe w "Dziadach" duszki
znikaj? na zakl?cie gu?larza -
ten, przeciw komu ch?r zwr?cony
i krzy? w powietrzu zakre?lony:
Geniusz-Prospero znika.
(Nie jest to wcale ten Prospero
ze Szekspirowskiej znanej "Burzy";
r??ni si? ode? cho?by cer?,
jak o tym mowa w pierwszym akcie;
zreszt? go widzieli?cie w trakcie
aktu trzeciego, gdzie byt d?u?ej.
Prosperem ja go tylko nazywam
ot, tak, przez literack? swad?,
?eby zaznaczy?, ?e nie zrywam
z tradycj? teatralnych manekin?w,
niegdy? ?ywych, a dzisiaj niezdolnych do czyn?w.
Nas przecie Szekspir nie poruszy,
bo najmniejszego nie mia? cale
poj?cia naszej POLSKIEJ DUSZY -
cho? wszystko inne doskonale
zna? i przedstawi?, i okre?li?;
to przecie t? mu wytkn? wad?,
?e nic polskiego nie wymy?li?;
jednak to nie jest ?adn? wad?,
bo dla mnie ?yj? te postacie.
Was, gdy dzi? polsk? znam plejad? -
c?? angielskiego w sobie macie?)
Tutaj zapad?a kurtyna,
ale jest to kurtyna z gazy.
Sztuka grana si? ko?czy;
nie ko?czy si? my?l Konradowa.
Wszyscy inni wychodz? z r?l,
cho? pozostaj? w kostiumach.
Rozbieraj? dekoracje i p??tna,
odstawiaj? je w k?ty...
Roz?wietlono zn?w pe?ne rampy.
Pe?ne ?wiat?o pada na scen?.
KONRAD
Zawr?t - tam lec?, k?dy gwiazdy p?yn?,
w rydwan wst?pi?em sil? - naprz?d - drogi gin?
we mg?ach - ha, c?? to - ?wietlna zawierucha!
Automedonie, lejce dzier? - nie s?ucha.
To ja sam - ha! ponios?y rozszala?e konie. -
Zachwia? si? - pada - ha - Automedonie!
Lec? ponad przepa?cie... tysi?c lat...
AKTOR
On bredzi.
KONRAD
Prawd? rzek?em!!!
RE?YSER
Co znaczy?
MUZA
Kto przez niego gada?
KONRAD
Kto to przeze mnie m?wi...? Duch rzek?, ?e nawiedzi, je?eli to, com przyrzek?... C??e?cie s?yszeli? Oni mi? pods?uchali - i my?l m? wydadz?.
MUZA
Sko?czy?e? rol? - c?? to - jeszcze rola?
KONRAD
Rola - rola sko?czona? Wasz umys? tak dzieli
my?l na rol? i nico?? powszedni?,
?e skoro rol? wypowiecie g?adko,
deski sceniczne spod st?p wam uciekn?
i rola najpi?kniejsza staje si? wam bredni?.
N?dzarze!
MUZA
Ach, oszala? Konrad.
KONRAD
Moja swatko,
?egnaj mi. Od dzi? moja poczyna si? wola.
Zdoby?em dzisiaj w?adz? ponad twoj? w?adz?.
AKTOR
Chory?
KONRAD
Co wy za jedni?
AKTOR
Ju? nas nie poznaje?
MUZA
Konrad improwizuje.
STARY AKTOR
?artuje.
RE?YSER
Udaje.
AKTOR
Nie znasz swoich aktor?w?
STARY AKTOR
Przyjaci??...?
KONRAD
Chc? ludzi.
AKTOR
Czego? chce?
KONRAD
Ludzi!
RE?YSER
Cha cha!
KONRAD
Ach, to wy aktory!
Tak - to wszystko udanie -
STARY AKTOR
Tak jest.
RE?YSER
Chwila z?udy.
Teraz wie?ce nagrodz? nam fikcyjne trudy.
Dobranoc.
KONRAD
W my?li iskra po?aru si? l??e!
Dobranoc, przyjaciele.
STARY AKTOR
Dobranoc, m?j ksi???!
KONRAD
Sceniczne widowisko - patrzaj si?, Horacy:
wieszli, dla kogo teatr?: - pu?apka na myszy.
Oni sami si? wska??: nikczemni i podli.
Sumienie gry?? ich b?dzie, rumieniec ich zdradzi.
Radujmy si?, Horacy!
STARY AKTOR
Dok?d to prowadzi?
KONRAD
Oto wynosz? graty, sprz?t, z?udn? tandet?!
Wiesz, co to wszystko znaczy?
STARY AKTOR
Do domu si? ?piesz?.
KONRAD
A teraz b?dzie scena, gdzie Klaudiusz si? modli.
STARY AKTOR
Trzy arkusiki, farsa, musz? by? na pr?bie...
KONRAD
Re?yserze - o, widzisz t? w laurach kobiet?:
Muza, posiad?a serce - mysi m? wyzwoli?a;
czeg?? ona si? k?ania?!
RE?YSER
Otrzyma?a wie?ce.
KONRAD
Czeg?? tak ci?gle dyga? Do ust wznosi r?ce?
RE?YSER
Wzruszona jest - dzi?kuje za uznania tyle.
Moment jedyny szcz??cia: oklaski przez chwil?.
KONRAD
(do Starego Aktora)
C?? to? Nie w roli?
STARY AKTOR
Rola mnie nie ?ywi.
Przy tym o mnie nie dbaj? i na mnie s? krzywi.
Ja nie dbam. - Ju? sko?czy?em. Ju? na nic nie czekam.
Nawyk?em do tych desek. Mog? precz. - Odwlekam.
Goni?em niegdy? s?aw?, grywa?em Hamleta.
Nowe dzisiaj Hamlety. - Dom. - Dzieci. - Kobieta. -
S?awa artyst?w! Nie dziwne mi wie?ce.
Mia?em ich pe?ne dwie, o, te dwie pe?ne r?ce,
gdy m?j ?wi?ci?em dzie? trzydziestu lat na scenie.
Oklaski mia?em ich, uznanie i znaczenie.
Efemeryczne to, przez jeden wiecz?r lamp,
a ga?nie, gdy pogasn? skr?cone rz?dy ramp.
Zanie?li do dom kwiaty. - Rodzina ju? si? zbieg?a.
Patrzaj, co przyni?s? tata! To m?? m?j!? To m?j syn!?
A serce ?onie ro?nie, jakby gdzie z?otych harf
muzyki zas?ysza?a. Oklaski w uszach dzwoni?.
A matka moja idzie, staruszka - (przy nas ?yje) -
i patrzy si? po kwiatach, napisach szumnych szarf,
i pyta: "To te kwiaty dla ciebie? sk?d to, czyje?"
"M?j synu - m?wi matka - ho, to tw?j ojciec z broni?
walczy? za ?wi?to?? nasz? i zdoby? si? na czyn..."
(Leg? w sze??dziesi?tym trzecim; dzi? zapomniany gr?b).
"Nikt wie?c?w mu nie dawa?, nie rzuci? kwiatu, ?wiec..."
M?j ojciec by? bohater, a ja to jestem nic.
W b?aze?stwie dziel udanych, w komedii wiecznej pr?b,
ja si? rumieni?, wstydz?, wstyd bior? wasz do lic...
M?j ojciec by? bohater, a my jeste?my nic!
KONRAD
(do kogo? w kostiumie)
Marsza?ku, za?ama?e? r?ce, Wawel, Wawel burz?!
AKTOR
(nagabni?ty)
My?l?, by sztuk? skr?ci?, gdy jutro powt?rz?,
w momencie, kiedy Konrad wychodzi na scen?.
KONRAD
Chcesz mnie skr?ci? o g?ow?.
AKTOR
Kwestie trzy lub cztery
ze stanowiska sceny re?yser wykre?li.
MUZA
Jak to - chcesz bi?uterie da? poprawia? cie?li.
AKTOR
(do Muzy)
Wszak?e? dyjadem nosisz z fa?szywych, kamieni.
RE?YSER
(pokazuj?c Aktora)
On o czym innym my?li, wiecznie roztargniony.
W duszy nosi ?wiat inny, innym otoczony.
Wszystko si? za?agodzi - wilk i owca syta.
Sztuka b?dzie, gdy przyjdzie publiczno??, i kwita.
Teatr dla publiczno?ci jest - publika ceni.
Trzeba umie? j? zaj?? - entuzjazm jest, je?li
kto? umie na tych strunach zagra? jak na harfie:
je?li nie umie, nie ma na co si? porywa?.
Gadaj sercem, a b?d? g?ow? przytakiwa?,
jak gdyby? sercem gra?...
MUZA
Depcesz po szarfie!
RE?YSER.
Ach, wst??ka...
MUZA
P??jedwabna!
KONRAD
Ach., frezie!
MUZA
P??z?oto.
RE?YSER
Tak - p??szlachetne dusze, p??wiara z p??cnot?.
KONRAD
Kt?? tamten, co si? wita, tak ?ywo witany?
AKTOR
Redaktor, g?os opinii.
KONRAD
G?asn?? j? po twarzy...
AKTOR
To jest jego kochanka.
KONRAD
Muza?
AKTOR
Po spektaklu.
KONRAD
Na jego si? ramieniu wspiera, kokietuje...?
AKTOR
My to widzim co wiecz?r.
KONRAD
Ofelia? Maryla?!
AKTOR
Talent jej si? rozwija.
KONRAD
Gdy duch si? marnuje.
Gdzie?em zaszed?? Co chcia?em uczyni?? - Czym b?d??
Przynios?em wam pochodni? - - zabroni?em grobu!
Jak?e? wy to ?y? chcecie - - - ?
MUZA
Wielko?? ty zdoby?e?.
Marnotrawco! - i czemu? wraz pochodni zby?e??
Przeciwnik urojony! - Oto?e? bez god?a!
KONRAD
A wiesz?e ty, artystko, ?e artyzm jest maska?
W czyim r?ku Prospera tajemnicza laska,
ten jest w?adc? - na SCENIE - reszta marno?? pod?a.
Wielko?? i znowu wielko?? - kwiat na polskiej roli.
Wielko??, wielko??, dla kt?rej j?czymy w niewoli.
Hej, rekwizytor!
REKWIZYTOR
Do us?ug.
KONRAD
?uczywo!
RE?YSER
"Pochodni?" dla tej pani.
REKWIZYTOR
Ze ?wiat?em na drucie.
Hola, ch?opcy, dajcie no z k?ta pakiet nowy.
Ra?no, ch?opcy krakusy, a ?pieszcie si? ?ywo!
MUZA
A w istocie, Konradzie, my?l mia?e? szcz??liw?,
bo tak? oto scen? zagra? wypada?o:
?e ty, porwany d?wi?kiem s??w w?asnej wymowy,
?e ty prowadzisz gdzie? w przysz?o?? wspania??,
kt?r? s?owem by? suto ustroi? i wierszem,
w znaczeniu jak najg??bszem, w poj?ciu najszerszem,
id?c niby na czele, t?um za tob? niby...
Wszystko by?oby pi?kne, cudowne...
KONRAD
Jak gdyby
rzeczywisto??...
MUZA
Na scenie udana symbolem.
KONRAD
O symboliczne k?amstwo, ?wie? nad ca?ym polem!
M?w, m?w - widz?, ?e p?oniesz.
MUZA
... Braknie mi talentu.
KONRAD
Ty go masz!
MUZA
Oto bior? finale momentu: -
Za mn?! Ja wam uka?? nowe idea?y,
nowe ?wiec?ce s?o?ca, gwiazd roziskrz? krocie;
stubarwne t?cze rzuc? jako most pod nogi.
Kt?rzy?cie dot?d ?yli w gn?bi?cej ciasnocie,
w trudach na drodze ?ycia wi?zani daremnie,
nie si?gli ku wy?ynom, powiod? do chwa?y!
Frazesem z was uczyni? mocarne p??bogi!
Ja b?d? wielko?? przez was, wy wielcy przeze mnie!
CH?R
Brawo!
REDAKTOR
Ave regina, debiut znakomity!
KONRAD
Prostytucja!
RE?YSER
Reklama! p???rodek konieczny.
Oto rzeczy wieczystych porz?dek odwieczny:
przez chwil? na koturnach - reszt? czasu boso...
Ogie? ten prometejski, skradziony niebiosom,
przez r??ne idzie r?ce - ka?dego pogrzeje,
jak ?wi?to?? odpustowa - rozdany, maleje,
ale jest prometejski!
KONRAD
Kramarze ?wi?to?ci!
RE?YSER
(z wyrzutem ku Konradowi)
To droga samolubstwa - tam droga mi?o?ci.
KONRAD
Nienawidz?!
RE?YSER
Skr?? ramp?!
MASZYNISTA
Gasi? ?wiat?a!
AKTORZY
Ciemno!
KONRAD
C?? to, ront pod bramami?
RE?YSER
Zamykaj? bramy.
C?? to, chcesz sam pozosta??
KONRAD
Kt?? mia? zosta? ze mn??
RE?YSER
Czyli czekasz na kogo - ?
KONRAD
...Spotka? si? tu mamy...
RE?YSER
M?wisz niejasno...
KONRAD
Pow?d, ?e rampy zgaszone...
Czy ty kiedy widzia?e? je - te pot?pione... ?
RE?YSER
Mam ju? dosy? teatru, wracam do rodziny.
Tu jest pustka - - -
KONRAD
Min??y moje trzy godziny
w tej pustce - oto mija godzina przestrogi.
RE?YSER
Na flecie gra? nie umiem...
KONRAD
Mo?esz i??, m?j drogi.
Wszyscy odeszli. Drzwi zamkniono.
Konrad pozosta? w ciemnej hali.
W zegar na wie?y uderzono
na p??noc. - - Ginie d?wi?k w oddali.
KONRAD
Sam ju? na wielkiej pustej scenie.
Na proch si? moja my?l skruszy?a.
Wstyd mi? i rozpacz precz st?d ?enie. -
Na ?wi?tym Krzy?u p??noc bi?a.
K?dy? si? zwr?c?? Wsz?dy nico??,
wsz?dy pustkowie, pusto??, g?usza;
t?skni samotna moja dusza
i nad m? dol? p?acze lito??.
Z czym p?jd? do dom, smutny, biedny?
Na proch si? moja my?l skruszy?a:
niewolnik wielkiej my?li jednej,
w niej moja niemoc, moja si?a.
Czy jeste?, Polsko - tylko ze mn??
Sztuka mi? czar?w sieci? wi??e:
w ?wi?tyni? wszed?em wielk?, ciemn? -
d??y?em - nie wiem, dok?d d???.
Pogas?y ?wiat?a, co ?wieci?y,
rzucone w p??cien wielkie ?uki,
?achmany, co ?wi?tyni? by?y.
Jak wyjd? z kr?gu czar?w Sztuki?
Sam jestem w wielkiej scenie pustej.
G?ucho odbija pod??g echo.
O l?ku - ty?e? mi pociech?...
Noc rozwiesi?a czarne chusty -
Jak straszno - tam w tych ?cian oddali
zda si?, ?e nocy przestrze? ciemna. -
Sam jestem - wstyd me czo?o pali:
jedyna si?a, moc tajemna.
Przekle?stwo ?zom! krew pali skro? -
przekle?stwo ?zom! - krwi!!
(Otwiera si? g??b sceny).
CH?R
Bywaj! go?!
KONRAD
Desek rozwarty si? upusty.
Spod ziemi wstaj?!!!
CH?R
Bywaj! go?!!
KONRAD
Oblicze kryj? czarne chusty!
Sun? spod ziemi - szelest, szmer!
Nie mog? dojrze? w ciemni sfer,
kto s??!
CH?R
Na ?er! na ?er! na ?er!
(Otwiera si? prz?d sceny).
KONRAD
Wstaj?, gdzie r?g rozprysn?? zloty,
wyl?g?e z jad?w, trucizn, win.
CH?R
Na czyn! Na czyn! Na czyn!
KONRAD
Z g??bin, gdzie zapad? zloty r?g,
wyl?g?e wstaj? widma trw?g!
CH?R
Otoczcie ko?em, zawrze? kr?g,
kochanka obj?? wie?cem r?k,
niech naszych dozna m?k!
KONRAD
Erynie, b?stwa, pot?pione,
na czo?o k?ad? mi koron?
w??owych splot?w! - W??e, haj!
CH?R
M?czarnie nasze znaj!
Uj?? kochanka zwartym ko?em!
KONRAD
W??e pal?ce mam nad czo?em!
CH?R
Gdziekolwiek p?jdziesz noc? ciemn?,
sp?tany wsz?dy p?jdziesz ze mn?.
KONRAD
Odejmij w??e! splot mnie ?ciska!
Odejmij w??e!! splot mnie dusi!
CH?R
Kto noc? w nasze wszed? koliska,
ten w??e przyj?? musi.
KONRAD
Wieniec ?re oczy - wieniec pali...
CH?R
Daj r?ce - chy?cie go za d?o?!
Ty, siostro, bierz i wlecz.
Gdy wydrzesz oczy - daj mu miecz!
Niech naszych dozna m?k!
KONRAD
Puszczajcie! Oczy!! - Czarna to?!
Jak ciemno! Wieniec, wieniec pali -
CH?R
Dzier?y? go splotem r?k!
KONRAD
Podajcie d?o?, podajcie d?o?!
Zemsta! Zemsta ocali!!!
Polska jestem! wy ze mn?!
Wieniec w???w mnie pali!
Chwy?cie d?o?! w oczach ciemno!
Wy ze mn?!!!
CH?R
Z tob? wsz?dy!
My z tob?!
KONRAD
Wsz?dy noc -
wy ze mn?.
CH?R
T?dy, t?dy!
Erynie miecz mu w r?k? daj?,
a on, gdy w r?ku miecz poczuje,
jako w?dz zgania je i szczuje,
a one wie?cem go chwytaj?.
KONRAD
Gdzie droga?!
CH?R
Ty masz moc!
Gdzie droga?!
KONRAD
T?dy! t?dy!!
Za mn?!!
CH?R
Za tob? wsz?dy!
Ju? bieg? w stron? drzwi gromad?,
zg?odnia?ych s?p?w chy?e stado.
Zaparte wrota. Nadaremno.
Wracaj? zn?w na scen?-noc;
szukaj? wyj?cia w noc t? ciemn?; -
?elaznych wr?t ?elazna moc.
KONRAD
Przede mn?, za mn? noc! -
Za mn?!!
CH?R
Za tob?!
KONRAD
T?dy!
Pot?gi ziemnych sfer!
CH?R
Na ?er! Na ?er! Na ?er!
Daremno! ryglem wrota zwarte,
?elaznych wr?t ?elazna moc;
uderz?, g?ucho j?kn? wsparte -
wracaj? zn?w na scen?-noc.
Ku innej stronie zn?w si? rzuc?
i bie??, goni? i zn?w wr?c?,
szukaj?c wyj?cia w NOC t? ciemn?
daremne, zawdy nadaremno.
Ju? bieg? w stron? drzwi gromad?,
zg?odnia?ych s?p?w chy?e stado:
KONRAD
Za mn?!
CH?R
Za tob? wsz?dy!
KONRAD
Pot?gi ziemnych sfer!
CH?R
Nasz przysi??ony brat!
KONRAD
Z wami wieczystos? lat!
CH?R
Na ?er! Na ?er! Na ?er!!
Daremno! ryglem wrota zwarte,
?elaznych wr?t ?elazna moc.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Tu dramatowi temu koniec.
Lecz my?l, ten chybki lotny goniec.
poza ten dramat polatuje
i oto, co mi podszeptuje:
Gdy szary ?wit uchyli bram,
gdy p?kn? bron zapory, kraty,
gdy Eos r??ano-w?osa
na niebios wyst?pi sk?on
i pierwszy zanuc? ptaki ton
?wiergot?w rannych -
w ko?ciele zaczn? si? roraty -
znajdzie si? kto?, co przyjdzie tan.
z kluczami
(mo?e wyrobnik, dziewka bosa),
i pierwszy uchyli wr?t --....
wtedy to w ten b??kitny ranek
Konrad-Erynnis z Eryniami,
zaprzysi??ony b?stwom brat,
niewolnik razem i kochanek,
wybie?y w ?wiat
na LOT,
na szary ?wit, w b??kitny ?wit,
miecz w r?ku maj?c,
wzrok wydarty,
otoczon ch?rem, w wie?cu ?mij,
jako ten wasz czterdziesty czwarty,
w nar?d wo?aj?c:
WI?ZY RWIJ!!!