Kochanowski J. KSI?GI TRZECIE

DO G?R I LAS?W

Wysokie g?ry i odziane lasy!
Jako rad na was patrz?, a swe czasy
M?odsze wspominam, kt?re tu zosta?y,
Kiedy na statek cz?owiek ma?o dba?y.
Gdziem potym nie by?? Czegom nie skosztowa??
Ja?em przez morze g??bokie ?eglowa?,
Ja?em Francuzy, ja Niemce, ja W?ochy,
Ja?em nawiedzi? Sybilline lochy.
Dzi? ?ak spokojny, jutro przypasany
Do miecza rycerz; dzi? miedzy dworzany
W pa?skim pa?acu, jutro zasi? cichy
Ksi?dz w kapitule, tylko ?e nie z mnichy
W szarej kapicy a z dwojakim p?atem;
I to czemu nic, jesli?e opatem?
Taki by? Proteus, mieni?c si? to w smoka,
To w deszcz, to w ogie?, to w barw? ob?oka.
Dalej co b?dzie? ?rebrne w g?owie nici,
A ja z tym trzymam, kto co w czas uchwyci.

DO PANA

B?g tylko ludzkie my?li wiedzie? mo?e
I ku dobremu sam?e dopomo?e;
Ale cokolwiek przeciwnego Jemu,
Dobrze nie padnie, by wi?c najm?drszemu.
Wszytko wiesz, Panie: zgub, co przeciw Tobie,
A zdarz, jako Pan, co? ulubil sobie.

DO PANA

B?g tylko ludzkie my?li wiedzie? mo?e
I ku dobremu sam?e dopomo?e;
Ale cokolwiek przeciwnego Jemu,
Dobrze nie padnie, by wi?c najm?drszemu.
Wszytko wiesz, Panie: zgub, co przeciw Tobie,
A zdarz, jako Pan, co? ulubil sobie.

NA LIP?

Uczony go?ciu! Je?li spraw? mego cienia
Uchodzisz gor?cego letnich dni promienia,
Je?li? lutnia na ?onie i dzban w zimnej wodzie
Tym wdzi?czniejszy, ?e siedzisz i sam przy nim w ch?odzie:
Ani mi? za to winem, ani p?j oliw?,
Bujne drzewa nalepiej d?d?em niebieskim ?yw?;
Ale mi? raczej daruj rymem pochwalonym,
Co by zazdro?? uczyni? m?g? nie tylko p?onym,
Ale i p?odnym drzewom; a nie m?w:
"Co lipie Do wirsz?w?" - skacz? lasy, gdy Orfeus skrzypie.

DO MI?O?CI

D?ugo? masz, o Mi?o?ci, frasowa? me lata?
Czy podobno przed czasem chcesz mi? zg?adzi? z ?wiata?
Nie tego? zas?u?y?y wdzi?czne rymy moje,
Kt?re od umarz?ego morza imi? twoje
Roznios?y a? do brzegu murzy?skiej granice,
Gdzie wieczny zn?j panuje i wieczne cieplice
A ty mi? za to zabij, o rozb?jca srogi,
Aby nie tylko Orfeus wys?awiaj?c bogi
By? piorunem troz?bym z wysoka przera?on,
Ale i ja od ciebie za swoje ch?? ska?on.
Jednak: abo nie ka?da krwawa twoja rana,
Abo zno?na niewola u wdzi?cznego pana.
Tak li ty chcesz, tak li to niesie szcz??cie moje,
Nie chc? prze?; mam czym cieszy? smutne serce swoje.
A ty, przeb?g, nie zajrzy; gniew li to tw?j czuj?,
?ask? li, niech do ?mierci t? jedn? mi?uj?!

DO MI?O?CI

Matko skrzydlatych Mi?o?ci,
Szafarko trosk i rado?ci,
Wsi?d? na sw?j w?z uz?ocony,
Bia?ym ?ab?ciom zwierzony!
Pu?? si? z nieba w snadnym biegu,
A staw' si? na wi?lnym brzegu,
Gdzie ku twej ?ci o?tarz nowy
Stawi? sw? r?k? darnowy.
Nie dam ci krwawej ofiary,
Bo co maj? srogie dary
U boginiej dobrotliwej
Czyni? i ?wiatu ?yczliwej?
Ale dam kadzid?o wonne,
Kt?re nam kraje postronne
Posy?aj?; dam i ?liczne
Zio?a w swych barwach rozliczne.
Masz fijo?ki, masz lelij?.
Masz majeran i sza?wij?,
Masz wdzi?czny sw?j kwiat r??any,
To bia?y, a to rumiany.
Tym ci? b?agam, o kr?lowa
Bogatego Cypru, owa
Abo r?zne serca zgodzisz,
Abo i mnie wyswobodzisz.
Ale raczej nas oboje
Wz?w' pod z?ote jarzmo swoje;
W kt?rym niechaj ci s?u?ywa,
P?ki ja i ona ?ywa.
Przyzw?l, o matko Mi?o?ci,
Szafarko trosk i rado?ci!
Tak po ?wiecie niechaj wsz?dzie
Twoja w?adza wieczna b?dzie!

DO DZIEWKI

Jesli to rada widzisz, a ?yczysz mi tego,
Abych prze ci? u?ywa? frasunku wiecznego,
C?? ci rzec, dziewko sroga? Po prawdzie jam tobie
Inaczej to zadzia?a?, a co dzi? na sobie
Odnosz?, dzieje mi si? nad moje zas?ugi;
Ledwe taki na ?wiecie niefortunny drugi.
Czego dalej chcesz po mnie? Czy jeszcze w?tpliwa
Moja ch?? przeciw tobie? Noc w my?lach teskliwa
I te ogniste gwiazdy, rozsiane po niebie,
?wiadkiem, ?e nic milszego nie mam okrom ciebie.
Czy zgo?a nie chcesz, aby? s?ug? ze mnie mia?a?
Po prawdzie, by si? mi?o?? z rozumem sprz?ga?a,
Wzgarda by mia?a ruszy? ka?dego, a ju? by
Lepiej si? odrzec za raz i pana, i s?u?by.
Ale co potym? Mi?o?? ma swe obyczaje,
Zna, co lepiej, a przedsi? przy gorszym zostaje.
A ty, jesli nadziej? chcesz o ?asce swojej
Zgasi? we mnie, ju? dawno pragniesz ?mierci mojej.

DO POET?W

Jako Chiron, ze dwojej natury z?o?ony,
Wzg?r? cz?owiek, a na d?? ko? nieobje?d?ony,
Rad by?, kiedy przyjmowa? do swej le?nej szopy
Nauczonego syna pi?knej Kalijopy,
Naonczas gdy do Kolch?w rycerze wybrani
P?awili si? przez morze po ko?uch barani:
R?wniem wam i ja tak rad, zacni poetowie!
A jesli u Chirona cni bohatyrowie
Przyjmowali za wdzi?czne wieczerz? ubog?,
Bo tam wszytka cze?? by?a mleko z ?wini? nog?:
Nie gard?cie i wy tym, co dom ubogi niesie,
Bo jako Chiron tak?e? i ja mieszkam w lesie.
B?dzie ser, b?dzie szo?dra, b?d? wonne ?liwy;
Ka?ecie li te? zagra?, i na tom ja chciwy.
Owa prosto b?dziecie ze mnie mie? Chirona,
Tylko ?e ja nie w??cz? za sob? ogona.

NA HERETYKI

Po co wy, heretycy, w ko?ciele bywacie,
Kiedy ceremonije za ?miech sobie macie?
Jesli z?a w oczu waszych msza i procesyja,
Aza lepsze ?akomstwo i ta ambicyja?
Wyjmi, niebo?e, bierzmo pierwej z oka swego,
A potym ?dzieb?ka si?gaj w oczach u drugiego!
Chwalisz, jako w twym zborze dobrze nauczaj?,
A przedsi? tam si? ci?niesz, k?dy rozdawaj?.
A jesli jeszcze z niczym odjedziesz do ?ony,
Jakoby? wod? ?wi?ci? albo te? krzci? dzwony.

DO MAGDALENY

Uka? mi si?, Magdaleno, uka? twarz swoj?,
Twarz, kt?ra prawie wyra?a r??? oboj?.
Uka? z?oty w?os powiewny, uka? swe oczy,
Gwiazdom r?wne, kt?re pr?dki kr?g nieba toczy.
Uka? wdzi?czne usta swoje, usta r??ane,
Pere? pe?ne, uka? piersi miernie wydane
I r?k? alabastrow?, w kt?rej zamknione
Serce moje. O g?upie, o my?li szalone!
Czego ja pragn?? O co ja, nieszcz?sny, stoj??
Patrz?c na ci?, wszytk? w?adz? straci?em swoj?;
Mowy nie mam, p?omie? po mnie tajemny chodzi,
W uszu d?wi?k, a noc dwoista oczy zachodzi.

DO FRASZEK

Fraszki nieprzep?acone, wdzi?czne fraszki moje,
W kt?re ja wszytki k?ad? tajemnice swoje,
B?d? ?askawie Fortuna ze mn? post?puje,
B?d? inaczej, czego sna? wi?cej si? najduje.
Obra?liby si? kiedy kto tak pracowity
?eby z was chcia? wyczerpa? umys? m?j zakryty:
Powiedzcie mu, niech pr??no nie frasuje g?owy,
Bo si? w dziwny Labirynt i b??d wda takowy,
Sk?d ?adna Aryjadna, ?adne k??bki tylne
Wywie?? go m?c nie b?d?, tak tam ?cie?ki mylne.
Na koniec i sam cie?la, kt?ry to mistrowa?,
Aby tu rogatego ch?opobyka chowa?,
Nie zaw?dy do wr?t trafi, a? pi?ra szychtuje
Do ramienia, to? ledwe wierzchem wylatuje.

DO MI?O?CI

Jam przegra?, ja, Mi?o?ci! - Ty? plac otrzyma?a,
Ty? mi? prawie do zimnej wody ju? dogna?a.
Widz? sw?j b??d na oko i pr??ne nadzieje,
A przed wstydem i ?alem serce prawie mdleje.
Ku temu? mi? kresowi swym pochlebstwem wiod?a,
Aby? mi? czasu swego tak haniebnie zbod?a.
Zbod?a? mi?, a ten zastrza? tw?j nielito?ciwy
Mnie by? pami?tny musi, p?kim jedno ?ywy,
Acz i ?ywot w twych r?ku, a je?li lito?ci
Twej nade mn? nie b?dzie, jam zgin??, Mi?o?ci!
Zgin??em, a ?zy moje dokona? mi? maj?
Kt?re mi z oczu p?yn?? nigdy nie przestaj?.
Postaw' s?up marm?rowy, znak zwyci?stwa twego,
Na nim zawie? zew?oki poimania swego,
Zew?oki, jakie widzisz, i korzy?? ubog?,
Bo w tyra?stwie twym ludzie zbogacie? nie mog?.
Cokolwiek jest, tw?j ?up jest: we?mi naprz?d z g?owy
Na po?y ju? przewi?d?y wieniec fijo?kowy.
Potym lutni?, a przy niej pie?ni ?a?o?ciwe,
Na jakie si? zdoby?o serce nieszcz??liwe;
To te? nocny przewodnik, ?wieca opalona,
I bro? w poznych przygodach nieraz do?wiadczona.
Jest co wi?cej? Facelet ?zami napojony,
W nim obr?czka ze z?ota, upominek p?ony,
A nawet mieszek pr??ny; to? wys?uga moja,
A na ten czas, Mi?o?ci, ze mnie korzy?? twoja,
Na kt?rej przesta?, prosz?, a mnie nieszcz?snego
Z uszyma pu?? do domu, jako z targu z?ego!

NA DOM W CZARNOLESIE

Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczy? b?ogos?awie?stwo da? do ko?ca swoje!
Inszy niechaj pa?ace marm?rowe maj?
I szczerym z?otog?owem ?ciany obijaj?,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gnia?dzie ojczystym,
A Ty mi? zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Po?ywieniem u?ciwym, ludzk? ?yczliwo?ci?,
Obyczajmi zno?nymi, nieprzykr? staro?ci?.

NAGROBEK STANIS?AWOWI STRUSOWI

Nie nowina to Strusom na wszelak? trwog?
Cia?y swymi zawala? z?ym poha?com drog?;
Tak dziad zgin??, tak ociec, tak moi stryjowie;
Ten?e upad i mojej naznaczon by? g?owie,
Bom leg? we krwi poga?skiej, a kto mi? ?a?uje,
Zna?, ?e nie wie, jako ?mier? u?ciwa smakuje.
Stanis?aw Strus tu le??; nie wchod?, poganinie!
Sprawiedliwa wa?? i po ?mierci nie ominie.

NAGROBEK KOTOWI

P?ki? ty, bury kocie, na myszach przestawa?,
A w insze? si? my?listwo z jastrz?by nie wdawa?,
By?e? w ?asce u ludzi i g?askano? sk?r?,
A ty? mrucz?c podnosi? twardy ogon wzg?r?.
Teraz, jako? ku myszom chcia? mie? i p??miski,
I ?azi?e? po ptaki w go??biniec bliski,
Da?e? gard?o, niebo??, i wisisz na d?bie;
A twej ?mierci i myszy rady, i go??bie.

EPITAFIUM J?STOWI GLACOWI

J?st Glac tu le?y, szafarz wierny panu swemu,
Kr?lowi na p??nocy niezwyci??onemu.
Teraz ma liczb? czyni? przed panem gro?niejszym,
Gdzie ka?dy winien, by te? by? naniewinniejszym:
Pokryj swym mi?osierdziem, Panie, nasze z?o?ci,
Bosmy zgin?li wed?ug Twej sprawiedliwo?ci.

NA ZDROWIE

?lachetne zdrowie,
Nikt si? nie dowie,
Jako smakujesz,
A? si? zepsujesz.
Tam cz?owiek prawie
Widzi na jawie
I sam to powie,
?e nic nad zdrowie
Ani lepszego,
Ani dro?szego;
Bo dobre mienie,
Per?y, kamienie,
Tak?e wiek m?ody
I dar urody,
Mie?ca wysokie,
W?adze szerokie
Dobre s?, ale -
Gdy zdrowie w cale.
Gdzie nie masz si?y,
I ?wiat niemi?y.
Klinocie drogi,
M?j dom ubogi
Oddany tobie
Ulubuj sobie!

MODLITWA O DESZCZ

Wszego dobrego Dawca i Szafarzu wieczny,
Tobie ziemia, spalona przez ogie? s?oneczny,
Modli si? d?d?a i sm?tne zio?a pochylone,
I nadzieja oracz?w, zbo?a upragnione.

?ci?ni wilgotne chmury ?wi?t? r?k? swoj?,
A ony such? ziemi? i drzewa napoj?
Ogniem zj?te; o, kt?ry z suchej ska?y zdroje
Nies?ychane pobudzasz, oka? dary swoje!

Ty nocn? ross? spuszczasz,
Ty dostatkiem hojnym
?ywej wody dodawasz rzekom niespokojnym.
Ty przepa?ci nasycasz i ?akome morze,
St?d gwiazdy ?ywno?? maj? i ogniste zorze.
Kiedy Ty chcesz, wszytek ?wiat powodzi? zatonie,
A kiedy chcesz, od ognia jako pi?ro wsp?onie.

CZ?OWIEK BO?E IGRZYSKO

Nie rzek? jako ?yw ?aden wi?tszej prawdy z wieka,
Jako kto nazwa? bo?ym igrzyskiem cz?owieka.
Bo co kiedy tak m?drze cz?owiek pocz?? sobie,
?eby si? B?g nie musia? jego ?mia? osobie?
On, Boga nie widziawszy, tak? dum? w g?owie
Uprz?d? sobie, ?e Bogu podobnym si? zowie.
On mi?o?ci? samego siebie za?lepiony,
Rozumie, ?e dla niego ?wiat jest postawiony;
On pierwej by?, ni?li by?; on, chocia nie b?dzie,
Przedsi? b?dzie; pr??no to, b?azn?w pe?no wsz?dzie.

NAGROBEK G?SCE

Ju? nam, G?ska niebo?e, nie b?dziesz b?aznowa?,
Ju? "Pod Operyjaszem" nie b?dziesz harcowa?
Ani gl?t?w z r?kawa sypa? na ch?opi?ta,
Kiedy ci? wi?c opadn? jakoby szczeni?ta.
Ju?e? lecia? za morze, G?sko, ju?e? w dole,
A czarnej Persefonie szpaczkujesz przy stole,
A duszyce si? ?miej?, ?e ten, co by g'rzeczy
S?owa wyrzec nie umie, nowy cie? cz?owieczy.
Wi?c my te?, pami?taj?c na jego zabawki,
Nowej mu nie ?a?ujmy usypa? r?kawki!
Nad ni? miasto proporca sukni? szachowan?
Zawie?my, a na grobie g?? twardo kowan?,
A to, ?eby m?g? ka?dy, kto t?dy pobie?y,
Domy?li? si? zarazem, ?e tu G?ska le?y.

TEMU?

O?mdziesi?t lat (a to jest prawy wiek cz?owieczy)
Czeka?a ?mier?, ?eby by? G?ska m?wi? g'rzeczy;
Nie mog?a si? doczeka?, b?aznem go tak wzi??a
I t?? drog?, gdzie m?dre zajmuje, poj??a.
G?ska, b?aznuj ty przedsi?; imi? twe nie zginie,
P?ki dzika i swojska g?? na ?wiecie s?ynie.

DO DZIEWKI

Nie uciekaj przede mn?, dziewko urodziwa,
Z twoj? rumian? twarz? moja broda siwa
Zgodzi si? znamienicie; patrz, gdy wieniec wij?,
?e pospolicie sadz? przy r??ej lelij?.

Nie uciekaj przede mn?, dziewko urodziwa,
Serce? jeszcze niestare, chocia broda siwa;
Cho? u mnie broda siwa, jeszczem niezganiony,
Czosnek ma g?ow? bia??, a ogon zielony.

Nie uciekaj, ma rada; wszak wiesz: im kot starszy,
Tym, pospolicie m?wi?, ogon jego twarszy;
I d?b, cho? mie?cy przeschnie, cho? list na nim p?owy
Przedsi? stoi pot??nie, bo ma korze? zdrowy.

DO DZIEWKI

Nie uciekaj przede mn?, dziewko urodziwa,
Z twoj? rumian? twarz? moja broda siwa
Zgodzi si? znamienicie; patrz, gdy wieniec wij?,
?e pospolicie sadz? przy r??ej lelij?.

Nie uciekaj przede mn?, dziewko urodziwa,
Serce? jeszcze niestare, chocia broda siwa;
Cho? u mnie broda siwa, jeszczem niezganiony,
Czosnek ma g?ow? bia??, a ogon zielony.

Nie uciekaj, ma rada; wszak wiesz: im kot starszy,
Tym, pospolicie m?wi?, ogon jego twarszy;
I d?b, cho? mie?cy przeschnie, cho? list na nim p?owy
Przedsi? stoi pot??nie, bo ma korze? zdrowy.

DO DZIEWKI

Nie uciekaj przede mn?, dziewko urodziwa,
Z twoj? rumian? twarz? moja broda siwa
Zgodzi si? znamienicie; patrz, gdy wieniec wij?,
?e pospolicie sadz? przy r??ej lelij?.

Nie uciekaj przede mn?, dziewko urodziwa,
Serce? jeszcze niestare, chocia broda siwa;
Cho? u mnie broda siwa, jeszczem niezganiony,
Czosnek ma g?ow? bia??, a ogon zielony.

Nie uciekaj, ma rada; wszak wiesz: im kot starszy,
Tym, pospolicie m?wi?, ogon jego twarszy;
I d?b, cho? mie?cy przeschnie, cho? list na nim p?owy
Przedsi? stoi pot??nie, bo ma korze? zdrowy.