|
Prus B. FARAON (3-07)ROZDZIA? SI?DMY Przygotowania do pogrzebu Oziris-Mer-amen-Ramzesa by?y uko?czone. Czcigodna mumia kr?la by?a ju? zamkni?ta w bia?ym pudle, kt?rego g?rna cz??? doskonale odtwarza?a rysy nieboszczyka. Faraon zdawa? si? patrze? emaliowymi oczyma, a boska twarz wyra?a?a smutek ?agodny, nie za ?wiatem, kt?ry opu?ci?, lecz nad lud?mi jeszcze skazanymi na utrapienia doczesnego ?ywota. Na g?owie wizerunek faraona mia? czepiec egipski w bia?e i szafirowe pasy, na szyi sznury klejnot?w, na piersiach obraz cz?owieka kl?cz?cego z rozkrzy?owanymi r?koma, na nogach wizerunki bo?k?w, ?wi?tych ptak?w i oczu nie osadzonych w ?adnej twarzy, lecz jakby wygl?daj?cych z przestrzeni. Tak opakowane zw?oki kr?la spoczywa?y na kosztownym ?o?u, w ma?ej cedrowej kaplicy, kt?rej ?ciany by?y pokryte napisami opiewaj?cymi ?ywot i czyny zmar?ego. Nad zw?okami unosi? si? cudowny jastrz?b z ludzk? g?ow?, a przy ?o?u, dniem i noc?, czuwa? kap?an przebrany za Anubisa, bo?ka pogrzebu, z g?ow? szakala. Pr?cz tego przygotowano ci??ki, bazaltowy sarkofag, kt?ry stanowi? zewn?trzn? trumn? mumii. Sarkofag mia? tak?e formy i rysy zmar?ego faraona, by? pokryty napisami i wizerunkami modl?cych si? ludzi, ?wi?tych ptak?w tudzie? skarabeusz?w. Siedmnastego Famenut mumi? wraz z jej kaplic? i sarkofagiem przeniesiono z dzielnicy zmar?ych do kr?lewskiego pa?acu i ustawiono w najwi?kszej sali. Sal? t? wnet zape?nili kap?ani ?piewaj?cy hymny ?a?obne, dworzanie i s?udzy zmar?ego kr?la, a nade wszystko jego kobiety, kt?re j?cza?y tak g?o?no, ?e ich krzyki s?ycha? by?o a? na drugiej stronie Nilu. - O panie!... o panie nasz!... - wo?a?y - dlaczego nas opuszczasz?... Ty taki pi?kny, taki dobry?... Kt?ry tak ch?tnie rozmawia?e? z nami, teraz milczysz, i dlaczego?... Przecie lubi?e? nasze towarzystwo, a dzi? tak daleko jeste? od nas?... A przez ten czas kap?ani ?piewali: Ch?r I. "Ja jestem Tum, kt?ry jedynym jest... Ch?r II. Jestem Re w pierwszym jego blasku... Ch?r I. Jestem bogiem, kt?ry sam siebie stwarza... Ch?r II. Kt?ry sam sobie daje imi?, a nikt go nie wstrzyma mi?dzy bogami... Ch?r I. Znam imi? wielkiego boga, kt?ry tam jest... Ch?r II. Gdy? ja jestem wielki ptak Benu kt?ry pr?buje to, co jest." * Po dwu dniach j?k?w i nabo?e?stw zajecha? przed pa?ac wielki w?z w formie ?odzi. Jej ko?ce by?y ozdobione baranimi g?owami i wachlarzami z pi?r strusich, a nad kosztownym baldachimem unosi? si? orze? i w?? ureus, symbol w?adzy faraona. Na ten w?z w?o?ono ?wi?tobliw? mumi? pomimo gwa?townego oporu kobiet dworskich. Jedne z nich czepia?y si? trumny, inne zaklina?y kap?an?w, a?eby nie zabierali im dobrego pana, inne drapa?y sobie oblicza i targa?y w?osy, a nawet bi?y ludzi nios?cych zw?oki. Krzyk by? straszliwy. Nareszcie w?z przyj?wszy boskie cia?o ruszy? w?r?d mn?stwa ludu, kt?ry zaleg? ogromn? przestrze? od pa?acu do Nilu. I tu byli ludzie pomazani b?otem, podrapani, okryci ?a?obnymi p?achtami, kt?rzy zawodzili wniebog?osy. A obok nich, zgodnie z rytua?em ?a?obnym, na ca?ej drodze by?y rozrzucone ch?ry. Ch?r I. "Na Zach?d, do mieszkania Ozirisa, na Zach?d idziesz ty, kt?ry by?e? najlepszym z ludzi, kt?ry nienawidzi?e? fa?szu. Ch?r II. Na Zach?d! nie zakwitnie ju? cz?owiek, kt?ry tak kocha? prawd? i mia? w obrzydzeniu k?amstwo. Ch?r wo?nic?w. Na Zach?d, wo?y, kt?re ci?gniecie w?z ?a?obny, na Zach?d!... Pan wasz idzie za wami. Ch?r III. Na Zach?d, na Zach?d, do ziemi sprawiedliwych. Miejsce, kt?re ukocha?e?, j?czy i p?acze po tobie. T?um ludu. Id? w pokoju do Abydos!... Id? w pokoju do Abydos!... Oby? doszed? w pokoju do Zachodu teba?skiego!... Ch?r p?aczek. O panie nasz, o panie nasz, kiedy ty odchodzisz na Zach?d, sami bogowie p?acz?. Ch?r kap?an?w. On jest szcz??liwy, najszanowniejszy mi?dzy lud?mi, poniewa? los pozwala mu odpocz?? w grobie, kt?ry sam przygotowa?... Ch?r wo?nic?w. Na Zach?d, wo?y, kt?ry ci?gniecie w?z ?a?obny, na Zach?d!... Pan wasz idzie za wami... T?um ludu. Id? w pokoju do Abydos... Id? w pokoju do Abydos, ku Morzu Zachodniemu!..." ** Co par?set krok?w sta? oddzia? wojska witaj?cy pana g?uchym ?oskotem b?bn?w i ?egnaj?cy go przera?liwym odg?osem tr?b. Nie by? to pogrzeb, ale marsz triumfalny do kraju bog?w. W pewnej odleg?o?ci za wozem szed? Ramzes XIII otoczony wielk? ?wit? jenera??w, a za nim kr?lowa Nikotris oparta na dwu damach dworskich. Ani syn, ani matka nie p?akali, poniewa? im by?o wiadomo (o czym nie wiedzia? lud prosty), ?e zmar?y pan ju? znajduje si? obok Ozirisa i z pobytu w ojczy?nie szcz??liwo?ci jest tak zadowolony, ?e nie chcia?by wr?ci? na ziemi?. Po parugodzinnym pochodzie, kt?remu towarzyszy? nieustannie krzyk, zw?oki zatrzyma?y si? nad brzegiem Nilu. Tu zdj?to je z wozu w formie ?odzi i przeniesiono na prawdziwy statek z?ocony, rze?biony, pokryty malowid?ami, zaopatrzony w bia?e i purpurowe ?agle. Dworskie kobiety jeszcze raz probowa?y odebra? mumi? kap?anom; jeszcze raz odezwa?y si? wszystkie ch?ry i wszystkie muzyki wojskowe. Potem na statek wioz?cy mumi? kr?lewsk? wesz?a pani Nikotris i kilkunastu kap?an?w, lud pocz?? rzuca? bukiety i wie?ce i - zaszumia?y wios?a... Ramzes XII po raz ostatni opu?ci? sw?j pa?ac d???c Nilem do grobu w Tebach. Po drodze za?, jako troskliwy w?adca, mia? wst?powa? do wszystkich s?ynnych miejscowo?ci, aby po?egna? si? z nimi. Podr?? ci?gn??a si? bardzo d?ugo. Do Teb?w by?o ze sto mil, p?yn??o si? w g?r? rzeki, wzd?u? kt?rej mumia musia?a odwiedzi? kilkana?cie ?wi?ty? i przyjmowa? udzia? w uroczystych nabo?e?stwach. W kilka dni po wyje?dzie Ramzesa XII na wiekuisty spoczynek wyruszy? za nim Ramzes XIII, aby widokiem swoim wskrzesi? martwe z ?alu serca poddanych, przyj?? ich ho?dy i z?o?y? ofiary bogom. Za zmar?ym panem odjechali, ka?dy na w?asnym statku, wszyscy arcykap?ani, wielu starszych kap?an?w, najbogatsi w?a?ciciele ziemscy i wi?ksza cz??? nomarch?w. Tote? nowy faraon my?la? nie bez goryczy, ?e jego orszak b?dzie bardzo nieliczny. Sta?o si? jednak inaczej. Przy boku Ramzesa XIII znale?li si? wszyscy jenera?owie, bardzo wielu urz?dnik?w, mn?stwo drobnej szlachty i - ca?e ni?sze duchowie?stwo, co bardziej nawet zdziwi?o, ani?eli ucieszy?o faraona. By? to dopiero pocz?tek. Gdy bowiem statek m?odego pana wyp?yn?? na Nil, wyjecha?a naprzeciw niego taka masa wi?kszych i mniejszych, ubogich i bogatych cz??en, ?e prawie zas?oni?y wod?. Siedzia?y w nich nagie rodziny ch?op?w i rzemie?lnik?w, strojni kupcy, jaskrawi Fenicjanie, zwinni ?eglarze greccy, a nawet Asyryjczycy i Chetowie. T?um ten ju? nie krzycza?, ale wy?; nie cieszy? si?, ale szala?. Co chwil? na statek kr?lewski wdziera?a si? jaka? deputacja, aby uca?owa? pok?ad, kt?rego dotyka?y nogi pa?skie, i z?o?y? dary: garstk? zbo?a, kawa?ek tkaniny, prosty gliniany dzbanek, par? ptaszk?w, a nade wszystko wi?zank? kwiat?w. Tote? zanim faraon omin?? Memfis, jego statek trzeba by?o kilka razy opr??ni? z podarunk?w, a?eby nie zaton??. M?odsi kap?ani m?wili mi?dzy sob?, ?e opr?cz Ramzesa Wielkiego ?aden faraon nie by? witany z tak olbrzymim zapa?em. W podobny spos?b odby?a si? ca?a podr?? od Memfisu do Teb?w, a sza? ludu, zamiast s?abn??, pot?gowa? si?. Ch?opi rzucali swoje pola, a rzemie?lnicy warsztaty, aby nacieszy? si? widokiem nowego w?adcy, o kt?rego zamiarach ju? utworzy?y si? legendy. Spodziewano si? ogromnych zmian, cho? nikt nie wiedzia? jakich. To tylko by?o pewne, ?e surowo?? urz?dnik?w z?agodnia?a, ?e Fenicjanie w mniej bezwzgl?dny spos?b wybierali podatki i ?e pokorny zazwyczaj lud egipski zacz?? podnosi? g?ow? wobec kap?an?w. - Niech tylko faraon pozwoli - m?wiono w szynkowniach, na polach i na rynkach - a zaraz ?ad zrobimy ze ?wi?tymi m??ami... Oni to s? winni, ?e p?acimy wielkie podatki, ?e rany nigdy nie goj? si? na naszych plecach!... O siedm mil na po?udnie od Memfisu le?a? mi?dzy rozga??zieniami g?r libijskich kraj Piom albo Fayum, dziwny tym, ?e stworzy?y go ludzkie r?ce. Kiedy? w tym miejscu by?a pustynia zakl??ni?ta i otoczona amfiteatrem g?r nagich. Dopiero faraon Amenhemat na 3500 lat przed Chrystusem powzi?? zuchwa?y projekt zamienienia jej na ?yzn? okolic?. W tym celu oddzieli? od reszty wschodni? cz??? zakl??ni?cia i otoczy? ten kawa?ek pot??n? grobl?. Mia?a ona wysoko?? pi?trowego domu, grubo?ci w podstawie oko?o stu krok?w i przesz?o czterdzie?ci kilometr?w d?ugo?ci. Tym sposobem utworzono zbiornik mog?cy pomie?ci? ze trzy miliardy metr?w kubicznych, trzy kilometry sze?cienne wody, kt?rej powierzchnia zajmowa?a oko?o trzystu kilometr?w kwadratowych. Rezerwoar ten s?u?y? do nawadniania czterechset tysi?cy morg?w gruntu, a pr?cz tego, w czasach przyboru rzeki, wch?ania? w siebie nadmiar wody i znaczn? cz??? Egiptu zabezpiecza? od nag?ego zalewu. To olbrzymie nagromadzenie w?d nazywano jeziorem Moeris i zaliczano je do cud?w ?wiata. Dzi?ki jemu pustynna dolina zamieni?a si? na ?yzny kraj Piom, gdzie ?y?o w dobrobycie oko?o dwustu tysi?cy mieszka?c?w. W prowincji tej, obok palm i pszenicy, hodowano najpi?kniejsze r??e, z kt?rych olejek rozchodzi? si? po ca?ym Egipcie i za jego granicami. Istnienie jeziora Moeris by?o zwi?zane z innym cudem pracy egipskich in?ynier?w, z kana?em J?zefa. Kana? ten, szeroki na dwie?cie krok?w, ci?gn?? si? przez kilkadziesi?t mil na zachodniej stronie Nilu. Odleg?y od rzeki o dwie mile, s?u?y? do nawadniania grunt?w s?siaduj?cych z g?rami libijskimi i - prowadzi? wod? do jeziora Moeris. Doko?a kraju Piom wznosi?o si? kilka starych piramid i mn?stwo mniejszych grob?w. Za? na jego wschodniej granicy, w pobli?u Nilu, sta? s?ynny Labirynt (Lope-ro-hunt). By? on r?wnie? zbudowany przez Amenhemata, a mia? form? olbrzymiej podkowy, kt?ra zajmowa?a kawa? gruntu na tysi?c krok?w d?ugi i sze??set szeroki. Gmach ten by? najwi?ksz? skarbnic? Egiptu. W nim spoczywa?y mumie wielu s?awnych faraon?w, znakomitych kap?an?w, wodz?w i budowniczych. Tu r?wnie? le?a?y zw?oki czczonych zwierz?t, a przede wszystkim krokodyl?w. Tu nareszcie chroni? si? nagromadzony w ci?gu wiek?w maj?tek pa?stwa egipskiego, o kt?rym trudno mie? dzi? poj?cie. Labirynt nie by? ani niedost?pny z zewn?trz, ani zbyt pilnowany. Strzeg? go ma?y oddzia? wojsk kap?a?skich i kilku kap?an?w wypr?bowanej uczciwo?ci. Bezpiecze?stwo skarbca polega?o w?a?ciwie na tym, ?e z wyj?tkiem owych kilku os?b nikt nie wiedzia?, gdzie go szuka? w?r?d Labiryntu, kt?ry dzieli? si? na dwa pi?tra: nadziemne i podziemne, i - w ka?dym z nich - liczy? po tysi?c pi??set komnat... Ka?dy faraon, ka?dy arcykap?an, nareszcie ka?dy wielki skarbnik i najwy?szy s?dzia mia? obowi?zek natychmiast po obj?ciu urz?du w?asnymi oczyma obejrze? maj?tek pa?stwa. Lecz mimo to ?aden z dostojnik?w nie tylko nie trafi?by tam, ale nawet nie m?g? zmiarkowa?: gdzie le?y skarbiec? W korpusie g??wnym czy w kt?rym ze skrzyde?, nad ziemi? czy pod ziemi?. Byli tacy, kt?rym zdawa?o si?, ?e skarbiec naprawd? mie?ci si? pod ziemi?, daleko za obr?bem w?a?ciwego Labiryntu. Nie brak?o za? i takich, kt?rzy s?dzili, ?e skarbiec le?y pod dnem jeziora, aby w razie potrzeby mo?na go wod? zala?. Wreszcie ?aden dostojnik pa?stwa nie lubi? zajmowa? si? t? kwesti? wiedz?c, ?e pokuszenie na maj?tek bog?w poci?ga za sob? zgub? ?wi?tokradcy. Mo?e zreszt? niewtajemniczeni potrafiliby odkry? tam drog?, gdyby my?li ich nie parali?owa?a obawa. ?mier? doczesna i wieczna grozi?a cz?owiekowi i jego rodzinie, kt?ry o?mieli?by si? bezbo?nym umys?em ods?ania? podobne tajniki. Przybywszy w te strony Ramzes XIII zwiedzi? przede wszystkim prowincj? Fayum. Wygl?da?a ona jak wn?trze g??bokiej misy, kt?rej dnem by?o jezioro, a brzegami wzg?rza. Gdzie zwr?ci? oczy, wsz?dzie spotyka? soczyst? zielono?? traw upstrzonych kwiatami, k?py palm, gaje fig i tamaryndus?w, w?r?d kt?rych od wschodu do zachodu s?o?ca rozlega? si? ?piew ptak?w i weso?e g?osy ludzkie. By? to bodaj ?e najszcz??liwszy k?t Egiptu. Lud przyj?? faraona z ogromnym zapa?em. Jego i ?wit? zasypywano kwiatami, ofiarowano mu kilka dzbank?w najkosztowniejszych perfum i za dziesi?? talent?w z?ota i drogich kamieni. Dwa dni zabawi? pan w rozkosznej okolicy, gdzie rado?? zdawa?a si? wykwita? z drzew, p?ywa? w powietrzu, przegl?da? w wodzie jeziora. Lecz przypomniano mu, ?e musi zwiedzi? Labirynt. Opu?ci? Piom z westchnieniem i jad?c ogl?da? si? z drogi. Wnet jednak uwag? jego poch?on?? olbrzymi gmach szarej barwy, majestatycznie rozsiadaj?cy si? na wzg?rzu. Przy bramie wiekopomnego Lope-ro-hunt powita?a go gromadka kap?an?w o ascetycznej powierzchowno?ci tudzie? ma?y oddzia?ek wojska, w kt?rym ka?dy ?o?nierz by? zupe?nie ogolony. - Ci ludzie wygl?daj? jak kap?ani!... -zawo?a? Ramzes. - Bo te? ka?dy z nich odebra? ni?sze ?wi?cenia, a setnicy wy?sze - odpowiedzia? arcykap?an gmachu. Przypatrzywszy si? uwa?niej fizjognomiom tych dziwnych ?o?nierzy, kt?rzy nie jadali mi?sa i ?yli w celibacie faraon dojrza? w nich bystro?? i spokojn? energi?. Pozna? te?, ?e jego ?wi?ta osoba ?adnego wra?enia nie wywo?uje w tym miejscu. "Bardzom ciekawy, w jaki spos?b trafi tutaj Samentu?..." - rzek? do siebie pan. Zrozumia?, ?e tych ludzi nie mo?na ani nastraszy?, ani przekupi?. Taka bi?a od nich pewno?? siebie, jakby ka?dy mia? do swego rozporz?dzenia niezwalczone pu?ki duch?w. "Zobaczymy - pomy?la? - czy ul?kn? si? tych bogobojnych m???w moi Grecy i Azjaci?... Na szcz??cie s? oni tak dzicy, ?e nawet nie poznaj? si? na uroczystych minach..." Na pro?b? kap?an?w ?wita Ramzesa XIII zosta?a przed bram?, jakby pod dozorem ?o?nierzy z ogolonymi g?owami. - Czy i miecz mam tu zostawi?? - zapyta? faraon. - Nic on nam nie zaszkodzi - odpar? najwy?szy dozorca. M?ody pan mia? ochot? przynajmniej wyp?azowa? pobo?nego m??a za tak? odpowied?. Ale pohamowa? si?. Przez ogromny dziedziniec, mi?dzy dwoma szeregami sfinks?w, faraon i kap?ani weszli do g??wnego korpusu. Tu, w sieni bardzo obszernej, lecz nieco przy?mionej, by?o o?mioro drzwi, a dozorca zapyta?: - Kt?rymi drzwiami wasza ?wi?tobliwo?? chce dosta? si? do skarbca? - Tymi, kt?re doprowadz? nas najpr?dzej. Ka?dy z pi?ciu kap?an?w wzi?? po dwa p?ki pochodni, ale zapali? ?wiat?o tylko jeden. Obok niego stan?? najwy?szy dozorca trzymaj?c w r?kach du?y sznur paciork?w, na kt?rych wypisane by?y jakie? znaki. Za nimi za? szed? Ramzes otoczony przez trzech pozosta?ych kap?an?w. Arcykap?an z paciorkami zwr?ci? si? na prawo i wszed? do wielkiej sali, kt?rej ?ciany i kolumny by?y pokryte napisami i figurami. Stamt?d dostali si? do ciasnego korytarza, kt?ry prowadzi? pod g?r?, i znale?li si? w innej sali odznaczaj?cej si? wielk? ilo?ci? drzwi. Tu usun??a si? przed nimi tafla w pod?odze ods?aniaj?c otw?r, przez kt?ry zeszli na d??, i - znowu przez ciasny korytarz pod??yli do komnaty, kt?ra nie mia?a ?adnych drzwi. Ale przewodnik dotkn?? jednego hieroglifu i - usun??a si? przed nim ?ciana. Ramzes chcia? zda? sobie spraw? z kierunku, w jakim id?; lecz wnet spl?ta?a mu si? uwaga. Widzia? tylko, ?e ?piesznie przechodz? du?e sale, ma?e komnaty, ciasne korytarze, ?e wdrapuj? si? pod g?r? lub zbiegaj? na d??, ?e niekt?re sale maj? mn?stwo drzwi, a inne wcale ich nie posiadaj?. Zarazem spostrzeg?, ?e przewodnik przy ka?dym nowym wej?ciu przesuwa jedno ziarnko swego d?ugiego r??a?ca, a niekiedy przy blasku pochodni por?wnywa znaki na paciorkach ze znakami na ?cianach. - Gdzie teraz jeste?my - nagle zapyta? faraon - w podziemiu czy na g?rze?... - Jeste?my w mocy bog?w - odpar? jego s?siad. Po kilku zakr?tach i przej?ciach faraon znowu odezwa? si?: - Ale? my?my tu ju? byli, bodaj ?e ze dwa razy!... Kap?ani milczeli, tylko nios?cy pochodni? o?wietli? kolejno ?ciany, a Ramzes przypatrzywszy si? wyzna? w duchu, ?e chyba tu jeszcze nie byli. W ma?ej komnacie bez drzwi zni?ono pochodni? i faraon spostrzeg? na ziemi wysch?e, czarne zw?oki, owini?te zbutwia?? szat?. - To - rzek? dozorca gmachu - jest trup pewnego Fenicjanina, kt?ry za szesnastej dynastii probowa? wedrze? si? do Labiryntu i doszed? a? tutaj. - Zabito go? - spyta? faraon. - Umar? z g?odu. Szli ju? z p?? godziny, gdy kap?an nios?cy pochodni? o?wietli? framug? korytarza, gdzie r?wnie le?a?y wysuszone zw?oki. - To - m?wi? dozorca -jest trup kap?ana nubijskiego, kt?ry za czas?w dziada waszej ?wi?tobliwo?ci probowa? tu wej??... Faraon nie pyta?, co si? z nim sta?o. Mia? wra?enie, ?e znajduje si? w jakiej? g??bi i ?e gmach przygniata go swym ci??arem. O zorientowaniu si? w?r?d setek korytarzy, sal i komnat ju? nie my?la?. A nawet nie pragn?? wyja?ni? sobie: jakim cudem rozst?puj? si? przed nimi kamienne ?ciany lub zapadaj? posadzki. "Samentu nic nie zrobi!... - m?wi? w duchu. - Albo zginie jak ci dwaj, o kt?rych musz? mu nawet powiedzie?." Takiego zgn?bienia, takiego uczucia niemocy i nico?ci nigdy jeszcze nie dozna?. Chwilami zdawa?o mu si?, ?e kap?ani zostawi? go w jednej z ciasnych komnat pozbawionych drzwi. W?wczas ogarnia?a go rozpacz: si?ga? do miecza i got?w by? ich por?ba?. Ale wnet przypomnia? sobie, ?e bez ich pomocy nie wyjdzie st?d, i - spuszcza? g?ow?. O, gdyby cho? na chwil? zobaczy? ?wiat?o dzienne!... Jak?e straszn? musi by? ?mier? mi?dzy trzema tysi?cami tych komnat wype?nionych mrokiem lub ciemno?ci?!... Dusze bohaterskie miewaj? chwile g??bokiego zn?kania, jakich nawet nie domy?la si? cz?owiek zwyk?y. Poch?d trwa? blisko godzin?, gdy nareszcie weszli do niskiej sali wspartej na o?miok?tnych s?upach. Trzej kap?ani otaczaj?cy faraona rozpierzchli si?, przy czym Ramzes spostrzeg?, ?e jeden z nich przytuli? si? do kolumny i - jakby znik? w jej wn?trzu. Po chwili w jednej ze ?cian ods?oni? si? w?ski otw?r, kap?ani wr?cili na swoje miejsca, a ich przewodnik kaza? zapali? cztery pochodnie. Po czym wszyscy skierowali si? do owego otworu i ostro?nie przecisn?li si? przeze?. - Oto s? komory... - rzek? dozorca gmachu. Kap?ani szybko zapalili pochodnie przytwierdzone do kolumn i ?cian i Ramzes zobaczy? szereg ogromnych izb przepe?nionych najrozmaitszymi wyrobami bezcennej warto?ci. W zbiorze tym ka?da dynastia, je?eli nie ka?dy faraon sk?ada?, co mia? najosobliwszego i najdro?szego. Wi?c by?y wozy, cz??na, ???ka, sto?y, skrzynie i trony z?ote lub z?ot? blach? obite tudzie? inkrustowane: ko?ci? s?oniow?, per?ow? mas? i kolorowym drzewem, tak ozdobnie, ?e drobiazgi te arty?ci-rzemie?lnicy wyrabiali przez dziesi?tki lat. By?y zbroje, he?my, tarcze i ko?czany l?ni?ce od drogich kamieni. By?y szczeroz?ote dzbany, misy i ?y?ki, kosztowne szaty i baldachimy. Wszystko to, dzi?ki sucho?ci i czysto?ci powietrza, od wiek?w przechowywa?o si? bez zmiany. Mi?dzy osobliwo?ciami faraon zauwa?y? srebrny model asyryjskiego pa?acu, ofiarowany Ramzesowi XII przez Sargona. Arcykap?an obja?niaj?c faraonowi, kt?ry dar od kogo pochodzi, pilnie przypatrywa? si? jego fizjognomii. Ale zamiast podziwu dla skarb?w dostrzeg? niezadowolenie. - Powiedz mi, wasza dostojno?? - zapyta? faraon nagle - jaka jest korzy?? z tych skarb?w zamkni?tych w ciemnicy?... - Jest w nich wielka si?a na wypadek, gdyby Egipt znalaz? si? w niebezpiecze?stwie - odpar? arcykap?an. - Za kilka tych he?m?w, woz?w, miecz?w mo?emy kupi? sobie ?yczliwo?? wszystkich asyryjskich satrap?w. A mo?e nie opar?by si? i kr?l Assar, gdyby?my mu dostarczyli sprz?t?w do sali tronowej lub zbrojowni. - My?l?, ?e oni woleliby zabra? wszystko mieczem od nas ani?eli troch? - ?yczliwo?ci? dla nas - wtr?ci? pan. - Niech sprobuj?!... - rzek? kap?an. - Rozumiem... Macie wida? sposoby zniszczenia skarb?w. Ale w takim razie ju? nikt z nich nie skorzysta. - Nie m?j w tym rozum - odpar? najwy?szy dozorca. - Pilnujemy, co nam oddano, i czynimy, jak kazano. - Czy nie lepiej by?oby u?y? cz?stki tych skarb?w na zasilenie kasy pa?stwa i pod?wigni?cie Egiptu z niedoli, w jakiej jest dzi? pogr??ony? - spyta? faraon. - To nie zale?y od nas. Faraon zmarszczy? brwi. Jaki? czas ogl?da? przedmioty bez wielkiego zreszt? zapa?u, wreszcie znowu zapyta?: - Dobrze. Te kunsztowne wyroby przyda? si? mog? na zjednanie ?yczliwo?ci asyryjskich dostojnik?w. Ale gdyby wybuch?a wojna z Asyri?, czym wydobyliby?my: zbo?e, ludzi i bro?, od narod?w, kt?re nie znaj? si? na osobliwo?ciach? - Otworzy? skarbiec - rzek? arcykap?an. I tym razem kap?ani rozbiegli si?: dwaj znikli jakby we wn?trzu kolumn, a jeden po drabince wszed? na ?cian? i co? robi? oko?o rze?bionej figurki. Znowu usun??y si? ukryte drzwi i Ramzes wszed? do w?a?ciwego skarbca. I to by?a rozleg?a komnata przepe?niona bezcennymi materia?ami. Sta?y w niej gliniane beczki pe?ne z?otego piasku, bry?y z?ota u?o?one jak ceg?y i z?ote sztaby w wi?zkach. Srebrne bry?y ustawione pod jedn? ?cian? tworzy?y niby mur szeroki na par? ?okci, wysoki do sufitu. We framugach i na kamiennych sto?ach le?a?y drogie kamienie wszystkich barw: rubiny, topazy, szmaragdy, szafiry, diamenty, wreszcie per?y wielko?ci orzech?w, a nawet ptasich jaj. Za niejeden z tych klejnot?w mo?na by?o kupi? miasto. - Oto jest nasz maj?tek na wypadek nieszcz??cia - rzek? kap?an-dozorca. - Na jakie wy nieszcz??cia czekacie? - zapyta? faraon. - Lud biedny, szlachta i dw?r zad?u?eni, armia do po?owy zmniejszona, faraon nie ma pieni?dzy... Czy kiedykolwiek Egipt znajdowa? si? w gorszym po?o?eniu?... - By? w gorszym, kiedy go podbili Hyksosi. - Za kilkana?cie lat - odpar? Ramzes - podbij? nas nawet Izraelici, je?eli nie uprzedz? ich Libijczycy i Etiopowie. A w?wczas te pi?kne kamienie, rozbite na okruchy, p?jd? na przyozdobienie ?ydowskich i murzy?skich sanda??w... - B?d? spokojnym, wasza ?wi?tobliwo??. W razie potrzeby nie tylko skarbiec, ale nawet Labirynt zniknie bez ?ladu, razem ze swymi dozorcami. Ramzes ostatecznie zrozumia?, ?e ma przed sob? fanatyk?w, kt?rzy my?l? tylko o jednym: a?eby nikogo nie dopu?ci? do ow?adni?cia skarbem. Faraon usiad? na stosie z?otych cegie? i rzek?: - Wi?c maj?tek ten zachowujecie na z?e czasy Egiptu? - Prawd? m?wisz, ?wi?tobliwy panie. - Dobrze. A kto was, dozorc?w, przekona, ?e takie czasy nadesz?y, gdyby nadesz?y? - Do tego musi by? zwo?ane nadzwyczajne zgromadzenie rodowitych Egipcjan, w kt?rym zasi?dzie: faraon, trzynastu kap?an?w wy?szego stopnia, trzynastu nomarch?w, trzynastu szlachty, trzynastu oficer?w i po trzynastu kupc?w, rzemie?lnik?w i ch?op?w. - Wi?c takiemu zgromadzeniu oddaliby?cie skarby? - spyta? faraon. - Daliby?my sum? potrzebn?, gdyby ca?e zgromadzenie jak jeden m?? uchwali?o, ?e - Egipt jest w niebezpiecze?stwie i... - I co?... - I gdyby pos?g Amona w Tebach potwierdzi? t? uchwa??. Ramzes spu?ci? g?ow?, a?eby ukry? wyraz wielkiego zadowolenia. Ju? mia? plan. "Zgromadzenie takie potrafi? zebra? i sk?oni? go do jednomy?lno?ci... - m?wi? w sobie. - R?wnie? zdaje mi si?, ?e boski pos?g Amona potwierdzi uchwa??, gdy jego kap?an?w otocz? moimi Azjatami..." - Dzi?kuj? wam, pobo?ni m??owie - rzek? g?o?no - za pokazanie cennych rzeczy, kt?rych jednak wielka warto?? nie przeszkadza mi by? najubo?szym z kr?l?w ?wiata. A teraz prosz?, a?eby?cie mnie wyprowadzili st?d kr?tsz? i wygodniejsz? drog?. - ?yczymy waszej ?wi?tobliwo?ci - odpar? dozorca - aby? drugie tyle bogactw do?o?y? Labiryntowi... Co si? za? tyczy drogi do wyj?cia st?d, jest tylko jedna i t? sam? musimy wraca?. Jeden z kap?an?w poda? Ramzesowi troch? daktyli, drugi flasz? wina zaprawionego wzmacniaj?c? substancj?. Po czym faraon odzyska? si?y i szed? weso?o. - Du?o bym da? - m?wi? ?miej?c si? - a?eby zrozumie? wszystkie zakr?ty tej dziwacznej drogi!... Kap?an przewodnicz?cy zatrzyma? si?. - Zapewniam wasz? ?wi?tobliwo?? - rzek? - ?e my sami nie rozumiemy ani pami?tamy tej drogi, cho? ka?dy z nas odbywa? j? po kilkana?cie razy... - Wi?c jakim sposobem trafiacie tu? - Korzystamy z pewnych wskaz?wek. Lecz gdyby nam bodaj w tej chwili zgin??a kt?ra, pomarliby?my tu z g?odu... Nareszcie wyszli do przysionka, a z niego na dziedziniec. Faraon zacz?? ogl?da? si? doko?a i kilka razy odetchn??. - Za wszystkie skarby Labiryntu nie chcia?bym ich pilnowa?! - zawo?a?. - Strach pada mi na piersi, gdy pomy?l?, ?e mo?na umrze? w tych kamiennych ciemnicach... - Ale mo?na si? i przywi?za? do nich - odpar? z u?miechem arcykap?an. Faraon podzi?kowa? ka?demu ze swych przewodnik?w i zako?czy?: - Rad bym udzieli? wam jakiej? ?aski, ??dajcie wi?c... Ale kap?ani s?uchali oboj?tnie, a ich naczelnik rzek?: - Wybacz mi, panie, zuchwalstwo, ale... czeg?? mogliby?my pragn???... Nasze figi i daktyle s? tak s?odkie jak z twego ogrodu; woda tak dobra jak z twojej studni. Gdyby za? ci?gn??y nas bogactwa, czyli? nie mamy ich wi?cej ani?eli wszyscy kr?lowie?... "Tych niczym nie przejednam - pomy?la? faraon - ale... dam im uchwa?? zgromadzenia i wyrok Amona." -------------------------------------------------------------------------------- * Ksi?ga Zmar?ych.
категории: [ ]
|
Новости сайта10.01.2008 - состоялось открытие сайта. Поиск |