Prus B. FARAON (2-15)

ROZDZIA? PI?TNASTY
Ju? i mi?dzy ludem miasta Pi-Bast zacz??y rozchodzi? si? r??ne wie?ci o Libijczykach. Opowiadano, ?e rozpuszczeni przez kap?an?w ?o?nierze barbarzy?scy wracaj?c do swej ojczyzny z pocz?tku ?ebrali, potem kradli, a w ko?cu zacz?li rabowa? i pali? wsie egipskie morduj?c przy tym mieszka?c?w.

W ten spos?b w ci?gu kilku dni zosta?y napadni?te i zniszczone miasta: Chinensu, Pimat i Kasa na po?udnie od jeziora Moeris. W ten spos?b zgin??a karawana kupc?w i pielgrzym?w egipskich wracaj?cych z oazy Uit-Mehe. Ca?a zachodnia granica pa?stwa by?a w niebezpiecze?stwie, a nawet z Terenuthis zacz?li ucieka? mieszka?cy. I w tamtej bowiem okolicy od strony morza ukaza?y si? bandy libijskie, jakoby wys?ane przez gro?nego wodza Musawas?, kt?ry podobno w ca?ej pustyni mia? og?osi? ?wi?t? wojn? przeciw Egiptowi.

Tote? je?eli kt?rego? wieczoru zachodni pas nieba czerwieni? si? zbyt d?ugo, na mieszka?c?w Pi-Bast pada?a trwoga. Ludzie gromadzili si? po ulicach, niekt?rzy wchodzili na p?askie dachy lub wdrapywali si? na drzewa i stamt?d og?aszali, ?e - widz? po?ar w Menuf albo w Sechen. Byli nawet i tacy, kt?rzy pomimo zmroku dostrzegali uciekaj?cych mieszka?c?w albo libijskie bandy maszeruj?ce w kierunku Pi-Bast d?ugimi, czarnymi szeregami.

Pomimo wzburzenia ludno?ci rz?dcy nomesu zachowywali si? oboj?tnie; w?adza bowiem centralna nie przys?a?a im ?adnych rozkaz?w.

Ksi??? Ramzes wiedzia? o niepokoju t?um?w i widzia? oboj?tno?? pi-baste?skich dygnitarzy. W?ciek?y gniew ogarnia? go, ?e nie otrzymuje ?adnych polece? z Memfisu i ?e ani Mefres ani Mentezufis nie rozmawiaj? z nim o tych alarmach zagra?aj?cych pa?stwu.

Lecz poniewa? obaj kap?ani nie zg?aszali si? do niego, nawet jakby unikali rozmowy z nim, wi?c i namiestnik nie szuka? ich ani robi? ?adnych przygotowa? wojskowych.

W ko?cu przesta? odwiedza? stoj?ce pod Pi-Bast pu?ki, a natomiast zgromadziwszy do pa?acu ca?? szlacheck? m?odzie?, bawi? si? i ucztowa? t?umi?c w sercu oburzenie na kap?an?w i obaw? o losy pa?stwa.

- Zobaczysz!... - powiedzia? raz do Tutmozisa. - ?wi?ci prorocy wykieruj? nas tak, ?e Musawasa zabierze Dolny Egipt, a my b?dziemy musieli ucieka? do Teb?w, je?eli nie do Sunnu, o ile znowu stamt?d nie wyp?dz? nas Etiopowie...

- Prawd? rzek?e? - odpar? Tutmozis - ?e nasi w?adcy poczynaj? sobie, jakby byli zdrajcami.

Pierwszego dnia miesi?ca Hator (sierpie? - wrzesie?) odbywa?a si? w pa?acu nast?pcy najwi?ksza uczta. Zacz?to bawi? si? od drugiej po po?udniu, a nim s?o?ce zasz?o, ju? wszyscy byli pijani. Dosz?o do tego, ?e m??czy?ni i kobiety tarzali si? po pod?odze zlanej winem, zasypanej kwiatami i skorupami pot?uczonych dzban?w.

Ksi??? by? mi?dzy nimi najprzytomniejszy. Jeszcze nie le?a?, ale siedzia? na fotelu trzymaj?c na kolanach dwie pi?kne tancerki, z kt?rych jedna poi?a go winem, druga oblewa?a mu g?ow? silnymi wonno?ciami.

W tej chwili wszed? na sal? adiutant i przelaz?szy przez kilku pijanych biesiadnik?w zbli?y? si? do nast?pcy.

- Dostojny panie - szepn?? - ?wi?ci Mefres i Mentezufis pragn? natychmiast rozm?wi? si? z wami...

Nast?pca odepchn?? dziewcz?ta i zarumieniony, w poplamionym kaftanie, chwiejnym krokiem potoczy? si? do swego pokoju na g?r?.

Na jego widok Mefres i Mentezufis spojrzeli po sobie.

- Czego chcecie, dostojnicy? - spyta? ksi??? upadaj?c na krzes?o.

- Nie wiem, czy wasza dostojno?? b?dziesz m?g? wys?ucha? nas... - odpar? zak?opotany Mentezufis.

- A!... my?licie, ?em si? upi?? - zawo?a? ksi???. - Nie l?kajcie si?... Dzi? ca?y Egipt jest jak oszala?y czy g?upi, ?e jeszcze w pijakach najwi?cej zosta?o rozs?dku...

Kap?ani zachmurzyli si?, lecz Mentezufis zacz??:

- Wasza dostojno?? wie, ?e pan nasz i najwy?sza rada postanowili uwolni? dwadzie?cia tysi?cy wojsk najemnych...

- No, niby nie wiem przerwa? nast?pca. Nie raczyli?cie przecie? nie tylko zasi?gn?? mojej rady w kwestii tak m?drego postanowienia, ale nawet nie raczyli?cie zawiadomi? mnie, ?e ju? cztery pu?ki rozp?dzono i ?e ludzie ci z g?odu napadaj? nasze miasta...

- Zdaje mi si?, ?e wasza dostojno?? s?dzisz rozkazy jego ?wi?tobliwo?ci faraona... - wtr?ci? Mentezufis.

- Nie jego ?wi?tobliwo?ci!... - zawo?a? ksi??? tupi?c nog? - ale tych zdrajc?w, kt?rzy korzystaj?c z choroby mego ojca i w?adcy chc? zaprzeda? pa?stwo Asyryjczykom i Libijczykom...

Kap?ani os?upieli. Podobnych wyraz?w nie wypowiedzia? ?aden jeszcze Egipcjanin.

- Pozw?l, ksi???, a?eby?my wr?cili za par? godzin... gdy si? uspokoisz... - rzek? Mefres.

- Nie ma potrzeby. Wiem, co si? dzieje na naszej zachodniej granicy... A raczej nie ja wiem, tylko moi kucharze, ch?opcy stajenni i pomywaczki. Mo?e wi?c zechcecie teraz czcigodni ojcowie, i mnie wtajemniczy? w wasze plany?...

Mentezufis przybra? oboj?tn? fizjognomi? i m?wi?:

- Libijczycy zbuntowali si? i zaczynaj? zbiera? bandy z zamiarem napadu na Egipt.

- Rozumiem.

- Z woli zatem jego ?wi?tobliwo?ci - ci?gn?? Mentezufis - i najwy?szej rady, masz, wasza dostojno??, zebra? wojska z Dolnego Egiptu i zniszczy? buntownik?w.

- Gdzie rozkaz?

Mentezufis wydoby? z zanadrza pergamin opatrzony piecz?ciami i wr?czy? go ksi?ciu.

- Wi?c od tej chwili jestem naczelnym wodzem i najwy?sz? w?adz? w tej prowincji? - spyta? nast?pca.

- Tak jest, jak rzek?e?.

- I mam prawo odby? z wami narad? wojenn??

- Koniecznie... - odpar? Mefres. - Cho? w tej chwili...

- Siadajcie - przerwa? ksi???.

Obaj kap?ani spe?nili rozkaz.

- Pytam si? was, bo to potrzebne jest do moich plan?w: dlaczego rozpuszczono libijskie pu?ki?...

- I rozpu?ci si? inne - pochwyci? Mentezufis. - Ot?? rada najwy?sza dlatego chce pozby? si? dwudziestu tysi?cy najkosztowniejszych ?o?nierzy, aby skarbowi jego ?wi?tobliwo?ci dostarczy? rocznie czterech tysi?cy talent?w, bez czego dw?r kr?lewski mo?e znale?? si? w niedostatku...

- Co jednak nie grozi najn?dzniejszemu z egipskich kap?an?w!... - wtr?ci? ksi???.

- Zapominasz, wasza dostojno??, ?e kap?ana nie godzi si? nazywa? "n?dznym" - odpar? Mentezufis. - A ?e nie grozi ?adnemu z nich niedostatek, to jest zas?ug? ich pow?ci?gliwego trybu ?ycia.

- W takim razie chyba pos?gi wypijaj? wino, co dzie? odnoszone do ?wi?ty?, i kamienni bogowie stroj? swoje kobiety w z?oto i drogie klejnoty - szydzi? ksi???. - Ale mniejsza o wasz? pow?ci?gliwo??!... Rada kap?a?ska nie dlatego rozp?dza dwadzie?cia tysi?cy wojska i otwiera bramy Egiptu bandytom, a?eby nape?ni? skarb faraona...

- Tylko?...

- Tylko dlatego, a?eby przypodoba? si? kr?lowi Assarowi. A poniewa? jego ?wi?tobliwo?? nie zgodzi? si? na oddanie Asyryjczykom Fenicji, wi?c wy chcecie os?abi? pa?stwo w inny spos?b: przez rozpuszczenie najemnik?w i wywo?anie wojny na naszej zachodniej granicy...

- Bior? bog?w na ?wiadectwo, ?e zdumiewasz nas, wasza dostojno??!... - zawo?a? Mentezufis.

- Cienie faraon?w bardziej zdumia?yby si? us?yszawszy, ?e w tym samym Egipcie, w kt?rym sp?tano kr?lewsk? w?adz?, jaki? chaldejski oszust wp?ywa na losy pa?stwa...

- Uszom nie wierz?!... - odpar? Mentezufis. - Co wasza dostojno?? m?wisz o jakim? Chaldejczyku?...

Namiestnik za?mia? si? szyderczo.

- M?wi? o Beroesie... Je?eli ty, ?wi?ty m??u, nie s?ysza?e? o nim, zapytaj czcigodnego Mefresa, a gdyby i on zapomnia?, niech odwo?a si? do Herhora i Pentuera...

Oto wielka tajemnica waszych ?wi?ty?!... Obcy przyb??da, kt?ry jak z?odziej dosta? si? do Egiptu, narzuca cz?onkom najwy?szej rady traktat tak haniebny, ?e mogliby?my podpisa? go dopiero po przegraniu bitew, po utracie wszystkich pu?k?w i obu stolic.

I pomy?le?, ?e zrobi? to jeden cz?owiek, najpewniej szpieg kr?la Assara!... A nasi m?drcy tak dali si? oczarowa? jego wymowie, ?e gdy faraon nie pozwoli? im wyrzec si? Fenicji, to oni przynajmniej rozpuszczaj? pu?ki i wywo?uj? wojn? na granicy zachodniej...

S?yszana rzecz?... - ci?gn?? ju? nie panuj?cy nad sob? Ramzes. - Gdy jest najlepsza pora zwi?kszy? armi? do trzystu tysi?cy ludzi i popchn?? j? do Niniwy, ci pobo?ni szale?cy rozp?dzaj? dwadzie?cia tysi?cy wojsk i podpalaj? w?asny dom...

Mefres, sztywny i blady, s?ucha? tych okrutnych szyderstw. Wreszcie zabra? g?os:

- Nie wiem, dostojny panie, z jakiego ?r?d?a czerpa?e? swoje wiadomo?ci... - Oby ono by?o r?wnie czystym jak serca cz?onk?w najwy?szej rady! Przypu??my jednak, ?e masz s?uszno?? i ?e jaki? chaldejski kap?an potrafi? sk?oni? rad? do podpisania ci??kiej umowy z Asyri?. Ot?? gdyby tak si? zdarzy?o, to sk?d wiesz, ?e ?w kap?an nie by? wys?annikiem bog?w, kt?rzy przez jego usta ostrzegli nas o wisz?cych nad Egiptem niebezpiecze?stwach?...

- Odk?d?e to Chaldejczycy ciesz? si? takim zaufaniem u was? - zapyta? ksi???.

- Kap?ani chaldejscy s? starszymi bra?mi egipskich - wtr?ci? Mentezufis.

- To mo?e i kr?l asyryjski jest w?adc? faraona? - wtr?ci? ksi???.

- Nie blu?nij, wasza dostojno?? - surowo przerwa? Mefres. - Lekkomy?lnie szperasz w naj?wi?tszych tajemnicach, a to bywa?o niebezpiecznym nawet dla wi?kszych od ciebie!

- Dobrze, nie b?d? szpera?! Po czym jednak mo?na pozna?, ?e jeden Chaldejczyk jest wys?annikiem bog?w, a drugi szpiegiem kr?la Assara?

- Po cudach - odpar? Mefres. - Gdyby na tw?j rozkaz, ksi???, ten pok?j nape?ni? si? duchami, gdyby niewidzialne moce unios?y ci? w powietrze, powiedzieliby?my, ?e? jest narz?dziem nie?miertelnych, i s?uchaliby?my twej rady...

Ramzes wzruszy? ramionami.

- I ja widzia?em duchy: robi?a je m?oda dziewczyna... I ja widzia?em w cyrku le??cego w powietrzu kuglarza...

- Tylko? nie dojrza? cienkich sznurk?w, kt?re trzymali w z?bach czterej jego pomocnicy... - wtr?ci? Mentezufis.

Ksi??? znowu roze?mia? si? i przypomniawszy sobie, co mu Tutmozis opowiada? o nabo?e?stwach Mefresa, rzek? szyderczym tonem:

- Za kr?la Cheopsa pewien arcykap?an chcia? koniecznie lata? po powietrzu. W tym celu modli? si? do bog?w, a swoim podw?adnym kaza? uwa?a?: czy go nie podnosz? niewidzialne si?y?... I co powiecie, ?wi?ci m??owie: od tej pory nie by?o dnia, a?eby prorocy nie zapewniali arcykap?ana, ?e unosi si? w powietrzu, wprawdzie niewysoko, bo tylko na palec od pod?ogi... Ale... co to waszej dostojno?ci? - spyta? nagle Mefresa.

Istotnie arcykap?an s?uchaj?c swojej w?asnej historii zachwia? si? na krze?le i by?by upad?, gdyby nie podtrzyma? go Mentezufis.

Ramzes zmi?sza? si?. Poda? starcowi wody do picia, natar? mu czo?o i skronie octem, zacz?? go ch?odzi? wachlarzem...

Wkr?tce ?wi?ty Mefres przyszed? do siebie. Powsta? z krzes?a i rzek? do Mentezufisa:

- Ju? chyba mo?emy odej???

- I ja tak my?l?.

- A ja co mam robi?? - spyta? ksi??? czuj?c, ?e sta?o si? co? z?ego.

- Spe?ni? obowi?zki naczelnego wodza - odpar? zimno Mentezufis.

Obaj kap?ani ceremonialnie uk?onili si? ksi?ciu i wyszli. Namiestnik by? ju? ca?kiem trze?wy, ale na serce spad? mu wielki ci??ar. W tej chwili zrozumia?, ?e pope?ni? dwa ci??kie b??dy: przyzna? si? kap?anom do tego, ?e zna ich wielk? tajemnic?, i - niemi?osiernie zadrwi? z Mefresa.

Odda?by rok ?ycia, gdyby mo?na zatrze? w ich pami?ci ca?? t? pijack? rozmow?. Ale ju? by?o za p??no.

"Nie ma co - my?la? - zdradzi?em si? i kupi?em sobie ?miertelnych wrog?w. Ale trudno. Walka zaczyna si? w chwili najniekorzystniejszej dla mnie... Lecz id?my dalej. Niejeden przecie faraon walczy? z kap?a?stwem i zwyci??y? je, nawet nie maj?c zbyt silnych sprzymierze?c?w. "

Tak jednak uczu? niebezpiecze?stwo swego po?o?enia, ?e w tej chwili przysi?g? na ?wi?t? g?ow? ojca nigdy ju? nie pi? wi?kszej ilo?ci wina.

Kaza? zawo?a? Tutmozisa. Powiernik zjawi? si? natychmiast, zupe?nie trze?wy.

- Mamy wojn? i jestem naczelnym wodzem - rzek? nast?pca.

Tutmozis uk?oni? si? do ziemi.

- I nigdy ju? nie b?d? upija? si? - doda? ksi???. - A wiesz dlaczego?

- W?dz powinien wystrzega? si? wina i odurzaj?cych woni - odpar? Tutmozis.

- Nie pami?ta?em o tym i... wygada?em si? przed kap?anami...

- Z czym? - zawo?a? przestraszony Tutmozis.

- ?e ich nienawidz? i ?artuj? z ich cud?w...

- Nic nie szkodzi. Oni chyba nigdy nie rachuj? na ludzk? mi?o??.

- I ?e znam ich polityczne tajemnice - doda? ksi???.

- Aj... - sykn?? Tutmozis. - To jedno by?o niepotrzebne...

- Mniejsza o to - m?wi? Ramzes. - Wy?lij natychmiast szybkobiegaczy do pu?k?w, a?eby jutro z rana dow?dcy zjechali si? na rad? wojenn?. Ka? zapali? sygna?y alarmowe, a?eby wszystkie wojska Dolnego Egiptu od jutra maszerowa?y ku zachodniej granicy. P?jd? do nomarchy i zapowiedz mu, aby uwiadomi? innych nomarch?w o potrzebie gromadzenia ?ywno?ci, odzie?y i broni.

- B?dziemy mieli k?opot z Nilem - wtr?ci? Tutmozis.

- Tote? niech wszystkie cz??na i statki zatrzymaj? na odnogach Nilowych dla przewozu wojsk. Trzeba te? wezwa? nomarch?w, a?eby zaj?li si? przygotowaniem pu?k?w rezerwowych...

Tymczasem Mefres i Mentezufis wracali do swych mieszka? przy ?wi?tyni Ptah. Gdy znale?li si? sami w celi, arcykap?an podni?s? r?ce do g?ry i zawo?a?:

- Tr?jco nie?miertelnych bog?w: Ozirisie, Izydo i Horusie - ratujcie Egipt od zag?ady!... Jak ?wiat ?wiatem, ?aden faraon nie wypowiedzia? tylu blu?nierstw, ile dzi? us?yszeli?my od tego dzieciaka... Co m?wi? - faraon?... ?aden wr?g Egiptu, ?aden Cheta, Fenicjanin, Libijczyk nie o?mieli?by si? tak zniewa?a? kap?a?skiej nietykalno?ci...

- Wino robi cz?owieka przezroczystym - odpar? Mentezufis.

- Ale? w tym m?odym sercu k??bi si? gniazdo ?mij... Poniewiera stan kap?a?ski, szydzi z cud?w, nie wierzy w bog?w...

- Najwi?cej jednak zastanawia mnie to - rzek? zamy?lony Mentezufis... sk?d on wie o waszych uk?adach z Beroesem? Bo, ?e wie, na to przysi?gn?.

- Dokonano okropnej zdrady - odpar? Mefres chwytaj?c si? za g?ow?.

- Rzecz bardzo dziwna! By?o was czterech...

- Wcale nie czterech. Bo? o Beroesie wiedzia?a starsza kap?anka Izydy, dwaj kap?ani, kt?rzy nam wskazali drog? do ?wi?tyni Seta, i kap?an, kt?ry go przyj?? u wr?t... Czekaj no!... - m?wi? Mefres. - Ten kap?an wci?? siedzia? w podziemiach... A je?eli pods?uchiwa??...

- W ka?dym razie nie sprzeda? tajemnicy dzieciakowi, ale komu? powa?niejszemu. A to jest niebezpieczne!...

Do celi zapuka? arcykap?an ?wi?tyni Ptah, ?wi?ty Sem.

- Pok?j wam - rzek? wchodz?c.

- B?ogos?awie?stwo sercu twemu.

- Przyszed?em, bo tak podnosicie g?os, jakby sta?o si? jakie nieszcz??cie. Chyba nie przera?a was wojna z n?dznym Libijczykiem?... - m?wi? Sem.

- Co by? te? my?la?, wasza cze??, o ksi?ciu nast?pcy tronu? - przerwa? mu Mentezufis.

- Ja my?l? - odpar? Sem - ?e on musi by? bardzo kontent z wojny i naczelnego dow?dztwa. Oto urodzony bohater! Gdy patrz? na niego, przychodzi mi na my?l lew Ramzesa... Ten ch?opak got?w sam rzuci? si? na wszystkie bandy libijskie i zaprawd? - mo?e je rozproszy?.

- Ten ch?opak - odezwa? si? Mefres - mo?e wywr?ci? wszystkie nasze ?wi?tynie i zmaza? Egipt z oblicza ziemi.

?wi?ty Sem szybko wyj?? z?oty amulet, kt?ry nosi? na piersiach, i szepn??:

- Ucieknijcie, z?e s?owa na pustyni?... Oddalcie si? i nie r?bcie szkody sprawiedliwym!... Co te? wygaduje wasza dostojno??!... - rzek? g?o?niej, tonem wyrzutu.

- Dostojny Mefres m?wi prawd? - odezwa? si? Mentezufis. G?owa by ci? zabola?a i ?o??dek, gdyby ludzkie wargi mog?y powt?rzy? blu?nierstwa, jakie dzi? us?yszeli?my od tego m?odzieniaszka.

- Nie ?artuj, proroku - oburzy? si? arcykap?an Sem. - Pr?dzej uwierzy?bym, ?e woda p?onie, a powietrze gasi, ani?eli w to, ?e Ramzes dopuszcza si? blu?nierstw...

- Robi? to niby po pijanemu - wtr?ci? z?o?liwie Mefres.

- Cho?by nawet. Nie przecz?, ?e jest to ksi??? lekkomy?lny i hulaka, ale blu?nierca!...

- Tak i my?my s?dzili - m?wi? Mentezufis. - A tak byli?my pewni, ?e znamy jego charakter, i? gdy wr?ci? ze ?wi?tyni Hator, przestali?my nawet rozci?ga? nad nim kontroli...

- ?al ci by?o z?ota na op?acanie dozorc?w - wtr?ci? Mefres. - Widzisz, jakie skutki poci?ga na poz?r drobne zaniedbanie!...

- Ale c?? si? sta?o? - pyta? niecierpliwie Sem.

- Kr?tko odpowiem: ksi??? nast?pca drwi z bog?w...

- Och!..

S?dzi rozkazy faraona...

- Czy podobna?...

- Najwy?sz? rad? nazywa zdrajcami...

- Ale?...

- I od kogo? dowiedzia? si? o przybyciu Beroesa, a nawet o jego widzeniu si? z Mefresem, Herhorem i Pentuerem w ?wi?tyni Seta...

Arcykap?an Sem porwa? si? obur?cz za g?ow? i pocz?? biega? po celi.

- Niepodobna... - m?wi?. - Niepodobna!... Chyba rzuci? kto urok na tego m?odzie?ca... Mo?e owa kap?anka fenicka, kt?r? wykrad? ze ?wi?tyni?...

Mentezufisowi uwaga ta wyda?a si? tak trafn?, ?e spojrza? na Mefresa. Ale rozdra?niony arcykap?an nie da? si? zbi? z tropu.

- Zobaczymy - odpar?. - Pierwej jednak trzeba przeprowadzi? ?ledztwo, a?eby?my dzie? po dniu wiedzieli: co robi? ksi??? od powrotu ze ?wi?tyni Hator? Za du?o mia? swobody, za du?o stosunk?w z niewiernymi i nieprzyjaci??mi Egiptu. A ty, dostojny Semie, pomo?esz nam...

Skutkiem tej uchwa?y arcykap?an Sem zaraz nazajutrz kaza? wzywa? lud na uroczyste nabo?e?stwo do ?wi?tyni Ptah.

Stawali tedy na rogach ulic, na placach, nawet na polach heroldowie kap?a?scy i zwo?ywali wszelki lud za pomoc? tr?b i flet?w. A gdy zebra?a si? dostateczna liczba s?uchaczy, donosili im, ?e w ?wi?tyni Ptah przez trzy dni odbywa? si? b?d? mod?y i procesje na intencj?, aby dobry b?g b?ogos?awi? or??owi egipskiemu i pogn?bi? Libijczyk?w. Za? na wodza ich, Musawas?, aby zes?a? tr?d, ?lepot? i szale?stwo.

Sta?o si?, jak chcieli kap?ani. Od rana do p??nej nocy lud prosty wszelkiego zaj?cia gromadzi? si? doko?a mur?w ?wi?tyni, arystokracja i bogaci mieszczanie zbierali si? w przysionku zewn?trznym, a kap?ani miejscowi i s?siednich nomes?w sk?adali ofiary bogu Ptah i zanosili mod?y w kaplicy naj?wi?tszej.

Trzy razy dziennie wychodzi?a uroczysta procesja, podczas kt?rej obnoszono w z?otej ?odzi zas?oni?tej firankami czcigodny pos?g b?stwa. Przy czym lud pada? na twarz i g?o?no wyznawali nieprawo?ci swoje, a g?sto rozrzuceni w t?umie prorocy, za pomoc? stosownych pyta?, u?atwiali mu skruch?. To? samo dzia?o si? w przysionku ?wi?tyni. Poniewa? jednak ludzie dostojni i bogaci nie lubili oskar?a? si? g?o?no, wi?c ?wi?ci ojcowie brali ?a?uj?cych na stron? i po cichu udzielali im rad i upomnie?.

W po?udnie nabo?e?stwo by?o najuroczystsze. O tej bowiem godzinie przychodzi?y wojska maszeruj?ce na zach?d, aby otrzyma? b?ogos?awie?stwo arcykap?ana i od?wie?y? pot?g? swoich amulet?w, maj?cych w?asno?? os?abiania nieprzyjacielskich cios?w.

Niekiedy w ?wi?tyni rozlega?y si? grzmoty, a w porze nocnej nad pylonami b?yska?o si?. By? to znak, ?e bo?ek wys?ucha? czyich? mod??w albo ?e rozmawia? z kap?anami.

Kiedy po zako?czeniu uroczysto?ci trzej dostojnicy: Sem, Mefres i Mentezufis, zeszli si? na poufn? narad?, sytuacja by?a ju? wyja?niona.

Nabo?e?stwo przynios?o ?wi?tyni oko?o czterdziestu talent?w dochodu; lecz oko?o sze??dziesi?ciu talent?w wydano na prezenta lub sp?at? d?ug?w rozmaitych os?b z arystokracji tudzie? wy?szych wojskowych.

Wiadomo?ci za? zebrano nast?puj?ce:

Mi?dzy wojskiem kr??y?a pog?oska, ?e byle ksi??? Ramzes wst?pi? na tron, rozpocznie z Asyri? wojn?, kt?ra przyjmuj?cym w niej udzia? zapewni wielkie zyski. Najni?szy ?o?nierz, m?wiono, nie wr?ci z tej wyprawy bez tysi?ca drachm, je?eli nie lepiej. Mi?dzy ludem szeptano, ?e gdy faraon po zwyci?stwie wr?ci z Niniwy, wszystkich ch?op?w obdarzy niewolnikami i na pewn? liczb? lat daruje Egiptowi podatki.

Arystokracja za? s?dzi?a, ?e nowy faraon przede wszystkim - odbierze kap?anom, a zwr?ci szlachcie wszystkie dobra, kt?re sta?y si? w?asno?ci? ?wi?ty?, jako pokrycie zaci?gni?tych d?ug?w. M?wiono te?, ?e przysz?y faraon b?dzie rz?dzi? samow?adnie, bez udzia?u najwy?szej rady kap?a?skiej.

W ko?cu we wszystkich warstwach spo?ecznych panowa?o przekonanie, ?e ksi??? Ramzes, aby zapewni? sobie pomoc Fenicjan, nawr?ci? si? do bogini Istar i do niej szczeg?lne okazywa? nabo?e?stwo. W ka?dym razie by?o rzecz? pewn?, ?e nast?pca odwiedza? raz ?wi?tyni? Istar w nocy i widzia? tam jakie? cuda. Zreszt? mi?dzy bogatymi Azjatami kr??y?y pog?oski, ?e Ramzes z?o?y? ?wi?tyni wielkie dary, a w zamian dosta? stamt?d kap?ank?, kt?ra mia?a go utwierdza? w wierze.

Wszystkie te wiadomo?ci zebra? najdostojniejszy Sem i jego kap?ani. Za? ojcowie ?wi?ci, Mefres i Mentezufis, zakomunikowali mu inn? nowin?, kt?ra przysz?a do nich z Memfisu.

Oto - kap?ana chaldejskiego i cudotw?rc? Beroesa przyjmowa? w podziemiach ?wi?tyni Seta kap?an Osochor, kt?ry we dwa miesi?ce p??niej wydaj?c za m?? swoj? c?rk? obdarowa? j? bogatymi klejnotami i kupi? nowo?e?com du?y folwark. A poniewa? Osochor nie mia? tak znacznych dochod?w, rodzi?o si? wi?c podejrzenie, ?e ?w kap?an, pods?uchawszy rozmow? Beroesa z egipskimi dostojnikami, sprzeda? nast?pnie tajemnic? traktatu Fenicjanom i otrzyma? od nich wielki maj?tek.

Wys?uchawszy tego arcykap?an Sem rzek?:

- Je?eli ?wi?ty Beroes jest naprawd? cudotw?rc?, to przede wszystkim jego zapytajcie, czy Osochor zdradzi? tajemnic??...

- Pytano si? o to cudownego Beroesa - odpar? Mefres - ale ?wi?ty m?? powiedzia?, ?e w tej sprawie chce milcze?. Doda? te?, ?e cho?by nawet kto? pods?ucha? ich uk?ady i doni?s? o tym Fenicjanom, Egipt ani Chaldea nie ponios? ?adnej szkody. Gdyby wi?c znalaz? si? winowajca, nale?y okaza? mu mi?osierdzie.

- ?wi?ty!... zaiste ?wi?ty to m??!... - szepta? Sem.

- A co wasza dostojno?? - rzek? Mefres do Sema - s?dzisz o ksi?ciu nast?pcy i niepokojach, jakie wywo?a?o jego post?powanie?

- Powiem to samo co Beroes, nast?pca nie zrobi szkody Egiptowi, wi?c trzeba mie? pob?a?liwo??...

- M?odzik ten drwi z bog?w i cud?w, wchodzi do obcych ?wi?ty?, buntuje lud... To nie s? ma?e rzeczy!... - m?wi? z gorycz? Mefres, kt?ry nie m?g? zapomnie? Ramzesowi, ?e w grubia?ski spos?b za?artowa? z jego pobo?nych praktyk.

Arcykap?an Sem lubi? Ramzesa, wi?c odpar? z dobrotliwym u?miechem:

- Kt?ry ch?op w Egipcie nierad by mie? niewolnika, a?eby wyrzec si? swojej ci??kiej pracy dla s?odkiego pr??nowania?

A czy jest na ?wiecie cz?owiek, kt?ry by nie marzy? o niep?aceniu podatk?w? Za to bowiem, co p?aci skarbowi, jego ?ona, on sam i dzieci mogliby sprawi? sobie ozdobn? odzie? i u?y? rozmaitych przyjemno?ci.

- Pr??niactwo i nadmierne wydatki psuj? cz?owieka - odezwa? si? Mentezufis.

- Kt?ry ?o?nierz - ci?gn?? Sem - nie chcia?by wojny i nie po??da? tysi?ca drachm zysku, a nawet wi?cej?

Dalej - pytam was, ojcowie, kt?ry faraon, kt?ry nomarcha, kt?ry szlachcic ch?tnie p?aci zaci?gni?te d?ugi i nie spogl?da krzywym okiem na bogactwa ?wi?ty??...

- Bezbo?na to po??dliwo??! - szepn?? Mefres.

- A nareszcie - m?wi? Sem - kt?ry nast?pca tronu nie marzy? o ograniczeniu powagi kap?an?w, kt?ry faraon, w pocz?tkach panowania, nie chcia? otrz?sn?? si? spod wp?ywu najwy?szej rady?

- S?owa twoje s? pe?ne m?dro?ci - rzek? Mefres - ale do czego one maj? nas doprowadzi??

- Do tego, aby?cie nie oskar?ali nast?pcy przed najwy?sz? rad?. Bo przecie nie ma s?du, kt?ry pot?pi?by ksi?cia za to, ?e ch?opi radzi by nie p?aci? podatk?w albo ?e ?o?nierze chc? wojny. Owszem, was mog?aby spotka? wym?wka. Bo gdyby?cie dzie? po dniu ?ledzili ksi?cia i hamowali jego drobne wybryki, nie by?oby dzi? piramidy oskar?e?, w dodatku - na niczym nie opartych.

W podobnych sprawach nie to jest z?em, ?e ludzie maj? sk?onno?? do grzechu, bo oni mieli j? zawsze. Ale to jest niebezpieczne, ?e my?my ich nie pilnowali. Nasza ?wi?ta rzeka, matka Egiptu, bardzo pr?dko zamuli?aby kana?y, gdyby in?ynierowie zaprzestali czuwa? nad ni?.

- A co powiesz, wasza dostojno??, o wymys?ach, jakich ksi??? dopu?ci? si? w rozmowie z nami?... Czy przebaczysz ohydne drwiny z cud?w?... - spyta? Mefres. - Przecie ten m?odzik ci??ko zniewa?y? moj? pobo?no??...

- Sam si? obra?a, kto rozmawia z pijakiem - odpar? Sem. - Zreszt? wasze dostojno?ci nie mieli?cie prawa rozmawia? o najwa?niejszych sprawach pa?stwa z nietrze?wym ksi?ciem... A nawet pope?nili?cie b??d mianuj?c pijanego cz?owieka wodzem armii. W?dz bowiem musi by? trze?wy.

- Korz? si? przed wasz? m?dro?ci? - rzek? Mefres- ale g?osuj? za podaniem skargi na nast?pc? do rady najwy?szej.

- A ja g?osuj? przeciw skardze - odpar? energicznie Sem. - Rada musi dowiedzie? si? o wszystkich post?pkach namiestnika, ale nie w formie skargi, tylko zwyk?ego raportu.

- I ja jestem przeciw skardze - odezwa? si? Mentezufis.

Arcykap?an Mefres widz?c, ?e ma przeciw sobie dwa g?osy, ust?pi? z ??daniem skargi na ksi?cia. Ale wyrz?dzon? zniewag? zapami?ta? i niech?? ukry? w sercu.

By? to starzec m?dry i pobo?ny, lecz m?ciwy. I ch?tniej przebaczy?by gdyby mu r?k? uci?to, ani?eli gdy obra?ono jego dostoje?stwo kap?a?skie.