Prus B. FARAON (2-02)

ROZDZIA? DRUGI
?wi?tynia Hator z wielk? czci? przyj??a Pentuera, a ni?si jej kap?ani wyszli na p?? godziny drogi, aby powita? znakomitego go?cia. Zjecha?o si? wielu prorok?w, ojc?w ?wi?tych i syn?w bo?ych, ze wszystkich cudownych miejsc Dolnego Egiptu, w celu us?yszenia s??w m?dro?ci. W par? dni po nich przybyli: arcykap?an Mefres i prorok Mentezufis.

Sk?adano Pentuerowi ho?dy, nie tylko ?e by? doradc? ministra wojny i, bez wzgl?du na m?ody wiek, cz?onkiem najwy?szego kolegium, ale ?e kap?an ten mia? s?aw? w ca?ym Egipcie. Bogowie dali mu nadludzk? pami??, wymow? i nade wszystko cudny dar jasnowidzenia. W ka?dej bowiem rzeczy i sprawie dostrzega? strony przed innymi lud?mi ukryte i umia? przedstawi? je w spos?b zrozumia?y dla wszystkich.

Niejeden nomarcha lub wysoki urz?dnik faraona dowiedziawszy si?, ?e Pentuer ma celebrowa? uroczysto?? religijn? w ?wi?tyni Hator, zazdro?ci? najskromniejszemu kap?anowi, ?e us?yszy natchnionego przez bog?w cz?owieka. Duchowni, kt?rzy na go?ciniec wyszli wita? Pentuera, byli pewni, ?e dostojnik ten uka?e im si? na wozie dworskim albo w lektyce niesionej przez o?miu niewolnik?w. Jakie? by?o ich zdziwienie, gdy ujrzeli chudego ascet?, z obna?on? g?ow?, kt?ry odziawszy si? w grub? p?acht? sam jeden podr??owa? na o?licy i przywita? ich z wielk? pokor?.

Gdy go wprowadzono do ?wi?tyni, z?o?y? ofiar? b?stwu i natychmiast uda? si? na obejrzenie placu, gdzie mia?a odby? si? uroczysto??.

Od tej pory nie widziano go. Ale w ?wi?tyni i przyleg?ych jej podw?rzach zapanowa? ruch niezwyk?y. Zwo?ono rozmaite sprz?ty kosztowne, ziarna, ubiory, sp?dzono kilkuset ch?op?w i robotnik?w, z kt?rymi Pentuer zamkn?? si? na przeznaczonym mu dziedzi?cu i robi? przygotowania.

Po o?miu dniach pracy zawiadomi? arcykap?ana Hatory, ?e wszystko jest gotowe.

Przez ca?y ten czas ksi??? Ramzes, ukryty w swojej celi, oddawa? si? modlitwom i postom. Nareszcie pewnego dnia, o trzeciej po po?udniu, przysz?o po niego kilkunastu kap?an?w uszykowanych we dwa szeregi i wezwali go na uroczysto??.

W przysionku ?wi?tyni powitali ksi?cia arcykap?ani i wraz z nim spalili kadzid?a przed olbrzymim pos?giem Hatory. Potem skr?cili w boczny korytarz, ciasny i niski, na ko?cu kt?rego p?on?? ogie?. Powietrze korytarza by?o przesycone woni? smo?y gotuj?cej si? w kotle.

W s?siedztwie kot?a, przez otw?r w posadzce wydobywa? si? okropny j?k ludzki i przekle?stwa.

- Co to znaczy?... - spyta? Ramzes jednego z id?cych przy nim kap?an?w.

Zapytany nic nie odpowiedzia?; na twarzach wszystkich obecnych, o ile je mo?na by?o dojrze?, malowa?o si? wzruszenie i przestrach.

W tej chwili arcykap?an Mefres wzi?? do r?ki wielk? ?y?k? i zaczerpn?wszy z kot?a gor?cej smo?y rzek? podniesionym g?osem:

- Tak niech ginie ka?dy zdrajca ?wi?tych tajemnic!..

To powiedziawszy wla? smo?? w otw?r posadzki, a z podziemi?w odezwa? si? ryk...

- Zabijcie mnie... je?eli w sercach macie cho? odrobin? mi?osierdzia!... - j?cza? g?os.

- Niech cia?o twe stocz? robaki!... - rzek? Mentezufis wlewaj?c roztopion? smo?? w otw?r.

- Psy!... szakale! -j?cza? g?os.

- Niech serce twoje b?dzie spalone, a proch wyrzuc? na pustyni?... - m?wi? nast?pny kap?an powtarzaj?c ceremoni?.

- O bogowie!... czyli? mo?na tyle cierpie? - odpowiedziano z podziemi.

- Niech dusza twoja, z wizerunkiem swej ha?by i wyst?pku, b??ka si? po miejscach, gdzie ?yj? ludzie szcz??liwi!... - rzek? inny kap?an i znowu wla? ?y?k? smo?y.

- Oby was ziemia po?ar?a... Mi?osierdzia!... dajcie mi odetchn??...

Nim przysz?a kolej na Ramzesa, g?os w podziemiu ju? umilk?.

- Tak bogowie karz? zdrajc?w!... - rzek? do ksi?cia arcykap?an ?wi?tyni.

Ramzes zatrzyma? si? i wpi? w niego pe?ne gniewu spojrzenie. Zdawa?o si?, ?e wybuchnie i porzuci t? gromad? kat?w, ale uczu? strach bo?y i w milczeniu poszed? za innymi.

Teraz dumny nast?pca zrozumia?, ?e jest w?adza, przed kt?r? uginaj? si? faraonowie. Ogarn??a go prawie rozpacz, chcia? uciec st?d, wyrzec si? tronu... Ale milcza? i szed? dalej, otoczony kap?anami ?piewaj?cymi modlitwy.

"Oto ju? wiem - my?la? - gdzie podziewaj? si? ludzie niemili s?ugom bo?ym!..."

Refleksja ta nie zmniejszy?a jego zgrozy.

Opu?ciwszy w?ski korytarz, pe?en dymu, procesja znowu znalaz?a si? pod otwartym niebem, na wzniesieniu. Poni?ej le?a? ogromny dziedziniec, z trzech stron zamiast muru otoczony parterowym budynkiem. Od tego miejsca, gdzie stali kap?ani, spuszcza? si? rodzaj amfiteatru o pi?ciu szerokich kondygnacjach, po kt?rych mo?na by?o przechadza? si? wzd?u? dziedzi?ca lub zej?? na d??.

Na placu nie by?o nikogo, ale z budynk?w wygl?dali jacy? ludzie.

Arcykap?an Mefres, jako najdostojniejszy w tym gronie, przedstawi? ksi?ciu Pentuera. ?agodna twarz ascety tak nie godzi?a si? z okropno?ciami, jakie mia?y miejsce w korytarzu, ?e ksi??? zdziwi? si?. A?eby co?kolwiek powiedzie?, rzek? do Pentuera:

- Wydaje mi si?, ?e ju? kiedy? spotka?em was, pobo?ny ojcze?

- W roku zesz?ym na manewrach pod Pi-Bailos. By?em tam przy jego dostojno?ci Herhorze - odpar? kap?an.

D?wi?czny i spokojny g?os Pentuera zastanowi? ksi?cia. On ju? gdzie? s?ysza? i ten g?os, w jakich? niezwyk?ych warunkach. Ale kiedy i gdzie?...

W ka?dym razie kap?an zrobi? na nim przyjemne wra?enie. Gdyby? m?g? zapomnie? krzyk?w cz?owieka, kt?rego oblewano wrz?c? smo??!...

- Mo?emy zaczyna? - odezwa? si? arcykap?an Mefres.

Pentuer wysun?? si? na prz?d amfiteatru i klasn?? w r?ce. Z parterowych budynk?w wybieg?a gromada tancerek i wyszli kap?ani z muzyk? tudzie? niewielkim pos?giem bogini Hator. Muzyka sz?a naprz?d, za ni? tancerki wykonuj?ce ?wi?ty taniec, wreszcie pos?g otoczony dymem kadzide?. W ten spos?b obeszli doko?a dziedziniec i zatrzymuj?c si? co kilka krok?w prosili b?stwa o b?ogos?awie?stwo, a z?ych duch?w o opuszczenie miejsca, gdzie ma odby? si? pe?na tajemnic uroczysto?? religijna.

Gdy procesja wr?ci?a do budynk?w, wyst?pi? Pentuer. Obecni dostojnicy w liczbie dwudziestu lub trzydziestu os?b, skupili si? doko?a niego.

- Z woli jego ?wi?tobliwo?ci faraona - zacz?? Pentuer - i za zgod? najwy?szych w?adz kap?a?skich mamy wtajemniczy? nast?pc? tronu, Ramzesa, w niekt?re szczeg??y ?ycia pa?stwa egipskiego, znane tylko b?stwom, rz?dcom kraju i ?wi?tyniom. Wiem, dostojni ojcowie, ?e ka?dy z was lepiej obja?ni?by m?odego ksi?cia o tych rzeczach, albowiem nape?nia was m?dro??, a bogini Mut przemawia przez wasze usta. ?e jednak na mnie, kt?ry wobec was jestem tylko uczniem i prochem, spad? ten obowi?zek, pozw?lcie, abym go spe?ni? pod waszym czcigodnym kierunkiem i dozorem.

Szmer zadowolenia rozleg? si? mi?dzy uczczonymi w taki spos?b kap?anami. Pentuer zwr?ci? si? do ksi?cia:

- Od kilku miesi?cy, s?ugo bo?y, Ramzesie, jak zb??kany podr??ny szuka drogi na pustyni, tak ty szukasz odpowiedzi na pytanie: dlaczego zmniejszy?y si? i zmniejszaj? dochody ?wi?tobliwego faraona? Zapytywa?e? nomarch?w, a cho? obja?nili ci? wedle swojej mo?no?ci, nie zadowoli?e? si?, pomimo ?e najwy?sza m?dro?? ludzka jest udzia?em tych dostojnik?w. Zwraca?e? si? do wielkich pisarzy, lecz pomimo usi?owa?, ludzie ci, jak ptaki z sieci, sami nie mogli wypl?ta? si? z trudno?ci, gdy? rozum cz?owieka, nawet ukszta?conego w szkole pisarzy, ogromu tych rzeczy ogarn?? nie jest w stanie. W ko?cu, zm?czony ja?owymi obja?nieniami zacz??e? przygl?da? si? gruntom nomes?w, ich ludziom i dzie?om ich r?k, ale nic nie dojrza?e?. S? bowiem rzeczy, o kt?rych ludzie milcz? jak kamienie, ale o kt?rych opowie ci nawet kamie?, je?eli padnie na niego ?wiat?o bog?w.

Gdy tym sposobem zawiod?y ci? wszystkie ziemskie rozumy i pot?gi, zwr?ci?e? si? do bog?w. Boso, z g?ow? posypan? popio?em, przyszed?e? jako pokutnik do tej wielkiej ?wi?tyni, gdzie za pomoc? modlitw i umartwie? oczy?ci?e? cia?o swoje, a wzmocni?e? ducha. Bogowie, a w szczeg?lno?ci pot??na Hator wys?ucha?a twych pr??b i przez niegodne moje usta da ci odpowied?, kt?r? oby? g??boko zapisa? w sercu!...

"Sk?d on wie - my?la? tymczasem ksi??? - ?e ja wypytywa?em pisarzy i nomarch?w?... Aha, powiedzia? mu o tym Mefres i Mentezufis... Zreszt? oni wszystko wiedz?!..."

- Pos?uchaj - m?wi? Pentuer - a ods?oni? ci, za pozwoleniem obecnych tu dostojnik?w, czym by? Egipt czterysta lat temu, za panowania najs?awniejszej i najpobo?niejszej dynastii dziewi?tnastej, tebe?skiej, a czym jest dzi?...

Kiedy pierwszy faraon tamtej dynastii, Ramen-pehuti-Ramessu, obj?? w?adz? nad krajem, dochody skarbu pa?stwa w zbo?u, bydle, piwie, sk?rach, kruszcach i rozmaitych wyrobach wynosi?y sto trzydzie?ci tysi?cy talent?w. Gdyby istnia? nar?d, kt?ry wszystkie te towary m?g?by nam wymieni? na z?oto, faraon mia?by rocznie sto trzydzie?ci trzy tysi?ce min z?ota *. A ?e jeden ?o?nierz mo?e d?wiga? na plecach dwadzie?cia sze?? min ci??aru, wi?c dla przeniesienia tego z?ota trzeba by u?y? oko?o pi?ciu tysi?cy ?o?nierzy.

Kap?ani zacz?li szepta? mi?dzy sob? nie ukrywaj?c zdziwienia. Nawet ksi??? zapomnia? o cz?owieku zam?czonym w podziemiach.

- Dzi? - m?wi? Pentuer - roczny doch?d jego ?wi?tobliwo?ci, we wszystkich produktach tej ziemi, wart jest tylko dziewi??dziesi?t o?m tysi?cy talent?w. Za co mo?na by dosta? tyle z?ota, ?e do przeniesienia go potrzeba by tylko czterech tysi?cy ?o?nierzy.

- O tym, ?e dochody pa?stwa bardzo zmniejszy?y si?, wiem - wtr?ci? Ramzes - ale dlaczego?

- B?d? cierpliwym, s?ugo bo?y - odpar? Pentuer. - Nie tylko doch?d jego ?wi?tobliwo?ci uleg? zmniejszeniu...

Za dziewi?tnastej dynastii Egipt mia? pod broni? sto o?mdziesi?t tysi?cy ludzi. Gdyby za spraw? bog?w ka?dy ?wczesny ?o?nierz zamieni? si? w kamyk wielko?ci winnego grona...

- To by? nie mo?e - szepn?? Ramzes.

- Bogowie wszystko mog? - surowo rzek? arcykap?an Mefres.

- Albo lepiej - m?wi? Pentuer - gdyby ka?dy ?o?nierz po?o?y? na ziemi jeden kamyk, by?oby sto o?mdziesi?t tysi?cy kamyk?w i spojrzyjcie, dostojni ojcowie, kamyki te zaj??yby tyle miejsca...

Wskaza? r?k? czerwonawej barwy prostok?t, kt?ry le?a? na dziedzi?cu.

- W tej figurze mie?ci?yby si? kamyki rzucone przez ka?dego ?o?nierza z czas?w Ramzesa I. Figura ta ma dziewi?? krok?w d?ugo?ci i oko?o pi?ciu szeroko?ci. Figura ta jest czerwona, ma barw? cia?a Egipcjan, gdy? w owych czasach wszyscy nasi ?o?nierze sk?adali si? tylko z Egipcjan...

Kap?ani znowu zacz?li szepta?. Ksi??? spos?pnia?, zdawa?o mu si? bowiem, ?e jest to przym?wka do niego, kt?ry lubi? cudzoziemskich ?o?nierzy.

- Dzi? - ci?gn?? Pentuer - z wielkim trudem zebra?oby si? sto dwadzie?cia tysi?cy wojownik?w. Gdyby za? ka?dy z nich rzuci? na ziemi? sw?j kamyk, mo?na by utworzy? tak? oto figur?... Patrzcie, dostojni...

Obok pierwszego le?a? drugi prostok?t, maj?cy t? sam? wysoko??, ale znacznie kr?tsz? podstaw?. Nie mia? te? barwy jednolitej, lecz sk?ada? si? z kilku pas?w r??nego koloru.

- Ta figura ma oko?o pi?ciu krok?w szeroko?ci, lecz d?uga jest tylko na sze?? krok?w. Uby?a wi?c pa?stwu ogromna ilo?? ?o?nierzy, trzecia cz??? tej, jak? posiadali?my.

- Pa?stwu wi?cej przyda si? m?dro?? takich jak ty, proroku, ani?eli wojsko - wtr?ci? arcykap?an Mefres.

Pentuer sk?oni? si? przed nim i m?wi? dalej:

- W tej nowej figurze, przedstawiaj?cej dzisiejsz? armi? faraon?w, widzicie, dostojni, obok barwy czerwonej, kt?ra oznacza rodowitych Egipcjan, jeszcze trzy inne pasy: czarny, ???ty i bia?y. Przedstawiaj? one wojska najemnicze: Etiop?w, Azjat?w i Libijczyk?w tudzie? Grek?w. Jest ich razem ze trzydzie?ci tysi?cy, ale kosztuj? tyle, co pi??dziesi?t tysi?cy Egipcjan...

- Nale?y czym pr?dzej znie?? obce pu?ki!... - rzek? Mefres. - Drogie s?, nieprzydatne, a ucz? nasz lud bezbo?no?ci i zuchwalstwa. Dzi? ju? wielu Egipcjan nie pada na twarz przed kap?anami, ba! niejeden posun?? si? do kradzie?y w ?wi?tyniach i grobach...

- Zatem precz z najemnikami... - m?wi? zapalczywie Mefres. - Kraj ma z nich same szkody, a s?siedzi podejrzewaj? nas o nieprzyjacielskie zamys?y...

- Precz z najemnikami!... Rozp?dzi? buntowniczych pogan!... - odezwali si? kap?ani.

- Gdy po latach, Ramzesie, wst?pisz na tron - m?wi? Mefres - spe?nisz ten ?wi?ty obowi?zek wzgl?dem pa?stwa i bog?w...

- Tak, spe?nij!... Uwolnij tw?j lud od niewiernych!... - wo?ali kap?ani.

Ramzes pochyli? g?ow? i milcza?. Krew uciek?a mu do serca, czu?, ?e ziemia chwieje mu si? pod nogami.

On ma rozp?dzi? najlepsz? cz??? wojska!... On, kt?ry chcia?by mie? dwa razy wi?ksz? armi? i ze cztery razy tyle walecznych pu?k?w najemnych!...

"Bez mi?osierdzia s? nade mn?!..." - pomy?la?.

- M?w, z nieba zes?any Pentuerze - odezwa? si? Mefres.

- Tak wi?c, ?wi?ci m??owie - ci?gn?? Pentuer - poznali?my dwa nieszcz??cia Egiptu, zmniejszy?y si? dochody faraona i jego armia...

- Co tam armia!... - mrukn?? arcykap?an, pogardli- wie wstrz?saj?c r?k?.

- A teraz, za ?ask? bog?w i waszym zezwoleniem, oka?? wam: dlaczego tak si? sta?o i z jakich powod?w skarb i wojska b?d? zmniejsza?y si? w przysz?o?ci:

Ksi??? podni?s? g?ow? i patrzy? na m?wi?cego. Ju? nie my?la? o cz?owieku mordowanym w podziemiach.

Pentuer przeszed? kilkana?cie krok?w wzd?u? amfiteatru, za nim dostojnicy.

- Czy widzicie u st?p waszych ten d?ugi a w?ski pas zielono?ci, zako?czony szerokim tr?jk?tem? Po obu stronach pasa le?? wapienie, piaskowce i granity, a za nimi obszary piasku. ?rodkiem p?ynie struga, kt?ra w tr?jk?cie rozdziela si? na kilka odn?g...

- To Nil!... To Egipt!.. - wo?ali kap?ani.

- Uwa?ajcie no - przerwa? wzruszony Mefres. - Obna?am r?k?... Czy widzicie te dwie niebieskie ?y?y, biegn?ce od ?okcia do pi??ci?... Nie jest?e to Nil i jego kana?, kt?ry poczyna si? naprzeciw G?r Alabastrowych i p?ynie a? do Fayum?... A spojrzyjcie na wierzch mojej pi??ci: jest tu tyle ?y?, na ile odn?g dzieli si? ?wi?ta rzeka za Memfisem. A moje palce czyli? nie przypominaj? liczby odn?g, kt?rymi Nil wlewa si? do morza?...

- Wielka prawda!... - wo?ali kap?ani ogl?daj?c swoje r?ce.

- Ot?? m?wi? wam - ci?gn?? rozgor?czkowany arcykap?an - ?e Egipt jest... ?ladem r?ki Ozirisa... Tu na tej ziemi wielki b?g opar? r?k?: w Tebach le?a? jego boski ?okie?, morza dosi?gn??y palce, a Nil jest jego ?y?ami... I dziwi? si?, ?e ten kraj nazywamy b?ogos?awionym!

- Oczywi?cie - m?wili kap?ani - Egipt jest wyra?nym odciskiem r?ki Ozirisa...

- Czyli? - wtr?ci? ksi??? - Oziris ma siedm palc?w u r?ki? Bo przecie Nil siedmiu odnogami wpada do morza.

Nasta?o g?uche milczenie.

- M?odzie?cze - odpar? Mefres z dobrotliw? ironi? - czy s?dzisz, ?e Oziris nie m?g?by mie? siedmiu palc?w, gdyby mu si? tak podoba?o?...

- Naturalnie!... - potakiwali kap?ani.

- M?w dalej, znakomity Pentuerze - wtr?ci? Mentezufis.

- Macie s?uszno??, dostojnicy - zacz?? znowu Pentuer. - Ta struga, ze swymi rozga??zieniami, jest obrazem Nilu; w?ski pasek murawy, obsaczony kamieniami i piaskiem, to Egipt G?rny, a ten tr?jk?t, poprzecinany ?y?kami wody, to wizerunek Egiptu Dolnego, najobszerniejszej i najbogatszej cz??ci pa?stwa.

Ot?? w pocz?tkach dziewi?tnastej dynastii ca?y Egipt, od katarakt Nilowych do morza, obejmowa? pi??set tysi?cy miar ziemi. Za? na ka?dej miarze ziemi ?y?o szesnastu ludzi: m??czyzn, kobiet i dzieci. Lecz przez czterysta lat nast?pnych prawie z ka?dym pokoleniem ubywa?o Egiptowi po kawa?ku ziemi ?yznej...

M?wca da? znak. Kilkunastu m?odych kap?an?w wybieg?o z budynku i pocz?li sypa? piasek na rozmaite punkta murawy.

- Za ka?dym pokoleniem - ci?gn?? kap?an - ubywa?o ziemi ?yznej, a w?ski jej pasek zw??a? si? coraz bardziej.

- Dzi? - tu podni?s? g?os - ojczyzna nasza zamiast pi?ciuset tysi?cy miar, posiada tylko czterysta tysi?cy miar... Czyli ?e przez ci?g panowania dwu dynastii Egipt straci? ziemi?, kt?ra wykarmia?a blisko dwa miliony ludzi!...

W zgromadzeniu znowu podni?s? si? szmer zgrozy.

- A wiesz, s?ugo bo?y, Ramzesie, gdzie podzia?y si? te pola, na kt?rych niegdy? ros?a pszenica i j?czmie? albo pas?y si? stada byd?a?... O tym wiesz, ?e - zasypa? je piasek pustyni. Ale czy m?wiono ci: dlaczego tak si? sta?o?... Bo - zabrak?o ch?op?w, kt?rzy za pomoc? wiadra i p?uga od ?witu do nocy walczyli z pustyni?. Nareszcie, czy wiesz, dlaczego zabrak?o tych robotnik?w bo?ych?... Gdzie oni si? podzieli? Co ich wymiot?o z kraju?... Oto - wojny zagraniczne. Nasi rycerze zwyci??ali nieprzyjaci??, nasi faraonowie uwieczniali swoje czcigodne nazwiska a? nad brzegami Eufratu, a nasi ch?opi, jak poci?gowe byd?o, nosili za nimi ?ywno??, wod? i inne ci??ary i po drodze marli tysi?cami.

Tote? za te ko?ci, rozrzucone po pustyniach wschodnich, piaski zachodnie po?ar?y nasze grunta, i dzi? trzeba niezmiernej pracy i wielu pokole?, a?eby powt?rnie wydoby? czarn? ziemi? egipsk? spod mogi?y piask?w...

- S?uchajcie!... s?uchajcie!... - wo?a? Mefres -jaki? b?g m?wi przez usta tego cz?owieka. Tak, nasze triumfalne wojny by?y grobem Egiptu...

Ramzes nie m?g? zebra? my?li. Zdawa?o mu si?, ?e te g?ry piasku sypi? si? dzi? na jego g?ow?.

- Powiedzia?em - m?wi? Pentuer - ?e potrzeba wielkiej pracy, a?eby odkopa? Egipt i wr?ci? mu dawne bogactwa, kt?re po?ar?a wojna. Ale czy my posiadamy si?y do wykonania tego zamiaru?...

Znowu posun?? si? kilkana?cie krok?w wzd?u? amfiteatru, a za nim wzruszeni s?uchacze. Jak Egipt Egiptem, jeszcze nikt tak dosadnie nie odmalowa? kl?sk kraju, cho? wszyscy wiedzieli o nich.

- Za czas?w dziewi?tnastej dynastii Egipt posiada? o?m milion?w ludno?ci. Gdyby ka?dy ?wczesny cz?owiek, kobieta, starzec i dziecko rzucili na ten oto plac po ziarnie fasoli, ziarna utworzy?yby tak? figur?...

Wskaza? r?k? na dziedziniec, gdzie w dwu rz?dach, jeden przy drugim, le?a?o o?m wielkich kwadrat?w u?o?onych z czerwonej fasoli.

- Figura ta ma sze??dziesi?t krok?w d?ugo?ci, trzydzie?ci szeroko?ci i jak widzicie, pobo?ni ojcowie, sk?ada si? z jednakowych ziarn; niby ?wczesna ludno??, kiedy wszyscy byli z dziada-pradziada Egipcjanami.

A dzi? spojrzyjcie!...

Poszed? dalej i wskaza? na inn? grup? kwadrat?w rozmaitej barwy.

- Widzicie figur?, kt?ra ma tak?e trzydzie?ci krok?w szeroko?ci, ale tylko czterdzie?ci pi?? d?ugo?ci. Dlaczego? Bo jest w niej tylko sze?? kwadrat?w, bo dzisiejszy Egipt nie ma ju? o?miu, lecz tylko sze?? milion?w mieszka?c?w... Zwa?cie przy tym, ?e gdy poprzednia figura sk?ada?a si? wy??cznie z czerwonej fasoli egipskiej, w tej obecnej s? ogromne pasy z ziarn czarnych, ???tych i bia?ych. Bo jak w armii naszej, tak i w narodzie znajduje si? dzi? bardzo wielu cudzoziemc?w: czarni Etiopowie, ???ci Syryjczycy i Fenicjanie, biali Grecy i Libijczycy...

Przerwano mu. Kap?ani s?uchaj?cy zacz?li go ?ciska?. Mefres p?aka?.

- Nie by?o jeszcze podobnego proroka!... - wo?ano.

- W g?owie nie mie?ci si?, kiedy on m?g? porobi? takie rachunki!... - m?wi? najlepszy matematyk ?wi?tyni Hator.

- Ojcowie! - rzek? Pentuer - nie przeceniajcie moich zas?ug. W naszych ?wi?tyniach dawnymi laty zawsze w ten spos?b przedstawiano gospodark? pa?stwow?... Ja tylko odgrzeba?em to, o czym troch? zapomnia?y nast?pne pokolenia....

- Ale rachunki?... - spyta? matematyk.

- Rachunki nieustannie prowadz? si? we wszystkich nomesach i ?wi?tyniach - odpar? Pentuer. - Og?lne sumy znajduj? si? w pa?acu jego ?wi?tobliwo?ci...

- A figury?... figury!... - wo?a? matematyk.

- Przecie? na takie figury dziel? si? nasze pola, a jeometrowie pa?stwowi ucz? si? o nich w szko?ach.

- Nie wiadomo, co wi?cej podziwia? w tym cz?owieku: jego m?dro?? czy pokor?... - rzek? Mefres. - O, nie zapomnieli o nas bogowie, je?eli mamy takiego...

W tej chwili stra?nik czuwaj?cy na wie?y ?wi?tyni wezwa? obecnych na modlitw?.

- Wieczorem doko?cz? obja?nie? - m?wi? Pentuer - teraz powiem jeszcze niedu?o s??w.

Spytacie, czcigodni, dlaczego do tych obraz?w u?y?em ziarn? Bo jak ziarno rzucone w ziemi? co roku przynosi plon swemu gospodarzowi, tak cz?owiek sk?ada co roku podatki skarbowi.

Gdyby w kt?rym nomesie zasiano o dwa miliony mniej ziarn fasoli ni? w latach dawnych, nast?pny jej zbi?r by?by znakomicie mniejszy i gospodarze mieliby z?e dochody. Podobnie? w pa?stwie: gdy ub?d? dwa miliony ludno?ci, musi zmniejszy? si? wp?yw podatk?w.

Ramzes s?ucha? z uwag? i odszed? milcz?cy.

--------------------------------------------------------------------------------

* Mina - 1 1/2 kilograma