Prus B. FARAON (1-23)

ROZDZIA? DWUDZIESTY TRZECI
Teraz w mie?cie Anu nast?pi? szereg uczt i zabaw Dostojny Ranuzer wydoby? z piwnic najlepsze wina, z trzech s?siednich nomes?w zjecha?y najpi?kniejsze tancerki, najs?awniejsi muzycy, najosobliwsi sztukmistrze. Ksi??? Ramzes mia? czas doskonale zape?niony. Z rana musztra wojsk i przyj?cia dygnitarzy, p??niej uczta, widowiska, polowania i znowu uczta.

Lecz w chwili gdy nomarcha Haku by? pewny, ?e namiestnik ju? znudzi? si? kwestiami administracyjnymi i ekonomicznymi, ksi??? wezwa? go do siebie i spyta?:

- Nomes waszej dostojno?ci nale?y do najbogatszych w Egipcie?...

- Tak... chocia? mieli?my kilka lat ci??kich... - odpar? Ranuzer i znowu serce w nim zamar?o, a nogi zacz??y dr?e?.

- To mnie w?a?ciwie dziwi - m?wi? ksi??? - ?e z roku na rok zmniejszaj? si? dochody jego ?wi?tobliwo?ci. Czy nie m?g?by? mi tego obja?ni??

- Panie - rzek? nomarcha schylaj?c si? do ziemi - Widz?, ?e moi wrogowie w duszy twej zasieli nieufno??; cokolwiek bym wi?c powiedzia?, nie trafii do przekonania twego. Pozw?l mi zatem nie zabiera? ju? g?osu. Niech tu raczej przyjd? pisarze z dokumentami, kt?re b?dziesz m?g? sam dotkn?? r?k? i sprawdzi?...

Ksi??? nieco zdziwi? si? nieoczekiwanym wybuchem, lecz przyj?? propozycj?. Owszem, uradowa? si? ni?. S?dzi? bowiem, ?e raporty pisarz?w wyja?ni? mu tajemnice zarz?du.

Przyszli tedy na drugi dzie? - wielki pisarz nomesu Hak tudzie? jego pomocnicy, i przynie?li ze sob? kilkana?cie zwoj?w papirusu, zapisanych na obie strony. Gdy rozwini?to je, utworzy?y wst?g?, szerok? na trzy pi?dzi du?ej r?ki, d?ug? na sze??dziesi?t krok?w. Ksi??? pierwszy raz widzia? tak olbrzymi dokument, w kt?rym znajdowa? si? opis jednej tylko prowincji i z jednego roku.

Wielki pisarz usiad? na pod?odze z podwini?tymi nogami i zacz??:

- "W trzydziestym trzecim roku panowania jego ?wi?tobliwo?ci Mer-amen-Ramzesa Nil op??ni? si? z wylewem. Ch?opi przypisuj?c to nieszcz??cie czarnoksi?stwu cudzoziemc?w zamieszka?ych w prowincji Hak, zacz?li burzy? domy niewiernych ?yd?w, Chet?w i Fenicjan, przy czym kilka os?b zabito. Z rozkazu jego dostojno?ci nomarchy winnych stawiano przed s?d, dwudziestu pi?ciu ch?op?w, dw?ch mularzy i pi?ciu szewc?w skazano do kopal?, a jednego rybaka uduszono..."

- Co to za dokument? - przerwa? ksi???.

- To sprawozdanie s?dowe, przeznaczone dla st?p jego ?wi?tobliwo?ci.

- Od??? to i czytaj o dochodach skarbowych.

Pomocnicy wielkiego pisarza zwin?li odrzucony dokument, a podali mu inny. Dostojnik znowu zacz?? czyta?:

- "Dnia pi?tego miesi?ca Tot przywieziono do ?pichrz?w kr?lewskich sze??set miar pszenicy, na co g??wny dozorca wyda? pokwitowanie. Dnia si?dmego Tot wielki skarbnik dowiedzia? si? i sprawdzi?, ?e z zesz?orocznych zbior?w uby?o sto czterdzie?ci o?m miar pszenicy. W czasie sprawdzania dwaj robotnicy ukradli miar? ziarna i ukryli je mi?dzy ceg??. Co gdy stwierdzono, oddani zostali pod s?d i zes?ani do kopal? za podniesienie r?ki na maj?tek jego ?wi?tobliwo?ci..."

- A tamte sto czterdzie?ci o?m miar?... - spyta? nast?pca.

- Myszy zjad?y - odpowiedzia? pisarz i czyta? dalej:

- ?smego Tot przys?ano dwadzie?cia kr?w, o?mdziesi?t cztery owiec na rze?, kt?re nadzorca wo??w kaza? odda? pu?kowi Krogulec, za stosownym pokwitowaniem.

Tym sposobem namiestnik dowiadywa? si?, dzie? po dniu, ile j?czmienia, pszenicy, fasoli i ziarn lotosu zwieziono do ?pichrz?w, ile oddano do m?yn?w, ile skradziono i ilu robotnik?w z tego powodu skazano do kopal?.

Raport by? tak nudny i chaotyczny, ?e w po?owie miesi?ca Paofi ksi??? kaza? przerwa? czytanie.

- Powiedz mi, wielki pisarzu - spyta? Ramzes - co ty z tego rozumiesz?... Co ty wiesz z tego?...

- Wszystko co wasza dostojno?? rozka?e...

I zacz?? znowu od pocz?tku, ale ju? z pami?ci:

- Dnia pi?tego miesi?ca Tot przywieziono do kr?lewskich ?pichrz?w...

- Do??! - zawo?a? rozgniewany ksi??? i kaza? im i?? precz.

Pisarze upadli na twarz, potem szybko zabrali zwoje papirus?w, znowu upadli na twarz i p?dem wynie?li si? za drzwi.

Ksi??? wezwa? do siebie nomarch? Ranuzera. Przyszed? z r?koma z?o?onymi na piersiach, ale spokojnym obliczem. Dowiedzia? si? bowiem od pisarz?w, ?e na- miestnik nie mo?e niczego doj?? z raport?w i ?e ich nawet nie wys?ucha?.

- Powiedz mi, wasza dostojno?? - zacz?? nast?pca - czy i tobie czytaj? raporty?

- Co dzie?...

- I ty je rozumiesz?

- Wybacz, najdostojniejszy panie, ale... czyli? m?g?bym rz?dzi? nomesem, gdybym tego nie rozumia??

Ksi??? stropi? si? i zamy?li?. Mo?e by?, ?e naprawd? on tylko jest tak nieudolny?... A w?wczas - w co si? zamieni jego w?adza?...

- Si?d? - rzek? po chwili, wskazuj?c Ranuzerowi krzes?o. - Si?d? i opowiedz mi: w jaki spos?b rz?dzisz nomesem?...

Dostojnik poblad? i oczy wywr?ci?y mu si? bia?kami do g?ry, Ramzes spostrzeg? to i zacz?? si? t?umaczy?:

- Nie my?l, ?e nie ufam twej m?dro?ci... Owszem, nie znam cz?owieka, kt?ry m?g?by lepiej od ciebie sprawowa? w?adz?. Ale jestem m?ody i ciekawy: co to jest sztuka rz?dzenia? Wi?c prosz? ci?, aby? mi udzieli? okruch?w z twoich do?wiadcze?. Rz?dzisz nomesem - wiem o tym!... A teraz wyt?omacz mi: jak si? robi rz?d?

Nomarcha odetchn?? i zacz??:

- Opowiem waszej dostojno?ci ca?y bieg ?ycia mego, aby? wiedzia?, jak ci??k? mam prac?.

Z rana, po k?pieli, sk?adam ofiary bogu Atum, a potem wo?am skarbnika i wypytuj? go: czy nale?ycie zbieraj? si? podatki dla jego ?wi?tobliwo?ci? Gdy m?wi, ?e - tak, chwal? go; gdy powie za?, ?e ci a ci nie zap?acili, wydaj? rozkaz, aby niepos?usznych uwi?ziono.

Nast?pnie wo?am dozorc? kr?lewskich stod??, aby wiedzie?, ile przyby?o ziarna. Je?eli du?o, chwal? go; je?eli ma?o, ka?? da? plagi winnym.

P??niej przychodzi wielki pisarz i m?wi, czego z d?br jego ?wi?tobliwo?ci potrzebuje wojsko, urz?dnicy i robotnicy - a ja ka?? wyda? to za pokwitowaniem. Gdy wyda mniej, chwal? go, je?eli wi?cej rozpoczynam ?ledztwo.

Po po?udniu przychodz? do mnie kupcy feniccy, kt?rym sprzedaj? zbo?e, a do skarbu faraona wnosz? pieni?dze. Potem modl? si? i zatwierdzam wyroki s?dowe, za? nad wieczorem policja donosi mi o wypadkach. Nie dalej jak onegdaj ludzie z mego nomesu wpadli na terytorium prowincji Ka i zniewa?yli pos?g boga Sebaka. W sercu uradowa?em si?, nie jest to bowiem nasz patron; niemniej skaza?em paru winnych na uduszenie, wielu do kopal?, a wszystkich na plagi.

Tote? w nomesie moim panuje cisza i dobre obyczaje, a podatki wp?ywaj? co dzie?...

- Chocia? dochody faraona zmniejszy?y si? i u was - wtr?ci? ksi???...

- Prawd? rzek?e?, panie - westchn?? dostojny Ranuzer. - Kap?ani m?wi?, ?e bogowie rozgniewali si? na Egipt za nap?yw cudzoziemc?w; ja jednak widz?, ?e bogowie nie gardz? fenickim z?otem i drogimi kamieniami...

W tej chwili poprzedzony przez s?u?bowego oficera, wszed? na sal? kap?an Mentezufs, aby zaprosi? namiestnika i nomarch? na jakie? publiczne nabo?e?stwo. Obaj dostojnicy zgodzili si? na zaprosiny, a nomarcha Ranuzer okaza? przy tym tyle pobo?no?ci, ?e a? zadziwi? ksi?cia.

Kiedy Ranuzer w?r?d uk?on?w opu?ci? towarzystwo, namiestnik odezwa? si? do kap?ana:

- Poniewa?, ?wi?ty proroku, jeste? przy mnie zast?pc? najczcigodniejszego Herhora, prosz? ci? wi?c, a?eby? mi wyt?omaczy? jedn? rzecz, kt?ra serce moje nape?nia trosk?.

- Czy potrafi?? - odpar? kap?an.

- Odpowiesz, bo nape?nia ci? m?dro??, kt?rej jeste? s?ug?. Rozwa? tylko, co ci rzekn?.

Wiesz, po co wys?a? mnie tutaj jego ?wi?tobliwo?? faraon...

- A?eby?, ksi???, zapozna? si? z bogactwem i rz?dami kraju - wtr?ci? Mentezufis.

- Czyni? to. Wypytuj? nomarch?w, ogl?dam kraj i ludzi, s?ucham raport?w pisarzy, ale nic nie rozumiem, a to zatruwa mi ?ycie i dziwi mnie.

Bo kiedy mam do czynienia z wojskowo?ci?, wiem wszystko: ilu jest ?o?nierzy, koni, woz?w, kt?rzy oficerowie pij? lub zaniedbuj? s?u?b?, a kt?rzy pe?ni? swoje obowi?zki. Wiem te?, co robi? z wojskiem. Gdyby na r?wninie sta? korpus nieprzyjacielski, a?eby go pobi?, musz? wzi?? dwa korpusy. Gdyby nieprzyjaciel sta? w obronnej pozycji, nie wyruszy?bym bez trzech korpus?w. Gdy wr?g jest nie wy?wiczony i walczy w bez?adnych t?umach, przeciw jego tysi?cowi mog? wystawi? pi?ciuset naszych ?o?nierzy i pobij? go. Gdy strona przeciwna ma tysi?c topornik?w i ja tysi?c, rzuc? si? na nich i pokonam, je?eli b?d? mia? do pomocy stu procarzy.

W wojsku, ?wi?ty ojcze - ci?gn?? Ramzes - wszystko si? widzi, jak palce u w?asnych r?k, i na ka?de pytanie ma si? gotow? odpowied?, kt?r? m?j rozum ogarnia. Tymczasem w zarz?dzie nomes?w ja nie tylko nic nie widz?, ale mam taki zam?t w g?owie, ?e nieraz zapominam - po co tu przyjecha?em?

Odpowiedz mi zatem szczerze, jak kap?an i oficer: co to znaczy? Czy nomarchowie mnie oszukuj?, czy ja jestem nieudolny?

?wi?ty prorok zamy?li? si?.

- Czy oni ?mieliby oszukiwa? wasz? dostojno?? - odpar? - nie wiem, bo nie przypatrywa?em si? ich czynom. Zdaje mi si? jednak, ?e oni ksi?ciu dlatego nic nie mog? wyt?umaczy?, poniewa? sami nic nie rozumiej?.

Nomarchowie i ich pisarze - ci?gn?? kap?an - s? jak dziesi?tnicy w wojsku: ka?dy zna swoj? dziesi?tk? i zawiadamia o niej wy?szych oficer?w. Ka?dy te? rozkazuje swojemu oddzia?kowi. Ale og?lnego planu, jaki uk?adaj? wodzowie armii, dziesi?tnik nie zna.

Naczelnicy nomes?w i pisarze zapisuj? wszystko, cokolwiek zdarzy si? w ich prowincji, i te raporta przysy?aj? do st?p faraona. Lecz dopiero rada najwy?sza wydobywa z nich mi?d m?dro?ci...

- Ale ja w?a?nie chc? tego miodu!... - zawo?a? ksi???. - Dlaczeg?? mi nie daj?...

Mentezufis potrz?sn?? g?ow?.

- M?dro?? pa?stwowa - rzek? - nale?y do tajemnic kap?a?skich, wi?c mo?e j? zdoby? tylko cz?owiek po?wi?cony bogom. Tymczasem wasza dostojno??, pomimo wychowania przez kap?an?w, jak najbardziej stanowczo usuwasz si? od ?wi?ty?...

- Jak to, wi?c je?eli nie zostan? kap?anem, nie obja?nicie mnie?...

- S? rzeczy, kt?re wasza dostojno?? mo?esz pozna? i teraz jako erpatre, s?, kt?re poznasz jako faraon. Ale s? i takie, o kt?rych mo?e wiedzie? tylko arcykap?an.

- Ka?dy faraon jest arcykap?anem - przerwa? ksi???.

- Nie ka?dy. A jeszcze i mi?dzy arcykap?anami s? r??nice.

- Wi?c - zawo?a? rozgniewany nast?pca - wy rz?d pa?stwa ukrywacie przede mn?... I ja nie b?d? m?g? spe?ni? rozkaz?w mego ojca...

- To - m?wi? spokojnie Mentezufis - czego ksi?ciu potrzeba, mo?esz pozna?, bo przecie masz najni?sze ?wi?cenia kap?a?skie. Rzeczy te jednak s? ukryte w ?wi?tyniach za zas?on?, kt?rej nikt nie odwa?y si? uchyli? bez odpowiednich przygotowa?.

- Ja uchyl?!...

- Niech bogowie broni? Egipt od takiego nieszcz??cia!... - odpar? kap?an wznosz?c r?ce do g?ry. - Czyli? wasza dostojno?? nie wiesz o tym, ?e piorun zabije ka?dego, kto bez odpowiednich nabo?e?stw dotkn??by zas?ony? Ka?, ksi???, zaprowadzi? do ?wi?tyni jakiego niewolnika lub skaza?ca, i niech tylko wyci?gnie r?k?, a natychmiast umrze.

- Bo wy go zabijecie.

- Ka?dy z nas umar?by tak samo jak najpospolitszy zbrodniarz, gdyby w ?wi?tokradzki spos?b zbli?y? si? do o?tarzy. Wobec bog?w, m?j ksi???, faraon i kap?an tyle znaczy co niewolnik.

- Wi?c c?? mam robi??... - spyta? Ramzes.

- Szuka? odpowiedzi na swoj? trosk? w ?wi?tyni, oczy?ciwszy si? przez mod?y i posty - odpar? kap?an.- Jak Egipt Egiptem ?aden w?adca w inny spos?b nie zdoby? m?dro?ci pa?stwowej.

- Pomy?l? o tym - rzek? ksi???. - Cho? widz? z tego, ?e i najczcigodniejszy Mefres, i ty, ?wi?ty proroku, chcecie mnie wci?gn?? w nabo?e?stwa, jak mego ojca.

- Wcale nie. Je?eli wasza dostojno??, jako faraon, ograniczy?by? si? na komenderowaniu wojskiem, musia?by? zaledwie kilka razy na rok przyjmowa? udzia? w nabo?e?stwach, bo w innych razach zast?powaliby ci? arcykap?ani. Lecz je?eli chcesz pozna? tajemnice ?wi?ty?, musisz sk?ada? cze?? bogom, gdy? oni s? ?r?d?em m?dro?ci.