Wyspia?ski S. BOLES?AW ?MIA?Y

Siedzia?em - gdy to okropne zjawisko,
przed kt?rym wszyscy przys?onili oczy,
wchodzi?o - biskup - ludu zbiegowisko; -
ci?ba wyl?k?a ich ku drzwiom si? t?oczy -
ja patrz? - bo ju? mia?em to przezwisko
?mia?y - gdy ca?a ta procesja kroczy...
lecz po c?? nios? chor?giew Anio?a ...
jakby na walk? Piek?a i Ko?cio?a.. .

II

Pochyla?y si? chor?gwie z ?omotem
u wr?t, nim wsta?y na izbie przede mn?,
a chyl?c si?, mierza?y we mnie grotem
krzy??w - i? trwog? uczu?em tajemn?,
gdy si? Archanio? rozwija? ze z?otem,
w per?ach, z t? twarz? malowan? ciemno,
a skrzyd?a w p?sach i mieczysko kr?te,
we? ?yskawice gromowe zakl?te.

III

I zaciemnia?a si? zwolna komora;
wnosi?y mrok i noc te chusty bo?e,
po siwych ?cianach pobielanych dwora
sz?y cienie jakich? postaci potworze;
lud na kolana rzuci?a pokora,
a w tym ponurym pomrok?w wieczorze
zorze ?wiec twarze roz?wieca?y mnisze -
nad nimi dymne smugi ?piew ko?ysze.

IV

Nikt nie ?mia? oczu podnie??, wszyscy w l?ku,
i ten korow?d mnich?w, co przykl?ka
z zapalonymi gromnicami w r?ku,
i dzwony, ?piewem g?uszone bez d?wi?ku,
i lud, kt?remu z ?alu serce p?ka;
a wszyscy kl?twie rzekli: niech si? stanie,
i pot?piali moje kr?lowanie.

V

By?bym si? zerwa? i rozni?s? na mieczach
?wiece, ornaty, chor?gwie, kropid?a,
i rze? bym sprawi? im na martwych rzeczach
bez ducha, gdy mam duchem silne skrzyd?a,
?e nie na jeden dzie? mam pa?stwo w pieczach
ju? ta z biskupem k??tnia mi obrzyd?a;...
- gdym si? w ty? ?achn?? i zawadzi? s?upa,
korona moja spad?a przed biskupa.

VI

Oni to mieli za znak czy za czary
i groz? zdj?ci kl?kli przed widziad?em,
i ?e pocz?tek ju? znaczy si? kary,
?e, w tej koronie spad?ej, ja upad?em,
?e dla mnie z grob?w wychodzi?y mary,
przed kt?rych trupim widokiem poblad?em
tak w ich przes?dnych oczach co? si? sta?o,
co pot?pi?o mnie i druzgota?o.

VII

A oni - jakby w ob??dzie, skaza?ce,
za biskupiej r?ki skinieniem,
bo dr?eli jak wojenne liche bra?ce,
?piewy ?a?osnym mieszaj?c j?czeniem,
ciskali o pod?ogi ziem kaga?ce
i przera?eni sami tym zdarzeniem,
ob??dne mieli oczy, dech zaparty -
- Biskupie! - wi?c to Bo?y S?d otwarty!?

VIII

Co mia?y znaczy? ?amane gromnice,
nie wiem - lecz straszne by?o to rzucanie;
i wstr?t mnie do nich bra? i b?yskawice
gniewu - ?e ledwom nalaz? hamowanie,
by nie cisn?? w biskupa twarz mej r?kawice
?elaznej - za to ksi??e wyklinanie; - -
poszli - osta?em sam w tronowej sali;
wn?trz piersi m?ciwa z?o?? wre, gorze, pali.

IX

Osta?em sam i patrz? - sala mroczna
i te le??ce na deskach okruchy
wosku, i duszno?? kadzide? pow?oczna
w smugach - ?e jakie? wij?ce si? duchy; -
ja sam - ?e tak mi? opu?cili do czna
wszyscy. - Za dworem ?wiszcz? zawieruchy
brz?kaj? w ?uski rybie u okienic,
miec? ga???mi drzew na p?atwy ?cienic.

X

A tam, pod stosem ?wiec pogruchotanych,
kt?rych trzask, ?omot, wci?? trwa i przera?a,
korona - na g?os tych kl?tew ?piewanych ...
korona! kt?r? wzi??em u o?tarza!
w kt?rej zaku?em pier?cie? ziem wyrwanych
memu dziadowi, ojcu! - do cmentarza
lec?ca, w jakim? rozp?dzie, fatalna,
pod stopy Ducha, co klnie - - Kr?lo-zwalna!!

XI

Zabi?! - Jak, kiedy? Gdziekolwiek! Sam sk?uj?!
Dworak?w wezm? rycernych i wpadn? -
a kt?rzy nas okrzykn?: mnicho-zb?je,
po?cinam ?by niech?tnych i ow?adn?;
niech wiedz? o mnie, ?em kr?l, ?e panuj?; -
tej chwili moich przybocznych zagadn? -
Po co?! - Rozka??! Musz?! Krew! Krwi wo?am!
Ksi??e! Nad moim mieczem ?wiece po?am!

XII

Przeciw zamczyska, przez Wi?lane wody,
na ostrowu skalistej opoce,
ko?ci?? po?rodku drewnianej zagrody;
wko?o szum wiklin i wicher ?opoce,
t?uk?c wierzbami o mosty i wzwody,
jakby si? dawne w nich ?al?ce Moce;
w?g?y gontyny spr?chnia?e przez wieki;
jezioro ?wi?te obok i pasieki

XIII

?wi?cone; w tych gwarzy?y Lele bo?e
w drzewach lipowych, wieczystych; stuwieczna
Moc; co ramiony obj??a przestworze
nieba i S?o?cu si? ?mia?a s?oneczna; -
w nich skryte niegdy? prastare wielmo?e:
Krasy-lud i ich ?lubna ?ywia ?leczna;
sta?y u wst?pu gaju, nieprzytomne,
a chwast je wko?o przerasta?, niesromne.

XIV

Przypomn? to uroczysko stare,
pe?ne w???w, plamistych jaszczur?w,
co starodawn? tam szeleszcz? wiar?,
z nor ze?lizgni?te podskalnych do mur?w,
na bia?e p?yty wpe?z?y ciche, szare,
a pozwijane w k??bki u kostur?w,
we ?wi?t? wod? sadzawki w?lepione,
jak w??ownice wr??ebne, po?pione.

XV

Kto je tam ?pi?ce obaczy, nie sp?oszy
i wzrok nasyci rojeniem z tej wody -
bo si? wci?? szkliwo mieni w tej pustoszy,
coraz to inne ukazuj?c spody
a dna zasute z?otem - ten dla duszy
pojmie tajemn? si?? i urody
oblej? jemu twarz; - tam te zaskro?ce
maj? studzienny skarb: zmartwia?e S?o?ce

XVI

i kr?la-w??a, kt?ren wiecznie czuwa
na dnie, a w?ze? ?wi?ty ma u czo?a,
z?ocist? obr?cz - ze? jad wody struwa;
z wierzchu si? wielkie zakre?laj? ko?a
p?ynne, zn?w widmo si? nagle zasnuwa.
- Kto w??a ujrzy - tego Niebo wo?a -
Raj duszy; - r?k? niech zaczerpa wody,
a pij?c zajdzie w tamten-?wiat, na Gody!

XVII

Tutaj gromady si? w?drowne garn?,
z lirnymi, kt?rzy znaj? moc strumieni;
przystaj? zadumani na to? czarn?,
czy zza porost?w i list?w ki?cieni
Szcz??cie u?miechnie si? twarz? figlarn?.
I wody czerpi? strutej do gar?cieni,
a m?ty te chowaj? jak lektwarze
z Lalnik?w przyniesione przez pie?niarze.

XVIII

Dzi? w zaniedbaniu le?a?y studniska;
wody zerdza?? zadziergane rz?s?;
tylko, jak dawniej, bujne w??owiska
w ska?ach i sady, kt?re bielmo trz?s?
kwietne, ga???mi ponad te mokrzyska
zwis?e; gontyna i te, co tam z ni? s?
w ruinach, spad?e bogi, ?wiatowitne,
co stop? wryte w ziem, ponad dach szczytne

XIX

?bami, we wionach jab?onek, grusz, ?liwek
?ra?ych, dzier??cy w grabach wielkie kroje,
patrza?y ?lepiem oczu spod pokrywek
mosi??nych... na Sob?tne ludne roje,
na skoki rze?kie ch?opc?w, pl?sy dziwek,
co sz?y cz?stowa? stare Bogi swoje. -
Dzi? mch?w spowite ple?ni? i rdz? zjad?e,
kr?le, we wielkiej walce duch?w pad?e.

XX

Tam Chrystusow? d?wigni?to mogi??,
ze skalistego wykut? wy?omu;
wryto korzenie w ska?? dziewi?si?e
i krzy? zatkni?to m?cze?ski na domu.
A W?ade w ha?bach le?? wp??przegni?e;
tylko je g?d?ce uczcz? po kryjomu,
tylko nikt nie ?mie zasypa? jeziora.
?wi?ta dzi? niemoc ich, piorunna wczora.

XXI

Na skale Ko?ci??-katedra, biskupia;
kamie? do r??nych przyciosany garb?w
bia?y; - - a w ?wiat?ach nocy twarz si? trupia
patrza?a z okien w?skich i wyszczarb?w;
jak gdy si? w?os i ubi?r zeskorupia
prastary, jakby Sezam kl?tych skarb?w:
Wid-truch?o - tak jawi?a si? twarz sroga
w kamieniach, kt?re mia?y rysy Boga . ..

XXII

Cho?by i staro?? twoja, i w?os siwy,
?e? ty ko?cielne obrz?dy przes?dzi?,
?e? ty przez jakich? pot?g czar straszliwy
wobec mnie i wobec Boga pob??dzi?,
?em ja potruchla? na potworne dziwy,
a potruchla?, ?em fa?szywie s?dzi? -
a? si? przed oczy moje stawi? zmar?y,
i? si? przez ciebie podziemia rozwar?y.

XXIII

I zatrwo?y?y mnie kr?la-cz?owieka,
duchem mnie poraziwszy i mieczem,
gdy si? rozpada? gr?b i wsta?y wieka
trumny, z przegni?em widziad?em cz?owieczem,
?e cho? rzecz by?a w p??-?nie i daleka -
z cia?em przez ziemne gliny p??-kaleczem,
co na ?wiadectwo przysz?o, gdy s?d wa?em,
dech na mnie trupi wia?... by?e? grabarzem!

XXIV

To B?g mnie dzisiaj d?o? daje karz?c?
na ci? - a tobie B?g my?li zamyla,
?e ty ze zdrad? przeciw mnie knuj?c?
dzi?, gdy si? pa?stwo wa?y i przesila,
ty mnie chcesz zw??czy? twoj? r?k? kln?c?
i nie do??, ?e? ju? zmia?d?y? mnie do ty?a,
dajesz me ber?o w r?ce zdrajcy-brata,
?e ja purpur? zmieniam w czerwie? kata.

XXV

Msz? sprawia? - gdy rozwar?em drzwi ko?cio?a;
lud kl?czy - wszyscy mod?ami zaj?ci,
na o?tarz patrz?, do bo?ego sio?a
przyst?puj?cy; - u wr?t my przekl?ci
z mieczami; oni nas nie widz? zgo?a,
tylko z o?tarza na mnie patrz? ?wi?ci.
I w?a?nie biskup podnosi? op?atek
male?ki . . . . . . . . . . .

XXVI

I za?lepi?o mnie - sta?em wpatrzony
w ten o?tarz, w mod?y, we ?wiece p?on?ce,
kt?re zagas?y dla mnie - jak u?piony
w mych w?adzach wszystkich - a serce bij?ce
m?otem pod zbroj? - ?e by?em zdradzony
przez duchy, dot?d mi? pot?guj?ce,
opuszczon, marny, jakby moja si?a
w niego, tam przed o?tarzem przechodzi?a.

XXVII

Naraz si? biskup odwr?ci? do ludu,
by podniesion? krzy? kre?li? prawic?,
b?ogos?awi?cy - - o st?j, chwilo cudu!
mo?e nad moj? skre?li go przy?bic?,
prze?egna mnie, ?e zb?d? kl?twy brudu;
gdy by?bym kl?kn?? - ju? goreje lico...
Naraz On! - pozna? - o wiekowa m?ko!
sta? z podniesion? wci?? do krzy?a r?k?,

XXVIII

ale nie kre?li? znaku - sta? w milczeniu,
z oczyma w jak?? straszn? dal poza mn?,
jakbym w tym Jego nie istnia? widzeniu,
przepa?? otwiera? straszliw?, roz?amn?
po?rodku nas obydwu - w rozdwojeniu
tym g??bi?c moj? dusz? jako k?amn?. ..
- ?e ju? lecia?em na o?lep przed siebie,
we krwawym wszystko nurzaj?c pogrzebie.

XXIX

Zabi?em - a rycerze moi go wywlekli
poza drewniane ganki na podw?rze
i cia?o tam odar?szy z szat posiekli
przy studni, kt?rej zr?b kowan w marmurze;
potem nad wod? stali i krwi? ciekli
z mlecz?w i zbroi; czekaj?c, a? str??e,
przys?ani z zamku, nadejd? z ptakami,
bom kaza? sprz?tn?? kawalce or?ami.

XXX

Na moim zamku, na ty?ach, w ogrodzie,
mia?em zwierzy?ce - w nich chowa?em ptaki:
or?y; or?owie s? mym god?em w rodzie,
wi?c si? chowa?y, a na ?bach czapraki
p?sowe, ?eby nie by?y ku szkodzie;
ciska?o im si? zwierz ma?y wszelaki;
wi?c, jako kaci w kapturach krwi chciwi,
chadzali w moich zwierzy?cach straszliwi.

XXXI

Kaza?em ptaki pu?ci?, by po?ar?y,
a potem siec r?zgami i rozgoni?; -
a tu mnie m?wi? - ?e si? lekko wspar?y
na trupie - i ?e jakby chcia?y broni?
przyst?pu; ?e wszerz skrzyd?a rozpostar?y
strzeg?c, by ?adnej cz??ci nie uroni?;
?e ich nie ?miano t?uc: - ju? gniew mnie budzi;
bardziej mi by?o ptak?w wstyd ni? ludzi.

XXXII

I ju?em tam nie poszed?, cho? mi? ci?g?o,
i wstyd - nie l?k; lecz my?l?, gdy spostrzeg?...
Nie znane mi uczucie ju? si? l?g?o;
ich wzrok?w chcia?em unikn??; - niech strzeg?.
Nie wiem, co moje m?ciwo?ci przemog?o ...
Wi?c or?y niech?e teraz b?d? Jego.
Podobno noc? nad cia?em si? pal?
?wiat?a, a ludy trupa ?piewem chwal?.

XXXIII

Po nocach widywa?em te brzaski
z okien zamku ku stronie wi?lany,
?e tam cudy na znak bo?ej ?aski,
?e ju? biskup ze czci? pochowany,
?e nad trumn? s? widzialne blaski,
?e si? zapach rozchodzi r??any,
?e on ?wi?ty... ?e u jego cia?a
t?umy kalek ... ?e B?g przeze? dzia?a.

XXXIV

Uros?a mi?dzy ludem wie??, ?e mnie koron?
Archanio? z g?owy zdar? i o ziem rzuci?; -
czy ja w tej chwili pami?tnej zjawione
widzia?em jakie dziwo z nieba... Kto? zak??ci?
jasno?? my?lenia wprz?dy, a? zburzone
pogody moje Czar kirem posmuci?; -
nad moj? g?ow? miecz jaki? lec?cy
bo?y - czy w?asny m?j si? zwidu jacy.

XXXV

Walczy? z powie?ci? ludu nieuchwytn? ...
Chcia?em zm?c, zdusi?, st?umi? S?owo.
Ka??, a s?ugi moje w pie? het wytn?
bajarzy, dziad?w lirowych z obmow?. -
A tu jak kwiaty coraz nowe kwitn?,
ocie?niaj?ce m? g?r? zamkow?:
wie?ci, ju? w pie?ni zmienione skrzydlate
. . . . . . . . . . . . . .

XXXVI

Znienawidzi?em kwiecie i d?wi?k pie?ni;
wygna?em ?piewc?w, wypali?em darnie,
a Echa do mnie bieg?y, wci?? bole?niej
szarpa? m? dusz? i nowe m?czarnie
ros?y i pot??nia?y - czu?em ple?ni
w sercu, ?e serce si? do d?wi?ku garnie;
?y?em w roz?amie zatrwo?onej duszy,
nas?uchuj?cy tych Ech w wielkiej g?uszy.

XXXVII

Przela?em jeszcze potem krew niejedn?,
bo mi ju? ziemscy oporem stawali:
jak ujrz? top?r katowski, pobledn?,
i jak poczuj? sine ostrze stali
na karkach; - i ju? coraz odt?d rzedn?
rodowi, co si? dawniej t?umem pchali;
jedni mi tylko ostali rycerni,
zaprzysi??eni zab?jstwem, wi?c wierni.

XXXVIII

Prawie zacz??a si? wojna domowa,
bo ju? kto? wici rozse?a po dworach,
beze mnie, com jest tu kr?lewska g?owa:
Samotny - jeno przy tych l?ku zmorach,
kt?rych dzi? pe?na komnata zamkowa;
?e psy, trzymane na moich komorach,
cho? nikt nie wchodzi i ?pi? moje ch?opy,
jakby kto wchodzi?, wyj?, lgn?c do stopy.

XXXIX

Wsz?dy w mych oczach to widmo skrwawione.
gdzie pojrz?: - lecz ju? z kawalc?w zro?ni?te
z r?k? na kl?tw? wieczn? zamierzone,
straszliwe, jako ?wi?to?? okrzykni?te. - -
Jak?? p??nocnych rozdar?em zas?on?
tajemnic ... ?e ju? wstaj? trupy ?ci?te,
w mym pa?stwie straszne szerz?c trupie rz?dy.
?em jest wykl?ty kr?l przez Bo?e-S?dy.

XL

Mia?em opuszcza? kraj, z pocztem i zbrojno;
zebra? pomocnych i wr?ci? co rych?o;
zapali? wszystkie ziemie now? wojn?!
Mo?e by w ogniach o zbrodni przycich?o!
We krwi wyk?pa? si? k?piel? hojn?.
By? kr?lem znowu. . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . .

XLI

A teraz po?egna?
Zamczysko, Wis??, ska?y - Na jak d?ugo? -
Powr?c?! - Podjecha?em ku wodzie;
s?ucham, jak szemrze; patrz?, jak si? smug?
w b??kitach wije przy grodzie,
i s?ysz? jakby g?osy d?wi?czne d?ugo
ze dna, czy ?piewy gdzie? w wodnym narodzie
rusalnym dla mnie i jakby ?egnanie,
i skarga w tych pluskotach czy igranie...

1. B??kasz si?, kr?lu krwawy,
i ku mnie wiedziesz konia -
c?? ku mnie wodzisz konia,
gdy jemu pachn? b?onia,
a ty si? rwiesz do S?awy?

2. We S?o?cu stoisz z?oty
i ku mnie k?onisz twarzy -
c?? w niej si? ogie? ?arzy,
ze smutku-?e, t?sknoty -
we S?o?cu zgasasz z?oty ...

3. Za tob? twoje grody
?yskaj? wie? dziobami -
c?? si? u piask?w wody
wodzisz nad pustkowami ...

4. ?le? w domu, ma?e? serce;
czy chcesz na Czerwone-miasta,
jak ci? pana witaj? i w?asta
i ?ciel? mostem kobierce ...

5. ?le? w domu, ma?a? dusza;
czy chcesz na Pomorzony -
oto, gdy ?nieg zapr?sz?,
lodem si? zetn? piany,
poimasz Pomorzony.

6. Czy chcesz za czeskie g?ry,
czy na w?gierskie szlaki,
?e? z?adzi? mnogie znaki
i rycerzy skrzydlatych las konny.

7. C??, gdy? ju? zgotowiony,
w zamkowe patrzysz mury
i zapuszczone brony
i k?onisz twarz ponury ...

8. C?? w niej si? ogie? ?arzy -
ze smutku-?e, t?sknoty
we S?o?cu zgasasz z?oty,
czy stos si? tobie marzy
pozgonny ...

9. Kr?lu, wypog?d? czo?o
. . . . . . . . . . . . . .

XLII

A ja stoj?, ?egnam, com polubi?...
"Kr?lu, wypog?d? czo?a ..."
w pluskaniu szemrze zgo?a ...
Powr?c?! - Podjecha?em ku wodzie
i d?ugom sta? u brzegu, ducha gubi?,
wpatrzony w gr?d, w podegrodzie,
w sto?py drewniane, warowne wie?yce,
w rzek?... jak na niej wiatr fale ho?ubi? ...
. . . . . . . . . . . . . . . . .
i przypomnia?em Gniezno i Lednic?.

XLIII

Je?eli wr?c? - - to tam!
. . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . .

XLIV

Na Ostrowie zasadz? kr?lewsk? stolic?,
wskrzeszaj?c dawne zwaliska u?omne;
opasz? si? w ogniste b?yskawice
i warownie pobuduj? niez?omne,
i b?d? mieczem zakre?la? granice,
i waszym trwogom Popiela przypomn?!
. . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . .

XLV

I naraz or?y moje widz? w dali,
jak nad Ska?k? polatuj? i kr???,
jak im si? w p?sach s?o?ca pier? korali,
i widz?, oto ku mnie, ku mnie d???;
to si? a? gubi? w chmurach dziwnie mali,
to si? ciskaj? nagle w d?? i ci???
skrzyd?ami ponade mn?, dziwe-ptaki,
Jego-str??e, we wr??bne rozwini?te znaki.

XLVI

Bo z nich na niebie by? krzy? napowietrzny,
co si? nade mn? chwia? na chmurach czarny.
?em pozna? miecz ?w m?ciwy, obosieczny
i wiew poczu?em cmentarny;
?e mo?e Znak ten ?mierci dla mnie wieczny,
?em si? sko?czy? ja kr?lewski i cezarny,
Odt?d patrzy?em na S?o?ca zachody,
jak na id?ce w Sen krwawe narody.

XLVII

Jakowe? walki ob?ok?w przedzgonne
i wielkie wojsk koczowiska,
mieni?ce w ?unach, piechotne i konne,
to w dal p?yn?ce, to z bliska,
to k'sobie, jakby ?anem kopij sk?onne,
to w rozleg?e rozwite koliska,
to pot??nia?y, to gas?y dla oka,
a? je wieczorna st?umi?a pomroka.

XLVIII

Z zadumy si? zrywam, szarpn??em w?dzid?a
i koniam wspi?? ostrog?;
za mn? rycerni, rozwici we skrzyd?a,
w?r?d tr?b d?cych z?owrogo -
a ponade mn? te chmurne straszyd?a
or??w nad moj? drog?.
- O jaka? mnie Dola! O jaka? mnie droga!
Ja w walce tkni?ty od Boga!!

XLIX

Lec?, a za mn? rycerni, upalni,
jak wichry, i wicher g?r?;
w p?dach, w polotach t?tentem kowalni,
w kurzawie, za py?u chmur?;
od z?otych podkow?w rumotem nawalni,
krzesz?c krzemion?w iskrami rzutnymi;
ju? hen, ju? z dala od rzeki, od grodu,
widmami ?cigany orlimi.

L

I dalej, i dalej przeganiam za kra?ce
ogrodzia, powi?la, podg?rza;
przemijam, przelatam, zjawiska, b?yska?ce,
spod ziemi jak t?um si? wynurza:
to widma drzew nag?e, jak bior? si? w ta?ce
za r?ce ga??zie, jak kr?g si? wyd?u?a...
Min??y, ju? gin?, ju? pola, ju? zblad?y,
ju? nikn?, ju? lasy, ju? rzedn?, przepad?y.

LI

Czyj? g?os - kto? mi? wo?a - czy Echo, czy z?uda,
czy serce si? we mnie zarywa...
Czyj? g?os - kto? mi? wo?a - z mojego kto? luda,
bo moim si? has?em odzywa ...
Czy jaka podwoda - czy pogo? - czy cuda ...
c?? serce si? moje zarywa - - ?
Czyj? g?os - czyj? znajomy - g?os syna, g?os syna ...
Syn za mn?! w pogoni! przyzywa, zaklina:

LII

"Ach, ojciec, m?j ojciec, s?uchajcie, post?jcie;
c??e?cie nas tak porzucili;
my strasznie sp?akani, o stary, zmi?ujcie -
z okie?c?w za wami patrzyli.
Ach, ojciec, ja naraz okrutnie zrozumia?:
wy?cie si? nas wyrzekali!
Ach, ojciec, m?j ojciec, s?uchajcie, darujcie,
ja z wami, chc? z wami, tej chwili".
I wo?a?, a t?tent wo?anie zat?umia?,
a? moi mnie konia wstrzymali.

LIII

Ko? stan?? - ja patrz?: - o grozo, w kurzawie
m?j syn si? z siod?a osuwa
i zlata, a oni wci?? krzycz? we wrzawie;
py? g?stw? wszystko zasnuwa,
Skoczy?em i jego w p??-pier? chwytam prawie;
o dziecko, krwi? si? zapluwa!
Bez tchu - w moim r?ku, przewis?y, omdla?y,
a usta mu jeszcze od wo?a? tych drga?y:
"chc? z wami!" - i czuj?, ?e ?zami si? d?awi?.

LIV

I synam do piersi przytuli? przy zbroje,
i zerw? si? duchem w g?stwiny,
i tul?, i nios? przez so?nie nad zdroje,
zali ?yw - patrzy, a obie r?czyny
na szyj?, za g?ow? zak?ada mi moje -
i oczy! - a w ustach krwi czarne maliny.
I bior? go nano?, i sk?adam na wrzosy. -
Usypia ... I d?oni? muskaj?c mu w?osy:

"To ?em ja was tak porzuci?,
wy si? o to sm?cicie, kochani;
stracili?cie to wiar?, ?ebym wr?ci?.

?e?my krwi? t? rze?n? pokalani,
?e si? we mnie duch zal?k?, posmuci?;
?e mnie czarni opadli szatani

B?g ode mnie oblicze odwr?ci?".
"?em ja zaby? ?ony, syna, macie -
?em ?cz waszych unika? we trwodze,

?em w rodzonym ujrza? wroga bracie;

?em jest rzucon na rozstajnej drodze,
a wy za mn? sp?akani szukacie;

?em si? w nieszcz??? ogromnej sze?odze
zapami?ta? - ?e teraz po le?nym ugorze
krzyk jeno s?ycha? m?j i rozpacz gorze".

LV

Dobieg?em a? do nadmorskich wybrze?y,
po onych skalnych tu?aj?c si? sk?onach,
dr?g upatruj?c, jak ptak, gdy odbie?y
ku s?o?cu - a? tu s?o?ce ga?nie w skonach
ponad t? ziemi?, kt?r? skrzyd?y zmierzy.
Potkali?my si? tam obaj w koronach,
w ?achmanach zbroic, w samotnym pustkowiu
na b?j ?miertelny staj?c pogotowiu.

LVI

Rozpacz i m?ciwo?? zary?a si? w lica:
Wydawa? mi si? jakoby brat b?lu.
Wo?a?: - "Spalenizn gruz moja stolica!
Imi? przy?enie pie?? o nieszcz??? kr?lu;
kr?lestwem ol?ni miecza b?yskawica!"
Ju? bieg? - ju? mieczem o brzeszczot uderz?
i siek?em; - ciep?a krew ju? z r?ki ciecze -
ju? s?abn? - chc? si? m?ci? - a ony rzecze:

LVII

"Kr?l Salmon jestem, zabij, jestem kl?ty;
kr?lestwa mego g?o?na pusta chwa?a,
jak g?os ten ptasi nad wodne odm?ty
na skrzyd?ach przekle?stw wo?anych lecia?a;
by?em w wi?zieniach podziemnych uj?ty
i wiem, lat ile ?mier? u wr?t drzwi sta?a;
s?ysza?em wieczno?? ca?? brz?k ?a?cucha,
rzucam zwyci?zcom mym pogard? ducha".

LVIII

M?wi? - mnie twarz si? przyoblek?a ?un?
i w oczy jego patrzy?em przywarte,
jak gas?y; - a mnie w ?lepiach wstydu runo
zap?onie: - wszak ci jemu kr?lestwo wydarte
za moj? spraw? - i kr?l z bia?? kun?
na he?mie przeto by? si?gn?? korony,
?em ja Salmona zwali? - sam zdradzony.

LIX

Wody poda?em mu pi? ... - Brzeg ten morza
dalekim zrysem bieg? w?r?d kamienisk?w,
a by?a cicho?? s?oneczna przestworza
i gor?c parny od skalnych urwisk?w.
"U?o?y?em je tu w sen w kamienne ?o?a,
w sen dumy - losu ofiary igrzysk?w.
W gr?b z?o?ym god?a ob??du cz?owiecze:
korony kr?l?w dwie, dwa kr?l?w miecze".

LX

Tu cicho?? - ledwo ptak o gruzy trzepnie,
poledwo woda wchlu?nie na kamienie;
co szybsza fala po?y-ruchu krzepnie
i powolniejsza, zabywszy bie?enie,
jeszcze po ?wirach i piachach k?s szepnie,
zanikaj?ca w powrotne strumienie;
doko?a wielkich g?az?w ?wirem grabi,
jako w p??-p?du zaskrzep?ych korabi.

LXI

T?sknota kiedy? po?enie te dusze,
kt?re raz pycha i chwalba uj??a,
?e, pust? wsz?dy odgaduj?c dusz?,
niszczy? w przekle?stwach b?d? w?asne dzie?a
i targa? serca w pokutniczej skrusze,
a?by ?mier? wieczna, jak lodem, je ?ci??a;
czyni?c jakoby zast?p skamienia?y,
jakby p??-drogi las-hufiec skrzep? ca?y.

LXII

Przez g?szcz ?cigaj? mi? zwierz?ta-ludzie...
Uciekam, poza sob? ?miechy s?ysz? -
to cichn? - zbieram si? w najwi?kszym trudzie
biec dalej - ledwo chwast si? gdzie ko?ysze,
wiatr zmilk? - zwali?o mnie na drzew wykroty,
a ja ju? z trwog? zas?uchany w cisz?,
?owiec pog?os?w, co, chy?sze ni? groty,
gas?y za wichrem - - . . . . . . .

LXIII

A ju? wie?? chy?a, ?em przez psy rozwleczon,
zagin?? w boru ost?pach szalony;
?em by? oszala?, przez wr??e urzeczon,
rozpalon jedn? t? ??dz? korony;
?em by? przez moich komuch?w zasieczon
z lito?ci - jako jadem zara?ony;
?em ja w ob??dzie, upojony winem,
w oczach dworak?w zn?ca? si? nad synem.

LXIV

Synu, jakie? to rozstanie si? nasze,
my jak owe palniki proszalne,
i to ciche ustronne poddasze,
i te losy nam nieprzeb?agalne;
twe si? serce trzepoce jak ptasze,
gdy je groty dosi?gn? fatalne; -
czy ty s?dzisz, ?e duch we mnie kona
i ?e Doli waga domierzona.

LXV

Patrzysz w oczu moich tajemnice
jasnym wzrokiem troskliwej pogody - -
i ta blado??, co przes?ania lice,
twoja lubo?? i to, ?e ty m?ody,
ty si? ?pieszysz na polskie granice
mi?dzy one zdradne wojewody ...
Gdyby ojca przed tob? czerniono,
gdyby ciebie, ?e? syn m?j, ha?biono...

LXVI

Tych tajemnic do grobu ponios?,
w mym je sercu zaryto zdradami,
a?by tobie straszne, przetow?ose,
do ?cz trz?s?y zaplot?w w??ami.
. . . . . . . . . . . . . . . . .

LXVII

Kt?? si? zadziwia, ?e ojciec odgadnie
?mier? syna i m?k? syna;
?e si?a czucia, kt?ra ?wiatem w?adnie,
oznajmia, ?e bije godzina,
?e ma uderzy? cios, pod kt?rym padnie
pon?ta i mi?o?? jedyna;
takem ja przeczu? i widzia? przed sob?
?mier?, co mi? d?ug? wi?zi?a ?a?ob?.

LXVIII

I teraz dr??cy si? sta?em jak drzewa
osicze, kt?rym w li?ciach szept nie zmilka
i dawno znik?y wiatr echami wiewa;
dr?? wiek - gdy jedna je przej??a chwilka
trwogi; - tak my?li moje, jako plewa
na wietrze - jako rydwan, gdy rumak?w kilka
wlecze i nagle rumaki sp?oszone .... -
jak ?any lecie gradem gdzie zmierzwione,

LXIX

my?li straci?y ci?g, cel, swoje miano
i has?a mego przepomnia?em S?owo;
na pastw? ?ernej trwodze mnie wydano
i ta mnie t?oczy zjaw? purpurow?:
widz? krew mego dzieci?cia rozlan?,
krew w ustach! strug? - pada o ziem g?ow?.
Mojego syna ?mierci? mnie trwo?ono
i tylko serce w piersi ostawiono.

LXX

A serce we mnie t?skni?ce kocha?o
i trwo?ne wielk? mi?o?ci?, struchla?e,
w rycerskiej niegdy piersi zap?aka?o,
jak dziecko, jako dzieci? kwili ma?e;
ca?e si? trwog? nietajon? sta?o,
?e ?mia?y, by?em jak twory nie?mia?e,
jako ptasz?ta, jak go??bie bia?e;
s?uchem si?ga?em hen do moich kraj?w
i przystawa?em tam u wst?pu gaj?w

LXXI

s?ucha?, czy szepc? co o moim synu,
czy gwarem czego mi nie wy?piewaj?,
czy nie przynios? w szeptach ba?ni gminu
o kr?lewicu, kt?rego kochaj?,
po kt?rym p?acz?, je?li..... Wo? ja?minu
mi? zalecia?a od ??k - hen ju? graj?:
kapela ?wirczk?w, dzwoni?ca w ugorze
skrzypka, i fletnie ?ab w wielkim jeziorze.

LXXII

Jasny Lednicy roztop, w?d-jezioro,
wielkie, p??senne, spowijane mg?ami,
kt?re si? nad nim ko?ysz?, jak skoro
dzwony gnie?nie?skie uderz? d?wi?kami,
a wtedy zerw? si? i kszta?ty bior?,
jak duchy, w lot si? splataj? r?kami
i z t? melodi? dzwon?w ko?ysz?ce,
! AVE MARIA ! szeptaj? nikn?ce -

LXXIII

Oto tu ojciec m?j na tym Ostrowie
przed bitw? waln? ukl?ka? w?r?d chwast?w;
w wielkiej gor?twie serca, co mu powie
g?os Boga - mia?-li by? z nieprawych w?ast?w,
wi?c raczej pa?? - a z mieczem sta? przy S?owie,
a samozwa?czych zgn?bi? poryw Piast?w:
Za? miecz na czas modlitwy wbi? do roli
po krzy? - ?e walk? podejmowa? z woli.

LXXIV

"Bo?e, na tej to ziemi chwast si? pleni
i mnie ukl?kn?? w?r?d ost?w kol?cych;
pali?e? chaty w krwawej ?un czerwieni,
ty ten miecz oto dasz w r?ce karz?cych,
by?my tw? si?? i prawo?? pojeni
nasz? - wys?uchaj ty nas dzi? kl?cz?cych;
jako te osty, bodiaki, k?kole
siek? - tak za?ciel mnie trupami pole,

LXXV

niechaj zwyci???" . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . .

LXXVI

To, ?e ty ze mn? razem, dzieci? drogie,
to jest uciecha i rado?? jedyna;
ty m?ody, jak uros?e?.
Wi?c cho? nieszcz?sne dni, a jeszcze b?ogie,
bo mi? ta jedna my?l ?yciem zaklina:
ty m?ody, jak uros?e?.
O, czemu? przysz?a okrutna godzina
rozstania i te r?ce na ci? wrogie
wci?? zamierzone staj? przed oczyma.
Padasz w mych oczach! widz? - - -

LXXVII

Wsz?dy te widma, zjawiska, z?udzenia
jawnych mar rz?dem przede mn? si? t?ocz?
i ta?ce, i widowiska - - ?
I ty z m?odziuchn? dziewczyn? urocz?
idziesz przed o?tarz - do b?ogos?awienia,
kt?rym ci? biskup znaczy - -
i tu? przy tobie ju? morderc? krocz?
i zamieniaj? podst?pne spojrzenia
naj?tych siepaczy ...
i ja niemocny - a patrz? si? oczy,
jak tobie, dzieci?, ?mier? bliska.

LXXVIII

Pob?ogos?awi? ja tobie niezdolny,
nikt zakl?? moich nie s?ucha;
ja pogr??ony w kl?twie, ja niewolny,
skazany w okrutn? ?mier? ducha; -
jak za?egni?ty spalam si? s?up smolny
ogniem, co z piersi wci?? nowy wybucha;
w krepach daremno sil? trud mozolny,
niesilen zerwa? ?a?cucha;
a oczy moje widz?: ?mier? dla ciebie . ..
O dzieci?! - dla ci? zapomnia?em siebie!

LXXIX

Na jedn? chwil? dla ciebie - wyrzek?em:
dla ciebie - bo ty m?ody, szcz??cie, kwiecie,
dzieci?-synu - a ?yj? z tob? strasznym piek?em,
?e ci? tak z??li, jako k?osy lecie,
ci sami - kt?rych zdradzie ja uleg?em,
a ciebie mia?d?y zb?j - mordem ci? miecie.
O ptasz?! - jako k?os si? chylisz spad?y.....
O dzieci? - w ustach krew! - ocz?ta zblad?y! -

LXXX

Podaj? mu trucizn? - - - m?j brat, co wie o tem,
a twarz ?miej?c? zwraca bez rumie?ca,
bo si? dw?r ca?y raduje powrotem
i szcz??ciem oblubie?ca;
i ?ona jego, z tym w?os?w zaplotem
dwukosym - ca?a w z?otych li?ciach wie?ca,
i wszyscy, kt?rzy krzycz? zweseleni,
on jeden - tak si? nagle sino mieni..... -

LXXXI

I pada - trup; - weselni oniemieli
w grozie - i dziewcz? to nad nim zakrzyk?o
mdl?ce; - ju? ku niej dru?bowie przy?pieli
. . . . . . . . . . . . . . . . .

l. Na krakowskim zamku wesele.
Kr?l?w-brat i kr?l m?ody
bior? ?ony w ko?ciele
i ?wi?c? krzy?em Gody.
Hej, kr?lewicu m?ody,
zali? ty nie zdradzony,
kr?l?w-brat chce korony;
?mier? legowisko ?ciele:
na krakowskim zamku wesele.

2. Pani?tko, ?onka mi?a
krasami si? sp?oni?a.
Hej, kr?lewicu m?ody,
nasycisz si? urody,
jak b?dzie z tob? ?y?a.
Ty w dziewczyn? wpatrzony,
nie widzisz, ?e? zdradzony;
kr?l?w-brat chce korony,
?mier? legowisko ?ciele,
na krakowskim zamku wesele.

3. Nie pij ty z tego kru?a,
z?ego mia?e? cze?nika,
kr?l?w-brat czo?o schmurza,
po tobie dziwno patrzy,
rumiany raz, to bladszy;
gdzie? twoi s? dru?bowie,
?e nie ?piewaj? w kole - ?
R?k? wa?y przy czole -
Czyli znak um?wiony -
Gwar czyni? dworzanowie;.......
Ty w dziewczyn? wpatrzony,
chcesz, by ona wprz?d pi?a;
nie wiesz, jako? zdradzony;
kr?l?w-brat chce korony,
?mier? puchary pe?ni?a,
?mier? legowisko ?ciele.
Strze? si?, synu orlika,
na krakowskim zamku wesele.

4. "Pij s?odki mi?d, ty mi?a,
by? ze mn? d?ugo ?y?a;
milsza? mi nad korony,
Mi?o?? puchar pe?ni?a,
ju? legowisko ?ciele,
pami?tasz, jako? ?ni?a,
na krakowskim zamku wesele.

5. "C?? to, jakby lektwarze,
m?ty by?y w pucharze,
i dreszcz mi? s?odki bierze - - ?
Daj usta, moja mi?a,
c??e? si? pochyli?a,
c?? blado?? na twej twarze - - ?
Mi?o?? puchar pe?ni?a,
Mi?o?? ?o?e nam ?ciele,
taka? rumienna by?a,
jak nam gra?y organy w ko?ciele.

6. "C?? dreszcz mi? dziwny bierze,
m?ty by?y w pucharze .....
Daj usta, moja mi?a,
ju? nie widz? twej twarze,
biel oczy przes?oni?a;
daj usta, moja mi?a,
z?ego mia?em cze?nika,
m?ty by?y w pucharze,
?mier? puchary pe?ni?a,
?mier? legowisko ?ciele;
b?d? zdrowa, moja mi?a,
oto padam zdradzony - -
kr?l?w-brat chce korony - -
korona dla mnie by?a.
?mier? trucizn? poi?a,
na krakowskim zamku wesele ..."

LXXXII

A ?e proch m?j z?o?ono w Ossjaku,
gdzie w kamieniu ku? snycerz grobowiec,
na nim konia, ?e na tym rumaku
ja powr?c?, tu?aczy w?drowiec,
zn?w na czele rycernych orszaku;
gdym na b??dny zest?pi? manowiec,
kiedy? wr?c?, duchem wyzwolony,
praw si? mojej dopomnie? korony.

LXXXIII

Tak w wie?ciach lirnych by?em zawieszony
w ?piewie, na ustach wszystkich kr?l tajemny;
s?ucha?em coraz, jakie nowe tony
uderzy lira, a? zab?ysn? ciemny,
ja w ?nie narodu przekl?tym, u?piony,
i miecz zerdza?y m?j, wieki daremny;
?em chcia? zatraci? by? pami?? doczesn?
i w rzeczach wiecznych ?y? S?aw? bolesn?.

LXXXIV

By?em mi?o?ci? i strachem oszala?,
i?em si? widzia? zewsz?d osaczony;
samotny w ciemni dr?a?, na ?wietle mala?,
przez pych? moj? w?asn? pogardzony;
?e si? w mych oczach ?ar b??kitny spala?,
co niegdy ?yska? w kamieniach korony;
na moim czole dwie si? b?yskawice
wspar?y jak w??e abo jak gromnice
ko?cielne ...

LXXXV

Opowiadali to za moich czas?w,
?e gdzie? w Karpatach Kr?l Chrobry za?ni?ty
w grotach, u wst?pu do podziemnych las?w,
jego rycerstwo i on jak zakl?ty -
przy koniach, zbrojni; - ?e do tych taras?w
dost?pi? nie ?mie nikt, bo, czarem wzi?ty,
mo?e skamienie?; wi?c ?e lud si? boi
i ?e skrzydlaty kto? we wrotach stoi.

LXXXVI

Upodoba?em t? powie?? szeptan?
na wieczornicach, o mroku, tajemn?,
z nabo?n? wiar? w jej moc powo?an?,
kt?ra rozdziera prawd zas?on? ciemn?. -
Gdy si? ode mnie kr?la odwracano
i teraz, gdym ju? wiedzia?, co nade mn? -
tam! do nich! do tych grot mego pradziada!
tam wej?? i krzykn??: wsta?! korona pada!!

LXXXVII

Ja, kt?ry by?em ?ywym prawd wcieleniem
o tych rycerzach, niezwrotny, konieczny;
com zatrz?s? kr?l?w ca?ym pokoleniem,
com sta? w mej S?awy blaskach jak s?oneczny;
dzi? s?ucham ba?ni... dziwnym zamy?leniem
opl?t? m? dusz? czar - staj? si? wieczny
i my?l, i zap?d m?j dzisiejszej chwili
wieczyste - - ?e si? duch do lotu sili.

LXXXVIII

I zn?w te or?y moje, zn?w zbiegni?te
w chmur?, szeleszcz? zawieszone nade mn?,
a drogi po?r?d ?om?w strome, kr?te
i ja t? S?aw? roj?cy podziemn?,
gdy ?mia?em wierzy? w ludu S?owo ?wi?te,
dla ba?ni trudy podj??em daremne;
wsz?dy przepa?cie; skaliste pustynie,
p??-dnia w odrzutach pog?os w?r?d ska? p?ynie.

LXXXIX

Wi?c za t? or??w wodzi?em si? chmur?,
ws?uchany tylko w szum skrzyde? nad g?ow?,
w t?tent, odbity muzyk? ponur?
od ska? - co wraca? burz? piorunow?;
cho?by zam?czy? po?piechu tortur?
konie i je?d?c?w! - wyrzek?em by? S?owo,
?e ?pi?cych najd?! . . . . . . . .

XC

By?em na g?rach, wdecha?em szeroko
do pe?nych piersi powietrze to halne;
tu zapomnia?em by?, ?em krwi posok?
obryzga? o?tarz tam i s?ugi mszalne;
tutaj widnokr?g dalek? roztok?
wierch?w - te na nich wichry borealne -
leczy? - - tu nawet ?mier? mojego syna....
Ju? jakby przepad? by? g?os, co przeklina.

XCI

Wi?c przebiega?em wszerz skalne wierzchnice,
a za mn? ostry wiatr ten halny, duj?c;
groty przetrz?s?em g?rskie, grot piwnice,
r??ne domys?y z one j klechdy snuj?c;
na wszystkie Tatr?w wdar?em si? turnice,
rycerzy onych ?pi?cych upatruj?c. -
Jako jest d?ugi w ?a?cuchu ska? szaniec,
nigdzie i nigdzie od kra?ca po kraniec.

XCII

Czyli ich nie ma? - Granitowe stepy!
Sk?d ten ?w w my?lach czar, sk?d ja w zadumie?
Czy zapadni?ci w jakie? ska? zasklepy,
a nikt s??w has?a odgadn?? nie umie?
Mo?em chwycony na tych legend lepy,
kt?rych istotnej tre?ci nie rozumi? - - ?
Kog?? to szukam - po czyje? to god?o,
li op?tanie mnie tutaj zawiod?o?

XCIII

Duch op?tany, widzia?em si? w zbrojej,
wielko?? spomniawszy pradziada i ojca,
i wci?? ta wraca my?l o kl?twie mojej,
?e p?onie twarz we krwawych ?zach ogr?jca;
bom lico szarpa?, ?e krwi? w?os si? poi,
?e pod koron? he?mu moja g?owa
sta?a si? b?lem straszna Laukonowa.

XCIV

B?l przeinacza? kszta?ty w kr?g widziane
i czyni? ?ywe dziwo ?pi?ce w duszy;
stawia? ?r?d z?om?w zjawiska wo?ane
w martwych kamieniach tej pustynnej g?uszy;
?e si? zdawa?o nieraz: ska?a ruszy,
maj?ca twarze jak ludzie pospane.
Naraz ujrza?em wojsko, jak w b??kitach,
s?o?cem czerwonym oblane po szczytach.

XCV

Konni, w rynsztunkach ci??kich jak w skorupach,
jak by? daleki widok skalnych z?om?w,
w tych zorzach wszyscy, jak na zwalisk kupach,
na g?rach, niby rujnach zamk?w, dom?w.....
Olbrzymy - cale nie duchy wkl?te w trupach;
dziw, co da? pow?d do ba?ni i pom?w;
jakby po ska?ach w s?onecznej czerwieni
?ywa p?yn??a krew sieci? strumieni.

XCVI

W ci??arach tarcz i zbroi? mch?w zielonych,
dzier??cy miecze szczerbione i rdzawe,
przed si? godzili w ruchach zamierzonych,
goni?cy z?udn? w wichrach lotn? S?aw?,
?e kiedym patrzy? zdumia?y po onych
rycerzach - jako ?zy im ciek?y krwawe
z lic, w z?otym s?o?cu tym, co ciska zorze,
uczu?em, jako gnaj? gdzie? w przestworze ....

XCVII

ju? nie widz?cy granic dla swych p?d?w,
?e ju? ich oczy si?g?y w przepa?? ducha,
k?dy dojrza?y w?asnych dzie?-ob??d?w,
nierozerwalny ci?g widz?c ?a?cucha,
kt?rym przykuci do siode? i rz?d?w
je?d?ce - rozp?dni, gdy ju? duch nie s?ucha
r?ki - ?e r?ka p??-ruchu zmartwia?a....
Tak ich na wieczny sen po jena ska?a.

XCVIII

A ponad nimi, nad ig?ami
ogniste ptaki w zorzach p?yn?
wielkimi skrzyde? zawrotami
nad t? olbrzym?w zbieranin? -
zn?w moje or?y - przelotami
kr???c nad he?my, skrzyd?a zwin?
i przysiadaj? im na g?owach,
jakby z tym skalnym ludem w zmowach.

XCIX

I oczym wodzi? po tych widowiskach,
a my?l za nimi puszczona szala?a,
jak, zawieszone w p?d, sta?y w urwiskach,
?e zda si?, zdolna do wyskoku ska?a,
a? zrozumia?em .... jaka w tych zjawiskach
wielka my?l oczom si? postaciowa?a:
ci s? rycerze ?pi?cy, co w p??-ruchu,
w polocie jeszcze cielskiem, spali w duchu.

C

?pi?cy rycerze, to ci, co bezczynni,
ci, co gnu?niej? za domem czy doma;
ci, co jakimi? ju? dzie?ami s?ynni,
ju? syci S?awy i ju? ich oskoma
nie unosi - ci po wszystkie czasy winni,
leniwe duchy, kt?rych ?mia?o?? chroma:
dru?bowie S?awy, dzi? niewolni S?aw?,
we wiechach wie?c?w zakl?ci postaw?.

CI

Ucieka?! w p?dy! goni?! to ?mier? Ducha!
To Ducha ?mier?, te wie?ce, chwalba mi?a.
Ucieka?! P?dz? - puszcza z?om?w g?ucha
skalne ?cienice zapor? stawi?a;
gruz sypie - w przepa?? - ucho za nim s?ucha,
jak pog?os d?ugi czas ska?a odbi?a. -
Dalej! W p?d dalej! - podkowy wraz prysn?,
raz wraz wykrotem ja?owcu odcisn?.

CII

Lecimy, p?dz? - ja b??dz? - granity
stan??y poprzek drogi wielk? ?cian?,
a kryte mg?? wieczoru, a? dziryty
iskrzy?y si? o ?cian? zrysowan? .....
Bliska noc - pad?? ca?y w mg?y spowity,
ch??d - czeka? tu, a? b?y?nie rano,
do kamieni tych zimnych przyparci
rycerze b??dni, szale?cy czy czarci.

CIII

O moich ludzi ma?o co troskliwy,
z my?lami w ci?g?ej niezgodzie, szaleniec,
przespa?em noc na siodle niecierpliwy
?witania, kt?re chmur rozedrze wieniec
i prze??cz jak? odkryje - a dziwy
nasz?y mi? w moim ?nie: ?em jest odmieniec,
?e odsuwaj? si? skalne wierzeje
i ?e m?j orszak w tym ?nie kamienieje.

CIV

I ?ni?em, ?e jest ?wit, lecz we mg?ach bia?y,
a mo?e to ju? nie by? sen, lecz jawa;
na zbrojach per?y rosy szkl?ce dr?a?y;
a nieruchoma orszaku postawa -
m?j, wi?c na niewczas by? i b?l wytrwa?y,
bo nie od dzi? nam Dola nie?askawa.
By? dzie?, lecz ca?y dzie? deszcze ulewne
po ska?ach i po naszych zbrojach gra?y rzewne.

CV

A ponad nami z tych szczytnych krzesanic,
niby wodnica jaka? w?osy czesz?c,
wodospad - w przepa??! czy bezdno! - bez granic!
grzmia? w d??, okrutn? si?? spiesz?c,
i milk?.... tylko szum s?ysz? urwanie,
gdy lec? mimo - wi?c przepa?? pode mn?!
wi?c mi? tu wi?zi kto? moc? tajemn?!

CVI

"Sam tu! Giermak! Haj!" - - ci dalej bez ruchu -
"Sam tu!" - a tylko deszcz po stali pluszcze ....
Spowici w siniej?cym mg?y podmuchu,
gdzie si? siklawa rozbija o kuszcze
kosych drzew - - "Sam tu co duchu!!" - -
a tylko g?os odlata w puszcze;
ma?e si? w g?stwie mg?y rozchyla okno,
przez nie gdzie? w dole las - ludziska mokn?.

CVII

Kto nas tu zagna??! jake?my si? wspi?li?!
po tych krzesanych ?cianach w takie turnie!
Czarci nas nie?li czy w skrzyd?ach anieli,
a? g?stw? przes?onili ?wiat pochmurnie,
nas porzuciwszy w potok?w topieli,
kt?re si? przez nas w przepa?? la?y g?rnie.
- Coraz ju? - pierzch?y spod mych st?p opary,
deszcz cich? - a oni wci?? milcz?ce mary.

CVIII

Szed? zmierzch, zapad?a nas Noc w tym p??-szczycie
wisz?cych - coraz si? widz? samotny -
a oni dla mnie ?ciel? si? w b??kicie,
jak widma: pad?? pod nimi zawrotny,
nieruchomi jak g?azy, jakby w nich ju? ?ycie ....
- Czar! - mo?e jaki nas sp?ta? sromotny:
czuj? ju?, ?e i m?j ko? wrasta w ziemi?
i ?e mi senno?? klei oczy - gnie mi?.

CIX

Przecie? si? zrywam, potrz?sam i ?ywo
doby? mieczyska, zamierzony r?k?,
tej chwili w ??ku zast?g?e ogniwo
czuj?, przy?bica spada na twarz szcz?k?
?elazn? - ?em wi?ziony niemoc? straszliw?,
jak g?az - a tym okrutn? m?k?,
?e tak w p??-ruchu, miecz po?y-wyj?ty,
chwycony w kleszcze i w larw? zakl?ty.

CX

I ju? wschodz?ce S?o?ce po tej nocy
ujrza?o mnie kamieniem, g?azem, ska??
- - a jeszcze mi osta?a my?l w niemocy ....
- i widz?, jak promienie ku mnie s?a?o ... -
?e prawd? gwarz? ludowi prorocy,
to z przeznaczenia mi? los?w spotka?o,
ten zap?d m?j w pos??nym g?azie zmro?on
i archanielski S?d nade mn? gro?on:

CXI

"Ty b?dziesz wieczno?? ca?? w tym zap?dzie
zawieszon, z mieczem gotowym do ci?cia,
ty ?mia?y, co? mordowa? boskie s?dzie,
gdy ci? ko?cielne druzgota?y kl?cia;
S?du i miecza wstrzymane or?dzie,
a? ci? powo?a r?g do wniebowzi?cia:
na S?d tw?j biskup dla ci? zm?g? cmentarze,
Jemu? S?d Boga prze?egna? ci? ka?e".