|
Lem S. URANOWE USZY?y? raz pewien in?ynier kosmogonik, kt?ry rozja?nia? gwiazdy, ?eby pokona? ciemno??. Przyby? do mg?awicy Andromedy, gdy jeszcze by?a pe?na czarnych chmur. Skr?ci? zaraz wir wielki, a gdy ten ruszy?, kosmogonik si?gn?? po swoje promienie. Mia? ich trzy. czerwony, fioletowy i niewidzialny. Za?egn?? kul? gwiazdow? pierwszym i zaraz sta?a si? czerwonym olbrzymem, ale nie zrobi?o si? ja?niej w mg?awicy. Uk?u? gwiazd? drugim promieniem, a? zbiela?a. Powiedzia? do swego ucznia: Pilnuj mi jej! - a sam poszed? inne rozpala?. Ucze? czeka? tysi?c lat i drugi tysi?c, a in?ynier nie wraca?. I pomkn?? szuka? ucznia, kt?ry ze strachu przed nim uciek?. Nie potrzebowali Palatynidzi ?adnych lamp ani ogni noc?, bo wszystkie g?ry ich planety by?y radioaktywne, ?e o nowiu mo?na by?o szpilki liczy?. W dzie?, kiedy s?o?ce zbyt dawa?o si? we znaki, spali w podziemiach swoich g?r i tylko nocami schodzili si? w metalowych dolinach. Ale okrutny Architor kaza? do kot??w, w kt?rych topiono pallad z platyn?, wrzuca? bry?y uranu i obwie?ci? o tym w ca?ym pa?stwie. Ka?dy Palatynida musia? przyby? do pa?acu kr?lewskiego, gdzie mu brano miar? na nowy pancerz i zak?adano naramienniki i szyszak, r?kawice i nagolenniki, przy?bic? i he?m, a wszystko samo?wiec?ce, bo odzienie to by?o z blachy uranowej, a najmocniej ?wieci?y si? uszy. Wielk? bied? cierpieli poddani z?ego w?adcy. Niekt?rzy pragn?li wznieci? bunt przeciw Architorowi i porozumiewali si? w tym celu na migi, ale nic z tego nie wychodzi?o, bo zawsze znalaz? si? kto? mniej poj?tny, kto zbli?a? si? do reszty, aby zapyta?, o co chodzi, i wskutek jego nierozgarni?cia spisek natychmiast wylatywa? w powietrze. Przyjrza? si? z dala porz?dkom, panuj?cym na Aktyrlurii, i rzek? sobie: - Tak nie mo?e by?! - Za czym uprz?d? najcie?sze i najtwardsze promieniowanie, jak w kokonie, z?o?y? w nim w?asne cia?o, aby czeka?o na jego powr?t, a sam przybra? posta? ubogiego ciury i zeszed? na planet?. Kr??y? wi?c po wzg?rzach, do tarcz rycersklch podobnych, krokiem dzwoni?cym, a? zaszed? do podn??a baszty,w kt?rej Architor trzyma? skutego Pyrona. Zobaczy? go Pyron przez kraty i wyda? mu si? Kosmogonik, cho? w postaci skromnego robota, inny od wszystkich Palatynid?w. Nie ?wieci? bowiem w ciemno?ci ani troch?, lecz ciemny by? jak trup. Dzia?o si? tak dlatego, poniewa? w zbroi jego nie by?o ani krzty uranu. Okrzykn?? chcia? go Pyron, ale usta mia? za?rubowane, wi?c tylko skrzesa? iskier, bij?c g?ow? o ?ciany swego wi?zienia, a Kosmogonik, ujrzawszy ten b?ysk, zbli?y? si? do baszty i zajrza? w zakratowane okienko. Pyron nie m?g? m?wi?, ale m?g? dzwoni? ?a?cuchami, wydzwoni? wi?c ca?? prawd? Kosmogonikowi. Kosmogonik uda? si? w najdziksze g?ry Aktynurii i szuka? przez trzy dni kryszta??w kadmu, a kiedy je znalaz?, na blach? je rozp?aszczy? bij?c palladowymi g?azami. Wykroi? z blachy kadmowej nauszniki i k?ad? je na progach wszystkich domostw. Palatynidzi za?, kt?rzy je znajdowali, zdziwieni nak?adali je zaraz, bo by?a zima. Noc? pojawi? si? w?r?d nich Kosmogonik i pr?cikiem roz?arzonym porusza? tak szybko, ?e si? z tego uk?ada?y ogniste linie. W ten spos?b pisa? do nich w ciemno?ci: Objuczony dukatami uranowymi powr?ci? Kosmogonik w dolin? i pokaza? Palatynidom taki dziw: rzuca? dukaty z dala od siebie, jeden na drugi, ?e uczyni? si? z nich dzwoni?cy stos, a kiedy dorzuci? jeszcze jeden dukat nad miar?, powietrze zadr?a?o, z dukat?w strzeli?a jasno?? i obr?ci?y si? w kul? bia?ego p?omienia, a gdy wiatr wszystko rozwia?, tylko krater zosta?, wytopiony w skale. Zbli?a?a si? w?a?nie p?atno?? nowej daniny, kt?r? chciwy Architor ustanowi?. Rozda? Kosmogonik poddanym kr?lewskim uranowe dukaty i nimi radzi? sp?aca? danin?. Tak te? uczynili. Cieszy? si? kr?i, ?e tak wiele ?wiec?cych dukat?w idzie do jego skarbca, bo nie wiedzia?, ?e s? uranowe, a nie o?owiane. W nocy za? Kosmogonik stopi? wi?zienne kraty i wyswobodzi? Pyrona, a kiedy milcz?c szli dolin? w ?wietle radioaktywnych g?r, jakby pier?cie? Ksi??yc?w spad? i opasa? koliskiem widnokr?gi, naraz ?wiat?o?? wybuch?a straszliwa, bo stos uranowych dukat?w w skarbcu kr?lewskim nazbyt ju? ur?s? i wszcz??a si? w nim reakcja ?a?cuchowa. Eksplozja podniebna rozerwa?a pa?ac i cielsko metalowe Architora, a si?a jej by?a taka, ?e sze??set oderwanych d?oni tyrana polecia?o w pr??ni? mi?dzygwiezdn?. Na Aktynurii zapanowa?a rado??, Pyron zosta? jej sprawiedliwym w?adc?, a Kosmogonik, powr?ciwszy w ciemno??, cia?o swoje wydoby? z promienistego kokonu i odszed?, by gwiazdy zapala?. Sze??set za? platynowych r?k Architora do dzisiaj kr??y wok?? planety jako pier?cie? podobny do Saturnowego, ?wiec?c wspania?ym blaskiem, stokrotnie od ?wiat?a g?r radioaktywnych silniejszym, i powiadaj? uradowani Palatynidzi: - Patrzcie, jak dobrze Tor nam ?wieci. - A poniewa? niekt?rzy katem do dzi? go nazywaj?, powiedzenie to sta?o si? porzekad?em, dosz?o do nas po d?ugiej w?dr?wce w?r?d wysp galaktycznych i dlatego powiadamy "Kat mu ?wieci."
категории: [ ]
|
Новости сайта10.01.2008 - состоялось открытие сайта. Поиск |