Krasicki I. POCHWA?A MILCZENIA

Co nie jest do istno?ci, co brak w liczby rz?dzie,

Tym mniemamy milczenie - i jeste?my w b??dzie.

Poz?r go tak os?dzi?, ale poz?r zdradny.

Jest w nim przymiot istotny, jest przymiot dok?adny,

Zgo?a jest rzecz? dobr?, zdatn?, po?yteczn?.

Pisarze i gadacze, znam wasz? my?l sprzeczn?.

Przecie? na was powstan?. Ty, co ci si? marzy,

Ty, co bredzisz, co zmy?lasz, czasem ci si? zdarzy,

?e utrudzony krzykiem, kt?rym drugich nudzisz,

Umilkniesz, a ?e p?och? powie?ci? nie trudzisz,

?e? da? uszom spoczynek, wielbi? si? s?uchacze -

Oddawaj ho?d milczeniu. Wy, s?awni matacze,

Wy, szalbierze z rzemios?a, wy, zdrajcy z urz?du,

Profesy dzie? nieprawych, wy, niegodni wzgl?du,

Wy, co s?owem, co pi?rem umiecie kaleczy?,

Wy, kt?rych dzie?em, trudem - ?ga?, zdradza?, z?orzeczy?,

Zbyt poznani, milczycie, a g?upi wam wierzy.

Hipokryty! w?r?d waszych wzdycha? i pacierzy

Zdradne milczenie wtenczas, gdy cnota nie milczy,

Pod jagni?cym pozorem ukrywa jad wilczy.

Szarpacze cudzej s?awy, dzielni b??d docieka?.

Wiecie, jak zdradniej milcze? ni?li jawnie szczeka?;

Wiecie, a cnota j?czy. St?d zas?ugi tajne,

St?d talenta w pogardzie, st?d dusze przedajne,

St?d nieszcz??cie pod?ciwych, a przeciw naturze

Cnota w pod?ej siermi?dze, wyst?pek w purpurze.

Dworaki, w nieprawo?ci wy?wiczeni szkole,

Wy, co w sztucznej a zdradnej podst?p?w mozole

Kradniecie ca?y polor, strze?cie si? widoku.

Maszka, co?cie przywdziali, patrzaj?cych wzroku

Nie os?abi, odkryj? zdrad? omamienia.

Dusze pod?e, nurzcie si? w otch?aniach milczenia!

Trwo?liwa jest pod?ciwo??; nie jest jej kunszt g?uszy?,

Jak?e j? z zaniedbanych kryj?wek wyruszy??

M?g?by?, Pawle, bo czujesz, cho? pe?en szkarady,

M?g?by?, bo masz czo?gacz?w, co? wys?a? na zwiady,

M?g?by?, bo w twoim r?ku los prawego cz?eka;

Czego? si? cnota, Pawle, od ciebie doczeka?

Milczeniem j? przyt?umisz, wi?c skromna i cicha,

Nieznajoma u dwor?w, narzeka i wzdycha.

Wzdycha nie tak o sobie, bo sobie wystarczy,

Ale gdy na ni? podst?p niegodziwy warczy,

Gdy wydziera sposobno??, aby zdatn? by?a,

J?czy, i? chc?c nie mo?e, by uszcz??liwi?a.

Niegdy? s?u?y? ojczy?nie has?em by?o cz?eka.

?wi?te has?o, gdzie?e? jest? Zmilczane od wieka.

Odg?osie serc pod?ciwych, niezmazanej duszy,

Ju? si? o nasze p?oche nie obijasz uszy.

Dobrze milczy?, bo p?ac?; szukaj wpo?r?d wiela -

Jest gmin, ale kto znajdzie w nim obywatela?

O wy, kt?rych powinno?? prawd? m?wi? jawnie,

Mocni? s?owo przyk?adem dzielnie a ustawnie,

Milczenie was pot?pia, gdy my?l ?wiecka trwo?y:

?wi?t? ?mia?o??, bezwzgl?dn? niesie zakon bo?y.

Zbyt trwo?liw? roztropno?? nie godzicie z stanem,

Zna?, czu?, m?wi?, da? przyk?ad - to jest by? kap?anem.

Milczenie, w skutkach bywasz z?e, lecz nie w istocie!

Zrzu? barw?, co ci? podli, a towarzysz cnocie -

W ?wietnym si? blasku wydasz. O ?wi?towymowne

Wtenczas, gdy uszy podchlebstw wdzi?kom niewarowne,

Uszy pieszczone pan?w, do pochwa? przywyk?e,

Za korzy?? bior?c brz?ki ?udz?ce i znik?e,

S?ysz? pochwa?? zbrodni, jakby cnot? by?a:

Wiele? dzielno?? milczenia zbrodni poprawi?a!

Zda?o si? by? przest?pne, lecz umys?, co b??dzi?,

?wi?t? niemot? z czasem, czym by?a, os?dzi?.

Serc niewinnych okraso, skromno?ci i wstydzie,

Nie daj si? szerzy? s?owem ku twojej ohydzie,

Wzno? ??dze ku milczeniu, a?eby ci? strzeg?o.

Mniej od miecza ra?onych na placu poleg?o

Ni? tych, co w jadzie dzielne, w z?ych skutkach zamo?ne,

Zgubi?o jedno s?owo, wolne, nieostro?ne.

Niegdy? zbrodni? to by?o, co dzi? ?artem mieni?.

P?ocho?? z g?upstwem nie znaj?, co wielbi? i ceni?:

Nieszcz??liwie uwolnion od cnotliwej dziczy,

Przywyk? spro?nym wyrazom s?uch czujny, dziewiczy.

St?d m?odsze gdy w ubite starszych wchodz? tropy,

Pe?no widziem Mesalin, rzadkie Penelopy.

?wi?ta niemoto, gdyby? opanowa? chcia?a

Te usta, z kt?rych zbrodnia szkaradna, zuchwa?a,

Jak z ?r?d?a, gdy obficie w zarazie wytryska,

?mie z ?wi?to?ci ?art czyni?, a z cnoty igrzyska,

Wznie? por? po??dan? i wiekom pami?tn?!

Niech zdrajcy, co m?dro?ci zniewa?yli pi?tno,

Pi?tno w?a?ciwe cnocie, kt?r? nienawidz?,

Niech poznaj?, co szpec?, i niechaj si? wstydz?.

A je?li g?os wznie?? ?miej?, daj tego doczeka?,

Niech maj? dar m?wienia, a?eby odszczeka?.

Milczenie, sprawco my?li, w twoim ?onie ?ywa,

Wznosi si?, dzia?a, krzewi, poznaje, odkrywa,

Z twych ?o?ysk buja; wolna od zmy?lnej katuszy,

Wywy?szona, poznaje, jaka wielko?? duszy,

Szuka celu, cho? widzi wy?szo?? nad jej silno??,

Nieobj?ty ??daniem, t?umi?cy usilno??,

Przecie? si? lotem wzmaga, a w zap?dy p?odna,

Poznaje przysz?? istno??, czuje, czego godna.