Przybyszewski S. CONFITEOR

Przyst?puj?c do rozwini?cia naszych poj?? o sztuce, uwa?amy za niepotrzebne si?ga? do zda? estetyk?w, uwa?amy za zbyteczne zbija? r??norodne s?dy i wyroki estetyczne, nie my?limy r?wnie?, ?e wypowiadamy co? zupe?nie nowego, ale stoj?c na czele pisma, kt?remu si? charakter nadaje, trzeba wytkn?? zasadniczy kierunek, w jakim si? pismo prowadzi.

Sztuka w naszym poj?ciu nie jest ani "pi?kno", ani ein Teil der Erkenntniss, jak j? Schopenhauer nazywa, nie uznajemy r?wnie? ?adnej z tych bezlicznych formu?ek, jakie estetycy stawiali, pocz?wszy od Platona , a? do starczych niedorzeczno?ci To?stoja —

sztuka jest odtworzeniem tego, co jest wiecznym, niezale?nym od wszelkich zmian lub przypadkowo?ci, niezawis?ym ani od czasu, ani od przestrzeni, a wi?c;

odtworzeniem istotno?ci, tj. duszy. I to duszy, czy si? we wszech?wiecie, czy w ludzko?ci, czy w pojedynczym indywiduum przejawia.

Sztuka zatem jest odtworzeniem ?ycia duszy we wszystkich jej przejawach, niezale?nie od tego, czy s? dobre lub z?e, brzydkie lub pi?kne.

To w?a?nie stanowi zasadniczy punkt naszej estetyki. Sztuka wczorajsza by?a na us?ugach tak zwanej moralno?ci. Nawet najpot??niejsi arty?ci z ma?ymi wyj?tkami nie byli w stanie ?ledzi? przejaw?w duszy oderwanych od tak zmiennych poj??, jak poj?cia moralne lub spo?eczne; zawsze potrzebowali dla dziel swych p?aszczyka moralno-narodowego. Sztuka w naszym poj?ciu nie zna przypadkowego rozklasyfikowania objaw?w duszy na dobre lub z?e, nie zna ?adnych zasad czy to moralnych, czy spo?ecznych: dla artysty w naszym poj?ciu s? wszelkie przejawy duszy r?wnomierne, nie zapatruje on si? na ich warto?? przypadkow?, nie liczy si? z ich przypadkowym z?ym lub dobrym oddzia?ywaniem, czy to na cz?owieka lub spo?ecze?stwo, tylko odwa?a je wedle pot?gi, z jak? si? przejawiaj?.

A wi?c substrat naszej sztuki istnieje dla nas jedynie tylko ze strony swej energii, zupe?nie niezale?nie od tego, czy jest dobrem lub z?em, pi?knem czy brzydot?, czysto?ci? czy harmoni?, rozpasaniem, zbrodni? czy cnot?.

Artysta odtwarza zatem ?ycie duszy we wszystkich przejawach; nic go nie obchodz? ani prawa spo?eczne, ani etyczne, nie zna przypadkowych odgraniczeni nazw i formu?ek, ?adnych z tych koryt, odn?g i ?o?ysk, w jakie spo?ecze?stwo olbrzymi strumie? duszy wepchn??o i go os?abi?o. Artysta zna tylko — powtarzam — pot?g?, z jak? dusza na zewn?trz wybucha.

Sztuka jest objawieniem duszy we wszystkich jej stanach, ?ledzi j? na wszystkich drogach, wybiega za ni? we wieczno?? i wszechprzestrze?, wg??bia si? z ni? w prai?y bytu i si?ga w t?czowe szczyty.

Sztuka nie ma ?adnego celu, jest celem sama w sobie, jest absolutem, bo jest odbiciem absolutu — duszy.

A poniewa? jest absolutem, wi?c nie mo?e by? uj?t? w ?adne karby, nie mo?e by? na us?ugach jakiej?kolwiek idei, jest pani?, pra?r?d?em, z kt?rego ca?e ?ycie si? wy?oni?o.

Sztuka stoi nad ?yciem, wnika w istot? wszechrzeczy, czyta zwyk?emu cz?owiekowi ukryte runy, obejmuje wszechrzecz od jednej wieczno?ci do drugiej, nie zna ni granic, ni praw, zna tylko jedn? odwieczn? ci?g?o?? i pot?g? bytu duszy, kojarzy dusz? cz?owieka z dusz? wszechnatury, a dusz? jednostki uwa?a za przejaw tamtej.

Sztuka tendencyjna, sztuka pouczaj?ca, sztuka-rozrywka, sztuka-patriotyzm, sztuka maj?ca jaki? cel moralny lub spo?eczny przestaje by? sztuk?, a staje si? biblia paupeium dla ludzi, kt?rzy nie umiej? my?le? lub s? zbyt ma?o wykszta?ceni, by m?c przeczyta? odno?ne podr?czniki — a dla takich ludzi potrzebni s? nauczyciele w?drowni, a nie sztuka.

Dzia?a? na spo?ecze?stwo pouczaj?co albo moralnie, rozbudza? w nim patriotyzm lub spo?eczne instynkta za pomoc? sztuki, znaczy poni?a? j?, spycha? z wy?yn absolutu do n?dznej przypadkowo?ci ?ycia, a artysta, kt?ry to robi, niegodny jest miana artysty.

Sztuka demokratyczna, sztuka dla ludu, jeszcze ni?ej stoi. Sztuka dla ludu to wstr?tne i p?askie banalizowanie ?rodk?w, jakimi si? artysta pos?uguje, to plebejuszowskie udost?pnienie tego, co z natury rzeczy jest trudno dost?pnym.

Dla ludu chleba potrzeba, nie sztuki, a jak b?dzie mia? chleb, to sam sobie drog? znajdzie.

Zwleka? sztuk? z jej piedesta?u, w??czy? j? po wszystkich rynkach i ulicach to rzecz ?wi?tokradcza.

Tak poj?ta sztuka staje si? najwy?sz? religi?, a kap?anem jej jest artysta. Jest on osobisty tylko wewn?trzn? pot?g?, z jak? stany duszy odtwarza, poza tym jest kosmiczn?, metafizyczn? si??, przez jak? si? absolut i wieczno?? przejawia.

By? on pierwszym prorokiem, kt?ry wszelk? przysz?o?? ods?ania?, a t?omaczy? runy zaple?nia?ej przesz?o?ci, by? magiem, co przenika? najg??bsze tajemnice, obejmowa? tajne zwi?zki wszech?wiat?w, przeczuwa? i odkrywa? ich wzajemne na siebie dzia?anie, a z wiedzy tej tworzy? sobie moc, co gwiazdy na niebie w ich biegu zastanawia?a, by? wielkim m?drcem, kt?ry wiedzia? najtajniejsze przyczyny i tworzy? nowe, nigdy nie przeczuwane syntezy: artysta ten, to ipse philosophus, daemon, Deus et omnia .

Artysta nie jest s?ug? ani kierownikiem, nie nale?y ani do narodu, ani do ?wiata, nie s?u?y ?adnej idei ani ?adnemu spo?ecze?stwu.

Artysta stoi ponad ?yciem, ponad ?wiatem, jest Panem Pan?w, nie kie?znany ?adnym prawem, nie ograniczany ?adn? si?? ludzk?.

Jest on zar?wno ?wi?ty i czysty, czy odtwarza najwi?ksze zbrodnie, odkrywa najwstr?tniejsze brudy, gdy oczy w niebo wbija i ?wiat?o?? Boga przenika.

Bo nie zna on praw i ogranicze?, jakie objawy duszy ludzkiej w to lub owo koryto wpychaj?, zna on tylko jedynie pot?g? tych przejaw?w, r?wnie siln? w cnocie czy w zbrodni, w rozpu?cie czy w skupieniu modlitwy.

Artysta, kt?ry chce poucza? "ubogich w duchu", chce by? ich kierownikiem, niechaj raczej zostanie agitatorem albo za?o?y olbrzymie falansterie, o jakich Fourieru marzy?, bo kr?lestwo ubogich w duchu — to chleb, a nie sztuka.

Artysta, kt?ry nagina si? do wymaga? poszczeg?lnego spo?ecze?stwa, pochlebia mu, podaje mu prze?uty i lekki do strawienia obrok (zapomnia?em, ?e m?wi? o arty?cie, zacz??em m?wi? o pokornym wole roboczym).

Artysta, kt?ry pragnie poklasku, a skar?y si? na ma?e uznanie t?umu, stoi jeszcze w przedsionku sztuki, nie czuje si? jeszcze panem, kt?ry ?ask nie ?ebrze, tylko hojn? r?ka je na t?um rzuca i nie pragnie podzi?ki — tej pragnie tylko plebejusz w duchu, tej pragn? tylko dorobkiewicze.

Artysta, kt?ry si? skar?y, ?e rozrzucaj?c skarby swego ducha kala sw? dusz? przez zetkni?cie si? z t?umem, przeszed? ?wi?ty pr?g, ale si? myli. Cz?owiek nie uznaj?cy ?adnych praw, stoj?cy ponad t?umem, ponad ?wiatem, kala? si? nie mo?e.

Nar?d to cz?stka wieczno?ci i w nim tkwi? korzenie artysty, z niego, z ziemi rodzinnej ci?gnie artysta naj?ywotniejsz? sw? si??. W narodzie tkwi artysta, ale nie w jego polityce, nie w jego zewn?trznych przemianach, tylko w tym, co jest w narodzie wiecznym: jego odr?bno?ci od wszystkich innych narod?w, rzeczy niezmiennej i odwiecznej: rasie.

Dlatego jest g?upi? niedorzeczno?ci? zarzuca? arty?cie w naszym poj?ciu beznarodowo??, bo w nim najsilniej przejawia si? "istotny", wewn?trzny duch narodu, on jest tym mistycznym Kr?lem-Duchem, chwa?? i wniebowst?pieniem narodu.

Niedorzeczno?ci? jest zarzuca? arty?cie "mglist? mistyczno??". Sztuka w naszym poj?ciu jest metafizyczn?, tworzy nowe syntezy, dociera j?dra wszechrzeczy, wnika we wszystkie tajnie i g??bie — a s? jeszcze ludzie, dla kt?rych to jest mistyk? (co? w kszta?cie spirytyzmu — he, he...).

I raz jeszcze powtarzam na wszystkie mo?liwe zarzuty, kt?re nas spotka? mog?:

Nie znamy ?adnych praw, ani moralnych, ani spo?ecznych, nie znamy ?adnych wzgl?d?w, ka?dy przejaw duszy jest dla nas czystym, ?wi?tym, g??bi? i tajemnic?, skoro jest pot??ny.

Kilka jeszcze szczeg???w, dotycz?cych technicznej strony redakcji.

Zamieniaj?c "?ycie" na dwutygodnik, nie zmienili?my warunk?w prenumeraty. Wsp??pracownicy nie mog? i nie powinni dawa? za bezcen swoich utwor?w i wytwarza? w ten spos?b niegodn? i nieuczciw? konkurencj?, a czytaj?c? publiczno?? trzeba do tego przyzwyczai?, ?e mo?e i powinna zap?aci? za utwory literackie cho?by tysi?czn? cz??? tego, co p?aci za obrazy, rze?by lub teatr.

Staraniem naszym, idea?em redakcyjnym b?dzie dawa? takie utwory, kt?re zap?odni? czy to now? my?l?, czy now? form? najm?odsz? generacj? artyst?w, postawi? pismo na takiej wy?ynie, aby nikt nie potrzebowa? si?ga? po informacje natury czysto artystycznej do innych pism. I aby to osi?gn??, zwi?zali?my z redakcj? nasz? najwybitniejsze si?y krytyczne za granic? by pismo nasze nie dawa?o informacyj, jak to cz?sto w polskich pismach bywa, z dziesi?tej r?ki od ludzi ma?o albo tylko powierzchownie z poszczeg?lnymi literaturami obznajomionych, ale informacyj ?r?d?owych od ludzi, kt?rzy od lat. ca?ych literatur? ?ledz? i w niej ?yj?.

Usun?li?my dzia? spo?eczny. By? on zawsze z natury rzeczy balastem, bo kwestyj spo?ecznych nie rozwi?zuje si? kilku artyku?ami, a przy tym zatraca si? charakter pisma, bo dzia? spo?eczny redagowany przez kogokolwiekb?d? zawsze jest stronnym i sta? dotychczas w jaskrawej sprzeczno?ci z dzia?em artystycznym.

A naszym idea?em jest pismo jednolite, bezwzgl?dne, nie wahaj?ce si? ani na jedn?, ani na drug? stron?.

Zreszt? s?dzimy, ?e usuni?cie tego dzia?u nikomu przykro?ci nie sprawi, bo dla ludzi powa?nie sprawy spo?eczne traktuj?cych dzia? ten tak czy tak zupe?nie nie wystarcza?, i tak czy tak byli zmuszeni si?ga? do innych pism, a "?ycie" nie chce by? organem dla ludzi leniwych, chc?cych si? orientowa? pobie?nymi artyku?ami.

Taka popularyzacja powa?nej nauki przynosi wed?ug do?wiadcze? jak najgorsze rezultaty.

To jest nasze wyznanie wiary.

Pismo nasze nie jest przeznaczone dla tych, kt?rzy w sztuce szukaj? po?ytku mydlarza, co po ca?otygodniowej pracy szuka w niedziel? rozrywki i zbudowania w dziele artysty — a ile, ile tysi?cy mamy tych mydlarzy — nie przeznaczone dla 'dzieci i ludzi choruj?cych na uwi?d starczy — ani dla ludzi nie umiej?cych czyta?,

ale dla artyst?w — niestety tak ich ma?o — i dla ludzi, dla kt?rych sztuka sama w sobie jest celem.

I w nadziei, ?e w narodzie posiadaj?cym tak wysok? kultur?, tak pi?kn? a kr?lewsk? tradycj? znajdzie si? tysi?c wytwornej arystokracji ducha, szukaj?cej w sztuce czego? innego jak spopularyzowanego podr?cznika historii lub wyk?ad?w z dziedziny spo?ecznej i etycznej, w tej melancholijnej i pe?nej rezygnacji nadziei rozpoczynamy trzeci rocznik "?ycia".

?piewano nam msze ?a?obne od samego pocz?tku, "?ycie" pogrze?? si? nie da?o, a dzi? silniejsze ni? kiedykolwiek, materialnie zabezpieczone b?dzie nadal piel?gnowa?o ?wi?ty Znicz Sztuki dla Sztuki.

?r?d?o: "http://pl.wikisource.org/wiki/Confiteor"