|
Krasicki I. Z?O?? UKRYTA I JAWNA?atwiej nie ?ga? poetom, ministrom nie zwodzi?, ?atwiej g?upiego przeprze?, wod? z ogniem zgodzi? Ni? zrachowa? filuty: ci?ba, wojsko spore. Sk?d zacz??? Spo?r?d t?umu na hazard wybior?. Wojciech, jadem zaprawny, co go wewn?trz mie?ci, Zdradnie wita, pozdrawia, ca?uje i pie?ci, W oczy ?ciska, w bok patrzy, a gdy ?udzi wdzi?cznie, Cieszy si? wewn?trz zdrajca, ?e oszuka? zr?cznie. Czyni ?le, bo gust w samej upatruje z?o?ci, Zdradza, byleby zdradzi?, a ten zysk chytro?ci Stawia mu z cudzych trosk?w wdzi?czne widowiska. Najmilszy jego nap?j ?za, kt?r? wyciska. Co s?owo - sztuka zdradna, co krok - podst?p nowy; Zdrajca czynmi. gestami, milczeniem i s?owy. Na kogo tylko wspoj?rzy, stawia zaraz sid?a, A gdy si? coraz wzmaga z?o?? jego obrzyd?a, Jak paj?k, co snu? z siebie, rozpostar?szy sieci, Czuwa w?r?d pasm zawi?ych, rych?o w nie kto wleci. U?miech jego nieprawy zmyka si? po twarzy. W oczach skra zajad?o?ci b?yszczy si? i ?arzy, Spuszcza je na blask cnoty, a zjadle pokorny, Sili si? swej niecnocie kszta?t nada? pozorny. Pr??na praca. Sama si? z?o?? z czasem odkrywa. Spada maszka, a zdrajca, co pod ni? przebywa, Tym jeszcze wszeteczniejszy, im d?u?ej by? tajny. Ten. co ma umys? zwrotny, a j?zyk przedajny. Idzie za nim Konstanty, szcz??liwy, ?e wygra?. A co w pierwszych pocz?tkach ?artowa? i igra?, Czyni?c jak od niechcenia, gdy sztucznie si? czai?, Tak kunszt zdradnych podst?p?w dowcipnie utai?, I? ten. co oszukany, nie wie. jak wpad? w p?ta. Wpad? jednak, a fortelnie sztuka przedsi?wzi?ta Tego, co j? dokaza?, uczyni?a stawnym. A pod?ciwo??? Ten przymiot s?u?y? czasom dawnym: A kto wie, czy i s?u?y?? Ka?dy wiek mia? ?otr?w, A co my teraz mamy i Paw??w, i Piotr?w! Mia? Rzym swoje Werresy. swoje Katyliny, By? ten czas, kiedy Kato, z pod?ciwych jedyny, Sili? si? przeciw zdrajcom sam i pad? w odporze. Nie w tak dzikim ju? teraz jest cnota humorze, Umie ona, gdy trzeba, zyskowi dogadza?: Cz?owiek grzeczno-pod?ciwy, kiedy kra?? i zdradza? Naka?e okoliczno??, zdradzi i okradnie, Ale zdradzi przystojnie i zedrze przyk?adnie, Ale wdzi?cznie oszuka, kszta?tnie przysposobi, Ochrzci cnot? szkarad? i z?o?? przyozdobi, A cho? zra?a sumnienie, niebo straszy gromem, ?mieje si?. zdradza, kradnie - i jest galantomem. Wi?c pod?ciwych a? nadto. Pawe? trzech msz?w s?ucha?, Zm?wi? cztery r??a?ce, na gromnice dmucha?, Wpisa? si? w wszystkie bractwa, dwie godziny kl?cza?, Krzywi? si?, szepta?, mruga?, i wzdycha?, i j?cza?, A pieni?dze da? w lichw?. ?wi?te s? pacierze, Zdatne bractwa, lecz temu. co daje. nie bierze. Syp fundusze, a kradnij, B?g ofiar? wzgardzi. Tacy byli, mnieman? pobo?no?ci? hardzi, Owi faryzeusze i wyschli, i smutni, A w ?akomstwie niesyci, w dumie absolutni, M?ciwi, krn?brni, ?akomi, nieludzcy, oszczerce. Pr??ne. Pawle, ofiary, gdzie ska?one serce. Krzyw si?, mrugaj, bij czo?em, kl?cz, szeptaj i dmuchaj, Zm?w r??a?c?w bez liku, bez liku msz?w s?uchaj, Je?li? zdrajca, ob?udnik, darmo kunsztu szukasz, Mo?esz ludzi omami?. Boga nie oszukasz. Brzydzi si? niecnotliwym J?drzej hipokryt?, A natychmiast zbyt szczery, nie ju? z?o?ci? skryt?, Ale jawnym wzgorszeniem zara?a i truje, Pyszny mn?stwem szkarady, ha?b? tryumfuje. Zrzuci? szacown? cnoty i wstydu zapor?, A widz?c skutki jadu i ?atwe, i spore, Sta? si? mistrzem bezbo?nych, ma uczni?w bez liku. Le?? grzecznych blu?nierc?w dzie?a na stoliku, Gotowalniane m?drcy, tajemnic badacze, Przewodniki z?udzonych, wiek?w poprawiacze, Co w zuchwa?ych zap?dach chc?c rzeczy docieka?, ?miej? prawdzie uw?oczy? i na jawno?? szczeka?. Czcze ?wiat?a, dymy znik?e... Lecz z widok?w spro?nych Zwr??my oczy. Ju? nadto tych scen zbyt ?a?osnych. Dumny Jan pokrewie?stwem i Litwy, i Polski, ?e go uczci? Niesiecki, Paprocki, Okolski, Rozumie, i? za zmow? ugodn? i wspoln? Wszystkim cierpie? nale?y, jemu szale? wolno. Rozumie, i? gdy tytu? zaczyna od "ja?nie", Przy tym blasku i rozum, i cnota przyga?nie; Nadstawia si? i gardzi. Miko?aj bogaty, Cho? go ja?nie wielmo?ne nie czcz? antenaty, ?mieje si? z o?wieconych, co z?otem nie ?wiec?. To u niego zacno?ci i szcz??cia skarbnic?, To rozum, to nauka, w tym si? wszystko mie?ci: Sz?stak groszy dwana?cie, a z?oty trzydzie?ci. Jak?e zebra?? - Do??, ?e ma. Czy ukrad?, czy zdradzi?, Miko?aj pan, cho? filut, bo skarby zgromadzi?, Bo posiada po panach folwarki i w?o?ci; Jak zechce, przyjdzie i do ja?nie wielmo?no?ci. Woli by? mo?ci panem, a z sum po?yczonych Bra? lichw? od d?u?nik?w ja?nie o?wieconych. Dum? wewn?trz nad?ci, zbytkiem podupadli Nie wstydz? si? ci ?ebra? u tych, co je skradli; Oszukani kln? na dal. a ?asz? si? z bliska. ?mieje si? pan Miko?aj, a maj?tno?? zyska. Za jedn?, kt?ra posz?a, w rok idzie i druga, A? ?w lichwiarz pokorny, uni?ony s?uga, Wi?kszy pan ni? jegomo??, kt?rego wielmo?ni. Tak lec? w zdradne sid?a m?odzi, nieostro?ni. Omamiony nieprawym polorem i gustem, Piotr, co zacz?? by? stratnym, jest teraz oszustem. Gdy nie ma wsi na zastaw, dopiero? pieni?dzy, Chc?c unikn?? i g?odu, i zimna, i n?dzy, Istotn? dolegliwo?? gdy, jak mo?e, tai. Wi??e si? z towarzyszmi, podchlebia i rai, Czatuje, jakby ze wsi domatora dosta?, A uprzejmego bior?c przyjaciela posta?, Zaczyna rz?dy w domu. Cz?stuje i sprasza, Dobry gust gospodarza wielbi i og?asza. W sp??ce jest do wszystkiego, cho? pieni?dzy nie ma. I p?ty w wi?zach tego. co usidli?, trzyma, A? go sobie we wszystkim uczyni podobnym. Wi?c ten. co niegdy? oczy pas? gustem ozdobnym, Wraca do domu zdarty, smutny, po kryjomu, Albo i nie powraca, nie miawszy ju? domu. Pr??no wi?c, jak to m?wi?, po szkodzie korzysta. Franciszek, przedtem pieniacz, teraz alchymista, Dmucha coraz na w?gle, przy piecyku siedzi, Zag?szcza i rozwil?a, przerzadza i cedzi. Pe?ne proszk?w chymicznych szafy i stoliki, Wsz?dzie torty, retorty, banie, alembiki. Ju? postrzeg? w ogniu gwiazd?, a kto gwiazd? zoczy Albo g?ow? Meduzy, albo ogon smoczy. Ju? ten wygra?. Winszuj?, ale nie zazdroszcz?. To mniejsza, ?e Franciszek o z?oto si? troszcze; Niech dmucha, a nie kradnie. Cho?by z?oto zrobi?, Swoje straci?, na swoim niechby i zarobi?. Nie z?oto szcz??cie czyni, o bracia, nie z?oto! Grunt wszystkiego pod?ciwo??, pobo?no?? i z cnot?. Padnie taka budowla, gdzie grunt nie jest sta?y. Chcemy nasz stan, stan kraju, ustanowi? trwa?y, Odmie?my obyczaje, a j?wszy si? pracy, Niech b?d? dobrzy, b?d? szcz??liwi Polacy.
категории: [ ]
|
Новости сайта10.01.2008 - состоялось открытие сайта. Поиск |