Krasicki I. ?WIAT ZEPSUTY

Wolno szale? m?odzie?y, wolno starym zwodzi?,

Wolno si? na czas ?eni?, wolno i rozwodzi?.

Godzi si? kra?? ojczyzn? ?atw? i powoln?,

A mnie sarka? na takie bezprawia nie wolno?

Niech si? miota z?o?? na ci? i chytro?? bezczelna -

Ty m?w prawd?, m?w ?mia?o, satyro rzetelna.

Gdzie?e? cnoto? gdzie? prawdo? gdzie?cie si? podzia?y?

Tu?cie niegdy? najmilsze przytulenie mia?y.

Czci?y was dobre nasze ojcy i pradziady,

A synowie, co w bite st?pa? mieli ?lady,

Szydz?c z ?wi?tej pod?ciwych swych przodk?w prostoty,

Za blask czczego pozoru zamienili cnoty.

S??w a? nadto, a same matactwa i ?garstwa;

Wstr?t usta?, a jawnego spro?no?? niedowiarstwa

?mie si? targa? na ?wi?te wiary tajemnice;

Jad si? szerzy, a ?r?d?o bior?c od stolice

Grozi dalsz? zaraz?. Pe?no ksi?g bezbo?nych,

Pe?no mistrz?w zuchwa?ych, pe?no uczni?w zdro?nych;

A je?li gdzie si? cnota i pobo?no?? mie?ci,

Wy?miewa j? zuchwa?o?? nawet w p?ci niewie?ciej.

Wsz?dzie nierz?d, rozpusta, wyst?pki szkaradne.

Gdzie?e?cie, o matrony, ?wi?te i przyk?adne?

Gdzie?e?cie, ludzie prawi, przystojna m?odzie?y?

O?lep t?uszcza bezbo?na w otch?a? zbytk?w bie?y.

Co zysk pod?y skojarzy?, to p?ocho?? rozprz??e;

Wzgardzi?y jarzmem cnoty i ?ony, i m??e.

Zapami?ta?e dzieci rodzic?w si? wstydz?,

Wadz? si? przyjaciele, bracia nienawidz?,

Rw? krewni ?up sierocy, ?zy wd?w pij? zdrajce,

Oczyszcza wzgl?d nieprawy jawne winowajce.

Zdobycz wiek?w, zysk cnoty posiadaj? zdzierce,

Zwierzchno?? bez powa?enia, prawo w poniewierce.

Zysk serca opanowa?, a co niegdy? tajna,

Teraz z?o?? na widoku, a cnota przedajna.

Duchy przodk?w, nadgrody cn?t co u?ywacie,

Na wasze gniazdo okiem je?eli rzucacie.

Je?li odg?os dzie? naszych was kiedy doleci,

Czy? mo?ecie z nas pozna?, ?e?my wasze dzieci?

Jeste?my, ale z gruntu ska?eni, wyrodni,

Jeste?my, ale? tego nazwiska niegodni.

To, co oni honorem, pod?ciwo?ci? zwali,

My prostot? ochrzcili; wi?c co szacowali,

My tym gardziem, a grzeczno?? przenosz?c nad cnot?,

Dzieci z?e, psujem ojc?w pod?ciwych robot?.

Dobra by?a uprawa, lecz z?e ziarno pad?o,

St?d ci teraz Feniksem prawie zgodne stad?o.

Zysk ma??e?stwa kojarzy, ?artem jest przysi?ga,

Lubie?no?? wspaja w?z?y, niestatek rozprz?ga.

M?odzie? pr??na nauki, a rozpusty chciwa,

Skora do rozwi?z?o?ci, do cnoty leniwa.

Zapami?ta?e starcy, zha?bione przymioty.

?mieje si? zbrodnia syta z pogn?bionej cnoty.

Wstyd usta?, wstyd ostatnia niecnoty zapora;

Z?o??, zara?na w swym ?r?dle, a w skutkach zbyt spora

Przeistoczy?a dawny grunt ustaw pod?ciwych;

Chlubi si? jawna kradzie? z korzy?ci zel?ywych.

Nie masz jarzma, a je?li jest taki, co d?wiga,

Nie w?o?y?a go cnota - fa?sz, pod?o??, intryga.

P?odzie, szacownych ojc?w nosz?cy nazwiska!

Zewsz?d ci? zas?u?ona dolegliwo?? ?ciska:

Same? sprawc? twych los?w. Zdro?ne obyczaje,

Krn?brno??, nierz?d, rozpusta, zbytki gubi? kraje.

Pr??no si? stan mnieman? pot?g? nasro?y?,

Kt?ry na gruncie cnoty rz?d?w nie za?o?y?.

Pr??no sobie podchlebia. Ten, co niegdy? s?yn??,

Rzym cnotliwy zwyci??a?, Rzym wyst?pny zgin??.

Nie Goty i Alany do szcz?tu go znios?y:

Zbrodnie, kl?sk poprzedniki i upadk?w pos?y,

Te go w jarzmo wprawi?y. Skoro w cnocie stygn??,

Upad? - i ju? si? wi?cej odt?d nie pod?wign??.

By? czas, kiedy b??d ?lepy nierz?dem si? chlubi?:

Ten nas nierz?d, o bracia, pokona? i zgubi?,

Ten nas cudzym w ?up odda?, z nas si? z?e zacz??o:

Dzie? jeden nieszcz??liwy zniszczy? wiek?w dzie?o.

Padnie s?aby i l??e - wzmo?e si? wspania?y.

Rozpacz - podzia? nikczemnych! Wzmagaj? si? wa?y,

Grozi burza, grzmi niebo; okr?t nie zatonie,

Majtki, zgodne z ?eglarzem, gdy stan? w obronie;

A cho? bezpieczniej okr?t opu?ci? i p?yn??,

Pod?ciwiej by? w okr?cie, ocali? lub zgin??.