|
Krasicki I. MONACHOMACHIA (5)Pie?? pi?ta I ?miech niekiedy mo?e by? nauk?, Kiedy si? z przywar, nie z os?b natrz?sa; I ?art dowcipn? przyprawiony sztuk? Zbawienny, kiedy szczypie, a nie k?sa; I krytyk zda si?, kiedy nie z przynuk?, Bez ???ci ?aje, przystojnie si? d?sa. Szanujmy m?drych, przyk?adnych, chwalebnych, ?miejmy si? z g?upich, cho? i przewielebnych. Wpada Hijacynt, nowa posta? rzeczy! Miejsce dysputy zasta? placem wojny, Jeden drugiego rani i kaleczy, Wzi?? w ?eb do razu nasz rycerz spokojny. Widzi, ?e skromno?? ju? nie ubezpieczy, Wi?c, dzielny w m?stwie, w oddawaniu hojny, Jak si? zawin?? i z boku, i z g?ry, Za jednym razem urwa? dwa kaptury. Lec? sanda?y i trepki, i pasy, Wrzawa powszechna przera?a i g?uszy. Zdr?twia? Hijacynt na takie ha?asy, Chcia?by unikn?? bitwy z ca?ej duszy, Wi?c przeklinaj?c nieszcz??liwe czasy Reszt? kaptura nasadzi? na uszy. Ju? si? wymyka? - wtem kuflem od wina Leg? z s?awnej r?ki ojca Zefiryna. Rykn?? Gaudenty jak lew rozjuszony, Gdy Hijacynta na ziemi obaczy?; Now? wi?c z?o?ci? z nag?a zapalony, ?adnemu z ojc?w, z braci nie przebaczy?: Pad? i mecenas, z krzes?em wywr?cony, Definitora za kaptur zahaczy?, ?ukasz, raniony zwin?? si? w trzy k??by, Straci? Kleofasz ostatnie dwa z?by. Ju? by? wyciska? talerze i szklanki, P?k?y i kufle na ?bach hartowanych, Porwa? natychmiast ksi?g? zza firanki: Wojsko afekt?w zarekrutowanych. Ni? si? zak?ada, p?dzi poza szranki Rycerz?w d?ug? bitw? zmordowanych. Tak niegdy? s?awny mocarz Palestyny O?l? paszcz?k? gromi? Filistyny. Widzi to Rajmund, ozdoba Karmelu, Widzi w tryumfie syna Dominika, Wyje?d?a na harc i wpada, w?r?d wielu Godnego siebie szuka? przeciwnika. Rafa? z nim obok: "Ratuj, przyjacielu!" - Rzek?. Seraficzna w tym punkcie kronika Pad?a na? z g?ry; leg? i r?k? kiwn??, Dwa razy j?kn??, cztery razy zi?wn??. Zap?aka? Rafa?, a m?dry po szkodzie, Wtenczas b??d pozna?, ?e wr??kom nie wierzy?, Dotrzyma? jednak kroku na odwodzie, A gdy Gaudenty na niego si? mierzy?, Zmok?ym kropid?em w po?wi?conej wodzie Oczy mu zala?, trzonkiem w ?eb uderzy?. Nie spodziewaj?c si? takowej wanny Stan?? Gaudenty, zmoczony i ranny. Otrz?s? si? wkr?tce, a nabrawszy duchu, W dw?jnas?b czyny heroiczne mno?y?. Ojcze Barnabo, lepiej by?o w puchu, Po co? szed? w wojn?, po co? si? ?le z?o?y?? I ty, Pafnucy, leg?e? w tym rozruchu, I ty, Gerwazy, s?usznie? si? zatrwo?y?. Nikt go nie wstrzyma w zem?cie przedsi?wzi?t?j Na wasz? zgub? odetchn?? Gaudenty. Tak gdy z wierzcho?ka Alp?w niebotycznych Ma?y si? strumyk s?cz?c wydob?dzie, Wzmaga si? coraz w spadaniach rozlicznych, Ju? brzeg podrywa, ju? go s?ycha? wsz?dzie, Echo szum mno?y w ska?ach okolicznych, Staje si? rzek?, a w gwa?townym p?dzie Pieni si?, huczy i z?yma w ba?wany, Tym sro?szy w biegu, im d?u?ej wstrzymany. Wojna powszechna! Jak zabie?y? z?emu, W k?cie z proboszczem vicesgerent radz?, A chc?c us?u?y? dobru powszechnemu, Doktora tam?e do siebie prowadz?. Ka?dy z nich daje zdanie po swojemu. Pra?at, gdy postrzeg?, ?e si? darmo wadz?, Bior?c wzg??bsz rzeczy przez sw?j wielki rozum, Rozkaza? przynie?? vitrum gloriosum.. Co niegdy? w Troi by? pos?g Pallady, Co w Rzymie wieczne westalskie ognisko, Tym by? ten puchar czczony przez pradziady, Staro?ytno?ci wdzi?czne widowisko. Wyj?to ze czci? z najpierwszej szuflady; Przytomni zatem sk?onili si? nisko I t? wieczystej za?og? rozkoszy W obydwie r?ce wzi?? ksi?dz podkustoszy. Kt?? ci? nad niego m?g? lepiej piastowa?, Zacny pucharze? kto nosi? dostojnie? On jeden z tob? umia? dokazowa?, On godzien d?wiga? w pokoju i w wojnie. Szli dalej, ?eby ten skarb uszanowa?, Dzwonnik z szafarzem, ubrani przystojnie, I Krzysztof tr?bacz, co w post i Wielkanoc Z ko?cielnej wie?y tr?bi? na dobranoc. Ju? si? zbli?aj? ku miejscu strasznemu, Gdzie si? zwa?nione mnichy potykaj?. Czyni? plac wszyscy dzbanu powa?nemu, Wszyscy ciekawie skutku wygl?daj?. M??ny nosiciel - jednak po staremu My?li trwo?liwe pokoju nie daj?; Umys? wspania?y pod?ej trwodze przeczy, Orze?wia dobro pospolitej rzeczy. Ju? s? u forty, ta stoi otworem - Z?y znak! W tym punkcie z daleka postrzegli, Jako mecenas, pra?at wraz z doktorem Na przywitanie szybkim krokiem biegli I ?eby z zwyk?ym wprowadzi? honorem, Niekt?rych ojc?w i braci przestrzegli. Wchodzi szcz??liwie puchar mi?dzy braty, Do doktorowskiej zaniesion komnaty.
категории: [ ]
|
Новости сайта10.01.2008 - состоялось открытие сайта. Поиск |