Minionej niedzieli ksi??? Santa Maura by? przedstawiony na dworze; wieczorem tego? dnia odby? si? bal dworski. Ksi??? ma szlachetn? postaw? i ta?czy z wdzi?kiem; ponadto widziano go tam po raz pierwszy i przede wszystkim z tej ostatniej przyczyny ?ci?gn?? na siebie uwag? najpi?kniejszych dam. Wszystkie zdawa?y si? oczekiwa? jego ho?d?w. Ksi??? z?o?y? je naprz?d dumnej Beacie, kt?ra odpowiedzia?a mu wynios?ym lekcewa?eniem. ?ali? si? na to wobec kilku dworzan i pozwoli? sobie nawet na ?arty z nie-przyst?pno?ci hiszpa?skich dam.
Tego jeszcze wieczoru pa? udaj?c, ?e podaje limoniad?, wsun?? mu w r?k? list, zawieraj?cy te tylko s?owa: "Nie tra? odwagi!". List by? niepodpisany, natomiast do??czony by? do niego kawa?ek zielono-liliowej wst??ki; barwy te nale?a?y w tym dniu do Beaty. Jednocze?nie uwiadomiono ow? dam?, ?e signor neapolita?ski ?ali si? na lekcewa??ce przyj?cie. Ksi??niczka w obawie, i? pos?dz? j? o ponure usposobienie, obdarzy?a ksi?cia Santa Maura kilku grzecznymi s?owami. Odt?d neapolita?czyk nie w?tpi? ju?, ?e wst??ka w li?cie zast?powa?a podpis. By? z siebie ogromnie zadowolony, a dotychczasowe zamiary, kt?re w dniu przybycia do Madrytu zdawa?y mu si? nader pon?tne, straci?y w jego oczach na warto?ci.
Nazajutrz, spo?ywaj?c ?niadanie ze swym te?ciem, ksi??? Santa Maura zapyta? go o ksi??niczk? Avila. Moro odrzek?, i? dama ta, odebrawszy wychowanie we Flandrii, ?ywi pewn? niech?? do Hiszpanii i Hiszpan?w. Tym przynajmniej t?umaczy? sobie jej bezprzyk?adn? dum? i zamys? niewst?powania w zwi?zki ma??e?skie. Moro przypuszcza?, ?e wyb?r ksi??niczki Beaty padnie zapewne na jakiego? cudzoziemca. Zacny bankier, nic o tym nie wiedz?c, przyk?ada? si? swoimi s?owami do zniweczenia zamiar?w ma??e?skich, kt?re mu przecie? mocno le?a?y na sercu. W istocie ksi??? Santa Maura os?dzi?, ?e posiada dowody dostatecznie przekonywaj?ce, i? Beata daje pierwsze?stwo cudzoziemcom przed Hiszpanami.
Tego? ranka ksi??? Santa Maura otrzyma? kart?, z?o?on? jak list, ale zawieraj?c? tylko kawa?ek pomara?czowo-fioletowej wst??ki. Wieczorem w operze ujrza? ksi??niczk? przystrojon? kokardami tego samego wzoru.
- Przypuszczam, senor uliczniku - dorzuci? Busqueros - ?e wystarczy ci sprytu na przenikni?cie w?z?a tej intrygi. Dowiedz si?, ?e ochmistrzyni ksi??niczki jest mi nader przychylna i ka?dego ranka otrzymuj? od niej pr?bk? wst??ki, w kt?r? jej pani ma si? w tym dniu przystroi?. Pakiet, kt?ry odnios?e? dzi? rano, zawiera? wst??k? i wiadomo?? o spotkaniu u ambasadora Francji; Beata zwr?ci tam z pewno?ci? uwag? na ksi?cia, gdy? wiele jest o nim mowy w li?cie, jaki dzi? rano otrzyma?a od ksi??ny Osuna, c?rki wicekr?la Neapolu. Niepodobna, ?eby ze sob? nie rozmawiali, a rozmowa ich nie ujdzie mojej uwagi, ambasador Francji bowiem pozwoli? mi przychodzi? do siebie na przyj?cia.
Prawd? m?wi?c, nie zaliczam si? do najznakomitszych jego go?ci, ale dzi?ki niebu mam niez?y s?uch i z ?atwo?ci? s?ysz?, o czym ludzie rozmawiaj? w drugim ko?cu sali. Dzi? nie b?dziesz mi ju? potrzebny. Zapewne mocno zg?odnia?e?, nie wzbraniam ci wi?c i?? sobie na obiad.
Poszed?em do kawalera Toledo. Zasta?em u niego pani? Uscariz. Kawaler odes?a? s?u??cych i poleci? ml us?ugiwa? do sto?u. Kiedy na koniec damy oddali?y si?, powiedzia?em mu o intrydze uknutej przez Busquera, zamierzaj?cego por??ni? ksi?cia Santa Maura z rodzin? Moro. Ubawi?o go to i przyrzek? nam pom?c; maj?c takiego sprzymierze?ca nie spos?b ju? by?o w?tpi? w powodzenie zamiar?w Busquera.
Kawaler Toledo nale?a? do najznakomitszych go?ci ambasadora Francji. Nawi?za? rozmow? z dumn? Beat?, ale ta odpowiada?a mu ze zwyk?? wynios?o?ci?. Wszelako kawaler by? urzekaj?co mi?y i wnet wprawi? ksi??niczk? w weso?e usposobienie. W?wczas zacz?? jej m?wi? o ksi?ciu Santa Maura. Beata okaza?a ch?? bli?szego poznania neapolita?czyka, a nawet o?ywi?a si? przy tym nieco bardziej ni? zwykle. Kilku dworzan powinszowa?o ksi?ciu Santa Maura tak ?wietnego tryumfu; ich s?owa dope?ni?y jego pomieszania. Straci? do reszty g?ow?: w duszy widzia? si? ju? ma??onkiem Beaty. Wr?ciwszy do domu obliczy?, o ile dziedzictwo Avil?w przewy?sza posag Inezy Moro, i od tej chwili zacz?? odnosi? si? do rodziny Moro z nie tajonym lekcewa?eniem.
Nazajutrz kawaler Toledo przyzwa? do siebie Busquera, kt?ry poczyta? to sobie za wielki zaszczyt. Postanowiono napisa? list imieniem Beaty, ale zamiast podpisu do??czy? tylko kawa?ek wst??ki; nikt nie mia? skrupu??w z powodu takiego oszustwa. Tre?? listu by?a nader zagadkowa: nie dopowiada? my?li do ko?ca, przewidywa? wiele trudno?ci, na koniec naznacza? spotkanie u ksi?cia Icaz. Ksi?ciu Santa Maura nie brak?o dowcipu, za ca?? odpowied? wi?c, jak mo?na domy?li? si?, przyby? punktualnie na spotkanie. Tym razem Beata zn?w by?a dumna i nieprzyst?pna, czym z ?atwo?ci? mog?aby pokrzy?owa? nasze zamiary, ale kawaler poufnie zwierzy? si? ksi?ciu Santa Maura, i? ksi??niczka mia?a ze swym ojcem gwa?town? sprzeczk?, gdy? ten wszelkimi sposobami stara si? wyda? j? za Hiszpana. Santa Maura uwierzy?, ?e jest kochany, i ?r?d?a tej rado?ci nic odt?d nie zdo?a?oby zm?ci?.
Prowadzili?my dalej nasz? korespondencj? z ?atwowiernym neapolita?czykiem. Mniemane listy Beaty stawa?y si? z dnia na dzie? bardziej wymowne, na koniec pozwala?y domy?la? si? bliskiego rozstrzygni?cia. Zarazem jednak wyra?a?y zdziwienie, ?e ksi??? Santa Maura wci?? jeszcze mieszka w domu rodziny Moro. On sam od dawna chcia? zerwa? t? znajomo??, ale nie wiedzia?, jak to uczyni?.
Pewnego dnia zamiast zwyk?ego listu ksi??? Santa Maura otrzyma? d?ugi wiersz zatytu?owany: "Satyra na grand?w, kt?rzy pope?niaj? mezalianse". Zaczyna? si? w te s?owa:
O robaki, w Paktolu wyl?gni?te bagnie,
Wzbijaj?ce si? w sfer? Eola gromadnie!
Si?gn?? nieba krainy pragniecie daremno
I z najczystsz? krwi? bog?w zmiesza? krew nikczemn?!
Czy? ulecia? wam z my?li los zuchwalca srogi,
Co fa?szywym piorunem na?ladowa? bogi?
Salmon, str?con z rydwanu, zgin?? w strasznej m?ce,
Gdy si? wa?y? Jowisza ogie? uj?? w r?ce.
Satyra, jak wida?, godzi?a nie tyle w grand?w, pope?niaj?cych mezalianse, co w bogacz?w, kt?rzy d??yli do wysokich zwi?zk?w. Utw?r ten nie by? ani z?y, ani dobry, jak wszystko, co wychodzi?o spod pi?ra Agudeza, sprawi? jednak oczekiwany skutek.
Ksi??? Santa Maura z satysfakcj? odczyta? satyr? podczas obiadu wobec ca?ej rodziny Moro. Gdy wszyscy z oburzeniem powstali od sto?u i przeszli do drugiego pokoju, ksi???, nie trac?c czasu na wyja?nienia, poleci? zaprz?c konie i jeszcze tego dnia przeni?s? si? do gospody. Nazajutrz wydarzenie to by?o na ustach wszystkich mieszka?c?w stolicy. Mniemana Beata napisa?a list znacznie bardziej czu?y od poprzednich, do-zwalaj?c w nim ksi?ciu Santa Maura formalnie o?wiadczy? si? o jej r?k?. Ksi??? uczyni? to; ojciec Beaty odrzuci? jego o?wiadczyny i nawet nie wspomnia? o nich c?rce. Oszcz?dzi? przez to neapolita?czykowi wstydu i zmniejszy? jego ?al za odtr?con? Inez?.
Nale?a?o teraz pojedna? Suarez?w z rodzin? Moro. Odby?o si? to w spos?b nast?puj?cy: Gaspar Suarez, rozgniewany na syna, przez d?u?szy czas krokiem nie rusza? si? z gospody; na koniec postanowi? wyj?? na miasto. Dla rozrywki uda? si? do sklepu kupca win, w pobli?u Bramy S?o?ca. Zobaczywszy przy jednym ze sto??w kilku ludzi ?ywo rozprawiaj?cych ze sob?. przysiad? si? do nich i z przyjemno?ci? przys?uchiwa? si? rozmowie, wcale si? do niej nie mieszaj?c. Post?powanie takie, niezbyt grzeczne, ?wiadczy?o, ?e nie ma w Madrycie nikogo znajomego. Pewnego dnia Suarez przysiad? si? do dw?ch m??czyzn; jeden z nich odezwa? si? do drugiego w te s?owa:
- Utrzymuj?, senor, ?e ?aden dom handlowy w Hiszpanii nie dor?wnuje domowi braci Moro. Jestem tego pewien, poniewa? przegl?da?em ksi?gi handlowe braci Moro, si?gaj?ce roku 1580, i spis wszystkich transakcji, jakich dokonali od stu lat.
- Senor - odpowiedzia? drugi z rozmawiaj?cych - przyznasz zapewne, ?e Kadyks jest miastem wa?niejszym od Madrytu i ?e handel z Nowym ?wiatem nastr?cza okazj? do interes?w znacznie korzystniejszych ni? drobne obroty srebrem, dokonywane w stolicy. St?d te? dom Suarez?w, pierwszy w Kadyksie, wi?cej jest godzien szacunku ni? dom braci Moro, pierwszy w Madrycie.
Poniewa? zosta?o to powiedziane nader g?o?no, liczni go?cie, pr??nuj?cy przy sto?ach, przysiedli si? do obu rozmawiaj?cych. Suarez, ciekawy dalszego ci?gu rozmowy, przysun?? si? do ?ciany, by lepiej s?ysze?, a zarazem nie by? zbytnio na widoku.
Natenczas pierwszy rozm?wca, jeszcze bardziej podnosz?c g?os, rzek?:
- Senor, mia?em zaszczyt powiedzie? ci, ?e widzia?em ksi?gi domu braci Moro, si?gaj?ce roku 1580; znam r?wnie? histori? Suarez?w. I?igo, ten sam, kt?ry przebywszy wiele m?rz, za?o?y? dom handlowy w Kadyksie, o?mieli? si? w roku 1602 wystawi? braciom Moro weksel bez pokrycia. Takie post?powanie mog?o zgubi? powstaj?cy dom handlowy, gdyby bracia Moro wspania?omy?lnie nie umorzyli tej sprawy.
Suarez, pe?en oburzenia, ju? mia? mu zaprzeczy?, ale m?wca ci?gn?? dalej w te s?owa:
- Oko?o roku 1612, a tak?e w latach nast?pnych Suarezowie puszczali w obieg sztaby o warto?ci nier?wnej, jakkolwiek cechowali je t? sam? pr?b?. Bracia Moro przeprowadzili publiczn? kontrol? i zn?w okazali wspania?omy?lno??, tuszuj?c spraw?, kt?ra mog?aby doprowadzi? do upadku dcm Suarez?w.
Suarez z trudno?ci? pow?ci?ga? oburzenie; tymczasem nieznajomy tak dalej m?wi?:
- Ma?o tego. Gaspar Suarez, kt?ry nie posiadaj?c dostatecznych fundusz?w, prowadzi? handel z Wyspami Filipi?skimi, zdo?a? pozyska? zaufanie wuja rodziny Moro, od kt?rego po?yczy? milion. I ?eby odebra? ten milion, dom braci Moro musia? wytoczy? proces, kt?ry, by? mo?e, jeszcze si? nie zako?czy?.
Gaspar Suarez nie panowa? ju? nad sob? i bez w?tpienia by?by wybuchn?? gniewem, gdy wtem jaki? nieznajomy, zwracaj?c si? do obro?cy braci Moro, rzek?:
- Senor, o?wiadczam ci, ?e we wszystkim, co powiedzia?e?, nie ma s?owa prawdy. Weksel wystawiony przez I?iga Suareza mia? pokrycie w Antwerpii i bracia Moro nie mieli prawa przedstawia? go do protestu. Ich list z usprawiedliwieniami zachowa? si? w kantorze Suarez?w, gdzie istnieje tak?e drugi list w podobnym tonie, odnosz?cy si? do sztab, o kt?rych wspomnia?e?. Wreszcie, przedstawiony przez ciebie w b??dnym ?wietle proces zosta? w rzeczywisto?ci wytoczony przez Suareza braciom Moro, by zmusi? ich do odbioru bynajmniej nie po?yczonego miliona, ale dw?ch milion?w czystego zysku, osi?gni?tego z ostatniej wyprawy do Filipin. Tw?j rozm?wca mia? wi?c s?uszno??, nazywaj?c Suarez?w pierwszymi negocjan-tami w Hiszpanii; jest to tak samo niezaprzeczalne, jak to, ?e ty, senor, jeste? gadu??, kt?ry plecie, co mu ?lina na j?zyk przyniesie.
Poplecznik rodziny Moro z oznakami tch?rzliwego pomieszania opu?ci? sklep. Gaspar Suarez poczu? si? w obowi?zku wyrazi? wdzi?czno?? swemu obro?cy;
zbli?y? si? do? co pr?dzej i zaproponowa? mu przechadzk? po Prado, na co nieznajomy wyrazi? zgod?. Gdy usiedli na jednej z ?awek, Suarez zwr?ci? si? do swego nowego przyjaciela, m?wi?c:
- Senor, przemowa twoja niesko?czenie mnie zobowi?za?a, co z ?atwo?ci? pojmiesz dowiedziawszy si?, ze jestem Gasparem Suarezem, naczelnikiem domu, kt?rego tak dzielnie broni?e? przeciwko nikczemnemu potwarcy. Mog?em przy tym oceni?, ?e znakomicie rozeznajesz si? w ?yciu handlowym Kadyksu, zw?aszcza za? na wylot znasz histori? mojego domu. Nie zaprzeczysz, ?e jeste? wytrawnym negocjantem; powiedz mi wi?c, prosz?, twoje nazwisko.
Cz?owiekiem, do kt?rego w te s?owa zwr?ci? si? Suarez, by? Busqueros. S?dzi? on, ?e powinien raczej zatai? swe prawdziwe nazwisko, i odpar?, ?e nazywa si? Roque Moraredo.
- Wybacz, senor Moraredo - rzek? Suarez - ale nazwisko twoje nie wydaje mi si? zbyt znane w sferach handlowych. Zapewne okoliczno?ci nie pozwala?y ci dotychczas pr?bowa? powodzenia w interesach, odpowiadaj?cych twoim zdolno?ciom. Ofiaruj? ci udzia? w kilku moich przedsi?wzi?ciach i ?eby? nie w?tpi? w szczero?? tych zamiar?w, zwierz? ci si? ze swoich k?opot?w. Mam jedynego syna, w kt?rym pok?ada?em wielkie nadzieje. Wyprawi?em go do Madrytu, przykazuj?c zachowywa? trzy nast?puj?ce prawid?a: po pierwsze, nazywa? si? po prostu "Suarez", nie za? "don Suarez", po drugie, nie wdawa? si? ze szlacht? i po trzecie, nigdy nie dobywa? szpady. Tymczasem, wyobra? sobie, senor, w gospodzie nazywaj? mego syna "don Lopezem Suarez", a jedynym cz?owiekiem, z kt?rym Lopez zawar? znajomo?? w Madrycie, by? szlachcic nazwiskiem Busqueros. Na dobitk? pojedynkowa? si? z owym Busquerem i, co gorsza, zosta? wyrzucony przez okno. Taka przygoda nie zdarzy?a si? nigdy ?adnemu z Suarez?w. Dla ukarania niewdzi?cznego i niepos?usznego syna zamierzam si? jak najpr?dzej o?eni?. Jest to postanowienie nieodwo?alne. Nie mam jeszcze czterdziestu lat, nikt przeto nie b?dzie mnie m?g? pot?pi? za zamys? wej?cia w zwi?zki ma??e?skie. Od mojej przysz?ej ?ony wymagam tylko jednego, musi by? mianowicie c?rk? nieskazitelnie uczciwego negocjanta. Znasz Madryt, czy mog? wi?c spodziewa? si?, ?e pos?u?ysz mi za przewodnika w poszukiwaniach?
- Znam, senor - odrzek? Busqueros - c?rko pewnego nader uczciwego negocjanta. Odtr?ci?a ona ofiar? r?ki znakomitego szlachcica, poniewa? pragnie zwi?za? si? z cz?owiekiem r?wnego stanu. Ojciec jej w przyst?pie gniewu za??da?, aby dokona?a wyboru m??a w przeci?gu tygodnia i niezw?ocznie opu?ci?a dom rodzicielski. M?wisz, senor. ?e masz czterdzie?ci lat, wygl?dasz jednak najwy?ej na trzydzie?ci. Uda? si? teraz do teatru de la Cruz, obejrzyj dwa akty Sitio de Granada, podczas trzeciego za? przyjd? po ciebie.
Gaspar Suarez poszed? wi?c obejrze? Sitio de Granada. Zanim sko?czy? si? drugi akt, zobaczy? nadchodz?cego Busquera. Nowy przyjaciel wyprowadzi? go z teatru i powi?d? ko?uj?c przez liczne ulice i uliczki. Suarez chcia? dowiedzie? si? nazwiska panny, ale jego przewodnik uzna? pytanie za niedelikatne i odpar?, ?e owa panna pragnie zachowa? tajemnic? na wypadek, gdyby ma??e?stwo nie mog?o doj?? do skutku. Suarez uzna? t? racj? za dostateczn?. Po d?ugim kr??eniu przybyli na dziedziniec jakiego? du?ego domu. przeszli przez stajnie i po mrocznych schodach dostali si? do pustego pokoju, o?wieconego zaledwie kilku kagankami. Po chwili nadesz?y dwie damy w zas?onach i jedna z nich rzek?a:
- Wierzaj mi, senor Suarezie, ?e przyczyna mojego post?powania nie jest zuchwa?o??, obca mojemu sposobowi my?lenia, ale pr??na ??dza zaszczyt?w mojego ojca, kt?ry pragnie wyda? mnie za pewnego znakomitego szlachcica. Wielkie damy otrzymuj? bez w?tpienia wychowanie stosowne do obyczaj?w ?wiata, w kt?rym p?dz? ?ycie: ale ja. c?? poczn? miedzy nimi? ?wietno?? salon?w za?mi?aby zapewne s?aby blask mojego umys?u, nie znalaz?abym szcz??cia na tym ?wiecie i ?ci?gn??abym na siebie pot?pienie na tamtym. Postanowi?am po?lubi? negocjanta. Powa?am nazwisko Suarez?w i dlatego te? chcia?am zaznajomi? si? z tob?.
To m?wi?c zdj??a z twarzy zas?on?. Suarez, ol?niony jej pi?kno?ci?, przykl?kn?li, zdj?? z palca kosztowny pier?cie? i wr?czy? go nieznajomej nie powiedziawszy ani s?owa.
W tej chwili boczne drzwi pokoju rozwar?y si? z ha?asem i ujrzano m?odzie?ca ze szpad? w r?ce, w towarzystwie s?u??cych, kt?rzy nie?li ?wieczniki.
- Widz?, senor Suarez - rzek? przyby?y wchodz?c do ?rodka - ?e zamierzasz po?lubi? pann? Moro.
- Pann? Moro'? - zawo?a? Suarez. - Ale? ja wcale nie chc? po?lubi? panny Moro!
- Wyprowad?cie moj? siostr? - rzek? na to m?odzieniec. - Ciebie, senor Suarez, kt?ry zalecasz si? do panny Moro, nie maj?c zamiaru si? z ni? o?eni?, powinienem w?a?ciwie wyrzuci? przez okno. Poniewa? jednak dbam o honor w?asnego domu, rozka?? odej?? s?u??cym, a wtedy policzymy si? ze sob?.
Gdy s?u??cy oddalili si?, m?ody Moro zwr?ci? si? do Suareza, m?wi?c:
- Senor, jest nas tu trzech. Don Busquera, kt?ry przyszed? razem z tob?, powiniene? przyj?? za ?wiadka.
- Nie wiem, kogo nazywasz Busquerem - rzek? Suarez. - Jest tu tylko senor Moraredo.
- Mniejsza o to - odpar? m?ody Moro. - Jeste? wprawdzie starszy ode mnie, ale je?li mo?esz kl?ka? przed moj? siostr?, nie jeste? za stary, aby si? ze mn? pojedynkowa?. Dob?d? wi?c szpady albo zmykaj przez okno.
Suarez, rzecz prosta, wola? wyst?pi? do walki. Poniewa? jednak nie lepiej zna? si? na szermierce od swego syna, wnet przeciwnik przeszy? mu szpad? rami?. Na widok krwi miody Moro wycofa? si?. Busqueros przewi?za? rannemu skaleczone rami? i zaprowadzi? go do chirurga, sk?d, po opatrzeniu rany, obaj udali si? do gospody.
Suarez natkn?? si? tam na swego syna, kt?rego w?a?nie przyniesiono na noszach. Widok ten poruszy? go do g??bi, ale w obawie, by nie zdradzi? stanu swego serca, obrzuci? Lopeza wym?wkami.
- Synu - rzek? - zabroni?em ci zadawa? si? ze szlachcicami.
- Ach, m?j ojcze - odpar? Lopez - zadawa?em si? tylko z jednym; by? to ten sam cz?owiek, kt?rego teraz widz? obok ciebie. Zreszt? zapewniam ci?, ?e zosta?em zniewolony do zawarcia tej znajomo?ci.
- W ka?dym razie - powiedzia? Suarez - nie na-le?a?o si? z nim pojedynkowa?. Zabroni?em ci przecie? dobywa? szpady.
- Nie zapominaj, senor - rzek? Busqueros - ?e jeste? ranny w rami?.
- Wszystko bym ci wybaczy? - m?wi? dalej Suarez - gdyby nie to, ?e wyrzucono ci? przez okno.
- Ta sama przykro?? - przerwa? Busqueros - mog?a si? i tobie, senor, przed chwil? przydarzy?.
Na te s?owa Suarez zmiesza? si? gwa?townie. W tej samej chwili wr?czono mu list zawarty w tych s?owach:
Senor Gaspar Suarez!
Zwracam si? do ciebie imieniem mego syna Estebana Moro z uni?on? pro?b? o przebaczenie. Esteban widz?c, ?e znajdujesz si? w pokoju naszych stajennych z jego siostr? Inez?, s?dzi? swoim obowi?zkiem okaza? ci niezadowolenie z twego post?powania.
Ju? poprzednio syn tw?j, Lopez Suarez, usilowa? wkra?? si? do Inezy przez okno, jednak?e pomyli? dom, spad? z wysokiej drabiny i po?ama? nogi.
Podobne usi?owania mog?yby nasun?? przypuszczenie, ?e zamy?lacie znies?awi? nasz? rodzin? i by?bym w prawie dochodzi? krzywdy drog? s?dow?; jednak?e wol? zaofiarowa? ci nast?puj?cy uk?ad.
Toczy si? miedzy nami proces o dwa miliony plastr?w, kt?re zdaniem twoim powinienem przyj??. Przyjm? je wi?c, ale z warunkiem, ze do?o?? do nich jeszcze dwa inne miliony i oddam je wszystkie razem twemu synowi wraz z r?k? mojej c?rki Inezy.
Wy?wiadczy? mi on nieoszacowan? przys?ug?, od-wodz?c Inez? od za?lubienia granda, kt?remu przez karygodn? pr??no?? zamierza?em j? po?wi?ci?.
Kara, senor Caspar Suarez, zawsze dor?wnuje winie. Tw?j syn, ubiegaj?c si? o r?k? mojej c?rki, uczyni?by nam zaszczyt; wszelako wola? wkrada? si? do niej przez okno. Jego post?powanie by?o bez w?tpienia skutkiem urazy, jak? ?ywisz do nas od p??wiecza, a kt?rej przyczyn? by?y omy?ki buchalter?w, naprawione przez nas w miar? naszych mo?no?ci.
Porzu?, senor Gaspar, uczucia, kt?re grzesz? przeciwko mi?osierdziu chrze?cija?skiemu i mog? przywie?? do zguby na tym i na tamtym ?wiecie.
Prosz? ci? o to jako przysz?y te?? twego syna, a tw?j uni?ony s?uga. Moro
Doko?czywszy czytania listu Suarez osun?? si? na krzes?o miotany sprzecznymi uczuciami, kt?re zdawa?y si? walczy? ze sob? w jego sercu.
Lopez, spostrzeg?szy stan uczu? ojca, doby? ca?ych swych si? i doznaj?c przejmuj?cego b?lu, rzuci? si? ze swych noszy do kolan Suareza.
- Lopezie - zawo?a? Gaspar - czemu? wybra?e? w?a?nie pann? Moro?
- Przypomnij sobie - przerwa? Busqueros - ?e sam kl?cza?e? u jej kolan.
- Przebaczam ci - rzek? Gaspar.
Nietrudno domy?li? si? dalszego ci?gu tej historii. Lopez zosta? jeszcze tego? wieczoru przeniesiony do swego przysz?ego te?cia. Starania Inezy znacznie przy?pieszy?y jego powr?t do zdrowia. Gaspar Suarez nie m?g? mimo wszystko pozby? si? swych uprzedze? do rodziny Moro i po ?lubie syna, nie zwlekajcie, powr?ci? do Kadyksu.
Lopez ju? od pi?tnastu dni by? szcz??liwym ma??onkiem Inezy. Wkr?tce mia? j? zawie?? do Kadyksu, gdzie Gaspar Suarez niecierpliwie ich oczekiwa?.
Busqueros, dokonawszy tego wa?nego przedsi?wzi?cia, powzi?? nowe zamiary, kt?re mocno mu le?a?y na sercu. Zamy?li? wyda? swoj? krewn? Get? Salez za mojego ojca; pi?kna Geta zajmowa?a ju? dom z drugiej strony uliczki. Postanowi?em nie dopu?ci? do tego ma??e?stwa.
Najpierw uda?em si? do szanownego teatyna fra Geronimo Santez, ale ten stanowczo odm?wi? swej pomocy utrzymuj?c, ?e zakonnik nie powinien wdawa? si? w sprawy ?wiatowe, i ?e wtedy tylko miesza si? do spraw rodziny, gdy chodzi o pogodzenie zwa?nionych lub zapobie?enie zgorszeniu, o wszystkich za? wypadkach innego rodzaju wcale nie chce s?ysze?.
Oddany w?asnym moim ?rodkom, chcia?em zwierzy? si? kawalerowi, ale wtedy musia?bym powiedzie?, mu, kim jestem, czego w ?aden spos?b nie mog?em uczyni?. Tymczasem wi?c zadowoli?em si? tym, ?eby Busquera bardziej zwi?za? z kawalerem Toledo. Ostrzeg?em zarazem kawalera przed jogo sk?onno?ci? do natr?ctwa.