Potocki J. R?KOPIS ZNALEZIONY W SARAGOSSIE (72)

Dzie? sze??dziesi?ty sz?sty
Jeszcze jeden dzie? przep?dzi?em w kopalni, wie-czorem za? szejk, ulegaj?c moim pro?bom, tak dalej j?? m?wi?:
DALSZY CI?G HISTORII SZEJKA GOMELEZ?W
Nie by?o wyboru, rozpocz?li?my wi?c z Mamunem dawne dzia?ania Kassar-Gomelezu, nawi?zali?my stosunki z Afryk? i z wa?niejszymi rodzinami hiszpa?skimi. Sze?? rodzin maureta?skich osiedli?o si? w jaskiniach; ale Gomelezom afryka?skim ?le si? wiod?o, dzieci p?ci m?skiej umiera?y lub rodzi?y si? niedo???ne na umy?le. Ja sam z dwunastu moich ?on mia?em tylko dw?ch syn?w, kt?rzy obaj poumierali. Mamun nam?wi? mnie do uczynienia wyboru mi?dzy Gomelezami chrze?cija?skimi, a nawet pomi?dzy tymi, kt?rzy po k?dzieli z naszej krwi pochodz? i mog? przej?? na wiar? Proroka.
Tym sposobem Velasquez mia? prawo do naszego przysposobienia; przeznaczy?em mu za ?on? moj? c?rk?, t? sam? Rebek?, kt?r? widzia?e? w obozie Cygan?w. Wychowywa?a si? ona u Mamuna, kt?ry wyuczy? j? r??nych nauk i kabalistycznych wyra?e?.
Po ?mierci Mamuna syn jego nast?pi? w zamku Uzedy; z nim to u?o?yli?my wszystkie szczeg??y twego przyj?cia; spodziewali?my si?, ?e przejdziesz na wiar? mahometa?sk? lub przynajmniej, ?e zostaniesz ojcem, i pod tym ostatnim wzgl?dem zi?ci?y si? nasze nadzieje. Dzieci, kt?re kuzynki twoje nosz? w swych ?onach, b?d? przez wszystkich uwa?ane za pochodz?ce z najczystszej krwi Gomelez?w. Mia?e? przyby? do Hiszpanii. Don Henryk de Sa, wielkorz?dca Kadyksu, jest jednym z wtajemniczonych i on to poleci? ci Lopeza i Moskita, kt?rzy porzucili ci? przy ?r?dle Alcornoques. Pomimo to odwa?nie post?powa?e? dalej, a? do Venta Quemada, gdzie zasta?e? twoje kuzynki: ale za pomoc? usypiaj?cego napoju nazajutrz obudzi?e? si? pod szubienic? braci Zota. Stamt?d przyby?e? do mojej pustelni, gdzie znalaz?e? straszliwego op?ta?ca Paszeka, kt?ry w istocie jest tylko skoczkiem biskajskim. Nieborak wybi? sobie jedno oko, wykonywaj?c niebezpieczny skok i jako kaleka uciek? si? do naszego mi?osierdzia. My?la?em, ?e smutna jego historia sprawi na tobie jakiekolwiek wra?enie i ?e zdradzisz tajemnic? zaprzysi??on? twoim kuzynkom; ale dotrzyma?e? wiernie twego s?owa honoru. Nazajutrz wystawili?my ci? na daleko straszliwsz? pr?b?; fa?szywa inkwizycja, zagra?aj?ca ci najokropniejszymi katuszami, nie mog?a jednak zachwia? twojej odwagi.
Pragn?li?my bli?ej ci? pozna? i sprowadzili?my ci? do zamku Uzedy. Tam z wzniesienia ogrodowego zdawa?o ci si?, ?e? pozna? twoje dwie kuzynki. One to by?y w istocie. Wszed?szy atoli do namiotu Cygana, ujrza?e? tylko jego c?rki, z kt?rymi, b?d? przekonany, nic nie mia?e? do czynienia.
Musieli?my do?? d?ugo zatrzymywa? ci? mi?dzy nami i obawiali?my si?, aby? si? nie nudzi?. Wynajdywali?my ci wi?c r??ne rozrywki, i tak na przyk?ad Uzeda z r?kopis?w rodzinnych wyuczy? pewnego starca spo?r?d moich podw?adnych historii ?yda Wiecznego Tu?acza, kt?r? ten wiernie ci opowiedzia?. Tym razem przyjemno?? po??czona by?a z nauk?.
Teraz znasz ju? ca?? tajemnic? naszego podziemnego ?ycia, kt?re zapewne nied?ugo ju? b?dzie trwa?o. Wkr?tce us?yszysz, ?e trz?sienia ziemi zburzy?y te g?ry; w tym celu przygotowali?my niezmierne zapasy palnych materia??w, ale b?dzie to ju? ostateczna nasza ucieczka.
Id? wi?c teraz, Alfonsie, tam, gdzie ci? ?wiat wzywa. Otrzyma?e? od nas weksel na nieograniczon? sum?, stosownie przynajmniej do ??da?, jakie upatrzyli?my w tobie: pami?taj, ?e wkr?tce zapewne zabraknie podziemi, my?l wi?c o zapewnieniu sobie niezawis?ego losu. Bracia Moro podadz? ci do tego ?rodki. Jeszcze raz ?egnam ci?, u?ciskaj twoje ma??onki. Schodki o dw?ch tysi?cach stopni zaprowadz? ci? do zwalisk Kassar-Gomelezu, gdzie znajdziesz przewodnik?w do Madrytu. ?egnam ci?, ?egnam.
Ruszy?em po kr?conych schodkach i zaledwie ujrza?em ?wiat?o s?oneczne, gdy zarazem spostrzeg?em dw?ch moich s?u??cych, Lopeza i Moskita, kt?rzy porzucili mnie przy ?r?dle Alcornoques. Obaj z rado?ci? uca?owali moje r?ce i zaprowadzili mnie do starej wie?y, gdzie mnie ju? oczekiwa?a wieczerza i wygodne pos?anie.
Nast?pnego dnia bez zatrzymywania udali?my si? w dalsz? drog?. Wieczorem przybyli?my do venty w Cardenas, gdzie zasta?em Velasqueza, zag??bionego nad jakim? zagadnieniem, wygl?daj?cym z pozoru na kwadratur? ko?a. Znakomity matematyk z pocz?tku nie m?g? mnie pozna? i musia?em powoli przywodzi? mu na pami?? wszystkie wypadki zasz?e podczas jego pobytu w Alpuharach. Wtedy u?ciska? mnie. wynurzaj?c rado??, jakiej doznawa? z naszego spotkania, ale zarazem o?wiadczy? mi bole??, z jak? musia? rozsta? si? z Laur? Uzeda, tak bowiem nazywa? Rebek?.

Zako?czenie
Dnia 20 czerwca roku 1739 przyby?em do Madrytu. Nazajutrz po moim przyje?dzie otrzyma?em od braci Moro Ust z czarn? piecz?tk?, zapowiadaj?cy mi jaki? nieszcz?sny wypadek. W istocie, dowiedzia?em si? z niego, ?e ojciec m?j umar? tkni?ty apopleksj?, matka za?, wydzier?awiwszy posiad?o?? nasz?, Worden, oddali?a si? do jednego z klasztor?w brukselskich, gdzie chcia?a spokojnie ?y? ze swego do?ywocia.
W dzie? potem sam Moro przyszed? do mnie, zalecaj?c mi jak naj?ci?lejsze dochowanie tajemnicy.
- Dot?d - rzek? - znasz senor tylko pewn? cz??? naszych tajemnic, ale wkr?tce dowiesz si? o wszystkim. W obecnej chwili wszyscy wtajemniczeni zajmuj? si? umieszczaniem swoich fundusz?w po rozmaitych krajach i gdyby kt?rykolwiek z nich straci? je nieszcz?snym wypadkiem, w?wczas wszyscy przybyliby?my mu na pomoc. Senor mia?e? stryja w Indiach, kt?ry umar?, nie zostawiwszy ci prawie nic. Pu?ci?em pog?osk?, ?e odziedziczy?e? znaczny spadek, a?eby nikt nie dziwi? si? twoim nag?ym bogactwom. Trzeba b?dzie zakupi? maj?tki w Brabancji, w Hiszpanii, a nawet w Ameryce; pozwolisz, ?e ja si? tym zajm?. Co si? tyczy ciebie, senor, znam twoj? odwag? i nie w?tpi?, ?e wsi?dziesz na okr?t ?w. Zachariasza, kt?ry odp?ywa z posi?kami do Cartageny, zagro?onej przez admira?a Vernona. Ministerium angielskie wcale nie pragnie wojny, opinia publiczna usilnie je tylko do niej sk?ania. Pok?j jednak jest bliski i je?eli opu?cisz t? sposobno?? przypatrzenia si? wojnie, zapewne drugiej tak ?atwo nie znajdziesz.
Zamiar, przedstawiany mi przez Mora, by? ju? od dawna u?o?ony przez moich opiekun?w. Wsiad?em na okr?t z moj? rot?, kt?ra wchodzi?a w sk?ad batalionu wybranego z r??nych pu?k?w. Podr?? uda?a nam si? pomy?lnie; przybyli?my w sam czas i zamkn?li?my si? w twierdzy z m??nym Eslav?. Anglicy odst?pili od obl??enia i roku 1740, w miesi?cu marcu, powr?ci?em do Madrytu.
B?d?c raz na s?u?bie u dworu, spostrzeg?em ?r?d orszaku kr?lowej m?od? kobiet?, w kt?rej natychmiast pozna?em Rebek?. Powiedziano mi, ?e jest to pewna ksi??niczka z Tunisu, kt?ra dla przej?cia na nasz? wiar? uciek?a, z w?asnego kraju. Kr?l trzyma? j? do chrztu i nada? tytu? ksi??niczki Alpuhary, po czym ksi??? Velasquez za??da? jej r?ki. Rebeka spostrzeg?a, ?e mi o niej m?wiono, rzuci?a mi wi?c spojrzenie b?agaj?ce, abym dochowa? tajemnicy.
Nast?pnie dw?r przeni?s? si? do San Ildefonso, ja za? z moj? rot? stan??em na kwaterze w Toledo.
Naj??em dom w ciasnej uliczce, niedaleko rynku. Naprzeciwko mnie mieszka?y dwie kobiety, z kt?rych ka?da mia?a dziecko, m??owie za? ich, jak utrzymywano, oficerowie marynarki, znajdowali si? w?wczas na morzu. Kobiety te ?y?y w zupe?nym odosobnieniu i zdawa?y si? wy??cznie zajmowa? swymi dzie?mi, kt?re w istocie pi?kne by?y jak anio?ki. Przez ca?y dzie? obie matki ko?ysa?y je tylko, k?pa?y, ubiera?y i karmi?y. Wzruszaj?cy widok macierzy?skiego przywi?zania tak dalece mnie zajmowa?, ?e nie mog?em oderwa? si? od okna. Wprawdzie powodowa?a mn? i ciekawo??, rad bym bowiem przypatrzy? si? twarzom moich s?siadek, ale zawsze pilnie je zas?ania?y.
Tak up?yn??o dwa tygodnie. Pok?j wychodz?cy na ulic? nale?a? do dzieci i kobiety w nim nie jada?y, pewnego jednak wieczora spostrzeg?em, ?e nakrywano w nim st?? i przygotowywano niby jak?? uroczysto??.
Przy ko?cu sto?u sta?o obszerne krzes?o, ozdobione wie?cem z kwiat?w, oznacza?o miejsce kr?la tej uroczysto?ci; po obu stronach postawiono wysokie
sto?ki, na kt?rych posadzono dzieci. Nast?pnie przysz?y moje s?siadki i skinieniem r?k zacz??y prosi? mnie, abym je odwiedzi?. Waha?em si?, nie wiedz?c co mam pocz??, gdy wtem ods?oni?y zas?ony i po-zna?em Emin? i Zibeld?. Przep?dzi?em z nimi sze?? miesi?cy.
Tymczasem sankcja pragmatyczna i spory o dziedzictwo Karola VI zapali?y w Europie wojn?, w kt?rej niebawem i Hiszpania czynny przyj??a udzia?. Opu?ci?em wi?c moje kuzynki i poszed?em na adiutanta do infanta don Filipa. Przez ca?y czas wojny zostawa?em przy boku tego ksi?cia, po zawarciu za? pokoju mianowano mnie pu?kownikiem.
Byli?my we W?oszech. Komisant domu braci Moro przyby? do Parmy dla ?ci?gni?cia niekt?rych fundusz?w i uporz?dkowania pieni??nych spraw tego ksi?stwa. Pewnej nocy cz?owiek ten przyszed? do mnie i tajemniczo o?wiadczy?, ?e z niecierpliwo?ci? oczekiwano mnie w zamku Uzedy i ?e powinienem natychmiast wybra? si? w podr??. Przy tych s?owach wskaza? mi zarazem jednego z wtajemniczonych, kt?rego mia?em spotka? w Maladze.
Po?egna?em infanta, w Livorno wsiad?em na okr?t i po dziesi?ciu dniach ?eglugi przyby?em do Malagi. Wzmiankowany cz?owiek, uprzedzony o moim przybyciu, czeka? ju? na mnie w przystani. Tego samego dnia wyjechali?my i nazajutrz stan?li?my w zamku Uzedy.
Zasta?em tam liczne zgromadzenie: naprz?d szejka. c?rk? jego Rebek?, Velasqueza, kabalist?, Cygana z dwiema c?rkami i zi?ciami, trzech braci Zot?w. mniemanego op?ta?ca, wreszcie kilkunastu mahometan z trzech wtajemniczonych rodzin. Szejk oznajmi?, ?e poniewa? zebrali?my si? wszyscy, natychmiast zatem udamy si? do podziemia.
W istocie, jak tylko noc zapad?a, wyruszyli?my w drog? i przybyli?my o ?wicie. Zeszli?my do podziemia i przez jaki? czas oddali?my si? spoczynkowi. Nast?pnie szejk zgromadzi? nas razem i tymi s?owy odezwa? si?, powtarzaj?c to samo po arabsku do wiadomo?ci mahometan:
- Kopalnie z?ota, kt?re od tysi?ca blisko lat stanowi?y, ?e tak powiem, maj?tek naszej rodziny, zdawa?y si? niewyczerpane. W tym to przekonaniu przodkowie nasi postanowili obr?ci? dobyte z nich z?oto na rozszerzenie islamu, zw?aszcza za? wyznania Alego. Byli oni jedynie przechowywaczami tego skarbu, kt?rego stra? kosztowa?a ich tyle trud?w i zabieg?w. Ja sam dozna?em w mym ?yciu tysi?ce najokropniejszych niespokojno?ci. Pragn?c raz wreszcie wy?ama? si? z obawy, kt?ra z ka?dym dniem stawa?a mi si? niezno?niejsza, chcia?em przekona? si?, czy kopalnia jest rzeczywi?cie niewyczerpana. Przenurtowa?em ska?? w kilku miejscach i znalaz?em, ?e ?y?a z?ota zewsz?d dochodzi ju? ko?ca. Senor Moro raczy? zaj?? si? obliczeniem pozosta?ych nam bogactw i ilo?ci na ka?dego z nas przypadaj?cej. Pokaza?o si? z rachunku, ?e ka?dy z g??wnych spadkobierc?w otrzyma milion cekin?w, wsp??dzia?acze za? po pi??dziesi?t tysi?cy. Wydobyto wszystko z?oto i z?o?ono je w oddalonej st?d jaskini. Naprz?d zaprowadz? was do kopalni, gdzie przekonacie si? o prawdzie s??w moich; nast?pnie ka?dy przyst?pi do odebrania swojej cz??ci.
Zeszli?my kr?conymi schodkami., przybyli?my do grobowca, stamt?d za? do kopalni, kt?r? w istocie znale?li?my zupe?nie wyczerpan?. Szejk nagli? nas do jak naj?pieszniejszego powrotu. Stan?wszy na g?rze, us?yszeli?my straszliwy wybuch. Szejk oznajmi? nam, ?e materie palne wysadzi?y w powietrze ca?? cze?? podziemia, z kt?rej tylko co wyszli?my. Nast?pnie udali?my si? do jaskini, gdzie z?o?ono reszt? z?ota.
Afryka?czycy odebrali swoje cz??ci, Moro za? podj?? moj? i wszystkich prawie Europejczyk?w.
Wr?ci?em do Madrytu i przedstawi?em si? kr?lowi, kt?ry przyj?? mnie z niewypowiedzian? dobroci?. Zakupi?em znaczne posiad?o?ci w Kastylii, mianowano mnie hrabi? de Pe?a Florida i zasiad?em pomi?dzy pierwszymi kastylijskimi titulados. Przy moich bogactwach moje zas?ugi tak?e nabra?y wi?kszej warto?ci. W trzydziestym sz?stym roku ?ycia zosta?em genera?em.
Roku 1760 powierzono mi dow?dztwo nad eskadr?, z poleceniem zawarcia pokoju z pa?stwami berberyjskimi. Pop?yn??em naprz?d do Tunisu, spodziewaj?c si?, ?e znajd? tam najmniej trudno?ci i ?e przyk?ad tego pa?stwa inne za sob? poci?gnie. Zarzuci?em kotwic? w przystani pod miastem i wys?a?em oficera z oznajmieniem o moim przybyciu. Wiedziano ju? o tym w mie?cie i ca?? zatok? Goletta pokrywa?y strojne ?odzie, kt?re wraz z moim orszakiem mia?y mnie przewie?? do Tunisu.
Nazajutrz przedstawiono mnie dejowi. By? to dwudziestoletni m?odzieniec zachwycaj?cej postaci. Przyj?to mnie z wszelkimi honorami i otrzyma?em zaproszenie na wiecz?r do zamku zwanego Manub?. Zaprowadzono mnie do odleg?ej altany ogrodowej i drzwi za mn? na klucz zamkni?to. Otworzy?y si? tajemne drzwiczki. Dej wszed?, przykl?k? na jedno kolano i poca?owa? mnie w r?k?.
Drugie drzwiczki skrzypn??y i ujrza?em wchodz?ce trzy zas?oni?te kobiety. Odrzuci?y zas?ony; pozna?em Emin? i Zibeld?. Ta ostatnia prowadzi?a za r?k? m?od? dziewczyn?, moj? c?rk?. Emina by?a matk? m?odego deja. Nie b?d? opisywa?, do jakiego stopnia obudzi?o si? we mnie uczucie ojcowskiego przywi?zania. Rado?? moj? m?ci?a tylko my?l, ?e dzieci moje wyznaj? wiar? nieprzyjazn? mojej. Da?em pozna? bolesne to uczucie.
Dej wyzna? mi, ?e mocno jest przywi?zany do swojej religii, ?e jednak siostra jego, Fatyma, wychowana przez niewolnic? Hiszpank?, w g??bi duszy jsst chrze?cijank?. Postanowili?my, ?e c?rka moja przesiedli si? do Hiszpanii, przyjmie tam chrzest i zostanie moj? dziedziczk?.
Wszystko to sta?o si? w przeci?gu roku. Kr?l raczy? trzyma? Fatym? do chrztu i nada? jej tytu? ksi??niczki Oranu. Nast?pnego roku za?lubi?a najstarszego syna Velasqueza i Rebeki, o dwa lata od niej m?odszego.
Zapewni?em jej ca?y m?j maj?tek, dowi?d?szy, ?e nie mam bliskich krewnych po ojcu i ?e m?oda Mauretanka, spokrewniona ze mn? przez Gomelez?w, jest jedyn? moj? spadkobierczyni?. Chocia? jeszcze m?ody i w sile wieku, pomy?la?em jednak o miejscu, kt?re by mi pozwoli?o zakosztowa? s?odyczy spoczynku. Wielkorz?dztwo Saragossy by?o wolne, poprosi?em o nie i otrzyma?em.
Podzi?kowawszy i po?egnawszy JKMo?c, uda?em si? do braci Moro, prosz?c o oddanie mi zapiecz?towanego zwoju, kt?ry przed dwudziestu pi?ciu laty u nich z?o?y?em. By? to dziennik sze??dziesi?ciu sze?ciu pocz?tkowych dni mego pobytu w Hiszpanii.
Przepisa?em go w?asn? r?k? i z?o?y?em w ?elaznej szkatu?ce, gdzie go kiedy? znajd? moi spadkobiercy.
KONIEC