Potocki J. R?KOPIS ZNALEZIONY W SARAGOSSIE (17)

Dzie? szesnasty
?piew konik?w polnych, tak ?ywy i bezustanny w Andaluzji, wcze?nie rozbudzi? mnie ze snu. Powaby natury coraz silniej dzia?a?y na moj? dusz?. Wyszed?em z namiotu, aby przypatrzy? si? po?yskowi pierwszych promieni s?o?ca, roztaczaj?cych si? po niezmierzonym widnokr?gu. Pomy?la?em o Rebece. - Ma s?uszno?? - rzek?em sam do siebie - ?e woli rozkosze ?ycia ludzkiego i materialnego od czczych marze? idealnego ?wiata, do kt?rego i tak pr?dzej czy p??niej si? dostaniemy. Czy li? na tej ziemi nie znajdujemy do?? rozmaitych uczu?, rozkosznych wra?e?, a?eby u?ywa? ich podczas kr?tkiego naszego pobytu? - Podobne uwagi zaprz?tn??y mnie przez chwil?, po czym, widz?c, ?e wszyscy udaj? si? do jaskini na ?niadanie, zwr?ci?em kroki w t? sam? stron?. Posilali?my si? jak ludzie oddychaj?cy powietrzem g?r i po zaspokojeniu g?odu prosili?my naczelnika Cygan?w, aby raczy? dalej ci?gn?? swoje opowiadanie, co te? uczyni? w tych s?owach:
DALSZY CI?G HISTORII NACZELNIKA CYGAN?W
M?wi?em wam, ?e przybyli?my na drugi nasz nocleg w drodze z Madrytu do Burgos i ?e znajdowali?my si? tam z m?od? dziewczyn?, zakochan? w m?odym ch?opcu przebranym za mulnika. synu Marii de Torres. Ta ostatnia powiedzia?a nam, ?e hrabia Rovellas le?a? prawie martwy na drugim ko?cu szrank?w, podczas gdy m?ody nieznajomy na przeciwnej stronie ?miertelnym ciosem ugodzi? byka gotuj?cego si? dobi? swoj? ofiar?.
Co dalej si? sta?o, sama Maria de Torres wam powie.
DALSZY CI?G HISTORII MARII DE TORRES
Jak tylko straszliwy byk powali? si? we w?asnej krwi, s?u?ba hrabiego poskoczy?a swemu panu na pomoc. Ranny nie dawa? ?adnego znaku ?ycia; po?o?ono go na nosze i zaniesiono do domu. Widowisko przerwano i wszyscy rozeszli si? do dom?w.
Tego samego wiec/ora dowiedzieli?my si?, ?e Rovellas wyszed? z niebezpiecze?stwa. Nazajutrz m?? m?j pos?a? z zapytaniem o jego zdrowie. Pa? nasz d?ugo nie powraca?, nareszcie przyni?s? nam list zawarty w tych s?owach:
Senor pu?kowniku!
Przeczytawszy list niniejszy, Wasza Mi?o?? przekona si?, ?e ?aska Stw?rcy racz?la mi pozostawi? ostatki si?. Jednakowo? niezno?ne bole?ci, jakich doznaj? w piersiach, ka?? mi pow?tpiewa? o zupe?nym wyleczeniu. Wiesz zapewne, senor don Henryku, ze Opatrzno?? obdarzy?a mnie mnogimi dobrami tego ?wiata. Pewna ich cz??? przeznaczam nieznajomemu, kt?ry nara?a? dni swoje dla ocalenia moich. Z reszty nie mog? uczyni? lepszego u?ytku, jak sk?adaj?c j? u st?p niepor?wnanej Elwiry de Noru?a. Racz wi?c senor o?wiadczy? jej ode mnie szczere i prawe uczucia, jakie wzbudzi?a w tym, kt?ry mo?e wkr?tce stanie si? garstk? popio?u i prochu, ale kt?remu niebo pozwala jeszcze podpisywa? si? jako
hrabia Rovellas, margrabia de Vera Lonza y Cruz
Velada, dziedziczny komandor Talla Verde y Rio
Floro, pan na Tolasquez y Riga Fuera y Mendez
y Lonzos, y otros, y otros, y otros.
Dziwi ci? to, senora, ?e pami?tam tyle tytu??w, ale ?artami nazywali?my nimi moj? siostr?, tak ?e nareszcie wyuczyli?my si? ich na pami??.
Skoro tylko m?? m?j otrzyma? ten list, przeczyta? nam go i zapyta? moj? siostr?, co ma odpowiedzie?. Elwira odrzek?a, ?e we wszystkim zastosuje si? do rad mego m??a, ale przy tym doda?a, ?e przymioty hrabiego mniej j? uderzy?y od wyg?rowanej mi?o?ci w?asnej, kt?ra przebija si? w jego s?owach i uczynkach.
M?j m?? doskonale zrozumia? prawdziwe znaczenie tych s??w i odpisa? hrabiemu, ?e Elwira jest jeszcze zbyt m?oda, aby mog?a ceni? jego uczucia, ?e jednak przy??cza si? do mod??w, kt?re zanoszono o jego wyzdrowienie. Hrabia bynajmniej nie przyj?? tej odpowiedzi za odmown?, przeciwnie, wsz?dzie m?wi? o swoim ma??e?stwie z Elwir? jako o rzeczy zupe?nie ju? u?o?onej, my za? tymczasem wyjechali?my do Villaca.
Dom nasz, na samym ko?cu miasteczka, jakby na wsi, znajdowa? si? w czaruj?cym po?o?eniu. Wewn?trzne urz?dzenie dor?wnywa?o widokowi. Naprzeciwko naszego mieszkania sta?a chata wie?niacza, ozdobiona ze szczeg?lniejszym smakiem. Ganek ocienia?a masa kwiat?w, okna by?y wielkie i przezroczyste, obok wznosi?a si? ma?a ptaszarnia, s?owem, wszystko oddycha?o staranno?ci? i ?wie?o?ci?. Powiedziano nam, ?e domek ten zosta? zakupiony przez pewnego labradora z Murcji. Rolnicy, kt?rych w naszej prowincji nazywaj? labradorami, nale?? do klasy po?redniej mi?dzy drobn? szlacht? a w?o?cianami.
P??no ju? by?o, gdy dostali?my si? do Villaca. Zacz?li?my od zwiedzenia naszego domu od strychu a? do piwnicy, po czym kazali?my wynie?? krzes?a przed drzwi i zasiedli?my do czekolady. M?? m?j ?artowa? z Elwiry, m?wi?c o ub?stwie domu, w kt?rym raczy?a mieszka? przysz?a hrabina Rovellas. Moja siostra przyjmowa?a jego ?arty do?? weso?o. Wkr?tce potem ujrzeli?my wracaj?cy z pola p?ug, zaprz??ony w cztery pot??ne wo?y. Kr?py ch?opak pogania? je, za nim za? post?powa? m?ody cz?owiek pod rami? z r?wn? mu prawie wiekiem dziewczyn?. M?ody labrador mia? szlachetn? postaw? i gdy zbli?y? si? do nas, pozna?y?my w nim z Elwir? wybawc? Rovellasa. M?? m?j nie zwr?ci? na niego uwagi, ale siostra rzuci?a mi spojrzenie, kt?re doskonale zrozumia?am. M?odzieniec uk?oni? nam si?, jak cz?owiek, kt?ry nie chce zawiera? znajomo?ci, i wszed? do swego domku. Towarzyszka jego bacznie nam si? przypatrywa?a.
- Pi?kna para, nieprawda?? - rzek?a dona Manuela, nasza gospodyni.
- Jak to, pi?kna para? - zawo?a?a Elwira. - Wi?c to ma??e?stwo?
- Nie inaczej - odpar?a Manuela - i je?eli mam prawd? powiedzie?, jest to zwi?zek zawarty przeciw woli rodzic?w. Jaka? porwana dziewczyna. Nikt tu o tym nie w?tpi; zaraz poznali?my, ?e to nie s? wie?niacy.
M?? m?j zapyta? Elwiry, dlaczego si? tak obruszy?a, i doda?:
- M?g?by kto mniema?, ?e to nasz tajemniczy ?piewak.
W tej chwili w domku naprzeciwko us?yszeli?my przygrywki na gitarze i g?os, kt?ry potwierdzi? podejrzenia mego m??a.
- Dziwna rzecz - zauwa?y? - ale poniewa? cz?owiek ten jest ?onaty, przeto serenady jego nale?a?y zapewne do jednej z naszych s?siadek.
- Ja za? - doda?a Elwira - by?am pewna, ?e pie?ni te by?y przeznaczone dla mnie. Roze?mieli?my si? z jej prostoduszno?ci i przestali?my o tym m?wi?. Przez sze?? tygodni, kt?re przep?dzili?my w Villaca, okiennice domku naprzeciwko by?y zamkni?te i nie widzieli?my wi?cej naszych s?siad?w. Zdaje si? nawet, ?e przed nami opu?cili miasteczko.
Po up?ywie tego czasu dowiedzieli?my si?, ?e Rovellas przyszed? ju? nieco do zdrowia i ?e walki byk?w maj? si? znowu rozpocz??, wszelako bez osobistego uczestnictwa hrabiego. Wr?cili?my do Segowii, gdzie od razu wpadli?my na same uroczysto?ci, biesiady, widowiska i bale. Zabiegi hrabiego wzruszy?y serce Elwiry i wesele odby?o si? z nie widzianym dot?d przepychem.
W trzy tygodnie po ?lubie hrabia dowiedzia? si?, ?e po?o?ono koniec jego wygnaniu i ?e wolno mu pokaza? si? na dworze. Z rado?ci? m?wi? o wprowadzeniu tam mojej siostry. Wszelako przed wyjazdem z Segowii chcia? dowiedzie? si? o nazwisku swego wybawcy, kaza? wi?c og?osi?, ?e kto mu doniesie o miejscu pobytu nieznajomego torreadora, otrzyma w nagrod? sto sztuk z?ota, ka?da po osiem pistol?w. Nazajutrz odebra? nast?puj?cy list:
Panie hrabio!
Zadajesz pan sobie niepotrzebny trud. Zaniechaj zamiaru poznania cz?owieka, kt?ry ocali? ci ?ycie, i poprzesta? na przekonaniu, ze zgubi?e? go na wieki.
Rovellas pokaza? ten list memu m??owi i rzek? mu wynio?le, ?e pismo to pochodzi bez w?tpienia od jakiego? wsp??zalotnika. ?e nie wiedzia?, i? Elwira mia?a z kim przedtem mi?osne stosunki, i ?e w takim razie nigdy nie by?by poj?? jej za ?on?. M?j m?? prosi? hrabiego, aby raczy? by? ostro?niejszy w swoich s?owach. i odt?d zerwa? z nim wszelkie stosunki.
O wyje?dzie na dw?r zupe?nie przestano my?le?. Rovellas sta? si? ponury i pop?dliwy. Ca?a jego mi?o?? w?asna obr?ci?a si? w zazdro??, a zazdro?? w zatajon? gwa?towno??. M?? opowiedzia? mi tre?? bezimiennego listu; doszli?my do wniosku, ?e wie?niak z Villaca musia? by? przebranym kochankiem. Polecili?my wywiedzie? si? bli?szych szczeg???w, ale nieznajomy znik?, sprzedawszy sw?j domek. Elwira by?a przy nadziei, taili?my wi?c przed ni? powody zmiany uczu? jej ma??onka. Dobrze je spostrzeg?a, ale nie wiedzia?a, czemu t? nag?? oboj?tno?? przypisa?. Hrabia o?wiadczy? jej, ?e nie chc?c zak??ca? jej spokoju, postanowi? przenie?? si? do innego mieszkania. Widywa? Elwir? tylko w godzinach obiadowych, rozmowa wtedy ci??ko si? wlok?a i prawie zawsze przybiera?a szydersk? barw?.
Gdy siostra moja zbli?a?a si? do chwili rozwi?zania, Rovellas wymy?li? wa?ne sprawy, kt?re wzywa?y go do Kadyksu, a w tydzie? potem ujrzeli?my urz?dowego pos?a?ca, kt?ry odda? list Elwirze, prosz?c j?. aby raczy?a go przeczyta? wobec ?wiadk?w. Zebrali?my si? wszyscy i us?yszeli?my, co nast?puje:
Pani!
Odkry?em twoje stosunki z don Sanchem de Pe?a Sombre. Od dawna domy?la?em si? zdrady, ale pobyt jego w Villaca przekona? mnie o twojej niegodziwo?ci, niezgrabnie pokrytej przez siostr? don Sancha, kt?ra udawa?a jego ?on?. Bez w?tpienia, moje bogactwa, dawa?y mi pierwsze?stwo; nie b?dziesz ich jednak podziela?a, gdy? si? ju? wi?cej nie zobaczymy. Wszelako zapewni? tw?j los, chocia? nie przyznam dziecka, kt?re nosisz w twym ?onie.
Elwira nie doczeka?a ko?ca tego pisma i przy pierwszych s?owach pad?a zemdlona. M?j m?? pojecha? tego? wieczora, a?eby pom?ci? krzywd? mojej siostry. Rovellas tylko co wsiad? by? na okr?t i pop?yn?? do Ameryki. M?? zabra? si? na drugi okr?t, ale straszliwa burza obu ich poch?on??a. Elwira wyda?a na ?wiat dziewczyn?, kt?r? widzisz tu ze mn?. i dwa dni potem umar?a. Jakim sposobem ja zosta?am przy ?yciu, nie Pojmuj?, ale s?dz?, ?e nadmiar mojej bole?ci da? mi si?? do zniesienia jej.
Dziewczynka otrzyma?a na chrzcie imi? Elwiry. Przypomina?a mi moj? siostr?, a ?e poza mn? nie mia?a nikogo na ?wiecie, postanowi?am po?wi?ci? jej moje ?ycie. Zacz??am stara? si? o zapewnienie jej pu?cizny po ojcu. Powiedziano mi, ?e nale?y si? uda? do s?du meksyka?skiego. Pisa?am do Ameryki. Oznajmiono mi, ?e spadek zosta? podzielony mi?dzy dwudziestu dalszych krewnych i ?e dobrze wiedziano, ?e Rovellas nie przyzna? dziecka mojej siostry. Ca?y m?j doch?d nie by?by wystarczy? na op?acenie dwudziestu kart procedury s?dowej. Poprzesta?am wi?c na potwierdzeniu w Segowii urodzenia i stanu Elwiry, sprzeda?am nasz dom w mie?cie i wyjecha?am do Villaca z moim blisko trzyletnim Lonzetem i Elwir?, kt?ra mia?a tyle? miesi?cy. Najwi?kszym moim zmartwieniem by? widok domku, w kt?rym mieszka? niegdy? przekl?ty nieznajomy, pa?aj?cy tajemnicz? mi?o?ci? do mojej siostry. Nareszcie przyzwyczai?am si? i dzieci moje sta?y si? jedyn? dla mnie pociech?.
Ju? blisko rok up?ywa? od czasu, jak mieszka?am w Villaca, gdy pewnego dnia otrzyma?am z Ameryki list nast?puj?cej tre?ci:
Pani!
Niniejsze pismo przesy?a, ci nieszcz??liwy, kt?rego pe?na uszanowania mi?o?? sta?a si? przyczyn? nieszcz??? twojej rodziny. Szacunek, jaki mia?em dla nieod?a?owanej Elwiry, by? mo?e wi?kszy od mi?o?ci, kt?rej na pierwszy jej widok dozna?em. Zaledwie wi?c wtedy o?miela?em si? da? s?ysze? m?j g?os i moj? gitar?, gdy ulica by?a ju? pusta i nie mia?em ?wiadk?w mojej ?mia?o?ci.
Gdy hrabia Rovellas o?wiadczy? si? niewolnikiem wdzi?k?w, kr?puj?cych moj? wolno??, na?wczas uzna?em za stosowne zatai? w sobie najl?ejsze iskierki p?omienia, kt?ry m?g? sta? si? zgubny dla twojej siostry. Dowiedziawszy si? jednak, ze mia?y?cie panie przep?dzi? pewien czas w Villaca, powa?y?em si? naby? ma?y domek i tam, ukryty za ?aluzjami, spogl?da?em niekiedy na t?, do kt?rej nie o?mieli?em si? nigdy przem?wi?, a tym mniej o?wiadczy? jej moje uczucia. Mia?em przy sobie siostr?, kt?ra uchodzi?a za moj? ?on?, dla usuni?cia wszelkich pozor?w mog?cych wzbudzi? podejrzenie, ?e jestem przebranym kochankiem.
Niebezpieczna choroba mojej matki wezwa?a nas do niej, a za moim powrotem Elwira nosi?a ju? nazwisko hrabiny Rovellas. Op?aka?em strat? szcz??cia, na kt?re wszak?e nigdy nie by?bym si? powa?y? podnie?? oczu, i poszed?em ukry? m?j ?al w puszczach drugiej polowy ?wiata. Tam to dosz?a mnie wiadomo?? o niegodziwo?ciach, jakich by?em niewinn? przyczyn?, i o wyst?pku, o kt?ry oskar?ono moj? mi?o??, pe?n? czci i poszanowania.
O?wiadczam wi?c, ?e hrabia Rovellas haniebnie sk?ama? utrzymuj?c, ?e m?j szacunek dla niepor?wnanej Elwiry m?g? by? przyczyn?, dla kt?rej sta?em si? ojcem jej dzieci?cia.
O?wiadczam, ?e jest to fa?sz, i przysi?gam na wiar? i zbawienie - nikogo innego nie poj?? za ?on?, jak tylko c?rk? boskiej Elwiry. B?dzie to dostateczny do-w?d, ?e nie jest ona moj? c?rk?. Na po?wiadczenie tej prawdy kln? si? na Naj?wi?tsz? Pann? i drogocenn? krew Jej Syna, kt?ry oby mi towarzyszy? w ostatniej godzinie.
Don Sancho de Pe?a Sombre
P.S. Poleci?em potwierdzi? ten list corregidorowi Acapulco; racz pani to samo uczyni? w trybunale w Segowii.
Zaledwie sko?czy?am czyta? ten list, gdy powsta?am z miejsca, przeklinaj?c don Sancha i jego mi?o?? pe?n? poszanowania.
- Ach, niegodziwcze - m?wi?am - dziwaku, szatanie, lucyperze! dlaczeg?? byk, kt?rego zabi?e? w naszych oczach, raczej z ciebie nie doby? wn?trzno?ci? Tw?j przekl?ty szacunek spowodowa? ?mier? mego m??a i siostry. Pozbawi?e? to biedne dziecko maj?tno?ci, mnie skaza?e? na ?ycie ?ez i n?dzy, a teraz przychodzisz ??da? na ma??onk? dziesi?ciomiesi?czne dzieci? - niech ci? niebo... niech ci? piek?o...
Wypowiedziawszy wszystko, co mia?am na sercu, pojecha?am do Segowii, gdzie kaza?am potwierdzi? list don Sancha. Przybywszy do miasta, znalaz?am interesy nasze w jak najgorszym stanie. Wyp?aty za sprzedany dom zatrzymano za roczne pensje, kt?re dawali?my pi?ciu kawalerom malta?skim, wsparcie za? pobierane przez mego m??a, mnie przestano wyp?aca?. U?o?y?am si? ostatecznie z pi?ciu kawalerami i sze?ciu zakonnicami, tak ?e za ca?y maj?tek zosta? mi tylko dom w Villaca z przyleg?o?ciami. Schronienie to sta?o si? dla mnie tym dro?sze i powr?ci?am do niego z wi?ksz? ni? kiedykolwiek przyjemno?ci?.
Zasta?am dzieci zdrowe i weso?e. Zatrzyma?am kobiet?, kt?ra mia?a o nie pierwsze starania, zreszt? jeden s?u??cy i drugi ch?opiec od p?uga sk?adali ca?? moj? s?u?b?. Tym sposobem ?y?am bez zbytku, ale i bez n?dzy. Urodzenie moje i urz?d, jaki m?? m?j zajmowa?, nadawa?y mi znaczenie w ca?ym miasteczku i ka?dy, czym m?g?, tym mi si? przys?ugiwa?. Tak min??o sze?? lat - obym nigdy w ?yciu nie dozna?a by?a nieszcz??liwszych.
Pewnego dnia alkad naszego miasteczka przyszed? do mnie; wiedzia? on dobrze o szczeg?lnym o?wiadczeniu don Sancha. Trzymaj?c w r?ku madryck? gazet?, rzek?:
- Pozw?l pani, abym ci powinszowa? ?wietnego ma??e?stwa, jakie oczekuje twoj? siostrzenic?. Przeczytaj pani ten oto artyku?:
Don Sancho de Pe?a Sombre, wy?wiadczywszy kr?lowi wa?ne us?ugi, tak przez nabycie dw?ch prowin-cji bogatych w miny srebra, po?o?onych na p??nocy Nowego Meksyku, jako te? przez roztropno??, z jak? u?mierzy? powstanie w Cuzco, zostaje wyniesiony do godno?ci granda hiszpa?skiego z tytu?em hrabiego de Pe?a Velez. Jednocze?nie Jego Kr?lewska Mo?? raczy? go wys?a? na Wyspy Filipi?skie w stopniu generalnego gubernatora.
- Dzi?ki niech b?d? niebu - odpowiedzia?am alkadowi. - B?dzie mia?a Elwira je?eli nie m??a, to przynajmniej opiekuna. Oby m?g? szcz??liwie powr?ci? z wysp, by? mianowany wicekr?lem Meksyku i pom?c nam w odzyskaniu naszego maj?tku.
?yczenia moje w cztery lata potem zosta?y spe?nione. Hrabia de Pe?a Velez otrzyma? godno?? wicekr?la i wtedy napisa?am do niego list, wstawiaj?c si? za moj? siostrzenic?. Odpowiedzia?, ?e krzywdz? go okrutnie, s?dz?c, i? m?g? zapomnie? o c?rce boskiej Elwiry. i ?e nie tylko nie jest winien podobnego zapomnienia, ale nadto uczyni? ju? stosowne kroki w trybunale meksyka?skim; proces b?dzie trwa? d?ugo, ale nie ?mie przy?piesza? jego biegu, poniewa? pragnie po?lubi? moj? siostrzenic?, nie wypada wi?c, a?eby dla w?asnej korzy?ci zmienia? zwyczaje sprawiedliwo?ci. Pozna?am. ?e don Sancho nie odst?pi? od swego zamiaru.
Wkr?tce potem bankier z Kadyksu przys?a? mi tysi?c sztuk z?ota, ka?da po osiem pistol?w, nie chc?c powiedzie?, od kogo pochodzi ta suma. Domy?li?am si?, ?e jest to grzeczno?? wicekr?la, ale przez delikatno?? nie chcia?am przyj?? ani nawet dotkn?? tych pieni?dzy i prosi?am bankiera, a?eby je umie?ci? w banku Asiento.
Stara?am si? wszystkie te wypadki zachowa? w jak naj?ci?lejszej tajemnicy, ale poniewa? nie ma rzeczy. kt?rej by ludzie nie odkryli, dowiedziano si? zatem w Villaca o zamiarach wicekr?la wzgl?dem mojej siostrzenicy i odt?d nie nazywano jej inaczej jak "ma?? wicekr?low?". Elwira mia?a w?wczas jedena?cie lat;
bez w?tpienia innej dziewczynie marzenia te by?yby zawr?ci?y g?ow?, ale jej serce i umys? skierowa?y si? w inn? stron? i sta?y si? nieprzyst?pne pr??no?ci. Na nieszcz??cie, za p??no spostrzeg?am, ?e od dzieci?cych lat nauczy?a si? wymawia? wyrazy mi?o?ci, przedmiotem za? tych uczu? przedwczesnych by? ma?y jej brat cioteczny. Lonzeto. Cz?sto my?la?am o roz??czeniu ich. ale nie wiedzia?am, co pocz?? z moim synem. Napomina?am siostrzenic? i zyska?am tylko, ?e odt?d kry?a si? przede mn?.
Wiesz, senora, ?e na prowincji zabawa nasza sk?ada si? jedynie z czytania romans?w lub nowel i deklamowania melodramatycznych ballad przy towarzyszeniu gitary. Posiadali?my w Villaca ze dwadzie?cia tom?w tej pi?knej literatury i po?yczali?my je jedni drugim. Zakaza?am Elwirze bra? kt?r?kolwiek z tych ksi??ek do r?ki, ale gdy pomy?la?am o zakazie, ju? ona umia?a je na pami??.
Dziwna rzecz, ?e ma?y m?j Lonzeto mia? umys? r?wnie sk?onny do romantyczno?ci. Oboje rozumieli si? doskonale i kryli przede mn?, co nie przychodzi?o im z wielk? trudno?ci?, wiadomo bowiem, ?e co si? tyczy tych rzeczy, matki i ciotki r?wnie kr?tko widz? jak m??owie. Domy?la?am si? jednak?e oszuka?stwa i chcia?am umie?ci? Elwir? w klasztorze, ale nie mia?am na to do?? pieni?dzy. Okazuje si?, ?e bynajmniej nie uczyni?am tego, com by?a powinna, i ma?a dziewczyna, zamiast by? uszcz??liwiona z tytu?u wicekr?lowej, wyobrazi?a sobie, ?e jest nieszcz??liw? kochank?, straszn? ofiar? losu, s?awn? przez swoje cierpienia. Udzieli?a tych pi?knych my?li swemu bratu ciotecznemu i oboje postanowili broni? ?wi?tych praw mi?o?ci przeciw okrutnym wyrokom przeznaczenia. Trwa?o to przez trzy lata i tak skrycie, ?e niczego si? nie domy?la?am.
Pewnego dnia zasz?am ich w moim kurniku w najtragiczniejszych postawach. Elwira le?a?a na kojcu, trzymaj?c chustk? i zalewaj?c si? ?zami; Lonzeto, kl?cz?c ko?o niej, r?wnie? z ca?ych si? p?aka?. Zapyta?am, co tu robi?. Odpowiedzieli, ?e powtarzaj? scen? z romansu Fuen de Rozas y Linda Mora.
Tym razem domy?li?am si? wszystkiego i pozna?am, ?e prawdziwa mi?o?? zaczyna b?yska? spod tych komedii. Uda?am, ?e nie spostrzeg?am niczego, ale czym pr?dzej posz?am do proboszcza, a?eby si? poradzi?, co mam czyni? w tym wypadku. Proboszcz, zastanowiwszy si? chwil?, rzek?, ?e napisze do jednego ze swoich przyjaci??, duchownego, kt?ry b?dzie m?g? wzi?? Lonzeta do siebie, tymczasem za? kaza? mi odprawi? nowenn? do Naj?wi?tszej Panny i dobrze drzwi zamyka? od sypialnego pokoju Elwiry.
Podzi?kowa?am mu za rad?, zacz??am odprawia? nowenn? do Naj?wi?tszej Panny i zamyka? drzwi od pokoju sypialnego Elwiry, ale na nieszcz??cie nie pomy?la?am o oknie. Pewnej nocy pos?ysza?am szmer u mojej siostrzenicy. Otworzy?am nagle drzwi i znalaz?am j? ?pi?c? z Lonzetem. Wyskoczyli oboje w koszulach z ???ka i pad?szy mi do n?g o?wiadczyli, ?e s? sobie po?lubieni.
- Kt?? was po?eni?? - zawo?a?am. - Jaki? ksi?dz dopu?ci? si? tej niegodziwo?ci?
- Wybacz, pani - odpowiedzia? Lonzeto z powag? - ?aden ksi?dz si? w to nie miesza?. Pobrali?my si? pod wielkim kasztanem. B?g natury przyj?? nasze przysi?gi, a rumiana zorza nas pob?ogos?awi?a. ?wiadkami naszymi by?y ptaszki, ?piewaj?ce z rozkoszy na widok naszego szcz??cia. Tak to zachwycaj?ca Linda Mora sta?a si? ma??onk? m??nego Fuen de Rozas, zreszt? wszystko to jest wydrukowane.
- Ach, nieszcz??liwe dzieci - zawo?a?am - nie jeste?cie po??czeni ?wi?tym zwi?zkiem i nigdy nie mo?ecie by? nim po??czeni. Czyli? nie wiesz, hultaju, ?e Elwira jest twoj? cioteczn? siostr??
Rozpacz tak gwa?towna mnie ogarn??a, ?e nie mia?am nawet si? czyni? im wyrzut?w. Kaza?am Lonzetowi wyj?? z pokoju, sama za? rzuci?am si? na ???ko Elwiry i obla?am je gorzkimi ?zami.
Gdy naczelnik Cygan?w domawia? tych s??w, przypomnia? sobie, ?e ma wa?n? spraw? do za?atwienia, i prosi? nas o pozwolenie odej?cia. Po jego oddaleniu si? Rebeka rzek?a do mnie:
- Dzieci te mocno mnie zajmuj?. Mi?o?? wyda?a mi si? zachwycaj?ca w rysach Mulata Tanzai i Zulejki, musia?a by? jednak daleko powabniejsza, gdy o?ywia?a pi?knego Lonzeta i czaruj?c? Elwir?. By?a to grupa Amora i Psyche.
- Szcz??liwe to por?wnanie - odpowiedzia?em - wr??y, ?e wkr?tce uczynisz tyle post?pu w nauce, kt?r? g?osi? Owidiusz, co w twoich badaniach nad ksi?gami Enocha i Atlasa.
- Mniemam - doda?a Rebeka - ?e nauka, o kt?rej m?wisz, jest mo?e niebezpieczniejsza od tych, kt?rym dot?d si? po?wi?ca?am, i ?e mi?o??, podobnie jak kaba?a, ma r?wnie? swoj? stron? czarodziejsk?.
- Co si? tyczy kaba?y - rzek? Ben Mamun - oznajmiam wam, ?e ?yd Wieczny Tu?acz tej nocy przeby? G?ry Arme?skie i ?piesznym krokiem zbli?a si? dc nas.
Ca?a magia tak mnie ju? znudzi?a, ?e nie s?ucha?em, gdy zaczynano o niej rozmawia?. Oddali?em si? wi?c i poszed?em na polowanie. Wr?ci?em dopiero na wieczerz?. Naczelnik dok?d? wyszed?, zasiad?em wi?c do sto?u z jego c?rkami. Kabalista ani jego siostra wcale si? nie pokazali. To sam na sam z dwiema m?odymi dziewcz?tami zmiesza?o mnie cokolwiek. Zdawa?o mi si? jednak, ?e to nie one, ale moje kuzynki zaszczyci?y mnie swymi odwiedzinami w namiocie, ale kto by?y te kuzynki: szatany, czy te? prawdziwe ziemianki, z tego w ?aden spos?b nie umia?em zda? sobie sprawy.