Lutobarski J. WIERSZE

ZAGUBIONY

Oboj?tny na wszystko.
Toczy? ?ycie swoje.
Mia? imi? nazwisko
i to by?o wszystko.

Zimne s?owa pada?y
z jego zimnych ust.
Nienawi?ci? pa?a?y
oczy martwe ju?.

Nie urodzi si? cz?owiek
w cz?owieku przegranym.
Tak jak nie wzejdzie zbo?e
w polu nie obsianym .

Usta

Widzia?em usta czerwone od grzechu
Dysz?ce rozkosz? zmys?owych fal
Widzia?em usta w radosnym u?miechu
Gdy w sercu mi?o?? urz?dzi?a bal

Lecz nie zawsze szcz??cie maluje oblicze
S? dni czarne kt?re odbieraj? wdzi?k
Wtedy usta dr??ce jak na wietrze znicze
Ciche i zamkni?te pokonuj? l?k

Ale najpi?kniejsze s? usta spokojne
Padaj? z nich s?owa, ciep?e z g??bi duszy
Nios? rado?? ludziom karminem upojne
Ty patrzysz i s?uchasz ju? je kocha? musisz

Spacer w deszczu

?wiat za oknem

zawsze inny jest i kusi

siedzie? w domu kiedy pada

nikt nie zmusi

mnie co lubi? spacerowa?

po ulicy

z parasolem po ka?u?ach

z psem na smyczy

i wychodz? - a wiatr targa

mi parasol i wyrywa

ja z nim walcz?

i z rado?ci? nie wygrywam

i ju? mokn?

jaka? dama z dziwn? min?

stoi w oknie

tak wygl?da jakbym dla niej

cyrk odstawia?

a ja z wiatrem

w strugach deszczu si? wyprawiam

na spacerek dla relaksu

bo to lubi?

a kto chwyta kto kapuje

?e mam w czubie

co tam dama

czy ulica mnie obchodzi

lubi? depta? po ka?u?ach

co mi szkodzi

m?j parasol w lejek zgi?ty

ledwie trzymam

tego d?cia w ten instrument

nie wytrzymam

pu?? go pu?? go

krzyczy rozum w ?epetynie

no i puszczam

i wnet z oczu moich ginie

a ja mokn?

a ta dama dalej stoi sobie w oknie

my?li pewnie ?e tragedi? ja prze?ywam

to co my?li

w strugach deszczu po mnie sp?ywa

dalej id? i relaksem otulony

mijam ludzi poskr?canych jak rulony

biegiem p?dz?

po co po co tak si? spiesz?

ja spacerkiem - powolutku id? pieszo

Maestro Skowronek

Skowronek swym ?piewem urzeka twe zmys?y

jak genius loci ci? kusi

uparcie pod??a za trelem najwy?szym

i do s?uchania ci? zmusi

W tym zas?uchaniu urzeczony ?piewem

oparty o drzewo sam stoj?
ch?odem kory drzewa i li?ci owiewem

jak w hipnozie jednego si? boj? ...

Oby nie przestawa? by ?piewa? bez ko?ca

sw? ari? polnego maestra

a ja tutaj w cieniu daleko od s?o?ca

b?d? s?ucha? s?ucha? bez ko?ca

Jutrzenka

?wit nieba rozja?nia oblicze

wprowadza jutrzenk? dla ludzi

dla tych co chc? zmieni? ?ycie

w innych nadziej? obudzi?

Lecz przeszkod? s? wci?? politycy

w sejmie i rz?dzie - certament

cho? pochodz? z lewicy - prawicy

jednakowy wci?? mamy parlament

Co wybory to wi?cej dyletant?w

a? zadziwia sk?d oni si? bior?
politycznych wci?? brak nam talent?w

a pieniacze warcho?y - s? zmor?

Mora? z tego wyp?ywa a? taki

bez przysz?o?ci Polak?w nadzieje

odlatuj? marzenia jak ptaki

a "jutrzenka" jak dnia?a tak dnieje

Mi?o?? bez happy-end-u

To prawda ?e mi?o??
niejedno ma imi?
Aneta Iwona czy Lusia

To prawda - gdy j? spotkasz
to ju? kocha? musisz
bo serce do tego ci? zmusza

i w zapami?taniu
robisz nawet g?upstwa
wygl?dasz na sercrabusia

tylko ty - nikt wi?cej
tylko ona twoja
nawet w drog? ?ycia wyruszasz

A ?ycie us?ane
nie tylko r??ami
nagle z innym ju? j? spotykasz

Tak ciebie kocha?a
tak jej uwierzy?e?
spotka?a nowego rabusia

I ju? pop?yn?li
ju? szcz??ciem si? ciesz?
- zosta?e? zrobiony w lalusia