Kochanowski J. FRASZKI PIERWSZE

DO GO?CIA

Jesli darmo masz te ksi??ki,
A spe?na w wacku pieni??ki,
Chwal? tw? rzecz, go?ciu-bracie,
Bo nie przydziesz ku utracie;
Ale jesli? da? co z taszki,
Nie kupi?e?, jedno fraszki.

NA SWOJE KSI?GI

Nie dbaj? moje papiery
O przewa?ne bohatery;
Nic u nich Mars, chocia srogi,
I Achilles pr?dkonogi;
Ale ?miechy, ale ?arty
Zwyk?y zbiera? moje karty.
Pie?ni, ta?ce i biesiady
Schadzaj? si? do nich rady.
Statek tych czas?w nie p?aci,
Prac? cz?owiek pr??no traci.
Przy fraszkach mi w?dy nalej?,
A to wniwecz, co si? ?miej?.

O ?YWOCIE LUDZKIM

Fraszki to wszytko, cokolwiek my?lemy,
Fraszki to wszytko, cokolwiek czyniemy;
Nie masz na ?wiecie ?adnej pewnej rzeczy,
Pr??no tu cz?owiek ma co mie? na pieczy.
Zacno??, uroda, moc, pieni?dze, s?awa,
Wszystko to minie jako polna trawa;
Na?miawszy si? nam i naszym porz?dkom,
Wemkn? nas w mieszek, jako czyni? ??tkom.

NA STAR?

Teraz by ze mn? zygrywa? si? chcia?a,
Kiedy?, niebogo, sobie podstarza?a.
Daj pok?j, prze B?g! Sama baczysz snadnie,
?e nic po cierniu, kiedy r??a spadnie.

SEN

Ucieka?em przez sen w nocy,
Maj?c skrzyd?a ku pomocy,
Lecz mi? mi?o?? poima?a,
Cho? na nogach o??w mia?a.
Hanno, co to znamionuje?
Podobno mi praktykuje,
?e ja, b?d?c uwik?any
Tymi i owymi pany,
Wszytkich inszych ?atwie zb?d? -
Tobie s?u?y? wiecznie b?d?.

RAKI

Folgujmy paniom nie sobie, ma rada;
Mi?ujmy wiernie nie jest w nich przysada.
Godno?ci trzeba nie za nic tu cnota,
Mi?o?ci pragn? nie pragn? tu z?ota.
Mi?uj? z serca nie patrzaj? zdrady,
Pilnuj? prawdy nie k?amaj? rady.
Wiar? uprzejm? nie dar sobie wa??,
W miar? nie nazbyt ci?gn?? rzemie? ka??.
Wiecznie wam s?u?? nie s?u?? na chwil?,
Bezpiecznie wierzcie nierad ja omyl?.

NA NABO?N?

Jesli nie grzeszysz, jako mi powiadasz,
Czego si?, mi?a, tak cz?sto spowiadasz?
NA NIES?OWN?

Mia?em nadziej?, ?e mi zy?ci? miano,
Tak jako by?o z chuci? obiecano;
Ale co komu rzecze bia?ag?owa,
Pisz jej na wietrze i na wodzie s?owa.

EPITAFIUM KOSOWI

Z ?alem i z p?aczem, acz za twe nie stoi,
M?j dobry Kosie, towarzysze twoi
W ten gr?b twe cia?o umar?e w?o?yli,
Kt?rzy weseli wczora z tob? byli.
?mier? za cz?owiekiem na wszelki czas chodzi;
Niech zdrowie, niech nas m?odo?? nie uwodzi,
Bo ani wzwiemy, kiedy wsiada? ka??,
A tam ani p?acz, ani dary wa??.

NA BARBAR?

Jako? mi ju? skaczesz s?abo,
Folguj sobie, mi?a Barbaro, prosz? ci?.
Czart rozskaka? tego swata,
Nie dba nic, cho? kto ma lada co przed sob?.
Okazuje swoje sztuki,
Albo? nie wie, ?e masz w Nuremberku towar?
Ale ty w?dy nie b?d? g?upia,
Nieznajomym nie daj dudkowa? przed sob?,
Nie zwierzaj si? leda komu,
Nie puszczaj mnich?w do dobrego mieszkania.
I kap?an?w si? wystrzegaj,
Raczej sama zaw?dy letanije ?piewaj!
A chcesz li mi? s?ucha? dalej,
Moja Barbaro, nie szacuj dobrych ludzi!
Zaw?dy raczej szukaj zgody,
Niech za ci? skacze, kto m?otem dobrze robi.
Mo?esz odpru? i te wzorki,
Czy?cie tak nama z paciorkowym biczykiem.
A nie dufaj w ?adne czary,
I pod pierzem szpetny staro?wietski bieret.
Wiedz?e, co masz czyni? z sob?,
Bo lisi ogon za towar nie uchodzi.
A ?otrowie, co to widz?,
W oczy pi?knie, w k?cie szykuj? swe draby.
Domy?laj?e si? ostatka,
Wszake? ju? swym dziatkom marcypan rozda?a.

Z ANAKREONTA

Ci??ko, kto nie mi?uje, ci??ko, kto mi?uje,
Naci??ej, kto mi?uj?c ?aski nie zyskuje.
Zacno?? w mi?o?ci za nic, fraszka obyczaje,
Na tego tam naraczej patrzaj?, kto daje.
Bodaj zdech?, kto si? naprz?d z?ota rozmi?owa?,
Ten wszytek ?wiat swoim z?ym przyk?adem popsowa?.
St?d walki, st?d morderstwa; a co jeszcze wi?cej,
Nas, chude, co mi?ujem, to gubi napr?cej.

NA PODUSZK?

Szlachetne p??tno, na kt?rym le?a?o
Owo tak pi?kne w oczu moich cia?o,
Przecz tego smutny u Fortuny sobie
Zjedna? nie mog?, aby g?owie obie
Pospo?u na twym wdzi?cznym mchu le?a?y,
A zobop?lnych rozm?w u?ywa?y?
Wi?cej nie ?miem rzec, bo i tak si? boj?,
?e z tych s??w Zazdro?? my?l rozumie moje.

NA POS?A PAPIESKIEGO

Po?le papieski rzymskiego narodu,
Uczysz nas drogi, a sam chybiasz brodu.
Nawracaj lepiej ni?li tw?j wo?nica,
Strze? nas tam zawie??, gdzie p?acz i tesknica.

NA MATEMATYKA

Ziemi? pomierzy? i g??bokie morze,
Wie, jako wstaj? i zachodz? zorze;
Wiatrom rozumie, praktykuje komu,
A sam nie widzi, ?e ma kurw? w domu.

KSI?DZU

Z wieczora na cze?? ksi?dza zaproszono,
Ale mu na noc ma?p? przywiedziono.
Trwa?a tam chwil? ta mi?a biesiada,
A? ksi?dz zamieszka? i mszej, i obiada!

O GOSPODYNIEJ

Proszono jednej wielkimi pro?bami,
Nie powiem o co, zgadniecie to sami.
A i? stateczna by?a bia?ag?owa,
Nie wdawa?a si? z go?ciem w d?ugie s?owa,
Ale mu z m??em do ?a?niej kaza?a,
Aby mu swoj? my?l rozumie? da?a.
Wnid? do ?a?niej, a gospodarz mi?y
Chodzi by w raju, nie zakrywszy ?y?y.
A s?usznie, bo mia? bindasz tak dosta?y,
?eby by? nie wlaz? w ?adne famura?y.
Go?? pogl?daj?c dobrze ?yw, a ono
Barzo nier?wno pany podzielono.
Nie my? si? d?ugo i jecha? tym chutniej:
Nie ka?dy we?mie po Bekwarku lutniej.

O CH?OPCU

Pan sobie kaza? przywie?? bia??g?ow?,
Aby z ni? m?g? mie? tajemn? rozmow?.
Czekawszy ch?opca dobrze d?ug? chwil?,
Tak ?eby drugi uszed? by? i mil?,
Poj?rzy pod okno, a ci sobie radzi!
I rzecze z g?ry do onej czeladzi:
"Po diable, synku, folgujesz tej paniej:
Jam kaza? przywie??, a ty jedziesz na niej."

NA PANY

Ci??ko mi na te tera?niejsze pany:
Siebie nie bacz?, a gani? dworzany.
"W on czas - pry - czystych zapa?nik?w by?o,
Szermierz?w, go?c?w, a? i wspomnie? mi?o.
A dzi? co m?odzi pacholcy umiej??
Jedno w si? wino jako w beczk? lej?."
Prawda, ?e wielka w s?ugach dzi? odmiana,
Ale te? trudno o takiego pana,
O jakich nam wi?c starszy powiadali;
Oni si? w m?stwie, w dzielno?ci kochali,
Dzi? leda ?yda z workiem pieprzu wol? -
Nie dziw, ?e rzadko za tarczami kol?.

NA SOKALSKIE MOGI?Y

Tusmy si? m??nie prze ojczyzn? bili
I na ostatek gard?a po?o?yli.
Nie masz przecz, go?ciu, z?ez nad nami traci?,
Tak? ?mier? m?g?by? sam drogo zap?aci?.

O DOKTORZE HISZPANIE

"Nasz dobry doktor spa? si? od nas bierze,
Ani chce z nami doczeka? wieczerze."
"Dajcie mu pok?j! najdziem go w po?cieli,
A sami przedsi? bywajmy weseli!"
"Ju? po wieczerzy, p?d?my do Hiszpana!"
"Ba, wier?, p?d?my, ale nie bez dzbana."
"Puszczaj, doktorze, towarzyszu mi?y!"
Doktor nie pu?ci?, ale drzwi pu?ci?y.
"Jedna nie wadzi, daj ci Bo?e zdrowie!"
"By jeno jedna" - doktor na to powie.
Od jednej przysz?o a? wi?c do dziewi?ci,
A doktorowi m?zg si? we ?bie m?ci.
"Trudny - powiada - m?j rz?d z tymi pany:
Szed?em spa? trze?wio, a wstan? pijany."

O ?LACHCICU POLSKIM

Jeden pan wielomo?ny niedawno powiedzia?:
"W Polszcze ?lachcic jakoby te? na karczmie siedzia?;
Bo kto jedno przyjedzie, to z ka?dym pi? musi;
A ?ona, po?ciel zw??cz?c, nieboga si? krtusi."

O FRASZKACH

Najdziesz tu fraszk? dobr?, najdziesz z?? i ?rzedni?,
Nie wszytko? mury wiod? materyj? przedni?;
Z bok?w ceg?? rumie?sz? i kamie? ciosany,
W po?rzodek sztuki k?ad? i gruz brakowany.

O ?MIERCI

?miesznie to rzek?a jedna bia?ag?owa
S?uchaj?c pie?ni, w kt?rej s? te s?owa:
"Rada bym ?mierci, by ju? przysz?a na mi?";
- Prosz?, kto ?mierci?, niech go te? mam znami?.

DO PANIEJ

Imi? twe, pani, kt?re rad mianuj?,
Najdziesz w mych rymiech cz?sto napisane,
A kiedy b?dzie od ludzi czytane,
Masz przed inszymi, jesli ja co czuj?.

Bych ci? z drogiego marmoru postawi?,
Bych ci? da? ula? i z szczerego z?ota
(Czego uroda i twa godna cnota),
Jeszcze bych ci? czci trwa?ej nie nabawi?.

I mauzolea, i egiptskie grody
Ostatniej ?mierci pr??ne by? nie mog?;
Albo je ogie?, albo nag?e wody,
Albo je lata zazdro?ciwe zmog?;

S?awa z dowcipu sama wiecznie stoi,
Ta gwa?tu nie zna, ta si? lat nie boi.

O ?YWOCIE LUDZKIM

Wieczna My?li, kt?ra? jest dalej ni? od wieka,
Jesli ci? te? to rusza, co czasem cz?owieka,
Wierz?, ?e tam na niebie masz mi?sopust prawy
Patrz?c na rozmaite ?wiata tego sprawy.
Bo leda co wyrzucisz, to my, jako dzieci,
W taki treter, ?e z sob? wyniesieni i ?mieci.
Wi?c temu r?kaw urw?, a ten czapk? straci;
Drugi tej krotochwile i w?osy przyp?aci.
Na koniec niefortuna albo ?mier? przypadnie,
To drugi, cho?by nierad, czacz porzuci snadnie.
Panie, godno li, niech t? rozkosz z Tob? czuj?:
Niech drudzy za ?by chodz?, a ja si? dziwuj?.