Chrostowska G. WIERSZE

***

To tylko zbyt wcze?nie

Dotkn??o mnie cierpienie,

?e ca?a si? spali?am

Na martwy, jasny popi??

I pozosta?o tylko wytrwa?e milczenie.

Co prawd? ods?ania.

Wszak w c i ? ? s t o j ? w o g n i u....

Ptaki

Ptaki w?drowne, ptaki przelotne

czemu wy t?dy latacie

czy w?r?d niebios?w jasnych

przestrzeni innej ju? drogi nie znacie

czy wam nie ci??? nasze spojrzenia

pe?ne ?ez, b?lu, t?sknoty

kt?re wieszamy u waszych skrzyde?

goni?c wasze loty...

O! Omijajcie z daleka druty

Nie t?dy wasza droga

To lager, ziemia przekl?ta przez ludzi

i zapomniana przez Boga.

?mier?

?mier? ma oczy jasne, zawsze jest daleka,

K?dy? tam przyczajona widzi mnie i czeka.

Nic o niej nie wiem jeszcze-

Powiedz-mia?a szopenowskie r?ce,

By?a dla Ciebie gwiazd? przewodni? przez ?wiaty nieznane?

i czemu tak wcze?nie, zbyt wcze?nie przyby?a-kochanie

Obczyzna

Milcz?ce rz?dy szarych, niskich blok?w

I niebo r?wnie szare, szarzyzna bez nadziei.

Gromada r??nych ludzi, zapodzianych w mroku.

Surowy obraz. Obcy. Za du?o milczenia.

W martwej pustce, po ciszy wlecze si? t?sknota,

W nocnych, ?lepych zau?kach wa??sa si? blada

I wzruszeniem si? d?awi mocna, g?ucha rozpacz-

S?uchaj, to poza wszystkim wolne szumi? lasy.

***

Chowamy w sercu

bol?c? krwaw? r???-

Ale je?li nieprawda?

Je?li serce puste?

Smutek

Twarze odarte ze z?udze?-

T?um smutnych, obcych ludzi zagubionych w podr??y,

?mieszne jednak kad?uby,

A mo?e serce...Chwila z?udy,

W zasiekach martwe druty rani? wschodz?ce s?o?ce

To samo...

W dalekim horyzoncie...

A my?l-wci?? bli?ej s?o?ca

Niepok?j

Dzie? ten taki w?a?nie, jak "Niepok?j" Szopena,

Ptaki nisko ko?uj? nad ziemi?. Niespokojne,

Sp?oszone z gniazd swych. Nads?uchuj?...

W przyrodzie cisza. Ciep?o, jak przed burz?.

Z zachodu p?yn? niskie, ciemne chmury.

Przyczajony l?k w sercu. T?sknota, t?sknota...

Chc? chodzi? po rozmok?ych, po dalekich drogach,

S?ucha? szumu wichr?w, ?owi? oddech wiosny,

Czu? najg??biej, odnale?? cisz? mi?o?ci,

Id?, nie znajduj?, wci?? zmieniam i wracam.

Gdzie? daleko zosta?y cha?upy wie?niacze,

Chmury co posz?y na wsch?d,

I na wschodniej stronie,

Stoj? drzewa samotne, ciemne, pochylone,

w wichrze stoj? i ciszy,

Chwiane niepokojem.

Chleb

Liczyli go ludzie chytrze i ?akomie,

Uk?adali, przek?adali ?piesznie.

Myl? si? w ruchach czyje? r??ne d?onie,

Nikt tego chleba nie we?mie.

Siedzieli w skupieniu, pochyleni nad sto?em

Czekali chciwie, skryci, nie pro?ci.

Chleb ten zaprawiony ostrym, nagim g?odem

Nie jest, nie jest chlebem mi?o?ci.

***

Niech Ci ziemia lekk? b?dzie,

Bo twarda jest jak kamie?, bo gorzka jest jak s?l.

Niechaj snem wiecznym ?pi? Twoje z?o?one r?ce,

Bo wieczno?? ju? nie boli, bo wiecznym nie jest b?l.

Na c?? to matkom...

Na c?? to matkom dzieci swe hodowa?

Aby z nich by?y kiedy? takie jatki

Ka?dy trup tyle wart ile kosztowa?

Spytaj si? matki niech oceni trupa

Zl?kniesz si?...gdyby? zap?aci?, co m?wi

Chcia?aby kupi? za zmar?ego syna

?ywe kr?lestwo gdzie s? miliony Syn?w i Matek

T?skni? do grobu

T?skni? do grobu, kt?ry pozosta? za mn?,

Do twojej ciszy w kwiatach

O, jak?e wydaje si? dawno,

Kiedy biega?am po Twoich ?ladach

Bo wsz?dzie pragn??am je widzie?

Wzd?u? cichych szumi?cych alei

Szuka?am Twojego ?ycia

B??dz?c wci?? dalej i dalej.

I wiem ?e dzi? kwiaty tak samo tam kwitn?

I jest bolesna s?odycz upojnych ich woni

B?ogos?awi? sen Tw?j cichy i b??kitny

Zamkni?ty ostatnim gestem czystych

martwych d?oni.

Epitafia

Id? prosto, prosto, wolniutko

A? zajdziesz do nieba

St?paj r?wno, cichutko

i pewnie-tak trzeba

A?eby nikt nie pomy?la?

?e si? boisz, a?eby nikt Ci? nie zatrzyma?

Czy jeste? ju??

Ju? stoisz

I u?miechasz si? chytrze, do siebie

Przecie? ju? wszystko wiesz

O tym, ?e jeste?

A jeste? na pewno w niebie

O to modlimy si? my

My i Twoje c?reczki

Niebo Twoje

Niebo Twoje to samo- jasne niebo z gwiazdami,

P?ynie nad obc? ziemi? zimne, cudze, dalekie,

Oto ?wiat?o najczystsze i t?sknota mg?awic

I to pali p?omieniem! Krwawe ?zy pod powiek?...

Jeszcze wtedy balkon by? ma?ym zaczarowanym okr?tem,

A my-bardzo male?kie

I od cudownej lornetki

Bola?y mnie r?ce,

A noce ja?nia?y czyste i zakl?te.

Wracam co dzie?

Pod koniec dnia zostaje z nas znu?enie,

G?stniej mrok i mg?a-

Zewsz?d cienie

My?li-rozproszone pragnienia.

Powracam do starych ulic,

B??dz? dawnymi drogami.

Po deszczu daleki Lublin

Snuje si? mg?? nad ??kami.

Wilgotny, w p??cieniach ?wiat nierozbudzony-

I dziwna poezja.

Na rogach ulic drzemi?ce latarnie,

A niedaleko w bramie

Oczy dziecka

Nad czym? przedziwnie zadumane.

Wie?yce zburzonych ko?cio??w

I puste, nagie szkielety

Dom?w, sk?d wszyscy odeszli.

M?j Bo?e!- A ja wracam co dzie?-

Nad poranionym miastem ksi??ycowe noce.

Pr?cz wspomnie? nic nie ma wi?cej,

A wracam przecie?-po serce...

Podr??

Uciekn? chy?kiem p??n? noc?,

W daleki pomkn? ?wiat.

Gwiazdy si? b?d? sypa? w oczy,

Tysi?ce ?lepych gwiazd.

O szczyty otr? si? zuchwale

Drzemi?cych we mgle g?r

I s?ucha? b?d? w tajnej dali,

Jak szumi, szumi b?r.

W sennych jeziorach mr? widziad?a.

Popatrz? w g??bie w?d,

Przenikn? ciemno??, dojrz? na dnie

Na piaskach, niemy gr?b.

* * *

My?l? o sobie jak o kim? dalekim,

Czarna sukienka, d?ugie w?osy,

I czasem pal? papierosy.

Na stole czysty zeszyt,

Czy? mog? w to uwierzy?,

?e pisz? po bia?ym papierze,

R?wniutko literka po literze.

A niedaleko jest lusterko,

D?ugi pachn?cy flakonik

I ju? zupe?nie co? innego,

Male?ki pod lampk? stolik.

I ksi??ki gdzie mog? powr?ci?

T?skni?, si? ?udzi? i smuci?.

Nad stolikiem portrecik Komendanta

Stoimy sobie, ja i ty, tak samo,

Powiedz co si? z nami stanie,

Bo smutno jest wci?? i daleko

Ty wiesz ju? o tym-

Ja czekam...

Zamy?lenie

Szuka?am czego?

Zaginionego.

W pobli?u sta?y centymetrowe trumienki,

Zubo?a?e od rzeczy wielkich,

Ju? same przez si? male?kie.

?adna nie moja,

Przeciwnie-cudze

I na ?ycie w?asne-

Wszystkie za ciasne.

A samo ?ycie-

Pomy?lcie, pomy?lcie-

Jakie jest beze mnie

W sam? miar? male?kie

I ca?e si? zmie?ci

W trumience bez tre?ci.

?nieg

A tam jest du?o, du?o ?niegu,

Na placach sprzedaj? choinki

I kto? nierozumnie czeka,

?e w?a?nie dzisiaj powr?c? dziewczynki

I b?d? ju? wszyscy, wszyscy swoi,

Tatu? i my i Kasia.

A ?nieg za oknem cichutko pada.

Z drogi znikn??y ju? ostatnie ?lady drobnych st?p.

W bia?ej zamieci czasu zosta?o wszystko,

Ale wieczorny nasz pod drzewem B?g,

Wierzymy, ?e B?g jest blisko.

Gdzie? zab??kany...

Gdzie? zab??kany ?wiszcze po drogach wiatr,

A drogi nasze b?otniste i ca?e dr??ce w drzewach.

Z ziemi wyros?e bia?e rz?dy chat

I nisko zawieszone nad ziemi?,

Dzi? przypomniane, zadeszczone niebo.

A tu, za oknem, s?onecznik na deszczu moknie,

W jesiennej moknie szarudze,

Wiatrem szyby t?ucze.

Chwieje si?, szumi zrozpaczony.

To kto? w?drowny, zagubiony,

A za nim ludzie bezdomni,

Korow?d rozchwianych cieni-

Upiory i przypomnienia.

A niedaleko, w szczerym polu

S?omiany czerep chocho?a

Straszy, a mo?e wo?a

Wszystko, co dawne, utracone,

Wizje przesz?o?ci zagubione,

Pami?tasz?-Sen o Szpadzie

I prawda-szydz?cy b?azen,

A ja-jak dawniej,

Dzi? tylko inaczej p?acz?.

Prawda o mi?o?ci

S??w jest wi?cej ni? uczu?,

A wi?c wol? milcze?

Ca?uj?c bia?e palce Twojej ma?ej r?ki

Wiem ?e inny jest wiecz?r

?e jest inna cisza

Wiem ?e s? inne gwiazdy i ?e jest inny b??kit.

Lecz wiecz?r jest okryty ciep?em Twej sukienki

I zmierzch co puka w okna ma zielone oczy

Jak Ty ogromnie t?skne i jak on

I mi?kki owal Twojej twarzyczki

Szarzeje w p??mroczu

I wtedy pochyliwszy si? nad ?ycia cieniem

Widz? ironi? uczu? szydz?c? tajemnie

Bo kiedy jeste? przy mnie, wtedy jeste? ze mn?

Gdy odejd? od Ciebie

Wtedy b?dziesz we mnie.

[W?drowa?abym...]

W?drowa?abym teraz bez ko?ca

Po miasteczkach, po nieznanych drogach,

W??czy?abym si? samotnie,

Zacz?wszy od Hrubieszowa.

Od sklepik?w pe?nych tajemnicy,

A? do kolorowych, cudownych jarmark?w.

Ogl?dam w miniaturkach ?ycie,

Najdziwniejsze zbiory w starej antykwarni.

Smutne zajazdy, pe?ne obcych ludzi,

Przedziwne twarze sprzed p??tora wieku,

Kiedy tylko zechc?, mog? to porzuci?,

Nie ogl?daj?c si? na nic, niczego nie czeka?,

I gdzie?, w karczmie pustej, zimowym wieczorem

Ciebie spotka? przy lampce czerwonego wina.

I b?dzie nam rado?nie za drewnianym sto?em

Pogwarzy? z Tob? p??n? zimow? godzin?.

Wyjdziemy potem razem w ?niegow? zawiej?

Jak kiedy? i jak zawsze, p?jdziemy pod wiatr

I rozejdziemy si?- rado?nie, po prostu z u?miechem-

Do nowego spotkania-zn?w za kilka lat.

Noce

Noce

Maj? szeroko w mrok otwarte oczy.

S?ysz?, jak przep?ywa przeze mnie gwarne wieczne ?ycie

I dzi? ju? wiem-

?ycie nasze mo?e jest tylko snem-

I wcale si? nie smuc?,

Je?li si? kiedy w mroku obudz?-

Czystym, dalekim snem.