Dzieci moich przyjaci?? czytaj? Sapkowskiego. Moi przyjaciele czytaj? Sapkowskiego. Czytam i ja. Wygl?da na to, ?e znowu wyrasta nam wyj?tek.
Dzieci moich przyjaci?? czytaj? Sapkowskiego. Moi przyjaciele czytaj? Sapkowskiego. Czytam i ja. Wygl?da na to, ?e znowu wyrasta nam wyj?tek.
Swego czasu Lemem zaczytywa?o si? wielu z tych, kt?rzy od czci i wiary ods?dzali fantastyk? naukow?. Dzi? Sapkowski znajduje uznanie r?wnie? w?r?d tych, kt?rzy do r?ki nie bior? innych ksi??ek typu fantasy. (...)
A jak do tego wszystkiego maj? si? opowiadania Andrzeja Sapkowskiego o wied?minie? Zauwa?my najpierw, ?e tw?rczo?? Sapkowskiego "ma si?" przede wszystkim, nawet ostentacyjnie, do Tolkiena. Pisarz porusza si? albo w tej samej przestrzeni, w kt?rej rozgrywa?y si? losy dzielnych hobbit?w, albo przynajmniej w przestrzeni budowanej na bardzo podobnych zasadach. S? tam na p??nocy g?ry i dzikie lasy, w kt?rych kryj? si? wygnane z nizin nimfy i driady. S? na po?udniu r?wniny zaj?te przez kilka ludzkich kr?lestw i jedno imperium; g??wn? granic? mi?dzy nimi wyznacza wielka rzeka Jaruga.
Nie umiem zlokalizowa? morza, ale podejrzewam, ?e jest wsz?dzie lub prawie. ?e wydarzenia rozgrywaj? si? na wyspie lub p??wyspie i nawet ?e jest to kolejna mutacja literacka Wysp Brytyjskich lub Skandynawii.
W fabu?ach opowiada? w?tki arturia?skie i celtyckie krzy?uj? si? z pomys?ami czerpanymi z Tolkiena, przewa?aj? jednak przygody ca?kiem oryginalne i zdradzaj?ce znaczn? pomys?owo??. Nawi?zania za? do poprzednik?w s? demonstracyjne i maj? charakter albo ?artu, albo nawet ho?du. (Niew?tpliwym ho?dem dla Tolkiena jest na przyk?ad to, ?e Sapkowski w?r?d stworze? cz?ekopodobnych, zape?niaj?cych jego opowiadania, umieszcza hobbity, czyli nizio?ki, kt?rych charakterystyka pozostaje ?ci?le wierna wobec pierwowzoru; jeden z nich jest nawet bohaterem oddzielnego opowiadania.) Inni nieludzie Sapkowskiego, obok hobbit?w, to elfy, driady, krasnoludy - dawni mieszka?cy nizin, kt?rych ludzcy przybysze zepchn?li z dotychczasowych terytori?w. Ludzie, niegdy? nastawieni pokojowo i bratersko (ca?a kraina pe?na jest p??- i ?wier?elf?w), zdradzaj? tendencje separatystyczne i rasistowskie: na odrapanej ?cianie domu mo?na dzi? spotka? nabazgrane has?o "ELFY DO REZERWATU".
Dzi? - to znaczy kiedy? Fabu?a opowiada? Sapkowskiego rozgrywa si? w jakim? uog?lnionym ?redniowieczu (jak bodaj przewa?aj?ca cz??? utwor?w fantastycznych, tak powie?ci, jak film?w; to akurat na pewno jest gotowy stereotyp kultury masowej - albo i cz??? "paradygmatu gatunkowego", kt?rego tw?rcom nie wolno lekcewa?y?). ?rodkiem komunikacji s? konie pod wierzch i furmanki z ko?mi poci?gowymi (je?li nie liczy? portali magicznych, kt?rymi podr??uj? czarodzieje). Bitwy rozgrywaj? mi?dzy sob? konni rycerze, kt?rzy nie znaj? jeszcze broni palnej (ale u boku maj? cz?sto mag?w zdolnych wywo?a? eksplozje). Zaludnienie jest ju? dosy? g?ste; istniej? oczywi?cie bezludzia, ale liczne s? wsie i miasta. Pada nawet informacja, ?e najwi?ksze miasto, stolica ?wiata, Nowigaard liczy trzydzie?ci tysi?cy mieszka?c?w. W miastach jest t?um rzemie?lnik?w, ale nie zauwa?y?am manufaktur; s? natomiast karczmy, zamtuzy i ?a?nie. Odbywaj? si? r?wnie? jarmarki oraz dzia?aj? - co godne podkre?lenia - banki.
?wiat ten jest niemal ca?kiem sp?jny i konsekwentny, u?ywaj?c j?zyka Lema, jest "bytem wszechstronnie suwerennym". Ale w?a?nie nie do ko?ca. Jego autarkia zak??cana bywa od czasu do czasu przez pojawianie si? element?w jakby ca?kiem z innej parafii. Ich obecno?? w znacznym stopniu zak??ca powag? narracji.
Najbardziej uderzaj?ca - a w ka?dym razie naj?atwiej uchwytna - jest obecno?? tych obcych element?w na poziomie j?zyka. Topomastyka Sapkowskiego jest konglomeratem celtycko-germa?sko-skandynawskim: Caelf, Caingorn, Aedd Gynvael, Assengard, Blaviken, Vengerberg, Vattweir, Rakverelin. Elfy rozmawiaj? w Starszej Mowie: "Que glosse? Que l'en pavienn, ell'ea?" - "Nell'ea. T'en pavienn". Zar?wno Starsza Mowa, jak przytoczone przyk?ady nazw miejscowych, wydaj? si? zgodne z "paradygmatem gatunkowym" fantasy. Ale ju? nazwy potwor?w, z kt?rymi walczy bohater, nie s? tak jednorodne; mamy tu mule, alpy, bruxy (czyli wampirzyce), bobo?aki, upiory, borowiki, wilko?aki, p?aczki, mantykory, viwerny, mglaki, ?agnice, ?yrtwy, ghule, wippery, kikimory, wid?ogony, b??daki, mamuny, cho?obdy i mn?stwo innych. Cz??? z nich pochodzi z ba?niowego uniwersum ?wiatowego: upiory, wilko?aki, wampiry. Cz??? w nazwach zawiera sugesti? prowieniencji pras?owia?skiej (bobo?aki, ?agnice, b??daki). Reszta jednak wyra?nie stanowi prywatny wymys? autora i istnieje chyba tylko w jego j?zyku. Do tego stopnia, ?e nawet je?li kt?ry? z tych potwor?w wchodzi do akcji, to i tak nie musimy wiedzie?, co to by?o. Tak jest na przyk?ad z kikimor?, kt?r? bohater wiezie przytroczon? do ko?skiego grzbietu - ale pod przykryciem; do ko?ca nie dowiemy si?, jak ?w potw?r wygl?da. A ta kikimora jako? dziwnie przypomina mi r??ne wymys?y Lema, jak cyberszmalec, socjomat, krymistor, [...] sepulki albo wr?cz ?warnetyka (zrodzona z pomy?ki telegrafisty, lecz przez profesora Do?d? przekszta?cona w autonomiczn? dyscyplin? akademick?).
R?wnie? zachowania potwor?w w ?wiecie Sapkowskiego cokolwiek odstaj? od paradygmatu. Dowiadujemy si? na przyk?ad, ?e pewien troll mieszkaj?cy pod mostem ju? nie napada na podr??nych, jakby to wynika?o z jego natury, lecz pobiera od nich myto; ?e smoki, jako gatunek wymieraj?cy, pozostaj? pod ochron?; ?e miejsce tradycyjnych potwor?w zajmuj? nowe gatunki dostosowane do warunk?w miejskich: pseudoszczury w kana?ach i piwnicach, p?astwy w ?ciekach i zeugle na ?mietniskach. Ludzie r?wnie? m?wi? i robi? dziwne rzeczy. Wied?min Geralt, ?owca potwor?w, powo?uje si? na "etyk? zawodow?". W Rinde wisi na ?cianie "arras przedstawiaj?cy Proroka Lebiod? pas?cego owce". Czarodziejka Yennefer nosi nies?ychanie kosztowne pantofle ze sk?ry bazyliszka. Pewn? smoczyc? podtru? szewc Kozojed, podsuwaj?c jej sztuczn? owc? wypchan? siark?, co wywo?a?o sprzeciw rycerzy-ekolog?w. W zwi?zku z konfliktem mi?dzy lud?mi i elfami kto? powiada ni st?d, ni zow?d: "Nienawi?? wros?a w serca i zatru?a krew pobratymcz?". A pewien doppler (stworzenie, kt?re upodobnia si? do dowolnego osobnika dowolnego gatunku) zrobi? rewelacyjny interes na spekulacji starymi garnkami i zje?cza?ym tranem, bo kraj w?a?nie pogr??y? si? w integryzmie religijnym i niezwykle wzr?s? popyt na lampki ?wi?tynne.
Ontologia opowiada? Sapkowskiego jest wi?c jawnie ?aciata, powag? dyskursu fantastycznego co i raz niszcz? ?artobliwe wtr?ty, kt?re zreszt? w znacznej mierze stanowi? o atrakcyjno?ci lektury. Czy zatem uniwersum tych opowiada? by?oby zbli?one do uniwersum Dziennik?w gwiazdowych? Ot?? nie, bo w przeprowadzeniu takiej paraleli przeszkadza z kolei osoba g??wnego bohatera.
?w bohater, Geralt z Rivii, bia?ow?osy wied?min, pogromca strzyg, bazyliszk?w i zeugli (kikimor? tak?e upolowa?!) z ca?? pewno?ci? nie ma nic wsp?lnego z Ijonem Tichym. Przede wszystkim jest czynnym sprawc? i g??wnym bohaterem wi?kszo?ci wydarze? fabularnych. A poza tym - jako jedyny - traktowany jest przez Sapkowskiego bez dystansu. Oczywi?cie, Geralt mo?e pope?nia? - i pope?nia - g?upstwa. Zdarza mu si? powiedzie? co? bez zastanowienia. Czasem, nawet cz?sto, pl?cze si? w niezr?czne sytuacje. Niekiedy odst?puje od w?asnych naj?wi?tszych zasad (jak w opowiadaniu "Mniejsze z?o", gdzie podejmuje prewencyjn? walk?, i to z lud?mi, nie z potworami). Ma jednak zawsze wtedy ?wiadomo?? odst?pstwa, ?re go sumienie. Geralt z pewno?ci? tak?e zalicza si? do ludzi, kt?rzy w ?yciu staraj? si? kierowa? dyrektyw? "tak trzeba".
Wypada tu pewnie wyja?ni?, kim w ?wiecie Sapkowskiego jest wied?min. Ot?? jest to, jak si? tu powiada, "mutant". Kto? od dzieci?stwa kszta?cony we wszelkich formach walki i poddawany tresurze psychologicznej oraz magicznej. Jest to tresura nies?ychanie wyczerpuj?ca, wielu ch?opc?w po prostu w jej trakcie umiera, dlatego wied?minami zostaj? najcz??ciej dzieci niczyje: mali w??cz?dzy, sieroty, nieprawi potomkowie wielkich rod?w. Tresura magiczna daje im pewne cechy nadnaturalne, na przyk?ad ich oczy nabieraj? cech kocich i widz? w nocy (ale wielu, zanim t? umiej?tno?? zyska, po prostu ?lepnie), a ich rany goj? si? szybciej. Znaczna jest te? ich zdolno?? do koncentracji. Ta zdolno?? w magicznym ?wiecie Sapkowskiego jest w og?le bardzo istotna, bo to od niej zale?? wszystkie dzia?ania czarodziejskie. Aby dokona? cudownej transportacji albo obezw?adni? wroga, czarodziej przede wszystkim musi si? skupi?, czary dokonywane przez ludzi to kontrolowana amplifikacja si? psychicznych. Zdarza si? zreszt?, ?e kto? ma zdolno?? amplifikacji, ale nie zna jej nat??enia ani nad ni? nie umie zapanowa?; i tak pewna ksi??niczka, kt?r? wyprowadzono z r?wnowagi, swoj? z?o?ci? niemal roznios?a solidne zamczysko. W tej dziedzinie zdolno?ci wied?min?w, cho? nadludzkie, s? do?? rudymentarne: kilka zakl??, kt?re dzia?aj? albo nie, znak wied?mi?ski, kt?ry na chwil? parali?uje potwora, troch? lek?w pobudzaj?cych i przeciwb?lowych, kt?re nale?y za?y? przed starciem. Ale wied?min to przede wszystkim absolutna sprawno?? fizyczna i wola walki.
Bohater Sapkowskiego nie jest jednak wied?minem idealnym. Tresura nie do ko?ca pozbawi?a go ludzkich uczu?. Nie uda?o si? przekszta?ci? go w doskona?e narz?dzie walki z potworami, w rodzaj szczuro?apa, kt?rego wynajmuje si? za okre?lon? cen?. Wojownikiem jest znakomitym - ale dr?cz? go problemy moralne. Wbrew wpojonej mu "etyce zawodowej" jego czyny bywaj? motywowane emocjami, a nawet poczuciem przyzwoito?ci czy sprawiedliwo?ci; wbrew tej?e "etyce zawodowej" Geralt miesza si? w konflikty mi?dzyludzkie, od kt?rych ka?dy wied?min winien trzyma? si? z daleka. Z drugiej strony nie przyjmuje zlece? walki z istotami rozumnymi, cho?by to nie byli ludzie; nie zabija r?wnie? smok?w jako pozostaj?cych pod ochron?. Jego niesformu?owany kodeks etyczny - znowu! - sk?ada si? z kilku prastarych prawd, kt?re, jak powiada D?browska, stanowi? "uniwersalny dorobek ludzko?ci". Czyli Geralt jest bohaterem Conradowskim.
(...) Ca?kiem naiwny czytelnik b?dzie wi?c czyta? opowiadania o wied?minie jako zwyk?e fabu?y z mn?stwem perypetii; czytelnik mniej naiwny dostrze?e dowcipy podwa?aj?ce tonacj? serio, a czytelnik jeszcze mniej naiwny ucieszy si? ?artami metatekstowymi, kt?rymi autor ?wiadomie podwa?a prawomocno?? w?asnej narracji. W zwi?zku z czym czytelnik naiwny b?dzie mia? uczciw? frajd? z lektury, czytelnik mniej naiwny - satysfakcj? z u?wiadomienia sobie w?asnej inteligencji, a czytelnik ca?kiem nie naiwny uczyni opowiadania o wied?minie tematem prelekcji akademickiej.