Kwiatkowska E. OLYMP

W porcie lotniczym na Vorterze wyl?dowa? olbrzymi statek mi?dzygalaktyczny Gallileus329. Wyskoczy?o z niego kilku m??czyzn w ciemnych okularach i czarnych, sk?rzanych kombinezonach, a gdy wysun??y si? schodki, pojawi? si? cz?owiek w d?ugiej, br?zowej todze z poka?nych rozmiar?w medalionem na szyi.

By? to wicekr?l Porbu - odleg?ej planety na ko?cu galaktyki Isom. To, ?e przyby? na Vortera osobi?cie, nie wr??y?o nic dobrego. Ostatni raz cz?owiek ten pojawi? si? tu dziewi?? lat temu, kiedy na Porbu wybuch?a rewolucja, kt?ra potem rozprzestrzeni?a si? na inne planety i opanowa?a a? dwie galaktyki, poch?aniaj?c miliardy ofiar.

Na p?ycie lotniska od razu pojawi? si? komitet powitalny, czyli senator Setten i jego ludzie.

-Witamy wicekr?lu! Jak min??a podr???

-Dobrze, dzi?kuj?.

-Musi by? pan zm?czony. Pozwoli?em sobie zarezerwowa? apartament w najlepszym hotelu w mie?cie, b?dzie pan m?g? tam odpocz??.

-Niestety nie mam na to czasu. Musz? jak najszybciej rozm?wi? si? z mistrzem Sakavionem. B?d? wdzi?czny je?li mnie do niego zabierzesz.

-Ale? oczywi?cie, panie. - odwr?ci? si? do swoich ludzi - Jedziemy do Yesley!

***

Stalowe drzwi rozsun??y si? i ukaza? si? w nich ma?y ch?opiec.

-Mistrzu, wicekr?l Porbu chce si? z tob? widzie?.

-Dzi?kuj?, Jasse. Oczekiwa?em go, niech wejdzie!

Po chwili drzwi znowu si? rozsun??y, ale tym razem stan?? w nich kto? wy?szy i grubszy od Jasse.

-Sakavion, kop? lat! I nic si? nie zmieni?e?.

-Za to ty mocno si? postarza?e? Marronie. - odpar? krzepki staruszek z d?ug? brod?, a potem podszed? do go?cia i u?ciska? go serdecznie.

-Jak zapewne si? domy?lasz, nie przyby?em tu w celach towarzyskich. Musz? prosi? ci? o pomoc...

Starzec pokiwa? g?ow? i przerwa? mu:

-Nic si? nie zmieni?e?. Interesy zawsze by?y dla ciebie wa?niejsze od przyja?ni. Ale pozwolisz teraz, ?e wypij? moj? ulubion? herbat? z odrobin? alkoholu z Alfina II. Mam nadziej?, ?e si? przy??czysz.

Do pokoju wjecha? robot i zacz?? parzy? herbat?. Sakavion gestem r?ki pokaza? Marronowi, ?eby usiad?. Robot zaparzy? herbat? i poda? j? w porcelanowych miseczkach.

Potem mistrz wprowadzi? wicekr?la do cudownych ogrod?w Yesley. Go?? przez jaki? czas nic nie m?wi?, urzeczony pi?knem i egzotyk? ro?lin w ogrodzie, a kiedy zza drzew wy?oni? si? ponad stumetrowy wodospad, przystan??.

-Z czasem zapomnia?em, jaki jest ogromny. Kiedy na niego patrz?, czuj? si? tak, jakbym widzia? go po raz pierwszy.

Gdzie? w dole us?yszeli weso?e okrzyki dzieci i kilku ch?opc?w przebieg?o ?cie?k? w?r?d kolorowej ro?linno?ci u podn??a wzniesienia, na kt?rym si? znajdowali.

-Teraz powiedz mi, m?j przyjacielu, jakie interesy ci? do mnie sprowadzaj?? - zapyta? Sakavion.

-Jak wiesz na Porbu nie mamy ?adnych elektrowni. W og?le nie wytwarzamy energii.

-Wiem o tym. Nie musicie, macie Olymp, kt?ry daje wam tyle energii ile potrzebujecie.

-Ot?? w?a?nie chodzi o to, ?e ju? nie mamy. Kto? go ukrad?.

Mistrz Sakavion spojrza? na Marrona i powiedzia?:

-Nigdy nie umia?e? niczego upilnowa?!

-To nie s? ?arty! - oburzy? si? wicekr?l - Ca?a moja planeta jest teraz pozbawiona energii, a bez niej zginiemy. Nie dzia?aj? ?adne roboty, ani maszyny, a zapasy ?ywno?ci szybko si? ko?cz?.

-Mog? poprosi? nasz? kr?low?, aby wys?a?a ?ywno?? na Porbu. Na pewno ch?tnie si? zgodzi, to dobra w?adczyni, ale przecie? nie tego ode mnie oczekujesz, prawda?

-Masz racj?. Chc?, aby? zleci? swoim agentom odnalezienie Olympu.

Mistrz u?miechn?? si? lekko:

-O jakich agentach m?wisz? Ja nie prowadz? agencji, tylko zakon.

-Agenci, zakonnicy - wszystko jedno - wiem, ?e s? najlepszymi wojownikami w Trzech Galaktykach i tylko oni mog? zwr?ci? mi Olymp.

-Problem jest bardziej z?o?ony ni? my?lisz. Ten, kto jest w posiadaniu Olympu ma teraz dost?p do nieograniczonego ?r?d?a energii. Pomy?l jakie to daje mo?liwo?ci. Mo?na na przyk?ad w nied?ugim czasie stworzy? mn?stwo maszyn bojowych lub statk?w kosmicznych.

-Chcesz powiedzie?, ?e je?li nie odzyskamy Olympu mo?e grozi? nam wojna.

-Tak i to o du?o wi?kszej sile ra?enia ni? rewolucja sprzed dziewi?ciu lat.

-W?a?nie sobie co? przypomnia?em, Sakavionie. M?j wywiad kilka miesi?cy temu doni?s? mi, ?e na Semie i Temie, dw?ch bli?niaczych planetach poza Federacj? Trzech Galaktyk, Thermon gromadzi armi?. Nie potraktowa?em tego powa?nie, bo kto o?mieli? by si? zaatakowa? pot??n? Federacj?.

-Nie powiniene? lekcewa?y? Thermona, przyjacielu. To fanatyk, a tacy s? najgro?niejsi.

-My?lisz, ?e on m?g? mie? co? wsp?lnego z kradzie?? Olympu?

-To ca?kiem prawdopodobne. Znasz Thermona, zawsze mia? wyg?rowane ambicje. Kto? taki nie boi si? ani kr?lowej, ani jej armii. Jest gotowy po?wi?ci? wiele ludzkich istnie?, aby osi?gn?? cel.

-Czy mo?esz mi pom?c? - Marron z?o?y? r?ce jak do modlitwy - Sakavionie, b?agam ci? o pomoc!

-Otrzymasz j?, przyjacielu. Po?l? na Sema i Tema moich dw?ch najlepszych - jak to nazwa?e??...

-Agent?w?

-W?a?nie... agent?w!

Za nimi pojawi? si? zakonnik wywodz?cy si? zapewne z jednej z ras Gerfii. Jego sk?ra by?a koloru ciemnoniebieskiego, a d?ugie w?osy, zaczesane do ty?u mia?y barw? mlecznobia??. Uk?oni? si? mistrzowi i ju? chcia? skr?ci? w jedn? z bocznych ?cie?ek, kiedy Sakavion zatrzyma? go.

-Reeii? Czy wys?annicy z ksi??yca D12 i z Erbo ju? wr?cili?

-Wys?annik z D12 wr?ci? przed chwil?, a ten z Erbo te? ju? zako?czy? swoj? misj?, lecz przyb?dzie dopiero jutro rano.

-Dzi?kuj? Reeii, mo?esz odej??.

Zakonnik uk?oni? si? i znikn?? w?r?d drzew i krzew?w.

-Nie jeste? g?odny, Marronie, bo ja z ch?ci? bym co? zjad?. Chod?my na kolacj?.

***

Przez okno do komnaty Sakaviona wpada?y ostatnie tego dnia promienie s?oneczne. Mistrz i jego go?? usadowili si? w wygodnych fotelach, kt?re zosta?y skonstruowane tak, ?e nie poddawa?y si? sile grawitacji, tylko unosi?y si? w oko?o p?? metra nad pod?og?. Drzwi rozsun??y si? i do pokoju wesz?a m?oda kobieta w stroju zakonnika z Yesley. Uk?oni?a si? i powita?a Sakaviona, a potem skin??a g?ow? w stron? Marrona.

-Podobno chcia?e? si? ze mn? zobaczy?, mistrzu?

-My?la?em, ?e Yesley to zakon m?ski. - wicekr?l patrzy? ze zdziwieniem na dziewczyn?.

-Istotnie tak jest, ale mamy jeden wyj?tek. I zapewniam ci?, ?e jest jednym z moich najlepszych... agent?w. - za?mia? si? Sakavion, a potem zwr?ci? si? do dziewczyny - Jak posz?o z tymi draniami na D12, Mab?

-Zostali aresztowani przez miejscowe w?adze, niestety kilkudziesi?ciu stawia?o op?r i musia?am ich unieszkodliwi?.

-Mab? Czy to nie ta sama dziewczyna, kt?ra poprowadzi?a oddzia?y Zing?w przeciwko rewolucjonistom?

-Tak wicekr?lu Marronie, to ja.

-Pami?tam ci?, niewiele si? zmieni?a?, masz tylko d?u?sze w?osy i inne ubranie. Sakavionie, czy chcesz, ?eby to ona zaj??a si? spraw? Olympu?

-W?a?nie. Mab, moje dziecko, wiem, ?e dopiero co wr?ci?a?, ale mam dla ciebie kolejne zadanie. Usi?d?, musimy porozmawia?.

***

?wita?o. Mab spa?a szczelnie otulona ko?dr?, gdy na korytarzu rozleg?y si? odg?osy krok?w, miarowe stukanie ci??kich but?w. Po chwili drzwi do jej pokoju cicho si? rozsun??y i stan?? w nich m??czyzna w ciemnej pelerynie z kapturem na g?owie. Po cichu podszed? do ???ka, a kiedy rozgl?da? si? po pomieszczeniu kto? zacisn?? d?onie na jego szyi i ?ci?gn?? mu kaptur.

-Tracisz refleks, Evan!

-Naprawd? tak s?dzisz? A co powiesz na to? - to m?wi?c przerzuci? Mab przez plecy na ???ko.

-Nie?le, ale my?la?am, ?e sta? ci? na wi?cej. - podesz?a do niego, poca?owa?a go i przytuli?a si? - Mi?o ci? widzie?.

-Ci??ko by?o wytrzyma? te p?? roku bez ciebie. - uj?? jej twarz w d?onie - Teraz wyjedziemy gdzie? na d?ugie wakacje razem z Jasse.

Mab spu?ci?a wzrok i posmutnia?a - Wiesz, te wakacje b?d? musia?y chyba poczeka?. Sakavion zleci? nam kolejn? misj?.

-?artujesz! Teraz?

-Tak. Wyruszamy jutro.

-Czy nie mo?e wys?a? kogo? innego?

-Evan, to jest co? naprawd? powa?nego. Cholernie ci??ka sprawa. Sp?jrz na to z tej strony, ?e jest to nasza pierwsza wsp?lna misja od kilku lat. Ju? prawie zapomnia?am jak si? z tob? pracuje.

-Zapomnia?a?? - wzi?? j? na r?ce, u?miechn?? si? i po?o?y? na ???ko - Zaraz ci przypomn?.

***

?aby moonogou sprowadzone na polecenie mistrza Sakaviona, dawa?y g?o?ny koncert. Kwiaty zwija?y p?atki i szykowa?y si? do snu. Szum wodospadu rozchodzi? si? po ca?ych ogrodach, a zachodz?ce s?o?ce odbija?o si? w jego wodach. Tysi?ce zapach?w miesza?o si? ze sob? tworz?c s?odk?, troch? tajemnicz? wo?. Zakonnicy bardzo lubili przebywa? w ogrodach, a by?y one na tyle du?e, ?e ka?dy m?g? znale?? miejsce dla siebie i pomedytowa?, albo porozmawia? z przyjaci??mi.

-Czy mog?aby? zrobi? co? dla mnie?

-Jasne. - wzruszy?a ramionami - Co mam mu powiedzie??

-Sk?d wiesz o co chc? ci? poprosi??!

-Zawsze, kiedy prosisz mnie, abym wyt?umaczy?a ci? przed Sakavionem, masz min? dziecka, kt?re co? przeskroba?o.

-Widzisz, mistrz po?yczy? mi najnowszy model Dark Stara438 i tak si? jako? z?o?y?o, ?e zosta?o z niego tylko kilka cz??ci. On ci? lubi, mo?e mog?aby? mu jako? delikatnie to powiedzie??

-Rozwali?e? Dark Stara? Sakavion ci? zabije. To by? jego ulubiony pojazd!

-Powiedz mu, ?e go ukradli, albo co? takiego...

-Chwileczk?... jak ty w og?le wr?ci?e? do domu?

-Zabra?em si? z farmerami z Erbo, kt?rzy lecieli na Vortera sprzeda? zbo?e. Ca?? drog? ?piewali ludowe piosenki w swoim j?zyku. - ze skwaszon? min? doda? -Nie by?o a? tak ?le.

Oboje zacz?li si? ?mia?. Nagle zza drzew wy?onili si? trzej ch?opcy. Jeden z nich wyra?nie ucieszy? si? na widok ?miej?cej si? pary.

-Mamo! Tato! - podbieg? do nich, u?ciska? Mab, a potem przytuli? si? do Evana.

-Jasse, czy nie powiniene? trenowa? z mistrzem?

-Mistrz powiedzia?, ?e dzisiaj nie ma czasu, bo odwiedzi? go wa?ny go??. S?ysza?em tak?e, ?e jutro wyje?d?acie. Szkoda, mam wam tyle do powiedzenia.

Evan ukl?k? i po?o?y? d?onie na barkach dziecka.

-Pos?uchaj synu, za nied?ugo wr?cimy i wtedy sp?dzimy razem d?ugie wakacje. Ty, mama i ja. Zgoda?

-Fajnie! A pozwolicie mi pilotowa? statek?

-Pod warunkiem, ?e nie b?dziesz lata? zbyt szybko.

-Jasne, mamo.

U?ciska? oboje jeszcze raz i pobieg? z kolegami wzd?u? ?cie?ki wiod?cej do podn??a wielkiego wodospadu. Jego rodzice poszli w drug? stron?.

***

L?ni?cy, nowoczesny i superszybki L32S18 sta? przed g??wnym wej?ciem do Yesley. Wok?? niego kr?ci?o si? kilka postaci, a w?r?d nich rozgor?czkowany mistrz Sakavion.

-Ma wr?ci? w nienaruszonym stanie! Rozumiesz, Evan? Ani jednej rysy! To cacko kosztowa?o mnie maj?tek. - obszed? statek naoko?o i zbli?y? si? do Evana - A propos, gdzie jest m?j Dark Star?

Mab natychmiast do niego podesz?a - Mistrzu, mam dla ciebie bardzo z?? nowin?...

Jaki? czas p??niej srebrny L32S18 opu?ci? Vortera.

***

Sem by? pustynno - le?n? planet? le??c? w galaktyce Tegth. By? zamieszkany g??wnie przez Egumi - tubylcze plemiona, zaciekle ze sob? walcz?ce.

P??nym popo?udniem na granicy pustyni i lasu wyl?dowa? L32S18. Statek natychmiast zosta? otoczony przez Egumi.

-My?lisz, ?e nas zaatakuj?? - zapyta?a Mab, wygl?daj?c przez okienko.

-Nie s?dz?. My?l?, ?e si? nas boj?. Na wszelki wypadek miej jednak bro? w pogotowiu.

Kiedy wyszli, tubylcy odsun?li si? kilka krok?w w ty?. Ostrza ich dzid gro?nie b?yszcza?y w s?o?cu. Evan wyci?gn?? r?ce w uspokajaj?cym ge?cie i krzykn?? w j?zyku intergalaktycznym:

-Spokojnie, nie chcemy zrobi? wam krzywdy!

Egumi stali nieruchomo. Wszyscy wygl?dali tak samo. Ich sk?ra by?a fioletowa, uszy wielkie, a na twarzy ka?dy mia? kilka ciemnor??owych naro?li. Rzadkie w?osy niebieskiego koloru chyba nigdy nie by?y czesane. Egumi nosili co? na wz?r sukienek, pozszywanych z r??nych kawa?k?w br?zowej, raz ja?niejszej, raz ciemniejszej sk?ry.

Nagle rozleg? si? okrzyk, kt?ry przybysze zrozumieli jako: "srwehdetajana", a za chwil? jeden z Egumi, podpieraj?cy si? kijem, wygl?daj?cy na znacznie starszego z powodu du?o ja?niejszego koloru w?os?w, wysun?? si? na prz?d.

-Wy nie by? mobo niszczyciel! - jego intergalaktyczny pozostawia? wiele do ?yczenia - Co wy robi? na - i tu zacz?? na przemian piszcze? i gwizda?. Mab spojrza?a na Evana, lecz ten tylko wzruszy? ramionami. W ko?cu Egumi ucich?.

-Pochodzimy z Vortera z Yesley .- odezwa?a si? Mab - Kim jest niszczyciel?

Egumi chwil? si? zastanawia?, w ko?cu wykrzywi? usta, co prawdopodobnie mia?o oznacza? u?miech i powiedzia?:

-Yesley zakon tu znany. Wy by? dobrzy, wy pom?c nam m?c. Mobo niszczyciel z?y sprowadzi? kamie?. Z?y kamie? zwo?uje potwory nie?miertelne, kt?re zabijaj? - tym razem zacz?? sycze?.

-Kamie??! - wykrzykn?li przybysze jednocze?nie, nie pozwalaj?c sko?czy? syczenia - Co wiesz o kamieniu???

-Z?y kamie? ?wieci i ma mobo w swoim sza?asie. Sza?as du?y i w nim potwory s?.

-Evan, on m?wi chyba o Olympie.

-Te? tak my?l?. Gdzie jest niszczyciel? - zwr?ci? si? do Egumi.

-Mobo niszczyciel by? tam - pokaza? r?k? - za g?r?. Tam mobo mie? sza?as.

Egumi uderzy? kilka razy kijem w piasek, a r??nokolorowe pi?ra i wst??ki zaczepione na ko?cu, zawirowa?y. Potem co? zagwizda? i powiedzia?:

-Wy nie teraz i?? do mobo. Wy by? Yesley. My je?? wam da? i ta?czy? wam. - jak mo?na by?o si? spodziewa? znowu zacz?? gwizda?, tym razem d?u?ej, a pozostali Egumi rozeszli si? i znikli w lesie.

-I?? z nami! - zawo?a? stary.

***

Egumi rozpalili ogromne ognisko prawie na kraw?dzi urwiska. Najpierw pocz?stowali go?ci czym? co wygl?da?o jak zmieszane ze sob? kolorowe farby, ale za to smakowa?o wy?mienicie. Po kolacji tubylcy zacz?li rytualne ta?ce wok?? ognia, przy czym tak gwizdali, syczeli i piszczeli, ?e go?cie oddalili si? i usiedli na kraw?dzi prawie pionowej ?ciany.

S?o?ce ju? zasz?o, ale na zachodzie wida? by?o jeszcze jego po?wiat?. Niebo czerwone tu? nad horyzontem, przechodzi?o kolejno w pomara?cz, wszystkie odcienie r??u, fiolet i indygo, by w ko?cu sta? si? ciemnogranatowe. Pod urwiskiem rozci?ga? si? czarny w tym ?wietle las, kt?ry si?ga? a? po horyzont. Co jaki? czas wydobywa? si? z jego wn?trza z?owrogi ryk jakiego? zwierza, kt?rego przybysze z pewno?ci? nie chcieli by spotka?.

***

Tak naprawd? "sza?as" Thermona by? du?? i silnie ufortyfikowan? baz?.

-Jest otoczona polem si?owym. - powiedzia?a Mab i poda?a lornetk? Evanowi - Ma tylko jedn? przerw?.

-Przy bramie. Jest ona strze?ona tylko przez kilka robot?w. - spojrza? na Mab - Wiesz o czym my?l??

-O tym samym co ja. - u?miechn??a si? - Chod?my!

Kiedy zbli?yli si? do bramy, podjecha? do nich ma?y robot. Za??da? przepustek. Wystarczy? jeden strza? z plazmatycznego RG17 i maluch dymi?c, le?a? bezw?adnie na ziemi. Z innymi robotami posz?o r?wnie? bez trudu i po chwili brama do bazy Thermona sta?a otworem.

-Musimy si? dowiedzie?, gdzie trzymaj? Olymp.

Mab wyj??a ma?e urz?dzenie i podpi??a je do komputera w bramie. Postuka?a w klawiatur?, a po minucie na ekranie ukaza? si? plan bazy.

-Tu - pokaza?a okr?g?? sal? - widzisz t? czerwon? kropk?? - znowu postuka?a w klawiatur?, a obraz na ekranie zmieni? si? i zobaczyli Olymp - ma?y zielony kamie?, kt?ry jarzy? si? niesamowitym ?wiat?em - To obraz z kamery w tym okr?g?ym pomieszczeniu. Musimy si? tam dosta?.

-Co proponujesz?

-T?dy nie przejdziemy - na ekranie znowu pojawi? si? plan bazy - Cholera, wsz?dzie maj? stra?e.

-Zawsze jest jakie? wyj?cie. Chod? za mn?!

***

Noc. Le?eli na szczycie kopu?y i przez niewielki otw?r zagl?dali do jej wn?trza na roz?arzony, zielony kamie?, kt?ry znajdowa? si? dok?adnie pod nimi.

-Schodz?. - przymocowa?a zaczep liny do kraw?dzi i przecisn??a si? przez otw?r.

Zjazd na d?? odby? si? bez przeszk?d. Dziewczyna podesz?a do Olympu. Ostro?nie go dotkn??a. By? zupe?nie ch?odny. Tak jak zwyk?y kamie?. Wicekr?l co prawda uprzedzi? j? o tym, ale ona nie do ko?ca mu wierzy?a, pod?wiadomie ba?a si? poparzy?. Teraz ju? pewnie wzi??a go do r?ki i w tym momencie w??czy? si? alarm. Od razu z dwojga drzwi wyjecha?o po kilka ma?ych robot?w bojowych. Kilka z nich zestrzeli?a, ale wci?? pojawia?y si? nowe. Nacisn??a guzik na pasku i pojecha?a w g?r?, jednak kt?ry? z pocisk?w przeci?? lin?. Spad?a na pod?og? z wysoko?ci oko?o czterech metr?w. Roboty wci?? zasypywa?y j? gradem pocisk?w, lecz na szcz??cie ?aden nie trafia?. Wsta?a.

-Evan , ?ap! - rzuci?a Olymp w g?r?. Z?apa?. Co? krzycza?. Nie rozumia?a go.

Przeturla?a si? za co? w rodzaju rury. Szybko oceni?a swoje szanse. Beznadziejne, chocia?... Za ni? znajdowa? si? zakratowany szyb, z kt?rego poczu?a powiew ?wie?ego powietrza. Odda?a kilka strza??w - krata nie ust?pi?a. Przy wej?ciu pojawi?y si? dwa du?e roboty bojowe, zacz??y si? zbli?a? do rury za kt?r? by?a.

Wyj??a z buta ma?y n?? z rozwidlon? ko?c?wk?. Przy?o?y?a go do jednej ze ?rub przytrzymuj?cych krat? i pr?bowa?a j? wykr?ci?. Uda?o si?. Jeszcze trzy... dwie... jedna... i ju?. Krata odpad?a. Szyb sta? otworem. W?lizgn??a si? do niego w sam? por?, tu? przed tym jak du?y robot wjecha? za rur?. Czo?ga?a si? w szybie, ten jednak niepokoj?co si? zw??a?. Koniec. Wida? wyj?cie.

Evan widzia? jak Mab schroni?a si? za okr?g?ym, szarym, stalowym tworem. Nie m?g? jej pom?c, ale wierzy?, ?e wyjdzie z tego ca?o, radzi?a sobie przecie? w gorszych sytuacjach. Przez nadajnik w zegarku wezwa? robota na pok?adzie L32S28, poda? mu wsp??rz?dne i kaza? lecie? w okre?lone miejsce. Ze?lizgn?? si? z kopu?y i stan?? oko w oko z kilkunastoma ?o?nierzami Thermona. Wszyscy uzbrojeni w bro? plazmatyczn?. Nieciekawie - pomy?la?.

Wyczo?ga?a si? z szybu i zobaczy?a kilkudziesi?ciu ?o?nierzy. Stali odwr?ceni ty?em i mierzyli ze swej broni do... do Evana. U jednego z wrog?w dostrzeg?a za paskiem granat. Jedn? r?k? zatka?a mu usta, a drug? skr?ci?a kark. Wydawa?o si? jej, ?e trzask ?amanych ko?ci zabrzmia? strasznie g?o?no, jednak nikt nic nie us?ysza?. Wyj??a granat. Schowa?a si? w k?pie krzak?w rosn?cych w pobli?u.

-Evan - przem?wi?a do niego telepatycznie - policz do dziesi?ciu i uciekaj st?d jak najdalej.

Sama zacz??a liczy?. ?o?nierze otworzyli ogie?. Osiem... dziewi?? - wyj??a zawleczk?... dziesi??... i granat polecia? wprost pomi?dzy ludzi Thermona. Jednemu uda?o si? prze?y?. Nie na d?ugo.

***

Uda?o im si? przedosta? na miejsce, gdzie wyl?dowa? statek. Mab usiad?a za sterami, gdy? jej m?? mia? powa?nie zranione rami?. Ledwie wystartowa?a, radar pokaza?, ?e ?cigaj? ich trzy jednostki lataj?ce.

-Spokojnie - powiedzia? Evan - wyko?czymy ich.

-Nie jestem dobrym pilotem!

-Jeste? najlepszym pilotem, jakiego mia?em. - radar zapiszcza? - Cholera, pociski samonaprowadzaj?ce! Obni? lot!

- Tam jest ska?a - rozbijemy si?!

-Zaufaj mi. - zdrow? r?k? chwyci? ster i przycisn?? go najmocniej jak si? da?o.

L32S18 otar? si? "brzuchem" o szczyt ska?y i poszybowa? nad lasem, pociski nie zd??y?y wznie?? si? i uderzy?y w ska??, rozbijaj?c j?.

-Mia?o nie by? ani jednej rysy!

-To dopiero pocz?tek! - u?miechn?? si?.

Z wrogiego samolotu wysun??o si? dzia?ko maszynowe i podziurawi?o kad?ub, nie czyni?c przy tym powa?niejszych szk?d.

-Znowu wystrzelili pociski!

-Zawr??! - ca?y czas trzyma? r?k? na sterach i pomaga? jej pilotowa?.

Lecieli prosto na wroga. Mab zamkn??a oczy, a kiedy je otworzy?a zobaczy?a smug? dymu i spadaj?cy samolot.

-Nigdy nie zamykaj oczu podczas prowadzenia. - przekr?ci? ster w prawo - No, jednego mamy z g?owy!

Gdy ostatni wrog?w rozbi? si?, a statek Sakaviona wygl?da? gorzej od sera szwajcarskiego, z dzia?a w bazie wystrzelono pocisk, lec?cy z ogromn? pr?dko?ci?. L32S18 wszed? na orbit? i z ledwo?ci? unikn?? zderzenia, lecz straci? zasilanie. Wszystkie urz?dzenia przesta?y dzia?a?, a ?wiat?a zgas?y.

-?wietnie. Teraz b?dziemy czeka?, a? Thermon wy?le kolejne samoloty.

Nagle sta?o si? co?, czego ?adne z nich si? nie spodziewa?o. Urz?dzenia zacz??y dzia?a? z pe?n? moc? i w??czy?o si? ?wiat?o. Evan spojrza? do kieszeni.

-Mab, zapomnieli?my o Olympie - on mo?e wytworzy? ogromn? ilo?? energii.

***

L32S18 zbli?a? si? do orbity Vortera.

-Wreszcie pojedziemy na wakacje. - Mab za?o?y?a r?ce za g?ow? i opar?a nogi na kokpicie.

-Tak... ale ciebie czeka jeszcze jedno zadanie.

-O czym ty m?wisz?!

-Kto? przecie? musi wyt?umaczy? Sakavionowi co si? sta?o z jego statkiem...