Rowicki P. GWIAZDOR

Niewielki rynek, wyznaczaj?cy kiedy? centrum miasta wydawa? si? ciemn?, zapomnian? studni?. Rzadko bywa?o tu t?oczno, nie by?o drogich ani tanich sklep?w, nie by?o eleganckich kawiarni, pub?w. Z lepszych czas?w pozosta?a najgorsza w okolicy melina "U Janka", kt?rej zapach, przypominaj?cy mieszank? kiszonej kapusty ze szczynami leniwie roznosi? si? po okolicy. Zza pot??nych wie? pseudobarokowego ko?cio?a zerka?o s?o?ce, szw?daj?ce si? bezmy?lnie psy wy?y z?owieszczo jakby chcia?y je przegoni?. Od czasu do czasu przeje?d?a? samoch?d. Czasem z jednej z ?awek kto? spad?, trac?c wreszcie po trzecim tego dnia winie przytomno?? i kontakt ze znienawidzon? rzeczywisto?ci?. Na s?upie og?oszeniowym dynda?y niczym wisielce na wp?? oderwane plakaty, pisane r?cznie og?oszenia rozmyte deszczem. By?a r?wno jedenasta. Na ?awce siedzia?o trzech m??czyzn. Jeden z nich wyci?gn?? ma?e radio. Po rynku rozszed? si? chrypi?cy bas m??czyzny, kt?ry ze s?yszalnym u?miechem odczytywa? wiadomo?ci:

"Pi?? os?b zaduszonych, kilkana?cie rannych, po?amane r?ce i nogi, kilkadziesi?t omdle?, to efekt niecodziennej akcji dw?ch ??dzkich hipermarket?w, kt?re w czwartek o godzinie 24 og?osi?y akcj?: "We? ile uniesiesz". Tu? po p??nocy sklepy te szturmowa?o kilka tysi?cy os?b.

Wed?ug policji, w marketach dzia?y si? dantejskie sceny. O ma?y w?os nie dosz?o do jeszcze wi?kszej tragedii. Ludzie tratowali si?, aby dosta? si? do wewn?trz. Tu? po p??nocy, w ci?gu kwadransa wezwano pi?? karetek pogotowia ratunkowego. Kto? krzycza?: "Tu jest ma?e dziecko!" Poturbowanej trzyletniej Karolinki nie uda?o si? uratowa?. Premier zapowiedzia? powo?anie specjalnej komisji do wyja?nienia wszystkich okoliczno?ci tragedii. Rodzinom, kt?rzy stracili najbli?szych z?o?y? kondolencje. Pozosta?e wiadomo?ci z kraju. Dwie nastolatki, mieszkanki Pu?tuska zosta?y aresztowane za zmuszanie kole?anki do prostytucji - poinformowa?a tamtejsza policja. Jedna z dziewczyn ma 14 lat, druga - 15. Przyzna?y si? ju? do winy, t?umacz?c, ?e potrzebowa?y pieni?dzy na zap?acenie rachunk?w za telefony kom?rkowe. Policja wszcz??a ?ledztwo, kiedy ofiara nastolatek - 12-letnia dziewczyna - usi?owa?a pope?ni? samob?jstwo Wed?ug policji, nastolatki przez tydzie? przetrzymywa?y kole?ank? w gara?u, doprowadzaj?c jej w tym czasie oko?o 20 "klient?w". W sumie m?odociane sutenerki zarobi?y 2 tysi?ce z?otych.

M??czy?ni nie patrz?c na siebie niemal jednocze?nie wyci?gn?li butelki.

-To co, ?niadanko?

-Jakie wina podano, bia?e wytrawne, czy mo?e p??s?odkie?

-Zamkn?? dzioby, czekam na pogod?.

"Polska wschodnia pozostanie na skraju wy?u znad Rosji, natomiast zachodnia cz??? b?dzie pod wp?ywem zatoki ni?owej, z frontem atmosferycznym, za kt?rym nap?ynie cieplejsze powietrze Ci?nienie spada. W pi?tek w po?udnie w Warszawie b?dzie 1001 hPa. W sobot? w centrum i na wschodzie kraju zachmurzenie przewa?nie umiarkowane, mo?liwy s?aby deszcz. Na zachodzie pochmurno, okresami opady deszczu intensywne Temperatura maksymalna od 16 stopni na Suwalszczy?nie do 22 stopni na Dolnym ?l?sku, Ziemi Lubuskiej i Nizinie Szczeci?skiej. Wiatr s?aby i umiarkowany, z kierunk?w po?udniowych. Zapowiada si? uroczy weekend, ?yczymy udanego wypoczynku."

-Ciekawe po co ci wiedzie? jaka b?dzie pogoda, na chuj ci to? - m??czyzna z lewej krzycza? z nienawi?ci?. - Jakby? kurwa se nie m?g? w niebo spojrze?, trzeszcz? i trzeszcz?, spokoju nie ma, wy??cz to w choler?!

Siedz?cy w ?rodku wy??czy? pos?usznie radio w tym samym czasie na rynek zajecha? autobus. M??czy?ni nie zwracaj?c uwagi na pojazd, pij?. Wygl?daj? jak syjamscy bracia. Brudni, nieogoleni, zach?annie przysysaj?cy si? do butelek, jak przero?ni?te oseski. Wykonuj? te same, wyuczone przez matk? gesty. Butelka w g?r?, odchylenie g?owy w ty? i cztery, pi?? g??bokich ?yk?w. Potem bekni?cie. Oblizanie warg j?zykiem i przekle?stwo. Z autobusu wysiad? m?ody dwudziestokilkuletni ch?opak. Rozejrza? si?, poprawi? zarzucone niedbale na w?osy przeciws?oneczne okulary, zupe?nie podobnym niedba?ym gestem zarzuci? na rami? sk?rzan? kurtk?. Z tylnej kieszeni wyci?gn?? paczk? d?ugich mallboro lights, wsun?? papieros w k?cik ust i nie zapalaj?c ruszy? przed siebie. Przypomina? troch? kowboja z reklamy, tyle, ?e by? od tamtego zdecydowanie m?odszy. Za to na ustach mia? ten sam cyniczny, jakby dorysowany u?miech. Grymas zwyci?zcy a mo?e pogarda dla s?abych. Patrzy? na siedz?cych jakby ich tam wcale nie by?o, jakby byli cz??ci? powietrza, fragmentem nudnego krajobrazu.

Nie ?pieszy? si?, wygl?da? na bardzo spokojnego, na kogo?, kto wie czego chce i zawsze to dostaje.

M??czy?ni z ?awki pal?c na sp??k? albatrosa zacz?li si? mu przygl?da?.

-A ten to kto?

-Chuj go tam wie.

-Mo?e to jaki? kto??

-Wygl?da na peda?a.

-Nie. Co by tu robi? peda??

-Obcy jaki?. Nigdy go wcze?niej nie widzia?em.

-Bo ty Zenu? og?lnie w ?yciu to ci tak powiem gwoli prawdy...g?wno widzia?e?.

-Zamknij k?apaczk?, ?wiatowiec si? kurwa jego ma? znalaz?. Dupy sam nie ruszy? a mi tu wypomina. W Bia?ymstoku pewnie nawet nie by?e?.

-Zdziwisz si?. Trzy lata, bez dw?ch dni.

-To nie mog?e? g?upku poczeka? te dwa dni...teraz do ko?ca ?ycia musisz j?zyk strz?pi?: trzy lata bez dw?ch dni.

-Nie mog?em, by?a amnestia i mnie do domu wypu?cili.

Nagle m??czyzna w ?rodku wsta?, spojrza? za oddalaj?cym si?. Niepewnym g?osem zapyta?.

-Igor?

-Ojciec?

Dwaj pozostali, przygl?daj?cy si? scenie ze spokojem zacz?li nagle co? do siebie szepta?, mruga? i pokazywa?. W ko?cu obaj jednocze?nie wybuchli g?o?nym, spazmatycznym ?miechem.

Igor rozgl?da? si? po mie?cie jakby by? tu pierwszy raz i ba? si?, ?e zmyli drog?. Nie poznawa? ulic, kamienic, sklep?w. Wszystko by?o inne, ni? wtedy gdy wyje?d?a?. Jakby przez cztery lata wszystko zszarza?o, skurczy?o si?. Jakby przez ten ca?y czas miasto ci??ko chorowa?o i teraz wygl?da?o jak stoj?cy nad grobem gru?lik. Szli w milczeniu. Ojciec wygl?da? na zadowolonego, w jego oczach kto? m?g?by dostrzec dum?. By? dumny jakby przed chwil? dowiedzia? si?, ?e ma syna i idzie ca?emu ?wiatu o tym powiedzie?. Patrzcie to moja krew! M?j syn!

-Ojciec...

-Tak synu.

-Nie mog?em przyjecha?...

-A czy ja co? m?wi??

-Mo?e p?jdziemy najpierw do niej.

-Czekaj, zd??ysz jeszcze, chyba dzisiaj nie jedziesz?

-No nie.

-Chod? do domu, niech si? tob? troch? naciesz?.

W kuchni panowa? idealny ba?agan. Wszystko by?o tam gdzie nie powinno by?. Na stole mi?dzy s?oikami i lepkimi butelkami le?a?y skarpety, kawa?ki gazet. Na pod?odze wi?y si? ubrania i po?ciel, na ???ku ojciec urz?dzi? drewutni?.

-Napijesz si? herbaty? - stary rozgl?da? si? bezradnie w poszukiwaniu szklanki.

-Daj spok?j. P?jd? do siebie.

Nacisn?? klamk?, ta zapiszcza?a jakby poczu?a b?l, drzwi by?y zamkni?te.

-Poczekaj, zaraz ci otworz?, tylko wyjm? klucz, zwykle to tam nie wchodz?, nie chcia?em narobi? ci ba?aganu. Ojciec otworzy? szafk?, z wielkiego s?oika po og?rkach wyci?gn?? drewnian? szkatu?k?, otworzy? j? wisz?cym na szyi kluczem, po czym wyj?? ma?y z?oty kluczyk i poda? go Igorowi, jakby podawa? kr?lowi ber?o.

Igor nie wychodzi? z pokoju przez kwadrans, ojciec w tym czasie zd??y? troch? sprz?tn?? ze sto?u, pouk?ada? drzewo, a nawet napali? w piecu. Zd??y? te? wypi? dwie musztard?wki bimbru. Poczu? ciep?o z buchaj?cego pieca i z ?o??dka. Rado?? z pal?cego si? ognia, pomiesza?a mu si? z rado?ci? po wypiciu alkoholu, do tego, tam za ?cian?, jego kochany syn, po tylu latach wr?ci?. Nie zauwa?y?, ?e Igor wyszed? i stoi tu? za nim.

-Ojciec!

Igor podsun?? pod nos ojca kaset? video z fotosami nagich wyzywaj?co powyginanych kobiet.

-Sk?d, sk?d si? dowiedzia?e?, ja mia?em ci powiedzie?, my?la?em...

-E, u nas w miasteczku ?adna si? tajemnica nie utrzyma. Jak najpierw mi powiedzieli, to my?la?em, ?e k?ami?, ?e ci zazdroszcz?, ?e ty do Niemiec wyjecha?e?, ?e pieni?dze zarabiasz. No, ale by?em u Kazika kiedy? i mi na video pu?ci?, to ci? od razu pozna?em, najpierw Kazik to strasznie si? ?mia?, ale ja mu powiedzia?em, ?e ?adna robota nie ha?bi i ?e wy tam w tych filmach tak na niby, to tylko taki fotomonta?.

-No, jasne, ?e tak.

-Kazik zaraz wszystkim rozgada?, to potem w wypo?yczalni w oknie z tob? kasety powystawiali, a ruch mieli! A jak mi Kazik powiedzia?, ?e z takiego katalogu mo?na z tob? wszystkie filmy zam?wi?, to si? ucieszy?em. Video sobie kupi?em i te kasety te? zam?wi?em. Maj?tek na nie wyda?em, po 30 z?otych za sztuk?.

-Ojciec...

-Tak.

-A mama?

-Co?

-No czy ona wiedzia?a?

-O czym?

-Jak to o czym, o tym!

-Nic si? nie dowiedzia?a. O czekaj, woda si? gotuje, zaraz napijemy si? kawy, czy ja mam kaw?? A ty synku ludzi na mie?cie nie s?uchaj, g?upoty gadaj?, wiesz jak to jest, lepiej nigdzie nie chod?.

-Jak to nie chod??

-B?d? si? z ciebie ?mia?!

-Przyzwyczajony jestem, nie przejmuj si?, jako? sobie poradz?, to co idziesz ze mn? na cmentarz?

-Teraz? Kawy si? mieli?my napi?...

Wypijemy na mie?cie, chod? ju?.

-Id? sam, g?owa mnie boli i w og?le co? niespecjalnie si? ostatnio czuje, chyba si? zabior? z J?zi? do ?wi?tego Piotra, id? synku, trafisz na pewno. Synku?

-Tak.

-A czy ty...no wiesz, masz kogo?, jak?? dziewczyn??

-Mam, mam, a dlaczego pytasz?

-Tak tylko. Wnuk?w chcia?bym si? doczeka?. ?adna?

-?liczna.

-A jak si? nazywa?

-Katja.

-Kasia?

-Nie Katja.

-Niemka?

-Niemka.

-A czy ona...

-E, nic, czy on te?, to znaczy chcia?em zapyta?, czy razem pracujecie?

Igor roze?mia? si? poklepa? ojca po ramieniu i wychodz?c powiedzia?.

-Nie pracujemy. Jest ca?kiem normalna, studiuje ekonomi?.

Cmentarz przerazi? go swoj? wielko?ci?. By? wi?kszy ni? ca?e miasto. Prawie codziennie kto? si? wprowadza? do swojego nowego M-1, z fanfarami, ch?ralnym ?piewem i orkiestr?. Pod stos kwiat?w zamiast puchowych pierzyn, pod betonow? p?yt? zamiast sufitu, bez ?wiat?a i telewizji kablowej. Z ka?dym rokiem przybywa?o nowych dom?w, powstawa?y ca?e nieme osiedla, nikt nie k??ci? si? o skwery, odrapane klatki i sraj?ce na trawnik psy. Z pomnik?w patrzy?y twarze mieszka?c?w, ci?gle aktualizowana lista lokator?w. Pr?bowa? dostrzec kogo? znajomego, kogo?, kogo przez lata widywa? na ulicach, komu si? k?ania?, mo?e kt?rego? z nauczycieli. Nienawidzi? cmentarzy, od zawsze, nigdy nie lubi? po nich chodzi?, zapala? znicze, w og?le mie? z nimi cokolwiek wsp?lnego. Nad g?ow?, w konarach drzew t?tni?o ?ycie - nieustanny ?wiergot, nawo?ywania, pokrzykiwania, mi?osne trele i pro?by, ostrze?enia i przekle?stwa - ptaki nic nie robi?y sobie z kr?luj?cej w dole ?mierci. Znalaz? gr?b i przez chwil? patrzy? w owalne zdj?cie. Zapomnia?, ?e jest niewierz?cy prze?egna? si? i powiedzia? - przepraszam.

Nigdy nie powiedzia? o niej matka. Nie pasowa?o do niej to s?owo, by?o zbyt zimne, zbyt suche. By?a mam?, mamusi?, mamu?k?, gdy s?ysza? jak kto? m?wi? o niej stara, albo staruszka, mia? ochot? go zabi?. Kiedy?, w podstaw?wce kto? nazwa? go skurwysynem, zupe?nie nie maj?c na my?li jego matki, rzuci? si? na niego z pi??ciami, mimo, ?e by? o dwie g?owy ni?szy, tamten nie da? mu rady. Przezywali go nawet synu? mamusi, albo mamisynek, mia? to w nosie, nie wstydzi? si? jej, potrafi? na ulicy, przy kumplach uca?owa? j? jakby by?a jego kochank?. Nigdy si? jej nie sprzeciwia?, nie potrafi? j? ok?ama?, wystarczy?o, ?e na niego spojrza?a, ?e pog?aska?a po g?owie, spowiada? si? z najwi?kszych grzech?w. Gdyby nie zgodzi?a si? na ten wyjazd do Niemiec, nigdy by nie pojecha?. Mia? zbiera? szparagi, tym czasem znalaz? si? na bawarskiej wsi, w kt?rej nikt o czym? takim nie s?ysza?. Z paszportem w kieszeni i kilkudziesi?cioma markami ruszy? przed siebie. Zna? j?zyk, nie ba? si? ludzi, chodzi? od domu do domu, od miasteczka do miasteczka. Postanowi? nie wraca? dop?ki nie zarobi tysi?ca marek. Pracowa? w r??nych miejscach, sprz?ta?, kosi? trawniki i pola golfowe. A? kt?rego? dnia spotka? Jensa. By? producentem filmowym, bajecznie bogatym w?a?cicielem wytw?rni, w kt?rej filmy produkowano ta?mowo, jeden za drugim, wed?ug identycznego scenariusza, z podobnymi dialogami i z identycznie rozwijaj?c? si? akcj?. Igor wpad? mu w oko, przez chwil? pomy?la?, ?e gruby Szwab jest pedziem, ale ten tak zdecydowanie zaprzeczy?, ?e mu uwierzy?.

-Chcesz dla mnie robi?? - zapyta? dmuchaj?c mu dymem z cygara prosto w twarz.

-Zale?y co?

-Jak to co? Mi?o??.

-Co znaczy mi?o???

-Nie wiesz? Mi?o?? to najpi?kniejsza rzecz na ?wiecie. M??czyzna kocha kobiet?, kobieta m??czyzn?, dw?ch m??czyzn jedn? kobiet?, czasem trzech albo czterech. Zdarza si?, ?e m??czyzna zakocha si? w m??czy?nie, albo w dw?ch m??czyznach, jak w ?yciu. O tym s? moje filmy. Chc? ludziom pokaza?, ?e ?ycie mo?e by? inne, lepsze, pi?kniejsze, trzeba tylko pami?ta? o mi?o?ci.

Jens szuka? nowych twarzy, ?wie?ych, nie zniszczonych i odwa?nych. Igor by? odwa?ny i gdy dowiedzia? si?, ?e jeden film mo?e dosta? nawet pi??set marek zgodzi? si?. Mia? si? rozebra? i pokaza? jak wygl?da. Niemiec wyd?? wargi jakby mia? zamiar nadmucha? balon, st?kn??, cmokn??, wreszcie machn?? r?k? i powiedzia? - "przyj?ty".

Dalej by?o jak w Hollywood. Bajecznie, kolorowo i tandetnie. Zapomnia? o ca?ym ?wiecie, by? w niebie pe?nym ?niadych, silikonowych pi?kno?ci, niebie lej?cego si? od rana szampana i sztucznej spermy, produkowanej na zapleczu mikserem. By? bogiem, kr?lem, cezarem i carem. Czu?, ?e odnalaz? u Jensa swoj? drog?, swoje powo?anie, sens ?ycia. Zrozumia? jak beznadziejne ?ycie wi?d? dotychczas, jak m?czy? si? tyle lat niepotrzebnie, jak traci? czas. Do domu wys?a? kartk? z zabytkami Monachium. Nabazgra? kilka s??w, co? o ciep?ych pozdrowieniach i pami?ci, doda? adres do korespondencji.

Gdy przyszed? telegram z Polski kr?cili na Majorce "Perwersyjne kociaki 6" - bite dwa tygodnie, czterna?cie upalnych dni zdj?ciowych. Zdziwi? si?, ?e kto? do niego napisa?. S??w pocz?tkowo nie zrozumia?: "Mama nie ?yje. Pogrzeb w pi?tek. Ojciec." Spojrza? na dat?, telegram przyszed? w dniu, gdy wyjechali na plan.

Poprosi? Jensa o tydzie? wolnego. W pierwszej chwili chcia? jecha? na lotnisko, teraz, zaraz, jecha? tam, do niej. Podni?s? s?uchawk?, ?eby zapyta? si? o najbli?szy lot do Warszawy, od?o?y? j? i jeszcze raz podni?s?, wykr?ci? numer. Po chwili rozleg?o si? pukanie. Kelner z hotelowej restauracji wni?s? na tacy p??toralitrow? butelk? brandy, postawi?, zabra? pieni?dze i wyszed?. Igor wypi? duszkiem kilka ?yk?w, potem jeszcze kilka i jeszcze. Chcia? ?eby wypali?o mu wn?trzno?ci, ?eby umar?, ?eby m?g? j? teraz zobaczy?. Postanowi? nigdy nie wraca? do Polski.

"U Jana" przywita?y go podejrzliwe spojrzenia, towarzyszy?y mu gdy wskaza? palcem na pusty kufel, na podawan? na tekturowych tackach kie?bas?. Stara kelnerka z mocno przerysowanym makija?em i ufarbowanymi na czarno w?osami dwa razy sprawdza?a podany banknot. Zmru?y?a oczy i zacz??a si? mu przygl?da?. Nie spodoba? si? jej.

-C?? mi si? nie widzi ta st?wencja, masz kolego inn??

-Co si? nie podoba, st?wa jak st?wa - burkn??.

Z ty?u kto? krzykn??.

-Jad?ka w ?yciu st?wy na oczy nie widzia?a to si? i przygl?da, daj ch?opakowi spok?j, nie poznajesz?

Czu?, ?e o nim m?wi?, obserwuj?, jeszcze zbyt trze?wi na zaczepki, jeszcze niepewni swych si?. Szybko zam?wi? drugie piwo. Smakowa?o jak niedos?odzony kompot. Wydawa?o si? mu, ?e wrogie spojrzenia zel?a?y. Z ka?dym ?ykiem czu? si? coraz pewniej, zacz?? rozgl?da? si? po sali. W oczach zm?czonych m??czyzn nie zauwa?y? niczego opr?cz oboj?tno?ci. W ko?cu odezwa? si? rudy Jakubisiak.

-To co Bogusiak, z Raichu wr?ci?e??

-Wr?ci?em.

-Dali ci Szkopy w ko?? co? Nazapieprza?e? si? co?

Ca?a sala zarechota?a od ?miechu. Zerwa? si? i ju? mia? i?? w kierunku rudzielca, zawaha? si?, zacisn?? z?by, spokojnym wzrokiem spojrza? w stron? siedz?cych. Jakubisiak wsta? i zachodz?c od ty?u m?odego Klimka zacz?? si? o niego ociera?. Zerkn?? w stron? Igora i zapyta?.

-No Bogusiak, jak to by?o, kom, kom, ja, ja, ja? Mo?e poka?esz nam starym jak si? teraz m?ode trykaj?, co, ty a mo?e by? jak?? kole?ank? zaprosi?, murzynk? co, ch?opaki widzieli?ta go?? murzynk?, wieta, ?e ma r??ow? a nie czarn?? No co mo?e jaki? specjalny pokaz dla rodak?w?

Jakubisiak schwyci? Klimka za pas i zacz?? rusza? biodrami, teraz ?mieli si? wszyscy, nawet kelnerka za barem nie troszcz?c si? o tusz z brwi, kt?ry sp?ywa? jej po policzkach r?a?a od czasu do czasu wykrzykuj?c: osz kurwa, ale jaja!

Ojciec le?a? na pod?odze, pod g?ow? zamiast poduszki mia? ka?u?? rzyg?w. Igor pochyli? si? nad nim by sprawdzi?, czy ?yje. Oddycha?. Rozejrza? si? po kuchni. W odrapanej kwarcie sta?o co? przypominaj?ce wod?, pow?cha?, uni?s? w g?r? i pola? ojcu na twarz, jakby wlewa? piwo do kufla. Ojciec zacharcza? niewyra?nie.

Obud? si?! - wrzasn?? mu prosto do ucha. - No ju?, wstawaj! S?yszysz mnie?

Ojciec z pijackim rozbawieniem na twarzy u?miecha? si?. Bekn??, po chwili zn?w zamkn?? oczy. Igor wzi?? go za r?ce i postawi? pod ?cian?. Z otwartej r?ki uderzy? go w policzek, raz, drugi, trzeci. Ojciec skuli? si? niczym embrion. W jednej sekundzie otrze?wia?, zacz?? pochlipywa?.

-M?wi?em, nie id? tam, m?wi?em, ?e nagadaj? ci g?upot...

-Chc? to us?ysze? od ciebie!

-Co mam ci powiedzie??

-To przeze mnie...

-To nie prawda. J?zia mia?a s?abe serce, od dawna bra?a leki.

-No m?w wreszcie! Kto jej powiedzia??

-Sk?d mam wiedzie?. Dowiedzia?a si? na mie?cie. My?lisz, ?e ja jej powiedzia?em? Ja wiedzia?em, ?e j? to zabije. Te wszystkie ?wi?te baby rozerwa?yby j? na strz?py, te kumoszki r??a?cowe, tercjanki zak?amane. Przecie? jak to si? roznios?o po mie?cie, to o niczym innym nie potrafi?y, tylko o tym. Od rana do nocy, ?wi?tek, pi?tek i niedziela, ?e szatan ci? op?ta?, ?e trzeba ci egzorcyst? sprowadzi?, ?e wstyd ca?emu miastu przynios?e?. A on bidulka s?owem si? nie odezwa?a, p?aka?a tylko i powtarza?a - to niemo?liwe, to niemo?liwe. Lekk? ?mier? mia?a, w nocy, zasn??a jak anio?ek. Ja to synku my?l?, ?e nawet lepiej, po co mia?a si? m?czy? i wiesz co ci powiem, wracaj ty lepiej do tych Niemiec, tu ?ycia dla ciebie nie ma. Mi ju? niedu?o zosta?o, mo?e rok, mo?e par? miesi?cy...co tak si? patrzysz, synku co ci?

Igor wybieg? nie zamykaj?c drzwi. Opustosza?e ciemne, ulice skrapia? wieczorny deszcz. Ciep?y, suchy wy? znad Rosji czai? si? tu? za miastem.