Sapkowski A. BATTLE DUST

Szyby z okien wylecia?y ju? wcze?niej - teraz, gdy "Nashville" odpali? torpedy, wylecia?y ramy i futryny. Rzecz jasna, "Nashville" nie strzela? do nas, tego budynek biurowca nie wytrzyma?by z pewno?ci?. Torpedy waln??y w kompleks si?owni, kt?rej wci?? broni?y niedobitki grupy szturmowej Novaka. Cho? wydawa?o si? to nieprawdopodobne, grupa Novaka wci?? odpowiada?a ogniem - ?wietliste nitki ci??kich laser?w ta?czy?y p?omieniem na kad?ubie flagowego kr??ownika Kompanii Ifigenia-Thetis. Niestety, tungstenowy pancerz kr??ownika niewiele od tego cierpia?.
Yamashiro powiedzia? wszystko, co mia? do powiedzenia, a w?wczas okaza?o si?, ?e z ca?ego korpusu oficerskiego naszej wspania?ej, najemnej bandy t? najbardziej impulsywn? i najmniej opanowan? jest Valerie van Houten. Wszyscy znali?my Valerie van Houten. Dlatego absolutnie nie zdziwi?o nas to, co zrobi?a.
Valerie kopniakiem przewr?ci?a krzes?o, str?caj?c z niego ca?? kup? klip?w do karabin?w typu Craftsman MkIII, po czym soczy?cie naplu?a na migoc?cy, poprzecinany liniami zak??ce? ekran monitora.
- Ty pierdolony skurwysynu! - rozdar?a si? niemelodyjnie. - Ty...
Dar?a si? przez jakie? p?? minuty i ani razu nie powt?rzy?a. A nam wszystkim wydawa?o si?, ?e to, co wstrz?sa ?cianami budynku, to nie wybuchy pocisk?w, rakiet i fotonowych torped, ale jej wrzaski.
Yamashiro skrzywi? si? na ekranie, zupe?nie jakby m?g? widzie? sp?ywaj?c? po krysztale ?lin? Valerie.
- Jakie? to p?askie - powiedzia?. - Jakie? trywialne...
- I jakie? prawdziwe - nie wytrzyma?em. - Jeste? pierdolonym skurwysynem, Yamashiro-san, i nie tylko. Tym, co w?a?nie nam zakomunikowa?e?, udowodni?e?, czym jeste?. I ?wietnie wiesz, jaki z ciebie skurwysyn. Teraz, gdy opanowali?my ca?y kompleks, gdy praktycznie panujemy nad miastem, ty, zamiast przys?a? tu patrolowce Koncernu, bezczelnie ka?esz nam kapitulowa?, bo twoja firma dogada?a si? tymczasem z Ifigeni?-Thetis i wysz?o na to, ?e ca?a ta cholerna wojna nie by?a nikomu potrzebna? Teraz nam to m?wisz? Teraz, gdy "Nashville" masakruje nas torpedami?
- Przypominam - powiedzia? Yamashiro zza pask?w zak??ce? - ?e m?wimy o faktach. O faktach, na kt?re nikt z nas nie ma wp?ywu. Ani wy, ani tym bradziej ja. Ja o tych faktach po prostu informuj?, wi?c obrzucanie mnie inwektywami nie wydaje si? ani s?uszne, ani celowe. Sytuacji to r?wnie? nie zmieni. To jest, moi panowie - i panie - force majeure, si?a wy?sza. Przekazuj? wam ultimatum Ifigenii-Thetis. Je?eli si? natychmiast nie poddacie, "Nashville" i "Electra" b?d? kontynuowa? ostrza? kompleksu. A potem wysadz? desant. Stawiaj?cy op?r b?d? rozstrzeliwani na miejscu...
- Yamashiro - przerwa?em, staraj?c si? zachowa? spok?j. - To ty podpisywa?e? nasz kontrakt w imieniu Koncernu. Tym samym z?otym Parkerem, kt?ry wystaje ci z butonierki. A w tym pieprzonym kontrakcie jest klauzula, gwarantuj?ca nam opiek? i ochron? na wypadek niepowodzenia akcji. Wiesz, dlaczego ta klauzula znalaz?a si? w kontrakcie. Ifigenia-Thetis nie przyznaje ?o?nierzom najemnym ?adnych praw konwencjonalnych. Je?eli si? poddamy, wyko?cz? nas. Wywi?? si? z kontraktu, Yamashiro!
- Przykro mi, komandorze Lemoine, ale kontraktu ju? nie ma. Podpisywa?em go, maj?c pe?nomocnictwa Rady Nadzorczej Koncernu Schraeder & Haikatsu. A teraz, na mocy podobnych pe?nomocnictw, czyni? kontrakt niewa?nym. Null and void. Rzecz jasna, na podstawie klauzuli trzeciej aneksu do kontraktu mo?ecie wyst?pi? o odszkodowanie na drodze s?dowej...
Culture Vulture odrzuci? g?ow? do ty?u i zarycza? dzikim, o?lim rechotem. ?miech by? tak zara?liwy, ?e wszyscy, kolejno, zacz?li?my rycze? i zatacza? si? i roni? ?zy. Najpierw Papa Cuxart. Potem Muireann Tully, cienko, piskliwie, po dziewcz?cemu. Potem Jaime Santacana, krzywi?c si?, bo spazmy weso?o?ci powodowa?y b?l w poparzonym laserem ramieniu. Potem do??czy?em ja, a na ko?cu Valerie.
Yamashiry to nie rozbawi?o. Skrzywi? si?, otworzy? usta, by co? powiedzie?. Nie zd??y?. Muireann Tully wyci?gn??a z kabury swego staromodnego Walthera i w?adowa?a w ekran trzy pociski, dzi?ki czemu po przeno?nym monitorze zosta?y tylko dymi?ce bryzgi na ?cianach i suficie.
- End of transmission - powiedzia?a spokojnie. - No confirmation required. Co robimy, Thierry?
- Padamy na pod?og?!
Padli?my, i w sam? por?. "Nashville" i "Electra", kt?ra do??czy?a do niego, zasypa?y kompleks lawin? ognia. Wyplu?em tynk i poliuretanowe k?aki z wyk?adziny pod?ogowej, po czym w??czy?em transmitter. - Novak! - wrzasn??em, staraj?c si? przekrzycze? rumor i ?omot. - Melduj, co u ciebie, over!
Transmitter zatrzeszcza?. Novak m?wi? szybko, niewyra?nie i te? przekrzykiwa? huk eksplozji i wystrza??w. Rozr??nia?em co trzecie s?owo, ale rozumia?em sens. Po wyeliminowaniu z wypowiedzi Novaka wszystkich plugawych s??w zostawa?o samo g?ste: na Promenadzie jest beznadziejnie, lustrzaki nacieraj? bez przerwy, ko?czy si? amunicja, nie utrzymam si?, kurwa ich ma?, over.
Culture Vulture odwr?ci? si? od komputera, przy kt?rym kl?cza?.
- Mam ich - powiedzia?. - Mam "Nashville". Wywo?a?? B?dziesz paktowa??
- Wywo?aj - zdecydowa?em. - B?d? paktowa?. Trudno, Koncern zostawi? nas na lodzie, jedyne, co mo?emy zrobi?, to ratowa? ludzi. Koniec, ch?opcy. Nie mamy ju? o co si? bi?, kontraktu nie ma, pieni?dzy nie ma. Dobrze, ?e chocia? zaliczka jest bezpieczna w Credit Betelgeuse. Jaime, wydaj rozkaz dla grup. Cease fire, z?o?y? bro?, emitowa? sygna? kapitulacji na wszystkich kana?ach. Valerie, zamknij si?! Zamiast pyskowa?, spr?buj z?apa? "Hermione", a potem wjed? na Private Mode Novaka, Cuypersa i Raikinnena. Nadaj im... S.Y.A. Od tej chwili ka?dy za siebie.
- A my?
- My te?. Zr?b, co powiedzia?em.
- Do centrum dowodzenia Kompanii Ifigenia-Thetis - powtarza? do mikrofonu Culture Vulture. - Do centrum dowodzenia Kompanii Ifigenia-Thetis na pok?adzie kr??ownika "Nashville"...
Santacana bluzgn?? nagle do transmittera seri? malowniczych, hiszpa?skich wyzwisk, opartych g??wnie na procesie zanieczyszczania mleka matki r??nymi cieczami, wytwarzanymi przez ludzki organizm. Domy?li?em si?, ?e kt?ra? z bardziej wojowniczych grup szturmowych protestowa?a przeciwko "Cease fire". I rzeczywi?cie, kanonada nie ustawa?a. Lasery i czterolufowe Oerlikony z Promenady nadal smoli?y kostropate kad?uby wisz?cych nad kompleksem kr??ownik?w.
- "Hermione" dosta?a torped? - Valerie wyci?gn??a s?uchawk? z ucha. - S?yszysz, Thierry? "Electra" ostrzela?a platform?. Raikinnen odpar? natarcie lustrzak?w, ale "Hermione" nie jest zdolna do startu!
- Nada?a? Einarowi S.Y.A.?
- Ju? to robi?. Raikinnen, s?yszysz mnie, over? Masz S.Y.A. od Lemoina! S.Y.A., over! Jak to, nie rozumiesz? Save your ass! Ratuj dup?! A sk?d ja mam wiedzie?, w jaki spos?b? E.O.T., no confirmation! Co teraz, Thierry?
- Kontaktuj "Sterreta"!
- Do centrum dowodzenia....- powtarza? Culture Vulture.
Od strony kompleksu energetycznego zrobi?o si? ciszej. Strzela?y tylko "Nashville" i "Electra", orz?c ziemi? i budynki promieniami laser?w i b?blami fotonowych torped. Spojrza?em na Santacan?, Santacana potwierdzi? skinieniem g?owy, po czym wybra? na transmitterze kod nast?pnej grupy. Culture Vulture wci?? wywo?ywa? "Nashville". A Muireann Tully i Papa Cuxart, kt?rym nigdy nie trzeba by?o wiele t?umaczy?, nie tracili czasu - pospiesznie ?adowali klipy i energizery do naszego podr?cznego arsena?u - sze?ciu Craftsman?w, r?cznego lasera typu SACO Mini Silverlode, dw?ch termitowych granatnik?w Mitsuoki AGS i naszej dumy - supernowoczesnego flamera "Stalwart" firmy "Interdynamic".
- My?lisz o przebiciu si?? - Valerie spojrza?a na arsena? k?tem oka. - Dok?d? "Sterret" nie odpowiada, pewnie rozpieprzyli go, tak jak "Hermione". Nie mamy do czego si? przebija?. Thierry ma racj?. To koniec, Siobhan.
- Valerie - Muireann Tully unios?a g?ow?, odgarn??a z czo?a rude, lekko kr?cone w?osy. "Siobhan", to by? jej pseudonim, jeszcze z IRA. - Nie wiem, jak ty, ale ja nie zamierzam si? poddawa?.
- Ani ja - powiedzia? Papa Cuxart, nie podnosz?c g?owy. - Ja mam dwa wyroki ?mierci, w "Marubeni Ito" i w Federacji. Nawet je?li lustrzaki mnie na miejscu nie rozwal?, podpadn? pod ekstradycj?...
- "Nashville" na linii - przerwa? Culture Vulture. - Thierry, nie zgadniesz, kto...
- Zgadn? - powiedzia?em. - Daj mnie na foni?. I zak??? wizj?. Nie chc? patrze? na skurwysyna, i nie chc?, ?eby on na mnie patrzy?.
- Mo?esz m?wi?.
- Komandor Lemoine do "Nashville" - odchrz?kn??em, nie b?d?c specjalnie zadowolonym z brzmienia mego g?osu. - Komandor Lemoine...
- Nie tra?my czasu na zb?dne gadanie - rozleg? si? w pomieszczeniu wredny, zimny i trzaskliwy g?os ?aby. - Bezwarunkowa kapitulacja, Lemoine. Surrender U.C. ?adnych przetarg?w ani negocjacji. Natychmiastowe przerwanie ognia, blokada ??czno?ci i komputer?w dowodzenia, wy??czenie laser?w naprowadzaj?cych, z?o?enie broni i zabezpieczenie sprz?tu. Confirm.
- Jedyne, co w tej chwili prowadzi ogie?, to twoje kr??owniki, Ruskin.
- Chcia?bym wierzy?, ?e to prawda. Dobrze wi?c, Lemoine. Wydaj? rozkaz wstrzymania ostrza?u. Wysadzam desant na teren kompleksu. Ostrzegam jednak, ?e jakakolwiek pr?ba stawiania oporu lub niszczenie w?asno?ci Kompanii b?d? karane. Na miejscu i surowo. Podaj mi twoje koordynaty, komandorze. Wy?l? oddzia? specjalny, po ciebie i po... nast?puj?cych oficer?w: John Cuxart...
Papa skrzywi? si? ironicznie.
- Maynard Mannering...
Culture Vulture splun?? na zagruzowan? pod?og?.
- Jaime Santacana - kontynuowa? zimno ?aba. - Muireann "Siobhan" Tully, Leslie Novak, Einar Raikinnen, Jan Willem Cuypers, Valerie van Houten...
Muireann u?miechn??a si? s?odko do Valerie, po czym wr?czy?a jej Craftsmana, torb? klip?w i bandolier z granatami. Valerie przyj??a.
- Confirm and re-confirm - za??da? Ruskin, sko?czywszy wyszczekiwa? nazwiska tych, na kt?rych ci??y?y wyroki. Admira? Ruskin. Dawniej, gdy jeszcze by? najemnikiem, jak my, i nie by? jeszcze admira?em, zwany by? ?ab? z racji specyficznej urody.
Culture Vulture mrugn?? do mnie, po czym wystuka? na klawiaturze koordynaty Platformy Rogersa, od kt?rej dzieli?o nas sze?? kilometr?w.
- Confirm, Ruskin - odmrugn??em, bior?c z r?k Muireann na?adowanego Craftsmana. - Surrender U.C. in force. Czekamy na tw?j oddzia? w podanych koordynatach. See you later, alligator. E.O.T., N.C.R. Roz??czy?e?, Vulture?
- Jasne, ?e tak.
- No, to... - zwa?y?em karabin w r?ku. - Poca?uj nas w dup?, ?abo.

II

Dopadli nas na Trzecim Poziomie. By? mo?e orientowali si?, ?e wiemy o doku, w kt?rym stoi "Isogi Maru". By? mo?e ?aba zna? nas na tyle dobrze, by antycypowa? nasze ruchy. A mo?e po prostu mieli szcz??cie. Szcz??cie, kt?rego nam zabrak?o.
Nadjechali w czterech ATV wyposa?onych w czujniki i lokatory Infra-R, bo zmacali nas ogniem jeszcze wtedy, gdy zdawa?o si? nam, ?e kryj? nas ciemno?? i dym. Z punktu r?bn?li w nas wszystkim, co mieli - rakietami, plazm?, napalmem, pociskami SLAP. Istny overkill.
Za?atwili po?ow? ch?opak?w z plutonu ochrony. Niestety, za?atwili r?wnie? Santacan?, kt?ry ich prowadzi?. Jaime zgin?? na miejscu. Szybko. Mia? szcz??cie, dra?. Ci mniej szcz??liwi, poparzeni i ranni wyli tak, ?e niekt?rzy z nas zdarli na chwil? he?my z g??w, by uciec przed tym, co d?wi?cza?o w s?uchawkach. Ale pozbierali?my si? szybko. I odpowiedzieli?my im jeszcze wi?kszym overkillem. Dali?my im wszystko, co mieli?my.
Muireann Tully rozwali?a jeden ATV z lasera SACO, Papa rypn?? drugi termitowym pociskiem z Mitsuoki. Z obu transporter?w nikomu nie uda?o si? wyj??. Z pozosta?ych, kt?re zreszt? te? si? pali?y, wysypali si? rangersi z Ifigenia-Thetis Interplanetary Security Forces, w swoich czarnych, kevlarowych pancerzach i he?mach z lustrzan? zas?on?, od kt?rych brali sw? ?argonow? nazw?.
I posz?o na ostro. W?r?d dymu, w?r?d ognia i huku, w?r?d wrzasku, w?r?d szumu i syku lej?cej si? ze sprinkler?w wody. Lustrzaki my?leli widocznie, ?e nas zepchn? samym impetem, ?e wt?ocz? nas w korytarze, na Drugi Poziom. Ale my nie mieli?my wyj?cia - my musieli?my i?? naprz?d, do doku, w kt?rym sta? "Isogi Maru" - frachtowiec, kt?ry by? nasz? jedyn? szans?.
Zanim Valerie i Papa Cuxart ustawili tr?jn?g Stalwarta, troch? nas przycisn?li - granaty i pociski z Craftsman?w nie stanowi?y dostatecznej zapory, mieli zreszt? swe w?asne Craftsmany, mieli dwulufowe Daihatsu. I umieli ich u?ywa?. Zacz?li?my topnie?. Oni te? topnieli, ale ich by?o wi?cej.
Ale za moment przem?wi? Stalwart. Lasciate ogni speranza, powiedzia?, a Trzeci Poziom zamieni? si? w dantejskie piek?o. Valerie, na kolanach, z policzkiem przy obudowie celownika, wrzeszcza?a jak op?tana, a flamer zia? i sika? ogniem, od kt?rego topi? si? beton i stalowe zbrojenia. Muireann i Culture Vulture walili w p?omienie granat za granatem, a Papa fastrygowa? to wszystko cienk?, czerwon? nitk? z SACO.
- Do??! - wrzasn??em, widz?c, ?e naprawd? do??. - Do??, Valerie! Przerwij ogie?!
Podnios?a g?ow? znad celownika. Oczy mia?a b??dne, na brudnej twarzy ?zy wyrysowa?y makabryczny wz?r. Podnios?em z ziemi Mitsuoki. By? za?adowany. Odpali?em go spod pachy, nie celuj?c. Termit wypali? w ?cianie hali dziur?, przez kt?r? bez trudu przejecha?by ATV. Papa Cuxart delikatnie odsun?? Valerie, podni?s? Stalwarta razem z tr?jnogiem.
- Zostaw - warkn??em. - Zrobi?, co do niego nale?a?o. Nie mo?emy taszczy? ze sob? ci??kiego sprz?tu! Bierzcie tylko karabiny i SACO. Siobhan, Vulture, do dziury, wymiatajcie front! Idziemy do doku! Za chwil? otocz? kompleks! Valerie, co z tob?? Na nogi, kurwa, wstawaj!
Valerie zach?ysn??a si?, rozkaszla?a, patrz?c na to, co le?a?o dooko?a nas, a tym, co le?a?o dooko?a, by?y krwawe och?apy, kt?re zosta?y z grupy ochrony. Szarpn??em j? brutalnie, poderwa?em z kolan. Spojrza?a mi prosto w oczy. A ja nagle poczu?em ?al. ?a?owa?em, ?e nic mnie z Valerie nie ??czy?o. Nic, cho? by? taki czas, ?e co? nas mog?o po??czy?. A ja ju? wtedy wiedzia?em, ?e ten czas nie wr?ci ju? nigdy.
Pobiegli?my. Z dala, zza dymu, ognia i wody, s?ysza?em ju? ryk kolejnych transporter?w, wdzieraj?cych si? na gruzy na balonowych ko?ach.
"Isogi Maru"!
Stalowe schody. Platforma z por?czami. Huk i krzyk, czarne sylwetki w lustrzanych he?mach. Na g?rze i na dole. A my w ?rodku. Dooko?a nas ?elastwo zaiskrzy?o si? od pocisk?w. "Isogi Maru"!
Cuda zdarzaj? si? rzadko. Nie ka?dego dnia. Nie tego dnia. Gdy wpadali?my, dysz?c, w zbawczy korytarz, Papa Cuxart dosta? w kark pociskiem SLAP. Jego g?owa po prostu znik?a, razem z he?mem i zatkni?t? za opask? he?mu paczk? Cameli. Jedna r?ka upad?a na blach?. Druga trzyma?a si? cia?a, cho? trudno by?o powiedzie?, na czym. Przyj?li?my to bez emocji - ka?de z nas mia?o swoje zmartwienia. Nikt nie by? ca?y. Ociekali?my krwi?, potykali?my si?, padali?my, wstawali?my. "Isogi Maru"!
Na drugim pode?cie Muireann upad?a i ju? nie mog?a wsta?. Valerie zerwa?a z siebie webbing, przypi??a klamerki do pas?w Irlandki, powlok?a j? po stalowych p?ytach, a ja, na kolanach, wystrzela?em do ?cigaj?cych nas lustrzak?w wszystkie kumulacyjne rakiety z Mitsuoki. Wszystkie trzy. Ale ostatni? rozpieprzy?em schody - termit zamieni? p?? podestu w malownicz? paj?czyn?, ociekaj?c? iskrami i ?zami stopionego metalu.
Z korytarza za?omota?y Craftsmany, w s?uchawkach zawibrowa? krzyk obu dziewczyn. Pobieg?em za nimi - pobieg?em za szerokim, b?yszcz?cym pasem krwi, jaki wleczona Muireann zostawi?a na p?ytach.
Osaczyli nas, wyci?wszy laserami przej?cia w ?cianach kompleksu. Ale podest by? w?ski, ciasny, a wielgachna beczka zbiornika na wod? dawa?a nam nieco ukrycia i ochrony. Le?eli?my, czuj?c gor?co naszych cia? i robili?my wszystko, ?eby prze?y?. Lustrzaki podeszli tak blisko, ?e niekt?rzy wysun?li nawet teleskopowe bagnety na lufach swoich Daihatsu. Ale my bardzo chcieli?my prze?y?. Ostatnich za?atwili?my z odleg?o?ci paru metr?w - ja z mojego Glocka, Muireann ze swego staromodnego Walthera.
A gdy si? cofn?li i dali nam odetchn??, gdy stwierdzi?em, ?e Culture Vulture nie ?yje, gdy Muireann, wstrz?sana dreszczem, le?a?a z twarz? na stalowej p?ycie, gdy Valerie sko?czy?a banda?owa? sobie udo osobistym first aid packetem, ja znalaz?em wyj?cie. Przez szyb wentylacyjny, kt?rego pokryw? rozwali?y SLAP-y.
- Valerie! Siobhan! Pr?dko!
Muireann podnios?a g?ow?.
- Nie mog? wsta? - powiedzia?a kr?tko i zimno. - Nie mog? poruszy? nogami. Kr?gos?up. Zostawcie mnie.
Prawdopodobnie nie uwierzycie mi, ale wcale nie zabrzmia?o to patetycznie.
Nasza profesja ma swoje zasady, sw?j niepisany kodeks. Ukl?kn??em i poca?owa?em j? w brudny i zakrwawiony policzek. Potem pomog?em jej usi???, opar?em plecami o zbiornik. Da?em jej Craftsmana i ostatni klip, jaki mi zosta?. Valerie, te? nic nie m?wi?c, po?o?y?a obok niej bandolier z granatami. Obydwoma. A potem, nie ogl?daj?c si?, wpe?zli?my do szybu. Ja i Valerie. Wi?cej nie mogli?my zrobi? dla Muireann. Naprawd?.
Nie odpe?zli?my daleko, gdy us?yszeli?my, jak wali z Craftsmana. A w chwil? p??niej us?yszeli?my jej krzyk. Nie, nie krzyk. ?piew. Muireann Siobhan Tully, ruda Muireann Siobhan Tully z Dublina, z kolorowej Fenian Street ?piewa?a, wypruwaj?c ostatni klip do lustrzak?w, id?cych ku niej po schodach z teleskopowymi bagnetami na lufach Daihatsu.
In Dublin's fair city
Where the girls are so pretty...
Craftsman zach?ysn?? si? i zamilk?, po czym oba granaty eksplodowa?y w kr?tkich odst?pach.
I first set my eyes on sweet Molly Malone...
Wystrza?y z jej staromodnego Walthera. Jeden, drugi, trzeci... I ?piew, coraz dzikszy, coraz rozpaczliwszy.
As she wheeled her wheelbarrow
Thru' streets broad and narrow,
Crying...
Strza?. I cisza.
Muireann Siobhan Tully z Fenian Street.
Nic nie mogli?my zrobi?. Nic.
Kiedy wyci?gn??em j? z rury wywietrznika, na Platform?, Valerie van Houten umar?a. Mia?a rozerwan? arteri? udow?. Wykrwawi?a si? pod byle jak za?o?onym opatrunkiem. Przed i w czasie walki ?yka?a Euphoral i Battle Dust, a gdy obrywa?a, wstrzykiwa?a sobie stymulanty i analgeny. Nie czu?a b?lu i nie zorientowa?a si?, ?e umiera. Umar?a w dok?adnie w tym momencie, gdy znale?li nas ch?opcy Jana Cuypersa. Cuypers, gdy us?ysza?, ?e ma S.Y.A., przypomnia? sobie o doku, w kt?rym sta? zapomniany frachtowiec "Isogi Maru". I uratowa? dup?. Swoj?, jak r?nie? tych ch?opak?w i dziewczyn, kt?rych prowadzi?, a kt?rym uda?o si? przebi?. I moj? dup? r?wnie? uratowa?. Chocia? nie powinien si? mn? przejmowa?. Bo daj?c mu S.Y.A., nie powiedzia?em o frachtowcu, nie powiedzia?em ani jemu, ani Novakowi, ani Raikinnenowi. Nasza profesja ma swoje prawa i zasady. Cuypers, Novak i Raikinnen mieli odwr?ci? uwag?, mieli ?ci?gn?? lustrzak?w na siebie. A "Isogi Maru" mia? zabra? z planety mnie, Pap? Cuxarta, Santacan?, Culture Vulture i Muireann Tully. I Valerie.
Ale Valerie umar?a.
Odlecieli?my, wyobra?cie sobie, bez k?opot?w. Nie rozwali?y nas torpedy "Nashville" i "Electry", nie z?apano nas na traktor, nie pos?ano za nami niszczycieli i ?cigaczy. Cuda nie zdarzaj? si? codziennie. Ale dla nas to by? najwyra?niej ten dzie?.
Odlecieli?my.
I wtedy, na pok?adzie "Isogi Maru", kt?ry po odrzuceniu ?adowni okaza? si? wcale r?czym stakiem, z?o?y?em bardzo g?upi?, wr?cz szale?cz? obietnic?. Omotany banda?ami i opatrunkami, nafaszerowany zastrzykami, przyrzek?em co? admira?owi Ruskinowi, zwanemu ?ab?, przyrzek?em co? mecenasowi Yamashiro z Koncernu Schraeder & Haikatsu, jak r?wnie? Kahlenbergowi, prezydentowi tego? Koncernu. Ma si? rozumie?, nie zapomnia?em w mojej obietnicy o Kompanii Ifigenia- Thetis ani o jej zbrojnym ramieniu, o lustrzakach z Interplanetary Security Forces. Uwzgl?dni?em wszystkich. I doda?em - na zapas - wszystkich tych, kt?rzy chcieliby stan?? na drodze, kt?rzy chcieliby przeszkodzi?.
Z?o?y?em obietnic?. I dotrzymam jej. Niech to trwa lata, nawet dziesi?tki lat, ja nie zapomn?, komu i co obieca?em. S?yszysz, Siobhan? S?yszycie mnie, Jaime, Papa, Vulture? Novak, Einar?
S?yszysz mnie, Valerie?
Cierpliwo?ci. Ja nie zapomn?.