Rowicki P. HOROSKOP DLA PANNY

Prasuj?c bia??, maturaln? koszul? zobaczy? ostatni? stron? gazety z programem. Nie przestaj?c prasowa? czyta?: "Panna. Wreszcie rozpoczyna si? Twoja dobra passa. Mo?esz teraz wiele zmieni? w swoim ?yciu. W zasi?gu r?ki znajdzie si? co?, o czy marzysz od dawna. Otworz? si? przed tob? nowe perspektywy zawodowe i sko?cz? k?opoty finansowe. Poznasz nowych ludzi. Uwa?aj na Skorpiona, b?dzie chcia? pokrzy?owa? Twoje plany."

Wtedy w?a?nie postanowi? zaryzykowa?.

Przypomnia? sobie jak rozmawia? z managerem. Kaza? mu si? ?adnie ubra?, bo b?dzie mia? z samego rana co? w rodzaju testu szkoleniowego. Je?li przejdzie go pozytywnie, jeszcze tego samego dnia podpisz? z nim umow?. O nic nie pyta?. O szko??, o do?wiadczenie, o nic. Zanotowa? nazwisko i powiedzia?, ?e b?d? czeka?. Tak powiedzia? "b?d?". Na niego b?d? czeka? jacy? obcy ludzie. Mo?e b?d? si? denerwowa? przed spotkaniem tak samo jako on?

A potem...tyle pieni?dzy! Przez my?l przebieg?a mu my?l, ?e to co? z?ego. Mo?e nawet grzech. Z drugiej strony, jak wynajmie sobie mieszkanie w centrum Warszawy, to nie zostanie a? tak du?o. Musi kupi? sobie markowe ubranie. Na ?adnym pieprzonym stadionie! P?jdzie do normalnego sklepu i b?dzie d?ugo przymierza?. B?dzie zam?cza? ekspedientki swoimi wymaganiami. Teraz gdy b?dzie zarabia? 1400 z?otych miesi?cznie, musi si? jako? ubra?. Firma niezwykle porz?dna, sp??ka, w dodatku kanadyjska i ma ?sme miejsce w ?wiecie, w czym? tam. Manager powiedzia? to tak od niechcenia, jakby m?wi?, o pogodzie. Zreszt? by? przesympatyczny. Od razu przeszed? na ty. - "S?awku, dasz sobie rad?, wierz?, ?e ci si? uda. Musisz by? twardy" - powiedzia? to wszystko jednym tchem, a w jego g?osie nie by?o w?tpliwo?ci.

W sobot? z rana pojecha? na wie?. Musia? powiedzie? wszystkim, ?e to ju?, ?e w poniedzia?ek wszystko si? zacznie. Musia? powiedzie?, ?e nie wie kiedy teraz przyjedzie, wiadomo, praca, mo?e b?dzie pracowa? po godzinach, w weekendy. Musia? si? na wszystkich napatrze?, po?egna?, wiedzia?, ?e gdy wr?ci za jaki? czas, wszystko b?dzie inne. Wieczorem wybra? si? na dyskotek?, ale postanowi? sobie, ?e tym razem nie wypije nawet piwa. Musi przesta? pi?, bo inaczej w Warszawie sobie nie da rady, tam pijak?w nie potrzebuj?. Gienek od Zakrzeskich trzeci? robot? w Warszawie straci?, nawet na parkingu go nie chc?, a co tam mowa o kanadyjskiej sp??ce, w kt?rej manager m?wi do wszystkich ty. W takiej sp??ce musz? pracowa? sami fajni. Tacy, co w telewizji wyst?puj?, albo w reklamie. Bo, te tysi?c czterysta, to tylko na pocz?tek, potem b?dzie podwy?ka. Na dyskotece podszed? do niego Darek, z kt?rym razem chodzi? do szko?y.

-Co podobno robot? pod?apa?e?, w Warszawie?

-Ano pod?apa?em - powiedzia? skromnie.

-A dobr? chocia??

-Pewnie, ?e dobr?, za tysi?c czterysta.

-Co b?dziesz robi??

-Jeszcze dok?adnie nie wiem. W poniedzia?ek od samego rana mam szkolenie, to si? wszystkiego dowiem. Wiem tylko, ?e to sp??ka jest kanadyjska i ?e robi? teraz du?y nab?r, jak chcesz to mog? ci da? telefon.

Darek nie chcia? telefonu, bo za tydzie? wyje?d?a? do Niemiec. S?awek ca?y wiecz?r opowiada? o swoje pracy. O tym jak wynajmie sobie mieszkanie, jak b?dzie chodzi? do kina, mo?e nawet do teatru. B?dzie spotyka? si? z dziewczynami, nie na jaki? obszczanych przystankach, ale w prawdziwych pubach i kawiarniach. Teraz zaczyna si? jego dobra passa, mo?e nawet bardzo dobra passa i on nie mo?e sta? jej na przeszkodzie. Musi robi?, to co nakazuje mu przeczucie i nie tylko przeczucie, ale nawet gwiazdy. W horoskopie by?o napisane, jakby specjalnie dla niego. W zasi?gu r?ki ma znale?? si? co? o czy marzy? od dawna. Tak w?a?nie by?o. Od dawna marzy? o wyje?dzie i pracy w Warszawie. Marzy?, ale ba? si? ?eby marzenia zbyt szybko si? nie spe?ni?y. My?la?, ?e spe?nione marzenia to co? z?ego. Jak m?g? by? taki g?upi, przecie? w ?yciu oto chodzi, ?eby robi? to czego si? najbardziej chce. Teraz i zaraz. Nie czekaj?c na nic i na nikogo.

Wracaj?c z dyskoteki spotka? Mirka i Rafa?a. Ich zna? jeszcze z czas?w ministranckich. Opowiedzia? im wszystko z najdrobniejszymi szczeg??ami. Zacz?li si? ?mia?.

-S?awek, przecie? ty nawet nie znasz kanadyjskiego?

-To co, na pocz?tku nie wymagaj?.

W niedziel? wybra? si? do ko?cio?a wcze?niej ni? zwykle. Mia? nadziej?, ?e spotka Anet?, jak b?dzie wychodzi?a z ?smej. Nie mia? zamiaru si? chwali?, ale akurat jej chcia? powiedzie?. Anety nie by?o. Ca?? msz? przesiedzia? na parkanie otaczaj?cym ko?ci?? i opowiadaj?c o otwieraj?cych si? przed nim nowych perspektywach zawodowych. O ko?cu problem?w z got?wk?. B?dzie musia? poczeka? do pierwszej wyp?aty, ale takie czekanie to sama przyjemno??, jak si? ma dosta? tak? g?r? forsy. Z?o?liwe komentarze przemilcza?, wiedzia?, ?e mu zazdroszcz?, ?e boj? si? wyjecha?, szuka? pracy w samej Warszawie. Chcia? im powiedzie?, ?eby uwierzyli w siebie, ale powstrzyma? si? i tak by mu nie uwierzyli.

Po ko?ciele poszed? pod jej dom. Nie mia? zamiaru wchodzi?, chcia? tylko popatrze?. Z daleka zobaczy?a go jej matka. Nie zd??y? si? odwr?ci?. Machn??a w jego stron? przyja?nie.

-Wejd? do nas, Anetka jest troch? chora na pewno si? ucieszy.

Wcale si? nie ucieszy?a. Mia?a gor?czk? i by?o jej wszystko jedno. Nie zareagowa?a gdy powiedzia?, ?e jutro jedzie do Warszawy. Pomy?la?, ?e g?upio powiedzia?, bo co to znaczy - jedzie do Warszawy, ka?dy g?upi mo?e tam jecha?, powinien powiedzie?, ?e jedzie tam na zawsze.

-Zaczynam prac? - powiedzia? po d?u?szej chwili.

-To ?wietnie.

-Nie zapytasz co b?d? robi??

-Co b?dziesz robi??

-Nie wiem. Jutro si? wszystkiego dowiem, ale to porz?dna firma. Zagraniczna.

Pokiwa?a g?ow? i poprosi?a ?eby sobie ju? poszed?, bo jest zm?czona. Chcia? jeszcze co? doda?, ?e przyjedzie kiedy?, ?e mo?e nawet samochodem i ?e j? zabierze, ale zabrak?o mu odwagi.

Po po?udniu przyjecha? wujek Roman z ciotk? Bo?en?. Wujek wyg?osi? mow? na cze?? S?awka: Zawsze m?wili?cie, ?e wasz S?awu?, to sierota, na ksi?dza go chcieli?cie pos?a?, albo do zakonu, m?wili?cie, ?e powolny, ma?o zaradny. A tu prosz?, S?awek prac? sobie znalaz?, ?e po dw?ch latach to nic, ale nie byle jak?, bo w sp??ce. A co tu du?o m?wi?, ja co? wiem, co to znaczy praca w sp??ce, na dodatek kanadyjskiej. Ty si? S?aweczek niczym nie przejmuj, trzymaj si? tej roboty nogami i r?cami, nie daj si? wysiuda?, bo teraz o to ?atwo. Zdrowie S?awka. I powiem jeszcze jedno, jak ty si? tam S?aweczku, w tej stolicy ustawisz, w robocie awansujesz, pomy?l, ?e o naszej Aneczce, siedzi dziewucha ju? trzeci rok, studia sko?czy?a i ?adnego zaj?cia nie mo?e znale??. A jej m?wi?em, we? si? w gar??, jed? do Warszawy, tam ?atwiej, tam m?odych z j?zykami, z komputerem potrzebuj?. To ona mi m?wi, ?e tam sami z?odzieje. Wida?, nie takie same, skoro S?aweczka z matur? do roboty przyj?li.

Ciotka Bo?ena jak zawsze przytakiwa?a od czasu do czasu dodaj?c co? od siebie: No pewnie, racja, tak jest!

Ojciec milcza? przechylaj?c kieliszek za kieliszkiem, tylko matka nie poddawa?a si? nastrojowi.

-A czy to chocia? katolicy? Nie spyta?e? synku. A czy niedziele wolne, ?eby? do ko?cio?a m?g? chodzi?. Teraz o r??nych takich si? s?yszy, mo?e to jaka? sekta, mo?e ci? ch?opaku chc? wci?gn??. Ty im tak we wszystko nie wierz, ludzie s? r??ni.

W niedzielne popo?udnie jecha? na stancj? my?l?c sobie o swojej przysz?o?ci w Warszawie. Jak ju? b?dzie mia? mieszkanie i dziewczyn?, to kupi sobie samoch?d. Najpierw u?ywany, mo?e by? troch? starszy, najwa?niejsze, ?eby by? japo?ski. Japo?skie samochody s? najlepsze na ?wiecie. Przyjedzie kiedy? do wsi, nie, ?eby si? chwali?. Pojedzie do Anety, stanie przed domem i zatr?bi. Wyjdzie zdziwiona i zapyta: to twoja bryka? Moja, powie jej i zapyta, czy zechce si? z nim przejecha?. Pojad? nad rzek?, b?dzie ciep?e majowe popo?udnie, otworz? okna, w??cz? japo?skie radio, japo?skie radio...

Dochodzi? ?sma. S?awek starannie spryska? si? dezodorantem. Monumaentalne socrealistyczne gmaszyska sprawia?y, ?e serce zabi?o mu mocniej. Bo?e, jak daleko ju? jestem. W tym pi?knym mie?cie, tyle sklep?w, tylu ludzi i ja mi?dzy nimi. Jestem tu i niczym si? nie r??ni? od nich wszystkich. Nikt nie zwraca na mnie uwagi i ja nie zwracam uwagi na nikogo. Gdyby kto? ze wsi mnie teraz zobaczy?, m?g?by by? dumny - pomy?la? i ruszy? przed siebie.

Na miejscu powitano go u?miechem i poklepywaniem, jakby naprawd? czekali. Manager by? m?ody, przyjacielski, d?ugo ?ciska? r?k? i patrzy? g??boko w oczy. T?umaczy?, ?e firma zajmuje si? dzia?alno?ci? marketingowo-reklamow?. W czasie okresu pr?bnego S?awek jako nowy pracownik b?dzie robi? r??ne rzeczy, a potem po dok?adnej analizie predyspozycji, skieruj? go do konkretnego dzia?u. Kolejny u?cisk d?oni, a nawet lekkie klepni?cie w plecy na po?egnanie i id? na mityng. S?awek nie wiedzia? co to s?owo znaczy, bo w szkole, do kt?rej chodzi? angielskiego nie uczyli. By? troch? speszony, bo wszyscy na niego patrzyli, co? szeptali, pokazywali go sobie. Przez chwil? mia? ochot? wyj??, ale wytrzyma?. Wzi?li go za r?ce. Zacz?li ?piewa?. S?awek nie zna? tych wszystkich fajnych piosenek, tylko rusza? ustami. By? zdziwiony, nie my?la?, ?e tak wygl?da praca w Warszawie. Wszyscy si? bawi?, ta?cz?, od samego rana u?miechaj? si? i poklepuj?.

Po ta?cach na ?rodek wyszed? manager B?a?ej. S?awek by? wystraszony, mia? nadziej?, ?e nic o nim nie wspomni. B?a?ej zacz?? m?wi?.

-Kochani, dzius, przybijmy pi?tki, jak jest?

-Fantastycznie! - krzycz? wszyscy.

-Jak jest? - powt?rzy? pytanie B?a?ej.

-Za-je-bi-?cie!

-Dzius, przywitajmy naszego przyjaciela, S?awka, chod? S?awku na ?rodek.

S?awek zaczerwieni? si?. Kto? z ty?u pchn?? go.

-Powiedz nam co? o sobie.

-Ja, ja... jestem S?awek.

-Brawo dla S?awka, b?dzie z nami pracowa?. No, co jaki S?awek jest?

-Zajebisty! - wrzasn?li wszyscy klaszcz?c rytmicznie.

-Dlaczego chcesz dla nas pracowa?? - B?a?ej uciszy? klaszcz?cych.

-Bo, bo, bo jeste?cie zajebi?ci - wyj?ka? S?awek.

-Tak jest! Super! To co, przyjmujemy S?awka do pracy? R?wny z niego go??? - B?a?ej przebieg? si? po sali nastawiaj?c ucha.

-Za-je-bisty, Za-je-bisty, Za-je-bisty - odpowiedzia?a mu sala.

Manager B?a?ej stan?? na ?rodku i uciszaj?c wszystkich zacz?? m?wi?.

-Zaczynamy kolejny dzie?, naszej walki. Naszego nieustannego wdrapywania si?, cel jest jeden! Co jest naszym celem?

-Sukces! - rykn??a kilkana?cie garde?.

-Co?

-Sukces!

-Co?

-Sukces! Sukces! Sukces!

Manager jeszcze raz uciszy? skanduj?cych. Spojrza? w stron? S?awka, jakby m?wi? tylko do niego.

-Zapomnijcie o s?abo?ci. Musicie by? twardzi. Gotowi na wszystko. Nie mo?ecie si? zra?a?, poddawa?, nie mo?ecie by? s?abi. Co macie mie??

-Jaja ze spi?u! - po sali rozleg? si? okrzyk jeszcze g?o?niejszy ni? przed chwil?.

-Co? - pyta? si? B?a?ej nadstawiaj?c ucha.

-Jaja ze spi?u!

-Co?

-Jaja ze spi?u! Jaja ze spi?u! Jaja ze spi?u!

Po mityngu S?awek dosta? swojego opiekuna - Konrada, kt?ry mia? go wprowadzi? w tajniki firmy. Konrad i jeszcze kilka os?b wysz?o wsp?lnie do jednego samochodu. S?awek nie pyta? gdzie jad? i co maj? w reklam?wkach, wystarczy?o mu jedno zdanie, kt?re powiedzia? manager - jeste? przyj?ty.

W samochodzie zrobi?o si? S?awkowi tak dobrze, ?e postanowi? si? zdrzemn??. Przepe?nia?a go rado??. Obcy ludzie, kt?rych nigdy nie widzia? na oczy, przyj?li go do siebie, powiedzieli, ?e jest zajebisty, chocia? tak naprawd? nic o nim nie wiedzieli. Na wsi, ?eby si? z kim? zaprzyja?ni? potrzeba by?o lat, a tutaj wszystko by?o proste i szybkie. Mia? mn?stwo przyjaci??. Przyjaciel Konrad pocz?stowa? go red bullem, ?eby si? troch? wyluzowa?. Przyjaci??ka Marlena, stwierdzi?a, ?e ma cudowny krawat i w og?le jest przystojniakiem. Wszyscy twierdzili, ?e na pewno daleko zajdzie, mo?e nawet zostanie managerem i b?dzie zarabia? dwadzie?cia tysi?cy. S?awek zasn?? wyobra?aj?c sobie ile to jest dwadzie?cia tysi?cy. Czy tyle pieni?dzy w og?le zmie?ci si? w portfelu? Co z nimi zrobi?? Przecie? to za du?o jak na jednego cz?owieka, na dziesi?ciu to tak, ale na jednego? Wyobra?a? sobie, ?e wr?ci kt?rego? pi?tku po pracy i b?dzie jecha? jak gdyby nigdy nic przez wie?. B?dzie ciemno, nikt nie zwr?ci na niego najmniejszej uwagi. Za dotkni?ciem guzika uchyli sterowan? elektrycznie szyb?, wysunie ?okie?, zwolni jeszcze bardziej i zacznie wyrzuca? pieni?dze. B?dzie liczy? do dziesi?ciu i rzuca?. Co dziesi?? sekund sto z?otych. Zasypie pieni?dzmi ca?? drog?. Mo?e w nocy, mo?e ju? z rana, kto? stanie si? nagle szcz??liwy, tak jak on dzisiaj. Kto? b?dzie p?aka? z rado?ci, b?dzie kl?cza? na drodze i dzi?kowa? Bogu, tak jak on teraz. Mo?e to b?dzie stara Borowa, kt?rej m??a przejecha? poci?g, mo?e kt?ry? z wiecznie umorusanych Bielik?w, a mo?e ma?a Zo?ka od Leszczy?skich? Gdyby chcia? im da? tak normalnie, musia?by si? t?umaczy?. Nie uwierzyliby mu tak ?atwo, ?e jest managerem w Warszawie i w miesi?c zarabia tyle, co oni przez ca?e ?ycie. Zreszt? mogliby nie wzi??, honorowo, a tak znalezione nie kradzione, wszyscy b?d? zadowoleni.

S?awek przebudzi? si? po godzinie. Wyjrza? za okno. Okolica wyda?a mu si? znajoma. Ucieszy? si?.

-S?uchajcie, ja tu niedaleko mieszkam! - krzykn?? na ca?y g?os.

-To fantastycznie, b?dziesz naszym przewodnikiem.

Samoch?d zatrzyma? si? przy przystanku. Podzielono si? dw?jkami. S?awek szed? z Konradem. Dosta? do niesienia dwie reklam?wki, z jakimi? pude?kami.

-Co tam jest w ?rodku?

-Zaraz zobaczysz, materia?y szkoleniowe. Nic nie m?w, tylko patrz i si? ucz. S?awek pokiwa? g?ow?. Na ??ce zobaczy? matk? paluj?c? krowy. Chcia? co? do niej krzykn??, ale nie zd??y?, Konrad by? szybszy, wyci?gn?? jedno pude?ko i powiedzia?.

-Patrz, widzisz t? wie?niar?? Ju? jest nasza.

Ruszy? w jej stron? z daleka krzycz?c.

-Szcz??? Bo?e. K?aniamy si? serdecznie. Czy mog?aby pani nam po?wi?ci? kilka minut? Zar?czam, ?e nie b?dzie to czas stracony, wr?cz przeciwnie. Czy s?ysza?a pani o rewelacyjnych zestawach nierdzewnych no?y firmy Gerdex? Nie? A czy wie szanowna pani, jakich no?y u?ywa papie?, Jaser Arafat i George Busch? Oczywi?cie no?y Gerdex! Tn? nawet szk?o i beton. Niezb?dne w kuchni, w ogrodzie i w warsztacie. Nigdy si? nie ?ami?, nie rysuj?, nie trzeba ich ostrzy?. To wszystko jest ma?o wa?ne wobec wiadomo?ci, jak? mam dla pani na koniec. Dzisiaj, w zwi?zku z tym, ?e jest poniedzia?ek, mamy superpromocj?! Ca?y zestaw mo?e pani od nas kupi? za jedyne 199 z?.