Jasie?ski B. FUTURYZM POLSKI

(BILANS)

Futuryzm jest form? ?wiadomo?ci zbiorowej, kt?r? nale?y przezwyci??y?. Ja futuryst? ju? nie jestem, podczas gdy wy wszyscy jeste?cie futurystami. Manifest - zapora, kt?r? trzeba przekroczy?. Maszyna nie jest produktem cz?owieka, jest jego nadbudow?. Przedmiotowe formy cywilizacji jako pi?kno cia?a cz?owieka wsp??czesnego. Historia mojego futuryzmu. Przeciwko futuryzmowi.

W?a?ciwie historia futuryzmu zosta?a ju? przeze mnie napisana. Publiczno?? i krytyka przeoczy?y j?, poniewa? nosi na sobie etykietk? "powie??" i niesamowity tytu? Nogi Izoldy Morgan. Dzi? napisa?bym j? niew?tpliwie troch? inaczej. G?rnikom, ?widruj?cym tunele w ska?ach zbiorowej ?wiadomo?ci wsp??czesnej, trudno jest samym ogarn?? wzrokiem pi?kno perspektywy, jak? odkryje dr??ony przez nich tunel. Zrobi? to za nas bezczynni tury?ci historii.

Futuryzm jest pewn? form? ?wiadomo?ci zbiorowej. Aby m?c o nim m?wi?, trzeba naprz?d przezwyci??y? go w sobie samym. Ale walka, jak? z konieczno?ci staje si? ka?de przezwyci??enie, ma swoje w?asne kr?tkie i o?lepiaj?ce perspektywy, i rzeczy znajduj?ce si? w jej polu widzenia otrzymuj? jej szczeg?lne o?wietlenie. Dlatego ile razy m?wi si? o futuryzmie, mam zawsze wra?enie, ?e poruszam spraw? bardzo prywatn? i osobist?.

U nas w Polsce nazwa futurysty nabra?a jakiego? specyficznie lokalnego, obra?liwego znaczenia, zaciemniaj?cego jego tre?? pierwotn?. Sta?a si? wyzwiskiem. Doszukiwanie si? przyczyny tego zjawiska zaj??oby zbyt wiele czasu.

Ca?a nasza wina polega?a na tym, ?e pewien moment ?wiadomo?ci wsp??czesnej, wszystkim nam wsp?lny, podj?li?my, nie wyparli?my si? go i usi?owali?my go uj?? w pewne nowe formy artystyczne. Z chwil?, kiedy formy te zostan? stworzone, mo?na b?dzie dopiero m?wi? o przezwyci??eniu samego momentu. Przez przemilczanie go nie posuwamy si? ani o centymetr naprz?d, wi?cej - wykluczamy mo?no?? wszelkiego posuwania si?. Jest ono w konsekwencjach ?r?d?em mn?stwa bardzo zabawnych odwr?ce?. Sytuacja obecna np. przedstawia si? zupe?nie odwrotnie, ni? o tym s?dzi publiczno??. Ja ju? "futuryst?" nie jestem, podczas gdy pa?stwo wszyscy jeste?cie futurystami. Wygl?da to na paradoks, a jednak tak jest.

Kiedy w r. 1918, po powrocie do Polski, zetkn??em si? po raz pierwszy z Tytusem Czy?ewskim - wiedzieli?my: jasno jedno:

Bujne, kot?uj?ce si? ?ycie wsp??czesne zerwa?o stawid?a okop?w i drut?w kolczastych i wdar?o si? w morze psychiki polskiej z nies?ychan? si??. ?ycie to nie ma ?adnego odpowiednika w ?wiadomo?ci polskiej.

?wiadomo?ci? spo?ecze?stwa jest jego sztuka, poj?ta jako ?ycie organizowane. Ka?da nowa faza wymaga dla siebie nowych form w sztuce. Dopiero przez stworzenie tych form moment wsp??czesny zostaje wprowadzony do ?wiadomo?ci zbiorowej, staje si? jej momentem organicznym, a wi?c tw?rczym. Spo?ecze?stwo, kt?re nie wytworzy na czas nowych form organizowania, zostaje, przeciwnie, przezwyci??one, pokonane, osiod?ane przez moment ?ycia wsp??czesnego, kt?rym nie jest w stanie kierowa?.

Gigantyczny i szybki rozrost form techniki i industrii jest niew?tpliwie najbardziej istotn? podstaw? i kr?gos?upem momentu wsp??czesnego. Wytworzy? on now? etyk?, now? estetyk? i now? realno??. Wprowadzenie maszyny w ?ycie cz?owieka jako elementu nieodzownego, dope?niaj?cego, musia?o poci?gn?? za sob? przebudowanie gruntowne jego psychiki, wytworzenie w?asnych r?wnowa?nik?w, podobnie jak wprowadzenie do organizmu ?ywego - obcego cia?a zmusza organizm do wydzielania

specjalnych przeciwcia?, kt?re zmieniaj? dopiero antygeny w cia?a zdolne do przyswajania lub mo?liwe do wydalenia. Je?eli organizm ludzki czy. spo?eczny energii tej w dostatecznej ilo?ci nie wytworzy, nast?puje intoksykacja, zaka?enie cia?em obcym.

Wytworzy? te przeciwcia?a psychiczne, inaczej, stworzy? formy, kt?re by podporz?dkowa?y cz?owiekowi maszyn? - oto najbli?sze zadanie sztuki wsp??czesnej.

W momencie u?wiadomienia sobie tej prawdy narodzi? si? futuryzm.

Odpowiedzia? na ni? na d?ugo przed wojn? futuryzm w?oski, na kr?tko po niej - futuryzm rosyjski, oba w spos?b biegunowo odmienny.

Odpowied? futuryzmu w?oskiego by?a prosta i da si? zamkn?? w zdaniu:

Sztuka winna podnie?? maszyn? do poziomu idea?u erotycznego ludzko?ci.

(Stanowisko, kt?rego u nas przez d?u?szy czas mozolnie i konsekwentnie broni? du?y artysta Tytus Czy?ewski).

Uwielbienie jednak nie jest przezwyci??eniem, przeciwnie, podporz?dkowaniem si? przedmiotowi uwielbianemu. Wyst?puje ono zazwyczaj jako forma ?wiadomo?ci na ni?szym stopniu rozwoju i jest jedn? z najbardziej pierwotnych form reagowania jej na zjawiska zewn?trzne.

Cz?owiek pierwotny ub?stwia? ?ywio?, poniewa? uczuwa? wobec niego sw? ca?kowit? bezbronno??. Na dalszym szczeblu stosunek ten zamieni? si? na stosunek buntu do zdetronizowanego niewiadomego, aby wraz z przezwyci??eniem go u?o?y? si? w ramy pewnego swej pot?gi spokoju.

Odpowied? futuryzmu rosyjskiego by?a od pocz?tku dwulicowa:

Rzeczy to wr?g -
zrozumcie to cho?.
Rzeczy si? r?ba? powinno!
A mo?e w?a?nie rzeczy trzeba kocha??
A mo?e rzeczy maj? dusz? inn??...

Ca?y futuryzm rosyjski z lat 1913-1919 jest w?a?ciwie oscylowaniem dooko?a tych dw?ch praw z przechylaniem si? to na jedn?, to na drug? stron?. Dopiero w r. 1919 Misterium-buffo tego? Majakowskiego przynosi ostateczn? odpowied? futuryzmu rosyjskiego:

Towarzysze rzeczy
wiecie co -
przesta?my jedni na drugich si? krzywi?.
Spr?bujmy: my was b?dziemy robi?,
a wy nas - ?ywi?.

Odpowied? ta, zaczerpni?ta od socjalizmu, wyznacza maszynie w ?wiadomo?ci wsp??czesne miejsce, jakie robotnikowi wyznacza w swym obr?bie spo?ecze?stwo kapitalistyczne.

Sztuka polska budz?ca si? po wojnie z narodowo-patriotycznego letargu mia?a w futuryzmie w?oskim gotow? odpowied?, odpowied? fa?szyw?. Nale?a?o podda? j? krytyce, przyj?? lub odrzuci?, a je?eli odrzuci?, to postawi? na jej miejsce odpowied? w?asn?.

W momencie skrzy?owania si? ostrza powojennej my?li polskiej z ostrzem my?li europejskiej narodzi? si? futuryzm polski.

Narodzi? si? w chwili dziwnej i jedynej.

Przed wyk?pan? w wannie mordu czteroletniego my?l? polsk? otwar?y si? nagle na o?cie? wrota Zachodu. Zagadnienie nowoczesnej kultury europejskiej, w kt?rym nie bra?a dot?d bezpo?redniego udzia?u, zaj?ta w?asnymi zagadnieniami narodowymi, czeka?o od niej rozwi?zania.

Na nie przygotowany szczepionk? ochronn? organizm polski upad? bakcyl nowoczesno?ci. Rozpocz??a si? walk? organizmu z bakcylem, walka o ?mier? lub ?ycie, pospieszne, gor?czkowe wytwarzanie w?asnych antytoksyn. Organizm polski przechodzi? kryzys i miota? si? w gor?czce. Ta gor?czka wywo?ana w organizmie polskim przez bakcyla nowoczesno?ci, ten okres walki i bolesnego przetwarzania si? organizmu przejdzie do historii nowoczesnej kultury pod nazw? futuryzmu polskiego.

Na zewn?trz przedstawia?o si? to po prostu jako walka, kt?r? grupa artyst?w wypowiedzia?a swemu spo?ecze?stwu. "Spo?ecze?stwo" zamkn??o si? w bastionach ko?cio??w i redakcji, sk?d wylewa?o na partyzant?w kub?y brudnej, gryz?cej wody, krzycza?o na wieczorach poetyckich, obrzuca?o jajami i kamieniami. Nikt nie zdawa? sobie jasno sprawy, w imi? czego prowadzi si? walka i jakie jest jej w?a?ciwe znaczenie. Psychika polska poczu?a si? zagro?on? w swoich tradycjonalnych przyzwyczajeniach i na?ogach i broni?a si? z energi?, jakiej trudno si? by?o u niej, spodziewa?.

Pocz?tkowo opinia, upostaciowana w prasie, usi?owa?a sam proces zbagatelizowa?, przedstawi? go po prostu jako "kierunek" przeniesiony do nas z zagranicy. Wy?oni?a nawet z siebie ca?? generacj? rybak?w, kt?rzy w?dk? akademizmu wy?awiali z wzburzonej fali kie?bie ech i urojonych plagiat?w i z triumfem obnosili je przed publiczno?ci? na dow?d, ?e proces, kt?ry j? niepokoi, nie jest bynajmniej jej wewn?trznym procesem, a jedynie usi?owaniem narzucenia jej jakich? obcych "zagranicznych" idei.

Publiczno?? nie uwierzy?a.

Wtedy opinia zmieni?a metod?. Uderzy?a na alarm. Zacz?to wywo?ywa? z lasu wilka bolszewizmu i anonimowego mocarstwa. Rozpocz??y si? represje administracyjne.

Konfiskaty ksi??ek i czasopism, policyjne utrudnianie i zrywanie wieczor?w poetyckich, administracyjne wydalanie artyst?w z powiat?w - wszystkie te fakta zupe?nie niezrozumia?e dla artysty zagranicznego i rozsiewaj?ce wie?? o "polskim barbarzy?stwie" za granic? - to tylko dalsze etapy jednej i tej samej walki.

Pami?tam jeden z pierwszych naszych wielkich wieczor?w w Filharmonii Warszawskiej 9 lutego 1921 r., kt?ry zgromadzi? przesz?o 2000 os?b. Ludzie t?oczyli si? w przej?ciach i otaczali estrad?. Kto? z publiczno?ci przyni?s? w??a, jaka? kobieta przysz?a z ma?p?. Warszawa okazywa?a w ten spos?b, ?e si? futuryzuje. Czytali?my jakie? wiersze. Ludzie stali na krzes?ach i krzykiem usi?owali nam przerwa?. Wiersze by?y z?e, ale publiczno?ci zale?a?o na tym najmniej. Pami?tam p. Iren? Solsk?, artystk? o wyj?tkowej odwadze i genialnej intuicji, jak bez echa rzuca?a w sal? swoje najpi?kniejsze koncepcje recytatorskie, otoczona wrogim pomrukiem ba?wan?w.

Innym razem, na wieczorze w Zakopanem, ta sama publiczno?? chcia?a zlinczowa? poet? Aleksandra Wata, czytaj?cego przed ni? swe namopaniki - poematy s??w wyzwolonych z jarzma tre?ci logicznej.

Dzi?, kiedy na wieczorach moich krzyczy si? ju? coraz rzadziej (jedynie policja, jako instytucja w za?o?eniach swych konserwatywna, d?ugo jeszcze zapewne nie potrafi si? wyrzec swych wypr?bowanych metod), kiedy ksi??ki nasze rozchodz? si? w coraz wi?kszej ilo?ci egzemplarzy i nawet (!) znajduj? ju? nak?adc?w, kiedy dobytek nasz artystyczny staje si? powoli torb?, w kt?rej maczaj? r?ce nawet arty?ci wypieraj?cy si? gorliwie jakiegokolwiek z nami stosunku, dzi?, kiedy kryzys mo?na ju? uwa?a? za za?egnany, chocia? sam proces bynajmniej si? jeszcze nie sko?czy?, mo?na spokojnym okiem rzuci? wstecz na ubieg?e pi?ciolecie i sporz?dzi? sumaryczny bilans.

Napisali?my du?o z?ych wierszy, namalowali du?o z?ych obraz?w - historia nam to wybaczy.

By? to czas dziwny i pi?kny, czas, w kt?rym ka?da strofa by?a pchni?ciem, ka?dy wiersz - obron?, czas, gdzie poezje preparowa?o si? jak dynamit, a s?owo stawa?o si? kapsl?, czas wiecznej czujno?ci i ustawicznego czuwania, wyt??ania wzroku i wypatrywania miejsca, w kt?re najskuteczniej mo?na by uderzy?.

I dzi?, kiedy z?ych wierszy pisuj? ju? coraz mniej, z prawdziwym ?alem ogl?dam si? wstecz na te lata gor?czkowe, pe?ne przeczu? i s??w niewypowiedzianych, dziewicze lata kie?kuj?cych warto?ci.

Dla "amator?w jubileusz?w" - kilka dat.

Zaczyna?o si? to powoli, od czasu do czasu zwiastowane jakim? echem dziwnym i niesamowitym, jak grzmot przed burz?.

Jeszcze niezad?ugo przed wojn?, w r. 1914, tragiczny zwiastun i Jan Chrzciciel futuryzmu polskiego, Jerzy Jankowski (autor Tramu wpoprzek ulicy), straszy? publiczno?? polsk? wierszami rozrzuconymi po czasopismach - pierwszy polski futurysta w, znaczeniu w?oskim. Wiersze zagin??y bez echa. Ksi??ka przysz?a za p??no. Choroba wyrwa?a go z szeregu szermierzy, zanim zdo?a? do niego wst?pi?. I pomimo ?e Jankowski dzie?em swym na szali ruchu nie zawa?y?, pozostanie on na zawsze w literaturze naszej symbolem nowej, odradzaj?cej si? psychiki polskiej jako pierwszy zwiastun nowych dni, kiedy

zwyci??y? wod? odblask krwawy
salw karabin?w suchy trzask
wywi?d? w ?wi?tyni starej nawy
futuryzmu brzask.

R?wnocze?nie z nim w drugiej stolicy Polski - Krakowie wielki Samotny artysta Tytus Czy?ewski, zamkni?ty w ustronnej pracowni, wygotowywa? w tyglu swojej intuicji formy coraz dziwniejsze i coraz bardziej zagadkowe.

Kiedy powr?ci?em do Polski po d?ugiej w niej nieobecno?ci, zgrupowa?a si? dooko?a niego garstka malarzy znanych na zewn?trz Krakowowi pod nazw? formist?w, rozpoczynaj?c wtedy wydawa? pod tym tytu?em male?kie pisemko redagowane przez Czy?ewskiego i Leona Chwistka. Formi?ci zrobili na mnie wra?enie ?redniowiecznego cechu poszukiwaczy nowej formy. Odgrodzeni od ulicy szklan? tafl? swoich pracowni, rozwi?zywali jeden po drugim narzucaj?ce si? problematy malarskie, jak rozwi?zuje si? r?wnania matematyczne, z kamiennym uporem i pewno?ci? swej prawdy. A za szyb? przewala?o si? ?ycie polskie, miota?o si? w powojennej gor?czce, t?uk?o g?ow? w mur zagnane w labirynty ?lepych uliczek, ?ycie popl?tane, pstre, bezj?zykie. Na prac? przygotowawcz? by?o za p??no. Chwila domaga?a si? radykalnego czynu.

Zetkn??em si? wtedy te? po raz pierwszy ze Stanis?awem M?odo?e?cem, ?wie?ym, rokuj?cym artyst?, od kt?rego wszyscy spodziewali?my si? bardzo wiele (nie znam przyczyn, dla kt?rych zamilk? ostatnio).

Tak powsta?a pierwsza polska organizacja futurystyczna, tzw. "Katarynka". Nazwa nie by?a ani tak zabawn?, ani tak przypadkow?, jak si? to mo?e powierzchownie wydawa?. Obrazowa?a ona moment dla futuryzmu polskiego decyduj?cy, moment wyst?pienia nowej sztuki polskiej na ulic?, pierwszy akt rozpoczynaj?cej si? walki.

Posypa?y si? plakaty, za plakatami - wieczory. To, ?e kryzys futuryzmu pierwszy przeszed? Krak?w - miasto-mauzoleum, Krak?w, w kt?rym ka?da cegie?ka jest wawelsk?, a ka?dy mieszkaniec - kustoszem, Krak?w - polska Florencja, panopticum narodowych mumii, by?o objawem zupe?nie zdrowym i ?wiadcz?cym o ?ywotno?ci organizmu polskiego.

Pozostawa?o zaatakowa? polskiego bur?uja w jego legowisku - w Warszawie. Cztery nast?puj?ce bezpo?rednio po sobie wielkie wieczory, poprzedzone monstr-wieczorem w Filharmonii, spe?ni?y to zadanie.

W lutym r. 1921 zachorowa?a, Warszawa.

W Warszawie zetkn??em si? po raz pierwszy z Anatolem Sternem i Aleksandrem Watem. Pierwsza podpisana przez nich odezwa pt. Tak, jaka wpad?a mi w r?ce, owiana jeszcze duchem niemieckiego ekspresjonizmu, zwiastuj?c kogo?, kt?ry nachodzi - by?a mi ca?kowicie obc?. Wydany w okresie wieczor?w warszawskich almanach Gga, propaguj?cy prymitywizm jako odpowied? futuryzmu polskiego, by? anachronizmem. Na szcz??cie wiersze nic nie mia?y wsp?lnego z "prymitywistycznym" manifestem.

Po d?u?szych dyskusjach zosta? w Warszawie ustalony jednolity front futuryzmu polskiego. Pierwszym dokumentem tego by?y wieczory ??dzkie w marcu 1921. Rezultatem - 1-a jednodni?wka futuryst?w, manifesty futuryzmu polskiego, Krak?w, czerwiec 1921, rozrzucona w tysi?cach egzemplarzy po wszystkich miastach Polski.

W Manifestach futuryzmu polskiego zogniskowa?em szereg poruszaj?cych nami w?wczas i szczeg?lnie aktualnych idei. Manifesty nie stanowi?y ?adnego przedyskutowanego programu, uchwalonego przez kongres futuryst?w polskich. Akcja by?a rozpocz?ta. Publiczno?? domaga?a si? od nas jakiego? ideowego paszportu, do czego mia?a zreszt? pe?ne prawo. Naszkicowa?em w nich t? najog?lniejsz? p?aszczyzn?, na jakiej mogli?my si? wszyscy pomie?ci? bez uciekania si? do indywidualnych amputacji.

W Manifestach zarysowa?a si? po raz pierwszy zupe?nie wyra?nie twarz futuryzmu polskiego, odcinaj?ca go lini? a? nazbyt widoczn? od futuryzm?w w?oskiego i rosyjskiego, pomimo pewnych niew?tpliwych r?wnoleg?o?ci. Zbadanie i wykazanie tych element?w b?dzie zadaniem przysz?ego historyka futuryzmu. Do roli tej nie posiadam najprymitywniejszych warunk?w. Jak m?wi?em, sprawa futuryzmu jest dla mnie spraw? osobist?. Ka?dy dzie? prze?yty ?wiadomie staje si? martwym materia?em, do kt?rego nie czuj? nic opr?cz nienawi?ci. Jestem ca?y dniem, kt?ry jest. Nie rozumiem przesz?o?ci. Jest ona zawsze za ma?? o jedno "teraz". Ka?de "wczoraj", rozpatrywane odr?bnie, traci sens. Nadaje mu go dopiero ka?de nowe "dzisiaj". Wiedzia?y o tym Manifesty, kiedy walczy?y o aktualno?? dzie?a sztuki i jego warto?? 24-godzinn?.

Manifesty futuryzmu polskiego s? sformu?owaniem tego, co w za?o?eniu swoim by?o jedynie organicznym fermentem.

W?a?ciwie ka?dy ruch ko?czy si? wraz ze swym manifestem. Jest to proces zupe?nie odwrotny temu, jakim go sobie wyobra?a publiczno??. Nic nie szkodzi, ?e niekiedy przez przeci?g d?ugiego nawet szeregu lat po og?oszeniu swego wyznania wiary pewna grupa ludzi post?puje tak, jak gdyby spe?nia?a zawarte w nim zapowiedzi. Jest to pospolitym z?udzeniem. Ruch, uj?ty w ramy formu?y, jest ju? ruchem martwym, zapor?, kt?r? trzeba przeskoczy?. ?ywymi s? ludzie, i to ci, kt?rzy nie tworz? wed?ug swego manifestu. Nie ma to zreszt? nic wsp?lnego z tak popularn? w Polsce bezprogramowo?ci? (uwa?am j? za synonim bezmy?lno?ci) i odrzekaniem si?, zw?aszcza w dziedzinie sztuki, od wszelkich "program?w". Kto nigdy nie mia? swojego manifestu, kto nic nie porzuca?, nie ma nic w ?yciu do powiedzenia.

Manifesty futuryzmu polskiego s? jego fina?em. Pie?ni? ?ab?dzi? by? N?? w brzuchu, najpi?kniejsza publikacja brukowa futuryzmu europejskiego.

Zbiorowa odpowied? futuryzmu polskiego zosta?a wynaleziona. W tym momencie zako?czy? si? on sam.

Wszystko, co idzie potem, jest ju? drog? i poszukiwaniem odpowiedzi indywidualnych.

Jak? by?a odpowied? futuryzmu polskiego?

Przed na wskro? romantyczn? psychik? polsk? wyros?o ca?e morze nowych przedmiotowych form cywilizacji, w wytwarzaniu kt?rych nie bra?a bezpo?redniego czynnego udzia?u. Z formami tymi zaczyna?a ona wchodzi? w pewien stosunek. Nale?a?o niezw?ocznie samej wytworzy? formy, kt?re pozwoli?yby jej przyj?? spadek cywilizacji maszynowej nie jako martwy baga?, lecz jako w?asny wytw?r wewn?trzny, inaczej, stworzy? formy, kt?re by podporz?dkowa?y jej maszyn?.

Futuryzm w?oski uczy? j? widzie? w maszynie wz?r i idea? organizmu. Przez nieustanne apoteozowanie maszyny mia? on nadziej? wprowadzi? j? do ?wiadomo?ci powszechnej jako jeden z moment?w erotycznych.

Futuryzm rosyjski ujmowa? maszyn? jako produkt i s?ug? cz?owieka. Stosunek jej do cz?owieka sprowadza? do czysto ekonomicznego stosunku robotnika do swego pracodawcy.

Odpowied? futuryzmu polskiego by?a z gruntu odmienn?:

Cz?owiek w nieustannej swojej ekspansji na zewn?trz musi wytwarza? coraz to nowe formy percypowania, tzn. przebudowywa? nieustannie samego siebie, stosownie do nowych, wyrastaj?cych przed nim zagadnie?, kt?rym ma si? przeciwstawi?. Jedn? z takich form jest w?a?nie maszyna. Maszyna nie jest produktem cz?owieka - jest Jego nadbudow?, jego nowym organem, niezb?dnym mu na obecnym szczeblu rozwoju. Stosunek cz?owieka do maszyny jest stosunkiem organizmu do swego nowego organu. Jest ona niewolnikiem cz?owieka o tyle tylko, o ile niewolnikiem jego jest jego w?asna r?ka, podlegaj?ca rozkazom jednej i tej samej centrali m?zgowej. Pozbawienie tak jednej, jak i drugiej przyprawi?oby cz?owieka wsp??czesnego o kalectwo.

Zadaniem sztuki wsp??czesnej jest wprowadzi? ten moment najbardziej podstawowy dla nowoczesnego pojmowania kultury do ?wiadomo?ci zbiorowej, uczyni? go jej krwi? i poczuciem niewyrozumowanym. Uczyni? za? to mo?e sztuka nie przez opiewanie pi?kno?ci maszyny (jest to temat co do warto?ci r?wny tysi?cu innych) ani nie przez wprowadzenie do sztuki maszyny realnej (co mo?e zreszt? stanowi? jedn? z jej wielu metod), ale przez konstruowanie w?asnych, nowych organizm?w na podstawie praw maszynowych: ekonomii, celowo?ci i dynamiki. Dla tego, pomimo i? futuryzm polski w por?wnaniu z w?oskim maszyn? jako tematem zajmowa? si? bardzo ma?o (Czy?ewski, Jasie?ski), zdzia?a? on na tej drodze bez por?wnania wi?cej.

Zas?ug? futuryzmu polskiego jest, ?e nauczy? ujmowa? cz?owieka wsp??czesnego na tej w?a?nie g??boko?ci i dlatego cz?owieka tworzy? sztuk?. I na tym polega paralela, jak? da si? przeprowadzi? pomi?dzy nim a renesansem, paralela narzucaj?ca si?, wyra?na i naturalna.

Renesans pierwszy nauczy? cz?owieka widzie? pi?kno swego w?asnego cia?a. Podni?s? cia?o ludzkie z roli "materii", futera?u dla niematerialnego "ducha", do roli wsp??rz?dnego organu.

Od tego czasu cz?owiek w nieustannej walce o byt sw?j wychowa? w sobie i wytworzy? niezliczony kompleks nowych organ?w, kt?rymi, jak polip mackami, obj?? ?wiat.

Futuryzm polski nauczy? cz?owieka wsp??czesnego widzie? w przedmiotowych formach cywilizacji pi?kno swego w?asnego wzbogaconego cia?a. Uleczy? go z fetyszyzmu, jakim opanowana jest ca?a futuryzuj?ca my?l wsp??czesna.

Na tym polega jego nieprzemijaj?ce znaczenie.

Mo?e kto? zarzuci mi, ?e usi?uj? nagi?? futuryzm polski do w?asnej teorii i ?e tw?rczo?? moich towarzyszy nie potwierdza zarysowanej tutaj przeze mnie linii. By?oby to nieporozumieniem. Futuryzm nie jest szko??, jest pewn? form? ?wiadomo?ci, stanem psychicznym, kt?ry ka?da ?wiadoma jednostka musi dzisiaj przej??, zanim go nie przezwyci??y. Walka jest jedna, drogi jej i rezultaty - r??ne. Nie pisa?em historii futuryzmu, pisa?em histori? mojego futuryzmu. ?e za? przypadkowo sta?em przez czas jaki? na czele ruchu nazywaj?cego si? futuryzmem polskim - to nadaje moim s?owom pewnego obiektywnego znaczenia.

Zreszt? linia, kt?r? tu wytkn??em, przewija si? mniej lub wi?cej wyra?nie przez tw?rczo?? wszystkich futuryst?w polskich, i jest do pewnego stopnia niewyrozumowanym powietrzem tych poezji.

Pr?b? "przecz?owieczenia" wsp??czesnego miasta jest Pie?? o g?odzie i za pewnymi wyj?tkami ca?a moja tw?rczo?? dotychczasowa.

Na tym samym ogniu bolesnej, nieograniczonej samowiedzy zapala?y si? stalowo-betonowe konstrukcje Tytusa Czy?ewskiego (Zielone oko, Noc - dzie?).

Echem tej samej walki z przedmiotem, przeniesionej w dziedzin? s?owa, walki o odebranie przedmiotowi jego tre?ci samodzielnej, s? namopaniki Aleksandra Wata - poezje roz?o?onych na pierwiastki s??w.

O niej m?wi? zdeformowane s?owa poezji M?odo?e?ca.

Pod jej gor?cym tchnieniem kszta?towa?a si? wreszcie teoria nonsensu Anatola Sterna. Zaciskaj?ca si? obr?cz, jak? tworz? dooko?a cz?owieka w swym narastaniu formy przedmiotowe cywilizacji wsp??czesnej, prowadz?ca nieuchronnie do ca?kowitego zmechanizowania ?ycia jednostki, kt?ra nie widzi w nich jedynie swych w?asnych udoskonalonych organ?w, zmusza j? do poszukiwania z niej furtki. T? furtk? dla Sterna jest sztuka. Sztuka, oparta na nonsensie, mo?e sta? si? dla zaka?onego maszyn? .cz?owieka wsp??czesnego sztucznym powietrzem, pozwalaj?cym wyrwa? mu si? na chwil? z getta logiczno?ci i konstrukcji i znale?? w nim swoje uj?cie i odpoczynek. Stanowiska tego nie podzielam. Nonsens jest dynamitem. M?g?by sta? si? materia?em zanarchizowania mas (anarchizm intelektualny). W dobie dopiero naradzaj?cego si? kolektywu nie ma na niego miejsca. Stern-teoretyk reprezentuje w Polsce powa?ny od?am my?li futurystycznej (od Apollinaire’a do Dada), kt?rego w historii futuryzmu niepodobna pomin??.

Dzi?, kiedy okres zbiorowej walki o now? form? mo?na ju? uwa?a? za sko?czony, r??nice pomi?dzy poszczeg?lnymi tw?rcami zarysowuj? si? tak wyra?nie, ?e ogl?daj?cemu si? wstecz przychodzi mimo woli pytanie, czy istnia? rzeczywi?cie polski futuryzm jako jedno??, czy nie by? po prostu grup? ludzi z??czonych wsp?lno?ci? ekspansji i dzi? odnajduj?cych sw? w?a?ciw? drog?. Wra?enie to jest pospolitym z?udzeniem, jakie wywo?uje brak perspektywy historycznej.

By?o miasto ?wiadomo?ci polskiej i by?a garstk? partyzant?w, co go chcieli zdoby?.

Byli jak ludzie, co zebrali si? na placu policzy? swoje si?y, uzbroi? si? i obmy?le? plan.

I plac nazwali: futuryzm polski.

A teraz rozchodz? si? w miasto - ka?dy swoj? ulic?.

Dla jednej idei - dla zwyci?stwa.

Ka?dy swoj? ulic?.

Czarne i nieprzyst?pne jest miasto ?wiadomo?ci polskiej. Wiele w nim bocznic, zau?k?w i ?lepych uliczek.

Kt?rzy niedobrze drog? znaj? - zab??dz?.

Zamkn??o si? za nimi miasto.

Nie ?wieci?y im ?adne lampy.

Poszli w noc.

Ka?dy swoj? ulic?.

Krak?w, 3 IX 1923