Jasie?ski B. S?OWO O JAKUBIE SZELI

PROLOG
W bia?e noce, od r?ysk i gumien
poro?ni?tych i mchem i mg??
pozbiera?em t? pie??, jak umiem
i przynosz? skrwawion? i z??.
Rozhu?ta?a ju? jesie? tysi?cem batut
krzywe wierzby nad stawem w takt ?abich gam.
Na ostatni fa?szywy czerwienny atut
dzisiaj w durnia ze ?mierci? gram

Mo?e jutro juz przejdzie traktor
po tych polach, jak ?aty p?acht
przyjdzie zmierzch - czarnobrody faktor
- we?mie ziemi? w sw?j czarny pacht

I na dziesi?? mil w kr?g, czy na sto,
k?dy ?an si? pod sierpem k?ad?
wstanie wielkie, kamienne miasto,
nieprzejrzany, sze?cienny sad.

I gdy znowu si? noc rozgwiezdni
w bia?ej mszy ksi??ycowych plam,
b?d? zwisa? nad ?cie?k? jezdni
ci??kie jab?ka ?ikowych lamp

- - W bia?e noce, zza k?p ostr??nic
gdzie chowa?a si? s?o?ca rzy?,
wychodzi?a ta pie?? na ksi??yc
godzinami po psiemu wy?.

Przykuca?a na polu, za k?p? chwast?w
ko?ysa?a si?, chwia?a jak zwi?d?a na?.
Kiedy rankiem j? sp?oszy? pastuch
Krople krwi w bruzdach by?o zna?.

Raz ta pie?? - zasz?a mnie w ?ycie, za ??k?,
powali?a, przygniot?a, kaza?a: s?u?!
i wyrwa?a mi j?zyk jak p?ony k?kol,
a miast niego wetkn??a mi n??

Przysz?a zim? skostnia?a, skomla?a: milcz?!
przypyta?a si?: ogrzej! j?cza?a: krew!
A w zanadrzu uros?a w ?ar?oczne wilcz?,
nakarmi?a si? sercem, si?gne?a trzew - -

Kiedy? wiosna otworzy na ?cie?aj
pestki serc roz?upane na p??
zasi?dziemy przy jednej wieczerzy
B?dzie ziemia jak jeden st??

Wstrzyma dzie? ten sw?j p?d, co prze go,
gdy mu krzykn?: nie zachod?! sta?!
Zniesie ka?dy, co ma najlepszego
B?dzie ?wiat ca?y - kart? da?.

Na ten dzie? krasnolicy i gwarny
zwiastowany przez grad i szkwa?
zasi?dziemy, czerwony i czarny
zmywa? barwy z sztandar?w i z cia?.

Na ten dzie? - pok?on jutru od dzisiaj
trzepoc?c? si? we krwi jak karp
na glinanej przynosz? wam misie
t? z?? pie?? m?j najwi?kszy skarb.

Cz??? 1.

Ta?cowa?a izba, st??,
cztery konie, pi?ty w??
Ta?cowa?y krowy z ob?r
jak w tancerkach by? niedob?r.

Ta?cowa?a izba, sie?
- jak ci bida, to si? ?e?!
Z ko?mi wiadra, z lud?mi konwie
jeden B?g ich z kt?rych stron wie.

Ta?cowa?y skrzypce, bas,
bia?a droga w czarny las.
Wyrzuca?a nogi-wierzby
na go?ci?cu, bo i gdzie?by?

Ta?cowa?a izba, wie? -
Jak ci bida - mam ci? gdzie?!

*
Pada? deszcz. P?aka? deszcz.
Umorusa? szybki.
Zawodzi?y, labidzi?y
w ciasnej izbie skrzypki:

*

A c?? ci to, Mary?, co ci,
?e ci w oczkach si? markoci,
?e ci jako? oczki puchn?,
co przem?wisz z kt?r? druhn??

A czy ci? kto, Mary?, urzek?,
czy ?a?ujesz swoich n??ek
?e nie ta?czysz tak jak drudzy?
Przecie? dzi? tw?j ?lub, nie cudzy.

Pada? deszcz. P?aka? deszcz.
Szumia? wiatr pod lasem.
Dziwowa? si? kr?py bas
Pomrukiwa? basem:

*
A czy? ty, Maryna,
mia?a oczy w bielmach,
?e ci si? spodoba?
ten smarzowski stelmach?

A gdzie? ty Maryna
mia?a oczy, powiedz
?e ci si? uwidzia?
na m?odego wdowiec?

A czy ci Maryna
A czy ci to warto?
Pochowa? ju? ?ony trzy
Pochowa i czwart?.

Wdowiec mruk, b?dzie t?uk?,
o tym ka?dy parch wie - -
Z?akomi?a? ty si? Mary?
na ten zagon marchwi.

Maryna, Maryna,
czy ci to nie lubo,
?e ci gram w taki kram,
?e ci grram tak grrubo.

*
Pada? deszcz. P?aka? deszcz.
Kropl? kropl? star? wnet.
Podrygiwa?, podmigiwa?
usmarkany klarnet:

*
We? se, Mary?, czepek nasad?,
jak nie chcia?a? g?si pasa?,
jak nie chcia?a? statk?w my?
- id??e za m??, id??e, id?!

Taki baran, jaka owca
- chcia?a? wdowca, id? za wdowca.
Taki ogier, jaka klacz
- wprz?dy? chcia?a - teraz p?acz!

Przywi?z? Szela w?dki z miasta
Rok?w mia?a? p??pi?tnasta
Radzi? wujek, radzi? ksi?dz:
nie id? za m??, jeszcze? brzd?c.

Czemu? mu nie rzek?a, Mary?
Id??e Szela, dla mnie stary?.
Rok?w masz trzydzie?ci pi??
Innym pannom g?owy kr??.
*
Pada? deszcz. P?aka? deszcz.
W bruzdach l?ni? jak lakier.
Ta?cowa?a ca?a wie?
- czapki strzech - na bakier.
*
Graj?e, Josek, graj?e Berek!
Na?ci w?dki p??kwaterek!
Na?ci w?dki ca?? kwart?
na wesele, na to czwarte!

Id??e, Mary?, ta?czy?, id??e!
Ju? mi dzi? ci? nikt nie wydrze,
ju? nie ujdziesz, jak by? w dno wr?s?,
ju? nas zwi?za? ksi??y powr?z.

Stoj? wierzby ko?o szczelin,
przysz?y patrze? na ?lub Szelin.
Id? je, Mary?, do dom prosi?,
jad?a - picia b?dzie dosi?.

A musia?a?e? ty, Mary?,
Jaki? zada? czar mi,
?e si? niczym ju?, jak tob?
g??d m?j nie nakarmi.
*
A musia?a? ty mi zada?
jaki? zdradny nap?j,
?e mi? pali, cho? go stamt?d
no?em powydrapuj.

A musia?a?e? ty, Mary?,
we mnie wr??? jak ga???,
?em tak os?ab?, jak by? ze mnie
krew wyssa?a ca??-?.

Ani wyrw? ci? ju? stamt?d
cho?bym trzewia rozci??
Ud?awi?em si? ja tob?
jak zdradliw? o?ci?.

Ani dom mi dom bez ciebie
ani wie? mi - nie wie?,
jeno mi si? w oczy popatrz
i przez rami? przewie?

Omota?a mi? ca?ego
jaka? dziwna choro??
?e ju? czasem jak ta ziemia
chcia?bym zbo?em poro??.

?e bym czasem w byle sadzie
chcia? by? ulem pszczelim,
?eby we mnie pszczo?y gra?y
nie ten b?l m?j, Szelin.

Snad? dojrza?o we mnie cosik,
a? z tej ci??y ?cierp?em,
?e jak snop si? dzisiaj wale
pod twym s?odkim sierpem.

Snad? usta?o si? to we mnie
jak najt??szy ros??.
We??e Mary?, go pokosztuj,
jedn? ?z? go os?l.

Oj, usta?o co? si? we mnie,
kutym starym ?otrze,
co? od soku z malin g?stsze
i od miodu s?odsze.

Zamuli?a mnie jak ko?uch
jaka? dziwna dobro?,
by si? do niej twoim ustom
?atwiej by?o dobra?.

We??e mi si? nad ni? nachyl,
ile zechcesz - upij,
a t? reszt? cho? rozpryskaj
dla swawoli g?upiej.

Jeno wprz?d mi tej s?odyczy
miark? ust twych namierz
- ???ty k?os mi serca wyr?s?,
ty go g?upia z?amiesz.

*
Ta?cowa?a izba, sie?
cztery noce, pi?ty dzie?.
Strumie? w?dki rowem pociek?,
zata?cowa? w gnie?dzie bociek.

Ta?cowali, poszli spa?.
Wyszed? ksi??yc, nie m?g? wsta?.
Jak ?ydowska l?ni? si? maca,
wszystkie cienie poprzewraca?.

T?uk si? niebem wszerz i wzd?u?,
nie m?g? trafi? ani rusz.
Po ko?cielnym dachu biega?
wpad? na wie??, rozbi? zegar.

A? go w krzakach zgry?li psi
By?o wrzasku w ca?ej wsi.

*
A i g?upi?e? ty, Szela, g?upi!
A i herny z ciebie Szela, m??.
P?? jarmarku-? swojej Mary? skupi?
Teraz z bid? koniec z ko?cem wi??.

A i dziwny?e? ty, Szela, dziwny!
A gdzie? ty taki, Szela, r?s??
Za spojrzenie tych jej oczu piwnych
ca?e miasto bys jej do dom zwi?z?.

Cho? jak jab?o?, cho? jak jab?o? obr?d?,
?e ci? gar?ci?, ?e ci? gar?ci? rw?
- nie przemog?a jeszcze nigdy dobro?
babskiej chuci nie wybitej z krwi?.

A i kiedy? ty si?, Szela, dowiesz
jak nie widzisz, cho? na oczy? zdr?w,
po co chodzi twoja Marys w owies
z smag?ym Wickiem, co go masz do kr?w?

A i spyta?by? si? tego siana
i tych snopk?w, co je zwarzy? szron,
ile razy z nich schodzi?a zgrzana
twoja Mary?, ca?a w ?d?b?ach, i on - -

*

U karasia kare skrzela,
u szczupaka - siwe.
Nie uda?o ci si?, Szela,
to kochanie ckliwe.
*
Na stodole - wrota z k?odk?.
Mi?kkie siano pachnie s?odko.
Na stodole snopek m??yn
mi?cej drga od pa?skich spr??yn.
*
"We? mi?, Wicu?, sob? przykryj.
"Lepszy dzie? od nocy przykrej.
"Taka mdli mi? straszna lubo??,
"jeno p?jd? mi? sob? ubo??."

*
-Daj mi, Mary?, daj mi z bliska
-twoich piersi kretowiska
-Jak dwie skiby twoja kibi?
-daj?e mi si? p?ugiem wskibi?.

*

Czy to s?o?ce zasz?o chmur?
jak za drzewo dzi?cio?,
?e t? jasno?? ode s?o?ca
taki czarny cie? ci???

Oj nie ob?ok to, nie chmura
nag?ym deszczem szumna
- to ci stoi Jakub Szela
na ?rodku gumna.

*

Jak uderzy? Szela raz
przykl?k? Wicu?, zgi?? si? w pas

Jak uderzy? Szela drugi
posz?y nosem krwi dwie strugi.

Jak uderzy? w skro?, nad brwi?
przysiad? Wicu?, charkn?? krwi?

Jak uderzy? czwarty z prosta
upad? Wicu?, tak ju? zosta?.

Otar? Szela krwawy farsz:
-Ty mi, t?uku, do dom marsz!

Zamkn?? w izbie na trzy spusty,
wyszed? w pola md?y i pusty.

Ko?czy? dzwoni? dzwon i pierzch?.
Wyszed? w pole siwy zmierzch.

W kierpcach krasnych szed? jak Hucu?,
mrok po polach gar?ci? rzuca?.

Wsta? na niebie w?ski sierp.

*
Jake? g?upi - teraz cierp!

*

Jak chowali przy niedzieli
Szelinego Wicka
?a?owa?a ci go ca?a
ludno?? katolicka.

Ca?a ludno?? wychodzi?a
cho? przed pr?g, na ganek
jeno Szelin nikt nie wyjrza?
z izby, zza firanek

A i po co ci to by?o
mi?d kra?? z cudzych uli?
Ju? ci? teraz jedna ziemia
do swych ust przytuli

A i po co ci to by?o
s?u?yc cudzym ?onom?
Nie pomierzwi?by ci? by? tak
nawet sam ekonom.

A i gdzie? ta twoja Mary?,
co j? wzi?? tak sm?t a?,
?e niewysz?a dzisiaj nawet
odwie?? ci? na cmentarz.

?e se jedziesz sam jak palec
albo jaki panic.
Zagubi?e? ty si?, Wicu?,
zagubi?e? za nic.

Cz??? 2.

Rozwichrzonych nad polem grzyw
dym kapie deszczu wymieniem koziem.
Gorzki smak przypalonej krzywdy
ma brunatny twych grud czarnoziem

Oblepi?y ci? macki jemio?
k?dy krzt? twego soku znajd?.
Wykarmi?aby? wszystkich ich, Ziemio
swojej skiby razow? pajd?

Ale wargi bezsilnie drgaj?
gdy pomiesza kto? wiecznych miar cel
Zawis? dw?r - szklanooki paj?k
- w paj?czynie twych p?l i parcel.

Roni Ziemia ?zy czarne o?yn
p?acze ?wierszcz?w lamentem zza grud
Zamota?y si? w nitkach dro?yn
w?t?e muchy wie?niaczych zagr?d.

Przyjdzie sierp i po s?omie zgrzytnie
trys?e soki si? w ciernie zsopl?
Zach?ysn??y si? k?osy ?ytnie
swego ziarna z?ocist? kropl?.

Zn?w na ?ciernisk ?ysiny p?owe
wy?a? z p?ugiem i zagon kop z kim
Z?o?y snop um?czon? sw? g?ow?
Na ramieniu, na parcie ch?opskim.

Latem cia?o obiera m?k?
parzy st?p natarczywy dotyk
Pr??y pole sw? ran? mi?kk?
drylowan? palcami motyk.

Cisza ?ubin otrz?sa z ?upin
i w jelitach ci?, Ziemio, boli.
Nadwarzy?o si? w faskach cha?upin
kwa?ne mleko twej melancholii.

Noc? w ludziach si? wieczno?? spala.
Co? ich ci?gnie w daleko?c mglist?.
Na ksi??ycu siad? diabe? Srala
spuszcza haczyk na nitce z glist?.

Cienka ni? gdzie? g??boko wadzi,
cho? z?bami j? chwy? i wypr?j
- Ka?dy z nas w swego wn?trza kadzi
nosi ?liskich, b?yszcz?cych ryb r?j.

Ksi??yc gnojem od ob?r ?mierdzi.
Drzemi? konie, sw?j trakt zmierzywszy.
Siwym lasem, zza krat harbedzi,
wstaje ?wit, z ka?dym dniem nie?ywszy.

Pe?znie dzie? z ka?dym dniem os?blej.
Pr?dko? mrok zn?w i kres nasz blisko??
Na mieni?cej si? w?dce diablej
w m?ce skr?ca si? serca piskorz.

*
Oj, nie ma to ch?opu ni ma, jak pa?szczyzna,
- ?yje sobie wes??, drugim si? nie przyznana.
Oj, ni ma to, ni ma, a i we? zr?b co
- zwodzi zbo?e panu, ani dba o kupca.

U dworskiego ch?opa
krew w dziewuchach wrz?ca,
co napocznie dziedzic,
to napocznie rz?dca.

Ch?opu Pan B?g darzy,
nie narzeka na nic
- tatu? byli chamy
syn co drugi - panicz.

Na przedn?wku w karczmie
stoi w?z bez late
- ch?op jak pi?rko letki,
sam go nosi wiater.

Na przedn?wku w karczmie
nie borguj? sznapsa.
Pan, co z sto?u nie zje,
to zostawi dla psa.

Leci pies przez owies,
ch?op go zmani: na?ci!
urznie psu ogona,
kapust? oma?ci.

*
Lata?a, krzycza?a
Siwa g?? nad wod?:
Nie zmawiajta si? po karczmach
Id?ta, ch?opy do dom!

Trzepota?, klekota?
Kary kur na grz?dzie:
Nie zmawiajta wy si?, ch?opy,
Nic z tego nie b?dzie!

A ty w?dko - ciotko,
poku?niczo czarcia,
nie namawiaj ty ich na z?e
za t? misk? ?arcia.

A wprz?d ty si?, w?dko,
w pa?skich kadziach za?merd?.
Jak ich znajdzie pan ekonom,
pozabija na ?mier?

*
Nie s?ucha?y ch?opy
babie rady zdrowej.
M?wi? w karczmie kamienieckiej
Kuba z Gorzejowy:

"A i c?? ty, s?onko,
jako? nisko zwisasz?
Oj, zapomnia? musi o nas
nasz wide?ski cysarz!

"A czy zdj?? si?, s?onko,
czyli wesprze? nam?e - ??
Ju? nam wida? wszystkim
ch?opom przyjdzie teraz zamrze?.

"Ni o krzywdzie naszej
nikt mu nie opowie,
chyba jasny Pan Namiestnik
na wysokim Lwowie.

"Pan Namiestnik lwowski
panom bardzo nierad,
jeno my?li, jakby z ch?opa
zrzuci? pa?ski kierat.

"Ch?opskim ?alom ucha
zaw?dy, jako ?yw, da,
niech si? tylko dowie,
?e ch?opom gdzie u pana krzywda.

"Jak mu sk?dsi? wioska
pismo - skarg? prze?le,
zaraz czyta j? siedz?cy
na z?ocistym krze?le.

"Jeno teraz poczt?
ch?opskie listy gin?.
Trza by ch?opa umy?lnego
wys?a? ca?? gmin?.

"Nazbierali krzywd my,
jak tych ziarn do siejby
- Niech cho? wyda taki befel,
?eby ch?opom l?ej by

Poskrobali ch?opi brody.
Spad?a cisza kropl? wody.

Kogo w drog? licho pcha
Za sto staja? i o ha!
Oj, niejeden marnie zmar? ju?,
z kim mia? z?o?? pan mandatariusz.

*
Lepszy w izbie g?odny wikt
- By?a cisza. Nie wsta? nikt.

Jak si? kubek ciszy przela?,
wsta? spod ?ciany Jakub Szela.

Zwali? ramion s?owa - s?g.
Posz?y pr?gi w kr?gi w kr?g.

"C?? si?, ch?opcy, garbi? w czworo?
Co? ?adnemu w ?wiat niesporo.

"Lepiej ?ajno ssij i po??,
Ni? masz panu i?? na z?o??.

"Czas wzi?? samym z ob?r klucze
- pa?skie oko konia t?ucz!

"Pod siekier? mr?cy las
w biegu w ziemi? wr?s? po pas

"Cho? si? w pocie p?aw jak kara?,
ale panu si? nie nara?
- "Z roku na rok zbo?e p?od?:
panu ziarno, ch?opu - k?o?.

"Do?? ju? chy?kiem b?o? wypasam
- Nie chce ?aden - p?jd? ja sam!

"Jedna droga ze wsi w ?wiat,
nogi drog? ?mi? od lat.

Wy? w nim ?al, ?e r?ce gryz?by.
W czapce na brwi szed? do izby.

Astrem w niebie ksi??yc kwit?
- Jak wychodzi? - by? ju? ?wit.

*
Oj, ty, drogo, nieschodzona, daleka!
Oj, ty, drogo, nieschodzona niebliska!
Cztery wierzby i olszynka - kaleka,
i na plecach ci??ka nieba walizka.

A przez czyje? gnasz ty pola, przez czyje?,
?e ci? dziedzic ich r?zgami nie zasiek??
A i wijesz ty si?, drogo, i wijesz
jak litania robaczywych zdrowasiek.

Nad rzeczu?k?, ca?y w brzozach pr?cz wie?y,
p?ki ch?ody brzozom li?ci nie potn?,
klepie ko?ci?? kijankami pacierzy ch?opsk? dole,
jak ta szmata wilgotn?.

Ni wyp?yn?? jej, ni na dnie jej lec,
Sinym ustom nie zamilkn?? od gliny
- Czworgiem ramion macha wiatrak - topielec
Ci??kie nieba odgarniaj?c mydliny.

Oj, nie m?wi? do mnie , drogo tw?j sm?t nic,
anim pyta? si?, czy ci??ar m?j uznasz.
Bia?ym krzykiem um?czonych cierpi?tnic
po?o?y?a? ty si?, drogo, pod w?z nasz.

Jeszcze ci??ej kamieniami go na???,
niech mu ko?a w?asnym potem oleim!
Md?ymi ?zami zieleni?cych si? ka?u?
patrz? bruzdy twoich ?lepych kolein.

Ju? nam krzykiem nie wy?piewa? ci? ustnym,
lepiej w ciszy twoim b?lem frymarczmy.
P??pijanym, ?lepym dziadem odpustnym
wolno wleczesz si? od karczmy do karczmy.

S?o?ce, l?ni?ce si? to ry?skim, to sz?stk?,
toczy wiater, p?dziwiatr, gonik?t
- Ok?ama?a? ty mi?, drogo, oszustko!
Nie prowadzisz ty, zwodnico donik?d!

*

W mie?cie Lwowie szumnie, t?umnie,
wi?cej lamp, jak ziaren w gumnie.
Z bok?w domy jak te cacka,
?rodkiem droga jak posadzka.

W mie?cie Lwowie, w bia?ym mie?cie
w ka?dym domu okien dwie?cie,
w ka?dym oknie jasna pani,
szyta suknia szyta na niej.

W mie?cie Lwowie, ?cie?k? z mory,
chodz? pany jak indory,
a dziedziczki jak te pawie
nie podnosz? n??ek prawie.

Z ulic nar?d p?ynie ciurkiem,
stoi ?andarm z kurzym pi?rkiem
- kt?rzy w takt nie chodz? te? tu,
takich bierze do aresztu.

W mie?cie Lwowie, z ziemi w gor?
rosn? drzewa gniado - bure,
Jak bocian?w rz?d przy drodze
stoj? ?pi?c na jednej nodze.

Na nich li?cie jak ornament,
ro?nie na nich kamie? - diament,
popod ka?dym stoi stra?nik
urwa? z nich - ani si? wa? nikt.

W mie?cie Lwowie ksi??y wiele,
Stoi ko?ci?? przy ko?ciele.
Po ko?cio?ach suma co dzie?,
A? si? pstrzy os z?otych odzie?.

Do ko?cio?a, skwar czy zima,
cz?ek biedniejszy wst?pu ni ma.
Jedzie pa?stwo sznurem karet,
jak kr?lowie do Nazareth.

Pod ko?cio?em, nikiej na wsi,
siedz? dziady jeszcze ?zawsi,
z szat im ?ebro l?ni na ?ebrze,
ka?dy siedzi, ka?dy ?ebrze.

Komu bida - do nich nale?.
Przejdzie pani - rzuci halerz.
Przejdzie financ, co si? upas?
- komu areszt, komu ciupas.

W mie?cie Lwowie domy r??ne,
z wierzchu szklane, w ?rodku pr??ne,
spod nich w?dlin ca?e mendle,
jak spod klosz?w patrz? zwi?dle.

Stoj? ludzie ciency w pasie,
Ka?dy zajrze? przez szk?o pcha si?,
Ka?dy stoi, ?lin? ?yka,
A? mu szczurem skacze grdyka.

Tam gdzie jade? ca?e kopska,
chodzi noc? n?dza ch?opska,
puka w ceg??, jaki ton da,
w pa?skich szybach si? przegl?da.

?witem - rankiem z wszystkich fabryk
buchnie zgie?k jak setek bab ryk,
a? przez domy przejdzie mrowie
w bia?ym mie?cie, w mie?cie Lwowie.

.*

Dnie oskubuj? drzewa z li?ci,
broni? si? li?cie, kt?re krzepsze.
Dziwi? si? lwowscy kanceli?ci,
co te? ten ch?opski up?r przeprze.

?atwiej przez ?cian? kropli przesia?,
Ni?li przed urz?d wnij?? nie z datkiem.
C?? to za ch?op ju? trzeci miesi?c
Kurz w kancelariach ?ciera zadkiem?

Szcz??cie na g?upich chlusta dzbankiem.
Nigdy nie zbada?a, jak to jest , nikt.
Natkn?? si? raz na ch?opa rankiem
w dusznym urz?dzie sam Namiestnik.

Trafisz mu na z?y humor - biada - ?!
Trafisz na dobry - pewien sojusz.
Kaza? Namiestnik ch?opu siada?,
wszystko wys?ucha? jak i co ju?.

D?ugo co? prawi?, jak w teatrze
- r?ka na klapie: pasterz trzodom.
"Wszystko" - powiada - "sam rozpatrz?
"Chybaj na pa?skie nazad do dom "

Dowl?k? si? Szela kundlem do wr?t,
stan??, na mury spojrza?: twierdza
. Daleka droga, dalszy powr?t
Z centem ja?mu?ny w torbie serca.

*
Jesie? ju? idzie z chmur? niepog?d
wszystkich nas zmiecie smugami strza?.
Na szczycie wie?y blaszany kogut
trzy razy skrzyd?em trzepocz?c pia?.

Pogni? zbo??, zanim je skwar ?ci??,
i noc? wilki owy?y st?g,
a deszcz spocony wilgotn? gar?ci?
miesi? i miesi? ciasto dr?g.

Otrute s?o?ca bu?k? z zakalcem
zdychaj? zmierzchy pod lament wierzb.
Wychud?ym drzewom ko?ciste palce
osypa? noc? wr?bli ?wierzb.

Pr?dko si?, sercem z ?mierci? pojednasz,
na grz?dach duszy wypielesz chwast - -
Do beczki nieba Niebieski Bednarz
nabija noc? gwo?dzie gwiazd.

Wiecznie? si? b?dziem tula? w tej pace
k??bkiem skrwawionych ramion i n?g?
Z krwi naszej ciep?ej okr?g?e mace
wypieka w niebie cadyk - b?g.

R?kom - ga??ziom w pie? drzewa st??ej!
Z wiatrem w hu?tawie po nocach trzeszcz!
Zmrok?ym kropid?em pociechy ksi??ej
zbo?a nam w polach pognoi? deszcz.

Krzywym pacierzom w niebie nie dole??!
Inne, ucze?sze przyjmij i zi??!
Tylko ta ch?opska zawszona bole??
z torb? po pro?bie w ?wiat musi i??.

Zamiast po kruchtach skomle? i wo?a?,
?bem t?uc o ziemi? w pokorze psiej,
G??biej t? gruntu nie swoj? po?a?
Z?by ?cisn?wszy oraj i siej.

Cho? si? od niej tysi?cem t?cz mie?,
potem zap?adniaj ka?dy jej k?t,
- cudzy ci na niej wyro?nie j?czmie?,
obcy jak b?kart nie wiedzie? sk?d.

Suce starczy?o ps?w z jednej wsi by,
o t? - pokole? toczy si? targ.
?pi rozwali?a na s?o?ce skiby
tysi?cem czarnych sromowych warg.

Darmo za ch?opa dziedzic j? wyda?.
Ci??ko ?y? dalej z jedn? we dw?ch - -
Trzy wskazuj?ce paluchy wide?
wskazuj? pa?ski, kosmiczny brzuch.

*
U rz?dczyni at?as w skrzyni,
wy?ej skrzy? - samodzia?
Wr?ci? Szela ode Lwowa,
gdzie? si? na zapodzia?.

Oj, zapodzia? si?, zapodzia?,
jeno blisko, gdzie?ci -
Si?dmy tydzie? z pa?skich loch?w
nie ma o nim wie?ci.

Jak przylecia? ode wschodu
jak ten jasny sok??,
kaza? pan go bi? kijami,
?a?cuchami oku?.

Siedzi, siedzi, wiosny czeka.
Dzie? ju? za dniem brzydszy.
Zup? z pomyj jad? na wili?
Na ?wi?cone - wszy trzy.

*

W sadzie drzewa grube,
w bo?ym lesie grubsze.
Nie wyp?dzi? z ?ucia ch?opa,
jak si? przy nim uprze.

Za stodo??, w owsie,
siedzi ko? na jedli.
Wypu?cili Szel? z lochu,
gdzie go b?d? wiedli.

M?wi? pan do st?jki:
"P??niej zb?ja st?amsz?.
"Wied?cie mi go na Nowy Rok
"do ko?cio?a, na msz?

. "Trzy dni je?? mu nie da?,
"niech si? zrobi bladszy,
"?eby by dla ca?ej wioski
"postrach jak si? patrzy.

To nie pomruk karczmy
Op?tanej polk?
Rozsadzi?o ko?ci?? ludem,
Jak gadzin? kolk?.

Nawali?o ?cisku,
ani wetkn?? d?o? jak.
A? zapachnia? ko?ci?? n?dz?
cierpk? jak amoniak.

Jak wwodzili Szel?
wej?ciem frontem przednim,
zachybota? ca?y nar?d,
rozst?pi? si? przed nim.

Na trzy kroki wok??
zmi?t? mu przestrze? wielk?,
przygnieciony nagle cisz?
jak olbrzymi? belk?.

Stano? Szela w progu,
Pchn?? go Wicek - stra?nik.
Sine oko mia? pod szmat?,
Nie pozna? go w twarz nikt.

Jak na Podniesienie
ksi?dz ni?s? w g?r? kielich,
nie pu?ci? si? na p?yty,
na zbutwia?? biel ich.

Jedno nad gromad?
sztywny sta? jak fantom
i zadzwoni? ?a?cuchami
w odg?os ministrantom.

Jak go st?jka na ?miech
Boso wie?? przez wie? mia?,
Ustawi? wie? mu szpaler,
Nikt si? jako? nie ?mia?.

Jeno z lasu zamie?
wysz?a z wiatrem na b?o?
ta?cowali w dworskim sadzie,
przewr?cili jab?o?.

A jak wiecz?r ksi??yc
wszed? na niebie cichszem,
zapali?a si? obora
pode dworskim spichrzem.

Zasypa?o studnie,
znik?d wody nawie? - -
Trzy dni sadza czarnym ?niegiem
z chmur pr?szy?a na wie?.

*
U dziedzica nos jak ?wieca,
ko?o nosa - krosta.
nie pozwoli zgubi? Szeli
tarnowski starosta.

Nie chcia? dziedzic s?ysze? - widzie?,
dzi? - cho? ?aski pro?cie
- Czw?rk? koni zjecha? traktem
do Smarzowy w go?cie.

Jak si? wita?, grzecznie pyta?,
przywi?z? z miasta zakup.
"A czy jest te? u was we wsi
"taki Szela Jakub?

"Pan namiestnik, co ma ludzu
"jak ten kopiec mr?wczy,
"kaza? mu si? nisko k?ania?
"i zapyta?: zdr?w czy?

Jak pu?cili Szele z lochu
i przywiedli przede?,
jako? bardzo g?ow? kr?ci?,
a wspomina? Wiede?

Ci?giem krzycza? po niemiecku
i po polsku cosik,
a? we dworze szyby dr?a?y,
jak te listki osik.

Jak ju? wsiada?, jeszcze gada?
- Wiatr zmi?t? par? zg?osek
- "?eby mi tu temu ch?opu
"nie spad? z g?owy w?osek!

"Bo wam dw?r ten z ziemi? zoram
"a? do samych p?l den - -
I w kosmat? czapk? Szeli
Kapn?? srebrny gulden.

*
A i gdzie? tu, Szela, chodzisz
raz na tydzie? raz na dwa?
Czy na jarmark, ha?, po odzie??
czy po frykas? czy po drwa?

Nie na targ po ?liwki w occie,
jeno musi wa?niej gdzie?,
kiedy w karczmie p??no w noc ci?
czeka nieraz ca?a wie?.

*
Od Smarzowy do Tarnowa
Jedna droga - t?cza.
Wros?a w mech ta ?cie?ka p?owa,
co? ni? chodzi? wtenczas.

Do Tarnowa droga prosta.
M?wi Szeli Breinl - starosta:
"Rok po roku - minus - plus
- ch?opskim krzywd? br?dko szlus

. "Uradzi?o pan?w ...nastu
powyrzyna? wszystkich nas tu.
Uzbierali prochu funt,
- na cesarza knuj? bunt

" - C??e? - m?wi? - nam za cysarz,
jak z nas tylko krew wysysasz?
Si?dm? sk?r? z nas by? krad?,
jeno? ch?opom za pan brat.

" - Miast ich fochy w?adz? zm?c tw?
szerzysz po wsiach ba?amuctwo,
wietrzysz belk? w ka?dym ?d?ble:
tu im krzywda , tam im ?le - -

" - Co nam dzieli? ch?opsk? da? z kim?
Rz?d?my Polsk? rz?dem pa?skim!
Kt?ry ch?opom m?ci w ?bach,
tego dr?giem po ?bie - bach!

" - M?wi cesarz: - Daj pchle grz?d?!
Ja si? z nimi bi? nie b?d?.
Maj? ch?opy do nich z?o??,
- jest ich na to po wsiach do??.

" - Dosi? leli ?ez jak z rynien.
Ja?em krzywd? ich nie winien.
Zrobi? tak, by bunt ten ?cich?
- Panom zfora, ziemia - - ich.

"Z tob? ch?opy id? rzesz?.
Ty? do Lwowa chodzi? pieszo.
Tobie m?wi?: tak a tak -
Przyjdzie chwila - daj im znak

. "W waszych r?kach teraz los wasz.
Com ci m?wi?, dobrze rozwa?:
Komu ziemi? - komu gr?b.
Co masz robi? - id? i r?b.

Powsta? Szela, zblad? znienacka.
M?wi?: "Rada - - rzecz gromadzka
. "Wie? odmierzy w gar?? jak w ?wier?
komu wola, komu ?mier?.

Id??e, Szela, g?ow? skrob?e.
C??e? s?ysza?, rozwa? dobrze.
Chodz? lasem wilczy trzej.
My?l domy?le? w lesie l?ej.

Noc? cie? si? chowa za pnie.
Stoj? w ?niegu pnie jak w wapnie.
Trzeszczy las jak pokrak srok.
Ziemia - niebo - ?nieg i krok.

Cz??? 3.

Jak wstawa?o s?o?ce - mak ten,
Co na ?niegu rozkwit? -
Wyszed? Szela ?witem - traktem
Do s?siednich wniosek - zwid.

Usiad? w polu buty przezu?,
Uszed? dalej jeszcze.
A? si? spotka? z nim Pan Jezus
Na smarzowskiej ?cie?ce.

Jak go pozna? Szela na dziw,
sk?oni? mu si? po pas:
"A dok?d te? B?g prowadzi?,
"?e a? u mas popas??

To nie s?owo miodem tchnie z ust
jako flet z kapeli,
to sk?aniaj?c si? Pan Jezus
odpowiada Szeli:

"Ma?o - wiele drogi - m ubieg?,
chocia? id? z bliska.
Odpowidzcie? mi, Jakubie,
gdzie tu wie? Siedliska.

"Tam, gdzie most si? z rzek? mija?,
co pokrywa kra j?,
pono? ch?opy pan?w bij?,
pi?ami ich kraj?.

"Ju? mi w n??kach drzazg jak os tkwi,
krwawi rana, gw??d? gdzie,
a tam pono krwi po kostki
w ka?dziute?kiej bru?dzie.

"Jedn? drog? b?g nam zdarzy?,
co j? miedz? skracasz
- Powidzcie? mi, gospodarzu,
Czy tam zd??? na czas.

To nie top?l w niebo strzela,
to nie pohuk sowi
- Odpowiada Jakub Szela
Panu Jezusowi:

"Dobrze snad? kto komu krzyw gdzie,
wiedz? pa?skie pos?y,
kiedy s?uchy o ich krzywdzie
ju? do nieba dosz?y.

"A i wielki musi wiater
z tego w niebie pnie gnie,
kiej a? sam Pan Jezus ?wiatem
im na pomoc biegnie.

"Nie biega?e? jak si? naszych
krzywd przela?a kwarta!
Wida? garnca pa?skiej kaszy
Ch?opska krew nie warta.

"Unie? suknie po kolana,
st?paj pomalutku,
bo tu nasz? krwi? polana
ka?dziute?ka grudka.

"Nie ceni?e? ty krwi ch?opskiej
za z?amanych szel?g!
- Czemu?e? si?, Panie Jezu,
tak o pa?sk? przel?k??

"Co si? sta? ma, to si? stanie,
przysz?y raz te dni cho?!
Ale ty, Prze?wi?ty Panie,
Dzi? tam lepiej nie chod?.

"Po co ci to z ch?opsk? n?dz?
w twarz si? spotka? twarz??
Dzi? tam z krwi tej, co j? p?dz?,
t?gie piwo warz?.

"Nam ta swego raju nie raj
- z ?zy? do zlepi? naszej!
Id??e lepiej je pozbieraj
i na kubrak naszyj.

"Bia?e r?czki? przykry? kom??,
nie splami? - ? ich prac?.
Dzisiaj ch?opcy takich wi???
tylko gzie zobacz?

"Wnet tu spe?zn? si? jak glist r?j
skar?y? ci na kij m?j.
Id??e, bram? dla nich przystr?j
i w sw?j raj ich przyjmuj.

"Lepiej gwiazd? za nich zawie??,
"by? si? o nich nie ba? - -

I zawr?ci? Szela na wie?,
a Jezus - do nieba.

*

Na rozstajnych drogach ,
kole czterech kopcy,
namawiali si? ze sob?
gorzejowscy ch?opcy.

By? tam Walu? - pastuch,
w zimie chodzi? boso,
siekierk? si? opasywa?,
podpiera? si? kos?.

Jak dojrza?y izby
w polu samych brzd?cy,
podkasa?y kiecki - ?ciany
po ?niegu lec?cy.

Przegoni? je wiatrak,
w dyrdy bieg? przez od??g,
ruszy? w taniec op?taniec,
posz?y wi?ry z pod??g.
*
Ta?cowali cztery dni,
ani wi?cej, ani mniej.

Ta?cowali pi?t? noc -
run?? dw?r jak zgni?y kloc.

Ta?cowali rach - ciach - ciach
i po drogach , i po wsiach.

Ta?cowali, gdzie kto m?g?.
tryska?, pryska? ?nieg spod n?g.

*

Szed? ?nieg. Gra? mr?z
Bieg? zbieg?. W mr?z wr?s?.
Z ust krew - as kier.
Znad drew mg?a skier.

Ta?cowali w ty? i wprost,
kto po lodzie, kto przez most.
Od Smarzowy a? do Siedlisk
posz?y w tan ga??zie jedlisk.

Ta?cowali z ch?opem pan
milczkiem - boczkiem ko?o ?cian.
Ta?czy? rz?dca, ta?czy? dziedzic,
?aden nie chcia? w miejscu siedzie?.

Ta?cowali z?b o z?b -
z sieni oknem i na klomb.
Ta?cowali z g?ry na d??,
coraz kt?ry? w ta?cu pada?.

Ta?cowali raz po raz
ch?opska kosa, pa?ski pas.
Od ogr?dka do ogr?dka
ciek?a rowem krew jak w?dka.

Ta?cowali - z panem pie?.
By?a noc jak bia?y dzie?.

*

Gdzie ko?czyli taniec -
ca?y dw?r by? na nic,
brali pan?w rankiem,
k?adli ich pod gankiem.

A wieczorem - zmierzchem
jecha? ksi??yc wierzchem,
w srebrnych by? sanda?ach
siwy pod nim wa?ach.

Gdzie za dworem k?pa,
zwalnia? konia st?pa.
Gdzie schlusta?a krew je,
skr?ca? z p?l na rewi?.

*
Oj, ty, wolo, rozche?stana, strzelista
wolo wolna,
wolo polna!
Potoczy?a? ty si?, wolo, po polu,
po polepie ?niegowej, w noc mia?k?
kul? ?nie?n? - ulega?k?.
Rozmaga?a? ty si? z gr?by na gr?b?,
w cichym polu graj?cem,
kie?pkiem ozimin -
zaj?cem.
Zakr?ci?a? ty si? si? b?kiem - furkorem,
spuszczonym wiatrem na z?o?? ci
ze szpagatu codzienno?ci.
Rozszumia?a? ty si? chlustem - rozpluskiem,
siwym roztopom z tych stron tu a?
na margines horyzontu.
Wy?ej stert, co si? w drodze nawin?,
polem za w?skim, za pustem,
ta?cem - ?omotem - zapustem - lawin?!
Och, wolo!

Kie?kiem spod redlin i gr?bel
w zamr?z powtarza? si? l?k.
G??d tw?j w nas wzbiera? jak b?bel -
wezbra? i p?k?.

"Po zielonej komorze
ta?czy? ogie? we dworze,
krzesa? iskry obcasem,
pokrzykiwa? "hop"! czasem.

"Co tkn?? pi?rem pu?apu,
trzaska? pu?ap p?? na p??.
Co nad?uba? go tak tu,
przy?piewywa? do taktu:

" - Tak smarzowska gromada
ratowniki nie lada -
ile razy ju? gas?em,
dogasza?y mnie mas?em.

" - A ci ch?opcy siedliscy
gasz? ogie?, a? piszczy,
gasz? ogie?, a? piszczy,
w rozskrzypieniu k?? gorzkiem
wo?? wod? p??koszkiem.

*

Do?? chcia? nam dopiec kopic i wa?
- Hulaj gromada, wiatrom na schwa?a!
W polach odprz?gaj konie od landar,
?aden nie po?mie bru?dzi? ci ?andarm!

Hulaj, wychylaj g?owy zza wn?k!
Byli - ubyli, jecha? ich s?k!
Hola na pola orki si? uczy?,
ora? karbowym, rz?dc? naw??czy?!

Hej?e a nu?e! Hala! A haj!
Wozy z dobytkiem do zagr?d pchaj!
Klamki z?ociste do wsi pozno?cie?!
Rygle otwarte - ziemia na o?cie?!

K- r - r - r - r - aj!

Czy to tam, od wschodu, zmrok ju? zapad??
Czy to kurze pierze sypie z chmur?
Zamajaczy? trakt od czarnych kapot,
Tupot kopyt i ?opot pi?r.

To nie mrok wype?za z wrzos?w wydem.
To nie w kojcu nieba lament psi.
To st?puje traktem glid za glidem
wojsko cesarskie w d?? ku wsi.

Nie m?wi?y drogi, sk?d ich wioz?y,
wierzbowymi pniami bieg?y w trakt.
Ustawili we wsi gwery w koz?y,
sztachetami rz?d?w spruli trakt.

Polecia?a po wsi wie?? jak sekret
Odr?ban? ?ap? t?uc do bram:
Przys?a? cesarz z Wiednia dekret!
Dzieli?, co dworskie! Ziemia - nam!

Wyrwa? si? jeden, pi?rko - d?bem,
papier w zanadrzu: co i jak.
Za?omota? werblem w b?ben , w b?ben
. Posypa?a z b?bna cisza - mak.

"My, Cesarz na Lodomerii,
Kr?l Austro - W?grii - Bo?ni - Czech
- - Kazujemy ch?opom przesta? ferii,
wr?ci? na pa?skie do dni trzech

"Kto si? nie pos?uch naszego pisma,
dwory zaprzepa?ci wsiom na ?er,
wci?gn?? mi go kapral zaraz w spis ma,
- - p?jdzie w ?o?nierze, d?wiga? gwer - -

D?ugo jeszcze b?bni?, drwem bi?, dudni?,
D?ugo jeszcze s?owa na wiatr k?ad?.
A ju? po wsi cisza sz?a jak z studni,
O?owian? chmur? skry?a ?wiat.

*

Jak odesz?o ze wsi wojsko
- - wszyscy ch?opcy ?adni -
przepad? Szela niewie? dok?d,
nie by?o go dwa dni.

Jeno w nocy, o p??nocy,
nim zbudzi?a wie? si?,
pono? gada? co? z drzewami
w kamienickim lesie.

Jak na trzeci dzie? powr?ci?,
zdziebko siwe brwi mia?.
Tak si? skoblem w sobie zapar?,
jakby wyolbrzymia?.

Na rozstaju, pod figur?,
tam gdzie g??w jak makiem
- kr?g jak namiot czapk? zawi?d?,
m?wi? s?owem takiem:

*
Oj, na darmo ty, wiatraku,
na nas r?k? machaj!
Snad? ju? wieczna dola ch?opa
cierpie? pa?ski nahaj.

Snad? ni Pan B?g mu nie Pan B?g,
ani cesarz - cesarz.
Nie obetrze? chustk? nieba
ju? z tych naszych ?ez a?.

Wierzy? ch?op cesarskiej ?asce,
wr?s? we? ?wierkiem sm?t ?w,
- wzi?? nas cesarz, sprzeda? panom
za trzydzie?ci cent?w.

Teraz siedzi, z szlacht? pije,
ha? na modrych W?grzech.
Niech si? kiedy? ci??k? ?mierci?
pom?ci na nim ten grzech.

Wysz?a wie? swym prawem stawa?
- wyjd??e ty i sta? z twem.
Sam ci cesarz j? podmawia?,

jak si? pogryz? z pa?stwem.

Cztery dni si? godzi? zwodzi?,
pi?ty stan?? na tym,
?e t? zgod? w ch?opskiej sk?rze
spisz? oba batem.

Teraz siedz?, wino pij?,
nowe pakty knuj?.
Darmo czeka?, by si? ktosi?
naszej krzywdy uj??!

Do?? nas ?aska pa?ska ?g?a!
Nie oddamy ani ?d?b?a!
Wprz?dy ca?a wioska sp?o?!
Nasza pasza, nasza b?o?!

Ubi? cesarz z pa?stwem targ:
pa?skie jarzmo, ch?opski kark.
Jakie? ubi? - id? i rz?d?!
?atwo kupi?, trudniej wzi??!

*
By? cham, gi?? ?eb.
Dzi? sam - cep cep!
Z r?k front. Chcesz?
- Masz! Bier gront! Gront - nasz!

*
Nim dokwit?a stokro?
na zielonej darni,
przyjechali zabra? Szel?
tarnowscy ?andarmi.

Ucieka?a nocka
po zielonej ??ce,
jak wk?adali mu na r?czki
kajdanki dzwoni?ce.

Jak go prowadzili
wzd?u? tych czarnych sztachet,
wysypa?a ca?? wie?,
z p?aszczem za nim sz?a het.

Jak go prowadzili
Pod ten bia?y kasztan,
zakapa?y z nieba gwiazdki,
toczy?y si? a? tam.

Jak go prowadzili
tamt? k?adk? gi?tk?,
wysz?y ryby na przer?bel
?apa? ludzi w?dk?.

W ca?ej rzece wielki
narobi?y ruch tem,
jak po lodzie jak te kundle
bieg?y za nim truchtem.

Jak go wiedli bagnem,
tym, co ?mierci dar ma,
wyszli wilcy, zjedli w lesie
jednego ?andarma.

A jak z nim mijali
ten uschni?ty modrzew,
pop?dza?y go ?andarmy,
m?wi?y mu: chod??e!

"Modrzewiu, modrzewiu,
malowany dziadku,
pilnuj?e mi tego lasu,
daj? ci go w spadku.

"Pilnuj mi go, pilnuj,
jak jaworu pow?j.
Przyjdzie czas, ?e twych ga??zi
trza nam b?dzie znowuj.

"Id?ta, ch?opcy, do dom,
nie trza sta? markotnie.
Przyjdzie wiosna tylko patrze?,
drzewom p?ki potnie.

"Wyjd? w pola dziewki
plewi? chwast, rumianek.
Sielne zbo?e wzejdzie lato?
pa?sk? krwi? rumiane.

"Sieli?wa na cudzem,
ru? nam ros?a sm?tna
B?dziem zbierac chleb na w?asnem,
ka?de ziarno - cetnar.

Ciarachy, ciarachy,
Nie by? z wami zgody!
Pr?dzej ogie? przyjdzie latem
upi? z studni wody.

"Cho?by?cie zora?y trakt ten,
gdzie m?j dom sta?
- czarnym k?osem na tej ziemi
wzro?nie na was pomsta.

"Cho?by?cie mi na nim
zbo?e na pniu ??li,
nie zapomni wie?-g?siarka
ko?odzieja Szeli.

"Darzy?a si? ru? nam,
wystraszy? si? los tem,
wyszed? w pole, za obor?,
chlusn?? z wiadra postem.

"Sko?czy? si? nam zapust
dalej, pany, jedziem!
Zwi?nie ch?op na szubienicy
popielcowym ?ledziem."