Ga?czy?ski K. BAJKA O DREWIANEJ G?OWIE

Na Nowym ?wiecie, w ?wietle latarni,
le?a?a g?owa w antykwarni,

mo?e dziwol?g etnograficzny,
a mo?e przyrz?d do sztuk magicznych,

zewn?trz toczona, wewn?trz dr??ona,
g?owa-curiosum, fikcja szalona,

w ka?dym b?d? razie zwyczajne drewno,
drewno, drewno. Na pewno.

?e lubi? rzeczy wyj?tkowe,
naby?em ow? drewnian? g?ow?,

nios? do domu, rozwijam papier,
a ?ona patrzy i ?za jej kapie,

w ko?cu monolog: “Och, moje z?oto,
po co? to kupi?, na co ci toto?

Ja mam wydatki: i to, i owo,
a ty do domu nagle z t? g?ow?.

O biedna jestem ja, losu pastwa,
jak ty co zrobisz - same dziwactwa;

gdy patrz? na nie, b?l mnie przeszywa,
zabierz t? g?ow?, do?? mam tych dziwactw”.

(Monolog ro?nie, s?owo do s?owa,
a mi?dzy nami drewniana g?owa.)

?eby wi?c nieco b?ysn?? dialogiem,
tak si? odzywam: “Prawd? a Bogiem,

to mn? kierowa? rozs?dek zdrowy,
wnet pojmiesz sekret drewnianej g?owy”.

I ?eby dow?d poszed? za s?owem,
lekko nadziewam g?ow? na g?ow?.

Wchodzi kolega (z drewnian? g?ow?),
co dawniej patrzy? na mnie surowo.

Widz?c, ?e te? mam drewnian? kul?,
zaczyna do mnie przemawia? czule,

m?wi: “M?j kotku!” Siedzi do rana.
Drewniana g?owa. G?owa drewniana.

Nazajutrz o mej drewnianej g?owie
Wie?? si? roznosi jak ryki krowie,

chwal? w po?udnie, wiecz?r i rano
drewniane g?owy g?ow? drewnian?,

kariera ro?nie, szacunek wzrasta,
jestem na ustach ca?ego miasta,

duch mnie nie m?czy apollinowy.
mam ?wi?ty spok?j. Z powodu g?owy.

Niech ?ywe g?owy buduj?, a ja
tylko oceniam, tylko zagajam,

tutaj postoj?, tam si? powierc?,
tu co? uzgodni?, tam co? zatwierdz?,

rozkoszny dzionek strzela jak z bicza.
O, g?owo moja! o, tajemnicza!

kt?r? znalaz?em gdzie? w antykwarni?
Na Nowym ?wiecie? W ?wietle latarni?

Czysty przypadek. I c?? wy na to?
Jestem szcz??liwym biurokrat?.