Dworzec
Sami tworzymy miejsca, kt?rych si? boimy
Monotonne rabaty jarzeniowych ?wiate? bia?ych jak ?nieg
Tory donik?d, pod kt?re rzucaj? si? ob??kani
i g?uchy d?wi?k g?o?nik?w informuj?cych, ?e czas p?ynie
Szumi? zel?wkami przechowalnie, w kt?rych zawsze gin? baga?e
Kafejki gdzie bezdomni kupuj? sw?j jedyny dzienny posi?ek
Zegary przeterminowane pokazuj? zawsze inn? godzin?
Mog?y tu rosn?? k?osy i ??ki niczyje
Sarny skuba?yby mlecze
?asice kopa?yby tunele
Tyka?yby tylko drzewa i tylko s?oneczne czasomierze
i nikt nie musia?by si? ?egna?
T?cza od spodu
Ci, kt?rzy za ?ycia s? cz??ciowo nieobecni pytaj?
o kszta?t ochry,
zapach indygo,
o soczysto?? traw
Ochra ma form? pochylonego nieba,
ostro jaskrawej papryki chili,
gryz?cych w oczy j?zyk?w rozpalonych ognisk
Ochra jest sypka jak pustynny piach,
zapl?tana w dready rastafarian,
w ich pociemnia?e twarze zawieszone nad sk?rzanym b?bnem
brzmi jak reggae, d?wi?ki ukulele i ciep?y szum marakas?w
Indygo jest spokojne i g??bokie jak morze w?r?d dzikich pla?
Pachnie polami kukurydzy, byd?em i tabak?
Jest uszyte z grubego jeansu, traktor?w i kurnych chat
Soczysto?? trawy to wielki rezerwuar wody i powietrza
Wyobra? sobie kraj w kt?rym wszystko rodzi si? i nie umiera
Soczysto?? kr??y jak niekrzepn?ca krew,
jak dziecko, kt?re nigdy nie przestaje pyta?
Soczysto?? to wiatr na twarzy,
niezamkni?ty cezur? cykl porank?w i wieczor?w,
droga nie maj?ca celu, bo z?o?ona z samych cel?w,
rywalizacja w kt?rej nikt nie przegrywa
pytam -
tych, kt?rym granic? poznania wyznacza wyci?gni?ta d?o?,
kt?rych horyzont przyklejony do czubka bia?ej laski
wci?? trzepoce w oboj?tno?? mur?w i ogrodze?
- jakie maj? wizje,
czy bia?o-czarne my?li ??obi im karmazyn,
jak smakuj? spacery w bezchmurne, bezgwia?dziste noce,
czy ?zy te? s? s?one lub gorzkie,jak brzmi wypuk?o?? poezji i nowel
pytam ich
kt?rzy tak bardzo ?ywi, cho? wci?? nienarodzeni dla naszego tutaj
jakby ich godzina jeszcze nie nadesz?a
a mo?e ?wiat jest przeznaczony tylko dla nielicznych
jego schemat okrojony do gar?ci zunifikowanych wiernych
odmierzonych centymetrem
przeci?tnych intelektem
pytam wi?c
jak wygl?da poczekalnia przed sal? narodzin obiektywnego ?wiata
kiedy zegary trac? wa?no??
kiedy nie mo?na spojrze? sobie w twarz
(bynajmniej nie ze wstydu)
w oczekiwaniu na p?acz stworzenia
kt?ry przyniesie kolory
otworzy drzwi
usta
oczy