Korab-Brzozowski W. WIERSZE

A oto teraz, na roz??cze? brzegu...

A oto teraz, na roz??cze? brzegu,
?ywot goryczy w samotno?ci wiod?:
Dni moje nikn? - spojrzyj:
P?atki sniegu padaj? w wod?...

A wi?c lazur na zawsze zamkn?? swoje wrota...

A wi?c lazur na zawsze zamkn?? swoje wrota
Dla mych oczu? A chmury ci??kie, g?uche, m?tne,
Wypijaj?, powoli, p?acze me nami?tne?
A ?a?ob? wieczyst? jest moja t?sknota
Do gwiazd? A czarne ptaki my?li moje sm?tne?
I trumna o?owiana sny mego ?ywota?

A wi?c na jasne w?osy moje, piasku szary,
Padaj, powoli padaj, na znak, ?em mot?ochem!
Na znak, i? przed i za mn? ja?owe obszary
Wysi?k?w bezowocnych, zako?czonych szlochem!
Na znak, ?em trupem dojrza? dla robak?w chmary!
Na znak, i? me jestestwo ca?e - n?dznym prochem!

A wy, o moje usta! b?d?cie jak wi?zienie
Na siedem twardych piecz?ci milczenia zamkni?te,
Aby to wasze s?owo, n?dzne i przekl?te,
W krtani wiecznie ugrz?z?o, i? jest jak skomlenie
Ps?w rozczo?ganych w b?ocie! jak ?ono pomi?te

A ty, o moje duszo! nie trud? si? daremnie:
Odle?, jak odlatuj? cmentarniane ptaki,
W dal, bez kras i bia?o?ci...Precz ju?, precz ode mnie!
Zga?nij, jak gasn? zwi?d?e w moczarach majaki!
Spadnij w niezmiernej nocy niezg??bione ciemnie
I zgi?! Z dawna nico?ci ty? nosz?ca znaki!

A wi?c na zawsze ?egnasz mi?? To dobrze...

A wi?c na zawsze ?egnasz mi?? To dobrze.
Pok?j niech b?dzie z tob?, pi?kna pani.
Czy z tob? rozsta? si? bole?nie rani?
Z ?yj?cych jestem: wszystko znios? chrobrze.

Oto jest pier?cie?, odbierz. Kamie? z?oty,
Jak lustro w ramie srebrzystej, majaczy;
Oto s? listy, m?wi?ce inaczej
Ni?li twe usta...Stylistyczne zwroty.

Nie szydz?, pani. Wierzy?em niez?omnie
W wszystkie twe s?owa: "Kochaj mnie wieczy?cie!
Wiosna! Na drzewach, patrz, pachn?ce li?cie!
Wiatr szumi! S?o?ce ?wieci! O, p?jd? do mnie!"

Lecz nim odejdziesz, pozw?l, w twoje oczy
Raz jeszcze spojrz?. Ich czarem spowity,
M?wi?em zawsze: "?ywe chryzolity,
L?ni?ce w g??binach mi?osnej roztoczy..."

Lecz nim odejdziesz, pozw?l, niech popieszcz?
Twoje przes?odkie, rytmiczne kolana,
Niechaj zmys?owe za?piewam hosana!
Na twoim ?onie, gdzie jest blask i dreszcze!

I my?le?, ?e tam jakie? bezimie?ce
Wtargn? do twojej pi?kno?ci ?wi?tyni,
I po?r?d t?umu, tej ducha pustyni,
Zgasn? na twoim czole - moje wie?ce!...

O, ?egnaj, ?egnaj! Odsun? wrzeci?dze,
Otworz? wrota serca, gdzie, w?r?d mg?awic
Szumnej purpury, l?ni? p?ki b?yskawic
I w harf? ?ycia dzwoni? moje ??dze!

Odejd?! Ostro?nie! Zapal? p?omienie,
Bo ciemno?? nocy g??boko si? szerzy -
A ty w d?? id?c za szczyt?w mej wie?y,
Potkn?? si? mo?esz i run?? w bezdenie...

Ach! kt?? mi? oswobodzi od z?ych pot?g nocy...
Ach! kt?? mi? oswobodzi od z?ych pot?g nocy?
Jaki anio?, odwieczne pragnienie mej duszy,
Jednym swoim spojrzeniem szatany rozpr?szy?
Ach! kt?? mi? oswobodzi od z?ych pot?g nocy?

Oto trzeba ju? zdmuchn?? ten n?dzny kaganiec,
Kt?ry smutn? parodi? dnia pr??no mnie ?udzi:
Wiem, ?e duch ?w promienny nigdy si? nie zbudzi
I oto trzeba zdmuchn?? ten n?dzny kaganiec!

Wielkie morze ciemno?ci! ci??kie, g?uche fale...
Serce, krwawa orkiestra, gra hymn po?egnania...
Hej! na pok?ad! na pok?ad, my?li bez ?witania,
I p?y?my przez pos?pne, g?uche, ci??kie fale!

Ach, jak cz?sto si? ko?czy hymn ?ycia g??boki...

Ach, jak cz?sto si? ko?czy hymn ?ycia g??boki
Wykrzyknikiem cyprys?w ciemnym, w?r?d cmentarzy!
Ach, jak cz?sto ?ka we mnie, kryj?c wstyd swej twarzy,
Smutna madonna pie?ni tej n?dznej epoki!

A jak tak ukocha?em ?wietlane uroki
Wasze, o gwiazdy, l?ni?ce, kiedy coraz szarzej!
A jam tak czci?, o s?o?ce, moc tw?, co si? ?arzy
Na niebiosach, by tryumfem ognia razi? mroki!

A oto teraz ?wiat?a trudni? si? gaszeniem
I ?ni?c o bia?ej magii wieczystych po?udni,
Uganiam si?, smutny szaleniec, za cieniem...

Noc pos?pna w dziedzinach my?li mojej go?ci,
A dusza moja le?y na dnie ciemnej studni,
Niby upad?a gwiazda, ?za niesko?czono?ci!...

Ch?odny bukiet/Bouquet froid

Bratem jeszcze nie jestem tego, co skazany
By op?akiwa? ?ycie; we mnie ?ycie wzbiera.
Lecz przecie id? naprz?d, polem, gdzie si? zbiera
Z pokor?, dobrotliwie, zwi?d?ych lilii ?any.

I tak si? pochyli?em, jak powiewne cienie
W tchn?ce wieczyst? nud? spowite ca?uny,
I pod sklepieniem pustym, bez gwiazd l?ni?cych ?uny,
Czarne r??e zrywa?em, u?piony marzeniem.

Zabierz ten ch?odny bukiet, niby znak najwy?szy
Niezmienionej mej mi?o?ci i gdy ?wiat tkwi w ciszy
Wieczoru, o najmilsza, wdychaj kwiat?w wonie:

Zapachami wwiedzionej w kraje monotonii
Rozdzieraj?ce dusz?, w klimaty agonii,
Mniej gorzkie si? wydadz? zagrobowe tonie.

Cyprysy

O, czarni nad bia?ymi stra?nicy grobami -
- Cyprysy! Czy to wasz? rzecz? s?odki ?piew?
I kto nad ja?owymi waszymi szczytami
Widzia? kiedy go??bie kr???ce stadami?
A jednak?e jeste?cie z rodu ?wi?tych drzew.

Czarny m?j okr?t, ?agle jego czarne...
Czarny m?j okr?t, ?agle jego czarne;
Z?o?liwe morze wzdyma sw? g??bin?...
Niebo pos?pne, chmurami ci??arne -
Ale ja p?yn?!

Ostatni l?d mnie odepchn?? od brzegu,
Ostatni? wysp? - omin??em z ?miechem
A ?miech, odbity, grzmia? na fal szeregu
Szyderczym echem...

P?yn?, a? wiry Magnetycznej G?ry
Wci?gn? mnie w swoje czarnoksi?skie wp?ywy:
Statku wi?zania prysn?, lecz z natury
Ja b?d? ?ywy,

Albowiem jestem z twardego ?elaza!
- I ?ni? na dziwnej g?ry b?d? wierzchu,
I w zachwyceniu tam ujrz? Pegaza,
Krwawego zmierzchu

Od purpurowych dw?ch skrzyde? ogromnych!
- Krzykn?! i wzi?wszy w karb p?omienne Zwierz?,
Ja, com by? tutaj z w??cz?g?w bezdomnych,
W niebo uderz?!

Czy blisko b?dziesz przy mnie, czy daleko...
Czy blisko b?dziesz przy mnie, czy daleko,
Nie zmieni to w rado?? smutku mych dni:
W oczach twych blad? przymkni?tych powiek?,
Ju? po?o?y?em umar?e swe sny.

Ju? po?egna?em si? z twoimi usty,
A z r?k twych powia? ju? roz??cze? znak:
C?? st?d, ?e serce, czuj?c wszech?wiat pusty,
Drgn??o kurczowo, jak zraniony ptak?

Ty wiesz, kto jestem; ja - pozna?em ciebie;
Oto przed nami ?achman zdj?tych mask:
gard?a ?ci?ni?te s?, jak na pogrzebie...
Oh! jaka pr??nia! jaki n?dzny blask!

Gwiazdy padaj?, martwe, w g??b chaosu,
Widz? mi?o?ci zw?oki pe?ne plam -
I ?kaj? p?aczki-?a?obnice losu,
?e? tak samotna ty, ?e ja - tak sam!...