|
Siemie?ski L. PODANIA I LEGENDY POLSKIE RUSKIE I LITEWSKIE (Fragmenty)Kilka s??w o wa?no?ci poda? ludowych Stary ?wiat poga?ski przemin??; na jego miejscu powsta?a nowa wiara, powa?na, tkliwa, pe?na szczytnych tajemnic i szczytniejszych nadziei. Z ni? zst?pi?o w serce cz?owieka mn?stwo uczu? nie znanych staro?ytnym: jako to: ?wi?ta gorliwo?? wiary, po?wi?cenie si?, szlachetny zapa? wolno?ci, mi?o??, mi?osierdzie, przebaczenie krzywd i uraz. Pod takimi wp?ywami zrodzi?a si? poezja lepiej zastosowana do potrzeb chrze?cija?stwa, poezja maj?ca tak?e swoje mity i podania. Przez d?ugi czas nowe to ?r?d?o natchnie? zaniedbanym by?o przez umnik?w wszelkiego rodzaju; pobo?n? i tkliw? legend? zostawiano tylko starym babom i dzieciom, jakby niegodn? dostojniejszych uszu; podanie miejscowe o olbrzymach, duchach pokutuj?cych itp. odrzuca? powa?ny historyk jako nie przypadaj?ce do miary jego poj?? i poszukiwa?. Zgo?a, z biegiem czasu, z wzrastaj?cym duchom dociekania i rozbiorowo?ci psu?a si? owa szczytna prostota wiary, kt?ra tylu rozkoszy by?a ?r?d?em, a bez kt?rej nie masz i by? nie mo?e prawdziwej poezji. Poezja bowiem ka?dego okresu sk?ada si? zwykle z dw?ch g??wnych ?ywio??w: ze szczerej wiary i wyobra?ni cz?owieka, kt?ry wierzy w to, co opowiada i z wiary szczerej ludzi z czystym uczuciem, kt?rzy wierz? w to, co im opowiadanym jest. Za granicami tej ufno?ci i wsp?lnego poj?cia, gdzie si? zbiegaj? harmonijne organizacje, poezja jest tylko czczym s?owem, tylko sztuk? ja?ow? sk?adania wierszy. Dlatego poezja w znaczeniu prostym i pierwotnym tego wyrazu nie istnieje dzi? prawie, tylko mi?dzy gminem, kt?ry sam jeden jest panem potrzebnych do niej warunk?w. Chcesz si? z ni? bli?ej zapozna?, musisz szpera? po starych ksi?gach pisanych przez ludzi gor?cej wiary i prostego ducha, albo te? zasi??? w kole wie?niaczym. Tam to jeszcze kr??? tkliwe i urocze podania, kt?rych powadze nikt si? nie o?mieli zaprzeczy?, a kt?re z pokolenia na pokolenie przechodz? jak pu?cizna w nieomylnym i powa?nym s?owie starc?w. Tam ?adnej wzi?to?ci nie mog? mie? szydercze zarzuty zarozumia?ych m?drk?w, dla kt?rych docieka? wiecznie s? zamkni?te tajemnice duchowo, bo aczkolwiek zdaj? si? goni? za prawd?, zdobywaj? same tylko w?tpliwo?ci. Klechda, podanie, legenda nie mo?e przypuszcza? ?adnej rozprawy ani krytyki, tarcza bowiem g??bokiej wiary odbija pociski wymaga? rozumowych, jak i wzgardliwej filozofii; utwory te ludowe nie s? zmuszone zamyka? si? w obr?bach zwyk?ego prawdopodobie?stwa, nawet w obr?bach mo?liwo?ci; bo to, co nie jest dzi? mo?liwym, bez w?tpienia by?o nim za dawnych czas?w, kiedy ?wiat m?odszy i niewinniejszy zas?ugiwa?, aby B?g robi? dla niego cuda, kiedy anieli i ?wi?ci bez ubli?enia swej niebia?skiej dostojno?ci mieszali si? z ludem prostym i czystym, kt?ry dzieli? sw?j ?ywot mi?dzy prac? dnia ka?dego i pe?nienia ?wi?tych powinno?ci. II Najniebezpieczniejszym nieprzyjacielem klechdy, podania, pie?ni gminnej, zgo?a wszelkiej wiary jest (a u?amkowa cywilizacja stan?w wy?szych przeciskaj?ca si? do ludu; ona mu bowiem za ods?onienie kilku materialnych ulepsze? i cel?w odbiera szeroki ?wiat duchowy, z kt?rym wie?niak w ?ci?lejszych zostawa? stosunkach ni? najwybujalszy filozof. Najlepiej o tym przekonamy si? z do?wiadczenia na ludzie w og?lno?ci, je?eli rozwa?ymy, jakim jest w krajach, gdzie go pewna o?wiata owion??a, a jakim w tych, gdzie przy dawnych swoich wyobra?eniach pozosta?? Oto w pierwszych - straci? bardzo wiele z swojej prostoty, z swej ?wiadomo?ci duchowej, ze swojej poezji; piosnek, kt?rymi od wiek?w odzywa?y si? jego lasy i pola, dzi? wstydzi si? ?piewa? jako zbyt prostackich; w powie??, kt?r? opowiada, nie wierzy i nie gniewa si?, gdy kto? j? wy?mieje: zgo?a, zamieniwszy wszystkie skarby uczuciowe na zyski materialne, staje si? bardziej kosmopolit? i wszystko mu jedno, czy przewraca? ziemi? w przedpotopowych lasach nowego ?wiata, czy na besarabskim stepie. Ta p??cywilizacja odejmuje ow? wo? niewinno?ci, owe szczytn? prostot? w?a?ciw? plemionom, co piel?gnuje nie wygas?e ognisko wiary; i patrzmy tam, gdzie jeszcze nie dosi?g?a, pojawiaj? si? niezmierne materia?y, z kt?rych d?o? tw?rczego geniuszu mo?e wznie?? budow? sp??czesn? o wiele spanialsz? nad wszystkie mrzonki nowoczesnych socjalist?w. Rozumiem tu g??wnie lud w naszych polskich ziemiach tak ruski, jak litewski. Dzisiaj jest on takim jeszcze, jakim by? przed tysi?cem i wi?cej lat. Religia chrze?cija?ska podci?gn??a tylko jego wyobra?enia pod jeden wielki system domowy, spo?eczny i polityczny, a bynajmniej nie zniszczy?a dawnych poda?, ale wyt?umaczy?a je i uzupe?ni?a, co w?a?nie, jak si? wyra?a Mickiewicz, stanowi jej charakter post?pu. Wiadome powszechnie, ?e mi?dzy dogmatami chrze?cija?stwa a dogmatami poga?skimi jest zwi?zek.* Religia chrze?cija?ska nie znios?a ofiary, tylko wykry?a jej znaczenie, nie odrzuci?a poj?cia pierwiastk?w z?ego i dobrego, tylko obja?ni?a ich stosunek, ??czy?a si? przeto z najistotniejszymi zasadami wiary pogan. III S?dz?, ?e ?le ci robi?, kt?rzy za nic poczytuj?c t? samorodn? cywilizacj? ludu, gardz? ni? jako przes?dem lub zabobonem i gwa?tem mu narzucaj? formy spo?ecze?stwa zachodniego, kt?re jak to dobrze dzi? czujemy, opieraj? si? na do?? niegruntownych podstawach, gdy? lada system, lada wypadek, wstrz?sa je i obala. Daleko wa?niejszym zadaniem by?oby, miasto przewraca? zbutwia?e karty przesz?o?ci, z kt?rych nie mo?e nic ?ywotnego si? wysnu?, czyta? w otwartej ksi?dze ludu; zbada? jego ?ycie wewn?trzne (zewn?trznym, to jest politycznym, dot?d nie ?y?) we wszystkich korzeniach i ga??ziach tego tajemniczego drzewa i znale?? klucz do jego serca, kt?re dot?d jeszcze si? nie otwar?o i nie otworzy nawet za obiecane z?ote g?ry. W przedmiocie tym najja?niej i najg??biej wypisa? si? autor rozprawy O g?ralach tatra?skich umieszczonej w pi?mie czasowym "Rok 1844" na miesi?c wrzesie? posz[yt] IX, do niej wi?c odsy?am; tam znajdzie si? i podzia? tej pracy, i wytkni?te jej cele. To jeszcze natrac?, ?e przedsi?wzi?cie to, tak pod wzgl?dem u?ytku publicznego, jak literackiej zas?ugi, przynios?oby tysi?ckro? wa?niejsze korzy?ci ni? og?aszanie zda? pscudopostcpowych, ni? wertowanie starych broszur lub paszkwili i karykatur r??noczcsnych, z kt?rych pan Maciejowski odgadywa? przesz?o?? polskiego i ruskiego narodu. Nie za stolikiem, to z pi?rkiem i okularami, nie nad stosem szparga??w przychodzi si? do odkrycia nowych prawd lub ?wiat?w; Kolumb m?g? z niekt?rych wie?ci od islandzkich ?eglarzy domy?la? si? o istnieniu nieznanej ziemi, ale by?by jej nigdy nie odkry?, bez spuszczenia si? na wiatr i losy, bez po?wi?cenia swej osoby nie-pcwno?ciom morza. Nie przecz?, ?e w pracach tego rodzaju potrzebne s? gruntowne i g??bokie wiadomo?ci, ale tylko jako ?rodek, i to podrz?dny. Przyk?ad Chodakowskiego wielu w tym wzgl?dzie poruszy?, ale wszyscy cz?stkowie dzia?ali tylko w tym nowym dla siebie ?ywiole; ci do pie?ni, owi do klechdy, inni do stroj?w i zwyczaj?w ludu, a nikt jeszcze nic obj?? jednej prowincji jednego plemienia** ze wszystkimi zwyczajami, wyobra?eniami, pie?niami, muzyk?, ta?cami, przys?owiami, podaniami miejscowymi, tajemnicami lekarskimi, z nauk? astronomii, histori? naturaln? (ludow?) i innymi ga??ziami ?wiata umys?owego. Taki opis zaspokaja?by potrzeb? nasz?; uczy?by szanowa? t? istot?, kt?ra acz stoi na najni?szym szczeblu spo?ecze?stwa, przechowa?a mo?e w swym ?onie pierwotne objawienie i najdawniejsze tradycje. IV Wyk?adaj?c wysokie zas?ugi wynikn?? mog?ce z pracy tego rodzaju, nie przecz?, ?e na to potrzeba nie lada odwagi, nie lada si?y moralnej, a nade wszystko szczytnej mi?o?ci i prostoty duszy; gdy? bez ostatnich warunk?w niepodobn? jest rzecz? dosta? si? do tajemnic gminu. Chciawszy dozna? wzajemno?ci, nale?y takim stan?? w oczach wie?niaka, jakim on jest sam; z t? wiar?, z tym prostym czuciem, bez ??dnej spekulacji ani podej?cia. To bowiem, co ma s?u?y? za przysz?y ?ywio?, za tkank? wysokich przeznacze?, nie powinno by? u?yte na karb dumy autorskiej lub dla nasycenia pr??nej ciekawo?ci. Wie?niak nasz jakby ostrzegany przeczuciem, ?e kwiat jego uczu?, popad?szy si? w r?ce nie po?wi?cone, utrac? wo? sw? i barwy, ma si? ci?gle na baczeniu i nie?atwo przed pierwszym lepszym tajemnicze s?owo uroni lub pie?? od?piewa. Najlepiej to wiedz? ci, co przestawali z ludem i chcieli ze? co? wyci?gn??***. Powiada? mi pewien, i? maj?c na my?li podanie podg?rskie pyta? we wsi, czy tu nie ma kogo, co by umia? opowiada? bajki? Wskazano mu jakiego? starca. - Poznawszy si? z nim, cz?stuj? go kieliszkiem, m?wi grzecznie, w ko?cu nakr?ca do poda? miejscowych i klechd. Starzec uj?ty zacz?? opowiada? - my?licie, ?e klechdy i podania? Bynajmniej - zby? go jakimi? t?ustymi anegdotami. - Inny znowu na Litwie nie m?g? si? doprosi? pie?ni u pewnego starca; dopiero kiedy raz podochoceni ch?opcy zacz?li wy?piewywa? wszeteczne piosenki, starzec ?w przej?ty zgroz? obr?ci? si? do zbieracza pie?ni i zawo?a?: - Za moich m?odych lat nie znano piosnek, jakie ta znikczemniona m?odzie? ?piewa, ale takie tylko ?piewano - i zawi?d? przecudn? dum?, si?gaj?c? B?g wie, jak g??bokiej przesz?o?ci Litwy. Wie?niak otoczony nieprzyjaznymi sobie ?ywio?ami, ci?niony obca cywilizacj?, broni swych p?od?w duchowych jak najwi?kszej ?wi?to?ci, jakby broni? krzy?a ze znakiem Zbawiciela, gdyby ?wi?tokradca przyszed? go wywraca?. Co wi?cej, ma on swoje pewniki i prawa, kt?re my nazywamy przes?dem lub zabobonem, lecz bardzo fa?szywie; albowiem s? to prawdy u?wi?cone starym bardzo do?wiadczeniem, a utrzymuj?ce si? w postaci przys?owia lub przypowie?ci; do liczby takich prawd nale?y i ta, aby strzec swoich tajemnic jak oka w g?owie, inaczej, rozpowszechnione trac? na swej mocy i pot?dze. Wiemy, jak trudno wydoby? jaki ?rodek lekarski od ch?opa, kt?ry go zbawiennie u?ywa; w jego bowiem przekonaniu nie nale?y si? zwierza? dla nasycenia czyjej? ciekawo?ci, ale tylko pod uroczyst? przysi?g?, cz?sto na ?o?u ?mierci, jak to ojcowie synom swoim czyni? zwykli. Tak? to ostro?no?? okazuje wie?niak w udzielaniu wszystkiego, w co wierzy; przeciwnie tam, gdzie za pierwszym s?owem prawi, co ?lina do ust przyniesie, gdzie pomiesza ?wieckie i obce wiadomo?ci ze swymi w?asnymi, tam nie wierz jego bredniom, bo ju? uroni? na zawsze tajemniczy kwiat paproci, kt?ry mu odkrywa? wszystkie skarby. Na dow?d powy?szych mych twierdze? przypominam tu Staszica, kt?ry wyra?nie m?wi w Ziemior?dztwie g?r karpackich, jak trudno by?o mu co wydoby? od g?rali, mianowicie o owych talizmanach gdzie nazwiska perskie, Amschapsans i Bachman, wspomniane by?y. Takie jedno odkrycie wy?wieci?oby mo?e lepiej nasze pochodzenie, nasze dawne stosunki, ni? tylokrotne dociekania z pisarz?w obcych, kt?rych stopa nigdy nie zab??dzi?a na polsk? ziemi?; ucho nigdy d?wi?ku s?owia?skiej nie s?ysza?o mowy. V Z drugiej strony wszed?szy z ludem w duchowy stosunek, przypuszczeni zostajemy do wsp?lnego z nim dziedzictwa, wchodzimy do tej jaskini istnie-j j?cej w podaniu, gdzie mo?emy gar?ciami podnosi? drogie kamienie i z?oto, i byle si? nie obraca? poza siebie, byle nie mie? na my?li zdrady przeciw duchowi zostaj?cemu na stra?y. Tak jest, wszed?szy raz do tej jaskini poda?, .klechd, pie?ni, uczu? i wyobra?e?, nie wolno nam obraca? si? na ten ?wiat drugi, gdzie ?ycie nagi??o si? tylko do konwcncjonalizmu, do kszta?t?w zmys?owych, gdzie rozbiorowo??, a razem konieczny jej wypadek - w?tpliwo?? lub zaprzeczenie, zaj??y miejsce silnej wiary i ?ywej poezji, bez kt?rych ludzko?? nigdy nie jest w stanie ani podnie?? si? wysoko na drodze post?pu, ani tworzy? dzie? przynosz?cych nie?miertelno??. - O, tylko spytajmy tych, co mieli szcz??cie rozmawia? z ludem, a raczej wyci?gn?? z niego jaki nowy materia?, ile doznali rozkoszy wewn?trznej; jak ich poj?cia przeczy?ci?y si? zaraz, jak wszelkie dotychczasowe przypuszczenia nabra?y przekonywaj?cej pewno?ci; Chodakowski odkrywszy jakie? zapomniane uroczysko lub horo-dyszcze, dowiedziawszy si? o jakim? obrz?dzie, jak po nici Ariadny odkrywa przej?cia labirynt?w dziejowych i nie posiada si? w uniesieniu; Narbutt za od?piewan? sobie piosnk? Mile?ka Lietwa oddaje Litwinowi w zapale zegarek, bo z niej wion?? zaraz duch o?ywczy na t? przesz?o??, za kt?r? marnie ?ciga? po martwych kronikarzach. Drobne to tylko przyk?ady; bo i usi?owania dot?d by?y drobne. Najznamienitsze jednak dot?d zas?ugi opr?cz Chodakowskiego i w cz??ci W?jcickiego po?o?y? pan Izopolski, o ile mog? wnosi? z urywk?w jego umieszczonych w "Athenaeum". Od lat wielu szuka? on po Ukrainie pie?ni, poda?, zwyczaj?w, obrz?d?w itp., wygotowa? obszerne dzie?o, kt?re nie wiem dlaczego, gdy tyle ramot si? pojawia, not?d tylko u?amkami i wyj?tkami nas dochodzi. Zajrzyjmy do niego, co m?wi o Ukrai?cu, kiedy ci pier? swoj? otworzy: Wszystkie pami?tki ?ywe obudzaj? uczucia w Ukrai?cu, a oko jego, jakkolwiek z nimi jest oswojone, zawsze jednak zas?pia si? t?sknym uczuciem, gdy mu zwr?cisz uwag? na te resztki przesz?o?ci, w kt?rej ?yje Ukrainiec, kt?r? si? pyszni i szczyci; i kto go tylko zdo?a zniewoli? dla siebie, komu on poufa, temu od?piewa wszystkie pie?ni, jakie umie o dawnych czasach, mieszaj?c te razem z mi?osnymi, hulackmi i tym podobnymi; opowie znane sobie powie?ci o zdarzeniach i bohaterach, w kt?rych cze?? sw? dici tych powie?ci i pami?tek zako?czy t? t?skn? my?l?: tak kiedy? by?o! - S?ysz?c te wyrazy, gdy je Ukrainiec z ca?ym rozrzewnieniem wymawia, widz?c jego oczy na p?? wzniesione do nieba, na p?? jakby pami?tkami przesz?o?ci ol?nione; jego praw? r?k? na piersiach z?o?on? lub spl?tan? na g?owie w g?stych w?osach; jego na koniec wyraz twarzy i poruszenie g?owy maluj?ce ?ywy obraz uczu? serca, nie mo?esz nie westchn?? l nie podzieli? jego t?sknoty za przesz?o?ci?. Taki to obraz wywn?trzaj?cego si? syna stepu podaje nam p. Izopolski; zobaczmy?, co m?wi o g?ralu tatrza?skim pan Zejszner (Biblioteka [Warszawska] 1844. Lipiec): Powie?ci opowiadaj? Podhalanie wielce dramatycznie. Zdaje si?, jakoby tych zdarze? byli naocznymi ?wiadkami. Ich twarze i ca?a posta? przybiera wtedy wyraz to podziwienia, to ?alu, to smutku; w dali jednak przebija si?, jakby spoza oblok?, wyraz prawdy ostrzegaj?cej, ?e to s? pi?kne uludzenia, bez rzeczywisto?ci, kt?rych sprawdzenia ?yczy? by sobie warto. Ukrai?ca t?skny ?al za pi?kn? przesz?o?ci?, Podhalana pragnienie, aby si? te z?ote rojenia sprawdzi?y, s? jakby przeczuciem tej jasnej drogi, po kt?rej mamy d??y? do odrodzenia w post?pie, czyli przechodzi? z wysokiego wykszta?cenia form do r?wnie? wysokiego wykszta?cenia ducha, ju? to staj?c si? prostymi, wierz?cymi, jak ten lud wielki w swej niewinno?ci i ciemnocie, ju? to na tej?e drodze, u?yczaj?c mu zasob?w naszego do?wiadczenia i odkry? na polu nauk i ?ycia spo?ecze?skiego. VI Z tych kr?tkich napomknie? o wa?no?ci bada? nad naszym ludem, jako te? o trudno?ciach towarzysz?cych podobnym przedsi?wzi?ciom, przyst?puj? do pom?wienia kilku s??w o niniejszym zbiorze poda? i legend wykonanym przeze mnie. Nie roszcz?c sobie bynajmniej prawa do tak wysokiej zas?ugi, jak? wskaza?em tym, co si? po?wi?c? doskona?emu zg??bieniu jakiej cz??ci kraju, pod wzgl?dem bada? nad ?wiatem umys?owym ludu, wykona?em tylko bardzo ma?? cz?stk? tego wielkiego i pracowitego zadania, zbieraj?c same podania, czyli tradycje miejscowe; ju? to odnosz?ce si? do pomnik?w, jak: mogi?y, zamki, kamienie, ju? do miejsc, jak: jeziora, rzeki, lasy, g?ry, jaskinie; tak?e do os?b historycznych; do legend ko?cielnych przechowywanych w jakiej pami?tce - nast?pnie te? i do wyobra?e? dzi? istniej?cych o nadzwyczajnych istotach, czarownicach, diab?ach, wilko?akach itp. Wszystko, co tylko mog?o mnie doj?? z drukowanych ?r?de?, u?y?em na ten cel; mianowicie za? z Klechd p. W?jcickiego i ze Wspomnie? Wielkopolski p. E. Raczy?skiego, aczkolwiek w ostatnie to dzie?o wp?yn??o wiele poda? pi?ra znanego poety Berwi?skiego i artyku??w umieszczonych w "Przyjacielu Ludu". Wiele poda? dostarczy?y mi kroniki nasze; a legend - ?ywoty ?wi?tych; znaczna jednak?e cz??? dosz?a mnie z ustnych opowiada?, b?d? wprost od ludu, b?d? od os?b, kt?re przypadkowo lub z umys?u przysz?y do posiadania onych?e. Zwracam tu uwag? czytelnika, ?e do zbioru niniejszego nie przyj??em tak zwanych klechd czyli bajek; ten rodzaj bowiem utwor?w gminu nale?y do innego dzia?u. Podanie w?a?ciwe trzyma si? albo pewnego miejsca, albo te? nosi na sobie cech? pewnej rzeczywisto?ci historycznej lub pochodzenia z czas?w poga?skich, gdy przeciwnie klechda, swobodna jak wietrzyk, jest czyst? igraszk? fantazji lubuj?cej si? w pewnych obrazach i przedmiotach, a mianowicie w postaciach bohaterskich. Lud do niej nie przywi?zuje tej religijnej wiary, jak? ma cz?sto w podanie; tym ona jest dla niego, czym dla nas romanse rycerskie lub powie?ci Hofmana. Niewypowiedzianej warto?ci by?by zbi?r takich klechd, ale z koniecznym rozgatunkowaniem i oddzieleniem tych, kt?re si? z Tysi?ca Nocy nasnu?y. Z tego powodu niech si? kto nie dziwi, dlaczego zbi?r m?j nie zawiera wiele wi?cej nad 150 poda? - albowiem wi???c si? do pewnych miejsc, nie s? tak ?atwe do zebrania, jak klechdy lub pie?ni; a co najwi?ksza, ?e od lat wielu nie maj?c sposobno?ci odda? si? temu rodzajowi pracy, musia?em albo poprzesta? na tych podaniach, kt?re mia?em nie og?oszone w moim zbiorze, albo korzysta? z uprzejmo?ci os?b posiadaj?cych takowe. Z tym wszystkim zamiar m?j zbierania ich dalej, tak z dzie? og?aszanych drukiem, jak z w?asnych poszukiwa?, nie ustaje z wydaniem niniejszego dzie?a; mam bowiem to przekonanie, ?e liczba poda? ogromn? jest w naszym kraju, a mianowicie w Krakowskiem i na Litwie. Ostatnie szczeg?lniej odznaczaj? si? niepor?wnanym urokiem poetyckim i wyra?nie czu? si? w nich daje, ?e poga?ska przesz?o?? Litwy nie jest zbyt jeszcze odleg?? Namieni? tu musz? mimochodem o niekt?rych podaniach zas?yszanych przeze mnie, lecz tylko urywkowo lub niedok?adnie. Warto, aby osoby, kt?rym b?d? przyst?pne, postara?y si? o zebranie onych i og?oszenie drukiem. I tak: w Krakowskiem kr??y powie?? o kr?lewnie, kt?ra nie chcia?a i?? za m??, lecz gdy na ni? nalegano, odrzek?a, ?e ten b?dzie jej m??em, kt?rego znajd? jedz?cego na ?elaznym stole; dworzanie wyszli szuka? takiego cz?owieka i znale?li rolnika w polu jedz?cego obiad na ?elaznym lemieszu. Zdarzenie to przypomina podanie o Libuszy. Znowu: olbrzymka wyszed?szy w pole znalaz?a wie?niaka orz?cego wo?mi, wzi??a go wi?c, a my?l?c, ?e to jaki osobliwy robak, przynios?a pokaza? ojcu; lecz ten j? zgromi? m?wi?c, ?e bez tych robak?w poumieraliby?my z g?odu. Podobne podanie s?ysza?em w Wogezach. Na Pobere?u opowiadano mi o So?odywym Buniu, kt?ry mia? tak ogromne brwi, ?e kiedy chcia? popatrze?, musiano mu dawa? pod nie podp?rki. O tym?e samym Buniu jest dok?adna powie?? w kromce znajduj?cej si? w archiwach konsystorza we Lwowie. Wnosz?, ?e w tej osobie przechowa?a si? pami?? po?owieckiego wodza, Boniaka. W G?rznie w Wielkopolsce, gdzie pokazuj? szcz?tki dawnego zamczyska, kt?ry mia? nale?e? do kr?la Przemys?awa, rozpowiadaj? o bia?ej niewie?cie, pojawiaj?cej si? zwykle w po?udnie z p?kiem kluczy. Jest ?e to pami?tka Ludgardy ?yj?ca w tym podaniu? Na ka?dym prawie miejscu mo?na znale?? plon mniej wi?cej okwity, byle ch?? mie? ku temu i nie wa?y? lekce podobnych pami?tek. Nie licz?c ju? innych st?d korzy?ci dla badaczy i poet?w, ka?da okolica nabiera wi?cej powabu, je?eli g?o?nym si? stanie podanie o niej. Ktokolwiek zwiedza? nadre?skie zamki i zwaliska, ten przyzna, ?e najwi?kszy sw?j urok winny romantycznym podaniom, kt?re po ust?pieniu dawnych rycerzy same teraz z wij?cym si? bluszczem udzielnie w tych sokolich gniazdach panuj? i odm?adzaj? my?l? ?ywotn? milcz?ce i ponure g?azy. -------------------------------------------------------------------------------- * Nie mo?na twierdzi?, aby przy gorliwo?ci pierwszych aposto??w chrze?cija?skich religia ?ama?a si?: do wyobra?e? pogan, jak to utrzymuj?| niekt?rzy; raczej przyj?? nale?y, ?e w bezduszne formy wiar pierwotnych wst?powa? duch chrze?cija?ski o?ywia? je. Liczne tego mamy dowody: na Ukrainie obrz?d Kupaj?a zeszed? si? z ?w. Janem Chrzcicielem, kt?rego zowi? Iwan Kupaj?o; to? samo o Kolladzie i Pa?ykopie, z kt?rych pierwsza przypada na Bo?e Narodzenie, drugi na dzie? 27 lipca, kiedy Ko?ci?? obchodzi ?w. Pantelemona. Na ?mudzi tak?e si? mod?a do Perkunateli, czyli do Naj?wi?tszej Panny nazywanej u nich Panna Maria Perkunatele. W Po?adze, jak m?wi ks. Jncewicz, gdzie jest g?ra Biruly, lud odbywa pobo?ne pielgrzymki i uznaje ja za ?wi?ty i w?a?nie kiedy zwiedza? t? g?r?, postrzeg? wie?niaczk? chodz?c? na kolanach oko?o krzy?a; gdy j? spyta?, dlaczego si? modli? Odrzek?a: w czasie mojej choroby uczyni?am ?lub, je?li tylko przyjd? do zdrowia, odwiedz? gr?b ?wi?tej Biruty. ** Mi?dzy ludem naszym, kt?ry acz jednego szczepu, postrzega? si? daj? znaczne r??nice, ju? to w ubiorze, ju? w przechowywaniu poda? miejscowych, ju? w zwyczajach; dlatego nale?y odr??nia? tubylc?w od p??niejszych osadnik?w; tak np. w Krakowskiem plemi? chrobackie daje si? pozna? od plemienia przyby?ego z Wielkopolski, kt?re si? z nim pomiesza?o. To samo i gdzie indziej. *** Nie tylko u nas, ale i gdzie indziej trudno jest dosta? si? do poda? i pie?ni ludu. Pos?uchajmy, co m?wi w tej mierze o wie?niakach kampa?skich p. Visconti w dzie?ku Saggio de canti popolari delia provincia di Marittima e Campagna, Roma 1830. - "Ilekro? zdarzy?o mi si? prosi? wie?niak?w lub ich ?ony o powt?rzenie ?piewanych piosnek, zawsze odbiera?em odmowna odpowied? i tylko niekiedy za wysoka nagrod? sk?oniono si? do mego ??dania; a i to jeszcze winienem byt bardziej rozkazowi os?b maj?cych u wie?niak?w powag? ni? dobrej ich woli. Pie?ni te tak wiernie maluj? wewn?trzne uczucia ich serca, i? ??danie moje zdawa?o im si? by? nie tylko dziwne, lecz obra?aj?ce; prawie jak gdyby im kto wydziera? najskrytsz? tajemnic?. Twarze ich pokrywa? wtedy rumieniec, w ca?ej postaci okazywa? si? przymus, pomieszanie i kwa?ny humor trudny do opisania - pudor guidam poene subrusticus - jak si? wyra?a Cicero. Smok 2. Mysia wie?a w Kruszwicy Gdy pani ksi??na us?ysza?a o ich ?mierci, pom?wi?a, i? ich bogowie skarali. Powiadaj?c to, ?e musieli co z?ego nam my?li?, i nie da?a ich chowa?, jedno w jezioro wmieta?; z kt?rych cia? poczyni?a si? wielko?? myszy, kt?re si? rzuci?y na Popiel? i z?ar?y go, i zamordowa?y i jego ?on?, i syny, kt?rych nie mogli s?udzy ani ogniem, ani broni? odegna?; a chocia? na wod? uciekali, wsz?dzie ich myszy goni?y, a? na koniec gard?a dali od nich na zamku kruszwickim. Gmin kruszwicki utrzymuje po dzi? dzie?, ?e Popiel chc?c si? od natr?tnych myszy zas?oni?, kaza? zrobi? wielk? szklan? bani?, w kt?rej si? zamkn?? z ?on? i z dzie?mi, i tak kaza? si? pu?ci? na jezioro Gop?o, ale i to nie pomog?o, bo myszy bani? przegryz?y i zajad?y Popiela. 3. Piast 4. Pi?ciu m?czennik?w kazimierskich Wo?nica m?j, poczciwy kmiotek okoliczny, przemywszy sobie oczy cudown? wod? z studzienki, wyrwa? z grzyw lichych swych szkapin po gar?ci w?osienia i pokropione ta? wod? zaczepi? o drzazg? na ?cianie; a kiedym go, nie?wiadomy na?wczas jeszcze poda- nia, zapyta? o przyczyn? tej dziwnej operacji, odpowiedzia? mi z powag? polskiemu ch?opkowi w?a?ciw?, ?e woda ta za lepszych, prawowitszych czas?w daleko wi?ksz? mia?a si?? cudown?, bo nie tylko ?lepot?, ale wszystkie inne kalectwa leczy?a, a ludziom w ?asce Bo?ej b?d?cym nawet cz?onki odci?te za jej pomazaniem odrasta?y. Cudowno?? za? ta, bardzo dawnych si?ga czas?w i z dziwnie starymi zdarzeniami jest po??czona. Dzia?o si? to za rz?d?w wielkiego kr?la naszego Chrobrego, kt?ry przy wolnym czasie na ?owy zje?d?a? w te strony; — bo by?y te? to — m?wi? dalej m?j opowiadacz — by?y to strony dzikie i le?ne, woko?o bagna i puszcze. St?d jeno mila do ?lesina, a tam dzi? jeszcze knieje s?awne z rozboj?w; nasi starzy powtarzali, a i my z?ym parobczakom mawiamy: b?dziesz zbija? na borach ?lesi?skich. Dawniej oczywi?cie jeszcze gorzej by?o; nie tyle, prawda, z?ych ludzi, ale dzikiego i drapie?nego zwierza wi?cej si? chowa?o po wi?kszych puszczach. M?j ojciec, co ?yli lat dziewi??dziesi?t i sze?? na ?wiecie, powiadali mi, ?e raz za m?odych lat, kiedy powr?cili z jarmarku i jednego konia wyprz??onego wprowadzili do stajni, to drugiego przez ten czas wilki zjad?y przy dyszlu. Takie to tu przed stu laty by?y puszcze, a jakie? by? musia?y wonczas, kiedy do nich Chrobry na ?o- wy zje?d?a?. Mieszka? on wtedy tam, gdzie dzi? Gos?awice, na zamku, kt?ry dopiero za pami?ci dziadka mego si? spali?: a wielk? stadnin? swych koni miewa? na b?oniach przy rzece, w tej okolicy, gdzie potem miasto za?o?y?, kt?re nazwa? Koninem, oczywi?cie od tego, ?e si? tam konie jego pas?y. By?o te? w?a?nie, ?e naonczas w tej puszczy mieszka?o pi?ciu pustelnik?w — wszyscy pono bracia: Jan, Mateusz, Izaak, Krystyn i Barnabasz. Najstarszy pomi?dzy nimi wiekiem i naj?wi?tobliwszy, Barnabasz, by? ich prze?o?onym i mieszka? na osobno?ci, tu w?a?nie, gdzie dzisiaj ta kapliczka ze studzienk? cudown?. Reszta za? mieszka?a razem, cho? ka?dy w osobnym domeczku; na pami?tk? tych domk?w do dzi? dnia utrzymuj? w Kazimierzu kapliczki, ka?d? w swoim miejscu, podobnie jak owo t? ?go Barnaby. Trza za? wiedzie?, ?e miasto Kazimierz du?o p??niej za?o?ono: owi ?wi?ci pustelnicy mieszkali w kniei, kt?r? wko?o swoich chat karczowali, zamieniaj?c las na ogr?d. Najbardziej jednak i najusilniej pracowali nad zbudowaniem ko?cio?a; czego pono jednak nie dokonali, bo im ?mier? m?cze?ska przeszkodzi?a; nagromadzili przecie bardzo wiele polnych kamieni, kt?re g?adko obrabiali w kostk?; z nich potem wystawiono ko?ci?? wspania?y, a kiedy p??niej zgorza?, odbudowano go drugi raz, a znowu zgorza?y po trzeci raz wystawiano tak, jak oto do dzi? dnia stoi owa wspania?a fara kazimierska. Mo?ecie tam jeszcze teraz przypatrzy? si? tym cudownym kamieniom, kt?re si? w murach znajduj? pomi?dzy ceg?? — bo trza wam wiedzie?, ?e ko?ci?? powi?kszono tak, ?e na ca?y kamieni nie wysta?o; ale jest ich przecie i tak dosy?, a wszystkie r?k? ?wi?tych pustelnik?w ociosane. Byli te? to ?wi?ci robotni jak ch?op polski, a skromni w jadle i napoju. Przez d?ugi czas ?yli jeno korzonkami i troch? warzywa, kt?re w swoich ogr?dkach sadzili. Mi?sa ani ryby nie zasmakowali nigdy, bo mi?sa ?lubowali nie je??; a co do ryb, to cho? tu w okolicy po jeziorach nie brak — czym?e ich mieli biedni pustelnicy u?owi?? — musieli si? tedy obej?? i przesta? na korzonkach. Ale B?g lito?ciwy nie chcia? ich opu?ci? przy ci??kiej pracy w g?odzie i niedostatku — bo to do pracy, panie, si? cz?eku trzeba. Owo? tedy taki cud im sprawi?. Jednego razu szed? tymi stronami pewien rze?nik z Gniezna, tako? cz?ek poczciwy i bogobojny — i ni?s? kawa? mi?sa dla swego rodzonego, co tam gdzie? jeszcze dalej mieszka? na kmietwie; a kiedy tu w t? okolic? zaszed? w czasie po?udnia, ujrza? pi?ciu biednych pustelnik?w, jak lich? spraw? z korzonk?w sporz?dzon? zajadali modl?c si?. Ot?? ulitowa? si? na nimi poczciwy rze?nik, a by? dobrym chrze?cijaninem i chcia? im da? to, co ni?s? dla brata — ale pustelnicy przyj?? nie mogli, a Barnaba rzek? mu: ?e mi?sa nie jedz?. Owo? tedy cz?owiek z rzemios?a rze?nik, bo mi?so jada? i lubi? — jeszcze bardziej litowa? si? pocz?? nad nimi — i szczerze ?a?owa?, ?e raczej nie jest rybakiem, bo wtedy nie mi?so, ale zapewne ryb? ni?s?by dla brata i m?g?by ni? g?odnych pustelnik?w nakarmi? — co, ?e szczerze m?wi?, Pan B?g wszechmocny oczywi?cie pokaza?, bo zaraz owo mi?so przemieni? w ryb? bardzo wielk? i pi?kn?. Zdumieli si? wszyscy niepoma?u, a rze?nik poczciwy, upad?szy na kolana, dzi?kowa? Panu Bogu za to, ?e go wys?ucha? raczy?, i odda? ryb? Barnabie, kt?ry j? pob?ogos?awi?, a oddawszy g?ow?, sprawi? i upieczon? spo?y? razem z drugimi i z owym rze?nikiem modl?c si? Panu; g?ow? za? wpu?ci? do ma?ej studzienki, kt?r? mia? przy swej pustelni, bo mu tak g?os Bo?y rozkaza? w jego duszy. Owo? nazajutrz, kiedy si? znowu wszyscy ko?o po?udnia zeszli na obiad, po odprawionych modlitwach, poszed? Barnaba do swojej studzienki i ?owi? w niej zacz??, bo mu znowu g?os Bo?y w jego duszy tak zrobi? rozkaza? i ku zadziwieniu wszystkich wydoby? z niej ryb? w ca?o?ci tak?, jak j? wczoraj odebra? z r?k rze?nika, a pob?ogos?awiwszy odci?? g?ow?, ryb? upieczon? spo?y? z bra?mi swymi, a g?ow? do studzienki zapu?ci?. Nazajutrz ryba znowu odros?a w ca?o?ci i tak cud ten co dzie? si? powtarza? i ?ywi? biednych pustelnik?w; a cho? to cud wielki i niepoj?ty, to i moc Boska wielka i niepoj?ta, m?j dobrodzieju, a Jego ?aska nieustaj?ca nigdy nie wysycha, jak owa woda tej studzienki, za kt?rej pomazaniem niejednemu ju? cz?onki odrasta?y jakoby na pami?tk? szczerej ofiary i dobrego uczynku, kt?rymi si? ?w poczciwy rze?nik gnie?nie?ski przed Panem Bogiem zas?u?y?. Ali?ci i zgorszenia przyj?? musz? — jak Chrystus Pan uczy. Owo? tedy zdarzy?o si? w par? lat p??niej, ?e Chrobry w te strony na ?owy zajecha? — a poluj?c po puszczy, zawin?? raz na miejsce, wykarczowane r?k? ludzk?, gdzie by?o troch? uprawnej ziemi i cztery ma?e chateczki. Pozna? on wtedy dopiero owych pustelnik?w, o kt?rych pierwej nigdy nie s?ysza? — dziwi? si? ich ?wi?tobliwemu ?yciu i niezmordowanej gorliwo?ci w ociosywaniu kamieni na przybytek chwa?y Bo?ej — a widz?c za- razem ich ub?stwo i n?dz?, ?e by? kr?l wspania?y i wielki, chcia? im jako? dopom?c i po kr?lewsku ?ask? swoje okaza?. Odda? im przeto wszystko srebro i z?oto, kt?re mia? ze sob? i na sobie — tak zna? tusz?c, jako cz?owiek ?wiatowy i mo?ny, ?e ca?ym szcz??ciem na ?wiecie jest ta mamona mizerna, a nie wiedzia? zasi?, ?e owi pustelnicy na ub?stwo ?lubowali Bogu; oni mu te? tego nie rzekli, czy to z przestrachu przed tak wielkim i pot??nym kr?lem, kt?rego pierwszy raz ogl?dali, czy te? mo?e z?e ich skusi?o; bo? to i ?wi?ci miewali pokusy, a nie zawsze im si? oparli. Dosy?, ?e bogactwa przyj?li — a patrzeli na to dworscy kr?lewscy i zazdro?cili im skarb?w, m?wi?c do siebie, ?e lepiej by ich u?y? mogli na dworze jak owi na puszczy. Owo? sta?o si? dalej, kiedy kr?l odjecha?, a obiadowa godzina nadesz?a, ?e si? czterej bracia wedle zwyczaju zebrali u najstarszego Barnaby, kt?ry na ustroni zamieszka?y, o tym, co zasz?o, nie wiedzia? i po dawnemu odm?wiwszy modlitwy pobieg? ?owi? ryb? w studzience. Ali?ci t? ra?? wy?owi? jeno g?ow? nieodro?ni?t?, a spojrzawszy na braci, widzia? wstyd ich i pomieszanie i rzek? zasmucony: bracia, zgrzeszyli?cie! Oni te? przyznali si? zaraz do winy, a widz?c wyra?ny gniew Bo?y, po- stanowili przeb?aga? go ci??kimi pokutami, kt?re sami na si? na?o?yli; Barnaba za? postanowi? zwr?ci? kr?lowi, co jest kr?lewskiego; wnet zabrawszy skarby zostawione uda? si? z nimi w drog? do Gos?awic, gdzie kr?l na wypoczynek zwykle wieczorem z ?o- w?w powraca?. Tu czeka? na niego do nocy, a uzyskawszy wreszcie pos?uchanie, stawi? si? przed nim w pokorze i rzek?: "Kr?lu mi?o?ciwy! Jestem Barnaba pustelnik i najstarszy brat tych czterech, kt?rych dzisiaj przez nie?wiadomo?? pokusi?e? do grzechu. ?lubowali?my na ub?stwo, a oni od ciebie z?oto przyj?li. Da?e? im skarby tego ?wiata, a odebra?e? skarb niebieski — ?ask? nieustaj?c? Pana. Odbierz, kr?lu, co twego; a przyczy? si? za nami modlitw? do Boga, aby nam przywr?ci? raczy? spokojno?? nasz? doczesn? i zbawienie wieczne!" Kr?l zdumiony prostot? i ?wi?tobliwo?ci? Barnnby, czu? to sam u siebie, ?e ?le zrobi? kusz?c ?wiatowymi bogactwy ?wi?te ub?stwo, ale jako by? dumny z natury i stanu swego, nie chcia? si? zaraz przyzna? do winy i m?wi?, ?e owo z?oto zostawi? gwoli pr?dszego wybudowania ko?cio?a, w kt?rym by niezad?ugo chcia? widzie? od- prawion? chwa?? Bo??; ali?ci miasto odpowiedzi pocz?? tu Barnaba gorzko p?aka? i zn?w si? rado?nie u?miecha?, czym kr?l mocniej jeszcze zdumiony zapyta? si? o przyczyn? tego dziwnego p?aczu i ?miechu, a Barnaba rzek?: "P?acz?, m?j kr?lu, nad straszn?, cho? sprawiedliw? kar?, jak? B?g w tej chwili braciom moim za ich przewinienie wymierza, a raduj? si? ze szcz??cia, jakie ich czeka w niebiesiech!" I tu duchem proroczym natchniony o?wiadczy? kr?lowi, ?e dworzanie jego widz?cy pozostawione braciom pustelnikom bogactwa, unie?li si? chciwo?ci? i ?pi?cych nocn? por? napadli, a nie mog?c znale?? owych skarb?w w ?adnym domku pustelniczym rozumieli, ?e je gdzie? w ziemi zakopano i m?czarniami chcieli wym?c ich odkrycie, co gdy nie pomaga?o, przez z?o??, czy te? z obawy, aby poznanych nie doniesiono kr?lowi, wszystkich braci pomordowali okrutnie. "Widz? t? krew m?cze?sk? — wo?a? p?acz?c Barnaba — w tej chwili dokonywaj? swej zbrodni, ostatni i najmilszy brat m?j Mateusz upada pod ciosami zab?jc?w. Ale B?g sprawiedliwy nie dopu?ci im ucieczki, kt?r? si? chc? ratowa?!" Jako? kr?l wys?a? zaraz ?ucznik?w gwoli schwytania morderc?w i wnet ukaza?a im si? wielka ?wiat?o?? ponad puszczami i wiod?a ich na miejsce dokonanej zbrodni. By?a to ?una bij?ca od chat podpalonych przez zb?jc?w, kt?rzy rozum utraciwszy woko?o nich biegali jak b??dni. Jedni m?wi?, ?e wzrok postradali, ale to pono Pan B?g takie omamienie zes?a? na nich, ?e nie wiedzieli, dok?d ucieka? i wnet si? wszyscy dostali w r?ce pogoni. Tej jeszcze nocy stawiono powi?zanych przed kr?lem, kt?ry w gniewie wielkim chcia? wszystkich okrutn? ?mierci? potraci?, ale Barnaba wstawi? si? za nimi i jako dobry chrze?cijanin prosi? o lito?? dla nieprzyjaci??, czego jednak kr?l wys?ucha? nie chcia?, bo by? twardej woli. Ot?? wtedy Barnaba widz?c, ?e u ziemskiego mocarza politowania nie znajdzie, upad? na kolana i gor?co modli? si? do Boga, aby nie dozwoli? zatraty tylu dusz grzesznych, kt?re si? pokut? i skruch? oczy?ci? jeszcze mog? na ziemi; a modli? si? tak gor?co, ?e go B?g wys?ucha? i nowy cud pokaza?, bo oto zaraz opad?y wi?zy z r?k i n?g winowajc?w; co gdy kr?l ujrza?, pozna? w tym wszechmocny palec Bo?y i przeciw jego wyrokom stawia? si? nie ?mia? i zostawi? Barnabie zbrodniarzy, kt?rzy w nim zbawc? i ?wi?tego uznali, i poprzysi?gli nigdy go odt?d nie odst?pi?; jako? udali si? z nim na puszcz? i tam nowy cud ujrzeli; bo oto owe chaty, co tak jasno w nocy gorza?y, teraz przez ogie? nietkni?te sta?y w ca?o?ci. Wprowadzili si? do nich nowi pustelnicy i ci??kimi pokutami starali si? sprawiedliwo?? Bosk? przeb?aga?; jako? te? pewnie B?g pe?en lito?ci darowa? im ich winy; a dot?d ludzie poczciwi utrzymuj? na miejscach, gdzie owe chaty pustelnicze sta?y, takie same kaplice jak owo tu ?go Barnaby, kt?r??my w Miniszewie widzieli. Stan?wszy w Kazimierzu pospieszy?em obejrzy? owe staro?ytne kaplice i znalaz?em na ich drewnianych ?cianach g??wniejsze sceny z ?ycia pi?ciu pustelnik?w wymalowane przez jakiego? miejscowego artyst?; a ma?y ch?opczyk, kt?ry by? moim ciceronem, powt?rzy? mi ich histori? z niekt?rymi drobnymi wariantami i ofiarowa? si? jedn? jeszcze osobliwo?? pokaza? w domu pewnego mieszczanina, dok?d zaszed?szy, ogl?da?em pok?j, w kt?rym niegdy? nocowa? Karol XII, trzymaj?c przez noc ca?y ?a?cuch przeci?gni?ty dziur? wydr??on? w ?cianie bocznej, do kt?rego przykuty by? nieszcz??liwy Patkul uwi?ziony w przyleg?ym pokoju. Nazajutrz rozerwano ko?mi Patkula na ma?ej ??czce, kt?r? lud do dzi? dnia Patkulk? zowie, i do dzi? dnia opowiadaj? mieszkance Kazimierza jego ?mier? m?cze?sk? i okrucie?stwo Karola, pokazuj?c ow? dziur? w ?cianie jako niew?tpliwe ?wiadectwo. Patkul jest sz?stym m?czennikiem kazimierskim! WIADOMO?? HISTORYCZNA Kiedy Romuald w Pereo zamieszkiwa? (gdzie by? klasztor kamedu??w), pos?a? kr?l Boles?aw do cesarza z pro?b?, a?eby mu ten- ?e przys?a? duchownych, kt?rzy by w pa?stwie jego lud na wiar? nawracali.* Dw?ch tylko pomi?dzy wszystkimi by?o, kt?rzy si? gotowymi na t? podr?? o?wiadczyli; z tych jeden Jan, drugi si? zwa? Benedykt. Ci tedy id?c do Boles?awa zatrzymali si? pierwej (pod jego opiek?) w pustyni i dla tym lepszego nawracania i kazania uczyli si? pilnie j?zyka s?owia?skiego: si?dmego za? roku, gdy ju? mow? krajow? dobrze poznali, do Rzymu wyprawili mnicha, prosz?c przeze? najwy?szej g?owy Ko?cio?a (Jana XVIII zwanego XIX) o wolno?? nauczania i dodaj?c zarazem, a?eby im z braci ?go Romualda przyprowadzi? niekt?rych, co by regu?y ?ycia pustelniczego ?wiadomi wesp?? z nimi w krajach s?owia?skich zamieszkiwali. Boles?aw zasi? chc?cy koron? od powagi rzymskiej uzyska?, pocz?? rzeczonych zacnych m???w upornymi pro?bami nalega?, a?e- by r??ne jego podarunki papie?owi zanie?li, a przynie?li mu za nie od Stolicy Apostolskiej koron?; lecz oni przyzwolenia pro?bom kr?lewskim stanowczo odmawiaj?c, rzekli: "Do ?wi?tego pocztu nale?ym Nie wolno nam wcale zajmowa? si? doczesnymi sprawami." I tu porzucaj?c kr?la do cel swych wr?cili. Ale niekt?rzy z orszaku poznawszy zamiar kr?lewski, a nie zna- j?c odmowy m???w ?wi?tych, ?le rozumieli, jakoby oni znaczn? ilo?? z?ota przeznaczonego dla Stolicy Apostolskiej do celi zabrali.** Um?wiwszy si? tedy pomi?dzy sob? postanowili napa?? potajemnie noc? pustelni?, zabi? mmich?w i unie?? pieni?dze. Napad ten za- mierzony gdy b?ogos?awieni m??owie us?yszeli, pow?d jego od razu zmiarkowawszy spowied? pomi?dzy sob? czyni? i znakiem krzy?a ?wi?tego zbroi? si? pocz?li. By?o tam zasie dw?ch m?odzieniaszk?w dodanych im na towarzysz?w przez kr?la, kt?rzy wedle si? bronili ?wi?tych przeciw z?oczy?com, lecz po powt?rnym napadzie zmog?szy ich rabusie, wszystkich jednakowo dobytymi mieczami pomordowali. Potem trwo?liwie skarbu szukaj?c, a nic nie znalaz?szy, usi?owali pustelni? i cia?a m?czennik?w popali?, a?eby tym sposobem zbrodni? sw? ukry? i przyczyn? wypadku ?ci?gn?? na po?ar. Lecz pod?o?ony ogie?, mimo wszelkich usi?owa? ludzkich, zaj?? si? nie chcia?, jak gdyby owe lepianki nie z drzewa, ale z krzemieni by?y stawiane. Po daremnych usi?owaniach chcieli si? rabusie ucieczk? ratowa?, ale i tego nie dozwoli?a opatrzno?? Boska, gdy? przez noc ca?? po le?nych zaro?lach, b?otnych moczarach i ponurych kniejach z trwog? drogi szukaj?c, w ?aden spos?b b??dnymi nogi znale?? jej nie mogli. Co wi?cej — nawet pugina??w usch?ymi r?koma do pochew wsadzi? nie zdo?ali. Gdzie zasie cia?a ?wi?tych le?a?y, tam a? do dnia nie przesta?a b?yszcze? ?wiat?o?? wielka i brzmie? s?odycz anielskiego ?piewu. Za nadej?ciem ranku nie mog?o si? to, co zasz?o, ukry? przed kr?lem; bez zw?oki tedy uda? on si? z licznym orszakiem na miejsce pustelni, i a?eby z?oczy?c? nie uszli, otoczy? las lud?mi. Z?oczy?c?w zasie znaleziono, kar? Bo?? przywi?zanych a? dot?d do w?asnych miecz?w. Rozwa?ywszy, co z nimi pocz??, postanowi? kr?l ostatecznie nie kara? ich ?mierci? tak, jak zas?u?yli, lecz ?elaznymi ?a?cuchami do grobu m?czennik?w przyku? ich rozkaza?; w kt?rym to stanie albo do ko?ca ?ycia swego pozosta? mieli, albo te? — je?liby si? inaczej ?wi?tym m?czennikom zdawa?o — dop?ty, dop?ki by ich ci? ?wi?ci w mi?osierdziu swojem z p?t nie uwolnili. A gdy ich wedle rozkazu kr?lewskiego do grobu ?wi?tych przykuto, wnet niewys?awion? Boga wszechmocno?ci? uwolnieni zostali z p?kaj?cych si? kajdan. Odt?d, po wystawieniu na grobie ?wi?tych ko?cio?a, nieprzeliczone dziej? si? tam po dzi? dzie? cuda. Cesarz zasie Henryk ?wiadomy zamiar?w Boles?awa, wszystkie drogi czatami obsadzi? kaza?, a?eby pos?owie Boles?awa w jego popadli r?ce. Mnich tedy wyprawiony przez ?wi?tych m?czennik?w ostatnimi czasy do Rzymu, schwycony nareszcie i w wi?zieniu osadzony zosta?. W nocy zasie odwiedzi? go anio? pa?ski i oznajmi? mu, ?e dokonali ?ywota ci, od kt?rych by? pos?a?. Tyle Damianus; za nim powtarza? t? wiadomo?? Kosmas pragski, D?ugosz, Naruszewicz i inni. W roku za? 1777 wysz?a w Poznaniu ksi??eczka nabo?na, przedrukowana tam?e w roku 1842: Pi?? filar?w..., czyli nabo?e?stwo do ?wi?tych pi?ciu m?czennik?w kazimierskich: Jana, Benedykta, Mateusza, Izaaka i Chrystyna, w kt?rej s? godzinki i hymny na cze?? tych m?czennik?w po dzi? dzie? w Kazimierzu ?piewywane. Na tytu?owej karcie nie umieszczono imienia Barnaby, ale w jednym hymnie znajduj? si? dwa takie wiersze: Cho? si? przez Barnabasza wszystko odes?a?o, Opowie?? ludu zgadza si? po wi?kszej cz??ci z tre?ci? tych pie?ni. 5. Wskrzeszenie Piotrowina 6. M?cze?stwo ?w. Stanis?awa na Ska?ce 7. O Piotrze Du?czyku Dopiero to Piotr Du?czyk bierze si? do budowli i zewsz?d cie?li i mularzy sprowadza; ale c?? potem, oto chcia? by? m?drszym od biskupa i wystawi? trzydzie?ci klasztor?w i siedmdziesi?t ko?cio??w. Na nic si? to wszystko nie przyda?o i po staremu by? ciemny. Powraca wi?c do Krakowa do biskupa, a ten go ofuknie: — C?? to za pycha, cz?owiecze! Co za niepos?usze?stwo Wszak?em ci trzy klasztory i siedm ko?cio??w stawia? kaza?. Id? i czy?, jak ci rozkazano. Nieborak t? ra?? pych? zdj?? z serca. Postawi? trzy klasztory i siedm ko?cio??w i natychmiast przejrza? 8. Obl??enie Nak?a 9. Pani Kinga — Pszenic? siej? — odrzek? g?ral. — Szcz??? ci Bo?e — odpowiedzia?a — ale je?li? poczciwy cz?owiek, tedy zrobisz, coc powiem. Jutro tu b?dzie goni? srogi nieprzyjaciel za nami i b?dzie pyta? si?, czy?my t?dy nie sz?y; ty za? odpowiedz, ?e?my sz?y w?a?nie, kiedy? sia? pszenic? na tym ?anie. — Dobrze — rzek? g?ral, ale nim zdo?a? si? onej pani pok?oni?, ju? jej nie by?o. Nazajutrz wstawszy do ?witu idzie na pole — patrzy, a tu nowy cud, bo gdzie wczoraj sia?, tam dzi? bujaj? pszeniczne k?osy. Nie wyszed?szy jeszcze z podziwienia, dolatuje go t?tent jazdy — spojrzy na drog?, a tu ?ma Tatar?w. Jeden przypada do? i pyta: — Powiedz mi, cz?eku, a nagrodz?? hojnie, czy nie widzia?e? tu wczoraj pani Kingi? — Widzia?em — odpowiedzia? — jak sz?a t?dy z siostrami, a w?a?nie sia?em t? pszenic?. Tatarzyn znowu b?aga go, w ko?cu grozi mieczem; ale g?ral odpowiada: widzia?em j?, sz?a t?dy, kiedy sia?em t? pszenic?... I tak tatarska pogo? wr?ci?a si? tym samym szlakiem, kt?rym przysz?a. 10. Pawe? z Przemankowa Ten to biskup by? przy tym tak my?liwy, i? gdy msz? miewa?, tedy psi oko?o niego chodzili i z soko?y przed nim my?liwcy stali. Nawet trafi?o si? to, ?e gdy mu kto z sieci zwierza zepsowa?, tedy go rohatyn? z gniewu przebi?. 11. Biskup Gamrat 12. Czterdzie?ciu dziewi?ciu m?czennik?w sandomierskich A gdy na klasztor gwa?townym p?dem nieprzyjaciel uderzy?, braciom na Salve Reginae wynij?? kazawszy, wszystkim zada? ?mier? m?cze?sk?. 13. Wawrzyniec Powodowski, kawaler malta?ski Naradziwszy si? przeto pra?aci i kanonicy odprawili za niego rozmaite nabo?e?stwa, przybrawszy posta? pokorna, lichtarze wielkie z woskowymi ?wiecami, kt?re wed?ug ceremonia?u akolici nosi? powinni, trzymali w r?ku sami pra?aci, a w ich nieobecno?ci kanonicy, a tak usta?o na koniec owo okropne zjawisko roku 1544 dnia 26 kwietnia. Podanie dodaje jeszcze, i? takowe okazywanie si? w ko?ciele zmar?ego Powodowskiego kar? by?o za jego na?miewanie si? za ?ycia z p?onnego, jak mniema?, zwyczaju, aby kawaler malta?ski w czasie nabo?e?stwa pa?asz dobywa? i nim w powietrzu przed o?tarzem macha?. 14. Procesja duch?w P?ki? niebo i ziemi?. Wiekuisty Panie, 15. Z?otary?ko 16. Kr?lowa Ba?tyku Razu jednego rozes?a?a kr?lowa wszystkich szczupak?w z listami do najznakomitszych bogi? Jury *, prosz?c do siebie na gody i spoin? porad?. Nadszed? dzie? naznaczony i zaproszono boginie przyby?y; wtenczas kr?lowa, otoczona przydwornym orszakiem, ukaza?a si? w sali, uprzejmym uk?onem powita?a go?ci i zasiad?szy na bursztynowym tronie tak m?wi? zacz??a: „Mi?e przyjaci??ki i towarzyszki moje! Wiecie to dobrze, i? wszechw?adny m?j ojciec Praam?imas, pan nieba, ziemi i morza, mojej opiece i w?adzy poruczy? te wody i wszystkich mieszka?c?w w nich b?d?cych; same by?y?cie ?wiadkami moich ?agodnych i szcz??liwych rz?d?w. ?aden najmniejszy robaczek, ?adna najdrobniejsza rybka nie mia?y przyczyny skar?y? si? i narzeka?. Wszyscy ?yli w pokoju i zgodzie; nikt si? na ?ycie drugiego targn?? nie odwa?y?. Teraz za? jeden nikczemny rybAk Castitis znad brzeg?w moich posiad?o?ci, tam gdzie rzeka ?wi?ta ho?d memu kr?lestwu P?aci; jeden nikczemny ?miertelnik o?miela si? narusza? spokojno?? niewinnych moich poddanych, ima? w sieci i na ?mier? wskazywa?; gdy ja, ja sama do w?asnego sto?u ani jednej nie ?miem u?owi? rybki. Fl?derki nawet, kt?re tak lubi?, po jednej po?owie zjadam, a drug? nazad do wody wpuszczam**. Takiej ?mia?o?ci nie mo?na pu?ci? bezkarnie: oto gotowe czekaj? nas ?odzie, p?y?my nad brzegi Szwenty, bo w?a?nie o lej po?e zwyk? on zarzuca? sieci. Naszymi pl?sy i ?piewy zwabimy go na dno rnorza udusim w u?ciskach i oczy ?wirem zasypiem. Rzek?a i natychmiast sto ?odzi bursztynowvch po?eglowa?o dokona? okrutnej zemsty. P?yn?, s?o?ce pogodnie ?wieci, morze ciche, a echo) ju? roznosi po wybrze?u s?owa ich pie?ni: Bi?da ci, rybaku m?ody. Stan?wszy boginie blisko uj?cia rzeki postrzeg?y rybaka, jak siedz?c na brzegu rozwija? sieci. Zaj?ty prac?, zrazu nic nie uwa?a?, lecz gdy go urocze dosz?y ?piewy, zwr?ci? wzrok na wod? i ujrza? sto ?odzi bursztynowych i sto przecudnych dziewic, a wszystkim przewodniczy?a z koron? na g?owie, z bursztynowym ber?em w r?ku kr?lowa morza. D?wi?k coraz milszy si? rozlega, otaczaj? go morskie panny i swymi wdzi?ki do siebie wabi? poczn?: O, rybaku pi?kny, m?ody, My obdarzym boskim stanem. S?yszy to rybak i uj?ty zdradliwa pon?t? ju? chce si? rzuci? w obj?cia bogini, gdy kr?lowa skinieniem ber?a ka?e si? uciszy? towarzyszkom i tak do zdumionego rzecze: — St?j, niebaczny! Zbrodnia twa wielka i godna kary, jednak ci przebacz? pod jednym warunkiem. Podoba?a mi si? twoja uroda. Kochaj mi?, a b?dziesz szcz??liwy. Lecz je?liby? wzgardzi? mi?o?ci? Juraty, wtedy za?piewam ci tak? piosnk?, ?e wnet b?dziesz w mej mocy, a za dotkni?ciem mego ber?a zginiesz na wieki. M?odzieniec wybra? i zaprzysi?g? jej wieczna mi?o?? Kr?lowa na to: — Teraz ju? jeste? moim. Nic zbli?aj si? do nas, bo by? zgina?. Za to co wiecz?r b?d? przyp?ywa? do ciebie i na tej g?rze, kt?ra odt?d od twego imienia zwa? si? b?dzie Castitv zawsze zobacz? si? z tob?. Po czym znikn??a kr?lowa z ca?ym orszakiem. Rok ju? mija?, jak co wieczora kr?lowa Jurata przyje?d?a?a na brzeg i na g?rze widywa?a si? z kochankiem; lecz Perkun dowiedziawszy si? o tej schadzce rozgniewa? si? mocno, ?e bogini powa?y?a si? ukocha? ?miertelnika. A gdy jednego roku wr?ci?a kr?lowa do swego pa?acu, spu?ci? z nieba piorun, kt?ry rozpruwszy morskie ba?wany uderzy? w mieszkanie kr?lowej, sam? zabi? i bursztynowy pa?ac na drobne roztrzaska? cz?stki. Rybaka za? Praam?imas przyku? na dnie morza do ska?y i po?o?y? przed nim trupa jego kochanki, na kt?ry wiecznie patrz?c, przymuszony jest op?akiwa? swoje nieszcz??cie. Dlatego to teraz, gdy wicher morski zaburzy fale, s?ycha? j?k z daleka — to j?k biednego rybaka; a woda wyrzuca kawa?ki bursztynu — to s? szcz?tki pa?acu kr?lowej Ba?tyku. 17. Witolf By? to cz?owiek nadzwyczajny: przesz?o?? wiedzia?, tera?niejszo?? rozumia?, przysz?o?? zgadywa?. Kr?lowie do jego rady i woli stosowali si?. On przebywa? na swoim statku morze od brzegu do brzegu ?wiata pr?dzej, ni?eli kto m?g? przez Niemen przeprawi? si?. Rozmawia? z ksi??ycem i zna? niesko?czenie wiele gwiazd po imieniu. Mia? konia nazwanego Jod?, na kt?rym wiatry wyprzedza?. Pa?acem jego by?a g?owa owego konia; przez jedno ucho wchodzi?, przez drugie wychodzi?. Kiedy u pewnego kr?la biesiadowa?, ko? Witolfa zszed? si? na b?oni z klacz? kr?lewska, kt?ra mia?a? podobne przymioty: ale bogowie nie chc?c, aby rodzaj takich olbrzymich zwierz?t rozmna?a? si?, przykryli ich dwiema, g?rami, pn?cymi si? jedna na druga. Witolf z rozpaczy oddali? si? ze dworu tego kr?la i kiedy powraca? z wojskiem na zawojowanie jego kr?lestwa, trafi? pod t?? g?r? na smoka Pukisa, z kt?rym walcz?c pokona? go i niezmierne skarby zabra?. Wreszcie pojedna? si? z kr?lem tamecznym, gdy? oba czarownikami byli. 18. Krysztofor * Przybywszy do niego Oferusz popisywa? si? ze swoj? si?? i zosta? mile przyj?ty; nie odst?powa? odt?d na chwil? boku mocarza i by? jego najulubie?szym powiernikiem. Podoba?o si? to bez w?tpienia Oferuszowi, postanowi? wi?c ca?e ?ycie na dworze po- zosta?. Ale zdarzy?o si? pewnego dnia, ?e jeden z s?ug kr?lewskich wym?wi? w gniewie imi? diab?a. S?ysz?c to kr?l bogobojny prze?egna? si? krzy?em ?wi?tym. — Dlaczego to zrobi?e?? — zapyta? si? Oferasz, kt?ry jeszcze by? poganinem i nie zna? zwyczaj?w chrze?cija?skich. — Zrobi?em to dlatego — odpowiedzia? kr?l — ?e boj? si? diab?a. — Kiedy ty si? diab?a boisz, wi?c jeste? s?abszy od niego. — P?jd? ja zatem s?u?y? u silniejszego pana — zawo?a? Oferusz i zaraz dw?r kr?lewski opu?ci? i pow?drowa? na puszcz?, w kt?rej dnia pewnego napotka? rot? czarnych rycerzy, z rogami na g?owie, z pazurami u r?k, a z wid?ami w pazurach. W po?rodku siedzia? najczarniejszy i najokropniejszy na tronie z g??w trupich i ko?ci ludzkich i wrzasn?? rykliwym g?osem: Oferusie; Czego szukasz? — Szukam diab?a — odpowiedzia? nieul?kniony Oferusz — a?eby u niego s?u?y?. — Ja jestem diab?em — rzek? w?dz czartowski i poda? r?k? Oferuszowi, kt?ry odt?d boku jego nigdy nie odst?powa?; a by? mu jak prawa r?ka przydatny. Pewnego dnia wyruszy?a ca?a owa rota po zdobycz do pobliskiego miasta i przyby?a na drogi krzy?owe, k?dy sta?a Bo?a m?ka. Postrzeg?szy j? dow?dca zatr?bi? co tchu na odwr?t. — Dlaczego to zrobi?e?? — zapyta? Oferusz. — Dlatego, m?j przyjacielu, ?e si? boj? Chrystusa! — odpowiedzia? diabe?. Ty si? boisz Chrystusa, pomy?la? sobie Oferusz, wi?c jeste? s?abszy od niego; p?jd? wi?c s?u?y? Chrystusowi. I znowu diab?a opu?ci?; a w?druj?c po puszczy napotka? ubogiego pustelnika i zapyta? go: - Gdzie jest Chrystus? — Wsz?dzie! — odpowiedzia? pustelnik, ale poganin nie rozu- mia? i pyta? powt?rnie: — Jak ja mam s?u?y? Chrystusowi? — M?dl si? a pracuj! — rzek? zapytany. Modli? si? Oferusz nie umia?, lecz umia? pracowa?. Poszed? tedy za pustelnikiem nad bystry strumie? p?vn?cy z g?ry i dowiedzia? si?, ?e ka?dy pielgrzym, chc?cy si? przeprawi? na drug? stron?, tonie na ?rodku. — Tobie — m?wi? pustelnik — da? B?g silne zdrowie i cia?o olbrzymie, przeno? wi?c podr??nych na swoich barkach. Je?eli to zrobisz dla mi?o?ci Chrystusa, to ci? przyjmie1 za swego s?ug?. — Zrobi? to dla mi?o?ci Chrustusa — zawo?a? Oferusz i przenosi? dniem i noc? wszelkich pielgrzym?w, wspieraj?c si? na ogromnej so?nie, kt?r? wyrwa? z korzeniem. Pewnej nocy zasn?? g??boko, znu?ony prac? dzienn?; wtem s?yszy g?os dzieci?cia wo?aj?cy go trzy razy po imieniu. Wsta? wi?c bez zw?oki, wsadzi? dzieci? na barki i wkroczy? we wod?, kt?ra dawniej zaledwie kolan mu si?ga?a. Ale dzisiaj, gdy stan?? na ?rodku, szum powsta? i wicher, woda si? wzburzy?a; ba?wany bi?y z w?ciek?o?ci? o brzegi, a Oferusz zgi?? si? pod dzieci?ciem jak pa??k i pierwszy raz w ?yciu uczu? strach i dr?enie. Podni?s? wi?c g?ow? i rzek?: — Dzieci?! Dzieci?! Dlaczeg?? ty takie ci??kie? Mnie si? zdaje, ?e ?wiat ca?y d?wigam na moich ramionach? — Nie tylko ?wiat d?wigasz na swoich ramionach — odpowie- dzia?o dzieci? — ale i tego, kt?ry ?wiat stworzy?. Jestem Chrystus, kt?remu ty s?u?ysz; chrzcz? ciebie w imi? Ojca, w imi? moje i w imi? Ducha ?wi?tego. Odt?d nazywa? si? b?dziesz Krysztofor, to jest piastun Chrystusa. Odt?d wi?c nazywa? si? ?w wielkolud Krysztoforem i chodzi? wzd?u? i wszerz po ?wiecie, aby naucza? s?owa Pana swojego i zosta? za te nauki od pogan ukamienowany. 19. Anafielas 20. Krumine Gdy wytrzebiono na pole pewny las, pe?en niegdy? smok?w, Staubunas zwanych, znaleziono w nim kamie?, na kt?rym Prze- znaczenie, Pram?ymas, wyry?o palcem swym przed wiel? wiekami od bog?w naznaczony los dla c?rki Krumini. Zaledwie wyczyta?a ten napis, ze w?ciek?o?ci? pa?aj?ca gniewem i zemst?, zapuszcza si? kr?lowa w podziemne pa?stwo Pokola. Ale gniew jej zosta? rozbrojony czu?ym spotkaniem: albowiem ujrza?a przeciw sobie id?c? nie?mierteln? c?rk?, orszakiem naj?liczniejszych wnucz?t otoczon?, kt?re, upad?szy jej do n?g, wzywa?y przebaczenia dla matki swojej. Kr?lowa nie tylko da?a si? przeb?aga?, ale zezwoli?a na przep?dzenie z nimi lat kilku. Kiedy powr?ci?a do swego kr?lestwa, znik?y tu?actwa, dziko??, rozboje. N?dza, g??d, nago?? przemieni?y si? w obfito??, dostatki, przepych i mi?e rolnicze obyczaje. Lud ub?stwia? swoj? kr?low? i nauczycielk? najpo?yteczniejszej sztuki. 21. Nemon 22. Rumszys — Czego sobie masz ?ycie odbiera?, kiedy przeznaczeniem twoim ]est by? najbogatszym i najszcz??liwszym cz?owiekiem. — Rumszys roz?mia? si? gorzko i wskakuje w przer?bel, ale szatan go pochwyci? i z wody wyci?gn??. — S?uchaj, Rumszysie, wyratowa?em ci? od ?mierci — rzecze szatan — a teraz dowiedz si?, ?e byleby? zapragn??, b?dziesz bogatym, ale musisz da? mi wprz?dy to, czego? w domu nie zostawi?. Rumszys si? namy?li?, ca?y jego dom tak by? n?dzny, znik?d zreszt? niczego si? nie spodziewa?, ?e wnet zezwoli? na warunek szatana. W drodze ju? skutek obietnicy si? okaza? — pi?kny rumak z z?otym rz?dem stan?? przed Rumszysem, mia? na sobie w?r, a w nim futro, szabla i dzwonek. Ubra? si? tedy, siad? na konia — lecz go nikt w domu nie pozna?; dzieci zacz??y si? chowa? za piec, a ?ona rzek?a: M?j m??u! P?ki? by? biedny, to ci? kocha?am, ale teraz widz? ci? w zlocie, nie mog?e? tego zapracowa?, musia?e? z?upi? kogo, to brzydz? si? tob?. Rumszys opowiedzia? jej swoj? przygod?, ale to ?ony nie uspokoi?o, owszem bardziej jeszcze p?aka? pocz??a. — Przekl?ty! — zawo?a?a — a to?e? w?asne dziecko zaprzeda?, dzisiaj porodzi?am syna. Tu si? zasmuci? Rumszys, siedzia? d?ugo przy ogniu, i postanowi? zaraz nazajutrz zawie?? syna do Krywe-krywejty, aby si? w ?wi?tyni wychowa?, ?eby niewie?ciego pokarmu nie zasmakowa?, a przez to, ?eby nabra? mocy i szatana zwojowa?, gdy przyjdzie czas umowy, w kt?rym szatan ma zabra? m?odego Rumszysa; mia?o to by? w dziewi?tnastym roku ?ycia. Gdy to Rumszys uskuteczni?, zaj?? si? budow? wsi; ?atwo mu posz?o, bo na co tylko zadzwoni?, wszystko sz?o, gdzie kaza?, sosny same z boru przychodzi?y i k?ad?y si? w porz?dne zr?by. Kogo uderzy? szabl?, zmienia? si? w co chcia?, a gdy przywdzia? futro, m?g? wr??y? i widzia?, co si? na drugim ko?cu ?wiata dzia?o. Wie? zbudowana nad Niemnem od Rumszysa Rumszyszkami si? nazywa. Gdy m?ody Rumszys dor?s?, by? nadzwyczajnie silny i tak ?wi?tobliwych obyczaj?w, ?e szatan nie mia? do duszy jego ?adnego przyst?pu. J?? wi?c kusi? powt?rnie ojca obiecuj?c mu nie?miertelno??, byle zezwoli? na jedn? pr?b?. Zgodzi? si? Rumszys i kaza? szatanowi na godzin? przed kurami wylecie? z domu swojego i nim kury zapiej?, przynie?? olbrzymi kamie? spod K?ajpedy. Diabe? leci, lecz pomimo wszystkich wysile? nie m?g? z kamieniem zd??y? na czas; kur zapia?, kiedy od Rumszysa mieszkania tysi?c krok?w by? zaledwie. Szatan zawy? z rozpaczy, rzuci? kamie? w Niemen. D?ugo jeszcze potem nocami przeszkadza? podr??nym, a? na koniec znikn?? zupe?nie, a ?w kamie? sterczy do dzi? w poprzecz Niemna i tworzy pr?g, z kt?rego woda z szumem si? wali. 23. Wajdelotka 24. Mogi?y Soroki*, Nepromacha i Praksedy W p??niejszych czasach na szczycie mogi?y Soroki mia? wyrosn?? d?b ogromnej wysoko?ci, a na jego wierzcho?ku po?o?ono blach? dla rozpalania na niej ognia ostrzegaj?cego okolicznych mieszka?c?w o zbli?aniu si? nieprzyjaciela. 25. Mogi?a Perepiat i Perepiatycha 26. Mogi?a Me?anki 27. ?wirydowa mogi?a 28. Wa? Olgi 29. Wa? ?mii W niepami?tnych czasach Kozaczyzny B?g zes?a? na kozacki nar?d straszliw? potwor? nazwan? ?mij?, kt?ra ca?? krain? spustoszy?a najokropniej. W?adca tej ziemi zapobiegaj?c dalszym nieszcz??ciom u?o?y? si? z potwor? t? codziennie dawa? jej na po?arcie jednego m?odzie?ca, kolej? z ka?dej rodziny w kraju. W sto lat potem przysz?a kolej na rodzin? panuj?c?, w kt?rej by? tylko jeden m?odzian, ostatni rodu potomek. Pr??no ca?y nar?d ofiarowywa? w zamian swych syn?w, potw?r ?mija zamiany nie przyjmowa?. W?wczas nieszcz??liwy m?odzieniec by? zawieziony na oznaczone miejsce, aby by? po?arty od ?mii. M?odzie?cowi temu, gdy si? tam zosta?, zjawi? si? anio? i nakaza? ucieczk? przed ?mij?: dla uskutecznienia jakowej nauczy? go modlitwy i Ojcze nasz: jako?, gdy zbli?enie si? ?mii uprzedzi? gwa?towny szum wichru, m?odzieniec przedsi?wzi?? ucieczk?, kt?ra trwa?a trzy dni i trzy noce; skoro za? m?odzieniec cho? na chwil? przesta? powtarza? nauczon? modlitw?, natychmiast zaczyna?y go pali? wyziewy z paszczy rozsro?nej i ?cigaj?cej ?mii. Czwartego dnia m?odzieniec ca?kowicie z si? wyniszczony, ju? prawie by? do?cigany, gdy ujrza? przed sob? ku?ni?, gdzie ?wi?ci Hleb i Borys pracowali nad zrobieniem pierwszego p?uga dla ludu tej krainy, i m?odzieniec skry? si? do owej ku?ni, a ?wi?ci przera?eni s?yszanym szumem wichru, uprzedzaj?cym o zbli?aniu si? ?mii, ?elazne drzwi ku?ni zatrzasn?li i w tej?e prawie chwili przybieg?a ?mija, pro?b? i gro?b? ??daj?c wydania sobie m?odzie?ca; czego gdy ?wi?ci uskuteczni? nie chcieli, ?mija trzy razy zaliza?a j?zykiem ?elazne drzwi ku?ni i za czwartym razem j?zyk na wylot przesadzi?a. W?wczas ?wi?ci, maj?c na pogotowiu rozpalone kleszcze, schwycili ?mij? nimi za j?zyk; a tak z?apan? wprz?gli do gotowego ju? p?uga i odrzucili nim skib?, do dzi? nazywan? wa?em ?mijowym. II Drugie o tych?e wa?ach podanie, wi?cej rycerskie, tak samo jak poprzedzaj?ce si? zaczyna, wywodz?c tylko pochodzenie ?mii, ?e wysz?a z morza i siedm g??w mia?a i ?e jej nie m?odzie?ce, lecz najpi?kniejsze po?wi?cano dziewice. Wypad?a kolej na kr?lewn?, kt?r? mimo ci??ki ?al rodzic?w i narodu odprowadzono na oznaczono miejsce, gdzie gdy nieszcz??liwa p?aka?a, przyby? jaki? nieznajomy m?odzieniec, od st?p do g?owy zbrojny i o przyczyn? p?aczu zapyta?; w czym obja?niony, przyrzek? kr?lewnie wybawi? ja od ?mierci i dla nabrania si?y do walki ze ?mij? po?o?y? si? spa?, poleciwszy zbudzi? siebie kr?lewnie. Gdy ?oskot do gromowego podobny zwiastowa? zbli?anie si?; ?mii, strwo?ona dziewica upadki na kolana przed ?pi?cym bohatyrem i pod uchylonym he?mem ujrzawszy pi?kn? twarz m?odzie?ca uczu?a w sercu nowe, dot?d obce dla siebie wzruszenie. Wtem ?za jej spad?a na twarz ?pi?cego, czym gwa?townie obudzony zawo?a?, dlaczego by tak go mocno w twarz upiek?a? Odrzek?a, i? ?mija si? zbli?a. M?odzieniec uchwyci? bro? i w pogotowiu czeka? na ?mij?. Wkr?tce nast?pili walka, kt?ra trwa?a trzy dni i trzy noce. przerywana. to odpoczynkiem walcz?cych, to mimowolnym wykrzyknieniem kr?lewny, gdy kt?ra z siedmiu g??w ?mii upad?a pod nogi jej bohatyra; czwartego dnia ?mija zosta?a pokonana, straciwszy ostatni?, si?dm? g?ow?. W?wczas m?odzieniec odwi?z? kr?lewn? jej rodzicom, o?eni? si? z ni? i wzi?? w posagu kr?lestwo: ?eby za? nowa ?mija kiedy nie przysz?a od morza, granice swego pa?stwa obwi?d? wysokim wa?em, kt?rego szcz?tki do dzi? dnia nosz? nazw? wa??w ?mijowych. III W Kozaczy?nie by? hetman ?mija, chrobry i wielki wojownik. W jednej z wypraw swoich pozna? bardzo ?adn? Laszk? i o?eni? si? z ni?: a chc?c odt?d ?y? z ?on?, postanowi? kraj w?asny obwarowa? od napad?w s?siedzkich. Dlatego podzieli? kraj na 10 pu?k?w, a w ka?dym pu?ku kaza? na granicy zbudowa? 10 zamk?w; tak aby wszystkie sto stanowi?y jedne prawie ?cian?. Prace te jednak zaledwo w cz??ci przyprowadzono do skutku, gdy? ?ona ?mii, nie kochaj?c m??a swego, da?a o wszystkim wiedzie? swoim braciom, kt?rzy najechawszy kr?lestwo ?mii ogniem i mieczem je zniszczyli; a samego ?mij? schwytawszy rozsiekali i wsz?dzie, gdzie tylko by?y wa?y usypane z jego rozkazu, po kawa?ku trupa powieszono i odt?d wa?y te zowi? ?mijowymi wa?ami. 30. G?ra Koniusza Mia? konia, kt?rego, ?e by? w biedzie, sprzeda? W?grzynowi do W?gier i ten?e ko? we trzy lata zasi? przyszed? do niego i stado mu wielkie koni z sob? przyprowadzi?. St?d?e t? g?r? dzi? zowi? Koniusza, na kt?rej Przybys?aw dlatego ko?ci?? zbudowa?. 31. ?upy solne w Wieliczce 32. Strukis Jeden z rybak?w odkry? t? tajemnic? i z licznym przyborem czeka? na u?pienie Strukisa. Skoro tylko zbli?y?a si? p??noc, jezioro zawrza?o od mn?stwa ryb; rybacy spiesznie zarzucili niew?d, sieci rwa?y si? od niezmiernego po?owu; ponape?niali nim cz??na; lecz gdy nie mog?c chciwo?ci swej pow?ci?gn?? jeszcze o jednej toni pomy?leli, min??a godzina. Strukis si? obudzi?, wpad? w w?ciek?o??, olbrzymimi skrzelami wywr?ci? ?odzie, zatopi? ?akomych rybak?w i uwolni? z?apane ryby. Po tym zwyci?stwie, aby si? od podobnych uchroni? napa?ci, zmieni? czas swojego spoczynku i odt?d godzina snu Strukisa sta?a si? zagadk?. 33. Krynica Parascewy Paraska by?a rodem z Polski. Tatarzy w jednym ze swoich napad?w na Podole porwawszy j?, dla pi?kno?ci ofiarowali baszy akerma?skiemu. ?wie?emu i krasnemu dzieci?ciu by?o zaledwie lat szesna?cie, ale dusza w niej nad lata i pobo?no?? wielka. Na pr??no zakochany Turek pie?ci? j? chc?c u?agodzi?, w haremie swym trzyma?, obsypywa? podarkami i obietnicami. Ona bv?a chmurna, ona milcza?a uporczywie i rozweseli? si?, i rozchmurzy? nie dawa?a. Turek na pr??no chcia? ja sk?oni? ku sobie, i prosi?, i upokarza? si?, ona si? opiera?a i modli?a. Raz wreszcie rozj?trzony oporem wszed? noc? do haremu do mieszkania Paraski i porwa? si? do niej. Anio? stan?? w obronie pobo?nej. Przera?ony muzu?man cofn?? si?, a Paraska korzystaj?c z otwartych drzwi i chwili przera?enia skoczy?a w nie; min??a stra?e, pobieg?a nad Liman wzd?u? brzegu szukaj?c ??dki, co by j? przewioz?a i u?atwi?a ucieczk?. Pogo?, przez opami?ta?ego a gniewnego basz? wys?ana, napad?a Parask? w ska?ach, gdzie si? kry?a upatruj?c ??dki na wodach Limanu. Tu? j? mieli porwa?, gdy si? w czyste rozp?yn??a ?r?d?o: krynica ta zowie si? krynic? Paraski ?wi?tej lub ?wi?t? Krynic?. Przypisuj? jej moc cudownie uzdrawiaj?c? i chorzy przyje?d?aj? tu do k?pieli. 34. Lasy u?warmskie 35. Dziwo w jeziorze krakowskim 36. D?uga 37. Szatryja Pewien ?mia?y parobczak, chc?cy wiedzie?, co si? na tej g?rze dzieje, uda? si? w nocy przed ?w. Janem na uczt? czarownic. Znalaz? tam wielkie zebranie kobiet i m??czyzn poubieranych w stroje niemieckie, maj?cych kapelusze na g?owie, z kt?rych stercza?y ogromne rogi. Gra?a cudowna muzyka, rozmaitego rodzaju napoje la?y si? strumieniami i ca?e zgromadzenie do upad?ego ta?cowa?o. Parobczak zosta? bardzo dobrze przyj?ty. Posadzono go na diamentowym tronie, ugoszczono wybornym winem ze z?otego kielicha, dano kilka gar?ci pieni?dzy, kt?re natychmiast schowa?, i proszono jak na j usilniej, aby pi? i by? wes??. Ta biesiada trwa?a przez kilka godzin. Wtem kur zapia? i wszystko znik?o. Parobczak zosta? sam jeden na g?rze, a kiedy si? pocz?? wszystkiemu przypatrywa?, postrzeg?, i? ?w tron diamentowy, na kt?rym go Niemczyki posadzili, by? tylko pniem spr?chnia?ym; ?w z?oty kielich zgni?? czaszk? trupi?. Si?gn?? do kieszeni i zamiast pieni?dzy znalaz? traski! 38. Kiszporg Wszyscy wi?c zamek opu?cili, kt?ry si? w gruzy rozsypa?. Ten zamek dot?d jeszcze stoi, dot?d jeszcze mieszkaj? tam dusze Krzy?ak?w, kt?rzy wojn? z Polsk? radzili. We dwa lata po bitwie pod Tannenbergiem i Grunwaldem kowal z Kiszporgu wr?ci? z pielgrzymki do Rzymu; ten chc?c czego? o duchach zamkowych dowiedzie? si?, poszed? raz w po?udnie do zamku i tam zasta? brata komtura stoj?cego na mo?cie, kt?ry tak?e na tej bitwie zgin??. Kowal, kt?remu ten Krzy?ak niegdy? synka do chrztu trzyma?, pozna? go od razu, a rozumiej?c, ?e m?wi do ?yj?cego cz?owieka, rzek? mu: O, panie kumie, cieszy mi?, ?e was w dobrym i czerstwym zdrowiu ogl?dam; co te? tam si? dzieje w tym zamku, o kt?rym takie dziwy opowiadaj?? — Na co mu duch odrzek?: Chod? ze mn?, to zobaczysz, jakie to gospodarstwo prowadzimy. Poszed? wi?c za nim kowal kr?tymi wschodami. Przyszed?szy do pierwszej komnaty znale?li wiele bardzo ludu graj?cego w kostki i karty, jedni ?miali si?, niekt?rzy kl?li. W drugiej komnacie wszyscy jedli i pili. Stamt?d przyszli na wielk? sal?, gdzie znale?li m??czyzn wiele, niewiast, panienek i ch?opc?w; tam tylko na gitarze grano i ?piewano; nic, tylko taniec i rozpusta. Poszli potem do ko?cio?a, tam sta? ksi?dz, jakby mia? msz? odprawia?, a kanonicy siedzieli w stallach i spali. Potem wyszli z zamku; wtem us?yszano stamt?d ?a?osny p?acz i wycie, ?e kowal zacz?? si? stracha? i my?la? sobie, ?e ju? i w piekle gorzej by? nie mo?e. — Id? i powiedz nowemu wielkiemu mistrzowi, co? tu widzia? i s?ysza?; tak bowiem ?yli?my, jakie? to tam widzia?; a z tego posz?a n?dza i p?acz, kt?ry? s?ysza?. To rzek?szy znikn??. Przestraszy? si? bardzo kowal, jednak?e chcia? dany sobie rozkaz wype?ni?; poszed? do wielkiego mistrza i opowiedzia? wszystko, jak si? sta?o. Ale ten rozgniewa? si? strasznie, m?wi?c, i? t? bajk? zmy?lono, aby Zakon krzy?acki os?awi?; kaza? wi?c kowala w worek zaszy? i utopi?. 39. Or?y Herburt?w Od tego czasu or?y przesta?y si? gnie?dzi? w skale; uciek?o szcz??cie i dostatek od Herburt?w, a ich rodzina z powodu zabicia or?a wygas?a na owym osieroconym ojcu.
категории: [ ]
|
Новости сайта10.01.2008 - состоялось открытие сайта. Поиск |