Siemie?ski L. PODANIA I LEGENDY POLSKIE RUSKIE I LITEWSKIE (Fragmenty)

Kilka s??w o wa?no?ci poda? ludowych
l

Stary ?wiat poga?ski przemin??; na jego miejscu powsta?a nowa wiara, powa?na, tkliwa, pe?na szczytnych tajemnic i szczytniejszych nadziei. Z ni? zst?pi?o w serce cz?owieka mn?stwo uczu? nie znanych staro?ytnym: jako to: ?wi?ta gorliwo?? wiary, po?wi?cenie si?, szlachetny zapa? wolno?ci, mi?o??, mi?osierdzie, przebaczenie krzywd i uraz. Pod takimi wp?ywami zrodzi?a si? poezja lepiej zastosowana do potrzeb chrze?cija?stwa, poezja maj?ca tak?e swoje mity i podania. Przez d?ugi czas nowe to ?r?d?o natchnie? zaniedbanym by?o przez umnik?w wszelkiego rodzaju; pobo?n? i tkliw? legend? zostawiano tylko starym babom i dzieciom, jakby niegodn? dostojniejszych uszu; podanie miejscowe o olbrzymach, duchach pokutuj?cych itp. odrzuca? powa?ny historyk jako nie przypadaj?ce do miary jego poj?? i poszukiwa?. Zgo?a, z biegiem czasu, z wzrastaj?cym duchom dociekania i rozbiorowo?ci psu?a si? owa szczytna prostota wiary, kt?ra tylu rozkoszy by?a ?r?d?em, a bez kt?rej nie masz i by? nie mo?e prawdziwej poezji.

Poezja bowiem ka?dego okresu sk?ada si? zwykle z dw?ch g??wnych ?ywio??w: ze szczerej wiary i wyobra?ni cz?owieka, kt?ry wierzy w to, co opowiada i z wiary szczerej ludzi z czystym uczuciem, kt?rzy wierz? w to, co im opowiadanym jest. Za granicami tej ufno?ci i wsp?lnego poj?cia, gdzie si? zbiegaj? harmonijne organizacje, poezja jest tylko czczym s?owem, tylko sztuk? ja?ow? sk?adania wierszy. Dlatego poezja w znaczeniu prostym i pierwotnym tego wyrazu nie istnieje dzi? prawie, tylko mi?dzy gminem, kt?ry sam jeden jest panem potrzebnych do niej warunk?w. Chcesz si? z ni? bli?ej zapozna?, musisz szpera? po starych ksi?gach pisanych przez ludzi gor?cej wiary i prostego ducha, albo te? zasi??? w kole wie?niaczym. Tam to jeszcze kr??? tkliwe i urocze podania, kt?rych powadze nikt si? nie o?mieli zaprzeczy?, a kt?re z pokolenia na pokolenie przechodz? jak pu?cizna w nieomylnym i powa?nym s?owie starc?w. Tam ?adnej wzi?to?ci nie mog? mie? szydercze zarzuty zarozumia?ych m?drk?w, dla kt?rych docieka? wiecznie s? zamkni?te tajemnice duchowo, bo aczkolwiek zdaj? si? goni? za prawd?, zdobywaj? same tylko w?tpliwo?ci.

Klechda, podanie, legenda nie mo?e przypuszcza? ?adnej rozprawy ani krytyki, tarcza bowiem g??bokiej wiary odbija pociski wymaga? rozumowych, jak i wzgardliwej filozofii; utwory te ludowe nie s? zmuszone zamyka? si? w obr?bach zwyk?ego prawdopodobie?stwa, nawet w obr?bach mo?liwo?ci; bo to, co nie jest dzi? mo?liwym, bez w?tpienia by?o nim za dawnych czas?w, kiedy ?wiat m?odszy i niewinniejszy zas?ugiwa?, aby B?g robi? dla niego cuda, kiedy anieli i ?wi?ci bez ubli?enia swej niebia?skiej dostojno?ci mieszali si? z ludem prostym i czystym, kt?ry dzieli? sw?j ?ywot mi?dzy prac? dnia ka?dego i pe?nienia ?wi?tych powinno?ci.

II

Najniebezpieczniejszym nieprzyjacielem klechdy, podania, pie?ni gminnej, zgo?a wszelkiej wiary jest (a u?amkowa cywilizacja stan?w wy?szych przeciskaj?ca si? do ludu; ona mu bowiem za ods?onienie kilku materialnych ulepsze? i cel?w odbiera szeroki ?wiat duchowy, z kt?rym wie?niak w ?ci?lejszych zostawa? stosunkach ni? najwybujalszy filozof. Najlepiej o tym przekonamy si? z do?wiadczenia na ludzie w og?lno?ci, je?eli rozwa?ymy, jakim jest w krajach, gdzie go pewna o?wiata owion??a, a jakim w tych, gdzie przy dawnych swoich wyobra?eniach pozosta?? Oto w pierwszych - straci? bardzo wiele z swojej prostoty, z swej ?wiadomo?ci duchowej, ze swojej poezji; piosnek, kt?rymi od wiek?w odzywa?y si? jego lasy i pola, dzi? wstydzi si? ?piewa? jako zbyt prostackich; w powie??, kt?r? opowiada, nie wierzy i nie gniewa si?, gdy kto? j? wy?mieje: zgo?a, zamieniwszy wszystkie skarby uczuciowe na zyski materialne, staje si? bardziej kosmopolit? i wszystko mu jedno, czy przewraca? ziemi? w przedpotopowych lasach nowego ?wiata, czy na besarabskim stepie. Ta p??cywilizacja odejmuje ow? wo? niewinno?ci, owe szczytn? prostot? w?a?ciw? plemionom, co piel?gnuje nie wygas?e ognisko wiary; i patrzmy tam, gdzie jeszcze nie dosi?g?a, pojawiaj? si? niezmierne materia?y, z kt?rych d?o? tw?rczego geniuszu mo?e wznie?? budow? sp??czesn? o wiele spanialsz? nad wszystkie mrzonki nowoczesnych socjalist?w. Rozumiem tu g??wnie lud w naszych polskich ziemiach tak ruski, jak litewski. Dzisiaj jest on takim jeszcze, jakim by? przed tysi?cem i wi?cej lat. Religia chrze?cija?ska podci?gn??a tylko jego wyobra?enia pod jeden wielki system domowy, spo?eczny i polityczny, a bynajmniej nie zniszczy?a dawnych poda?, ale wyt?umaczy?a je i uzupe?ni?a, co w?a?nie, jak si? wyra?a Mickiewicz, stanowi jej charakter post?pu. Wiadome powszechnie, ?e mi?dzy dogmatami chrze?cija?stwa a dogmatami poga?skimi jest zwi?zek.*

Religia chrze?cija?ska nie znios?a ofiary, tylko wykry?a jej znaczenie, nie odrzuci?a poj?cia pierwiastk?w z?ego i dobrego, tylko obja?ni?a ich stosunek, ??czy?a si? przeto z najistotniejszymi zasadami wiary pogan.

III

S?dz?, ?e ?le ci robi?, kt?rzy za nic poczytuj?c t? samorodn? cywilizacj? ludu, gardz? ni? jako przes?dem lub zabobonem i gwa?tem mu narzucaj? formy spo?ecze?stwa zachodniego, kt?re jak to dobrze dzi? czujemy, opieraj? si? na do?? niegruntownych podstawach, gdy? lada system, lada wypadek, wstrz?sa je i obala. Daleko wa?niejszym zadaniem by?oby, miasto przewraca? zbutwia?e karty przesz?o?ci, z kt?rych nie mo?e nic ?ywotnego si? wysnu?, czyta? w otwartej ksi?dze ludu; zbada? jego ?ycie wewn?trzne (zewn?trznym, to jest politycznym, dot?d nie ?y?) we wszystkich korzeniach i ga??ziach tego tajemniczego drzewa i znale?? klucz do jego serca, kt?re dot?d jeszcze si? nie otwar?o i nie otworzy nawet za obiecane z?ote g?ry. W przedmiocie tym najja?niej i najg??biej wypisa? si? autor rozprawy O g?ralach tatra?skich umieszczonej w pi?mie czasowym "Rok 1844" na miesi?c wrzesie? posz[yt] IX, do niej wi?c odsy?am; tam znajdzie si? i podzia? tej pracy, i wytkni?te jej cele. To jeszcze natrac?, ?e przedsi?wzi?cie to, tak pod wzgl?dem u?ytku publicznego, jak literackiej zas?ugi, przynios?oby tysi?ckro? wa?niejsze korzy?ci ni? og?aszanie zda? pscudopostcpowych, ni? wertowanie starych broszur lub paszkwili i karykatur r??noczcsnych, z kt?rych pan Maciejowski odgadywa? przesz?o?? polskiego i ruskiego narodu. Nie za stolikiem, to z pi?rkiem i okularami, nie nad stosem szparga??w przychodzi si? do odkrycia nowych prawd lub ?wiat?w; Kolumb m?g? z niekt?rych wie?ci od islandzkich ?eglarzy domy?la? si? o istnieniu nieznanej ziemi, ale by?by jej nigdy nie odkry?, bez spuszczenia si? na wiatr i losy, bez po?wi?cenia swej osoby nie-pcwno?ciom morza. Nie przecz?, ?e w pracach tego rodzaju potrzebne s? gruntowne i g??bokie wiadomo?ci, ale tylko jako ?rodek, i to podrz?dny. Przyk?ad Chodakowskiego wielu w tym wzgl?dzie poruszy?, ale wszyscy cz?stkowie dzia?ali tylko w tym nowym dla siebie ?ywiole; ci do pie?ni, owi do klechdy, inni do stroj?w i zwyczaj?w ludu, a nikt jeszcze nic obj?? jednej prowincji jednego plemienia** ze wszystkimi zwyczajami, wyobra?eniami, pie?niami, muzyk?, ta?cami, przys?owiami, podaniami miejscowymi, tajemnicami lekarskimi, z nauk? astronomii, histori? naturaln? (ludow?) i innymi ga??ziami ?wiata umys?owego. Taki opis zaspokaja?by potrzeb? nasz?; uczy?by szanowa? t? istot?, kt?ra acz stoi na najni?szym szczeblu spo?ecze?stwa, przechowa?a mo?e w swym ?onie pierwotne objawienie i najdawniejsze tradycje.

IV

Wyk?adaj?c wysokie zas?ugi wynikn?? mog?ce z pracy tego rodzaju, nie przecz?, ?e na to potrzeba nie lada odwagi, nie lada si?y moralnej, a nade wszystko szczytnej mi?o?ci i prostoty duszy; gdy? bez ostatnich warunk?w niepodobn? jest rzecz? dosta? si? do tajemnic gminu. Chciawszy dozna? wzajemno?ci, nale?y takim stan?? w oczach wie?niaka, jakim on jest sam; z t? wiar?, z tym prostym czuciem, bez ??dnej spekulacji ani podej?cia. To bowiem, co ma s?u?y? za przysz?y ?ywio?, za tkank? wysokich przeznacze?, nie powinno by? u?yte na karb dumy autorskiej lub dla nasycenia pr??nej ciekawo?ci. Wie?niak nasz jakby ostrzegany przeczuciem, ?e kwiat jego uczu?, popad?szy si? w r?ce nie po?wi?cone, utrac? wo? sw? i barwy, ma si? ci?gle na baczeniu i nie?atwo przed pierwszym lepszym tajemnicze s?owo uroni lub pie?? od?piewa. Najlepiej to wiedz? ci, co przestawali z ludem i chcieli ze? co? wyci?gn??***. Powiada? mi pewien, i? maj?c na my?li podanie podg?rskie pyta? we wsi, czy tu nie ma kogo, co by umia? opowiada? bajki? Wskazano mu jakiego? starca. - Poznawszy si? z nim, cz?stuj? go kieliszkiem, m?wi grzecznie, w ko?cu nakr?ca do poda? miejscowych i klechd. Starzec uj?ty zacz?? opowiada? - my?licie, ?e klechdy i podania? Bynajmniej - zby? go jakimi? t?ustymi anegdotami. - Inny znowu na Litwie nie m?g? si? doprosi? pie?ni u pewnego starca; dopiero kiedy raz podochoceni ch?opcy zacz?li wy?piewywa? wszeteczne piosenki, starzec ?w przej?ty zgroz? obr?ci? si? do zbieracza pie?ni i zawo?a?: - Za moich m?odych lat nie znano piosnek, jakie ta znikczemniona m?odzie? ?piewa, ale takie tylko ?piewano - i zawi?d? przecudn? dum?, si?gaj?c? B?g wie, jak g??bokiej przesz?o?ci Litwy. Wie?niak otoczony nieprzyjaznymi sobie ?ywio?ami, ci?niony obca cywilizacj?, broni swych p?od?w duchowych jak najwi?kszej ?wi?to?ci, jakby broni? krzy?a ze znakiem Zbawiciela, gdyby ?wi?tokradca przyszed? go wywraca?. Co wi?cej, ma on swoje pewniki i prawa, kt?re my nazywamy przes?dem lub zabobonem, lecz bardzo fa?szywie; albowiem s? to prawdy u?wi?cone starym bardzo do?wiadczeniem, a utrzymuj?ce si? w postaci przys?owia lub przypowie?ci; do liczby takich prawd nale?y i ta, aby strzec swoich tajemnic jak oka w g?owie, inaczej, rozpowszechnione trac? na swej mocy i pot?dze. Wiemy, jak trudno wydoby? jaki ?rodek lekarski od ch?opa, kt?ry go zbawiennie u?ywa; w jego bowiem przekonaniu nie nale?y si? zwierza? dla nasycenia czyjej? ciekawo?ci, ale tylko pod uroczyst? przysi?g?, cz?sto na ?o?u ?mierci, jak to ojcowie synom swoim czyni? zwykli. Tak? to ostro?no?? okazuje wie?niak w udzielaniu wszystkiego, w co wierzy; przeciwnie tam, gdzie za pierwszym s?owem prawi, co ?lina do ust przyniesie, gdzie pomiesza ?wieckie i obce wiadomo?ci ze swymi w?asnymi, tam nie wierz jego bredniom, bo ju? uroni? na zawsze tajemniczy kwiat paproci, kt?ry mu odkrywa? wszystkie skarby.

Na dow?d powy?szych mych twierdze? przypominam tu Staszica, kt?ry wyra?nie m?wi w Ziemior?dztwie g?r karpackich, jak trudno by?o mu co wydoby? od g?rali, mianowicie o owych talizmanach gdzie nazwiska perskie, Amschapsans i Bachman, wspomniane by?y. Takie jedno odkrycie wy?wieci?oby mo?e lepiej nasze pochodzenie, nasze dawne stosunki, ni? tylokrotne dociekania z pisarz?w obcych, kt?rych stopa nigdy nie zab??dzi?a na polsk? ziemi?; ucho nigdy d?wi?ku s?owia?skiej nie s?ysza?o mowy.

V

Z drugiej strony wszed?szy z ludem w duchowy stosunek, przypuszczeni zostajemy do wsp?lnego z nim dziedzictwa, wchodzimy do tej jaskini istnie-j j?cej w podaniu, gdzie mo?emy gar?ciami podnosi? drogie kamienie i z?oto, i byle si? nie obraca? poza siebie, byle nie mie? na my?li zdrady przeciw duchowi zostaj?cemu na stra?y. Tak jest, wszed?szy raz do tej jaskini poda?, .klechd, pie?ni, uczu? i wyobra?e?, nie wolno nam obraca? si? na ten ?wiat drugi, gdzie ?ycie nagi??o si? tylko do konwcncjonalizmu, do kszta?t?w zmys?owych, gdzie rozbiorowo??, a razem konieczny jej wypadek - w?tpliwo?? lub zaprzeczenie, zaj??y miejsce silnej wiary i ?ywej poezji, bez kt?rych ludzko?? nigdy nie jest w stanie ani podnie?? si? wysoko na drodze post?pu, ani tworzy? dzie? przynosz?cych nie?miertelno??. - O, tylko spytajmy tych, co mieli szcz??cie rozmawia? z ludem, a raczej wyci?gn?? z niego jaki nowy materia?, ile doznali rozkoszy wewn?trznej; jak ich poj?cia przeczy?ci?y si? zaraz, jak wszelkie dotychczasowe przypuszczenia nabra?y przekonywaj?cej pewno?ci; Chodakowski odkrywszy jakie? zapomniane uroczysko lub horo-dyszcze, dowiedziawszy si? o jakim? obrz?dzie, jak po nici Ariadny odkrywa przej?cia labirynt?w dziejowych i nie posiada si? w uniesieniu; Narbutt za od?piewan? sobie piosnk? Mile?ka Lietwa oddaje Litwinowi w zapale zegarek, bo z niej wion?? zaraz duch o?ywczy na t? przesz?o??, za kt?r? marnie ?ciga? po martwych kronikarzach. Drobne to tylko przyk?ady; bo i usi?owania dot?d by?y drobne. Najznamienitsze jednak dot?d zas?ugi opr?cz Chodakowskiego i w cz??ci W?jcickiego po?o?y? pan Izopolski, o ile mog? wnosi? z urywk?w jego umieszczonych w "Athenaeum". Od lat wielu szuka? on po Ukrainie pie?ni, poda?, zwyczaj?w, obrz?d?w itp., wygotowa? obszerne dzie?o, kt?re nie wiem dlaczego, gdy tyle ramot si? pojawia, not?d tylko u?amkami i wyj?tkami nas dochodzi. Zajrzyjmy do niego, co m?wi o Ukrai?cu, kiedy ci pier? swoj? otworzy:

Wszystkie pami?tki ?ywe obudzaj? uczucia w Ukrai?cu, a oko jego, jakkolwiek z nimi jest oswojone, zawsze jednak zas?pia si? t?sknym uczuciem, gdy mu zwr?cisz uwag? na te resztki przesz?o?ci, w kt?rej ?yje Ukrainiec, kt?r? si? pyszni i szczyci; i kto go tylko zdo?a zniewoli? dla siebie, komu on poufa, temu od?piewa wszystkie pie?ni, jakie umie o dawnych czasach, mieszaj?c te razem z mi?osnymi, hulackmi i tym podobnymi; opowie znane sobie powie?ci o zdarzeniach i bohaterach, w kt?rych cze?? sw? dici tych powie?ci i pami?tek zako?czy t? t?skn? my?l?: tak kiedy? by?o! - S?ysz?c te wyrazy, gdy je Ukrainiec z ca?ym rozrzewnieniem wymawia, widz?c jego oczy na p?? wzniesione do nieba, na p?? jakby pami?tkami przesz?o?ci ol?nione; jego praw? r?k? na piersiach z?o?on? lub spl?tan? na g?owie w g?stych w?osach; jego na koniec wyraz twarzy i poruszenie g?owy maluj?ce ?ywy obraz uczu? serca, nie mo?esz nie westchn?? l nie podzieli? jego t?sknoty za przesz?o?ci?.

Taki to obraz wywn?trzaj?cego si? syna stepu podaje nam p. Izopolski; zobaczmy?, co m?wi o g?ralu tatrza?skim pan Zejszner (Biblioteka [Warszawska] 1844. Lipiec):

Powie?ci opowiadaj? Podhalanie wielce dramatycznie. Zdaje si?, jakoby tych zdarze? byli naocznymi ?wiadkami. Ich twarze i ca?a posta? przybiera wtedy wyraz to podziwienia, to ?alu, to smutku; w dali jednak przebija si?, jakby spoza oblok?, wyraz prawdy ostrzegaj?cej, ?e to s? pi?kne uludzenia, bez rzeczywisto?ci, kt?rych sprawdzenia ?yczy? by sobie warto.

Ukrai?ca t?skny ?al za pi?kn? przesz?o?ci?, Podhalana pragnienie, aby si? te z?ote rojenia sprawdzi?y, s? jakby przeczuciem tej jasnej drogi, po kt?rej mamy d??y? do odrodzenia w post?pie, czyli przechodzi? z wysokiego wykszta?cenia form do r?wnie? wysokiego wykszta?cenia ducha, ju? to staj?c si? prostymi, wierz?cymi, jak ten lud wielki w swej niewinno?ci i ciemnocie, ju? to na tej?e drodze, u?yczaj?c mu zasob?w naszego do?wiadczenia i odkry? na polu nauk i ?ycia spo?ecze?skiego.

VI

Z tych kr?tkich napomknie? o wa?no?ci bada? nad naszym ludem, jako te? o trudno?ciach towarzysz?cych podobnym przedsi?wzi?ciom, przyst?puj? do pom?wienia kilku s??w o niniejszym zbiorze poda? i legend wykonanym przeze mnie. Nie roszcz?c sobie bynajmniej prawa do tak wysokiej zas?ugi, jak? wskaza?em tym, co si? po?wi?c? doskona?emu zg??bieniu jakiej cz??ci kraju, pod wzgl?dem bada? nad ?wiatem umys?owym ludu, wykona?em tylko bardzo ma?? cz?stk? tego wielkiego i pracowitego zadania, zbieraj?c same podania, czyli tradycje miejscowe; ju? to odnosz?ce si? do pomnik?w, jak: mogi?y, zamki, kamienie, ju? do miejsc, jak: jeziora, rzeki, lasy, g?ry, jaskinie; tak?e do os?b historycznych; do legend ko?cielnych przechowywanych w jakiej pami?tce - nast?pnie te? i do wyobra?e? dzi? istniej?cych o nadzwyczajnych istotach, czarownicach, diab?ach, wilko?akach itp. Wszystko, co tylko mog?o mnie doj?? z drukowanych ?r?de?, u?y?em na ten cel; mianowicie za? z Klechd p. W?jcickiego i ze Wspomnie? Wielkopolski p. E. Raczy?skiego, aczkolwiek w ostatnie to dzie?o wp?yn??o wiele poda? pi?ra znanego poety Berwi?skiego i artyku??w umieszczonych w "Przyjacielu Ludu". Wiele poda? dostarczy?y mi kroniki nasze; a legend - ?ywoty ?wi?tych; znaczna jednak?e cz??? dosz?a mnie z ustnych opowiada?, b?d? wprost od ludu, b?d? od os?b, kt?re przypadkowo lub z umys?u przysz?y do posiadania onych?e. Zwracam tu uwag? czytelnika, ?e do zbioru niniejszego nie przyj??em tak zwanych klechd czyli bajek; ten rodzaj bowiem utwor?w gminu nale?y do innego dzia?u. Podanie w?a?ciwe trzyma si? albo pewnego miejsca, albo te? nosi na sobie cech? pewnej rzeczywisto?ci historycznej lub pochodzenia z czas?w poga?skich, gdy przeciwnie klechda, swobodna jak wietrzyk, jest czyst? igraszk? fantazji lubuj?cej si? w pewnych obrazach i przedmiotach, a mianowicie w postaciach bohaterskich. Lud do niej nie przywi?zuje tej religijnej wiary, jak? ma cz?sto w podanie; tym ona jest dla niego, czym dla nas romanse rycerskie lub powie?ci Hofmana. Niewypowiedzianej warto?ci by?by zbi?r takich klechd, ale z koniecznym rozgatunkowaniem i oddzieleniem tych, kt?re si? z Tysi?ca Nocy nasnu?y. Z tego powodu niech si? kto nie dziwi, dlaczego zbi?r m?j nie zawiera wiele wi?cej nad 150 poda? - albowiem wi???c si? do pewnych miejsc, nie s? tak ?atwe do zebrania, jak klechdy lub pie?ni; a co najwi?ksza, ?e od lat wielu nie maj?c sposobno?ci odda? si? temu rodzajowi pracy, musia?em albo poprzesta? na tych podaniach, kt?re mia?em nie og?oszone w moim zbiorze, albo korzysta? z uprzejmo?ci os?b posiadaj?cych takowe. Z tym wszystkim zamiar m?j zbierania ich dalej, tak z dzie? og?aszanych drukiem, jak z w?asnych poszukiwa?, nie ustaje z wydaniem niniejszego dzie?a; mam bowiem to przekonanie, ?e liczba poda? ogromn? jest w naszym kraju, a mianowicie w Krakowskiem i na Litwie. Ostatnie szczeg?lniej odznaczaj? si? niepor?wnanym urokiem poetyckim i wyra?nie czu? si? w nich daje, ?e poga?ska przesz?o?? Litwy nie jest zbyt jeszcze odleg?? Namieni? tu musz? mimochodem o niekt?rych podaniach zas?yszanych przeze mnie, lecz tylko urywkowo lub niedok?adnie. Warto, aby osoby, kt?rym b?d? przyst?pne, postara?y si? o zebranie onych i og?oszenie drukiem. I tak: w Krakowskiem kr??y powie?? o kr?lewnie, kt?ra nie chcia?a i?? za m??, lecz gdy na ni? nalegano, odrzek?a, ?e ten b?dzie jej m??em, kt?rego znajd? jedz?cego na ?elaznym stole; dworzanie wyszli szuka? takiego cz?owieka i znale?li rolnika w polu jedz?cego obiad na ?elaznym lemieszu. Zdarzenie to przypomina podanie o Libuszy. Znowu: olbrzymka wyszed?szy w pole znalaz?a wie?niaka orz?cego wo?mi, wzi??a go wi?c, a my?l?c, ?e to jaki osobliwy robak, przynios?a pokaza? ojcu; lecz ten j? zgromi? m?wi?c, ?e bez tych robak?w poumieraliby?my z g?odu. Podobne podanie s?ysza?em w Wogezach. Na Pobere?u opowiadano mi o So?odywym Buniu, kt?ry mia? tak ogromne brwi, ?e kiedy chcia? popatrze?, musiano mu dawa? pod nie podp?rki. O tym?e samym Buniu jest dok?adna powie?? w kromce znajduj?cej si? w archiwach konsystorza we Lwowie. Wnosz?, ?e w tej osobie przechowa?a si? pami?? po?owieckiego wodza, Boniaka.

W G?rznie w Wielkopolsce, gdzie pokazuj? szcz?tki dawnego zamczyska, kt?ry mia? nale?e? do kr?la Przemys?awa, rozpowiadaj? o bia?ej niewie?cie, pojawiaj?cej si? zwykle w po?udnie z p?kiem kluczy. Jest ?e to pami?tka Ludgardy ?yj?ca w tym podaniu?

Na ka?dym prawie miejscu mo?na znale?? plon mniej wi?cej okwity, byle ch?? mie? ku temu i nie wa?y? lekce podobnych pami?tek. Nie licz?c ju? innych st?d korzy?ci dla badaczy i poet?w, ka?da okolica nabiera wi?cej powabu, je?eli g?o?nym si? stanie podanie o niej. Ktokolwiek zwiedza? nadre?skie zamki i zwaliska, ten przyzna, ?e najwi?kszy sw?j urok winny romantycznym podaniom, kt?re po ust?pieniu dawnych rycerzy same teraz z wij?cym si? bluszczem udzielnie w tych sokolich gniazdach panuj? i odm?adzaj? my?l? ?ywotn? milcz?ce i ponure g?azy.

--------------------------------------------------------------------------------

*

Nie mo?na twierdzi?, aby przy gorliwo?ci pierwszych aposto??w chrze?cija?skich religia ?ama?a si?: do wyobra?e? pogan, jak to utrzymuj?| niekt?rzy; raczej przyj?? nale?y, ?e w bezduszne formy wiar pierwotnych wst?powa? duch chrze?cija?ski o?ywia? je. Liczne tego mamy dowody: na Ukrainie obrz?d Kupaj?a zeszed? si? z ?w. Janem Chrzcicielem, kt?rego zowi? Iwan Kupaj?o; to? samo o Kolladzie i Pa?ykopie, z kt?rych pierwsza przypada na Bo?e Narodzenie, drugi na dzie? 27 lipca, kiedy Ko?ci?? obchodzi ?w. Pantelemona. Na ?mudzi tak?e si? mod?a do Perkunateli, czyli do Naj?wi?tszej Panny nazywanej u nich Panna Maria Perkunatele. W Po?adze, jak m?wi ks. Jncewicz, gdzie jest g?ra Biruly, lud odbywa pobo?ne pielgrzymki i uznaje ja za ?wi?ty i w?a?nie kiedy zwiedza? t? g?r?, postrzeg? wie?niaczk? chodz?c? na kolanach oko?o krzy?a; gdy j? spyta?, dlaczego si? modli? Odrzek?a: w czasie mojej choroby uczyni?am ?lub, je?li tylko przyjd? do zdrowia, odwiedz? gr?b ?wi?tej Biruty.

** Mi?dzy ludem naszym, kt?ry acz jednego szczepu, postrzega? si? daj? znaczne r??nice, ju? to w ubiorze, ju? w przechowywaniu poda? miejscowych, ju? w zwyczajach; dlatego nale?y odr??nia? tubylc?w od p??niejszych osadnik?w; tak np. w Krakowskiem plemi? chrobackie daje si? pozna? od plemienia przyby?ego z Wielkopolski, kt?re si? z nim pomiesza?o. To samo i gdzie indziej.

*** Nie tylko u nas, ale i gdzie indziej trudno jest dosta? si? do poda? i pie?ni ludu. Pos?uchajmy, co m?wi w tej mierze o wie?niakach kampa?skich p. Visconti w dzie?ku Saggio de canti popolari delia provincia di Marittima e Campagna, Roma 1830. - "Ilekro? zdarzy?o mi si? prosi? wie?niak?w lub ich ?ony o powt?rzenie ?piewanych piosnek, zawsze odbiera?em odmowna odpowied? i tylko niekiedy za wysoka nagrod? sk?oniono si? do mego ??dania; a i to jeszcze winienem byt bardziej rozkazowi os?b maj?cych u wie?niak?w powag? ni? dobrej ich woli. Pie?ni te tak wiernie maluj? wewn?trzne uczucia ich serca, i? ??danie moje zdawa?o im si? by? nie tylko dziwne, lecz obra?aj?ce; prawie jak gdyby im kto wydziera? najskrytsz? tajemnic?. Twarze ich pokrywa? wtedy rumieniec, w ca?ej postaci okazywa? si? przymus, pomieszanie i kwa?ny humor trudny do opisania - pudor guidam poene subrusticus - jak si? wyra?a Cicero.

Smok
Pod g?r? Wawel, gdzie dzisiaj stoi zamek krakowski, by? smok wielki, kt?ry troje dobytka naraz zjada?, tak?e i ludzi krad? i jad?; przeto musieli mu dawa? obrok, ka?dy dzie? troje ciel?t albo baran?w. Kaza? tedy Krak nadzia? sk?r? ciel?c? siark?, a przeciw jamie po?o?y? rano: co uczyni? za rad? Skuba, szewca niejakiego, kt?rego potem dobrze udarowa! i opatrzy?. On wyszed?szy z jamy mniema?, by ciele po?ar? razem: gdy to w nim t?alo tak d?ugo, pi? wod?, a? zdech?. Jest jeszcze jego jama pod zamkiem Smocz? Jam? zwana.

2. Mysia wie?a w Kruszwicy
Po pogrzebie Popiel? starszego wybran zosta? na jego miejsce syn jego, drugi Popiel, kt?rego Chostkiem od brody i w?os?w na g?owie rzadkich, co rozpustnego znaczy, zwano: a to z dozwoleniem stryj?w jego ksi???t. Lecz dla jego m?odych lat wi?cej stryjowie rz?dzili ni? on sam. Gdy dor?s?, dali mu ?on? z Niemiec, kt?ra mu si? bardzo wkrad?a w serce, tak i? ona rz?dzi?a, a nie on: przeto o nic innego nie dbali, jedno ta?cowali, dobrej my?li byli. Bacz?c to stryjowie jego upominali go, aby tego poprzesta?, a R. P. przedsi?wzi?? i o niej lepiej radzi?. ?on? tako? jego upominali m?wi?c: przeto?my ci? synowcowi za ma??onk? dali, spodziewaj?c si? tego po tobie, aby? go ty, jako m?drsza, hamowa?a od tych zbytk?w, kt?re czyni. Lecz i ona, boj?c si? tego, aby mimo syny jej albo m??a, kt?rego z stryj?w innego nie obrali, zm?wi?a si? z m??em, kaza?a mu si? rozniem?c na ?mier?, a gdy tak uczyni?, obes?a? stryje wszystkie, powiadaj?c im, i? si? na ?mier? rozniem?g?, i prosz?c, aby si? do niego zjechali, chc?c przed nimi testament uczyni?. Gdy przyszli, cieszyli chorego: on im dzieci i ?on? porucza?, by? p?acz po wszystkim dworze; ku wieczorowi prosi? ich, by siedzieli przy nim, a pili z nim i jedli. Przyniesiono trunki ktemu przyprawione, napi? si? sam najpierw z jednego kubka, a onym drugie przyprawne z trucizn? podano; gdy si? porz?dkiem napili, strzeg?c tego, aby tam kt?ry zaraz nie pad?, zmy?li? sobie, i? si? chce uspokoi? i prosi?, ?eby mu ust?pili, aby m?g? usn??. Ust?pili wszyscy precz, winszuj?c mu zdrowia. Gdy przyszli do gospod, rozpali? ich jad, wielk? bole?? cierpieli, rych?o pomarli.

Gdy pani ksi??na us?ysza?a o ich ?mierci, pom?wi?a, i? ich bogowie skarali. Powiadaj?c to, ?e musieli co z?ego nam my?li?, i nie da?a ich chowa?, jedno w jezioro wmieta?; z kt?rych cia? poczyni?a si? wielko?? myszy, kt?re si? rzuci?y na Popiel? i z?ar?y go, i zamordowa?y i jego ?on?, i syny, kt?rych nie mogli s?udzy ani ogniem, ani broni? odegna?; a chocia? na wod? uciekali, wsz?dzie ich myszy goni?y, a? na koniec gard?a dali od nich na zamku kruszwickim.

Gmin kruszwicki utrzymuje po dzi? dzie?, ?e Popiel chc?c si? od natr?tnych myszy zas?oni?, kaza? zrobi? wielk? szklan? bani?, w kt?rej si? zamkn?? z ?on? i z dzie?mi, i tak kaza? si? pu?ci? na jezioro Gop?o, ale i to nie pomog?o, bo myszy bani? przegryz?y i zajad?y Popiela.

3. Piast
By? w Kruszwicy obywatel, syn Koszyk?w imieniem Piast, wzrostu siad?ego, szerokich i d?ugich plec?w, wiek ?redni ju? pomijaj?c, a z niewielkiego grunciku roli i z barci ?ywot sw?j utrzymuj?c. Cz?owiek prosty, sprawiedliwy, ludzki, ja?mu?nik, i pod?ug mienia swego uczciciel wielki. Temu, gdy ?ona imieniem Rzepicha *, od obyczaj?w jego nier??na, jedynego syna powi?a, a za ?ywota jeszcze Popiela, pierwszy w?os obrz?dem poga?skim synowi podstrzyga? i nazwisko nada? mia?: na on bankiet wieprza zabiwszy i kad? miodu rozsyciwszy, przyiaci?? wezwa? by?. Pierwej ni? dzie? uczty naznaczonej przyszed?, z trafunku nagodzili si? mu dwaj nieznajomi w pielgrzymskim odzieniu m?odzie?cy, kt?rych on widz?c, ?e od dworu ksi???cego odepchnieni byli, ?askawie wezwa?, w dom sw?j ch?tnie wprowadzi?, st?? przygotowa? i dostatek z onych potraw, na przysz?e postrzy?yny przygotowa- nych, przed nich postawi?. Tam rzecz wielka i dziwna przypad?a: przyros?o nad zamiar mi?sa; lun?? si? mi?d wierzchem naczynia swego. Wnet za tem Piast, za upomnieniem go?ci onych, statk?w wi?cej spo?ycza, mi?d w nie przelewa, a za spraw? onych, ju? nie tylko s?siad?w i przyjaci?? swoich, ale te? samego ksi???cia (gdy? naonczas nie tak si? powa?nie i pieszczono nosili panowie) ze wszystkim dworem jego na uczt? naznaczon? zaprasza. Ci? to tedy go?cie, gdy wt?ry raz, a prawie czasu zjazdu onego do niego przyszli; Piast za rozkazaniem ich, z ubo?uchnej spi?arni swej wszystek on zjazd od g?odu prawie zdychaj?cy dostatkiem hojnej ?ywno?ci karmi?; gdy? ka?da rzecz uj?ta, na to miejsce okwicie przybywa?a. Co gdy si? rozs?awi?o, jednostajnym wszyscy g?osem Piasta, nie zdaniem abo pomocy ludzk? obranego, ale przejrzeniem Boskim za pana sobie by? podanego, krzykn?li. Zbiegnie si? wtem do domu jego wielka moc pan?w: prosz? i wymagaj? na nim, aby lec?c? rzeczpospolit? pod?wign??: wzbrania si? ten. Za spraw? jednak i pozwoleniem go?ci swoich, tak jako chodzi? w siermi?dze, w kurpiach ?yczanych na zamek od starszych prowadzony jest. A go?cie oni, dosy? uczyniwszy powinno?ci swej, znikn?li. Rozumiej? tedy jedni, ?e to byli anio?owie Bo?y, ja?mu?n? i dobroczynno??, chocia? poganinowi, odp?acaj?cy.

4. Pi?ciu m?czennik?w kazimierskich
Jad?c z Konina do Kazimierza drog? piaszczyst? i nudn?, postrzega si? na lewo w lesie klasztor Minichowski, stoj?cy na wzg?rku, dzi? podupad?y i pusty. Naprzeciw niego, tu? przy drodze na prawo stoi ma?a kapliczka drewniana, z prostych desek zbita i pochylona; w niej studzienka w najgor?tszej nawet porze nape?nio- na wod?, do kt?rej lud cudown? przywi?zuje si??, zw?aszcza na chorob? oczu i ko?tuna; — st?d ?ciany owej kapliczki zakryte prawie ca?kiem w?osami, ko?tunami, a nawet w?osiem ko?skim.

Wo?nica m?j, poczciwy kmiotek okoliczny, przemywszy sobie oczy cudown? wod? z studzienki, wyrwa? z grzyw lichych swych szkapin po gar?ci w?osienia i pokropione ta? wod? zaczepi? o drzazg? na ?cianie; a kiedym go, nie?wiadomy na?wczas jeszcze poda- nia, zapyta? o przyczyn? tej dziwnej operacji, odpowiedzia? mi z powag? polskiemu ch?opkowi w?a?ciw?, ?e woda ta za lepszych, prawowitszych czas?w daleko wi?ksz? mia?a si?? cudown?, bo nie tylko ?lepot?, ale wszystkie inne kalectwa leczy?a, a ludziom w ?asce Bo?ej b?d?cym nawet cz?onki odci?te za jej pomazaniem odrasta?y. Cudowno?? za? ta, bardzo dawnych si?ga czas?w i z dziwnie starymi zdarzeniami jest po??czona. Dzia?o si? to za rz?d?w wielkiego kr?la naszego Chrobrego, kt?ry przy wolnym czasie na ?owy zje?d?a? w te strony; — bo by?y te? to — m?wi? dalej m?j opowiadacz — by?y to strony dzikie i le?ne, woko?o bagna i puszcze. St?d jeno mila do ?lesina, a tam dzi? jeszcze knieje s?awne z rozboj?w; nasi starzy powtarzali, a i my z?ym parobczakom mawiamy: b?dziesz zbija? na borach ?lesi?skich. Dawniej oczywi?cie jeszcze gorzej by?o; nie tyle, prawda, z?ych ludzi, ale dzikiego i drapie?nego zwierza wi?cej si? chowa?o po wi?kszych puszczach. M?j ojciec, co ?yli lat dziewi??dziesi?t i sze?? na ?wiecie, powiadali mi, ?e raz za m?odych lat, kiedy powr?cili z jarmarku i jednego konia wyprz??onego wprowadzili do stajni, to drugiego przez ten czas wilki zjad?y przy dyszlu. Takie to tu przed stu laty by?y puszcze, a jakie? by? musia?y wonczas, kiedy do nich Chrobry na ?o- wy zje?d?a?. Mieszka? on wtedy tam, gdzie dzi? Gos?awice, na zamku, kt?ry dopiero za pami?ci dziadka mego si? spali?: a wielk? stadnin? swych koni miewa? na b?oniach przy rzece, w tej okolicy, gdzie potem miasto za?o?y?, kt?re nazwa? Koninem, oczywi?cie od tego, ?e si? tam konie jego pas?y. By?o te? w?a?nie, ?e naonczas w tej puszczy mieszka?o pi?ciu pustelnik?w — wszyscy pono bracia: Jan, Mateusz, Izaak, Krystyn i Barnabasz. Najstarszy pomi?dzy nimi wiekiem i naj?wi?tobliwszy, Barnabasz, by? ich prze?o?onym i mieszka? na osobno?ci, tu w?a?nie, gdzie dzisiaj ta kapliczka ze studzienk? cudown?. Reszta za? mieszka?a razem, cho? ka?dy w osobnym domeczku; na pami?tk? tych domk?w do dzi? dnia utrzymuj? w Kazimierzu kapliczki, ka?d? w swoim miejscu, podobnie jak owo t? ?go Barnaby. Trza za? wiedzie?, ?e miasto Kazimierz du?o p??niej za?o?ono: owi ?wi?ci pustelnicy mieszkali w kniei, kt?r? wko?o swoich chat karczowali, zamieniaj?c las na ogr?d. Najbardziej jednak i najusilniej pracowali nad zbudowaniem ko?cio?a; czego pono jednak nie dokonali, bo im ?mier? m?cze?ska przeszkodzi?a; nagromadzili przecie bardzo wiele polnych kamieni, kt?re g?adko obrabiali w kostk?; z nich potem wystawiono ko?ci?? wspania?y, a kiedy p??niej zgorza?, odbudowano go drugi raz, a znowu zgorza?y po trzeci raz wystawiano tak, jak oto do dzi? dnia stoi owa wspania?a fara kazimierska. Mo?ecie tam jeszcze teraz przypatrzy? si? tym cudownym kamieniom, kt?re si? w murach znajduj? pomi?dzy ceg?? — bo trza wam wiedzie?, ?e ko?ci?? powi?kszono tak, ?e na ca?y kamieni nie wysta?o; ale jest ich przecie i tak dosy?, a wszystkie r?k? ?wi?tych pustelnik?w ociosane. Byli te? to ?wi?ci robotni jak ch?op polski, a skromni w jadle i napoju. Przez d?ugi czas ?yli jeno korzonkami i troch? warzywa, kt?re w swoich ogr?dkach sadzili. Mi?sa ani ryby nie zasmakowali nigdy, bo mi?sa ?lubowali nie je??; a co do ryb, to cho? tu w okolicy po jeziorach nie brak — czym?e ich mieli biedni pustelnicy u?owi?? — musieli si? tedy obej?? i przesta? na korzonkach. Ale B?g lito?ciwy nie chcia? ich opu?ci? przy ci??kiej pracy w g?odzie i niedostatku — bo to do pracy, panie, si? cz?eku trzeba. Owo? tedy taki cud im sprawi?.

Jednego razu szed? tymi stronami pewien rze?nik z Gniezna, tako? cz?ek poczciwy i bogobojny — i ni?s? kawa? mi?sa dla swego rodzonego, co tam gdzie? jeszcze dalej mieszka? na kmietwie; a kiedy tu w t? okolic? zaszed? w czasie po?udnia, ujrza? pi?ciu biednych pustelnik?w, jak lich? spraw? z korzonk?w sporz?dzon? zajadali modl?c si?. Ot?? ulitowa? si? na nimi poczciwy rze?nik, a by? dobrym chrze?cijaninem i chcia? im da? to, co ni?s? dla brata — ale pustelnicy przyj?? nie mogli, a Barnaba rzek? mu: ?e mi?sa nie jedz?. Owo? tedy cz?owiek z rzemios?a rze?nik, bo mi?so jada? i lubi? — jeszcze bardziej litowa? si? pocz?? nad nimi — i szczerze ?a?owa?, ?e raczej nie jest rybakiem, bo wtedy nie mi?so, ale zapewne ryb? ni?s?by dla brata i m?g?by ni? g?odnych pustelnik?w nakarmi? — co, ?e szczerze m?wi?, Pan B?g wszechmocny oczywi?cie pokaza?, bo zaraz owo mi?so przemieni? w ryb? bardzo wielk? i pi?kn?. Zdumieli si? wszyscy niepoma?u, a rze?nik poczciwy, upad?szy na kolana, dzi?kowa? Panu Bogu za to, ?e go wys?ucha? raczy?, i odda? ryb? Barnabie, kt?ry j? pob?ogos?awi?, a oddawszy g?ow?, sprawi? i upieczon? spo?y? razem z drugimi i z owym rze?nikiem modl?c si? Panu; g?ow? za? wpu?ci? do ma?ej studzienki, kt?r? mia? przy swej pustelni, bo mu tak g?os Bo?y rozkaza? w jego duszy. Owo? nazajutrz, kiedy si? znowu wszyscy ko?o po?udnia zeszli na obiad, po odprawionych modlitwach, poszed? Barnaba do swojej studzienki i ?owi? w niej zacz??, bo mu znowu g?os Bo?y w jego duszy tak zrobi? rozkaza? i ku zadziwieniu wszystkich wydoby? z niej ryb? w ca?o?ci tak?, jak j? wczoraj odebra? z r?k rze?nika, a pob?ogos?awiwszy odci?? g?ow?, ryb? upieczon? spo?y? z bra?mi swymi, a g?ow? do studzienki zapu?ci?. Nazajutrz ryba znowu odros?a w ca?o?ci i tak cud ten co dzie? si? powtarza? i ?ywi? biednych pustelnik?w; a cho? to cud wielki i niepoj?ty, to i moc Boska wielka i niepoj?ta, m?j dobrodzieju, a Jego ?aska nieustaj?ca nigdy nie wysycha, jak owa woda tej studzienki, za kt?rej pomazaniem niejednemu ju? cz?onki odrasta?y jakoby na pami?tk? szczerej ofiary i dobrego uczynku, kt?rymi si? ?w poczciwy rze?nik gnie?nie?ski przed Panem Bogiem zas?u?y?. Ali?ci i zgorszenia przyj?? musz? — jak Chrystus Pan uczy. Owo? tedy zdarzy?o si? w par? lat p??niej, ?e Chrobry w te strony na ?owy zajecha? — a poluj?c po puszczy, zawin?? raz na miejsce, wykarczowane r?k? ludzk?, gdzie by?o troch? uprawnej ziemi i cztery ma?e chateczki. Pozna? on wtedy dopiero owych pustelnik?w, o kt?rych pierwej nigdy nie s?ysza? — dziwi? si? ich ?wi?tobliwemu ?yciu i niezmordowanej gorliwo?ci w ociosywaniu kamieni na przybytek chwa?y Bo?ej — a widz?c za- razem ich ub?stwo i n?dz?, ?e by? kr?l wspania?y i wielki, chcia? im jako? dopom?c i po kr?lewsku ?ask? swoje okaza?. Odda? im przeto wszystko srebro i z?oto, kt?re mia? ze sob? i na sobie — tak zna? tusz?c, jako cz?owiek ?wiatowy i mo?ny, ?e ca?ym szcz??ciem na ?wiecie jest ta mamona mizerna, a nie wiedzia? zasi?, ?e owi pustelnicy na ub?stwo ?lubowali Bogu; oni mu te? tego nie rzekli, czy to z przestrachu przed tak wielkim i pot??nym kr?lem, kt?rego pierwszy raz ogl?dali, czy te? mo?e z?e ich skusi?o; bo? to i ?wi?ci miewali pokusy, a nie zawsze im si? oparli. Dosy?, ?e bogactwa przyj?li — a patrzeli na to dworscy kr?lewscy i zazdro?cili im skarb?w, m?wi?c do siebie, ?e lepiej by ich u?y? mogli na dworze jak owi na puszczy. Owo? sta?o si? dalej, kiedy kr?l odjecha?, a obiadowa godzina nadesz?a, ?e si? czterej bracia wedle zwyczaju zebrali u najstarszego Barnaby, kt?ry na ustroni zamieszka?y, o tym, co zasz?o, nie wiedzia? i po dawnemu odm?wiwszy modlitwy pobieg? ?owi? ryb? w studzience. Ali?ci t? ra?? wy?owi? jeno g?ow? nieodro?ni?t?, a spojrzawszy na braci, widzia? wstyd ich i pomieszanie i rzek? zasmucony: bracia, zgrzeszyli?cie! Oni te? przyznali si? zaraz do winy, a widz?c wyra?ny gniew Bo?y, po- stanowili przeb?aga? go ci??kimi pokutami, kt?re sami na si? na?o?yli; Barnaba za? postanowi? zwr?ci? kr?lowi, co jest kr?lewskiego; wnet zabrawszy skarby zostawione uda? si? z nimi w drog? do Gos?awic, gdzie kr?l na wypoczynek zwykle wieczorem z ?o- w?w powraca?. Tu czeka? na niego do nocy, a uzyskawszy wreszcie pos?uchanie, stawi? si? przed nim w pokorze i rzek?: "Kr?lu mi?o?ciwy! Jestem Barnaba pustelnik i najstarszy brat tych czterech, kt?rych dzisiaj przez nie?wiadomo?? pokusi?e? do grzechu. ?lubowali?my na ub?stwo, a oni od ciebie z?oto przyj?li. Da?e? im skarby tego ?wiata, a odebra?e? skarb niebieski — ?ask? nieustaj?c? Pana. Odbierz, kr?lu, co twego; a przyczy? si? za nami modlitw? do Boga, aby nam przywr?ci? raczy? spokojno?? nasz? doczesn? i zbawienie wieczne!"

Kr?l zdumiony prostot? i ?wi?tobliwo?ci? Barnnby, czu? to sam u siebie, ?e ?le zrobi? kusz?c ?wiatowymi bogactwy ?wi?te ub?stwo, ale jako by? dumny z natury i stanu swego, nie chcia? si? zaraz przyzna? do winy i m?wi?, ?e owo z?oto zostawi? gwoli pr?dszego wybudowania ko?cio?a, w kt?rym by niezad?ugo chcia? widzie? od- prawion? chwa?? Bo??; ali?ci miasto odpowiedzi pocz?? tu Barnaba gorzko p?aka? i zn?w si? rado?nie u?miecha?, czym kr?l mocniej jeszcze zdumiony zapyta? si? o przyczyn? tego dziwnego p?aczu i ?miechu, a Barnaba rzek?: "P?acz?, m?j kr?lu, nad straszn?, cho? sprawiedliw? kar?, jak? B?g w tej chwili braciom moim za ich przewinienie wymierza, a raduj? si? ze szcz??cia, jakie ich czeka w niebiesiech!" I tu duchem proroczym natchniony o?wiadczy? kr?lowi, ?e dworzanie jego widz?cy pozostawione braciom pustelnikom bogactwa, unie?li si? chciwo?ci? i ?pi?cych nocn? por? napadli, a nie mog?c znale?? owych skarb?w w ?adnym domku pustelniczym rozumieli, ?e je gdzie? w ziemi zakopano i m?czarniami chcieli wym?c ich odkrycie, co gdy nie pomaga?o, przez z?o??, czy te? z obawy, aby poznanych nie doniesiono kr?lowi, wszystkich braci pomordowali okrutnie. "Widz? t? krew m?cze?sk? — wo?a? p?acz?c Barnaba — w tej chwili dokonywaj? swej zbrodni, ostatni i najmilszy brat m?j Mateusz upada pod ciosami zab?jc?w. Ale B?g sprawiedliwy nie dopu?ci im ucieczki, kt?r? si? chc? ratowa?!"

Jako? kr?l wys?a? zaraz ?ucznik?w gwoli schwytania morderc?w i wnet ukaza?a im si? wielka ?wiat?o?? ponad puszczami i wiod?a ich na miejsce dokonanej zbrodni. By?a to ?una bij?ca od chat podpalonych przez zb?jc?w, kt?rzy rozum utraciwszy woko?o nich biegali jak b??dni. Jedni m?wi?, ?e wzrok postradali, ale to pono Pan B?g takie omamienie zes?a? na nich, ?e nie wiedzieli, dok?d ucieka? i wnet si? wszyscy dostali w r?ce pogoni. Tej jeszcze nocy stawiono powi?zanych przed kr?lem, kt?ry w gniewie wielkim chcia? wszystkich okrutn? ?mierci? potraci?, ale Barnaba wstawi? si? za nimi i jako dobry chrze?cijanin prosi? o lito?? dla nieprzyjaci??, czego jednak kr?l wys?ucha? nie chcia?, bo by? twardej woli. Ot?? wtedy Barnaba widz?c, ?e u ziemskiego mocarza politowania nie znajdzie, upad? na kolana i gor?co modli? si? do Boga, aby nie dozwoli? zatraty tylu dusz grzesznych, kt?re si? pokut? i skruch? oczy?ci? jeszcze mog? na ziemi; a modli? si? tak gor?co, ?e go B?g wys?ucha? i nowy cud pokaza?, bo oto zaraz opad?y wi?zy z r?k i n?g winowajc?w; co gdy kr?l ujrza?, pozna? w tym wszechmocny palec Bo?y i przeciw jego wyrokom stawia? si? nie ?mia? i zostawi? Barnabie zbrodniarzy, kt?rzy w nim zbawc? i ?wi?tego uznali, i poprzysi?gli nigdy go odt?d nie odst?pi?; jako? udali si? z nim na puszcz? i tam nowy cud ujrzeli; bo oto owe chaty, co tak jasno w nocy gorza?y, teraz przez ogie? nietkni?te sta?y w ca?o?ci. Wprowadzili si? do nich nowi pustelnicy i ci??kimi pokutami starali si? sprawiedliwo?? Bosk? przeb?aga?; jako? te? pewnie B?g pe?en lito?ci darowa? im ich winy; a dot?d ludzie poczciwi utrzymuj? na miejscach, gdzie owe chaty pustelnicze sta?y, takie same kaplice jak owo tu ?go Barnaby, kt?r??my w Miniszewie widzieli.

Stan?wszy w Kazimierzu pospieszy?em obejrzy? owe staro?ytne kaplice i znalaz?em na ich drewnianych ?cianach g??wniejsze sceny z ?ycia pi?ciu pustelnik?w wymalowane przez jakiego? miejscowego artyst?; a ma?y ch?opczyk, kt?ry by? moim ciceronem, powt?rzy? mi ich histori? z niekt?rymi drobnymi wariantami i ofiarowa? si? jedn? jeszcze osobliwo?? pokaza? w domu pewnego mieszczanina, dok?d zaszed?szy, ogl?da?em pok?j, w kt?rym niegdy? nocowa? Karol XII, trzymaj?c przez noc ca?y ?a?cuch przeci?gni?ty dziur? wydr??on? w ?cianie bocznej, do kt?rego przykuty by? nieszcz??liwy Patkul uwi?ziony w przyleg?ym pokoju. Nazajutrz rozerwano ko?mi Patkula na ma?ej ??czce, kt?r? lud do dzi? dnia Patkulk? zowie, i do dzi? dnia opowiadaj? mieszkance Kazimierza jego ?mier? m?cze?sk? i okrucie?stwo Karola, pokazuj?c ow? dziur? w ?cianie jako niew?tpliwe ?wiadectwo. Patkul jest sz?stym m?czennikiem kazimierskim!

WIADOMO?? HISTORYCZNA
Ciekawym i wa?nym b?dzie mo?e dla my?l?cego badacza por?wnanie tego, co lud dzisiaj o pi?ciu m?czennikach kazimierskich opowiada, z wiadomo?ci?, jak? nam o nich zostawi? Damianus, pisarz XI wieku, w ?ywocie ?go Romualda, kt?remu by? wsp??czesny. ?wi?ty ten Romuald by? za?o?ycielem zakonu kamedu??w, o kt?rych sprowadzeniu do Polski rzeczony Damianus w ten spos?b si? wyra?a (Bollandyst?w tom II. Februarius, p. 114. C. IX.):

Kiedy Romuald w Pereo zamieszkiwa? (gdzie by? klasztor kamedu??w), pos?a? kr?l Boles?aw do cesarza z pro?b?, a?eby mu ten- ?e przys?a? duchownych, kt?rzy by w pa?stwie jego lud na wiar? nawracali.* Dw?ch tylko pomi?dzy wszystkimi by?o, kt?rzy si? gotowymi na t? podr?? o?wiadczyli; z tych jeden Jan, drugi si? zwa? Benedykt. Ci tedy id?c do Boles?awa zatrzymali si? pierwej (pod jego opiek?) w pustyni i dla tym lepszego nawracania i kazania uczyli si? pilnie j?zyka s?owia?skiego: si?dmego za? roku, gdy ju? mow? krajow? dobrze poznali, do Rzymu wyprawili mnicha, prosz?c przeze? najwy?szej g?owy Ko?cio?a (Jana XVIII zwanego XIX) o wolno?? nauczania i dodaj?c zarazem, a?eby im z braci ?go Romualda przyprowadzi? niekt?rych, co by regu?y ?ycia pustelniczego ?wiadomi wesp?? z nimi w krajach s?owia?skich zamieszkiwali.

Boles?aw zasi? chc?cy koron? od powagi rzymskiej uzyska?, pocz?? rzeczonych zacnych m???w upornymi pro?bami nalega?, a?e- by r??ne jego podarunki papie?owi zanie?li, a przynie?li mu za nie od Stolicy Apostolskiej koron?; lecz oni przyzwolenia pro?bom kr?lewskim stanowczo odmawiaj?c, rzekli: "Do ?wi?tego pocztu nale?ym Nie wolno nam wcale zajmowa? si? doczesnymi sprawami." I tu porzucaj?c kr?la do cel swych wr?cili.

Ale niekt?rzy z orszaku poznawszy zamiar kr?lewski, a nie zna- j?c odmowy m???w ?wi?tych, ?le rozumieli, jakoby oni znaczn? ilo?? z?ota przeznaczonego dla Stolicy Apostolskiej do celi zabrali.**

Um?wiwszy si? tedy pomi?dzy sob? postanowili napa?? potajemnie noc? pustelni?, zabi? mmich?w i unie?? pieni?dze. Napad ten za- mierzony gdy b?ogos?awieni m??owie us?yszeli, pow?d jego od razu zmiarkowawszy spowied? pomi?dzy sob? czyni? i znakiem krzy?a ?wi?tego zbroi? si? pocz?li. By?o tam zasie dw?ch m?odzieniaszk?w dodanych im na towarzysz?w przez kr?la, kt?rzy wedle si? bronili ?wi?tych przeciw z?oczy?com, lecz po powt?rnym napadzie zmog?szy ich rabusie, wszystkich jednakowo dobytymi mieczami pomordowali.

Potem trwo?liwie skarbu szukaj?c, a nic nie znalaz?szy, usi?owali pustelni? i cia?a m?czennik?w popali?, a?eby tym sposobem zbrodni? sw? ukry? i przyczyn? wypadku ?ci?gn?? na po?ar. Lecz pod?o?ony ogie?, mimo wszelkich usi?owa? ludzkich, zaj?? si? nie chcia?, jak gdyby owe lepianki nie z drzewa, ale z krzemieni by?y stawiane. Po daremnych usi?owaniach chcieli si? rabusie ucieczk? ratowa?, ale i tego nie dozwoli?a opatrzno?? Boska, gdy? przez noc ca?? po le?nych zaro?lach, b?otnych moczarach i ponurych kniejach z trwog? drogi szukaj?c, w ?aden spos?b b??dnymi nogi znale?? jej nie mogli. Co wi?cej — nawet pugina??w usch?ymi r?koma do pochew wsadzi? nie zdo?ali. Gdzie zasie cia?a ?wi?tych le?a?y, tam a? do dnia nie przesta?a b?yszcze? ?wiat?o?? wielka i brzmie? s?odycz anielskiego ?piewu.

Za nadej?ciem ranku nie mog?o si? to, co zasz?o, ukry? przed kr?lem; bez zw?oki tedy uda? on si? z licznym orszakiem na miejsce pustelni, i a?eby z?oczy?c? nie uszli, otoczy? las lud?mi. Z?oczy?c?w zasie znaleziono, kar? Bo?? przywi?zanych a? dot?d do w?asnych miecz?w. Rozwa?ywszy, co z nimi pocz??, postanowi? kr?l ostatecznie nie kara? ich ?mierci? tak, jak zas?u?yli, lecz ?elaznymi ?a?cuchami do grobu m?czennik?w przyku? ich rozkaza?; w kt?rym to stanie albo do ko?ca ?ycia swego pozosta? mieli, albo te? — je?liby si? inaczej ?wi?tym m?czennikom zdawa?o — dop?ty, dop?ki by ich ci? ?wi?ci w mi?osierdziu swojem z p?t nie uwolnili. A gdy ich wedle rozkazu kr?lewskiego do grobu ?wi?tych przykuto, wnet niewys?awion? Boga wszechmocno?ci? uwolnieni zostali z p?kaj?cych si? kajdan.

Odt?d, po wystawieniu na grobie ?wi?tych ko?cio?a, nieprzeliczone dziej? si? tam po dzi? dzie? cuda.

Cesarz zasie Henryk ?wiadomy zamiar?w Boles?awa, wszystkie drogi czatami obsadzi? kaza?, a?eby pos?owie Boles?awa w jego popadli r?ce. Mnich tedy wyprawiony przez ?wi?tych m?czennik?w ostatnimi czasy do Rzymu, schwycony nareszcie i w wi?zieniu osadzony zosta?. W nocy zasie odwiedzi? go anio? pa?ski i oznajmi? mu, ?e dokonali ?ywota ci, od kt?rych by? pos?a?.

Tyle Damianus; za nim powtarza? t? wiadomo?? Kosmas pragski, D?ugosz, Naruszewicz i inni. W roku za? 1777 wysz?a w Poznaniu ksi??eczka nabo?na, przedrukowana tam?e w roku 1842: Pi?? filar?w..., czyli nabo?e?stwo do ?wi?tych pi?ciu m?czennik?w kazimierskich: Jana, Benedykta, Mateusza, Izaaka i Chrystyna, w kt?rej s? godzinki i hymny na cze?? tych m?czennik?w po dzi? dzie? w Kazimierzu ?piewywane. Na tytu?owej karcie nie umieszczono imienia Barnaby, ale w jednym hymnie znajduj? si? dwa takie wiersze:

Cho? si? przez Barnabasza wszystko odes?a?o,
?akomstwo jednak zb?jc?w was pozabija?o.

Opowie?? ludu zgadza si? po wi?kszej cz??ci z tre?ci? tych pie?ni.

5. Wskrzeszenie Piotrowina
Biskup krakowski Szczepanowski kupi? by? wie? Piotrowin, u Piotrowina, na biskupstwo krakowskie, o kt?r? pozwali biskupa przed kr?la przyjaciele nieboszczykowi, kt?re kr?l sam na to podwi?d?. Stan?? biskup przed kr?lem i przed jego rad? pod namiotem, mi?dzy Solcem a Piotrowinem nad Wis??, gdzie natenczas sejmowa?. Pytano biskupa, kt?rym prawem dzier?y wie? Piotrowin? Stanis?aw biskup powiada?, i?em j? kupi? i zap?aci? nieboszczykowi Piotrowi, kt?ry jako umar?, jest na cztery lata. Strona powiedzia?a: czym tego dowiedziesz, albo gdzie masz tego zapis? Biskup wzi?? sobie na pewny dow?d do trzeciego dnia, a w tym czasie kaza? po?ci? wszemu duchowie?stwu i modlitwy czynie, aby mu Pan B?g ?wiadka o?ywi?, kt?ry by rzecz sprawiedliw? zezna? przed prawem. Potem wszed? do ko?cio?a ?w. Tomasza w Piotrowinie, kaza? odkry? gr?b Piotr?w, tkn?? go lask? biskupi? a r?k? mu poda? i rzek?: "W imi? Ojca i Syna i Ducha ?wi?tego, Pietrze wsta?, a rzecz sprawiedliw? zeznaj." I wsta? Piotr, kt?rego biskup przed s?d kr?lewski przywi?d?; tam zezna? Piotr, i? przeda? biskupowi wie? Piotrowin i wzi?? zupe?n? zap?at? od niego. Tam?e kara? przed kr?lem przyjaciele s?owy, i? si? upominaj? tego, do czego im nic: a i? te? temu ?wi?temu m??owi trudno?ci zadawaj? niewinne. A tak dowi?d? swej rzeczy biskup, kt?ry spyta? potem Piotra: je?eli chce by? ?yw, czyli zasi? do grobu i??? Powiedzia?: i? wol? wieczny ?ywot mie?, a nigdy ju? nic umiera?: kt?regom ju? blisko; jedno prosz?, m?dl si? za mn? do Pana Boga, abv mi? z czyszczu wybawi?, bo? jeszcze w nim mam by? do pewnego czasu, wszak?e nied?ugiego. Tak?e i uczyni?: wst?pi? zasi? w gr?b, oczy zawar? przysypan ziemi?. Rozjechali si? z tego sejmu wszyscy. Dot?d legenda z kronik wyj?ta; dalej dodaje powie?? gminna, i? co rok w rocznic? wskrzeszenia Piotrowina pokazuje si? przez Wis?? pod Solcem ?cie?ka, jakby biczem trz?s? po wodzie; jest to na pami?tk?, i? Piotrowin przechodzi? po wierzchu wody.

6. M?cze?stwo ?w. Stanis?awa na Ska?ce
Boles?aw ?mia?y powr?ciwszy z wyprawy na Ru? wyla? si? na rozpusty i gwa?ty, czego nie mog?c ?cierpie? biskup krakowski wykl?? go; wszak?e kr?l nie dba? na kl?twy biskupie, cho? przed nim zapowiada? mszy mie? i innych ?wi?to?ci w ko?cio?ach sprawowa?; i sam gdy mia? msz? mie?, tedy a? za Wis?? chodzi? przez most na Ska?k?, gdzie by? ko?ci?? ?w. Micha?a. O kt?rym kr?l dowiedziawszy si? tam, jednego czasu szed? za nim, wzi?wszy z sob? kilku dworzan i ony, co skar?yli o blisko?? wsi Piotrowina. Gdy przyszli na Ska?k?, kaza? go ode m^zy przed ko?ci?? wywie??; oni gdy chcieli tak uczyni?, padli wznak; chcieli drugi raz, tako?. Przeto on potem sam szed?, zabi? biskupa we msz? na Ska?ce w ko- ?ciele. Pisz? kronikarze, i? to byli Jastrz?bcy, Strzemieniowie, Srzeniawowie i Dru?ynowie, co pomagali tego kr?lowi.* Dzia?o si? to lata 1079 dnia 8 maja. Skoro po odej?ciu kr?la przylecieli or?owie i strzegli cia?a ?w. Stanis?awa przez trzy dni, kt?re w k?sy rozsiekane by?o, aby psi albo ptacy go nie jedli; a gdy kap?ani przyszli, pozbierali one sztuki i z?o?yli spo?u; tam si? cud okaza?, i? si? spo?u zros?y wszystkie sztuki. Tam?e na tym miejscu wi- dziano ?wiece gorej?ce w nocy.

7. O Piotrze Du?czyku
Piotr Du?czyk by? to pan wielki i hojny, kocha? si? by? w ?onie kr?la swego gdzie? tam daleko, w du?skim kraju; kr?l zazdrosny kaza? mu miecz rozpalony do oczu przy?o?y? i tak go pozbawi? wzroku, a potem do Polski wyprawi?. ?al mu by?o oczu i uspokoi? si? nie m?g?, ?e ociemnia?. C?? wi?c czyni? Oto jedzie do Krakowa po rad? do tamecznego biskupa; biskup idzie do ko?cio?a na modlitwy, aby go B?g o?wieci?; a pomodliwszy si? gor?co wyszed? i powiedzia? do pana Piotra: — Piotrze! Wystaw trzy klasztory i siedm ko?cio??w, a Pan B?g ci wzrok powr?ci. A kiedy? to b?dzie, a d?ugo? to tego czeka?? — zapyta? si? Piotr z niecierpliwo?ci?, jak to zwyczajnie wielcy panowie, kiedy im si? czego zechce. — Czy?, co m?wi? — odrzek? biskup — wystaw trzy klasztory i siedm ko?cio??w, a Pan B?g ci wzrok powr?ci.

Dopiero to Piotr Du?czyk bierze si? do budowli i zewsz?d cie?li i mularzy sprowadza; ale c?? potem, oto chcia? by? m?drszym od biskupa i wystawi? trzydzie?ci klasztor?w i siedmdziesi?t ko?cio??w. Na nic si? to wszystko nie przyda?o i po staremu by? ciemny. Powraca wi?c do Krakowa do biskupa, a ten go ofuknie: — C?? to za pycha, cz?owiecze! Co za niepos?usze?stwo Wszak?em ci trzy klasztory i siedm ko?cio??w stawia? kaza?. Id? i czy?, jak ci rozkazano.

Nieborak t? ra?? pych? zdj?? z serca. Postawi? trzy klasztory i siedm ko?cio??w i natychmiast przejrza?

8. Obl??enie Nak?a
Boles?aw Krzywousty rozumiej?c, ?e jeszcze ma?o mieli Prusacy i Pomorzanie na onych kl?skach, kt?re im zada?, ?ci?gn?? wojska pod Kruszwic?. I ju? ob?z ruszy? mieli, gdy oto w dzie? jasny na oko wszystkim prawie ?o?nierzom poka?e si? na samym wierzchu ko?cio?a kruszwickiego nadobny m?odzieniec bia?ym odzieniem prze?yskuj?cy; sk?d potem, gdy si? wszyscy zdumiewali, skoczy? i przed chor?gwie wyst?pi?. Tam wojsko wszystko z weselem natychmiast tabor ruszywszy za onym hetmanem od Boga danym pospiesza, znamienite zwyci?stwo wzi?? z nieprzyjaciela pewnie sobie obiecuj?c. A skoro pod Nak?o, przedniejsze natenczas u Pomorzan albo Kaszub?w miasto miejscem przyrodzonym obronne i r?k? dobrze obwarowane, przyci?gn?li, m?odzieniec on jab?ko z?ote, kt?re w r?ku trzyma? przeciwko miastu rzuciwszy, natychmiast znikn??. A nasi cz??ci? drabiny przysza?cowawszy na mury wpada?, cz??ci? bramy wy?ama?, wszystk? moc? usi?uj?; gdzie o ma?y w?os onego? dnia miasta zaraz nie wzi?li: jedno, ?e ich doskonalsze zwyci?stwo z nieprzyjaciela bezwiernego czeka?o.

9. Pani Kinga
Niedaleko Kro?cienka nad Dunajcem sia? g?ral pszenic? pod zim?. W?a?nie ju? s?onko by?o zasz?o, a on jeszcze nie sko?czy? swej roboty. Wtem drog? pos?ysza? jaki? szelest — spojrzy, a tu bie?y t?um niewiast w czarnych szatach, a poprzedza? je ksi?dz, co ni?s? krzy? pa?ski. Gdy poskoczy? ku nim i ciekawie si? przy- gl?da?, wysun??a si? jedna niewiasta z tego orszaku i rzek?a: — Dobry wiecz?r wam, cz?owiecze! A c?? tak p??no robicie?

— Pszenic? siej? — odrzek? g?ral.

— Szcz??? ci Bo?e — odpowiedzia?a — ale je?li? poczciwy cz?owiek, tedy zrobisz, coc powiem. Jutro tu b?dzie goni? srogi nieprzyjaciel za nami i b?dzie pyta? si?, czy?my t?dy nie sz?y; ty za? odpowiedz, ?e?my sz?y w?a?nie, kiedy? sia? pszenic? na tym ?anie.

— Dobrze — rzek? g?ral, ale nim zdo?a? si? onej pani pok?oni?, ju? jej nie by?o.

Nazajutrz wstawszy do ?witu idzie na pole — patrzy, a tu nowy cud, bo gdzie wczoraj sia?, tam dzi? bujaj? pszeniczne k?osy. Nie wyszed?szy jeszcze z podziwienia, dolatuje go t?tent jazdy — spojrzy na drog?, a tu ?ma Tatar?w. Jeden przypada do? i pyta: — Powiedz mi, cz?eku, a nagrodz?? hojnie, czy nie widzia?e? tu wczoraj pani Kingi?

— Widzia?em — odpowiedzia? — jak sz?a t?dy z siostrami, a w?a?nie sia?em t? pszenic?. Tatarzyn znowu b?aga go, w ko?cu grozi mieczem; ale g?ral odpowiada: widzia?em j?, sz?a t?dy, kiedy sia?em t? pszenic?... I tak tatarska pogo? wr?ci?a si? tym samym szlakiem, kt?rym przysz?a.

10. Pawe? z Przemankowa
Ksi?dz Pawe? z Przemankowa z?y by? cz?owiek i wszystko w Rzeczypospolitej miesza?, przeto te? trzykro? by? w wi?zieniu. Jednego czasu b?d?c u dominikan?w, mnich?w w Krakowie, us?ysza? g?os z nieba taki: ,,Biada tobie, Pawle niebo??, i lepiej ?eby? si? by? na ?wiat nigdy nie rodzi?." Co nie tylko sam s?ysza?, ale i ci co przy nim byli, kt?rych by?o do 70. Te? i mnich jeden jawnie to zeznawa?, ?e widzia? przed nim wilka, a on si? wspi?? na przednie nogi m?wi?c do niego cz?owieczym g?osem: "Biada tobie biskupie, bo? wzi?? i zabi?"; co ludzie rozumieli o owej mniszce ze Ska?y, co j? by? wzi?? z klasztora i p?odz?c z ni? niecnot?, dusz? jej zabi?. Zaczem dopiero j?? pokutowa?. I przeto zasi? us?ysza? taki g?os: „Odpuszczone tobie b?dzie, Pawle, dla twojej skruchy i b?dzie si? ju? lepiej wszystko dzia?o, a b?dziesz ?yw jeszcze siedm lat." A Pawe? odpowiedzia?: "Dobrze by mi mi?osierdzie Bo?e uczyni?o, by mi tak d?ugo przed?u?y?o ?ywota, ?ebym wypokutowa? za swe grzechy."

Ten to biskup by? przy tym tak my?liwy, i? gdy msz? miewa?, tedy psi oko?o niego chodzili i z soko?y przed nim my?liwcy stali. Nawet trafi?o si? to, ?e gdy mu kto z sieci zwierza zepsowa?, tedy go rohatyn? z gniewu przebi?.

11. Biskup Gamrat
Gamrat umieraj?c zapisa? na klasztor dwie beczki doskona?ego wina, lecz wykonawcy ostatniej woli przyw?aszczyli je sobie, a natomiast gorsze pos?ali zakonnikom. Jednego razu, kiedy si? zahulali przy tym skradzionym winie, da?o si? s?ysze? ko?atanie we drzwi, nikogo jednak nie znale?li i wzi?wszy to za przypadek dalej ci?gn?li weso?e kr??enie kubka. Wtem mocniejsze powt?rzy?o si? ko?atanie, co ich tym wi?cej przestraszy?o, ?e po otworzeniu drzwi nie by?o nikogo; jednak po ma?ej chwili zacz?li sw?j przestrach zatapia? w doskona?ym winie. Wre?cie po trzecim, d?ugim ko?ataniu wszed? Gamrat w biskupim stroju i uderzywszy o st?? pastora?em rzek?: - Winni?cie mnie restytucj?, bo?cie testamentu nie spe?nili. Chocia? po tym widzeniu wino zosta?o wr?cone do klasztoru, jednak ci nieskrupulatni wykonawcy testamentu w przeci?gu roku umrze? mieli.

12. Czterdzie?ciu dziewi?ciu m?czennik?w sandomierskich
Tatarzy wpad?szy do Polski pod hetmanem Nogajem, przyszli pod Sandomierz i tyle ludzi wy?cinali, a? si? krew potokami do Wis?y la?a. Wtenczas to zdarzy?o si?, i? w klasztorze dominikan?w sandomierskich, gdy pi??dziesi?t ksi??y z przeorem swoim Sadochem by?o na jutrzni, Pan B?g cudownym sposobem ostrzeg? ich o bliskiej m?cze?skiej koronie; gdy bowiem nowicjusz Martyrologium jutrzejsze czyta? zechcia?, nadspodziewanie literami zobaczy? z?otymi pisane te wyrazy: Sandomiriae quadragintata novem martyrum; co zobaczywszy, sam nie wie, czyta? czy milcze?? O?mieliwszy si? na koniec, dr??cym g?osem dekret przeczyta? z?oty: Sandomiriae, quadraginta etc.; na takie czytanie zadumia?y przeor i z braci? za rozkazaniem na podanej sobie ksi?dze obaczy? ?w napis z?otymi literami, kt?re zaraz po przeczytaniu w r?ku ich znikn??y. Zaczem im ?w. Sadoch rzecze: umrze? potrzeba, braciszkowie, wi?c weso?o umierajmy.

A gdy na klasztor gwa?townym p?dem nieprzyjaciel uderzy?, braciom na Salve Reginae wynij?? kazawszy, wszystkim zada? ?mier? m?cze?sk?.

13. Wawrzyniec Powodowski, kawaler malta?ski
W ko?ciele katedralnym w Poznaniu znajduje si? grobowiec Wawrzy?ca Powodowskiego. Piastowa? on urz?d komandora malta?skiego a? do r. 1543, w kt?rym przeni?s? si? do wieczno?ci. Napis na nagrobku tym m?wi: i? po ?mierci przez rok ca?y (dziwny pobo?nymi i tajemniczymi zjawieniami) z grobu wychodzi? i podczas mszy uroczystych ?piewanych u wielkiego o?tarza z dobytym mieczem podczas ewanielii ?wi?tej mi?dzy stallami pra?at?w i kanonik?w a stallami ni?szego duchowie?stwa widocznie stawa?. Po uko?czonej za? mszy nikn??.

Naradziwszy si? przeto pra?aci i kanonicy odprawili za niego rozmaite nabo?e?stwa, przybrawszy posta? pokorna, lichtarze wielkie z woskowymi ?wiecami, kt?re wed?ug ceremonia?u akolici nosi? powinni, trzymali w r?ku sami pra?aci, a w ich nieobecno?ci kanonicy, a tak usta?o na koniec owo okropne zjawisko roku 1544 dnia 26 kwietnia.

Podanie dodaje jeszcze, i? takowe okazywanie si? w ko?ciele zmar?ego Powodowskiego kar? by?o za jego na?miewanie si? za ?ycia z p?onnego, jak mniema?, zwyczaju, aby kawaler malta?ski w czasie nabo?e?stwa pa?asz dobywa? i nim w powietrzu przed o?tarzem macha?.

14. Procesja duch?w
Przed ow? okropn? wojn? z Kozakami i Ukrain? pokazywa?a si? w Barze na Podolu procesja umar?ych, kt?ra od ko?cio?a do ko?cio?a chodz?c, jednostajnym wo?aniem pomsty do Boga m?ciciela wo?a?a, takie podnosz?c pienie:

P?ki? niebo i ziemi?. Wiekuisty Panie,
Nie zem?cisz si? niewinnej krwie naszej wylanie.

15. Z?otary?ko
B?g nie przepu?ci? Kozakowi Z?otary?ce za jego morderstwa, zabit bowiem pod Szk?owem w Litwie, a gdy by? w Czechrynie chowan na katafalku, trup jego z trumny si? podni?s? i znowu pok?ada?, j?cza? i wzdycha?, oko?o stoj?cym bardzo strasznym, z dopuszczenia Boskiego, czyli z czartoskiego naigrywania. Czemu, gdy wielu nie wierzy?o, w dzie? sam pogrzebu, gdy czer?cy s?u?b? zacz?li, podni?s? do g?ry r?ce, z kt?rych bardzo obficie krew p?yn??a. Co lud wszystek obaczywszy, zdumia? si? dr??c od boja?ni; a gdy trzy razy trup zawo?a?: Uciekajcie! uciekajcie! uciekajcie! — wszystek lud strwo?a?y ze swym pryncypa?em Chmielnickim, kt?ry przy tym by? i na to patrzy?, z cerkwi uciek?. Wtem si? cerkiew zapali?a i tak godny sprawom swoim pogrzeb Z?otary?ko odebra? w ogniu.

16. Kr?lowa Ba?tyku
W g??binie w?d Ba?tyku wznosi? si? za dawnych czas?w pa?ac kr?lowej Juraty. ?ciany tego pa?acu by?y z czystego bursztynu, progi ze z?ota, dach z ?uski rybiej, a okna z diament?w.

Razu jednego rozes?a?a kr?lowa wszystkich szczupak?w z listami do najznakomitszych bogi? Jury *, prosz?c do siebie na gody i spoin? porad?. Nadszed? dzie? naznaczony i zaproszono boginie przyby?y; wtenczas kr?lowa, otoczona przydwornym orszakiem, ukaza?a si? w sali, uprzejmym uk?onem powita?a go?ci i zasiad?szy na bursztynowym tronie tak m?wi? zacz??a: „Mi?e przyjaci??ki i towarzyszki moje! Wiecie to dobrze, i? wszechw?adny m?j ojciec Praam?imas, pan nieba, ziemi i morza, mojej opiece i w?adzy poruczy? te wody i wszystkich mieszka?c?w w nich b?d?cych; same by?y?cie ?wiadkami moich ?agodnych i szcz??liwych rz?d?w. ?aden najmniejszy robaczek, ?adna najdrobniejsza rybka nie mia?y przyczyny skar?y? si? i narzeka?. Wszyscy ?yli w pokoju i zgodzie; nikt si? na ?ycie drugiego targn?? nie odwa?y?. Teraz za? jeden nikczemny rybAk Castitis znad brzeg?w moich posiad?o?ci, tam gdzie rzeka ?wi?ta ho?d memu kr?lestwu P?aci; jeden nikczemny ?miertelnik o?miela si? narusza? spokojno?? niewinnych moich poddanych, ima? w sieci i na ?mier? wskazywa?; gdy ja, ja sama do w?asnego sto?u ani jednej nie ?miem u?owi? rybki. Fl?derki nawet, kt?re tak lubi?, po jednej po?owie zjadam, a drug? nazad do wody wpuszczam**. Takiej ?mia?o?ci nie mo?na pu?ci? bezkarnie: oto gotowe czekaj? nas ?odzie, p?y?my nad brzegi Szwenty, bo w?a?nie o lej po?e zwyk? on zarzuca? sieci. Naszymi pl?sy i ?piewy zwabimy go na dno rnorza udusim w u?ciskach i oczy ?wirem zasypiem. Rzek?a i natychmiast sto ?odzi bursztynowvch po?eglowa?o dokona? okrutnej zemsty.

P?yn?, s?o?ce pogodnie ?wieci, morze ciche, a echo) ju? roznosi po wybrze?u s?owa ich pie?ni: Bi?da ci, rybaku m?ody. Stan?wszy boginie blisko uj?cia rzeki postrzeg?y rybaka, jak siedz?c na brzegu rozwija? sieci. Zaj?ty prac?, zrazu nic nie uwa?a?, lecz gdy go urocze dosz?y ?piewy, zwr?ci? wzrok na wod? i ujrza? sto ?odzi bursztynowych i sto przecudnych dziewic, a wszystkim przewodniczy?a z koron? na g?owie, z bursztynowym ber?em w r?ku kr?lowa morza. D?wi?k coraz milszy si? rozlega, otaczaj? go morskie panny i swymi wdzi?ki do siebie wabi? poczn?:

O, rybaku pi?kny, m?ody,
Porzu? prac?, chod? do ?odzi:
U nas wieczne tany, gody,
Nasz ?piew trosk? tw? os?odzi.

My obdarzym boskim stanem.
Skoro z nami mieszka? b?dziesz:
?r?d nas b?dziesz morza panem,
I naszym kochankiem b?dziesz.

S?yszy to rybak i uj?ty zdradliwa pon?t? ju? chce si? rzuci? w obj?cia bogini, gdy kr?lowa skinieniem ber?a ka?e si? uciszy? towarzyszkom i tak do zdumionego rzecze:

— St?j, niebaczny! Zbrodnia twa wielka i godna kary, jednak ci przebacz? pod jednym warunkiem. Podoba?a mi si? twoja uroda. Kochaj mi?, a b?dziesz szcz??liwy. Lecz je?liby? wzgardzi? mi?o?ci? Juraty, wtedy za?piewam ci tak? piosnk?, ?e wnet b?dziesz w mej mocy, a za dotkni?ciem mego ber?a zginiesz na wieki.

M?odzieniec wybra? i zaprzysi?g? jej wieczna mi?o?? Kr?lowa na to:

— Teraz ju? jeste? moim. Nic zbli?aj si? do nas, bo by? zgina?. Za to co wiecz?r b?d? przyp?ywa? do ciebie i na tej g?rze, kt?ra odt?d od twego imienia zwa? si? b?dzie Castitv zawsze zobacz? si? z tob?. Po czym znikn??a kr?lowa z ca?ym orszakiem.

Rok ju? mija?, jak co wieczora kr?lowa Jurata przyje?d?a?a na brzeg i na g?rze widywa?a si? z kochankiem; lecz Perkun dowiedziawszy si? o tej schadzce rozgniewa? si? mocno, ?e bogini powa?y?a si? ukocha? ?miertelnika. A gdy jednego roku wr?ci?a kr?lowa do swego pa?acu, spu?ci? z nieba piorun, kt?ry rozpruwszy morskie ba?wany uderzy? w mieszkanie kr?lowej, sam? zabi? i bursztynowy pa?ac na drobne roztrzaska? cz?stki. Rybaka za? Praam?imas przyku? na dnie morza do ska?y i po?o?y? przed nim trupa jego kochanki, na kt?ry wiecznie patrz?c, przymuszony jest op?akiwa? swoje nieszcz??cie. Dlatego to teraz, gdy wicher morski zaburzy fale, s?ycha? j?k z daleka — to j?k biednego rybaka; a woda wyrzuca kawa?ki bursztynu — to s? szcz?tki pa?acu kr?lowej Ba?tyku.

17. Witolf

By? to cz?owiek nadzwyczajny: przesz?o?? wiedzia?, tera?niejszo?? rozumia?, przysz?o?? zgadywa?. Kr?lowie do jego rady i woli stosowali si?. On przebywa? na swoim statku morze od brzegu do brzegu ?wiata pr?dzej, ni?eli kto m?g? przez Niemen przeprawi? si?. Rozmawia? z ksi??ycem i zna? niesko?czenie wiele gwiazd po imieniu. Mia? konia nazwanego Jod?, na kt?rym wiatry wyprzedza?. Pa?acem jego by?a g?owa owego konia; przez jedno ucho wchodzi?, przez drugie wychodzi?.

Kiedy u pewnego kr?la biesiadowa?, ko? Witolfa zszed? si? na b?oni z klacz? kr?lewska, kt?ra mia?a? podobne przymioty: ale bogowie nie chc?c, aby rodzaj takich olbrzymich zwierz?t rozmna?a? si?, przykryli ich dwiema, g?rami, pn?cymi si? jedna na druga. Witolf z rozpaczy oddali? si? ze dworu tego kr?la i kiedy powraca? z wojskiem na zawojowanie jego kr?lestwa, trafi? pod t?? g?r? na smoka Pukisa, z kt?rym walcz?c pokona? go i niezmierne skarby zabra?. Wreszcie pojedna? si? z kr?lem tamecznym, gdy? oba czarownikami byli.

18. Krysztofor *
Przed bardzo dawnym, dawnym czasem ?y? na ?wiecie pewien wielkolud nazwiskiem Oferusz. By? to cz?owiek tak ogromnego wzrostu, ?e w wielkim palcu swojej r?kawicy wyprawi? siostrze wesele; a kiedy mu matka umar?a, on chc?c jej gr?b usypa?, nabra? w but swoi ziemi i wytrz?sn?? j? na cia?o matczyne, i wznios?a si? g?ra a? pod ob?oki. Tam za?, sk?d owej ziemi nabra?, powsta?a przepa??; a by?a to przepa?? tyle mil g??boka w ziemi, ile mil g?ra nad ziemi? stercza?a. Nad przepa?ci? usiad? Oferusz i p?aka? rzewliwie, a wszystkie ?zy jego w otch?a? kapa?y i zrobi?o si? morze. Dlatego to woda morska jest gorzka i s?ona. Potem wyszed? Oferusz na w?dr?wk? i szuka? pana, kt?ry by ze wszystkich by? najmocniejszy i najpot??niejszy: u takiego pana jedynie chcia? s?u?y?. Radzono mu tedy, aby si? uda? na dw?r pewnego kr?la, kt?ry nie zna? wy?szego od siebie i nie zna?, co to strach w ?yciu.

Przybywszy do niego Oferusz popisywa? si? ze swoj? si?? i zosta? mile przyj?ty; nie odst?powa? odt?d na chwil? boku mocarza i by? jego najulubie?szym powiernikiem. Podoba?o si? to bez w?tpienia Oferuszowi, postanowi? wi?c ca?e ?ycie na dworze po- zosta?. Ale zdarzy?o si? pewnego dnia, ?e jeden z s?ug kr?lewskich wym?wi? w gniewie imi? diab?a. S?ysz?c to kr?l bogobojny prze?egna? si? krzy?em ?wi?tym.

— Dlaczego to zrobi?e?? — zapyta? si? Oferasz, kt?ry jeszcze by? poganinem i nie zna? zwyczaj?w chrze?cija?skich.

— Zrobi?em to dlatego — odpowiedzia? kr?l — ?e boj? si? diab?a.

— Kiedy ty si? diab?a boisz, wi?c jeste? s?abszy od niego.

— P?jd? ja zatem s?u?y? u silniejszego pana — zawo?a? Oferusz i zaraz dw?r kr?lewski opu?ci? i pow?drowa? na puszcz?, w kt?rej dnia pewnego napotka? rot? czarnych rycerzy, z rogami na g?owie, z pazurami u r?k, a z wid?ami w pazurach. W po?rodku siedzia? najczarniejszy i najokropniejszy na tronie z g??w trupich i ko?ci ludzkich i wrzasn?? rykliwym g?osem: Oferusie; Czego szukasz? — Szukam diab?a — odpowiedzia? nieul?kniony Oferusz — a?eby u niego s?u?y?.

— Ja jestem diab?em — rzek? w?dz czartowski i poda? r?k? Oferuszowi, kt?ry odt?d boku jego nigdy nie odst?powa?; a by? mu jak prawa r?ka przydatny.

Pewnego dnia wyruszy?a ca?a owa rota po zdobycz do pobliskiego miasta i przyby?a na drogi krzy?owe, k?dy sta?a Bo?a m?ka. Postrzeg?szy j? dow?dca zatr?bi? co tchu na odwr?t.

— Dlaczego to zrobi?e?? — zapyta? Oferusz.

— Dlatego, m?j przyjacielu, ?e si? boj? Chrystusa! — odpowiedzia? diabe?.

Ty si? boisz Chrystusa, pomy?la? sobie Oferusz, wi?c jeste? s?abszy od niego; p?jd? wi?c s?u?y? Chrystusowi.

I znowu diab?a opu?ci?; a w?druj?c po puszczy napotka? ubogiego pustelnika i zapyta? go: - Gdzie jest Chrystus?

— Wsz?dzie! — odpowiedzia? pustelnik, ale poganin nie rozu- mia? i pyta? powt?rnie: — Jak ja mam s?u?y? Chrystusowi?

— M?dl si? a pracuj! — rzek? zapytany.

Modli? si? Oferusz nie umia?, lecz umia? pracowa?. Poszed? tedy za pustelnikiem nad bystry strumie? p?vn?cy z g?ry i dowiedzia? si?, ?e ka?dy pielgrzym, chc?cy si? przeprawi? na drug? stron?, tonie na ?rodku.

— Tobie — m?wi? pustelnik — da? B?g silne zdrowie i cia?o olbrzymie, przeno? wi?c podr??nych na swoich barkach. Je?eli to zrobisz dla mi?o?ci Chrystusa, to ci? przyjmie1 za swego s?ug?.

— Zrobi? to dla mi?o?ci Chrustusa — zawo?a? Oferusz i przenosi? dniem i noc? wszelkich pielgrzym?w, wspieraj?c si? na ogromnej so?nie, kt?r? wyrwa? z korzeniem.

Pewnej nocy zasn?? g??boko, znu?ony prac? dzienn?; wtem s?yszy g?os dzieci?cia wo?aj?cy go trzy razy po imieniu. Wsta? wi?c bez zw?oki, wsadzi? dzieci? na barki i wkroczy? we wod?, kt?ra dawniej zaledwie kolan mu si?ga?a. Ale dzisiaj, gdy stan?? na ?rodku, szum powsta? i wicher, woda si? wzburzy?a; ba?wany bi?y z w?ciek?o?ci? o brzegi, a Oferusz zgi?? si? pod dzieci?ciem jak pa??k i pierwszy raz w ?yciu uczu? strach i dr?enie. Podni?s? wi?c g?ow? i rzek?: — Dzieci?! Dzieci?! Dlaczeg?? ty takie ci??kie? Mnie si? zdaje, ?e ?wiat ca?y d?wigam na moich ramionach?

— Nie tylko ?wiat d?wigasz na swoich ramionach — odpowie- dzia?o dzieci? — ale i tego, kt?ry ?wiat stworzy?. Jestem Chrystus, kt?remu ty s?u?ysz; chrzcz? ciebie w imi? Ojca, w imi? moje i w imi? Ducha ?wi?tego. Odt?d nazywa? si? b?dziesz Krysztofor, to jest piastun Chrystusa.

Odt?d wi?c nazywa? si? ?w wielkolud Krysztoforem i chodzi? wzd?u? i wszerz po ?wiecie, aby naucza? s?owa Pana swojego i zosta? za te nauki od pogan ukamienowany.

19. Anafielas
Kr??y powie?? na ?mudzi oko?o Kretyngi, i? jest jaka? g?ra stroma i niedost?pna, nazywaj?ca si? Anafielas, na kt?r? cienie umar?ych wdziera? si? musz?. Dlatego paznokcie d?ugie, pazury zwierz?t, or??e, konie, s?ugi itp. potrzebne s? dla pr?dszego dostania si? na ni?. Im za? cz?owiek by? bogatszy, tym trudniejszy mu przyst?p; gdy? mienia ziemskie ci??? mu na duszy. Ubogi, lekki jak pi?rko, mo?e si? wedrze? na g?r?, kiedy bog?w nie obra?a? w ?yciu. Inaczej grzesznego bogacza smok Wizunas, pod g?r? mieszkaj?cy, po?re i r?wnie jak ubogiego grzesznika z?e wiatry unios?. Bo?ek mieszkaj?cy na szczycie tej g?ry, jako jest pe?en sprawiedliwo?ci, s?dzi umar?ych z ich post?pk?w za ?ycia. Ka?dy wed?ug jego s?du odbiera nagrod? lub kar? wieczn?.

20. Krumine
Kr?lowa, nazywaj?ca si? Krumine, mia?a c?rk? jedynaczk?, nadzwyczajnej pi?kno?ci. Ta, za nadej?ciem jednej wiosny, chcia?a matce przys?u?y? si? ?wie?o rozkwit?ymi kwiatami, kt?re z okien zamku kr?lewskiego ujrza?a nad brzegiem rzeki Ro?; w tym zamiarze wybieg?a niepostrze?ona. Kwiat jeden z naj?liczniejszych, jakie wiosna wyda?a, kt?ry si? zdawa? by? nad samym brzegiem, ujrza?a ?r?d rzeki wyros?y. Woda go z wolna ko?ysz?c w swym biegu, podwaja?a jego pi?kno?? b?yskaniem ?wietnych kolor?w, jakie drogie kamienie wydawa? zwyk?y. Rzeka by?a bardzo mia?ka w tym miejscu, p?yn??a po ???tym piasku. Kr?lewna zn?cona powabem kwiatu, zrzuciwszy szkar?atne obuwie, o?mieli?a si? wnij?? do wody. Zaledwie si? zbli?a?a do zerwania mniemanej zdobyczy, dno rzeki si? rozwar?o i zosta?a porwan? w otch?a? podziemn?, Pragaras, to jest do piek?a. W tym pa?stwie piekielnym panowa? kr?l, Pokole zwany, kt?ry uwielbia? wdzi?ki m?odej kr?lewny. Nieszcz??liwa matka, kt?rej obuwie tylko c?rki przyniesiono, przekonawszy si?, ?e na rzece Ro? porwan? zosta?a, domy?li?a si?, ?e kto? z mocarzy panuj?cych nad wod? czy pod wod? ten post?pek spe?ni?. Uda?a si? wi?c dla wyszukania swej straty na w?dr?wk? po ca?ym ?wiecie. Lecz pr??ne by?y ?ledzenia. Gdy powr?ci?a do Litwy, nic wi?cej pr?cz ?ez nie przynios?a, z kt?rymi i wyjecha?a. Atoli naby?a umi?tno?ci uprawy roli i za- siewania z korzy?ci? zb?? rozmaitych, kt?rych nasiona przywioz?a z sob?. Odt?d zacz??a naucza? lud ubogi, dzikimi p?odami przy- rodzenia ?ywi?cy si?, sztuki rolnictwa.

Gdy wytrzebiono na pole pewny las, pe?en niegdy? smok?w, Staubunas zwanych, znaleziono w nim kamie?, na kt?rym Prze- znaczenie, Pram?ymas, wyry?o palcem swym przed wiel? wiekami od bog?w naznaczony los dla c?rki Krumini. Zaledwie wyczyta?a ten napis, ze w?ciek?o?ci? pa?aj?ca gniewem i zemst?, zapuszcza si? kr?lowa w podziemne pa?stwo Pokola. Ale gniew jej zosta? rozbrojony czu?ym spotkaniem: albowiem ujrza?a przeciw sobie id?c? nie?mierteln? c?rk?, orszakiem naj?liczniejszych wnucz?t otoczon?, kt?re, upad?szy jej do n?g, wzywa?y przebaczenia dla matki swojej. Kr?lowa nie tylko da?a si? przeb?aga?, ale zezwoli?a na przep?dzenie z nimi lat kilku.

Kiedy powr?ci?a do swego kr?lestwa, znik?y tu?actwa, dziko??, rozboje. N?dza, g??d, nago?? przemieni?y si? w obfito??, dostatki, przepych i mi?e rolnicze obyczaje. Lud ub?stwia? swoj? kr?low? i nauczycielk? najpo?yteczniejszej sztuki.

21. Nemon
Na ?mudzi nadnieme?skiej kr??y takie podanie: ?eglarze przybyli zza morza ?eglowali w g?r? Niemnem, doszed?szy do uj?cia Dubissy, dowiedzieli si? o wyroczni b?d?cej blisko ?r?de? tej rzeki; z rado?ci wi?c, ?e drog? do tej ?wi?tyni znale?li, ?piewali: Sze radom, tu?my odkryli, co by?o przyczyn? nazwania miejsca Szeradzia, dzi? miasteczko Seradnik. Up?yn?wszy Dubiss? w g?r? ca?? mil?, wypoczywali na brzegu z ?o?nierstwem swoim, gdzie stan?wszy obozem, rzekli: Czekiszkim znoka — utkwijmy chor?gwie. To da?o pow?d nazwaniu Czekiszek, dzi? mie?cina tak zowi?ca si?. Dalej p?yn?c dostali si? w puszcze niezmierne, gdzie natrafiaj?c wiele przeszk?d do dalszej podr??y mawiali: E-ira ga?as — nie ma ko?ca; to miejsce nazwane zosta?o Eirago??? i tak do dzi? si? nazywa. Lecz, gdy posun?wszy si? wy?ej rzek?, dalsze usilno?ci przekona?y, ?e mo?na doj?? do zamierzonego celu, ?piewano ?piew oznaczaj?cy rado??, ?e jest koniec: Bet ir ga?as, st?d nazwanie miejsca Betygo?a. W?dz tych ?eglarzy i w?drownik?w nazywa? si? Nemon; od niego rzeka, po kt?rej pierwszy ?eglowa?, wzi??a miano Niemna.

22. Rumszys
Stary Rumszys, drwal ubogi, r?bi?c drzewo z?ama? siekier?, z p?aczem wi?c w nocy powraca do domu. Gdy ju? by? blisko domu, us?ysza? j?k zg?odnia?ych dzieci, co go tak? rozpacz? przej??o, ze postanowi? si? utopi?. Idzie wi?c do Niemna, rzeka by?a zamar- zni?ta, a przer?bli nigdzie nie m?g? znale??; pr?bowa? wyku? j? kamieniem, lecz gdy to by?o pr??nym, siad? na lodzie i tak gor?cymi ?zami p?aka?, ?e a? l?d od nich odtaja?. Gdy si? mia? rzuci? w wod?, nadbiega szatan i rzecze:

— Czego sobie masz ?ycie odbiera?, kiedy przeznaczeniem twoim ]est by? najbogatszym i najszcz??liwszym cz?owiekiem. — Rumszys roz?mia? si? gorzko i wskakuje w przer?bel, ale szatan go pochwyci? i z wody wyci?gn??.

— S?uchaj, Rumszysie, wyratowa?em ci? od ?mierci — rzecze szatan — a teraz dowiedz si?, ?e byleby? zapragn??, b?dziesz bogatym, ale musisz da? mi wprz?dy to, czego? w domu nie zostawi?.

Rumszys si? namy?li?, ca?y jego dom tak by? n?dzny, znik?d zreszt? niczego si? nie spodziewa?, ?e wnet zezwoli? na warunek szatana. W drodze ju? skutek obietnicy si? okaza? — pi?kny rumak z z?otym rz?dem stan?? przed Rumszysem, mia? na sobie w?r, a w nim futro, szabla i dzwonek. Ubra? si? tedy, siad? na konia — lecz go nikt w domu nie pozna?; dzieci zacz??y si? chowa? za piec, a ?ona rzek?a: M?j m??u! P?ki? by? biedny, to ci? kocha?am, ale teraz widz? ci? w zlocie, nie mog?e? tego zapracowa?, musia?e? z?upi? kogo, to brzydz? si? tob?. Rumszys opowiedzia? jej swoj? przygod?, ale to ?ony nie uspokoi?o, owszem bardziej jeszcze p?aka? pocz??a.

— Przekl?ty! — zawo?a?a — a to?e? w?asne dziecko zaprzeda?, dzisiaj porodzi?am syna. Tu si? zasmuci? Rumszys, siedzia? d?ugo przy ogniu, i postanowi? zaraz nazajutrz zawie?? syna do Krywe-krywejty, aby si? w ?wi?tyni wychowa?, ?eby niewie?ciego pokarmu nie zasmakowa?, a przez to, ?eby nabra? mocy i szatana zwojowa?, gdy przyjdzie czas umowy, w kt?rym szatan ma zabra? m?odego Rumszysa; mia?o to by? w dziewi?tnastym roku ?ycia.

Gdy to Rumszys uskuteczni?, zaj?? si? budow? wsi; ?atwo mu posz?o, bo na co tylko zadzwoni?, wszystko sz?o, gdzie kaza?, sosny same z boru przychodzi?y i k?ad?y si? w porz?dne zr?by. Kogo uderzy? szabl?, zmienia? si? w co chcia?, a gdy przywdzia? futro, m?g? wr??y? i widzia?, co si? na drugim ko?cu ?wiata dzia?o. Wie? zbudowana nad Niemnem od Rumszysa Rumszyszkami si? nazywa.

Gdy m?ody Rumszys dor?s?, by? nadzwyczajnie silny i tak ?wi?tobliwych obyczaj?w, ?e szatan nie mia? do duszy jego ?adnego przyst?pu. J?? wi?c kusi? powt?rnie ojca obiecuj?c mu nie?miertelno??, byle zezwoli? na jedn? pr?b?. Zgodzi? si? Rumszys i kaza? szatanowi na godzin? przed kurami wylecie? z domu swojego i nim kury zapiej?, przynie?? olbrzymi kamie? spod K?ajpedy. Diabe? leci, lecz pomimo wszystkich wysile? nie m?g? z kamieniem zd??y? na czas; kur zapia?, kiedy od Rumszysa mieszkania tysi?c krok?w by? zaledwie. Szatan zawy? z rozpaczy, rzuci? kamie? w Niemen. D?ugo jeszcze potem nocami przeszkadza? podr??nym, a? na koniec znikn?? zupe?nie, a ?w kamie? sterczy do dzi? w poprzecz Niemna i tworzy pr?g, z kt?rego woda z szumem si? wali.

23. Wajdelotka
Ko?o Rumszyszek nad Niemnem kr??y powie??, i? pann? ?wi?t?, czyli wajdelotk? pom?wiono o sp??kowanie z nieznajomym rycerzem; za to wykroczenie wieziono j? czarnymi dwoma krowami i miano zaszy? w worze sk?rzanym z psem, kotem i ?mij? i utopi? w Niemnie. Wtem rycerz, kt?ry by? przyczyn? jej nieszcz??cia, ukaza? si? na koniu w ?elaznej zbroi, uwolni? pann? i kaza? sobie da? z ni? ?lub nad samym brzegiem rzeki, potem oboje obj?wszy si? skoczyli do wody i znikli z oczu. Woda na tym miejscu wrze? i kr?ci? si? pocz??a, co i teraz jeszcze si? dzieje, jakoby obchodz?c gody weselne tej nieszcz??liwej pary. Ona wychodzi niekiedy przy ?wietle ksi??yca w nocy na brzeg, ?piewa piosnk? o swo- jej przygodzie i pier? daje niemowl?ciu. Czasami w towarzystwie rycerza ukazuje si? na brzegu rybakom i s?ysz? przy nich warczenie psa, miauczenie kota i syk ?mii.

24. Mogi?y Soroki*, Nepromacha i Praksedy
Prakseda, w?adczyni Kalnika, mia?a wojn? z s?siednim w?adc? Nepromachem; drugi jej s?siad Soroka, chc?c j? wspiera? swym wojskiem, przyprowadzi? je pod Kalnik, a Prakseda wzi?wszy go za oczekiwanego Nepromacha, stoczy?a z nim bitw?, w kt?rej Sorok? po?o?y?a trupem. W ostatniej chwili b??d sw?j poznawszy, usypa?a w pami?? poleg?ego mogi??, a we dw?ch drugich z?o?y?a pobitych w tym boju obu wojsk m???w. Lecz zaledwo robot? t? sko?czy?a, gdy nadci?gn?? Nepromach. Prakseda nie ufaj?c uszczuplonemu przesz?ym bojem swojemu wojsku, wyzwa?a w osobisty b?j Nepromacha, w kt?rym wzajemnie siebie pomordowali; a na ich zw?okach wojska ponasypywa?y mogi??.

W p??niejszych czasach na szczycie mogi?y Soroki mia? wyrosn?? d?b ogromnej wysoko?ci, a na jego wierzcho?ku po?o?ono blach? dla rozpalania na niej ognia ostrzegaj?cego okolicznych mieszka?c?w o zbli?aniu si? nieprzyjaciela.

25. Mogi?a Perepiat i Perepiatycha
Perepiat i Perepiatycha, dwie mogi?y ko?o Chwastowa na Ukrainie, wedle podania usypane s? dla m??a i ?ony. M??, w?dz s?awny, powraca? z dalekiej wyprawy na Po?owc?w z wojskiem odzianym w zbroje nieprzyjacielskie. ?ona w trwodze uderzy?a nie niego z domow? dru?yn?; i polegli tam oboje w b??dnej tej bitwie. Przy skonaniu jednak poznali si?, nies?ychanie czule witaj?c si? i ?egnaj?c do lepszego ?wiata.

26. Mogi?a Me?anki
Tak si? ta mogi?a nazywa od pochowanej w niej ?adnej dziewczyny tego imienia, uduszonej od Satany, czyli upiora, w wiecz?r ?w. Katarzyny, w kt?rym Ukrainki zbieg?szy si? na wieczornice gotuj? kasz? i wylaz?szy na p?ot wo?aj? swoich narzeczonych: po takim zawo?aniu, z kt?rej strony psy zaszczekaj?, z tej strony narzeczony ma przyby?. W?a?nie na wo?anie Me?anki nie odpowiedzia?y psy, lecz przyby? sam narzeczony, kt?ry umar? by? przed rokiem ze zgryzoty, gdy mu Me?anka nie by?a wiern? w dotrzymaniu s?owa wyj?cia za niego za m??, i pochwyciwszy dziewcz?, udusi?.

27. ?wirydowa mogi?a
W pan; godzin drogi od warowni Kilji, w kierunku Benderu, jest mogi?a w polu, na wierzcho?ku kt?rej le?y kamie? z wykutym krzy?em. Takie o niej podanie: Na Wo?oszczy?nie by?a jedna wielka czarownica, a mia?a c?rk? tak ?adna, jak gwiazda. Dziewczyna ta ba?a si? i nie lubi?a Turk?w: kiedy wi?c s?ali si? do niej rozmaici bojary i kniazie, ona powiada?a, ?e za tego p?jdzie za ma?, kt?ry ze swoim wojskiem trzy razy Turk?w w boju pokona, bo w?a?nie by?a wtenczas wojna z Turkami. Mi?dzy staraj?cymi si? o ni? by? jeden bojarzyn dalekiej ziemi, a nazywa? si? ?wiryd *; on us?yszawszy o tym radzi? si? czarownicy; a ta mu da?a ziela, kt?rego gdy si? napi?, widzia? jak na d?oni w przysz?o?ci, ?e on, cho?by z jak ma?ym by? wojskiem, pobije trzy razy najwi?ksze si?y tureckie. Poszed? wiec na wojn? i po trzykro? nieprzyjaci?? pokona?; po czym wr?ci?, aby poj?? krasawic? za ?on?. By?o to w?a?nie wtenczas, kiedy jeden mo?dawski bojarzyn zakochawszy si? w onej pi?knej dziewczynie obsypa? j? bogactwy, lecz chocia? ta by?a wierna swemu s?owu, matka jej jednak, uj?ta tymi bogactwy, ?yczy?a skrycie za m??a swej c?rce mo?nego bojara: powr?t wiec ?wiryda by? jej nie po my?li, tym bardziej, ?e on ju? do jej c?rki zupe?ne mia? prawo. Wiedzia?a stara czarownica, ?e ju? ?wirydowi z Turkami nie wojowa?; poi go wi?c drugi raz zielem, przez kt?re wszystkiego, co w swej przysz?o?ci widzia?, zapomnia?; a sama potem zacz??a wymawia? ?wirydowi, ?e powr?ci? z wojny wtenczas w?a?nie, kiedy Turcy stali si? najniebezpieczniejsi. W tym?e czasie i ?w bogaty bojar przys?a? do niego posty z uwiadomieniem, ?e Turcy odej?ciem ?wiryda o?mieleni coraz straszniejszymi si? staj?. M?odzieniec, z jednej strony niem?skim wy- rzutem, z drugiej — zr?cznym pochlebstwem zapalony, porzuca p?acz?c? sw? narzeczon?, a sam w pole wyci?ga; znalaz? Turk?w nad Dunajem i zaraz wszed? z nimi w b?j; lecz pokonany, straci? wszystko swoje wojsko i sam zosta? zabitym, kilku z pozosta?ych jego towarzyszy t? mu usypali mogi?? i po?o?yli na niej kamie? z krzy?em. Turcy potem ow? ?adn? dziewczyn? zabrali, a star? czarownic? diabli w nocy a? dot?d topi? w jednej studni wykopanej w polu, woko?o kt?rej na mil? nie ma ludzkiego mieszkania.

28. Wa? Olgi
W okolicach Zborowa (na Podolu), Ko?towa pokazuje lud ci?gn?cy si? przerwami wa?, nazywany wa?em Olgi. Ksi??niczka ta uciekaj?c przed Batyjem, wodzem Tatar?w, przemienia?a si? w mysz i sz?a pod ziemi? i wsz?dzie, gdzie nurtowa?a, wysypywa? si? taki wa?. Bezpieczne schronienie znalaz?a dopiero na Horodyszczu zwanym Ple?nisko, w pobli?u Podhorzec, gdzie zamkn?wszy si? w grodzie, da?a odp?r hordom tatarskim. Na tym miejscu wida? kilkaset mogi?; w pobli?u stoi monasterek ksi??y bazylian?w.

29. Wa? ?mii
I

W niepami?tnych czasach Kozaczyzny B?g zes?a? na kozacki nar?d straszliw? potwor? nazwan? ?mij?, kt?ra ca?? krain? spustoszy?a najokropniej. W?adca tej ziemi zapobiegaj?c dalszym nieszcz??ciom u?o?y? si? z potwor? t? codziennie dawa? jej na po?arcie jednego m?odzie?ca, kolej? z ka?dej rodziny w kraju. W sto lat potem przysz?a kolej na rodzin? panuj?c?, w kt?rej by? tylko jeden m?odzian, ostatni rodu potomek. Pr??no ca?y nar?d ofiarowywa? w zamian swych syn?w, potw?r ?mija zamiany nie przyjmowa?. W?wczas nieszcz??liwy m?odzieniec by? zawieziony na oznaczone miejsce, aby by? po?arty od ?mii. M?odzie?cowi temu, gdy si? tam zosta?, zjawi? si? anio? i nakaza? ucieczk? przed ?mij?: dla uskutecznienia jakowej nauczy? go modlitwy i Ojcze nasz: jako?, gdy zbli?enie si? ?mii uprzedzi? gwa?towny szum wichru, m?odzieniec przedsi?wzi?? ucieczk?, kt?ra trwa?a trzy dni i trzy noce; skoro za? m?odzieniec cho? na chwil? przesta? powtarza? nauczon? modlitw?, natychmiast zaczyna?y go pali? wyziewy z paszczy rozsro?nej i ?cigaj?cej ?mii. Czwartego dnia m?odzieniec ca?kowicie z si? wyniszczony, ju? prawie by? do?cigany, gdy ujrza? przed sob? ku?ni?, gdzie ?wi?ci Hleb i Borys pracowali nad zrobieniem pierwszego p?uga dla ludu tej krainy, i m?odzieniec skry? si? do owej ku?ni, a ?wi?ci przera?eni s?yszanym szumem wichru, uprzedzaj?cym o zbli?aniu si? ?mii, ?elazne drzwi ku?ni zatrzasn?li i w tej?e prawie chwili przybieg?a ?mija, pro?b? i gro?b? ??daj?c wydania sobie m?odzie?ca; czego gdy ?wi?ci uskuteczni? nie chcieli, ?mija trzy razy zaliza?a j?zykiem ?elazne drzwi ku?ni i za czwartym razem j?zyk na wylot przesadzi?a. W?wczas ?wi?ci, maj?c na pogotowiu rozpalone kleszcze, schwycili ?mij? nimi za j?zyk; a tak z?apan? wprz?gli do gotowego ju? p?uga i odrzucili nim skib?, do dzi? nazywan? wa?em ?mijowym.

II

Drugie o tych?e wa?ach podanie, wi?cej rycerskie, tak samo jak poprzedzaj?ce si? zaczyna, wywodz?c tylko pochodzenie ?mii, ?e wysz?a z morza i siedm g??w mia?a i ?e jej nie m?odzie?ce, lecz najpi?kniejsze po?wi?cano dziewice. Wypad?a kolej na kr?lewn?, kt?r? mimo ci??ki ?al rodzic?w i narodu odprowadzono na oznaczono miejsce, gdzie gdy nieszcz??liwa p?aka?a, przyby? jaki? nieznajomy m?odzieniec, od st?p do g?owy zbrojny i o przyczyn? p?aczu zapyta?; w czym obja?niony, przyrzek? kr?lewnie wybawi? ja od ?mierci i dla nabrania si?y do walki ze ?mij? po?o?y? si? spa?, poleciwszy zbudzi? siebie kr?lewnie. Gdy ?oskot do gromowego podobny zwiastowa? zbli?anie si?; ?mii, strwo?ona dziewica upadki na kolana przed ?pi?cym bohatyrem i pod uchylonym he?mem ujrzawszy pi?kn? twarz m?odzie?ca uczu?a w sercu nowe, dot?d obce dla siebie wzruszenie. Wtem ?za jej spad?a na twarz ?pi?cego, czym gwa?townie obudzony zawo?a?, dlaczego by tak go mocno w twarz upiek?a? Odrzek?a, i? ?mija si? zbli?a. M?odzieniec uchwyci? bro? i w pogotowiu czeka? na ?mij?. Wkr?tce nast?pili walka, kt?ra trwa?a trzy dni i trzy noce. przerywana. to odpoczynkiem walcz?cych, to mimowolnym wykrzyknieniem kr?lewny, gdy kt?ra z siedmiu g??w ?mii upad?a pod nogi jej bohatyra; czwartego dnia ?mija zosta?a pokonana, straciwszy ostatni?, si?dm? g?ow?. W?wczas m?odzieniec odwi?z? kr?lewn? jej rodzicom, o?eni? si? z ni? i wzi?? w posagu kr?lestwo: ?eby za? nowa ?mija kiedy nie przysz?a od morza, granice swego pa?stwa obwi?d? wysokim wa?em, kt?rego szcz?tki do dzi? dnia nosz? nazw? wa??w ?mijowych.

III

W Kozaczy?nie by? hetman ?mija, chrobry i wielki wojownik. W jednej z wypraw swoich pozna? bardzo ?adn? Laszk? i o?eni? si? z ni?: a chc?c odt?d ?y? z ?on?, postanowi? kraj w?asny obwarowa? od napad?w s?siedzkich. Dlatego podzieli? kraj na 10 pu?k?w, a w ka?dym pu?ku kaza? na granicy zbudowa? 10 zamk?w; tak aby wszystkie sto stanowi?y jedne prawie ?cian?. Prace te jednak zaledwo w cz??ci przyprowadzono do skutku, gdy? ?ona ?mii, nie kochaj?c m??a swego, da?a o wszystkim wiedzie? swoim braciom, kt?rzy najechawszy kr?lestwo ?mii ogniem i mieczem je zniszczyli; a samego ?mij? schwytawszy rozsiekali i wsz?dzie, gdzie tylko by?y wa?y usypane z jego rozkazu, po kawa?ku trupa powieszono i odt?d wa?y te zowi? ?mijowymi wa?ami.

30. G?ra Koniusza
Przybys?aw, rycerz jeden herbu ?rzeniawa, mieszka? na g?rze, kt?r? zowi? Koniusza, pod samymi Proszowicami, a temu si? takowy przypadek trafi?:

Mia? konia, kt?rego, ?e by? w biedzie, sprzeda? W?grzynowi do W?gier i ten?e ko? we trzy lata zasi? przyszed? do niego i stado mu wielkie koni z sob? przyprowadzi?. St?d?e t? g?r? dzi? zowi? Koniusza, na kt?rej Przybys?aw dlatego ko?ci?? zbudowa?.

31. ?upy solne w Wieliczce
Boles?aw Wstydliwy zar?czy? sobie przez pos??w kr?lewn? Kunegund? na W?grzech. Ta oblubienica, nie chc?c u ojca bra? ?adnego posagu w z?ocie i srebrze, prosi?a go tylko na wyje?dzie, aby jej darowa?, co by r?wnie bogaczom i ubogim s?u?y? mog?o. Zezwoli? ojciec, a Kunegunda pojechawszy do ?up w?gierskich ?lubn? tam obr?czk? wrzuci?a. Stan?wszy potem w Krakowie, kaza?a si? wie?? po niejakim czasie do Wieliczki, a gdy za jej wol? kopa? tam zacz?to, znaleziono s?l, a w pierwszej bryle rzucon? w W?grzech obr?czk?.

32. Strukis
W powiecie mariampolskim, w lasach pilwiskich jest jezioro zwane Strakbalis (Strukisowe b?oto), nadzwyczajnie g??bokie, lecz zupe?nie bezrybne. W?o?cianie mniemaj?, ?e to st?d pochodzi, i? wszystkie ryby w tym jeziorze znajduj?ce si? s? pod w?adz? wielkiego szczupaka Strukisa (kusego), kt?ry wi?zi je na dnie; najdrobniejsza p?otka nie mo?e si? ukry? przed bacznym jego okiem. Ten gro?ny pan raz tylko na rok zasypia w noc ?wi?tego Jana; spoczywa bardzo kr?tko, bo tylko godzin? po p??nocy. Ryby wtedy korzystaj?c ze snu swojego ciemi?zcy gromadami weso?o pluskaj? po ca?ym jeziorze.

Jeden z rybak?w odkry? t? tajemnic? i z licznym przyborem czeka? na u?pienie Strukisa. Skoro tylko zbli?y?a si? p??noc, jezioro zawrza?o od mn?stwa ryb; rybacy spiesznie zarzucili niew?d, sieci rwa?y si? od niezmiernego po?owu; ponape?niali nim cz??na; lecz gdy nie mog?c chciwo?ci swej pow?ci?gn?? jeszcze o jednej toni pomy?leli, min??a godzina. Strukis si? obudzi?, wpad? w w?ciek?o??, olbrzymimi skrzelami wywr?ci? ?odzie, zatopi? ?akomych rybak?w i uwolni? z?apane ryby. Po tym zwyci?stwie, aby si? od podobnych uchroni? napa?ci, zmieni? czas swojego spoczynku i odt?d godzina snu Strukisa sta?a si? zagadk?.

33. Krynica Parascewy
O krynicy tej, oddalonej u ?wier? mili od Bia?ogrodu (Akermanu) nad Limanem w ska?ach znajduj?cej si?, gdzie naje?one bry?y urwisko tworz?, takie jest podanie:

Paraska by?a rodem z Polski. Tatarzy w jednym ze swoich napad?w na Podole porwawszy j?, dla pi?kno?ci ofiarowali baszy akerma?skiemu. ?wie?emu i krasnemu dzieci?ciu by?o zaledwie lat szesna?cie, ale dusza w niej nad lata i pobo?no?? wielka. Na pr??no zakochany Turek pie?ci? j? chc?c u?agodzi?, w haremie swym trzyma?, obsypywa? podarkami i obietnicami. Ona bv?a chmurna, ona milcza?a uporczywie i rozweseli? si?, i rozchmurzy? nie dawa?a. Turek na pr??no chcia? ja sk?oni? ku sobie, i prosi?, i upokarza? si?, ona si? opiera?a i modli?a. Raz wreszcie rozj?trzony oporem wszed? noc? do haremu do mieszkania Paraski i porwa? si? do niej. Anio? stan?? w obronie pobo?nej. Przera?ony muzu?man cofn?? si?, a Paraska korzystaj?c z otwartych drzwi i chwili przera?enia skoczy?a w nie; min??a stra?e, pobieg?a nad Liman wzd?u? brzegu szukaj?c ??dki, co by j? przewioz?a i u?atwi?a ucieczk?. Pogo?, przez opami?ta?ego a gniewnego basz? wys?ana, napad?a Parask? w ska?ach, gdzie si? kry?a upatruj?c ??dki na wodach Limanu. Tu? j? mieli porwa?, gdy si? w czyste rozp?yn??a ?r?d?o: krynica ta zowie si? krynic? Paraski ?wi?tej lub ?wi?t? Krynic?. Przypisuj? jej moc cudownie uzdrawiaj?c? i chorzy przyje?d?aj? tu do k?pieli.

34. Lasy u?warmskie
W lasach u?warmskich na ?mudzi, gdzie s? nieprzebyte bagna i topiele, maj? czarownice i laumy swoje siedlisko. W ?rodku tych trz?sawisk mieszka kr?lowa u?wrsrmska; nikt tam ?ywy nic m?g? zbli?y? si? bezkarnie; a je?eli kto ciekawo?ci? zn?cony odwa?y? si? zakazan? przest?pi? granic? i ujrza? cudn? twarz kr?lowej, ten si? na zawsze po?egna? z nadziej? na ten ?wiat powrotu, bo wiecznie musia? b??dzi? po lesie, s?ysz?c ze wszech stron z?o?liwe u?miechy i naigrawanie bogi?.

35. Dziwo w jeziorze krakowskim
W wigili? Nowego Roku za czas?w Boles?awa Wstydliwego widziano widowisko straszne w krakowskim powiecie. Jezioro albowiem jedno szerokie czartowska moc opanowawszy, ?owienia w nim ryb i u?ywania wszelkiego ludziom usilnie broni?a. Do kt?rego, skoro zamarz?o, zeszli byli obywatele dla ryb ?owienia, kap?an?w z sob?, chor?gwi, krzy??w i ?wiat?o?ci rozlicznych nabrawszy, aby or??em ?wi?tym moc szata?ska mog?a by? odgromiona. Gdzie, gdy niew?d zapuszczono, pierwszym wprawdzie zamiotem trzy rybeczki wyci?gn?li rybitwi: wt?rym za? nic, krom sieci pogmatwanej. A? gdy trzeci raz zapuszcz?, dopiero szkaradnego, straszliwego i wielkiego Dziwa na brzeg wyw??cz? z rogami i ze ?bem kozim, z kt?rego ?ba oczy, jak dwa w?gle rozpalone ze ?renic gorej?cych pa?a?y. Co widz?c, gdy nagle wszyscy przestraszeni, r??no si? rozskocz?, brzydkie ono larwisko pod l?d znowu porywa: gdzie po wszystkim jeziorze trzebi?c, grzmot okropny uczyni, ryk ogromny wypuszcza, a zaraz niekt?re ludzie par? smrodliw? zaraziwszy, spro?nych wrzod?w nabawia.

36. D?uga
O p?? mili przy drodze id?cej z Telsz na Olsiudy przedstawia si? oku wynios?a g?ra r?k? ludzk? sypana. Lud tameczny nazywa ten usyp g?r? D?uga, niejakiego? w dawnych czasach ?mudzkiego rycerza, kt?ry za ?ycia jeszcze w?asnymi r?kami usypa? ten kurhan i na gr?b sobie przeznaczy?. Cia?o D?uga przez d?ugi czas by?o strze?one od diab??w, z kt?rymi ?y? niegdy? w wielkiej przyja?ni. Za ich pomoc? cud?w waleczno?ci dokazywa? D?uga. Sam jeden krocie Krzy?ak?w swoj? ?elazn? maczug? zabija?, odwieczne d?by ?ama? jak trzciny i niebotyczne wywraca? g?ry. On to Telszewskie wykopa? jezioro i przy nim osad? za?o?y?.

37. Szatryja
Szatryja jest to wynios?a g?ra, podobno najwy?sza ze wszystkich g?r ?mudzi. Lud powiada, ?e z wierzcho?ka Szatryi tak rozleg?y odkrywa si? widok, i? dwana?cie ko?cio??w ujrze? mo?na. Tutaj ma by? gr?b Jauterity, ?ony olbrzyma Aleisa; tutaj w wigili? ?wi?tego Jana z ca?ego kraju zlatuj? si? czarownice na uczt?.

Pewien ?mia?y parobczak, chc?cy wiedzie?, co si? na tej g?rze dzieje, uda? si? w nocy przed ?w. Janem na uczt? czarownic. Znalaz? tam wielkie zebranie kobiet i m??czyzn poubieranych w stroje niemieckie, maj?cych kapelusze na g?owie, z kt?rych stercza?y ogromne rogi. Gra?a cudowna muzyka, rozmaitego rodzaju napoje la?y si? strumieniami i ca?e zgromadzenie do upad?ego ta?cowa?o. Parobczak zosta? bardzo dobrze przyj?ty. Posadzono go na diamentowym tronie, ugoszczono wybornym winem ze z?otego kielicha, dano kilka gar?ci pieni?dzy, kt?re natychmiast schowa?, i proszono jak na j usilniej, aby pi? i by? wes??. Ta biesiada trwa?a przez kilka godzin. Wtem kur zapia? i wszystko znik?o. Parobczak zosta? sam jeden na g?rze, a kiedy si? pocz?? wszystkiemu przypatrywa?, postrzeg?, i? ?w tron diamentowy, na kt?rym go Niemczyki posadzili, by? tylko pniem spr?chnia?ym; ?w z?oty kielich zgni?? czaszk? trupi?. Si?gn?? do kieszeni i zamiast pieni?dzy znalaz? traski!

38. Kiszporg
Na miejscu, gdzie teraz stoi miasteczko Kiszporg (Christburg), mieli dawni Prusacy zamek. D?ugo Krzy?acy nadaremnie zamek ten oblegali. Na koniec go dobyli i wszystkich tam co do nogi wyci?li; a ?e to w wigili? Bo?ego Narodzenia si? sta?o, dlatego Krzy?acy ten zamek po niemiecku Christburg nazwali. Przez dwie?cie lat Krzy?acy ten mocny i wa?ny zamek posiadali, a? go lata Pa?skiego 1410 z ziemi? zr?wnano. By? tam na?wczas komturem Olbracht Szwarcburg; albo, jak inni chc?, Otton z Sangerwic; ten zawsze Krzy?akom nie radzi? rozpoczyna? wojny z Jagie???, kt?ra tak nieszcz??liwie dla Zakonu sko?czy?a si?. Ale starszyzna krzy?acka chcia?a koniecznie wojny. Gdy wi?c komtur wyci?gn?? w pole i szed? na bitw? pod Tannenbergiem, a starszy go zapyta?: komu by zamek powierzy?? — odpowiedzia? zniecierpliwiony: tobie i tym z?ym duchom, co?cie wojn? uradzili. Te s?owa tak starszego przerazi?y, i? wpad? w gor?czk? i na drugi dzie? umar?. Zaraz dusza jego pocz??a si? b??ka? po zamku; odt?d, jak kt?ry ze starszyzny krzy?ackiej umar?, co na wojn? z Jagie??? namawia?, dusza jego sz?a do zamku Kiszporskiego na pokut?; zarazem tyle si? tu duch?w zebra?o, i? ?aden ?yj?cy cz?owiek w tym zamku wytrzyma? nie m?g?. Tote? tu nies?ychane i straszne dzia?y si? rzeczy. Nieraz parobcy, chc?c i?? do stajni, zachodzili do lochu i tam — bywa?o — popili, i? ?aden o ?wiecie nie wiedzia?. Raz kucharz i pomywacze poszli do ko?cio?a, patrz?: a tu konie stoj?; z ko?cio?a zrobi?a si? stajnia. Idzie piwniczy do lochu, a tam woda p?ynie. Je?li Krzy?acy — bywa?o — je?? w zamku si? zabieraj?, a tu miski krwi? si? nape?ni?y. Ale najgorzej zdarzy?o si? komturowi, kt?ry przyby? z Frauenburga; raz bowiem znaleziono go w studni zawieszonego za brod?, i? z wielk? bied? do siebie przyszed?; a drugi raz na najwy?szym dachu si? znalaz?. Raz znowu pocz??a mu broda si? pali?; woda nie pomog?a, a? p?ki nie uciek? z zamku.

Wszyscy wi?c zamek opu?cili, kt?ry si? w gruzy rozsypa?. Ten zamek dot?d jeszcze stoi, dot?d jeszcze mieszkaj? tam dusze Krzy?ak?w, kt?rzy wojn? z Polsk? radzili.

We dwa lata po bitwie pod Tannenbergiem i Grunwaldem kowal z Kiszporgu wr?ci? z pielgrzymki do Rzymu; ten chc?c czego? o duchach zamkowych dowiedzie? si?, poszed? raz w po?udnie do zamku i tam zasta? brata komtura stoj?cego na mo?cie, kt?ry tak?e na tej bitwie zgin??. Kowal, kt?remu ten Krzy?ak niegdy? synka do chrztu trzyma?, pozna? go od razu, a rozumiej?c, ?e m?wi do ?yj?cego cz?owieka, rzek? mu: O, panie kumie, cieszy mi?, ?e was w dobrym i czerstwym zdrowiu ogl?dam; co te? tam si? dzieje w tym zamku, o kt?rym takie dziwy opowiadaj?? — Na co mu duch odrzek?: Chod? ze mn?, to zobaczysz, jakie to gospodarstwo prowadzimy. Poszed? wi?c za nim kowal kr?tymi wschodami. Przyszed?szy do pierwszej komnaty znale?li wiele bardzo ludu graj?cego w kostki i karty, jedni ?miali si?, niekt?rzy kl?li. W drugiej komnacie wszyscy jedli i pili. Stamt?d przyszli na wielk? sal?, gdzie znale?li m??czyzn wiele, niewiast, panienek i ch?opc?w; tam tylko na gitarze grano i ?piewano; nic, tylko taniec i rozpusta. Poszli potem do ko?cio?a, tam sta? ksi?dz, jakby mia? msz? odprawia?, a kanonicy siedzieli w stallach i spali. Potem wyszli z zamku; wtem us?yszano stamt?d ?a?osny p?acz i wycie, ?e kowal zacz?? si? stracha? i my?la? sobie, ?e ju? i w piekle gorzej by? nie mo?e. — Id? i powiedz nowemu wielkiemu mistrzowi, co? tu widzia? i s?ysza?; tak bowiem ?yli?my, jakie? to tam widzia?; a z tego posz?a n?dza i p?acz, kt?ry? s?ysza?. To rzek?szy znikn??.

Przestraszy? si? bardzo kowal, jednak?e chcia? dany sobie rozkaz wype?ni?; poszed? do wielkiego mistrza i opowiedzia? wszystko, jak si? sta?o. Ale ten rozgniewa? si? strasznie, m?wi?c, i? t? bajk? zmy?lono, aby Zakon krzy?acki os?awi?; kaza? wi?c kowala w worek zaszy? i utopi?.

39. Or?y Herburt?w
W blisko?ci Dobromila na wynios?ej g?rze widne po dzi? dzie? rozwalmy dawnego zamku Herburt?w. Jest tam podanie gminne opowiadaj?ce przyczyn? wyga?ni?cia tej s?awnej i mo?nej rodziny. Ka?dy umieraj?cy Herburt, jak powiada lud tamtejszy, przemienia? si? w siwego or?a i obiera? na ska?ach zamkowi przyleg?ych mieszkanie, gdzie gnie?d??c si?, m?ode wywodzi? swe piskl?ta. Dop?ki or?y si? gnie?dzi?y i dop?ki je szanowano, dop?ty sprzyja?o szcz??cie Herburtom. Lecz naraz zniszczy? wszystk? pomy?lno?? jeden niebaczny potomek tego rodu, kt?ry niepomny na oddawan? cze?? tym or?om, o?mieli? si? ubi? jednego z rusznicy. Powr?ciwszy z polowania do domu dowiedzia? si?, i? w?a?nie w chwili zabicia or?a skona? jego ma?y synek, kt?rego ca?kiem zdrowego jeszcze w domu by? zostawi?.

Od tego czasu or?y przesta?y si? gnie?dzi? w skale; uciek?o szcz??cie i dostatek od Herburt?w, a ich rodzina z powodu zabicia or?a wygas?a na owym osieroconym ojcu.