Zientarowa M. CI??KIE JEST ?YCIE.

Pawe? sta? na schodach, oparty o parapet okienny i stuka? palcami w szyb?.
— Cze?? — powiedzia?am.
Wyprostowa? si?, przesta? stuka? i nawet u?miechn?? si? krzywo.
— Cze?? — odburkn??.
— Czemu stoisz na schodach? . ,
— Klucza nie daj? — powiedzia? kr?tko.
— Dlaczego?
— M?wi?, ?e zgubi?.
— A gubisz?
— Raz. No, dwa razy.
Zacz?? znowu b?bni? po szybie. Wida? komponowa?.
— Ale potem go znalaz?em — doda?.
— No to ?wietnie — ucieszy?am si?.
— Kiedy oni przez ten czas zmienili zamek.
— No to wejd? na chwil? do mnie — zaryzykowa?am.' Weszli?my do mieszkania.
Poprosi?am go do pokoju, siedli?my naprzeciwko siebie. Patrza?am na jego nogi i my?la?am, ?e trzeba b?dzie potem zapastowa? pod?og?.
— Ty masz bardzo sympatyczn? matk? — odezwa?am si? dy-daktycznie.
— Taak?
— Ojciec kiedy przyjedzie? Wzruszy? ramionami.
— Gdzie jest w tym tygodniu?
— Nawet nie wiem. W jakiej? cegielni na inspekcji.
— Nawala?
— Co? m?wi?, ?e przys?ali rachunek na kilkadziesi?t tysi?cy za urz?dzenie trawnika i klomb?w.
— No to co? — Ten rachunek by? ze stycznia. Zamy?lili?my si?.
— Pani ile da?aby tygodni?wki? — spyta? nagle.
— Komu?
— No, gdyby pani mia?a syna?
— Nie mam poj?cia. A ty ile dostajesz?
— Ma?o — powiedzia? kr?tko.
— A inni dostaj? wi?cej?
— Wszyscy dostaj? ma?o — powiedzia? ponuro. — Ale wi?cej ni? ja, chocia? si? nie przyznaj? — doda?.
— Ty nie jeste? zadowolony ze swoich rodzic?w? — zapyta?am. Wzruszy? ramionami.
— Trudna sprawa — westchn??.
— Mama si? ci?gle awanturuje — powiedzia? nagle — a ojciec, jak przyje?d?a, to robi u mnie inspekcje, a potem przemawia. Diabli cz?owieka bior? .
— O co matka si? awanturuje? — zapyta?am, bo to bardzo ciekawe.
—Wczoraj o szyj? — powiedzia? ? pogard?. Spojrza?am na jego szyj?. By?a w paski. W ?rodku pas bia?y, a wy?ej i ni?ej r??ne odcienie szaro?ci.
— Rozumiem — powiedzia?am z przekonaniem.
— Traktuje mnie jak ma?e dziecko.
— No c??, trzeba si? my?—powiedzia?am z westchnieniem.
— Ale nie co chwila! — wybuchn??. — W czwartki i tak chodz? na basen, to si? mocz?. Pani chodzi?
— Nie-—wzdrygn??am si?.
— Dlaczego?
— Wol? si? k?pa?,w wannie. Poczekaj, ale o co jeszcze s? awantury? ,
— O twarz;
— Te? w sprawie mycia?
— No pewnie. Mama mi wci?? ka?e my? zarost. Ona my?li, ?e on od tego zniknie.
— To mo?e by? si? ogoli? - zaproponowa?am ?mia?o.
— To znowu ojciec nie pozwala.
Zaduma?am, si?. Rzeczywi?cie, ci??kie jest ?ycie takiego ch?opaka.
— M?wi, ?e sam zacz?? si? goli?, jak mia? siedemna?cie lat. To musz? jeszcze rok czeka?.
— Zapytam mojego m??a, kiedy si? zacz?? goli? — zaofiarowa?am si?.
Entuzjazmu nie wykaza?. ' Zrobi?o mi si? go strasznie ?al.
— Mo?e jako? za?atwi? ci to golenie — obieca?am. — Zaprosz? ich w niedziel? po po?udniu na herbat? i spr?buj?.
U?miech rozja?ni? mu ca?? zatroskan? twarz.
— Byczo — krzykn?? — to ja sobie zaprosz? platfusa na p?yty. Na pi?t? u, dobrze? I niech ich pani trzyma do si?dmej, zgoda?
— Zgoda, zgoda. Ale mama ci chyba nie zabrania zaprasza? koleg?w? .
— Wprost przeciwnie15. Wchodzi z czekoladkami i pyta o szko??.
— Oburzaj?ce! — stwierdzi?am. Zerwa? si?, poda? mi spocon? r?k?.
— Ju? spr?buj? p?j?? na g?r? " — powiedzia?. — Pani jest r?wna babka.
Odprowadzi?am go do drzwi, wr?ci?am do pokoju i otworzy?am okno.
Kiedy m?? wr?ci? do domu, zapyta?am go:
— Ile lat mia?e?, kiedy zacz??e? si? goli??
— Nie mam zielonego poj?cia — powiedzia? i spojrza? na mnie podejrzliwie. — A bo co?
— Nic — odpowiedzia?am.
Widocznie trzeba mie? syna, ?eby takie rzeczy pami?ta?.