Ga?czy?ski K. NOCTES ANINENSES

I

Krewny Ganimeda

Ona mi powiedzia?a: "Zga? lamp? na werandzie,
ju? p??noc, no! nie b?d? g?upi!"
A chwia?em si? na nogach jak flaszka na okr?cie,
bo mnie zapach ja?minu upi?;
i nagle zobaczylem, jakbym, si? ze snu ockn??,
prze szyb? w dzikim winie:
werand?, dzikie wino i ow? lampk? nocn?,
wisz?c? na kroksztynie.
Kroksztyn by? morski konik, takem to nagle odczu?,
bo inne zwidzia?o si? wszystko
a ?wieca - biedna babcia uwi?ziona w kloszu,
wiatrowi na po?miewisko;
wi?c gdy on szed? werand?, woniej?cy, komiczny,
ca?y w ironiach, w p??tonach,
to lampa na kroksztynie, na ?a?cuchu, pod li??mi
ko?ysa?a si? jak podchmielona,
gubi?c ?wiate?ka r??ne. Tak promie? za promieniem
ca?y winograd opl?t?,
a gdy blask pchn?? dalej, sta? si? jednym promieniem
promieniej?cy ogr?d.
I ujrza?em raptownie, a?em si? przestraszy?,
wiele dziw?w za spraw? muzy -
i wdar?a si? muzyka i noc do serc naszych
jak woda, gdy spuszcza ?luzy.
G?r? sun??y chmury, wolno, jak w?? za wo?em,
zasi? w blasku stawa? b?r za borem,
a? zmog?y mnie te chmury i ta noc i run??em,
jakby w kark ra?ony toporem.
A wtedy ?wi?ta rosa zdj??a mi upa? z czola,
ptak si? jaki? odezwa? w ?ycie...
Ko?owa?em na nocy, jakby za?ni?ta pszczo?a
na gramofonowej p?ycie.
Wtedy oczom zamkni?tym otworzy?a si? nowa
dal ?miertelna, a uszom organy -
i ujrza?em d?browy dla kr?lewskich polowa?,
i drogi dla zakochanych;
ja?min znowu zapachnia?, wiater znowu zalata?,
noc mi w usta wpad?a jak morwa;
i przywar?em do ziemi, i chwyci?em si? kwiat?w,
?eby Zeus mnie w g?r? nie porwa?;
gwiazdy pocz??y wschodzi?, zagwie?dzi?o si? niebo;
trz?s?em nimi jak p?kiem kluczy;
i przychodzi?a do mnie sosna i inne drzewo,
i prosi?y: "instrument z nas uczy?".
Potem ?wierszcz si? odezwa?, potem drugi i trzeci
i zagra?y ?wierszczami pag?rki.
I przeszed? kot Salomon, i oczami o?wieci?
klamk? zielonej furtki.

II
Pie?? o nocy czerwcowej

Uwertura

Kiedy noc sie w powietrzu zaczyna,
wtedy noc jest jak m?oda dziewczyna,
wszystko cieszy j? i wszystko ?mieszy,
wszystko chcia?aby w r?ce bra?.
Diabe? du?o jej daje w podarku
gwiazd fa?szywych z gwiezdnego jarmarku,
noc te gwiazdy do uszu przymierza
i z gwiazdami chcia?aby spa?.
Ale zanim dur gwiezdny j? opl?t?,
idzie krokiem tanecznym przez ogr?d,
do ogrodu przez senn? ulic? -
dzwoni? nocy ci??kie zausznice
i przy ka?dym tanecznym obrocie
szmaragdami b?yszcz? ko?ki w p?ocie,
wreszcie do nas, pod same okna!
i tak ta?czy, i ?piewa nam:
Noc ?piewa:
Ja jestem noc czerwcowa,
kr?lowa ja?minowa,
zapatrzcie si? w moje r?ce,
ws?uchajcie si? w ?piewny ch?d.
Oczy wam snami dotkn?,
napoje dam zawrotne
i niebo przed wami rozwin?
jak rulon srebrnych nut.
Opl?cze was to niebo,
klarnet uczyni? z niego
i b?dzie bucza? i hucza?,
i na manowce wi?d?.
Ja jestem noc czerwcowa,
ja?minowa kr?lowa,
znaki moje s?: szmaragd i rubin,
i pie?? moja silniejsza ni? g??d.
Noc tanczy
Nawet ?my zadrzema?y przy lampie
i ?wierszcz zamilk?, i ogr?d zamilk? -
bo ta?czyla noc wok?? klombu,
potrz?saj?c bransoletami;
kurz muzyczny spod st?p jej wypryska?
i z bolesnym blaskiem frun?? do nas;
szmaragdowe toczy?y koliska
raz w raz w g?r? rzucane ramiona.
Nagle irys pod p?otem zakwit?
i zapatrzy? si? w nocy ?renice,
z domkow swoich wysz?y senne szpaki,
by spojrze? na tanecznic?;
zasi? ta, wok?? klombu, z brz?kad?em,
jeszcze raz, jeszcze raz i na powr?t,
a? si? sta? brz?kaj?cym szmaragdem
stop? nocy tr?cony ogr?d,
a nasz klomb powierzchni? zwierciad?a,
gdzie spocz??y wszystkie konstelacje...
i krzykn??a noc, i upad?a
do twych stop jak raniony gacek.
Noc umiera
Ju? si? ksi??yc zas?pia? i m?tnia?,
lecz zielone jeszcze oczy mia? i du?e;
nieobesz?a otwar?a si? g??bia
dla dywan?w i dla poduszek.
Gwiazdy z myrry i gwiazdy ze z?ota
uk?ada?y na szybach sw?j rebus,
a z chmur ku nam jakby po schodach
zst?powa?o ?piewanie niebios.
Wtedy z p?aczem wznie?li?my ramiona
jako dwoje przera?onych pogan:
"Nocy, sta? si? dla nas niesko?czona,
nocy kr?tka, dzwonnico wysoka!"
Ale tylko nastraszy? nas gacek
i zapiszcza?, i ?mign??, i zgin??;
a w pokojach z przewr?conych flaszek
krwi? bydl?c? pachnia?o wino.
Wtedy noc si? znowu ukaza?a,
zata?czy?a i za?piewa?a:
"Ja jestem noc czerwcowa,
B?g mnie do trumny chowa.
Szmaragdy moje, rubiny
rozkradali, gdy ksi??yc zgas?;
zosta?y mi tylko zmarszczki,
ach! byle szmer mnie straszy!
zatancz? wam gniewny taniec
wok?? klombu ostatni raz...".
Coda
Heeej!
pogubi?y si? rubiny
i szmaragdy tej dziewczyny...
Heeej!
Li?? za li?ciem ogniem b?ysn??,
ranek przyszed?, wiatr i sen.
Pod okapem zasn?? gacek,
z klombu prys?y konstelacje,
pogin??y, odfrun??y
do swych starodawnych stron.
III
Nocny testament
Ja, Konstaty, syn Konstantego,
zwany w Hiszpanii mistrzem Ildefonsem,
b?d?c niespe?na rozumu,
pisz? testament przy ?wiecach.
?my si?, zaznaczam, kr?c? przy lichtarzach
i dr??, i r?ka mi dr?y -
a wi?c majstrowi, co lichtarze stwarza?,
zapisuj? czerwcowe ?my.
Je?li kiedy go rozwlecze chandra,
w wiecz?r b?dzie w?r?d tych ulic st?pa?,
?my si? zaczn? kr?ci? na werandach,
?my zobaczy, twarze w z?otym dymie
i przystanie, i wspomni me imi?.
A poetom ?yj?cym i przysz?ym
zapisuj? m?j kaflowy piec,
w nim spalone my?li i pomys?y,
czyli r??ne gry niewarte ?wiec,
nadto ksi??yc, pe?ny m?j ka?amarz,
co mi sprzeda? go w?drowny kramarz.
Je?li tedy kiedy?, w latach innych,
jak ja dzisiaj noc? wznios? g?os
i roz?o?? swoje pergaminy,
wzdycha? zaczn?, jak uwiecznia? noc -
to ja b?d? w kuszeniach chmur,
w pergaminach i skrzypieniach pi?r,
bom j? noc? zaszumia? i odszumia?,
i do dna jej partytury zrozumia?.
C?rce mojej Kirze, tancerce,
zapisuj? niebiosa si?dme,
cherubin?w modl?cych si? z tercyn,
szum wysoki i ?wiat?a u?udne,
i przyrod? jej skrzynie sekret?w -
niechaj z niej si? uczy swoich balet?w.
Teofilowi, gdy si? w mie?cie zmierzchnie,
daj? ca?? uliczk? do szept?w
oraz pewn? bram? na Lesznie,
gdzie by? kuty w ?elazie Neptun,
ale uciek?, bo mia? wstr?t do miasta.
Teraz w niebie jest spokojna gwiazda.
Wszystkim dobrym ca?y czas, co wezbra?
na tej ziemi, daj? jak alfabet:
pory roku ze z?ota i srebra
i dzi?cio?y, i te muszki nawet
wieczorami, wielkim rojem, przy akacjach,
w g??bi zorza, z kt?rej si? nie wraca...
Wierszom moim fosforyczne furie
blaskiem w wertep ciemny i z?y -
a mojej Smag?ej, mojej smuk?ej, mojej Pochmurnej ?zy.