Zapolska G. MORALNO?? PANI DULSKIEJ

OSOBY:

PANI DULSKA
PAN DULSKI
ZBYSZKO DULSKI
HESIA, MELA DULSKIE
JULIASIEWICZOWA Z DULSKICH
LOKATORKA
HANKA
TADRACHOWA

RZECZ DZIEJE SI? W MIE?CIE

AKT PIERWSZY
Scena przedstawia salon w bur?uazyjnym domu. Dywany, meble solidne, na ?cianach w z?oconych ramach premia i B?g wie jakie obrazy. Rogi obfito?ci, sztuczne palmy, landszaft haftowany za szk?em. Pomi?dzy tym stara pi?kna serwantka mahoniowa i empirowy ekranik. Lampa z aba?urem z bibu?y, stoliki, a na nich fotografie. Rolety pospuszczane, na scenie ciemno. Gdy zas?ona si? podnosi, zegar w jadalni bije godzin? sz?st?. W czasie pierwszych scen powoli rozwidnia si?, wreszcie rozwidnia si? zupe?nie, gdy story podnios?.

SCENA PIERWSZA
Chwil? scena pozostaje pusta. S?ycha? za kulisami cz?apanie pantofli. Z lewej (sypialnia ma??e?ska) wchodzi Dulska w stroju niedba?ym. Papiloty, z ty?u cienki kosmyk, kaftanik bia?y w?tpliwej czysto?ci, halka w??czkowa kr?tka, poddarta na brzuchu. Idzie mrucz?c, ?wieca w r?ku. Stawia ?wiec? na stole, idzie do kuchni.

DULSKA
Kucharka! Hanka! wstawa?!... (mruczenie w kuchni) Co? jeszcze czas? Ksi??niczki! Nie z waszym nosem, a ju? wsta?am... Cicho, kucharka, nie rezonowa?. Pali? pod kuchni?. Hanka! chod? pali? w piecu w salonie. A ?ywo!... (idzie ku drzwiom na prawo) He?ka! Mela! wstawa?! lekcje przepowiedzie?, gamy do grania... pr?dzej... nie gni? w ???kach!...
Chwil? chodzi po scenie, mrucz?c. Idzie do pierwszych drzwi na prawo, zagl?da, ?amie r?ce, wchodzi do pokoju ze ?wiec?.

SCENA DRUGA

Dulska, Hanka.
Hanka bosa, sp?dnica ledwo zawi?zana, koszula, kaftanik.narzucony, niesie smolaki i troch? w?gli. Przykuca przy piecu, rozpala, poci?ga nosem, wzdycha. Wchodzi Dulska, z?a.

DULSKA
Jak palisz? jak palisz? skaranie bo?e z tym t?umokiem. Do kr?w, do kr?w, nie do pa?skich piec?w. Czego niszczysz tyle smolak?w! Czekaj, ust?p si?, ty do niczego, ja ci poka?? (przykuca sama i pali w piecu) Ruszaj zbudzi? panienki, a jak nie zechc? wsta?, to po?ci?gaj ko?dry.

Hanka idzie do pokoju dziewcz?t, Dulska pali w piecu i dmucha, jaskrawy p?omie? o?wietla jej twarz t?ust? i nalan?. Wraca Hanka.

C?? panny? wstaj??

HANKA
Po?ci?ga?am ko?dry. Panna Hesia kopn??a mnie w brzucho.

DULSKA
Wielka afera, zgoi si? do wesela.

Chwila milczenia.

HANKA
Prosz? wielmo?nej pani...

DULSKA
Widzisz, jak si? w piecu pali...

HANKA
Prosz? wielmo?nej pani...

DULSKA
Ja o wszystkim my?le? musz?. Nied?ugo przez was to zejd? do grobu.

HANKA
ca?uje j? w r?k?
Prosz? wielmo?nej pani! Ja chcia?am prosi?, ?e ja ju? od pierwszego p?jd? sobie.

DULSKA
Co? Jak?

HANKA
ciszej
P?jd? sobie.

DULSKA
Ani mi si? wa?. Ja za ciebie zap?aci?am w kantorze. Musisz dalej s?u?y?. A to mi si? podoba.

HANKA
Ja dam na swoje miejsce.

DULSKA
Patrzcie j?, jak si? odgryz?a. Ju? jej si? w g?owie przewr?ci?o. O! ju? miasto na ni? dzia?a. Mo?e na pann? s?u??c? si? ?pieszy? co?

HANKA
Prosz? wielmo?nej pani, to... przez panicza.

DULSKA
A...

HANKA
Tak... ja nie chc?... bo to...

DULSKA
Znowu?

HANKA
Ci?gle... a to to, a to tak, a ja przecie?...

DULSKA
nie patrz?c na ni?
No dobrze, ja mu powiem.

HANKA
Prosz? wielmo?nej pani, to na nic. Przecie wielmo?na pani ju? nie raz, nie dwa m?wi?a, ?e m?wi?a...

DULSKA
No - ale teraz to pomo?e.

HANKA
Bo ksi?dz m?wi?, ?eby odej??.

DULSKA
Czy ty u ksi?dza s?u?ysz, czy u mnie?

HANKA
Ale ja ksi?dza musz? s?ucha?.

DULSKA
Id? po mleko i po bu?ki.

HANKA
Id?, prosz? wielmo?nej pani.
Wychodzi.

DULSKA
idzie ku drzwiom sypialni ma??e?skiej
Felicjanie! Felicjanie! wstawaj!... sp??nisz si? do biura! (idzie do drzwi sypialni c?rek) Hesia! Mela! sp??nicie si? na pensj?...

G?OS HESI
Mamu?ciu, tak zimno! troszk? ciep?ej wody...

DULSKA
Jeszcze czego! Hartujcie si?... Felicjan! Wstajesz? Wiesz? ten b?azen, tw?j syn, nie wr?ci? jeszcze do domu! Co? nic nie m?wisz? naturalnie! Ojciec toleruje. Niedaleko pad?o jab?ko od jab?oni. Ale jak b?d? d?u?ki ma?e - nie zap?ac?.

HANKA
uchyla drzwi od kuchni
Prosz? wielmo?nej pani, str?? przyszed? o meldunki tych pa?stwa, co si? sprowadzili.

DULSKA
Id?! Hesia! Mela! Felicjan! A to ?pi?ca familia. No! no! z torbami poszliby?my, ?eby nie ja... (wchodz?c do kuchni) Dlaczego str?? zostawia na dziedzi?cu now? miot??? Deszcz leje...
Zamyka drzwi. G?os ginie.

SCENA TRZECIA

Hesia, Mela
Hesia, Mela wybiegaj? ze swojego pokoju, kr?tkie sp?dniczki jednakowe, barchanowe kaftaniki, w?osy rozpuszczone, biegn? do pieca, przykucaj? przed drzwiczkami.

HESIA
Chod?! chod?!

MELA
Nie ma jej?

HESIA
Nie ma, s?yszysz przecie?, jak myje g?ow? str??owi. Ha! jak mi?o ogrza? si? troch?.

MELA
No! nie pchaj si?, ja tak?e...

HESIA
Czekaj, poprawi?. A teraz daj grzebie?, to ci? uczesz?.

MELA
Daj spok?j! Jak zobaczy, b?dzie krzyk.

HESIA
Niech krzyczy. Ja si? nie boj?.

MELA
Ale ja si? boj?. To tak nieprzyjemnie, jak kto? g?o?no krzyczy.

HESIA
Bo ty jeste? sentymentalna. Ty si? wda?a? w ojca. Lelum polelum...

MELA
Sk?d ty wiesz, jaki jest ojciec? przecie? ojciec nic nie m?wi.

HESIA
E! ju? ja wiem. Zreszt? masz jego nos.

MELA
To dziwne.

HESIA
czesze j?
Co?

MELA
Niby, ?e dziecko podobne do ojca albo do matki. Jak to si? dzieje?

HESIA
A ja wiem! a ja wiem...

MELA
nie?mia?o
Wiesz?... powiedz!

HESIA
Nie ma g?upich, nie powiem, ale wiem.

MELA
Kto ci powiedzia??

HESIA
Kucharka.

MELA
O! kiedy?

HESIA
Wczoraj, jak mama posz?a do teatru, a nas nie wzi??a, bo to niemoralna sztuka. Posz?am do kuchni i tam Anna mi powiedzia?a! Och! Melu!... Och, Melu!
Tarza si? po dywanie ?miej?c si?.

MELA
Hesia! Ja my?l?, ?e to grzech.

HESIA
Co?

MELA
M?wi? z kuchark? o takich rzeczach.

HESIA
Kiedy to prawda. Tak jest naprawd?.

MELA
Gdyby to mama wiedzia?a!

HESIA
No to co? Krzycza?aby, ona wiecznie krzyczy.

MELA
po chwili
A mnie nie powiesz?

HESIA
Nie. Nie chc? ci? bra? na swe sumienie. Nie gorsz malutkich!...

Chwil? milcz?. Hesia wstaje i na palcach idzie do sypialni Zbyszka, zagl?da i wraca do pieca, w p?? drogi spotyka j? Mela, siadaj?. Hesia na fotelu, a Mela zaplata jej w?osy w warkocze.
No, zr?b teraz ze mnie dziewcz? z czarn? kos?, spod wiejskiej strzechy.

MELA
To nie kr?? si?.

HESIA
Wiesz, Zbyszko zn?w poszed? na lumpk?.

MELA
Nie ma go?

HESIA
Nie ma. Co? bym ci powiedzia?a, ale przysi?gnij si?, ?e nikomu nie powiesz. Nachyl si?... Zbyszko lata za Hank?.

MELA
Po co?

HESIA
E... bo ty... co z tob? gada?!... No powiedz sama, czy mo?na z tob? gada??

MELA
No, bo m?wisz, ?e lata...

HESIA
No, lata czy zaczepia, czy kocha si?, czy jak?

MELA
Och, Hesiu! Zbyszko?

HESIA
No co? Nie by?a? na Halce? Nie wiesz, jak to si? dzieje? Panicz, no i "nieszcz?sna Halka gwa?tem tu idzie..."
?mieje si? serdecznie.

MELA
Ale to na scenie... potem, to by?o wtedy, jak takie kontusze nosili, ale Zbyszko... och, Hesiu!...

Wchodzi Hanka, kl?ka przy piecu.

HESIA
O, Hanka! Ja si? jej zapytam. Zobaczysz, czy ja k?ami?.

MELA
ze strachem
Hesiu, nie pytaj si?, ja prosz?!...

HESIA
Dlaczego? to swoja rzecz... Zreszt? mama nie s?yszy.

MELA
Hesiu, mnie czego? przed Hank? wstyd.

Milczenie.

HESIA
cicho
No, to si? nie b?d? pyta?, ale ja widzia?am wczoraj, jak on j? tu a tu szczypa?.

MELA
A m?wisz, ?e si? w niej kocha.

HESIA
No... no w?a?nie.

MELA
Przecie?, gdyby si? w niej kocha?, to by j? nie szczypa?.

HESIA
Wiesz co - ciebie pod klosz... no, no!...

MELA
Za co, Hesiu, pod klosz?

HESIA
Za twoj? g?upot?! (Chwila. Nagle:) Ach! chcia?abym wiedzie?, gdzie ten Zbyszko tak nocami chodzi?

MELA
Mo?e do parku na spacer, teraz tak ?adnie.

HESIA
G?upia jeste?! (nagle do Hanki) Hanka, nie wiesz ty, gdzie tak panowie po nocach chodz??

HANKA
Sk?d?e ja?...

HESIA
No, tak jak pan Zbyszko, do rana, prawie co dzie?.

HANKA
Ano musi gdzie?ci...

HESIA
Pyta?am si? go, m?wi? - na lumpk?, a kucharka ?mia?a si? tak?e i m?wi??, ?e to do nocnych kawiarni. Ach, Bo?e, kiedy ja si? ju? naprawd? czego? porz?dnie dowiem!! Kiedy ja ju? b?d? du?a! Kiedy nie b?dzie przede mn? tajemnic!

MELA
A ja tak wol?.

HESIA
Co?

MELA
Nie wiedzie? o niczym. To tak jako? mi?o. Ja wol? nic nie wiedzie?.

HESIA
Tuman!

SCENA CZWARTA

Te? same, Dulska.

DULSKA
przez scen? jak huragan przelatuje
Czego wy tu? Co to? Ubiera? si?! Hanka, sprz?ta?! Mela, gamy! Felicjanie!...
Wpada do sypialni ma??e?skiej.

HESIA
do Meli
Zosta? jeszcze, ju? wicher przelecia?. "Felicjanie!"

MELA
Hesiu!...

HESIA
Co? rodzicielka! E... przes?dy!

MELA
zgorszona
Hesiu, patrz, Hanka si? ?mieje.

HESIA
No to co? Niech si? ?mieje! C?? to, ja nie mam w?asnego s?du? (do Hanki) Czego si? ?miejesz, idiotko? Sprz?taj! Albo czekaj, by?a? kiedy w nocnej kawiarni?

HANKA
Hi! hi! Panienka te?... Ja nawet nie wiem, gdzie to jest.

HESIA
Bo? g?upia. Kucharka by?a, jak by?a m?oda. M?wi, ?e tam panowie siedz?, pij? likiery i ?e tam bardzo weso?o. Kucharka m?wi?a, ?e tam s? m?ode, ?adne panny i ?e...

MELA
Cicho, Hesia! Jeszcze mama us?yszy.

Hanka wychodzi.

HESIA
Id?, id?! to nie dlatego, ?e mama, tylko ?e ty nie chcesz, ?eby ci si? w g?owie roz?wietli?o.

MELA
M?wi?am ci - wol? nie wiedzie?.

HESIA
Przed chwil? si? sama pyta?a?.

MELA
O co?

HESIA
O te... dzieci...

MELA
To co innego.

HESIA
Dlaczego?

MELA
Bo tamto o dzieciach to ciekawe, a to brzydkie.

HESIA
Wcale nie, to jeszcze ciekawsze.

MELA
Mo?e by?, ale mnie to zaraz potem smutno.

HESIA
O!... idzie lump!

SCENA PI?TA

Hesia, Mela, Zbyszko. Zbyszko - ko?nierz podniesiony, twarz zmi?ta, zmarzni?ty, skrzywiony. M?ode to, a ju? niemo?liwe; cho? chwilami co? w g??bi ?renic si? przewija.

HESIA
Gdzie by?e?, gdzie by?e??

ZBYSZKO
odsuwa j? lask?
Posz?a!

HESIA
Gdzie by?e?? Lumpowa?e? si?? M?j z?oty, powiedz, powiedz... Ja nic nie powiem mamie.

ZBYSZKO
Posz?a!

HESIA
?adnie si? wyra?asz! Nie powiesz? A ja wiem! W nocnej kawiarni by?e?, likiery pi?e?, ?adne panny by?y... tak ?adnie ?mierdzisz cygarami... u, u!... jak ja to lubi?...

ZBYSZKO
M?wi? ci, posz?a!

MELA
Hesiu, daj spok?j!

HESIA
Tak? To tak ze mn?? Poczekaj, ja te? dorosn?, ja te? p?jd? na lump?, ja te? b?d? chodzi?a po kawiarniach i b?d? pi? likiery... po nocnych kawiarniach, jak ty, jak ty!
Skacze przed nim na jednej nodze.

ZBYSZKO
?adna edukacja, ?licznie si? zapowiadasz.

HESIA
A teraz, ?eby ci? nauczy? grzeczno?ci w kole rodzinnym...(wo?a) Mamciu! Mamciu! Zbyszko powr?ci?!

ZBYSZKO
Cicho b?d?!

DULSKA
wpada jak bomba
Jeste??

ZBYSZKO
Jestem i znikam! Id? si? przespa? przed biurem.

DULSKA
Nie! Zostaniesz tu! Mam z tob? do pom?wienia.

ZBYSZKO
A!... lec? z n?g.

DULSKA
surowo
Wierz?!... (do dziewcz?t) Prosz? i?? si? ubra?. Mela, do gam!

MELA
Ju? nie mam czasu.

DULSKA
Pi?ciopalc?wki, na to starczy. Hesia zn?w podar?a kalosze.

ZBYSZKO
Nie ma tu gdzie czarnej kawy?

DULSKA
Nie ma, m?j panie! Hesia nic nie szanuje. Nigdy z ciebie nie b?dzie kobieta jak nale?y.

Dziewcz?ta wybiegaj?.

ZBYSZKO
Nie ma czarnej kawy w tym zak?adzie?

DULSKA
Gdzie by?e??

ZBYSZKO
He?

DULSKA
Gdzie by?e? do tej pory?

ZBYSZKO
Gdybym mamci powiedzia?, toby mamcia tak skaka?a.

DULSKA
O!...

ZBYSZKO
Najlepiej wi?c nie pyta?.

DULSKA
Jestem matk?.

ZBYSZKO
W?a?nie dlatego.

DULSKA
Musz? wiedzie?, na czym trawisz czas i zdrowie.

ZBYSZKO
Widzi mamcia, co mam pod nosem? W?sy, a nie mleko, a wi?c...

DULSKA
?ami?c r?ce
Jak ty wygl?dasz!

ZBYSZKO
E!

DULSKA
Jeste? zielony.

ZBYSZKO
To modny kolor. Mamcia kaza?a tak?e balkony i okna pomalowa? na zielono.

DULSKA
Kt?ra panna ci? we?mie, jak b?dziesz tak wygl?da?.

ZBYSZKO
Jeszcze gorszych bior?. Nie ma czarnej kawy w tym zak?adzie?

DULSKA
Wyra?aj si? inaczej. Ci?gle my?lisz, ?e jeste? w towarzystwie kokocic.

ZBYSZKO
Takie dobre towarzystwo jak i inne. A potem, co mamcia wydziwia na kokotki. Niby to i u nas nie ma kokot w kamienicy. Sama mamcia wynajmowa?a tej z pierwszego pi?tra.

DULSKA
z godno?ci?
Ale si? jej nie k?aniam.

ZBYSZKO
Ale pieni??ki za czynsz mamcia bierze od niej, ?e a? ha!

DULSKA
Przepraszam, to ja takich pieni?dzy dla siebie nie bior?.

ZBYSZKO
A co mamcia z nimi robi?

DULSKA
majestatycznie
Podatki nimi p?ac?.

ZBYSZKO
Ha! No... A ja id? spa?

DULSKA
Czy ty si? przestaniesz lampartowa??

ZBYSZKO
Jamais!

DULSKA
Ja d?ug?w p?aci? nie b?d?.

ZBYSZKO
E!... to ju? o tym p??niej.

DULSKA
Zbyszko! Zbyszko! na tom ci? mlekiem swym karmi?a, ?eby? nasze uczciwe i szanowane nazwisko po kawiarniach i spelunkach w??czy?.

ZBYSZKO
By?o mnie chowa? m?czk? Nestle'a - podobno doskona?a.

Dulska siada przy stole, zgn?biona. Zbyszko podchodzi, siada na stole i m?wi do niej poufale.
No, nie martwiuchny si?, pani Dulska. Ale co mamcia chce, ?ebym ja tu z wami w domu robi?? Nikt nie bywa, ?yjemy jak ostatnie sobki.

DULSKA
Ci??kie czasy, nie ma na przyj?cia.

ZBYSZKO
E! cz?owiek jest zwierz?ciem towarzyskim. Musi od czasu do czasu my?l wymieni?. O! widzi mamcia, "my?l" - to wielkie s?owo. Cho? ono si? st?d gna, to przecie? tu i ?wdzie si? jeszcze kr?ci...

DULSKA
Ja tam nie mam czasu my?le?.

ZBYSZKO
W?a?nie, w?a?nie! Wi?c te? ja myk z domu, bo w domu w?a?ciwie cmentarz. A czego? My?li - swobodnej, szerokiej my?li...

DULSKA
A wi?c do kawiarni, do...

ZBYSZKO
Tak, tak! do... Co mamcia mo?e wiedzie?, kt?rymi to drogami chadza ludzka my?l, nawet takiego jak ja ko?tuna.

DULSKA
Jeste? g?upi. Ty i tw?j ojciec to jedna dusza. On co dzie? w cukierni, a ty B?g wie gdzie...

SCENA SZ?STA

Dulska, Dulski, Zbyszko.
Dulski, zasuszony urz?dnik, wchodzi ubrany bardzo porz?dnie, do wyj?cia; czy?ci kapelusz.

DULSKA
No, wreszcie!

Dulski poprawia ko?nierzyk przed lustrem.

ZBYSZKO
Dzie? dobry ojcu!

Dulski gestem wita syna.

DULSKA
do m??a
Dzi? fasujesz?
Dulski kiwa g?ow?.
A uwa?aj, ?eby? nie zgubi?. Na co czekasz? A! cygaro... Zbyszko, daj cygaro ojcu znad pieca.
Dulski bierze cygaro, kt?re Zbyszko zdj?? znad pieca, pr?buje je.
A czy wisz, o kt?rej tw?j synek do domu wr?ci??
Dulski wzrusza ramionami, ?e mu to oboj?tne, i wychodzi ?rodkowymi drzwiami.
Zwariowa? mo?na z tym cz?owiekiem.

ZBYSZKO
Tak go mama wychowa?a.

DULSKA
Nie, to ju? zanadto!

ZBYSZKO
Dobranoc! Id? si? zdrzemn??.

DULSKA
A biuro?

ZBYSZKO
ziewaj?c
Nie ucieknie.

DULSKA
zatrzymuj?c go
Zbyszko! przyrzeknij mi, ?e si? poprawisz.

ZBYSZKO
Nigdy! Wol? raczej zda? egzamin pa?stwowy.
Wychodzi do swego pokoju.

SCENA SI?DMA

Dulska, Hanka, potem Zbyszko.

DULSKA
Zetrzyj fortepian, popraw w piecu. Czy kucharka ubrana do miasta?

HANKA
Tak, prosz? pani.

Dulska wchodzi do kuchni.
Hanka chwil? sprz?ta. Zbyszko wychyla si? ze drzwi.

ZBYSZKO
Hanka? jeste? sama?

HANKA
Daj mi pan spok?j!

ZBYSZKO
C?? ci za mucha na nos siad?a!

Hanka milczy.

Chod? tu, poka? mordeczk?. Czego? z?a!...

Hanka milczy, tylko coraz energiczniej sprz?ta, wida? w niej walk? wewn?trzn?.

Taka jeste? brzydka, jak si? nadmiesz.

HANKA
nagle
Pewnie... te panny, co pan od nich wraca, to ?adniejsze.

ZBYSZKO
A... t?dy ci? wiedli... O to ci chodzi?

HANKA
Mnie o nic nie chodzi, tylko nie chc?, ?eby mnie pan sekowa?.

ZBYSZKO
Jak b?dziesz dla mnie lepsza, to b?d? w domu siedzia?.

HANKA
Ja ta nie potrzebuj?. Mo?e se pan i?? do tych pann?w.

ZBYSZKO
Albo to prawda! A? si? za mn? trz?siesz.

HANKA
Niech pan idzie, bo jeszcze starsza pani wejdzie.

ZBYSZKO
Ale o! Poca?uj pana w r?k? za to, ?e? go rozgniewa?a.

HANKA
?miej?c si?
Figa!
Uderza go po ?apie.

ZBYSZKO
A ty szelmo!

Chce j? obj??. Wchodzi Mela, kt?ra wydaje lekki okrzyk, potem zaczerwieniona, z oczyma spuszczonymi idzie do fortepianu. Hanka ucieka. Mela siada i gra ?wiczenia pi?ciopalcowe. Gdy Mela zostaje sam?, chwilk? gra, potem wstaje, idzie do pokoju Zbyszka i puka.

MELA
Zbyszko!

ZBYSZKO
wychyla g?ow? ze drzwi, nie ubrany
Czego?

MELA
tajemniczo
Nie b?jcie si?... ja nic mamci nie powiem.

ZBYSZKO
Na czysto zwariowa?a.

MELA
Bo przecie? to nie wasza wina.

ZBYSZKO
Co?

MELA
nie?mia?o
No... Hanka i ty... je?eli wy...

ZBYSZKO
A fe! M?wi? o takich rzeczach! Wstyd? si?... majtki wida?, a taka zepsuta!

MELA
Ja? Ale?, Zbyszko, ja w?a?nie my?l? przeciwnie... ja...

ZBYSZKO
Daj mi spok?j!

Chowa si?. Mela stoi smutna i zamy?lona, podchodzi do fortepianu i zaczyna gra?. W tej chwili wpada Hesia w p?aszczyku i kapeluszu. Taki sam p?aszcz i kapelusz ma w r?ku dla Meli. Na ziemi? rzuca ksi??ki w paskach.

SCENA ?SMA

Mela, Hesia, Dulska, Hanka

HESIA
Ubieraj si?, Ofelio! ?ywo! Ju? ch?opcy id? do szko?y.

MELA
wstaje, k?adzie p?aszczyk i kapelusz
Hesiu, ty nie b?dziesz tak strzela?a oczami na tego wysokiego studenta?

HESIA
B?d? robi?a, co mi si? podoba.

MELA
Mnie za ciebie wstyd.

HESIA
To si? wstyd?! A spr?buj co powiedzie? przed mam?, to ja zaraz powiem, ?e ty zamiast spa? w nocy - wzdychasz. Mama si? b?dzie za to wi?cej gniewa?a jak za studenta.

MELA
To w?tpi?.

HESIA
Ale ja nie. Mama mnie zna i wie, ?e ja znam granice i ?e "ja si? nie zapomn?".

MELA
Jak ty to rozumiesz?

HESIA
Ja ju? wiem, co m?wi?, o lelijo z p?l rodzinnych!

DULSKA
Hanka! Chod? odprowadzi? panienki!

HANKA
w kuchni
Id?!

DULSKA
Macie parasol? I?? prosto, nie ogl?da? si?. Pami?ta?: skromno?? - skarb dziewcz?cia. (do Hesi) Nie garb si?!

Hanka wchodzi w chustce

HESIA
rzuca jej ksi??ki
Bierz, ciu?mo pokr?cona. Do widzenia mamci!

Dziewcz?ta wychodz? z Hank?. Dulska chodzi, ?ciera prochy, wzdycha. Dzwonek w przedpokoju. Dulska idzie otwiera? ostro?nie, zobaczywszy Lokatork? cofa si?.

SCENA DZIEWI?TA

Lokatorka, Dulska

DULSKA
Przepraszam... jestem nie ubrana. Prosz? pani? - zaraz wr?c?.

LOKATORKA
Ja tylko na chwilk?. Niech si? pani gospodyni nie kr?puje.

DULSKA
Tak, tak, wrzuc? tylko co na siebie.
Biegnie do swego pokoju.

Lokatorka wchodzi powoli. Jest bardzo blada i smutna. Widocznie przesz?a jak?? ci??k? chorob? i moralne zmartwienie. Siada na najbli?szym krze?le, patrzy w ziemi? i siedzi nieruchoma. Po chwili wchodzi Dulska, odziana w barchanowy, dostatni szlafrok.
Prosz? pani? na kanap?.

LOKATORKA
Dzi?kuj?. Tylko par? s??w. Dosta?am list pani...
Urywa. Milczenie.

DULSKA
Pani ju? zupe?nie wysz?a ze szpitala?

LOKATORKA
Tak. Pozawczoraj mnie mama przywioz?a.

DULSKA
Widz?, ?e pani zdrowa.

LOKATORKA
ze smutnym u?miechem
O, jeszcze daleko!

DULSKA
Och! w domeczku swoim wr?ci pani szybko do si?. Dla kobiety nie ma jak dom. Ja zawsze to powtarzam.

LOKATORKA
Tak, skoro kto? ma ten dom.

DULSKA
Wszak?e pani ma m??a, stanowisko.

LOKATORKA
Tak... ale...
Milczenie. Z wysi?kiem.
Prosz? pani, czy to rzeczywi?cie konieczne, a?ebym na przysz?ego pierwszego si? wyprowadzi?a?

DULSKA
Prosz? pani... ja mieszkania pani koniecznie potrzebuj? dla krewnych.

LOKATORKA
Wola?abym pozosta?. Trudno b?dzie znale?? w zimie.

DULSKA
Ach, to niemo?liwe! Powtarzam pani: niemo?liwe.

LOKATORKA
Przecie? przy dobrej woli... Wiem, ?e pani kaza?a kart? na mieszkanie wywiesi?, a wi?c krewni pani si? nie sprowadzaj?.

DULSKA
sznuruj?c usta
Ach! niech pani nie zmusza mnie do sprawienia jej przykro?ci.

LOKATORKA
Czy pani ma mi co do zarzucenia?

DULSKA
z wybuchem
A, prosz? pani, to ju? przechodzi granice! A skandal, kt?ry pani przez swe otrucie wywo?a?a!

LOKATORKA
A wi?c o to chodzi?

DULSKA
A o c?? innego? P?acili mi pa?stwo czynsz, dzieci i ps?w nie mieli, ostatecznie tyle, co o te ranne trzepanie dywan?w si? rozchodzi?o. I mogliby pa?stwo mieszka? nadal, a? tu... skoro o tym pomy?l?, p?sy na mnie bij?. Pogotowie ratunkowe przed moj? kamienic?! Pogotowie! Jak przed szynkiem, gdzie si? bij?!

LOKATORKA
Ale?, prosz? pani, wypadek mo?e si? zdarzy? wsz?dzie.

DULSKA
W porz?dnej kamienicy wypadki si? nie trafiaj?. Czy pani widzia?a kiedy przed hrabsk? kamienic? Pogotowie? Nie! A potem ta publika w gazetach! Trzy razy wymieniano nazwisko Dulskiej, nazwisko moich c?rek przy takim skandalu...

LOKATORKA
Ale?, prosz? pani, chyba pani zna przyczyny i...

DULSKA
Wielka afera, ?e pani m??, no i ta dziewczyna... To swoja rzecz...

LOKATORKA
Ale? to by?a moja s?uga. To szkaradztwo! Ja tego znie?? nie mog?am. Skoro si? przekona?am...

DULSKA
Za?y?a pani zapa?ek. Taka trywialna trucizna!... Ludzie si? ?mieli. I jeszcze jak si? to sko?czy?o! Ca?a komedia! Gdyby pani by?a umar?a... no!

LOKATORKA
Sama ?a?uj?.

DULSKA
Nie m?wi? dlatego, tylko ?e to niby ?mier?, to zawsze co? niby... ale tak... no, powiadam pani, ?mieli si?. Kiedy? jad? tramwajem, przeje?d?amy ko?o mej kamienicy, bo przystanek troch? dalej, a jacy? dwaj panowie pokazuj? na m?j dom i m?wi?: "Patrz, to ten dom, co si? ta zazdrosna ?ona tru?a" - i zacz?li si? ?mia?. My?la?am, ?e tam na miejscu zostan? w tym tramwaju.

LOKATORKA
pokornie
Ja pani? bardzo przepraszam za te nieprzyjemno?ci.

DULSKA
E! moja pani - publika zosta?a publik?...

LOKATORKA
Ja bardzo to przechorowa?am. Zreszt? ja nie wiedzia?am, co robi?. Ja by?am wtedy jak szalona...
P?acze cicho.

DULSKA
Pewnie, moja pani. Ka?dy samob?jca musi by? szalony i straci? poczucie moralno?ci i wiary w obecno?? Boga. Tak to jest tch?rzostwo. Tak jest - tch?rzostwo. A potem zag?ada w?asnej duszy. Dobrze, ?e samob?jc?w chowaj? osobno. Niech si? nie pchaj? mi?dzy porz?dnych ludzi. Zabija? si?!... I dla kogo? Dla m??czyzny. A ?aden m??czyzna, moja pani, nie jest wart, aby przez niego i?? na pot?pienie wieczne.

LOKATORKA
Prosz? pani, to nie chodzi o m??czyzn?, ale o m??a.

DULSKA
E!

LOKATORKA
Nie mog?am ?cierpie? tego pod moim dachem.

DULSKA
Lepiej pod swoim ni? pod cudzym. Mniejsza publika. Nikt nie wie.

LOKATORKA
Ale ja wiem.

DULSKA
Moja pani! Na to mamy cztery ?ciany i sufit, aby brudy swoje pra? w domu i aby nikt o nich nie wiedzia?. Rozw??czy? je po ?wiecie to ani moralne, ani uczciwe. Ja zawsze tak ?y?am, a?eby nikt nie m?g? powiedzie?, i? by?am powodem skandalu. Kobieta powinna przej?? przez ?ycie cicho i spokojnie. Ta ju? to jest tak i ?adne nic nie pomo?e.

LOKATORKA
Gdyby jednak pan Dulski zapomnia? si? ze s?ug?...

DULSKA
Felicjan? To niemo?liwe! Pani go nie zna. A potem... to ju? pani rzecz. Ja musz? strzec siebie i swoich od publiki. Pani mo?e zn?w tak? bezbo?no?? pope?ni?, bo to podobno taki sza? to wraca. Wi?c...

LOKATORKA
wstaj?c
Rozumiem. Wyprowadz? si?. Chcia?am pani jednak powiedzie?, ?e kaza? mi teraz szuka? mieszkania to ani dobre, ani uczciwe. Jestem taka os?abiona...

DULSKA
obra?ona, wstaje
Uczciwo?ci mnie pani nie nauczy! Ja wiem, co uczciwo??. Pochodz? z zacnej, zasiedzia?ej rodziny i ja publiki nie wywo?uj?.

LOKATORKA
hamuj?c si?
Nie w?tpi?. Jednak mo?e si? pani nie obawia?. Drugi raz tru? si? nie b?d?. Na to trzeba wiele odwagi, pomimo tego, ?e pani to nazywa tch?rzostwem. A potem trzeba wiele cierpie?. Na to ju? nie mam si? i... ju? bym tak nie potrafi?a cierpie? raz jeszcze. Zreszt? - rozstaj? si? z m??em, wi?c to najlepsza gwarancja, ?e ju? zazdrosna nie b?d?.
U?miecha si? smutnie.

DULSKA
Rozstaje si? pani z m??em? Bardzo pani ?le robi. To nowa publika i nikt pani racji nie przyzna. Nawet z tej przyczyny nie mog?abym pani d?u?ej wynajmowa? mieszkania w mej kamienicy. Kobiety samotne to nie tego... to... no, pani rozumie.

LOKATORKA
ironicznie
Tak, rozumiem. Jednak ta pani z pierwszego pi?tra, kt?ra po nocach wraca...

DULSKA
z godno?ci?
To jest osoba ?yj?ca z w?asnych fundusz?w i zachowuj?ca si? nadzwyczaj skromnie. Ta mi jeszcze Pogotowia przed dom nie sprowadzi?a.

LOKATORKA
ironicznie
Tylko gumy i automobile.

DULSKA
Staj? zawsze kilka kamienic dalej. A potem zdaje si?, i? ja nie mam obowi?zku zdawa? sprawy z mego post?powania przed pani?.

LOKATORKA
Zapewne, zawiod?oby nas to za daleko. ?egnam pani?.

DULSKA
A prosz? tych, co b?d? ogl?da? mieszkanie, nie zra?a?.

LOKATORKA
wychodz?c
Powiem, ?e jest wilgo?, bo rzeczywi?cie jest wilgo?.

DULSKA
Na to jest s?d, ?askawa pani.

LOKATORKA
Tak mi ka?e moje sumienie. ?egnam pani?.

We drzwiach staje Juliasiewiczowa.

DULSKA
wzburzona
Maniu, s?yszysz? - b?dziesz ?wiadkiem. Pani m?wi, ?e...

LOKATORKA
?egnam pani?!
Wychodzi.

SCENA DZIESI?TA

Dulska, Juliasiewiczowa.

DULSKA
w?ciek?a
A to!... a to... takie co?, takie...

JULIASIEWICZOWA
Niech?e si? ciocia uspokoi.

DULSKA
Jak tak dalej p?jdzie, to b?d? musia?a w lecie jecha? do Karlsbadu i tam sztrudel pi?!

JULIASIEWICZOWA
Ja z cioci? pojad?.

DULSKA
Obejdzie si?.

JULIASIEWICZOWA
O c?? posz?o? Zdaje mi si?, ?e to lokatorka z parteru, ta co si? tru?a.

DULSKA
Tak, tak... ta sama. Wysz?a ze szpitala. Skandal! Przecie? po czym? podobnym trzyma? j? w kamienicy nie mog?. Sama by?a? ?wiadkiem. Jak j? wynosili, to by?a prawie naga. Horrendum! Wym?wi?am jej mieszkanie.

JULIASIEWICZOWA
Tak? A to si? dobrze sk?ada. Nam w?a?nie podwy?szyli. My ch?tnie to mieszkanie we?miemy.

DULSKA
Obejdzie si?!

JULIASIEWICZOWA
Przecie? mog?aby to ciocia zrobi? dla nas, jako dla krewnych.

DULSKA
Za ci??kie czasy na zbytki.

JULIASIEWICZOWA
Rozumiem. Ciocia przypuszcza, ?e nie b?dziemy p?acili.

DULSKA
Ja tam nic nie przypuszczam. Tylko wiem, ?e ?yjecie nad stan.

JULIASIEWICZOWA
No, no!

DULSKA
Chodzicie do teatru. (surowo) I to na same masowe sztuki.

JULIASIEWICZOWA
Trudno przecie?...

DULSKA
Prenumerujecie pisma...

JULIASIEWICZOWA
To ju? ciocia daruje, ale...

DULSKA
Ja zawsze po?ycz? i wystarcza. Nie po?ycz?, to si? ?wiat nie zawali, ?e tam drukowanych bajd nie b?d? czyta?a. Przyjmujecie gor?c? kolacj?...

JULIASIEWICZOWA
To konieczne.

DULSKA
Ha! No, jak konieczne, to si? nie skar?, ?e ci nie wystarcza.

JULIASIEWICZOWA
Nie mo?emy ?y? jak...

DULSKA
ironicznie
Jak my? Zobaczymy, jak b?dziecie ?piewali na staro??. Ja i Felicjan mamy inne pod tym wzgl?dem zasady.

JULIASIEWICZOWA
M?j m?? nie umie si? oszcz?dza?, ja tak?e.

DULSKA
Skoro mia?a? takie usposobienie, trzeba by?o i?? za tego aptekarza z B?brki, co si? o ciebie stara?. Namawia?am ci?.

JULIASIEWICZOWA
Przecie? on rok temu umar? na suchoty.

DULSKA
W?a?nie! Mia?aby? kamienic? i by?aby? wdow?.

JULIASIEWICZOWA
O!...

DULSKA
Nie ma co: "o!...", byt zabezpieczony to podstawa ?ycia. A co do m??a, mo?na go uchodzi?. Pensj? zabiera?, gdy zafasuje - co dzie? dwie sz?stki na kaw? do ?apy, a cygara samej kupowa? i suszy? na piecu. Inaczej taki pan mo?e ci? zrujnowa?.

SCENA JEDENASTA

Zbyszko, Dulska, Juliasiewiczowa

ZBYSZKO
Taki terkot, ?e spa? nie mo?na.

DULSKA
Tym lepiej. P?jdziesz mo?e do biura.

ZBYSZKO
E!... (do Juliasiewiczowej) Jak si? masz, stara?

JULIASIEWICZOWA
Jak si? masz, pokrako!

ZBYSZKO
patrzy w lustro, potem do Juliasiewiczowej
Bardzom zielony?

JULIASIEWICZOWA
C?? to, o?wiadczasz si? dzisiaj?

ZBYSZKO
Tak?e! Tylko ten stary, no wiesz, radca, b?dzie zn?w na mnie zgni?ym okiem patrza?. A tam fury kawa?k?w, fury!

DULSKA
Zalegaj! zalegaj!

ZBYSZKO
To nie ja zalegam, ale strony.
Opiera si? o piec i grzeje.

DULSKA
zdejmuje szlafrok i zostaje w sp?dnicy i kaftanie
Darujesz, moja droga, ale b?d? ?ciera? kurze, wi?c musz? oszcz?dza? szlafroka.

JULIASIEWICZOWA
Ale prosz?, niech si? ciocia nie kr?puje.

Dulska ?ciera kurze i z furi? od czasu do czasu patrzy na Zbyszka.

ZBYSZKO
To mama naprawd? wyrzuca t?, co si? otru?a, z kamienicy?

DULSKA
A tobie co do tego?

ZBYSZKO
Tak s?ysza?em pi?te przez dziesi?te. By?em zbudowany mamusinym serduszkiem... Potem... ona mi jest bardzo sympatyczna, ta kobieta.

DULSKA
Zupe?nie wierze. Szkandalistka.

ZBYSZKO
Zrobi?a to z mi?o?ci dla m??a. To w gu?cie mamy. Mi?o?? ma??e?ska.

DULSKA
Aha, prawda by?a - za tym m??em. Ja tam w t? mi?o?? nie wierz?. Szumi jedwabiami pod spodem.

ZBYSZKO
C?? to dowodzi?

DULSKA
To, ?e nie jest uczciwa kobieta. Dla m??a, m?j panie, kobieta si? nie potrzebuje pod spodem stroi?. A takie, co szumi?, to...

ZBYSZKO
do Juliasiewiczowej
Sied??e spokojnie, bo i ty szumisz. A zreszt? co do tej z parteru, to ja r?cz?, ?e uczciwa.

DULSKA
A ty sk?d wiesz?

ZBYSZKO
oboj?tnie
Bom si? do niej bra? i dosta?em po nosie.

DULSKA
M?g?by? te? zostawi? cho?by lokatorki w spokoju. Usu? si?! jak d?ugo b?dziesz stercza? tu pod piecem! (z pasj?) Gdy patrz? na ciebie, to chwilami wierzy? mi si? nie chce, ?e jeste? moim dzieckiem.

ZBYSZKO
No, je?li mama ma w?tpliwo?ci...

DULSKA
do Juliasiewiczowej
Powiadam ci, nie miej nigdy dzieci.

JULIASIEWICZOWA
O, my si? nie staramy o to.

DULSKA
do Zbyszka
Nie, ty jeste? wyrodek, ty nie jeste? moim synem.

ZBYSZKO
Jestem, mamciu! Jestem, niestety, i to w?a?nie ca?a moja tragedia...
Idzie do fortepianu i stoj?c zaczyna gra? bardzo wprawnie.

DULSKA
S?ysza?a?? M?wi: "niestety".

ZBYSZKO
Spodziewam si?. By? Dulskim - to katastrofa.

JULIASIEWICZOWA
Doprawdy, Zbyszko, zanadto sobie pozwalasz.

ZBYSZKO
Daj ty mi spok?j!

DULSKA
do Juliasiewiczowej
?adnej moralno?ci, ?adnych zasad...

ZBYSZKO
?adnego p?aszczyka teoretycznego - jak mamcia.

DULSKA
To si? na tym sko?czy, ?e jeszcze do socjalist?w przystanie.

ZBYSZKO
zamykaj?c fortepian
Za g?upi jestem na to.

JULIASIEWICZOWA
?miej?c si?
Na socjalist? nie trzeba zdawa? egzaminu.

ZBYSZKO
W?a?nie, ?e trzeba, i to najtrudniejszy egzamin.

JULIASIEWICZOWA
Przed kim?

ZBYSZKO
Przed swym sumieniem i w?asn? dusz?, s?odki aniele.

DULSKA
Na socjalist? nie trzeba mie? przede wszystkim Boga w sercu.

ZBYSZKO
Jest!... Dawno nie by?o mowy o Bogu w tym domu.

SCENA DWUNASTA

Ci? sami, Hanka.

HANKA
z kuchni
Prosz? wielmo?nej pani, parasol.

DULSKA
Postaw w przedpokoju, a potem id?, zamie? przedpok?j. Czy kucharka wr?ci?a?

HANKA
wraca z przedpokoju, idzie do kuchni
Ju?.

DULSKA
Ja tylko na chwileczk?...
Wybiega do kuchni.

JULIASIEWICZOWA
do Zbyszka
Rzeczywi?cie ciocia ma racj?. M?g?by? si? troch? ustatkowa?. Wygl?dasz jak ?mier? angielska.

ZBYSZKO
Ty tak?e ?adnie wygl?dasz.

JULIASIEWICZOWA
Ja? Ja wczoraj z domu nie wychodzi?am.

ZBYSZKO
To znaczy, ?e ja si? lumpowa?em za domem, a ty w domu.

JULIASIEWICZOWA
?miej?c si?
Jeste? niemo?liwy.

ZBYSZKO
Jak kiedy.

Hanka przechodzi przez pok?j z ?opatk? i ze szczotk?. Zbyszko patrzy za ni?.

JULIASIEWICZOWA
do Zbyszka
C?? tak patrzysz za Hank??

ZBYSZKO
Bo mi si? podoba.

JULIASIEWICZOWA
S?uga?

ZBYSZKO
A c?? to, nie kobieta? Zar?czam ci, ?e nawet bardzo...

JULIASIEWICZOWA
Wiesz ju? co? o tym?

ZBYSZKO
Co ci do tego.

JULIASIEWICZOWA
My?la?am, ?e masz gust wykwintniejszy.

ZBYSZKO
G?upia jeste? z twoj? ko?tu?sk? estetyk?. A zreszt?, ja jestem jak pianista: gdy zobaczy fortepian, musi zaraz pasa?...

JULIASIEWICZOWA
Tak, ale fortepianu nie...

ZBYSZKO
Moja droga, ka?da kobieta to fortepian - tylko trzeba umie? gra?. Ach! Jaki ja ?pi?cy...

JULIASIEWICZOWA
Czego ty po tych knajpach si? w??czysz?

ZBYSZKO
A gdzie? si? b?d? w??czy?? Gdzie? musz?.

JULIASIEWICZOWA
Ja na twoim miejscu stara?abym si? o jak? znajomo??... solidn?... No... tyle m??atek... co? Bo?e!

ZBYSZKO
Dzi?kuj?. Mam dosy? ko?tunerii w domu i w... samym sobie.

JULIASIEWICZOWA
Dlaczeg?? jeste? ko?tunem?

ZBYSZKO
Bom si? urodzi? po ko?tu?sku, aniele! Bo w ?onie matki ju? nim by?em, bo ?ebym sk?r? zdar? z siebie, mam tam pod spodem w duszy ca?? warstw? ko?tunerii, kt?rej nic wypleni? nie zdo?a. Co?, taki nowy, taki inny, walczy z tym podstawowym, szarpie si?, ciska. Ale ja wiem, ?e to do czasu, ?e ten ko?tun rodzinny we?mie mnie za ?eb, ?e przyjdzie czas, gdy ja b?d? Felicjanem, b?d? odbiera? czynsze, b?d?... no... Dulskim, pra-Dulskim, ober-Dulskim, ?e b?d? rodzi? Dulskich, ca?e legiony Dulskich, b?d? mia? srebrne wesele i porz?dny nagrobek, z dala od samob?jc?w. I nie b?d? zielony, ale nalany t?uszczem i nalany teoriami, i b?d? m?wi? du?o o Bogu.
Urywa, idzie do fortepianu i gra nerwowo.

JULIASIEWICZOWA
podchodzi za nim
Z ko?tu?stwa mo?na si? wyswobodzi?.

ZBYSZKO
Nieprawda! Tobie si? zdaje, ?e jeste? wyzwolona, bo masz troch? politury po wierzchu. Ale ty jeste? tylko zrobiona na maho?, jak twoje secesyjne meble i twoje malowane w?osy. To jest pi?tno... pani radczyni... pi?tno!

JULIASIEWICZOWA
graj?c z nim jedn? r?k?
Czy ty si? uczy?e? gra??

ZBYSZKO
Ja? Nie znam ani jednej nuty. To tak we mnie co? gra, we mnie t?ucze si? takie co?... ale to si? wszystko z czasem zat?ucze, e... co tam! (obejmuje j?) Wiesz co... jeste? wcale... wcale...

JULIASIEWICZOWA
?miej?c si?
Daj?e mnie spok?j!

ZBYSZKO
?mieje si?
Pasa?e, moja droga... pasa?e...

Hanka przechodzi przez pok?j i rzuca ponure spojrzenie nich oboje, wchodzi do kuchni.

JULIASIEWICZOWA
patrzy za ni? uwa?nie
A wiesz, to ciekawe.

ZBYSZKO
Co takiego?

JULIASIEWICZOWA
Ta dziewczyna. Gdyby? widzia?, jak ona na nas popatrzy?a! Ja na twoim miejscu...

ZBYSZKO
Ja te?, jak b?d? mia? czas...

JULIASIEWICZOWA
Nie rozumiesz mnie. Ja bym si? w?a?nie daleko od niej trzyma?a.

ZBYSZKO
E!

JULIASIEWICZOWA
Jest zazdrosna, b?dzie ci robi? awantury.

ZBYSZKO
To by by?o kapitalne!

SCENA TRZYNASTA

Ci? sami, Dulska.

DULSKA
do Zbyszka
Jeszcze jeste? tutaj? Czy ci nie wstyd? Ojciec tw?j pracuje, ja pracuj?, siostry...

ZBYSZKO
idzie do przedpokoju, bierze palto, kapelusz; wraca i ubiera si?
Mamciu, mamciu, czy si? pracuje, czy nie, to wszystko idzie do jednego celu...

DULSKA
Nieprawda, my ludzie pracy, a pr??niacy... to..

ZBYSZKO
A przecie? i my, i wy jednako...

DULSKA
Co? co?

ZBYSZKO
Wyci?gniemy kopytka... Pa! (do Juliasiewiczowej) Pa, lalu!
Wychodzi.

SCENA CZTERNASTA

Dulska, Juliasiewiczowa, Hanka.

DULSKA
Straszne rzeczy, straszne... S?ysza?a?, jak on m?wi! A to najgorsze, ?e taki zdolny, taki utalentowany! Ta ?eby chcia?, to przed nim kariera - no... ale nie chce, nie chce... Zaraz dadz? drugie ?niadanie! Nie chce, m?wi? ci... nie, nie. Tylko lumpuje i lumpuje. Jak we?mie te par? re?skich w biurze, tak ginie. I jak to wygl?da!... Nic, tylko kawiarnie i sp?dnice.

Hanka wnosi tac? z w?dk?, serem i zak?sk?.
Prosz? ci?, moja droga!

JULIASIEWICZOWA
Dzi?kuj? cioci (Siadaj? do jedzenia.) On jest jaki? podra?niony, niezadowolniony...

DULSKA
z wybuchem
Czy on sam wie, czego chce! Powinien Bogu dzi?kowa?, prosty, zdr?w... Za twoje... (pije kieliszeczek) Hanka, id? posprz?taj u panicza.

Hanka wychodzi.

JULIASIEWICZOWA
patrzy za ni?
Kontenta ciocia z Hanki?

DULSKA
Tak sobie.

JULIASIEWICZOWA
cicho
Niech j? ciocia odprawi.

DULSKA
A to... czemu?

JULIASIEWICZOWA
Ja co? dostrzeg?am.

DULSKA
Kradnie?

JULIASIEWICZOWA
Nie, gorzej...

DULSKA
No, no!

JULIASIEWICZOWA
Zdaje mi si?, ?e Zbyszko si? do niej bierze.

DULSKA
niech?tnie
E... to...

JULIASIEWICZOWA
Wiem, co m?wi?. Niech ciocia j? odprawi, p?ki czas.

DULSKA
Moja kochana, pewnie ci si? zdawa?o... A potem... (patrz?c w bok) wobec tego, co si? dzieje, ?e niby... no... rozumiesz... to piwo, co szumi.

JULIASIEWICZOWA
A!

DULSKA
S?owem, ?e rozumiesz...

JULIASIEWICZOWA
Lepiej w domu?

DULSKA
Ja nie m?wi?... ale...

JULIASIEWICZOWA
A wie ciocia, mo?e ciocia ma racj?...

Chwila milczenia. Przez scen? przechodzi w milczeniu Hanka i znika w kuchni. Obie panie patrz? za ni?.

Trzeba jednak przyzna?, ?e m??czy?ni maj? szczeg?lny gust.

DULSKA
A, niech tam! Byle si? nie w??czy? i nie traci? zdrowia... Trzeba by? matk?, aby zrozumie?, jaki to b?l patrze?, jak syn marnieje.

JULIASIEWICZOWA
Dzi?kuj?! Ale ?eby ona potem...

DULSKA
Ona? Tak?e! B?dzie kontenta... to takie wszystko bez czci i wiary. Poka?? ci tok, co sobie kaza?am przerobi?.
Idzie do przedpokoju, wraca z tokiem z fio?k?w i bia?ych pi?r, k?adzie go na g?ow?, co przy kaftanie barchanowym i halce wywo?uje dziwny efekt.
Dobrze?

JULIASIEWICZOWA
Wcale! Wcale...

DULSKA
w toku
Musz? si? oszcz?dza?... przerabiam stare ?achy.

JULIASIEWICZOWA
No, na cioci wszystko si? dobrze wyda. Czy ciocia w tym roku podwy?sza?

DULSKA
Spodziewam si?! Musz?! Wszyscy podwy?szaj?. Poka?? ci szpeiscetel.

JULIASIEWICZOWA
No, no!...

DULSKA
Wydobywa z szufladki papier, opiera si? o st??, obie z zaj?ciem pochylaj? si? nad papierem.
Suteryny ca?e w rumel o dwadzie?cia. Do sieni wstawi? magle.

JULIASIEWICZOWA
Ciasno... Z?by sobie powybijaj?.

DULSKA
To mi wszystko jedno. Ja tamt?dy nigdy nie chodz?. Oba partery po pi??, pierwsze pi?tro, kokocica, o dziesi??...

JULIASIEWICZOWA
Kokocica? To za ma?o. Ja bym podwy?szy?a co najmniej o dwadzie?cia.

DULSKA
Tak my?lisz?

JULIASIEWICZOWA
?mieje si?
Naturalnie... ma pieni?dze, lekko jej przychodz?... niech p?aci.

DULSKA
rozja?niona
Niech p?aci...

JULIASIEWICZOWA
?miej?c si?
Niech p?aci!

DULSKA
A wi?c - kokotka o dwadzie?cia, radca o dziesi??... drugie pi?tro...

Obie zacietrzewione, pochylone nad sto?em, czytaj?. Kurtyna wolno spada.

AKT DRUGI
Ta sama dekoracja, co w akcie poprzednim. ?ciemnia si? powoli, d?ugie cienie liliowoszare padaj? przez zamarz?e szyby. Po scenie, jak zwierz w klatce, tam i z powrotem automatycznym ruchem chodzi Dulski w szlafroku z zegarkiem w r?ku. Zamyka oczy i chodzi tak jak lalka drewniana. Wreszcie ustaje. Zaraz otwieraj? si? drzwi sypialni ma??e?skiej i ukazuje si? Dulska w gorsecie i sp?dnicy.

SCENA PIERWSZA

Dulska, Dulski, Hesia.

DULSKA
Felicjan! Felicjan!

Dulski budzi si? i patrzy na ni?.
Chod?! Czemu nie chodzisz? Jeszcze nie ma dw?ch kilometr?w. Ja tam rachuj?!

Dulski pokazuje jej zegarek.
Co mi zawracasz g?ow? zegarkiem! Ja mam najlepszy zegar w g?owie. Nie chod?! Nie chod?! Dobrze - powiem doktorowi. Umy?lnie ci ka?? w pokoju chodzi? na Wysoki Zamek, a nie po ulicy, ?eby mie? nad tob? oko, czy nie szachrujesz, a ty... zreszt? to twoja rzecz.
Chowa si? za drzwi. Dulski zaczyna zn?w automatycznie chodzi?. Wpada Hesia, ubrana strojnie, jasnoniebiesko, pantofelki, b??kitne po?czoszki. Ca?uje ojca w mankiet.

HESIA
Ojciec idzie na Wysoki Zamek?

Dulski kiwa g?ow?.
A jeszcze ma ojciec daleko?

Dulski pokazuje pi?? palc?w.
Pi??set?

Dulski kiwa g?ow?.
To ojciec ju? ko?o Teaty?skiej?
Dulski mruczy. Hesia ?mieje si?.
Ale tak! Ale tak! A niech ojciec pr?dko idzie, bo tunel rozbijaj?.

Dulski patrzy na ni? surowo i wzrusza ramionami. Hesia wskazuje na kanap? i przegl?da si? w lustrze, Dulski podchodzi do niej i ?ci?ga j? z kanapy.
Mama nie widzi! (biegnie do drzwi pokoju dziewcz?t) Mela! Mela!

G?OS DULSKIEJ
Hesiu! Czy Mela ubrana?

HESIA
Jeszcze si? pichci.

Dulski staje, zgorszony, i mruczy co?.

Ojciec nie rozumie? No... stroi si?. Za ojca czas?w tak nie m?wiono? No to co? Teraz m?wi?.

DULSKA
wychyla si?, ubrana od?wi?tnie
Felicjan, przesta? chodzi?, ju? jeste? na Wysokim Zamku. Jutro p?jdziesz do Kaiserwaldu.
Znika.

HESIA
idzie do okna i chucha na szyb?, ?piewa
Pozamarza?o jakby w jakim zlewie.

Dulski ogl?da si? i cicho idzie do pieca, w?azi na krzes?o i kradnie cygaro, w tej samej chwili Hesia si? odwraca i widzi to. Dulski chrz?ka, idzie do przedpokoju, odziewa si?, wraca, podchodzi do drzwi Dulskiej, stuka, ona wychyla si?.

DULSKA
Ju? ci? niesie do kawiarni. No, masz, swoje dwadzie?cia cent?w. Teraz b?d? co dzie? dawa? po dwadzie?cia cent?w. Tygodniowo nie... na nic. Zaraz wszystko przetracasz z kole?kami! A wracaj na kolacj?!
Znika.

Dulski chwil? stroi si? przed lustrem, wreszcie wychodzi. Hesia biegnie natychmiast do pieca, w?azi na krzes?o i kradnie cygaro.

SCENA DRUGA

Wchodzi Mela, ubrana jak Hesia, jest blada i chora. Zatrzymuje si? we drzwiach, po czym biegnie ku Hesi, kt?ra pokazuje jej j?zyk i ucieka ku kanapie.

MELA
Hesiu! Poka?, co? ty wzi??a?

HESIA
No, cygara... Wielka afera!

MELA
Ukrad?a??

HESIA
Och!... Przed chwil? ojciec krad? tak?e. Jak taki kamienicznik mo?e to robi?, czemu ja nie mog??

MELA
Po co tobie cygara?

HESIA
Po co? Wy-pa-l?.

MELA
Och! Kiedy?

HESIA
Jak b?dzie gal?wka. A potem pojad?!

MELA
Gdzie?

HESIA
Nad Ba?tyk. Albo nie, dam cygaro kochankowi kucharki. Powiadam ci, widzia?am go. Jest pucerem. No, rozumiesz, u lejtnanta... bardzo, bardzo...

MELA
Jak ty mo?esz si? przygl?da? takim?

HESIA
Czemu, czemu?... C??e? taka blada?

MELA
G?owa mnie strasznie boli.

HESIA
Mo?e i ty buchn??a? cygaro?

MELA
Och, nie!... Ja ci?gle jestem taka s?aba, tylko bym spa?a.

HESIA
Lepiej spr?buj ze mn? chass?s, moja z?ota, ja ci?gle zapominam, z kt?rej nogi, moja droga, zn?w ten nauczyciel b?dzie mnie wstydzi?... Masz, rozwi?za? mi si? pantofel... Hanka! Hanka!

Wchodzi Hanka, blada, zmieniona.

SCENA TRZECIA

Mela, Hesia, Hanka.

HESIA
Zawi?? trzewik! C?? zn?w, i ty jeste? chora? Patrz, Mela, jak ta wygl?da.

HANKA
Panience si? tylko zdaje.

HESIA
Ale - ledwo si? w??czysz... A teraz mo?esz i??!

Hanka wychodzi. Hesia kr?ci g?ow?.

MELA
To nic dziwnego. Ja wiem, dlaczego ona taka zmieniona.

HESIA
Wiesz? Powiedz!

MELA
Nie, Hesiu! to tajemnica. Mnie nie wolno nic powiedzie?, przynajmniej do czasu.

HESIA
Jak chcesz, taka tam ma tajemnice... No, no... daj ?ap?! Jak to chass?s? Un, deux - un, deux...
Gwi?d?e.

MELA
Hesiu, nie gwi?d?!

HESIA
Aha! Ziemia si? trz?sie, co? No, a teraz walca, moja brylantowa.
Obejmuje j?, walcuj?.

MELA
Dlaczego mnie tak ?ciskasz?

HESIA
Bo ja jestem m??czyzn?.

MELA
Ale ja nie mog? oddycha?.

HESIA
W?a?nie... a jak za kobiet?, to tak, o! (przerzuca si? na r?k? Meli) Omdlewaj?co, omdlewaj?co, a potem w oczy... w oczy... Ja tak zawsze robi?.

MELA
Ty?

HESIA
Ja! powiadam ci, studenty czerwieni? si? jak buraki.

MELA
Pu?? mnie...

HESIA
Co tobie?

MELA
Nie wiem, ale...

HESIA
No, to zagraj - cichutko, ?eby mama nie przysz?a. Ja nie mog? wpa?? w tempo. (popycha Mel? do fortepianu)
Walca!

Mela gra cichutko. Hesia chce ta?czy?, robi pas, ?mieje si?, wpada w cake-walka.
Mela, cake-walka!

Mela gra cake-walka cichutko, Hesia skacze.
Wchodzi Zbyszko.

SCENA CZWARTA

Te? same, Zbyszko.

ZBYSZKO
A to co?

HESIA
ta?cz?c
Cake-walk! Cake-walk! Cake-walk! A co, ?le? Prawda, ?e jest we mnie materia? na szans??

ZBYSZKO
Na dwie, nie na jedn?.

HESIA
tryumfuj?co
A co?

ZBYSZKO
Sk?d ty to umiesz?

HESIA
Ignania mnie nauczy?a. No wiesz, Ignania Olbrzycka. Jej brat Ci?gle w tinglach siedzi, wi?c j? nauczy?, a ona mnie.

ZBYSZKO
ironicznie
My?la?em, ?e ci? twoja kucharka nauczy?a.

HESIA
Ona?

ZBYSZKO
Przecie? dope?nia twojej edukacji.

HESIA
Co znowu? Jak Bozi? kocham - nie!

ZBYSZKO
z pasj?
Jak to k?amie! Ech, tu wszyscy k?ami?. Ale Boga to cho? zostaw w spokoju, ty przynajmniej.

HESIA
Zn?w si? z?o?cisz! A by?e? ju? jaki? lepszy. No, Mela, jeszcze troch?. Powiedz, Zbyszko, czy dobrze, m?j kr?lu! Tak?
Ta?czy.

ZBYSZKO
Ale? nie, przegnij si? troch? jeszcze!

HESIA
Jak? jak?... (ta?cz? oboje) Jak dobrze, jak mi?o, jakby po powietrzu si? lata?o!

SCENA PI?TA

Ci? sami, Dulska.

DULSKA
wpada
Co si? tu dzieje? Co to za balet?

ZBYSZKO
Dope?niam edukacji mej siostry.

DULSKA
Hesia! Jak mo?esz tak? Co to? (do Zbyszka) Z tob? to te? jest krzy? pa?ski. Albo chodzisz jak dzik, albo wyprawiasz wariacje i dziewczyny w to wci?gasz.

ZBYSZKO
Dobrze ju?, dobrze. Po co tyle s??w! Gdzie? to was niesie w takiej paradzie?

DULSKA
Przede wszystkim nie niesie.

ZBYSZKO
Nogi was nie nios??

DULSKA
To jest nieprzyzwoite i o tym si? nie m?wi.

ZBYSZKO
A to przyzwoite ubra? dziewcz?ta jak baletniczki? O! Jakie a?ury!

DULSKA
To s? dzieci, im wolno.

ZBYSZKO
?adne dzieci! Pannice, a? ha!

DULSKA
Wszystkie panienki z dobrych dom?w tak na lekcje ta?ca chodz?.

ZBYSZKO
Niech si? zaprawiaj?, niech si? zaprawiaj?...

HESIA
Do czego? Do czego?

ZBYSZKO
Jak doro?niesz, b?dziesz si? dekoltowa? na bal od g?ry, a teraz, jako dzieci? naiwne, od do?u.

DULSKA
Zbyszko! Milcz! Jak ?miesz?! (do Meli) C??e? taka blada?

ZBYSZKO
C?? dziwnego - zmarz?a!

?ciemnia si?.

MELA
G?owa mnie strasznie boli. Mamusiu, ja bym nie posz?a...

DULSKA
Poka? j?zyk! Bia?y. Zn?w co? zjad?a?! (przyk?ada jej r?k? do g?owy) Rozpalona. No, z tob?... to te?! Mo?e ci? k?uje, co?

MELA
Tu mnie boli.

DULSKA
W lewej ?opatce? Po??? sobie regolo. Jest tam u?ywane, takie, co ojciec przyk?ada?. I rozbierz si?!

ZBYSZKO
Z czego? Ona ju? rozebrana. Niech si? raczej ubierze.

DULSKA
Hesia! P?aszczyk, r?kawiczki!

ZBYSZKO
Piechot? idziecie? Ona - tak? Jeszcze was zaaresztuj?.

DULSKA
Rany boskie, nie wytrzymam! A lampy jeszcze nie zapala? (do Zbyszka) Wychodzisz?

ZBYSZKO
Nie.

DULSKA
To przypilnuj pieca. My wr?cimy za godzin?. Mela, id? si? przebra?!

Hesia i Dulska wychodz?. Mela do swego pokoju.

SCENA SZ?STA

Zbyszko sam, p??niej Hanka.

Zbyszko chwil? stoi nieruchomy, potem wyci?ga r?ce leniwym, znu?onym ruchem przed siebie, zwraca si? do pieca, otwiera drzwiczki kopni?ciem nogi, przysuwa sobie fotel, siada i siedzi tak spokojnie z papierosem przylgni?tym do ust, z r?k? opuszczon? na d??. ?wiat?o czerwonawe go o?wietli?o. Jest znu?ony i smutny. Drzwi si? otwieraj? cicho, wsuwa si? Hanka, widzi go, przybli?a si?, przykl?ka i delikatnie, z jak?? psi? pokor? ca?uje go w r?k?. On g?aszcze j? po g?owie, czyni to machinalnie, nie patrz?c na ni?.

ZBYSZKO
No, ju? dobrze... dobrze...

HANKA
Prosz? pana... ja...

ZBYSZKO
Co? Czego?

HANKA
Ja id? tam, gdzie pan kaza?...

ZBYSZKO
A... tak! Id?! id?! A nie b?j si?, tylko m?w ?mia?o i wyra?nie, jak i co.

Hanka kl?czy, nieruchoma, otulona w fa?dy chustki.
No, czemu nie idziesz?

HANKA
A bo ja wiem, tak mi jako?...

ZBYSZKO
Ach, nie marud?... Id?, bo wr?c?!

HANKA
wstaj?c
P?jd?...
Wychodzi powoli, s?ycha?, jak zatrzaskuje za sob? ci??ko drzwi.

SCENA SI?DMA

Zbyszko, Mela.

Mela w kaftaniczku, g?owa zwi?zana. Podchodzi cicho do Zbyszka i siada na ma?ym sto?eczku naprzeciw niego.

MELA
nie?mia?o
Zbyszko!

ZBYSZKO
Nie po?o?y?a? si??

MELA
Nie mog?. Jeszcze mi gorzej. Czy ci nie przeszkadzam?

ZBYSZKO
Nie. Ty jeszcze z ca?ej familii jeste? najmo?liwsza. Mo?e dlatego, ?e jeste? chora, wi?c jest w tobie co? milszego, co? innego jak u tamtych.

MELA
Co? innego? I czy my?lisz, ?e dlatego, ?e jestem chora?

ZBYSZKO
Tak. Nie masz du?o si? ?yciowych, wi?c nie idziesz rozbijaj?c ?okciami przez ?ycie, ale si?... skradasz. Rozumiesz, co?

MELA
Tak. Mnie si? tak?e zdaje, ?e ja si? wszystkim usuwam, ?e mnie lada chwila kto? potr?ci, ?e...

ZBYSZKO
To ?le. Panna Dulska powinna i?? naprz?d tak... rozumiesz? Kto? potr?ci, ty jego... To powinna by? nasza zasada. Jak najwi?cej miejsca. F?r die obere zehn tausend milionen ko?tunen!

MELA
patrzy na niego chwil?
Zbyszko, dlaczego ty nas wszystkich tak nie lubisz?

ZBYSZKO
Za ma?o: "nie lubisz"! Ja was wszystkich nienawidz? i siebie razem z wami.

MELA
Siebie nienawidzisz tak?e? A ja to znowu... Pozw?l mi troch? z tob? porozmawia?. Dobrze? Jak szara godzina nadejdzie, to ja da?abym wszystko, ?eby m?c z kim? dobrze, cicho, spokojnie porozmawia?. Tylko ?e u nas to niepodobna. Jak w tartaku. Mama m?wi, ?e si? pracuje, ale przecie? mo?na i my?l? popracowa?, prawda, Zbyszku?

Osuwa si? przed nim tak, ?e ?wiat?o z pieca o?wietla grup? tych dwojga smutnych i zagn?bionych.

ZBYSZKO
M?w... m?w...

MELA
Ty siebie nienawidzisz, a ja to siebie ?a?uj?. Strasznie. Nie dzieje mi si? nic z?ego; mam ojca, mamci?, was, chodz? na pensj?, jestem prosta, dbaj? o mnie, daj? mi ?elazo, nacieraj? wod?, ucz? si? wszystkiego... a przecie?, przecie?, Zbyszko, mnie si? zdaje, ?e mi si? dzieje jaka? krzywda, ?e mnie kto? wi?zi, ?e mi ?ci?ni?to gard?o, ?e... Ja ci tego opowiedzie? nie mog?, ale...

ZBYSZKO
To ?le, Melo, ?e ty tak czujesz, ?le! Najlepiej pozb?d? si? tych sensacji. Nied?ugo wyro?niesz, p?jdziesz dobrze za m?? i b?dziesz ?wiat rozbija? ?okciami.

MELA
Nie, p?jd? do klasztoru.

ZBYSZKO
Gadanie! G??bsza warstwa we?mie g?r?, b?dziesz taka jak mama.

MELA
Ojciec przecie? ?okciami ludzi nie roztr?ca.

ZBYSZKO
Bo ojciec wybra? dogodniejsz? drog?: mama za niego ?okciami si? przez ?wiat przepycha, a on za ni?.

MELA
po chwili
To wszystko bardzo jakie? smutne.

ZBYSZKO
Ko? by zap?aka?.

MELA
Ty ze wszystkiego si? ?miejesz.

ZBYSZKO
Tak ?miej? si? wisielce.

Chwila milczenia

MELA
nie?mia?o
Zbyszko!

ZBYSZKO
Co jeszcze?

MELA
Chcia?am ci co? powiedzie?, ale... nie b?dziesz krzycza?? To, widzisz, z najlepszego serca. Bo... wtedy... jak ja widzia?am...

ZBYSZKO
Co?

MELA
ciszej
Ciebie i Hank?. Tak mnie skrzycza?e? strasznie, a ja w?a?nie...

ZBYSZKO
Czego ty o tym m?wisz?

MELA
Bo mi ?al i ciebie, i Hanki. Ja ci?gle o was my?l?. Ja si? nawet za was modl?. Bo wy musicie by? bardzo nieszcz??liwi.

ZBYSZKO
My? Dlaczego?

MELA
Jak?e? Ona prosta s?uga, ty urz?dnik z prokuratorii skarbu... Jak?e... i kochacie si?... To bardzo smutne. Mamcia b?dzie si? bardzo sprzeciwia?.

ZBYSZKO
Sprzeciwia??

MELA
No, jak si? b?dziecie pobiera?.

ZBYSZKO
Czy? ty oszala?a? Ja z Hank??

MELA
C?? z tego, ?e ona niby ni?ej. Przecie? Zygmunt August i Barbara...

ZBYSZKO
Ty jeste? jeszcze g?upsza, jak my?la?em.

MELA
Prosz? ci?... Tylko mi nie wymy?laj. Ja b?d? po waszej stronie. Ja naucz? Hank? m?wi? po ludzku i je?? widelcem, i b?d? j? uczy? tego, co umiem, a? ona b?dzie taka jak my. Ja wam dopomog?.

ZBYSZKO
Ty jeste? okaz!

MELA
Tylko jest co?, co mnie bardzo martwi. Nie wiem, czy ci to powiedzie?...

ZBYSZKO
No, wydu?!

MELA
Tylko ty Hance tego nie m?w! Daj s?owo. Oto... Hanka ma na wsi... narzeczonego. Tak, tak. Ale si? nie martw. Ona go nie kocha. To finanzwach. Ja znalaz?am korespondentk? od niego do Hanki. Tam by?o ?licznie napisane: "Panno Haniu! Szanowna Pani! Go??biem ?l? t? kart? pod n??ki panny i pytam, czemu pisanie od niej takie rzadkie..." Tak by?o. O, "go??biem..." - to ?adnie. Cho? na tej kartce nie by?o go??bia, tylko by?a r??owa ?winka i cztery prosi?ta, ale on zawsze tak z serca to napisa?. I on j? musi kocha?. Tylko ?e ona mu nie odpisuje, i to ?le z jej strony, bo on tam pisze...

ZBYSZKO
Prosz? ci? o jedno: nie wtr?caj ty si? w te sprawy! G?owa ci? boli. Id?, po??? si?!

MELA
Ja tylko tak z dobrego serca.

ZBYSZKO
Ja wiem.

MELA
wstaje, nie?mia?o
I... nie gniewasz si??

ZBYSZKO
Nie! Chod?, poca?uj mnie!

MELA
ca?uje go
To... ty mnie nie nienawidzisz?

ZBYSZKO
g?aszcze j?
Nie. Teraz nie.

MELA
Dzi?kuj? ci. Tak mi?o, kiedy kto? ?agodnie m?wi... Dzi?kuj? ci, Zbyszko.

Wychodzi cichutko do swego pokoju. Zbyszko wstaje, idzie do okna, sk?d pada ?wiat?o zapalonej latarni, opiera czo?o o szyby i tak zostaje. Wchodzi Hanka sp?akana, otulona chustk?, przyst?puje do Zbyszka i m?wi cicho.

SCENA ?SMA

Zbyszko, Hanka.

HANKA
Prosz? pana...

ZBYSZKO
I co? I co?

HANKA
Tak jest, jak ja m?wi?am.
Zanosi si? cicho od p?aczu.

ZBYSZKO
?adna historia! A to pech!

Zaczyna chodzi? po pokoju. Hanka pozostaje przy oknie w smudze ?wiat?a, tragiczna w fa?dach swej czarnej chustki.

HANKA
Co ja teraz zrobi?!

ZBYSZKO
Jed? do domu.

HANKA
Ale! ?eby mnie tatko sk?r? zdarli. Nie pojad?!

ZBYSZKO
Zreszt? nie becz. Jeszcze daleko, mo?e si? jeszcze co zmieni.

HANKA
Ale!... Takim jak ja - to Cygany los wykln?. Mnie zawsze najgorsze: si? trafi. Potrzebne mi to by?o! Bo?e! Bo?e! To chyba si? utopi?.

ZBYSZKO
Du?o by ci pomog?o!

HANKA
?mier? na wszystko pomo?e.

ZBYSZKO
G?upia jeste?!

HANKA
Ale!...
P?acze

ZBYSZKO
Cicho b?d?! Nie p?acz, bo mnie diabli wezm?...

HANKA
zakrywa si? chustk? i stara si? st?umi? ?kanie. D?uga chwila milczenia.
Prosz? pana, co ja teraz zrobi??

ZBYSZKO
patrzy na ni? przez chwil?, potem wychodzi do swego pokoju
A to pech! A to pech!

Hanka wybucha spazmatycznym p?aczem tul?c si? do ?ciany. Na palcach ze swego pokoju wysuwa si? Mela.

SCENA DZIEWI?TA

Mela, Hanka.

MELA
podchodzi do Hanki i staje przed ni? zafrasowana
Hanka! Ja s?ysza?am, ?e si? Zbyszko o co? na ciebie gniewa?. Prawda?

HANKA
Nie.

MELA
Ale s?ysza?am. I boj? si?, ?e to przeze mnie. Pewnie o tego narzeczonego, co go masz na wsi. Ale dlaczego Hanka si? z tym kry?a? Tylko teraz to ju? trzeba przesta? do niego pisa?. Co si? tak na mnie patrzysz. Ja wszystko wiem...

Hanka patrzy na ni? przera?ona.
No, wszystko, co si? ciebie i Zbyszka dotyczy, rozumiesz?

Hanka zakrywa twarz chustk?.
I nie trzeba si? ba?. Ja b?d? z wami. Ojca te? na wasz? stron? przekabac?. Wszystko si? zmieni - i gdy ju? ?lub si? odb?dzie...

HANKA
Ta co panienka m?wi! Kt?? by si? ze mn? teraz o?eni??

MELA
Jak to kto?

HANKA
Ano kt?? by cudze dziecko wzi???

MELA
zdziwiona
Cudze dziecko? O czym ty m?wisz, Hanka? A mo?e ty ju? wdowa, ?e masz dziecko? I tego Zbyszkowi nie m?wisz...

HANKA
po chwili
C?? panienka m?wi, ?e wszystko wie!

MELA
No... niby ty i Zbyszko. To b?dzie mezalians, ale trudno...

Hanka milczy, gryzie r?g chustki i patrzy w ziemi?.
Dlaczego nic nie m?wisz, Hanka? Dlaczego ci?gle p?aczesz? Przecie? ja do ciebie z najlepsz? intencj?. Nie p?acz, to si? jako? u?o?y.

HANKA
rycz?c
Nic si? nie u?o?y... pomsta na mnie, nieszcz??cie... Och, czemu si? ja rodzi?am!

MELA
Bo?e! Nie p?acz, Hanka...

HANKA
A?ebym nogi po?ama?a, nimem tu nasta?a!

MELA
Hanka, nie p?acz, bo mnie serce p?knie.
Pochyla si? nad ni?

HANKA
Niech mnie panienka pu?ci!

SCENA DZIESI?TA

Mela, Hanka, Juliasiewiczowa.

JULIASIEWICZOWA
Jest tu kto? W kuchni drzwi otwarte... (spostrzega Mel? i Hank?) C?? wy tu robicie po ciemku?

Hanka ucieka.

Co Mela ma za konszachty ze s?ug??

MELA
podniecona
To nie ?adne konszachty, tylko to ca?kiem co innego. Hanka jest bardzo nieszcz??liwa, a ja j? pocieszam.

JULIASIEWICZOWA
Najlepiej zapal lamp?.

Mela zapala lamp?.
I dlaczeg?? to Hanka taka nieszcz??liwa?

MELA
Och! To straszna historia!

JULIASIEWICZOWA
Niech mi j? Mela powie.

MELA
Nie mog?, ciociu... nie mog?, ale to jest okropne - to mo?e si? strasznie sko?czy?!

JULIASIEWICZOWA
Najlepiej mi powiedzie?, mo?e ja znajd? jak? rad?.

MELA
To prawda. Ciocia taka m?dra, to najlepiej potrafi z mamci? sobie poradzi?.

Siadaj? przy stole pod lamp?.

JULIASIEWICZOWA
A c?? tu mama b?dzie mie? do czynienia?

MELA
Jak to? Ona g??wnie! (po chwili) Ja cioci powiem wszystko jak na spowiedzi. Ale, ciociu, jak ciocia mnie zdradzi, ?e to ja... to... ju? nie wiem co. Ciociu, ciociu! Tu sta?o si? nieszcz??cie. Zbyszko zakocha? si? w Hance.

JULIASIEWICZOWA
parska ?miechem
Tylko tyle?

MELA
Ciociu, niech si? ciocia nie ?mieje! To B?g wie co z tego mo?e by?, bo mama nie pozwoli na to ma??e?stwo. Zobaczy ciocia!

JULIASIEWICZOWA
Najprz?d, sk?d to wiesz?

MELA
Ja... podpatrzy?am. Niechc?cy! Jak Bozi? kocham. Ja zaraz potem oczy zamkn??am.

JULIASIEWICZOWA
Lepiej by?o przedtem. C??e? widzia?a?

MELA
Ciociu, oni si? musz? pobra?! Oni si? ju? ca?uj?!

JULIASIEWICZOWA
?mieje si?
No, skoro si? ju? ca?uj?...

MELA
Tak, tak. Ja, odk?d to zobaczy?am, to sypia? nie mog? ju? zupe?nie. Co sobie przypomn?, to mn? co? tak dziwnie zatarga. I p?aka? mi si? chce, i smutno, i mi?o... Ale to ja - a mama to z pewno?ci? Zbyszka przeklnie.

JULIASIEWICZOWA
Nie b?j si?, ciel?tko. Mama Zbyszka za to nie przeklnie.

MELA
?eby to jeszcze tylko, ale jest jeszcze dziecko, du?o komplikacji. Jest jeszcze finanzwach tam na wsi - i potem to ju? nie wiem... jest jeszcze cudze dziecko.

JULIASIEWICZOWA
Cudze dziecko?

MELA
No, tak! Hanka m?wi?a.

JULIASIEWICZOWA
zainteresowana
No... no... jak m?wi?a?

MELA
Ja jej m?wi?, p?jdziesz za m??, niby za Zbyszka, ja ci?gle my?la?am. A ona nie p?acze, ale ryczy, i wo?a: "A kto mnie teraz z cudzym dzieckiem we?mie!"

JULIASIEWICZOWA
Tak powiedzia?a?

MELA
Ciociu, ja nigdy nie k?ami?. Tylko... ja tego wszystkiego, ani we?, pokombinowa? nie mog?. A ciocia co rozumie?

JULIASIEWICZOWA
Rozumiem! Rozumiem!

MELA
opieraj?c si? o st??
Niech mi ciocia wyt?umaczy, moja najdro?sza!

JULIASIEWICZOWA
Nie, panienko. Ja ci tego nie wyt?umacz?. Tylko niech Mela pami?ta: trzyma? j?zyczek za z?bami. Ani s?owa o tym do nikogo! Ani s?owa! I dalej nie podpatrywa?! Jakby si? co zn?w zobaczy?o, oczy zamkn??.

MELA
A ciocia si? tym zajmie?

JULIASIEWICZOWA
Mo?e...

MELA
Moja ciociu ?wi?ta, oni si? jeszcze wykradn? albo zabij?! Tak by?o w Kijowie... Cicho... Zbyszko!

SCENA JEDENASTA

Te? same, Zbyszko.

Zbyszko ubrany jak do wyj?cia.

JULIASIEWICZOWA
Jak si? masz? Wychodzisz?

ZBYSZKO
Tak.

JULIASIEWICZOWA
Zn?w si? puszczasz?

ZBYSZKO
Zn?w.

JULIASIEWICZOWA
Siedzia?e? przecie? cz??ciej ju? w domu.

ZBYSZKO
Widocznie mam ju? dosy?.

JULIASIEWICZOWA
Szkoda, lepiej wygl?dasz. Uty?e? troch?.

MELA
Zbyszko, zaraz wr?c? wszyscy, b?dzie herbata.

ZBYSZKO
Nie czekajcie na mnie.

MELA
Mama b?dzie zn?w z?a.

ZBYSZKO
Dajcie mi spok?j!

JULIASIEWICZOWA
M?g?by? by? grzeczniejszy!

ZBYSZKO
Po co?

JULIASIEWICZOWA
Cho?by ze mn?... Tak si? zachowujesz...

ZBYSZKO
Moja droga, raz chcesz, aby ci uchybia?, i a? prosisz si? o to, to zn?w, aby ci? szanowa?. Wybierz ju? raz: matrona czy kokota.

JULIASIEWICZOWA
w?ciek?a
Najlepiej zrobi?, je?li z takim brutalem m?wi? nie b?d?.

ZBYSZKO
Najlepiej. A przesta? si? malowa?, bo wygl?dasz jak kamienica odnowiona na przyjazd cesarza. B?d? zdrowa!

JULIASIEWICZOWA
Tak! Ej, ?eby? nie po?a?owa? twojej brutalno?ci!

ZBYSZKO
Ja nigdy niczego nie ?a?uj?.
Wychodzi.

MELA
On zn?w taki z?y jak dawniej. I z Hank? si? tak k??cili! Tak k??cili! O, mamcia idzie przez kuchni?.

SCENA DWUNASTA

Dulska, Hesia, Juliasiewiczowa, Mela, p??niej Dulski.

DULSKA
do Juliasiewiczowej
Jak si? masz! Ca?a jestem wzburzona.

JULIASIEWICZOWA
O c?? chodzi?

DULSKA
W tramwaju zn?w awantura. Jak Hesia siedzi, to przecie? wygl?da na dziecko, co nie ma metra wysoko?ci. M?wi? jej: Skurcz si?...

HESIA
E, prosz? mamy!

DULSKA
Ona na z?o?? si? wyci?ga i zaraz potem z konduktorem secesja, wszyscy si? patrz?...

JULIASIEWICZOWA
Ach, bo o ten cent czy dwa...

DULSKA
Kto nie szanuje grosza, ten niewart... Hanka, nakrywaj! My tu pijemy herbat? teraz, bo piec w jadalni coraz gorszy.

JULIASIEWICZOWA
Czemu go ciocia nie poprawi?

DULSKA
Albom ja g?upia? I tak na przysz?y rok nie b?d? tu mieszka?, tylko wynajm?. Wtedy mi lokator piec poprawi. Id? w?o?y? szlafrok. Hesia, przebra? si?! Mela, zajmij si? herbat?.
Wychodzi.

Hanka nakrywa.
Juliasiewiczowa obserwuje Hank?.

HESIA
Dzi? by?a marna lekcja - dobrze zrobi?a?, ?e ci? nie by?o. Same sztubaki...
Wybiega.

JULIASIEWICZOWA
Hanka! C??e? tak zmizernia?a?

HANKA
Z?by mnie bol?.

JULIASIEWICZOWA
Z?by?

Wchodzi Dulska.

DULSKA
w szlafroku
?ywo! Samowar, bu?ki... Wypijesz z nami herbat??

JULIASIEWICZOWA
Dobrze.

Wchodzi Mela, niesie ksi??k? i koszyk z robot?, p??niej Hesia z zeszytami i ksi??kami; siadaj? przy stole. Dulska i Juliasiewiczowa siadaj? tak?e przy frontowej stronie sto?u.

DULSKA
Szcz??liwa jestem, ?e ju? jestem w domu. Dla kobiety nie ma jak dom. Ja to zawsze powtarza? b?d?. Zawo?ajcie Zbyszka!

MELA
Zbyszko wyszed?.

DULSKA
Wyszed??

MELA
Ale pewnie zaraz wr?ci.

JULIASIEWICZOWA
A m?wi?a ciocia, ?e si? poprawi?.

DULSKA
Bo te? tak jest. Przekona? si?, ?e nie ma jak dom i rodzina. Musia?o mu co? wypa??.

JULIASIEWICZOWA
Wcale nie. M?wi?, ?e mu ju? zbrzyd? ten dom i ta rodzina.

DULSKA
M?wi??

JULIASIEWICZOWA
Tak. Przed chwil?. Zreszt? nie m?wi? tak wyra?nie. Co mu tam zbrzyd?o, nie wiem... Do??, ?e poszed?.

HESIA
B?dzie si? zn?w lumpowa?.

DULSKA
Patrz swego nosa! Z tym ch?opcem ju? nie ma rady. Ju? mu tak dogadzam, ?eby go tylko w domu przytrzyma?.

JULIASIEWICZOWA
znacz?co
E, prosz? cioci, mo?e w?a?nie to dogadzanie osi?ga przeciwny cel.

DULSKA
Nie rozumiem. Przecie? gdzie mo?e by? mu lepiej jak w rodzinnym kole?

JULIASIEWICZOWA
Hm!

DULSKA
do Meli
Co ty za miny do ciotki wyprawiasz?

JULIASIEWICZOWA
Do mnie? Zdaje si? cioci. A co do tego rodzinnego ko?a...

DULSKA
Co ty wiedzie? mo?esz o tym. Wiecznie tylko gdzie? latasz. I przyznam ci si? nawet, ?e zaczynaj? co? o tobie m?wi?.

JULIASIEWICZOWA
O ka?dym m?wi?.

DULSKA
O tobie m?wi? to, co sama chcesz, aby m?wili.

JULIASIEWICZOWA
Na przyk?ad?

DULSKA
?e jeste? kokietka.

JULIASIEWICZOWA
E!

DULSKA
Wywo?ujesz tak? opini?. Dlaczego o mnie tego nikt nie powie!

JULIASIEWICZOWA
podra?niona
Mog?aby ciocia przy dziewczynkach nauk mi nie dawa?.

DULSKA
To s? dzieci, wi?c nie rozumiej?. A potem, niech nawet s?ysz?, to b?dzie dla nich nauk? na przysz?o??, to ich nauczy, gdzie zaprowadzi? mo?e lekkomy?lno?? i ch?? przypodobania si?.

Wchodzi Dulski, wita si? z Juliasiewiczow? skinieniem r?ki, wyjmuje z kieszeni gazet? i siada ko?o sto?u. Zaczyna czyta?.

JULIASIEWICZOWA
coraz wi?cej podra?niona
Doprawdy, ?e ciocia dziwnie pojmuje go?cinno??...

DULSKA
Moja droga. Ja przede wszystkim pojmuj? moralno?? i t? mam na wzgl?dzie, czy tu w domu, czy...

JULIASIEWICZOWA
To znaczy, ?e moje ?ycie jest niemoralne?

DULSKA
Na zewn?trz! Ci?gle ci? widz? na ulicy.

JULIASIEWICZOWA
Nie mog? chodzi? po dachach.

DULSKA
Ufarbowa?a? w?osy na rudo. Gdzie widzia?a? uczciw? kobiet? z rudymi w?osami?

JULIASIEWICZOWA
No, tego ju? nadto!

DULSKA
Wczoraj na przyk?ad Kr??lowa m?wi?a...

JULIASIEWICZOWA
wstaj?c
E, ju? dosy? tego! Doprawdy, ciocia uwzi??a si?, aby mnie denerwowa?. Ja do cioci spraw nie zagl?dam. A mo?e tak?e niejedno da?oby si? powiedzie?.

DULSKA
Prosz?, prosz?! Moje sumienie jest czyste i nie boj? si? dnia bia?ego.

JULIASIEWICZOWA
No... ju? lepiej tu w bia?y dzie? nie zagl?da?! Dopatrzy? by si? tu mo?na niejednego. A zreszt? niech mnie ciocia nie wyzywa, bo doprawdy...

DULSKA
wyzywaj?co
Prosz?, prosz? powiedzie?, prosz? si? nie kr?powa?.

JULIASIEWICZOWA
Mam wzgl?d na dzieci.

DULSKA
Hesia, Mela, prosz? wyj??! Felicjan, i ty zabieraj si? tak?e...

Hesia, Mela wychodz?. Dulski bierze gazet?, idzie do sypialni.
Prosz? ci?, jeste?my same. M?w, co mi masz powiedzie?.

JULIASIEWICZOWA
Doprawdy, ?e ciocia zas?uguje na to, a?eby si? dowiedzia?a. I to cioci powiem, ?e je?eli ciocia do mego domu zagl?da, to przede wszystkim ciocia powinna sw?j z brud?w oczy?ci?.

DULSKA
U mnie nic brudnego si? nie dzieje. A przynajmniej po ulicach m?j dom nie jest g?o?ny.

JULIASIEWICZOWA
B?dzie, b?dzie... jak si? porz?dnie rozkrzyczy w swoim czasie.

DULSKA
C?? to za iluzje?

JULIASIEWICZOWA
Wyt?umacz?, jak mnie ciocia na chrzciny poprosi.

DULSKA
Moja pani, niesmaczne ?arty! Ja i Felicjan dawno ju? g?upstwa wybili?my sobie z g?owy.

JULIASIEWICZOWA
Ja te? nie m?wi?, ?e ciocia b?dzie matk?, ale babk?!

DULSKA
Co? Jak?

JULIASIEWICZOWA
Zbyszko si? o to postara?.

DULSKA
Zbyszko? Zbyszko?

JULIASIEWICZOWA
I... Hanka!

DULSKA
Jezus, Maria! Co, jak? K?amiesz! K?amiesz! Chcesz mnie chyba zabi?! Strach! Nie do??, ?e mnie delo?owali str??a jeszcze takie co? wymy?laj?.

JULIASIEWICZOWA
Ja k?ami?? Najlepiej niech ciocia sama si? Hanki zapyta.

DULSKA
Skandal! Hanka! Hanka! chod? tu w tej chwili!

JULIASIEWICZOWA
Ja wol? tego nie s?ysze?. Id? do dziewcz?t. A jak ciocia si? przekona, ?e nie sk?ama?am, to mnie ciocia przeprosi.

DULSKA
Jutro rano! .Hanka! Hanka!

Juliasiewiczowa wychodzi szybko. Wpada Hanka z bielizn? da magla.

SCENA TRZYNASTA

Dulska, Hanka

HANKA
Wielmo?na pani wo?a?a? Ja do magla...

DULSKA
Hanka! Odpowiadaj, ale tak jak przed ksi?dzem, czy to prawda, ?e ty... ?e ty jeste?... ?e...
Hanka cofa si? pod ?cian? i stoi nieruchoma, z oczyma szeroko otwartymi. Dulska naprzeciw niej, gro?nie w ni? wpatrzona.
Odpowiadaj!

HANKA
z wysi?kiem
Tak, prosz? wielmo?nej pani.

DULSKA
Mo?e k?amiesz? Mo?e chcesz naci?gn???

HANKA
Nie k?ami?!

DULSKA
Jak Boga chcesz mie? przy skonaniu?

HANKA
Jak Boga chc? mie? przy skonaniu!

D?uga chwila milczenia. Hanka stoi nieruchoma, oparta plecami o ?cian?. Po jej twarzy p?yn? du?e, ci??kie ?zy.

DULSKA
po chwili
Oddam ci ksi??eczk?, zap?ac? do pierwszego i wyno? si?.

HANKA
Ja wol? p?j?? zaraz.

DULSKA
opami?tywuje si?.
Tak b?dzie lepiej. Pakuj si?. Po??? bielizn?. Ja takich dziewczyn, co o swoj? dobr? s?aw? nie dbaj?, nie mog? u siebie trzyma?. Wyniesiesz si? zaraz... Id? po ksi??eczk?.
Wychodzi do sypialni.

Hanka stoi nieruchoma chwil?, wreszcie ociera twarz i kieruje si? do kuchni. Juliasiewiczowa wychodzi z pokoju dziewcz?t.

SCENA CZTERNASTA

Juliasiewiczowa, Hanka, p??niej Mela, Zbyszko.

JULIASIEWICZOWA
Hanka!

HANKA
Co?

JULIASIEWICZOWA
Co si? sta?o?

HANKA
z wybuchem p?aczu
Wielmo?na pani wyrzuca mnie.

JULIASIEWICZOWA
Zobacz si? z panem Zbyszkiem.

HANKA
Ale... co mi tam! Niech ich za moj? krzywd?!
Wypada do kuchni.

MELA
Ciociu! Ciociu, i co, i co? Ja si? tak boj?!

JULIASIEWICZOWA
Id? do siebie! Nie pokazuj si?.

MELA
Bo?e m?j! Ciociu, niech ich ciocia nie opuszcza.

Juliasiewiczowa wpycha j? do pokoju dziewcz?t. Wchodzi Zbyszko.

ZBYSZKO
do Juliasiewiczowej
Ty tutaj? To dziwne... Tam tw?j oficer spaceruje przed bram? i czeka.

JULIASIEWICZOWA
A tobie co do tego? Patrz lepiej, ?eby? ty nie mia? to, na co? zas?u?y?.

ZBYSZKO
C?? to za ton?

JULIASIEWICZOWA
To ty zmie? tw?j ton. B?dziesz ty inaczej za chwil? ?piewa?! Wyda?y si? twoje sprawki z Hank?.

ZBYSZKO
A... psiakrew!

JULIASIEWICZOWA
Aha, klnij! Du?o ci pomo?e! Matka Hank? teraz wyp?dza. Ciekawa jestem, co tw?j honor uwodziciela ka?e ci teraz zrobi? dla twej... ofiary!
?mieje si? ironicznie

ZBYSZKO
chwyta za kapelusz
?mija!

JULIASIEWICZOWA
By?am pewna. Kapelusz w r?k? i fiut! Najlepszy punkt wyj?cia.

ZBYSZKO
Milcz! Nie doprowadzaj mnie do pasji.

SCENA PI?TNASTA

Dulska, Juliasiewiczowa, Zbyszko.

DULSKA
w r?ku ksi??eczka
Hanka! A, ty tu? Nie wychod?!... Mam z tob? porachunek.

ZBYSZKO
Tak, tak. Wiem ju?, o co chodzi. I... pokaza?aby mama wiele taktu, gdyby o tym nie m?wi?a.

DULSKA
Taktu! Taktu! Ty ?miesz m?wi? o takcie? Ty, kt?ry taki skandal wywo?a?e? pod rodzicielskim dachem! Jak si? to rozniesie po ulicy, to chyba dom sprzeda? i wynie?? si? do Brzuchowic czy na Zamarstyn?w.

ZBYSZKO
To moja rzecz.

DULSKA
Bezwstydnik! Do tego doprowadzi?, ?eby mi potem byle kto oczy tym wykala?.

JULIASIEWICZOWA
O, przepraszam! Tym "byle kto" to mam by? ja? Tego ju? zanadto. I ciocia tak m?wi? A czy wie ciocia, ?e ja potrzebuj? tylko dwa s?owa powiedzie?, aby ta ?liczna historia inaczej wygl?da?a?

DULSKA
Co powiesz, to b?dzie k?amstwo. Takiej jak ty nikt nie uwierzy.

JULIASIEWICZOWA
Jaka ja jestem, to jestem, ale nigdy nie dopu?ci?abym si? tego, czego si? tu dopuszczono. (do Zbyszka) Wiedz o tym, ?e ciocia o Hance od pocz?tku wiedzia?a.

DULSKA
Nieprawda!

JULIASIEWICZOWA
Aha! Nieprawda! Przez palce si? patrzy?o, przez palce. Dopiero teraz, jak grozi g?o?ny skandal, to na Zbyszka, na Hank?...

ZBYSZKO
A to ?adna historia! I w jakim celu?

JULIASIEWICZOWA
?eby? w domu siedzia?...

ZBYSZKO
A... rozumiem!

DULSKA
Ona k?amie!

ZBYSZKO
Ona prawd? m?wi. To bardzo na mamin? moralno?? patrzy.

DULSKA
bije pi??ci? w st??
K?amie!

JULIASIEWICZOWA
tak samo
Nie k?ami?!

ZBYSZKO
tak samo
Prawd? m?wi! Ja to czuj?, ja to wiem! To jest to, co tu pe?za tak brudno, tak ohydnie - co to za ?cian? byle nie wysz?o. Ale kto wiatr sieje, ten burz? zbiera! Hanka!
Biegnie do kuchni.

Mela i Hesia ukazuj? si? na progu.

DULSKA
Zbyszek!

ZBYSZKO
A chce mama wiedzie?, co zrobi?? Chce mama wiedzie?? Ja si? z Hank? o?eni?!

DULSKA
Jezus, Maria! Szlag mnie trafi!

MELA
Mamo, przebacz im! B?ogos?aw!

DULSKA
Odczep si?!

Zbyszko wci?ga Hank?.
Hanka, rzu? te ?achy! Zostaniesz tutaj na zawsze.

HANKA
Kiedy mi pani wypowiedzia?a.

ZBYSZKO
Zostaniesz! Ja si? z tob? o?eni?.

HANKA
Rany boskie!

DULSKA
Ja nie pozwol?.

ZBYSZKO
To si? na nic nie zda.

JULIASIEWICZOWA
Zbyszko, upami?taj si?!

DULSKA
do Dulskiego, kt?ry wszed? i patrzy zdumiony
Felicjan, widzisz, jak? tw?j syn daje nam synow??..

Dulski zainteresowany podchodzi.
No, rusz?e si?, ty ojciec... Przeklnij go czy co, mo?e si? upami?ta.

ZBYSZKO
To na nic. Tak b?dzie! Niech raz taka szpetota unurza si? we w?asnym b?ocie.

DULSKA
Rany boskie! Jak mi si? kto spyta, jak moja synowa z domu...

ZBYSZKO
To powie mama, ?e nie z domu, ale z cha?upy. To b?dzie najgorsza kara. Hanka, padnij do n?g i pro? o b?ogos?awie?stwo...

HANKA
Prosz? wielmo?nej pani, ja przecie?...

DULSKA
Id? precz! Felicjan, odezwij si?!

DULSKI
A niech was wszyscy diabli!!!
Odchodzi do sypialni.

DULSKA
pada na kanap?
Nie wytrzymam, daj? s?owo, nie wytrzymam...

ZBYSZKO
Siadaj, Hanka, siadaj rz?dem obok mamy! Teraz tu twoje miejsce.
Sadza gwa?tem Hank? na kanap?.

JULIASIEWICZOWA
Zbyszko!

Dzwonek, Hanka si? zrywa i chce biegn?? otworzy?.

ZBYSZKO
Sied?! Nie ruszaj si?!

HANKA
Ja chc? otworzy?...

HESIA
Kto? idzie.

ZBYSZKO
sadza gwa?tem Hank? i staj?c na progu przedpokoju m?wi
Niech kucharka idzie otworzy? i powie, ?e obie panie Dulskie przyjmuj?!

Zas?ona spada

AKT TRZECI
Scena przedstawia ten sam pok?j. Ranek, story podniesione, szare ?wiat?o dnia zimowego, pod nie rozpalonym piecem drzemie na sto?eczku niskim Hanka, owini?ta w chustk? czarn?. Za podniesieniem zas?ony s?ycha? wicher ?opocz?cy o szyby. Chwila milczenia. S?ycha? tylko, jak Hanka oddycha ci??ko i od czasu do czasu j?czy: "Jezus!" Drzwi otwieraj? si?, wchodzi cichutko Mela w barchanowej sp?dniczce bia?ej, koszulce i narzuconym na plecy barchanowym kaftaniku. W?osy ma rozpuszczone. W r?kach bu?ka i garnuszek z kaw?. Chwil? waha si?. Biegnie do drzwi sypialni ma??e?skiej, s?ucha, wreszcie wraca, pochyla si? nad Hank? i delikatnie, ostro?nie budzi j?.

SCENA PIERWSZA

Mela, Hanka, p??niej Hesia.

MELA
Andziu, Andziu! Zbud? si?!

HANKA
Ha? co?...

MELA
Zbud? si?, moja biedna Andziu!

HANKA
A!... to wielmo?na panienka... ja zaraz... po mleko...
Trze oczy.

MELA
Nie, nie. Ty ju? teraz nie p?jdziesz po mleko. Ju? kucharka przynios?a. Ja si? ?niadaniem zaj??am.

HANKA
A wielmo?na pani?

MELA
Mama s?aba, le?y... Masz troch? kawy. Napij si?! I bu?k? zjedz.

HANKA
przypomina sobie
A... tak, tak... Zapomnia?am, teraz ju? wiem (zaczyna p?aka?). O Jezu! Jezusiczku!

MELA
Czego p?aczesz? Teraz wszystko na najlepszej drodze. Najgorsze przesz?o. Ju? mamcia wie o wszystkim. Nie chce pozwoli?, ale musi. Tylko teraz ty i Zbyszko musicie by? sta?ymi i przem?c wszystko swoj? mi?o?ci?. Mama sama b?dzie wzruszona...

HANKA
Ja p?jd? w piecach pali?...

MELA
Nie, nie! Daj spok?j. Lepiej, ?eby? ju? si? do niczego nie miesza?a. Bo jak zaczniesz zn?w by? s?u??c?, to b?dzie jeszcze gorzej. Sied? tu spokojnie i czekaj, co b?dzie.

HANKA
A bielizna nie zmaglowana...

MELA
Nie turbuj si?. Teraz si? przyjmie pokojow? i ona ju? za ciebie to wszystko zrobi. Ty teraz jeste? narzeczona Zbyszka, to przecie? nie mo?esz chodzi? do magla ani w piecach pali?. Pij kaw?... moja z?ota...

HANKA
Dzi?kuj? panience, nie mog?. Mnie tak od tego wczorajszego, ?e a? no... ha... (obciera nos) O Jezu!

MELA
przykuca przed ni?
Moja Andziu, ja wiem, ?e to przykre przej?cie, ale to trudno. Zobaczysz, ?e jeszcze b?dziesz bardzo szcz??liwa ze Zbyszkiem. Ubierzesz si? inaczej, natr? ci r?ce gliceryn?, naucz? ci? ?adnie pisa?, nie b?dziesz nic robi?.

HANKA
E! Gni? bez roboty...

MELA
Ha, b?dziesz mie? inne zaj?cie. Potem ja b?d? zawsze z tob? i przy tobie. Ja za m?? nie p?jd?, bo ja nie mam zdrowia, a mamcia m?wi, ?e do zam??p?j?cia to trzeba mie? ko?skie zdrowie. I w?a?nie chcia?am ci powiedzie?, ?e... co do tego jakiego? dziecka, co? ty m?wi?a, a co ja nie rozumiem, to je?eli ty ju? by?a? zam??na i boisz si?, ?e niby podobno m??czy?ni niech?tnie si? ?eni? z wdowami, co maj? dzieci... to nie b?j si?. Ja si? tym dzieckiem zajm?, wychowam. A co by mi mamcia da?a na wypraw? czy na posag, to dla dziecka oddam. Ja sobie tak umy?li?am dzi? w nocy. Ja chcia?am i?? do klasztoru, bo tam cicho i tak mi?o musi by? za murami, jak dzwonek rano dzwoni w maju. Ale przecie? i na ?wiecie mo?na mie? cisz?. I wol? si? dla ciebie po?wi?ci?. No... jedz bu?k?... jedz... A ty za to musisz by? dla mnie bardzo dobra i m?wi? do mnie: "Moja z?ota, dobra, kochana Melu...", no... powt?rz...

HANKA
Co te? panienka... co te? panienka...

MELA
M?w mi Melu, a ja tobie Andziu.

HANKA
Kiedy ja Hanka.

MELA
Nie, jak Zbyszkowa ?ona, to Andzia.

HESIA
wpada w jednej po?czoszce, skacze na jednej nodze
Pycha... dziewi?ta blisko, w domu cisza... pensja si? w?ciek?a na dzi?... pycha!

MELA
Cicho! Mamcia chora.

HESIA
Dzi? ca?y dom chory. Nikt nie idzie do roboty, tylko tatko, naturalnie. (do Hanki) C?? ty? Belle soeur! a!... hi... hi... Serwus, czupirad?o!

MELA
Hesiu, jak?e tak mo?na.

HESIA
C?? ty to na serio bierzesz? Przecie? to ca?a komedia. Gzy, nic wi?cej. Hu!... zimno tu. W piecu nie pal?. Co to s? zaburzenia familijne! (nagle siada przy Hance) Powiedz, czy ty pierwsza zaczepia?a? Zbyszka, czy on ciebie?

HANKA
?e te? si? panienka Boga nie boi...

HESIA
O! ju? si? nauczy?a? Boga wzywa? nadaremno. Jeszcze do naszej familii nie nale?ysz. Hi! hi! Czy ty sobie wyobra?asz, ciu?mo jedna, ?e si? Zbyszko z tob? naprawd? o?eni?

Hanka p?acze.

MELA
Hesia, nie r?b jej przykro?ci.

HESIA
Ale nie, nie. Przyobiecuj? by? nawet dru?k? i powie?? do o?tarza urocz? oblubienic?. Patrz, Mela, jak mi nogi uros?y od wczoraj.

MELA
Zazi?bisz si?.

SCENA DRUGA

Te? same, Dulska.

DULSKA
blada, w szlafroku, g?owa zwi?zana
Co si? tu dzieje? Wy tutaj? Nie na pensji?

HESIA
Nie ma nas kto odprowadzi?.

HANKA
Ja p?jd?.

DULSKA
Ty? odprowadza? panienki? no! no!... Id?cie si? ubiera?.

HESIA
Ale z pensji nici, mamciu.

DULSKA
Naturalnie. Wszystko tak i to przez... (Mela ca?uje matk? w r?k?) Czego chcesz?

MELA
Mamciu z?ota, daruj im! nie gniewaj si?! Ju? ona ci ca?e ?ycie...

DULSKA
Prosz? si? do tego nie miesza?.
Mela odchodzi do swego pokoju ze spuszczon? g?ow?. (do Hanki)
Ty id? do pokoiku, gdzie si? sk?ada brudn? bielizn?. Tam sied?, nie ruszaj si?, a? ci? zawo?am. Z kuchark? ani s?owa, ani z nikim. Rozumiesz? Twoja matka chrzestna, ta Tadrachowa, co pra?a dwa razy, zawsze mieszka na ?w. J?zefa?

HANKA
Tak, prosz? wielmo?nej pani.

DULSKA
Dobrze, a teraz id?!
Hanka odchodzi do sypialni ma??e?skiej.
(do Hesi)
Pos?a?a? list do ciotki?

HESIA
Pos?a?am. I powiedzia?am, ?eby str?? prosi?, ?e mamcia prosi, ?eby ciocia zaraz przysz?a. (Dulska siada, zgn?biona.) Prosz? mamci, mo?e prochy po?ciera?? (Dulska robi gest, ?e jej wszystko jedno. Chwila milczenia.) Prosz? mamci, czy Zbyszko naprawd? si? z tym czym? o?eni?

DULSKA
Daj ty mi spok?j.

HESIA
Ja te? my?la?am, ?e to niemo?liwe. Cho?by ze wzgl?du na nas. Czy kto porz?dny p??niej stara?by si? o mnie albo o Mel??

DULSKA
Daj ty mi spok?j!

HESIA
Zreszt? Mela to mniejsza, bo ona i tak idzie na star? pann?, ale ja...

DULSKA
A ja ci m?wi?, daj ty mi spok?j, bo si? na tobie skrupi.

HESIA
Tylko prosz? mamy... ja nie rozumiem, jak mamcia tego nie widzia?a. Ja to ju? od dawna wypenetrowa?am! Ja...

SCENA TRZECIA

Dulska, Hesia, Zbyszko

ZBYSZKO
ubrany jak do wyj?cia, kr?ci si? chwil? po pokoju
Gdzie Hanka?
Milczenie.
Pytam si?: gdzie Hanka?

HESIA
Oblubienica z Lammermooru rondle myje.

ZBYSZKO
Prosz? wi?cej jej nie u?ywa? do kuchennych pos?ug. Gdzie Hanka dzi? spa?a? (milczenie) Pytam si?, gdzie Hanka dzi? spa?a?

HESIA
Na sto?eczku pod piecem, r?ce w ma?drzyk, a buzia w ciup.

ZBYSZKO
Trzeba inaczej si? ni? zaj??. (milczenie) Bo... je?eli... no... zreszt?, ja wychodz?, za chwil? wr?c?. Musz? jaki? porz?dek zrobi?.

HESIA
?mieje si?
Postaw ?o?e pod baldachimem w salonie...

ZBYSZKO
Milcz!

HESIA
Nie chce mi si?! Nie chce mi si?... Cake-walk! Cake-walk! (robi kilka pas) Hanu?, s?odka narzeczona... dziewcz? z buzi? jak malina...

ZBYSZKO
Id?, ty...
Wychodzi szybko.

HESIA
Strach! jeszcze czego? podobnego, jak d?ugo ?yj?, nie widzia?am. (nads?uchuje) Str?? jest w kuchni. Dowiem si?. Tylko, wie mamcia, ja w?tpi?, czy ciocia przyjdzie, bo strasznie by?a wczoraj naindyczona.

DULSKA
Id? no, id?...
Wychodzi Hesia, Dulska zawi?zuje mocniej g?ow?, s?yszy trzepanie dywan?w, nads?uchuje, porywa si?, biegnie do okna, otwiera i krzyczy ca?kiem innym g?osem:
Nie wolno!... Na dziedzi?cu si? trzepie... nie wolno!...(wraca)

HESIA
Ciocia powiedzia?a, ?e przyjdzie zaraz.

DULSKA
Teraz id?, ubierz si?.

HESIA
A potem, ?eby troch? na spacer, co?

DULSKA
Co ci w g?owie? tu taki szkanda? za pasem, a ona na spacer!

HESIA
No dobrze... dobrze... ju? id?!
Wybiega do siebie.

SCENA CZWARTA

Dulska, Juliasiewiczowa.

JULIASIEWICZOWA
w p?aszczu na matince; z godno?ci?
Ciocia mnie wezwa?a?

DULSKA
Tak.

JULIASIEWICZOWA
W?a?ciwie nie powinnam przyj?? po tak dotkliwej obrazie, ale w nieszcz??ciu powinno darowa? si? winy. C?? zatem ciocia sobie ?yczy?

DULSKA
z nag?ym wybuchem
Zlituj si?! Ratuj!... Wybaw mnie z tego po?o?enia. Przecie? taki o?enek dla Zbyszka to ostatnia zguba. Jak ja ludziom w oczy spojrz?!

JULIASIEWICZOWA
Moja ciociu... sama ciocia piwa nawarzy?a. Ja radzi?am: odprawi? Hank?.

DULSKA
Ale kiedy ci wyt?umaczy?am, dlaczego j? trzymam, sama si? zgodzi?a?, ?e tak lepiej. Ja to przecie? zrobi?am dla jego dobra. Patrze? ju? nie mog?am, jak mi si? wisusowa?. To si? nieraz robi. Ja nie pierwsza i nie ostatnia.

JULIASIEWICZOWA
Tak, zapewne...

DULSKA
Rad?! Ratuj! Ty masz doskona?y z?odziejski spryt, ty co? wymy?lisz. Przede wszystkim - we? t?, t? Hank? do siebie. Wyrzuci? jej nie mog?, bo obniesie nas po mie?cie. U ciebie b?dziesz j? pilnowa?, ?eby z nikim nie pyskowa?a.

JULIASIEWICZOWA
A ju? co to, to nie... Dzi?ki za taki mebel! Nigdy nie wiadomo z takimi, co w trawie piszczy. Ale trzeba rzeczywi?cie co? zrobi?, bo i dla nas samych to bardzo nieprzyjemne. M?j m?? a? je?? kolacji nie m?g?, jak si? o tym dowiedzia?. Czy ona ma jak? rodzin??

DULSKA
Ma tu tylko matk? chrzestn? - praczk?.

JULIASIEWICZOWA
Trzeba j? tu sprowadzi?.

DULSKA
Pos?a?am po ni? kuchark?.

JULIASIEWICZOWA
Mo?e si? wyda co? o tej Hance... Mo?e ona ju? dobrze tam na wsi si? bawi?a. Je?eli si? Zbyszko dowie... Cho?, wed?ug mego przekonania, Zbyszko jedynie tylko na z?o?? cioci to wszystko zrobi?.

DULSKA
z wybuchem
Na z?o?? mnie, matce?! I miej tu dzieci! Takem go chowa?a! Wozi?am si? z nim do Rabki... Jak by?a ta matura, to niby... no... pokierowa?am go do prokuratorii skarbu... a tu... a tu...
P?acze.

JULIASIEWICZOWA
Prosz? cioci si? uspokoi?. To nic nie pomo?e. Tu trzeba radzi? energicznie. Co ona m?wi?

DULSKA
A c?? ona mo?e m?wi?? Nic.

JULIASIEWICZOWA
To jeszcze ca?e szcz??cie, ?e ona, zdaje si?, g?upia, bo jakby tak wzi??a na kie?... Niech jej ciocia da w?dki i chleba z mas?em.

DULSKA
Co?

JULIASIEWICZOWA
Ju? ja wiem, co m?wi?! Miodem si? muchy bierze, nie octem.

SCENA PI?TA

Dulska, Juliasiewiczowa, Tadrachowa.

TADRACHOWA
Niech b?dzie pochwalony Jezus Chrystus!

DULSKA
A, to wy! (do Juliasiewiczowej) Ta praczka.

TADRACHOWA
R?czki ca?uj? wielmo?nej pani gospodyni. A c?? to, b?dzie zn?w du?e pranie?

JULIASIEWICZOWA
Niech mnie ciocia pozwoli! (do Tadrachowej) Nie, moja dobra kobieto. My tu was zawezwali ca?kiem o co innego.

TADRACHOWA
R?czki ca?uj?...

JULIASIEWICZOWA
Tu chodzi o Hank?.

TADRACHOWA
A...

JULIASIEWICZOWA
Widzicie, tak si? sta?o. Hance trafia si? doskona?y m??.

DULSKA
C?? ty...

JULIASIEWICZOWA
Zaraz, ciociu... doskona?y m??. Ot??, poniewa? to jest poczciwy rzemie?lnik, wychowanek cioci, wi?c my chcemy naprz?d wiedzie?, jaka te? to uczciwo?? Hanczyna. Bo w takiej ma?ej mie?cinie to rozmaicie, jak to pani Tadrachowa wie...

TADRACHOWA
No, no... tak, wielmo?na pani... niby... to swoja rzecz.

JULIASIEWICZOWA
W?a?nie... wi?c co do Hanki. Jak si? ona tam sprawia?a w domu. Tylko niech Tadrachowa powie pod przysi?g?, jak na spowiedzi, bo to wa?na sprawa.

TADRACHOWA
Niby... co do Hanki? A, wielmo?na pani, to dziewczyna by?a jak szklanka. Nawet rysy nie by?o.

JULIASIEWICZOWA
Mogliby?cie na to przysi?c?

TADRACHOWA
Przed Przenaj?wi?tszym Sakramentem. Za ni? - jak za siebie!

JULIASIEWICZOWA
No, a ten finanzwach?

TADRACHOWA
To insza inszo??. On si? z ni? zar?czy?. Ale co do tamtego, to o!... tylko ?e nie by?o pieni?dzy, niby na gospodarstwo, wi?c bez to si? to ?limaczy. Ale to ca?kiem uczciwie i honorowo, to sam ksi?dz proboszcz mo?e po?wiadczy?.

JULIASIEWICZOWA
No, a tu, w mie?cie?

TADRACHOWA
A to ju?... chyba wielmo?na pani gospodyni wie, bo przecie dziewczyna niby tu... jakby pod opiek?.

Chwila milczenia.

JULIASIEWICZOWA
Mo?e si? pani Tadrachowa w?dki napije?

TADRACHOWA
R?czki ca?uj? wielmo?nej pani, ja przysi?g?am od w?dki.
?mieje si?.

JULIASIEWICZOWA
?miej?c si?
Ale od likierku?

TADRACHOWA
No, chyba...

JULIASIEWICZOWA
Do Dulskiej
Daj, Anielko, co? s?odkiego.

Dulska wychodzi.
Pani Tadrachowa my?li, ?e Hanka mo?e z czystym sumieniem i?? za niego, co si? jej trafia?

TADRACHOWA
Prosz? wielmo?nej pani, jak si? jemu podoba, to chyba nie b?dzie taki skrupulant. To u pa?stwa takie wymys?y. A potem... czy ja wiem?

Dulska wraca z kieliszkiem likieru i stawia przed Tadrachow?.

JULIASIEWICZOWA
Pijcie!

TADRACHOWA
R?czki ca?uj?, r?czki ca?uj?! (pije) Hi, hi, hi!...

JULIASIEWICZOWA
Dobre?

TADRACHOWA
A? mgli, takie dobre.

JULIASIEWICZOWA
Wi?c...

SCENA SZ?STA

Te? same, Zbyszko.

TADRACHOWA
R?czki ca?uj? wielmo?nemu m?odemu panu gospodarzowi, r?czki ca?uj?...

ZBYSZKO
Czekajcie no... To wy?cie mi kiedy? nosili ubranie do krawca?

TADRACHOWA
Ja, wielmo?ny panie, po ostatnim praniu.

ZBYSZKO
Wy jeste?cie krewna Hanki?

TADRACHOWA
Matka chrzestna.

ZBYSZKO
A to si? doskonale sk?ada! Musz? was zawiadomi?, ?e ja si? z Hank? ?eni?.

TADRACHOWA
Wielmo?ny pan ze mnie g?upi? robi.

ZBYSZKO
?eni? si?! (patrzy na Dulsk?) ?eni? si?, i to bardzo pr?dko. Chodzi?em si? dowiedzie?, jakie formalno?ci. Gdzie Hanka chrzczona? Trzeba pr?dko jej metryk?. Rozumiecie? Zreszt? przyjd?cie jutro, to si? wszystko u?o?y.
Wychodzi do siebie.

TADRACHOWA
W imi? Ojca i Syna... Chyba wielmo?ny m?ody gospodarz jest pomylony albo bardzo na honorze delikatny.

JULIASIEWICZOWA
Jak wy to rozumiecie?

TADRACHOWA
Ano... prosz? wielmo?nych pa?, ta ja ?lepa nie jestem. Ja przecie wiedzia?am, co i jak jest. Do?? by?o popatrze?, jak to Hanka przymizernia?a. A beczy po k?tach, a do mnie wpada?a... Ja jej zawsze m?wi?am: "Nie becz, pan jest godny, z rodzic?w ?wi?tych, pan ci? zabezpieczy." Ale ?eby si? a? ?eni?...

DULSKA
A c?? wy my?licie, ?e ja pozwol? na to ma??e?stwo?

TADRACHOWA
A, bro? mnie Bo?e! Bez b?ogos?awie?stwa mamusi my ta do o?tarza nie p?jdziemy. Ale chyba wielmo?na pani gospodyni nie b?dzie d?ba stawa?, ?eby si? uczciwa rzecz nie sta?a... Skoro m?ody pan tak chce, to ju? od Boga natchniony, aby sierocie krzywdy nie robi?. Ca?e jej wiano by?a ta uczciwo??, a dzi? nikt jej nie we?mie, bo bogactwem swego poha?bienia nie przykryje, a jeno jeszcze pieni?dzami ludziom oczy mydli? mo?na...

JULIASIEWICZOWA
Tak, macie racj?... pieni?dzmi... Mo?e jeszcze kieliszeczek? Anielciu!

DULSKA
Nie mam wi?cej.

JULIASIEWICZOWA
odprowadza Dulsk?
Ciociu, mo?e ofiarowa? pewn? sum?...

DULSKA
Jezus, Maria! Tylko si? za kiesze? trzymaj!

JULIASIEWICZOWA
Trudno!

DULSKA
Pom?w ty jeszcze ze Zbyszkiem, moja droga, mo?e on ciebie us?ucha. B?j si? Boga, p?aci?... Jak on powie, ?e nie chce, to wszystko si? u?o?y. Pom?w z nim!

JULIASIEWICZOWA
Dobrze. Ale wie ciocia, ?e to b?dzie twardo. (do Tadrachowej) Wi?c powiadacie, ?e pieni?dze...

TADRACHOWA
To grunt, wielmo?na pani. Taki ju? teraz ?wiat. Jeden Judasz drugiego za pieni?dze sprzeda. Oj, czasy, czasy nasta?y! Ani paszy dla byd?a, ani uczciwo?ci ludzkiej.

JULIASIEWICZOW?
Macie racj?. My tu jeszcze z pani? gospodyni? chcemy si? naradzi?.

TADRACHOWA
Co do Hanki? Jaka? tu rada? M?odzi chc? jedno drugie. Wielmo?na pani nie b?dzie twarda. Przecie dzieje si? to i po hrabskich domach, ?e si? z ni?szymi ?eni?, a Hanka zn?w jest i ?lubna, i znowu nie takie tam co, bo te? z familii zasiedzia?ej, cho? stanu murarskiego.

DULSKA
Id?cie no tylko do jadalni i czekajcie, a? was zawo?amy.

TADRACHOWA
Ca?uj? r?czki pani gospodyni. Id? ju?, Panu Jezusowi oddaj?. Ca?uj? r?czki. A niech mamusia nie b?dzie twarda...
Wychodzi.

SCENA SI?DMA

Dulska, Juliasiewiczowa, Mela.

DULSKA
S?ysza?a?? "Mamusia!" Jak to sobie pr?dko taka pani pozwala... Dusi mnie formalnie. No, no!...

JULIASIEWICZOWA
B?d? m?wi? ze Zbyszkiem. Niech?e ciocia idzie do swego pokoju, prosz? cioci.

DULSKA
Zlituj si?! R?b wszystko, co mo?na... powiedz, ?e ja i Felicjan tego nie prze?yjemy, ?e si? go wydziedziczy, ?e z?amanego centa nie dostanie nigdy, ?e...

JULIASIEWICZOWA
Dobrze, dobrze, ju? wiem. Tylko niech ciocia mnie zostawi sam?.

DULSKA
Id?, id?... Moja? ty, zr?b wszystko... ja ju? z si? opadam!
Wychodzi.

MELA
we drzwiach
Pst, pst!... Ciociu!

JULIASIEWICZOWA
A czego chcesz?

MELA
C?? mama? Pozwala?

JULIASIEWICZOWA
Prosz? Meli i?? do siebie i nie pokazywa? si? tutaj.

MELA
Ach, Bo?e! Bo?e! Co to b?dzie?
Znika

SCENA ?SMA

Juliasiewiczowa, Zbyszko.

JULIASIEWICZOWA
chwil? si? waha, potem podchodzi do drzwi Zbyszka
Zbyszko! Prosz? ci? tu na chwil?.

ZBYSZKO
O co chodzi?

JULIASIEWICZOWA
No, wejd??e tu! Trudno, a?ebym ja do ciebie wchodzi?a. Jestem na to i za stara, i... za m?oda.

ZBYSZKO
we drzwiach
W?a?ciwie czego chcesz?

JULIASIEWICZOWA
Przede wszystkim nie patrz na mnie jak na wroga, bo ja twoim wrogiem nie jestem, mimo twego obchodzenia si? ze mn?. Mnie si? zdaje, ?e ty nawet b?dziesz rad pom?wi? z kim?, kto ma zdrowy rozs?dek i z boku patrzy na twoje post?powanie. Chod? no tu... Nie ciskaj si?! Przecie? o wszystkim mo?na podyskutowa?.

ZBYSZKO
wchodz?c do pokoju
Je?eli o Hance, to nie ma ?adnej dyskusji. Tak b?dzie i basta!

JULIASIEWICZOWA
Naturalnie! i nie wyobra?aj sobie, ?e ja jestem przeciwna twemu projektowi. Owszem. Skoro chcesz "naprawia?", tylko namawia? ci? na to nale?y. Ciocia chcia?a, ?ebym twoj? narzeczon? wzi??a do siebie, ale...

ZBYSZKO
No?

JULIASIEWICZOWA
Odm?wi?am.

ZBYSZKO
Czemu?

JULIASIEWICZOWA
Mam m??a i... c'est le premier pas qui co?te - a tam, gdzie nie ma zmys?u moralnego, jak u takiej dziewczyny, to nigdy nie wiadomo, co i jak...

ZBYSZKO
Czy to mi mia?a? do powiedzenia?

JULIASIEWICZOWA
Ach, czekaj! Co? z Hank? trzeba zrobi?. Na now? s?u?b? nie p?jdzie. Na "stancj?" j? oddasz... Bo?e drogi! Takie milieu to ostatnia zgnilizna i rozpusta, a przy takich instynktach do dnia ?lubu... Mo?e na pensj?, ale w?tpi?, czy wezm?, a potem...

ZBYSZKO
To s? wszystko drwiny.

JULIASIEWICZOWA
W?tpi?, czy mamcia j? b?dzie mog?a d?ugo trzyma? w sk?adziku... C?? wi?c zrobisz?

Zbyszko chodzi po pokoju i milczy. Juliasiewiczowa patrzy za nim.
Naturalnie ju? o jakichkolwiek relacjach ze ?wiatem mowy by? nie mo?e.

ZBYSZKO
Gwi?d?? na ?wiat!

JULIASIEWICZOWA
Masz racj?. I ja tak?e. Ale... ?yjemy w ci?g?ym kontakcie.

ZBYSZKO
Pluj? na kontakt!

JULIASIEWICZOWA
Naturalnie. Tylko... musicie sobie sami wystarczy?. Nie znam jej, musi mie? du?? inteligencj? wrodzon?.

Zbyszko milczy.
Ty to rozwiniesz, wi?c z moralnej strony nie ma obawy. Tylko materialna.

ZBYSZKO
Mam j? w pi?cie.

JULIASIEWICZOWA
Tak si? m?wi. Ale ty masz pensji 60 z?otych re?skich. I pr?cz tego mas? d?ug?w. Kondykt w powietrzu. Z tego we troje - to n?dza. Hanka nie zarobi nic, chyba ?e b?dzie u siebie samej s?ug?, no, ale i to... A ty przyzwyczajony do puszczania pieni?dzy swoich i nie swoich...

ZBYSZKO
siada na fotelu
Tak b?dzie, jak powiedzia?em!

JULIASIEWICZOWA
Tak, ale g??wnie o te pieni?dze... Bo niby z czego ?y?? Wieczorami mo?esz pisa?. M?j m?? ci da jakie kawa?ki do odrabiania w domu, ale i to...

ZBYSZKO
Daj ty mi spok?j!

JULIASIEWICZOWA
B?d?my logiczni. Mieszkanie, ju? jeden pok?j z kuchenk?: 25-30... Na ?ycie - gulden, co jest n?dz?. Ale skoro si? kochacie... To ju? ca?a pensja. A gdzie? reszta?

ZBYSZKO
B?d? robi? d?ugi.

JULIASIEWICZOWA
Mamcia og?osi - nikt centa nie da. A rodzice jeszcze ?y? mog? i trzydzie?ci lat. B?dziesz n?dzarzem d?ugo, bardzo d?ugo, no, ale...

ZBYSZKO
Daj ty mi spok?j!

JULIASIEWICZOWA
Bo?e drogi! gdyby to mo?na tak ?yciu powiedzie?: "daj mi spok?j," ale ono w?azi na kark jak hydra - i zd?awi. (podchodzi do niego i siada na por?czy fotela) Zbyszko, popatrz mi w oczy. Ty ?a?ujesz tego, co? zrobi?.

ZBYSZKO
Pu?? mnie!

JULIASIEWICZOWA
Nie puszcz?! Tu si? rozchodzi o co? wi?cej jak o g?upie "na z?o?? matce".

ZBYSZKO
To nie na z?o??... Ja chcia?em raz zetrze? w proch to pod?e, to czarne, co tu jest dusz? z?ych czyn?w w tych ?cianach. Chcia?em raz wzi?? si? za bary z tym czym? nieuchwytnym i...

JULIASIEWICZOWA
I wzi??e? si? za bary, szamota?e?, pokaza?e? k?y, a teraz musisz ulec.

ZBYSZKO
Nie musz?, nie ulegn?!

JUIASIEWICZOWA
Masz si?y do takiej ci?g?ej walki?

Zbyszko milczy
Aha! aha! Nawet nie odpowiadasz. Ty jeste? zupe?nie ju? wyczerpany. Ciebie ta jedna noc zmog?a, a c?? dopiero ca?e takie ?ycie...

ZBYSZKO
Ach, ty! Ach, ty!...

JULIASIEWICZOWA
C?? ja? Ciocia powiedzia?a, ?e ja mam z?odziejski spryt. Tak! Bo zgodzi?am si? z ?yciem i kradn? to, co jest najmilszego. To jest szczyt m?dro?ci. Walczy?? Donkiszot! ?mieszne! Zreszt?, sam powiedzia?e?: wyci?gniemy kopyta.

ZBYSZKO
Ty umiesz budzi? we mnie ko?tuna.

JULIASIEWICZOWA
Ale? on na chwil? w tobie nie zasn??! Ty si? z nim nie borykaj. To na nic. Wiesz sam. Zreszt?, co ty od cioci chcesz? Ona ci? kocha, da?a ci ?ycie...

ZBYSZKO
Cha! Cha!... Ja si? na ?wiat nie prosi?.

JULIASIEWICZOWA
To komuna?. Wychowa?a ci?, wed?ug niej, najlepiej.

ZBYSZKO
Najlepiej! To zgroza s?ucha?, co ty m?wisz.

JULIASIEWICZOWA
Wed?ug niej. Wszystko to zrobi?a przez mi?o?? dla ciebie. I teraz ona p?acze, Zbyszku, ona p?acze...

ZBYSZKO
E!

JULIASIEWICZOWA
Nie "e"... to jest matka...

Zbyszko siada na fotelu, zgn?biony. Juliasiewiczowa podchodzi.
No... i co b?dzie, Zbyszko?

Zbyszko milczy.
No, no...

ZBYSZKO
Jest jeszcze czas.

JULIASIEWICZOWA
Nie, nie, takie rzeczy przecina si? od razu. Raz, dwa! Zobaczysz, odetchniesz, jak z tym sko?czysz.

ZBYSZKO
cicho
Ale jak?

JULIASIEWICZOWA
Ju? my na to poradzimy.

ZBYSZKO
B?dzie skandal.

JULIASIEWICZOWA
A widzisz! a m?wi?e?, ?e ci o ?wiat nie chodzi!

Chwila milczenia.

Zbyszko milczy.
I przeprosisz matk??

ZBYSZKO
Za co?

JULIASIEWICZOWA
Zr?b to, obrazi?e? j? bardzo. Ona chora, ona biedna. (biegnie do drzwi) Ciociu!

ZBYSZKO
Ale... krzywda si? jej nie stanie?

JULIASIEWICZOWA
Prosz? ci?, ju? ja w tym b?d?. Ciociu!

SCENA DZIEWI?TA

Zbyszko, Dulska, Juliasiewiczowa.

JULIASIEWICZOWA
Ciociu! Zbyszko cofa, co powiedzia?. Powr?ci? do rozumu... i przeprasza cioci?.

Dulska p?acze.

ZBYSZKO
podchodzi ku niej, ca?uje j? w r?k? i m?wi cicho
Przepraszam mam? za to... A psiakrew... psiakrew!

DULSKA
do Juliasiewiczowej
No widzisz... zn?w klnie.

JULIASIEWICZOWA
Ach, to g?upstwo! To nie ma znaczenia.

ZBYSZKO
z wybuchem
Ma, ma znaczenie! Ma!

JULIASIEWICZOWA
Cofasz si??

ZBYSZKO
Tak... tak... b?d? tym, kim by?em! A! Mo?ecie by? dumni! (z wybuchem nerwowym) Ach, jak ja si? b?d? teraz ?otrowa?! Jak ja si? b?d? ?otrowa?!...

JULIASIEWICZOWA
Dop?ki si? nie o?enisz, dobrze nie o?enisz... z pann? fajn?, z dobrego domu.

ZBYSZKO
Dop?ki si? dobrze nie o?eni? z posagiem, z kamienic?, z diab?em, z czortem...
Wybiega do swego pokoju.

DULSKA
Bo?e! Bo?e!

JULIASIEWICZOWA
Niech ciocia pozwoli mu wyburzy? si?. G??wna rzecz zrobiona. Teraz trzeba si? wzi?? do niej. Ciocia mi daje carte blanche?

DULSKA
Nie rozumiem.

JULIASIEWICZOWA
dochodzi do drzwi
Tadrachowa!

SCENA DZIESI?TA

Te? same, Tadrachowa.

TADRACHOWA
R?czki ca?uj?! Jestem... jestem...

JULIASIEWICZOWA
Moja Tadrachowa, zasz?y tu pewne zmiany. M?ody pan ?eni? si? z Hank? nie chce.

TADRACHOWA
Jak?e to? Sam mi to godnie o?wiadczy?.

JULIASIEWICZOWA
Ale si? namy?li?.

TADRACHOWA
Tak niby: mir nichts - dir nichts?

DULSKA
Pod b?ogos?awie?stwem matki.

TADRACHOWA
To du?e s?owo. No, ale to krzywda dla Hanki, a ja przecie dziecka, com go do chrztu ?wi?tego podawa?a, ukrzywdzi? nie dam!

JULIASIEWICZOWA
Nikt jej ukrzywdzi? nie chce. Pani gospodyni jest bardzo zacna osoba i mo?e tam co? nieco? Hance da jako odszkodowanie.

DULSKA
cicho
Nie galopuj si?.

Tadrachowa milczy.

JULIASIEWICZOWA
No, czy ja wiem, co i jak...

TADRACHOWA
Prosz? wielmo?nej pani, ?wi?ty zwi?zek ma??e?ski a pieni?dze - to ca?kiem insza inszo??.

JULIASIEWICZOWA
No... tak, ale dobre i to. Ka?da inna matka to by dziewczyn? wygna?a bez dobrego s?owa. A tu si? jeszcze troszcz? i chc? co? doda?... No, moja Tadrachowa, przyznajcie, ?e takich ludzi to ma?o na ?wiecie.

TADRACHOWA
Ja zawsze m?wi?am, ?e to ?wi?te pa?stwo. Ale krzywda krzywd?...

JULIASIEWICZOWA
E, sami?cie m?wili, ?e pieni?dze wszystko kryj?. Jak Hanka mie? b?dzie co? w Sparkasie, to ani si? nikt o reszt? nie spyta.

TADRACHOWA
Mo?e by?.

JULIASIEWICZOWA
Jak my?licie, co i jak?

TADRACHOWA
Prosz? wielmo?nej pani, to ju? Hanki rzecz. Trzeba mi z ni? pogada?.

JULIASIEWICZOWA
Naturalnie. Zaraz wam Hank? przy?lemy. Chod?my, ciociu!

TADRACHOWA
Ca?uj? r?czki wielmo?nym paniom.

Dulska wychodzi.

JULIASIEWICZOWA
I miejcie rozum! Bo to tylko dobre serce pani, a ?aden mus. Rozumiecie?

TADRACHOWA
Niby...

Wchodzi Hanka. Juliasiewiczowa wychodzi.

SCENA JEDENASTA

Tadrachowa, Hanka.

TADRACHOWA
ogl?da si?
Chod? tu, chod?!

HANKA
Jak si? macie.

TADRACHOWA
A to ci dopiero, a to ci dopiero!

HANKA
Wiecie? No!

TADRACHOWA
A jak?e, chcia? si? ?eni?!

HANKA
A!...

TADRACHOWA
A teraz nie chce.

HANKA
A niech go pokr?ci z jego ?enieniem! Co mi tam po takim o?enku. Ja do tego, czy co? Poniewierajom mn? ju? od wczoraj. My?leli, ?e wielki cymes.

TADRACHOWA
Zawsze? to honorowo.

HANKA
E!

TADRACHOWA
I by?aby? pani? - kamieniczn?.

HANKA
E!

TADRACHOWA
Lepiej jak za tego twego finansa. Bo cho? to niby co?, ale zawsze trybelulka.

HANKA
To moja rzecz. Ale by mn? nikt nie poniewiera?. Ka?den ma sw?j honor.

TADRACHOWA
To ty nie obstajesz, ?eby si? pan z tob? ?eni??

HANKA
Powiedzia?am, co mi taki morowicz. Niech ta b?dzie moja krzywda.

TADRACHOWA
Oni ci? ta nie ukrzywdz?. Chc? ci da? co? na r?k?.

HANKA
p?acze
Daj ta, matka chrzestna, spok?j, daj ta, matka chrzestna, spok?j...

TADRACHOWA
Ty jeste? durna, durna! M?oda jeste? i nie wiesz, co to ?wiat. Jak b?dziesz mie? pieni?dze, to b?dziesz mocarna... Ta czego beczysz? Ta ju? tamto przepad?o. Teraz jeno, ?eby ci? nie skrzywdzili.

HANKA
jak wy?ej
Daj ta, matka chrzestna, spok?j...

TADRACHOWA
Ta to ?adna ?aska, ja ju? za ciebie b?d? gada?. Ja ci? skrzywdzi? nie dam.

HANKA
podra?niona
Daj ta, matka chrzestna, spok?j!

SCENA DWUNASTA

Te? same, Dulska, Juliasiewiczowa.

JULIASIEWICZOWA
No i c??, naradzi?y?cie si?? Trzeba si? spieszy?, bo ju? p??no. Czas i?? do miasta.

TADRACHOWA
z innego tonu
Prosz? wielmo?nych pa?, to tak: Hanka gada, ?e wielmo?ny pan sam obiecywa? o?enek...

JULIASIEWICZOWA
Pan ?artowa?. Hanka tego na serio nie my?li.

TADRACHOWA
Byli ?wiadkowie, prosz? ?aski wielmo?nej pani.

DULSKA
Kto?

TADRACHOWA
Wielmo?na pani gospodyni.

DULSKA
To bezczelno??!

JULIASIEWICZOWA
Zaraz, zaraz. Tu ju? mowy nie ma o o?enku. Pan ?artowa?, powtarzam wam! Hanka dobrze wiedzia?a, co robi.

TADRACHOWA
Ja za ni? jak za siebie...

JULIASIEWICZOWA
A ?e ciocia chce co? z ?aski zrobi?, to powinni?cie by? wdzi?czni... Wi?c ja tak my?l?, ?e...

DULSKA
cicho
Nie galopuj si?.

JULIASIEWICZOWA
No, kilkadziesi?t koron...

Nagle Hanka podst?puje do sto?u i staje zuchwale pomi?dzy nimi.

HANKA
Ja b?d? gada?!..

TADRACHOWA
Hanu?, czekaj, ja...

HANKA
Daj ta, matka chrzestna, spok?j. Jak chc? mi moj? krzywd? p?aci?, niech p?ac?!!!

DULSKA
Patrzcie, jak si? rozzuchwali?a!

HANKA
A ino... P?a?cie, p?a?cie!... A nie, to chod?, matka chrzestna, i tak zap?ac?. S? s?dy i alimenta, a ja przysi?gn?.

DULSKA
Jezus, Maria! Tego tylko brakuje!

JULIASIEWICZOWA
Dziewczyno, i ty mia?aby? sumienie?

HANKA
O! A ze mn? to mieli sumienie zrobi? to, co zrobili? Jak nie mieli sumienia, to niech teraz p?ac?!

TADRACHOWA
Hanka, ta nie krzycz!

HANKA
Daj ta, matka chrzestna, spok?j! Ja si? sama za moj? krzywd? upomn?. A Jagusia Wajd?wna nie wyprawowa?a to u nas aliment?w, co? Jak kto by? bez sumienia nade mn?, to i ja nad nim sumienia mie? nie b?d?.

DULSKA
do Juliasiewiczowej
Zlituj si?, daj jej, co chce, tylko nie dopu?? do skandalu.

JULIASIEWICZOWA
Ile? chcesz?

HANKA
Dajcie tysi?c koron.

DULSKA
Co?

HANKA
Tysi?c koron.

Chwila milczenia. Kobiety mierz? si? d?ugimi spojrzeniami.

JULIASIEWICZOWA
cicho
Niech ciocia da, bo b?dzie skandal.

DULSKA
Bo?e m?j drogi! (do Hanki) C?? ty, ze sk?ry mnie chcesz obedrze??

HANKA
A mnie tu w tym domu nie obdarli z uczciwo?ci? Ja prosi?am si?, ?eby mnie pu?ci?. Chod?cie, matko chrzestna.

DULSKA
Czekajcie... Ale musicie si? podpisa?, ?e nie macie do nas ?adnego ?alu i ?e jeste?cie za?agodzeni.

HANKA
ponuro
Podpisz?.

DULSKA
I nigdy si? nas czepia? nie b?dziesz?

HANKA
Ja nigdy. Ale co ta ono zrobi, jak doro?nie, to ju? jego rzecz i Pana Boga.

DULSKA
Do tej pory ja ju? ?y? nie b?d?. Chod?cie! Wychodz? do sypialni.

SCENA TRZYNASTA

Juliasiewiczowa, Mela.

MELA
Ciociu!

JULIASIEWICZOWA
we drzwiach
Czego?

MELA
Ciociu, co si? dzieje? Hesia ca?y czas pods?uchuje i tak si? ?mieje... Co si? dzieje?...

JULIASIEWICZOWA
Nic. Wszystko w porz?dku.

MELA
Chwa?a Bogu!

Juliasiewiczowa wchodzi do sypialni. Po chwili wychodzi Hanka, Tadrachowa, Dulska.

SCENA CZTERNASTA

Hanka, Tadrachowa, Dulska, Juliasiewiczowa, p??niej Zbyszko, Hesia, Mela.

DULSKA
A teraz kuferek i jazda - ?eby mi was w minut? nie by?o!

TADRACHOWA
Idziemy, prosz? ?aski pani. Ca?ujemy r?czki.

HANKA
Ta chod?cie, matko chrzestna, ta co si? k?aniacie.
Wychodzi z Tadrachow?.

DULSKA
Ach!... (upada na sof?) Jezus, Maria! Co za dzie?!... no!... Ledwo ?yj?... przecie? to straszne, co ja przej?? musia?am. Tysi?c koron!

JULIASIEWICZOWA
Widzia?a ciocia, ?e by? n?? na gardle.

DULSKA
Tak, tak!

JULIASIEWICZOWA
Do widzenia cioci. Id? do siebie. I ja dosta?am migreny z tego wszystkiego. Ale... mo?e teraz ciocia mog?aby nam mieszkanie wynaj??.

DULSKA
Nigdy... u mnie dom spokojny, moja droga... Potem mo?ecie nie zap?aci?, a ja teraz musz? odbi? to, co mi wydarli.

JULIASIEWICZOWA
Cioci? to nic ju? nie nauczy...

DULSKA
wynio?le
A czeg?? to ma mnie uczy? i kto? Ja sama, dzi?ki Bogu, wiem, co i jak si? nale?y.

Juliasiewiczowa wzrusza ramionami i wychodzi. Dulska biegnie do drzwi Zbyszka.
Zbyszko, id? do biura! (do dziewcz?t) Hesia, kurze ?ciera?! Mela, gamy... (do sypialni) Felicjan, do biura!...
Wpada Hesia.
?ywo, Mela! (wchodzi Mela) Otwieraj fortepian... no! B?dzie zn?w mo?na zacz?? ?y? po bo?emu...
Wybiega do kuchni.

W g??bi przez przedpok?j wida?, jak Tadrachowa z Hank? przenosz? kufer.

MELA
biegnie ku nim
Andziu! Andziu, gdzie ty idziesz? Ty idziesz ca?kiem!

HANKA
Ca?uj? r?czki panience... jedna panienka tu co warta. Niech si? ta panience powodzi... a innym to niech...
Robi gro?ny gest r?k?.

MELA
biegnie do drzwi Zbyszka
Zbyszko! Hanka si? wyprowadza!... Zamkn?? si?... Zbyszko!

HESIA
Mela, zwariowa?a?!

MELA
Mama j? wyrzuca, Zbyszko!... Ju? drzwi si? za ni? zamkn??y. (biegnie do okna) Nie wida? jej... O!... idzie, niesie kuferek... Gdzie ona idzie? Taki ?nieg! Znik?a za rogiem. Bo?e m?j!
P?acze.

HESIA
?miej?c si?
A ja wiem, a ja wiem! Wszystko s?ysza?am. Co to? ?wieci si? co?... papierek...
Na czworakach pe?za pod fortepian.

MELA
stoi przy oknie, oparta o framug?
Gdzie ona tak posz?a? Ona by?a zap?akana...

HESIA
tarza si? po scenie i ?mieje si?
A ja wiem! A ja wiem!

MELA
Hesia, nie ?miej si?... tu sta?o si? co? bardzo z?ego. Jakby kogo? zabili... Hesia! Ona si? jeszcze utopi!

HESIA
przewracaj?c si? po pod?odze
Ona si? nie utopi!... Wzi??a tysi?c koron i p?jdzie za swojego finanzwacha!

MELA
z jak?? tragiczn? rozpacz?
Cicho, Hesia, cicho! Nie ?miej si?, Hesia!

HESIA
jak wy?ej
Ona wzi??a tysi?c koron - i p?jdzie za swego finanzwacha!

Kurtyna zapada.