Kasprowicz J. Z CHA?UPY (Sonety)

I

Chaty rz?dem na piaszczystych wzg?rkach;

Za chatami kr?py sad wi?niowy;

Wierzby siwe poschyla?y g?owy

Przy stodo?ach, przy niskich ob?rkach.

P?ot si? wali; pio?un na podw?rkach;

Tu r?? konie, rycz? chude krowy,

Tam si? zwija dziewek wieniec zdrowy

W kra?nych chustkach, w koralowych sznurkach.

Szare chaty! n?dzne ch?opskie chaty!

Jak si? z wami zros?o moje ?ycie,

Jak wy, proste, jak wy, bez rozkoszy...

Dzi? wy dla mnie wspomnie? skarb bogaty,

Ale wspomnie?, co ?zawi? obficie -

Hej! czy przyjdzie czas, co ?zy te sp?oszy?!...

II

Tam, za wiosk? - we?, Ojcze nasz, dzi?ki! -

Jak pszeniczne ko?ysz? si? ?awy!

?yto, j?czmie? i owies z?otawy

Jak zginaj? ziarniste swe p?ki!

Wiatr od pola si? rozgra? - czy? w j?ki? -

Z dr?g si? mgliste podnosz? kurzawy;

Nad drogami, ?r?d pokrzyw i trawy,

Skrzypi? krzy?e, god?a ?ez i m?ki.

O Ty Bo?e! o Chryste! o Panie!

P?onny owoc ta ziemia nam p?odzi -

T?uste k?osy, bo t?uste uprawy:

Nie na darmo ten wiatr tak zawodzi

I tak sm?tne poszumy na ?anie -

Tu k?os ka?dy to ch?opski pot krwawy.

III

?wi?ty Ka?mierz - powracaj? czajki;

?wi?ty Wojciech - bociany klekoc?,

S?o?ce grzeje, rowy w mlecz si? z?oc?,

Brzmi? skowronki, rych?e, polne grajki.

Po murawach dzieci, strz?pem krajki

Podkasane, w pasy si? szamoc?;

Na przyzbicach baby w g?os chichoc? -

"Eh! kumolu! bajki, ?ywe bajki!"

Wiosna!... Wiosna wsz?dy ?ycie budzi!

Jej b??kity, s?oneczne u?miechy

I pod ch?opskie wciskaj? si? strzechy.

I tu ra?niej bij? serca ludzi,

Cho? si? troski za troskami tul?

Do tych piersi pod zgrzebn? koszul?.

IV

Bij? dzwony... Trza ?wi?ci? niedziel?,

Trzeba na msz?, uczci? przyka? bo?y...

I niebiesk? sukman? na?o?y,

Za kapelusz zatknie ruty ziele.

Bij? dzwony... Chrzciny czy wesele?

Dni krzy?owe!... I serce si? trwo?y:

Grady... susze... ?za i krew si? mno?y,

Gdzie? obrona, je?li nie w ko?ciele?

I t?um korny padnie na kolana:

"Od powietrza, g?odu, ognia, wojny

Chro? nas, Ojcze! daj nam czas spokojny -

Czas bez troski nadm?skiej i trudu..."

Ach! jak fala p?ynie pie?? rozlana -

Biedny ludu! ?wi?ty, polski ludu!

V

Co za rozgwar, co za ?ycie w siole!

Jakie zewsz?d p?yn? wonie ?wie?e:

Starzy prawi?, dziewki maj? krzy?e

W bzy, bylice, w b?awaty, k?kole.

To Jan ?wi?ty chrzci wod? w rozdole,

Gasi zielsko, kt?re jadem li?e;

Czas sob?tki i ch?opcy, skry chy?e,

Ze snopkami za wiosk?, na pole.

I ogniska na przecznicach p?on?,

Szumi ?yto, rzepik zapach leje,

Gwiazdy ?wiec?, wr??? co? dziewczyny:

Nim rok minie, czy?, w rut? zielon?

W?os przystroi im luby, jedyny?

Spad?a gwiazdka, spad?y? i nadzieje?

VI

"Co?... naprawd??... Eh! smalone duby!..."

"Jako ?ywo! wiecie, ?e nie k?ami?:

Jak mg?a siny sta? przy samej bramie -

Wida? nie ma spokoju duch Kuby.

Albo wtenczas, gdym z Bartkowej huby

Wraca? do dom - ?wi?te krzy?a znami?! -

Ten pies czarny!... te dwa w?gle w jamie!

Panie! chro? mnie od powt?rnej pr?by!"

I tak gwarz?, a deszcz w okna bije,

Drzwi co? skrzypi?, s?ycha? szcz?k ?a?cuch?w.

Wicher j?czy, pies w podw?rku wyje.

Na kominku resztki ognia gasn?,

P??noc wciska si? w izdebk? ciasn?,

Strach przejmuje w t? godzin? duch?w...

VII

"?piewaj, Kasiu!..." I mg?? si? powlek?

Dwie ?renice, te ?ywe dwie wr??ki.

I "Kaj wiod? ci?, Jasiu, te dr??ki?

Na wojenk?, na wojn? dalek?!"

Albo: "Ci?gn? ?urawie nad rzek?,

W rzece pierze Jagusia pieluszki,

Zimna woda oblewa jej n??ki,

A po liczku ?zy ciek?, ej! ciek?..."

I piosenka jak p?ynie, tak p?ynie,

A? si? oczy za?zawi? dziewczynie,

A? na piersi opadnie jej g?owa.

A babusia zasypia spokojna

I co? szepce: "Ej! wojna! ta wojna!

Ej! ta woda, ta woda lodowa!"

VIII

Przyszed? do niej o zmroku, gdy ch?ody

Spadn? srebrne na g?stwin korony:

"Daj mi, Mary?, sw?j wianek zielony,

Tam w tym gaju, u tej sinej wody.

Jaka rozkosz i jakie to gody!...

O ma z?ota!..." "O m?j ulubiony!..."

Ach! ?e dr?? a? leszczyny i klony

Na t? mi?o??, t? s?odsz? nad miody...

Ale potem... ci ludzie!... c?? z tego?...

"?al mi tylko warkocza czarnego,

?al warkocza, co zakry? mi oczy -"

I w ?zach ca?a; swachy czepi?, piej?,

Brzmi muzyka, ta?czy lud ochoczy,

A stolarze w lot kolebk? klej?...

IX

Co dzie? chodzi, czy pogoda sprzyja,

Czy mu oczy tumani? zamiecie;

"Pani-matko!" s?ania si? kobiecie,

A do c?rki: "gwo?dziczek, lelija!..."

Na odpu?cie zaloty zapija,

Szcz??liwszego nie ma w ca?ym ?wiecie;

I c?reczka p?oni si? jak kwiecie,

A matusia wargi w u?miech zwija.

I dr? pierze, prz?d? len kud?aty,

Trza wyprawy: koszuli, pierzyny -

?lub za pasem... gdy wr?ci jedyny.

Ale Wojtka - wzi?li go w so?daty -

Do powrotu nie przynagla serce:

Gdzie? w Szczecinie odda? je "Pomerce".

X

Oj, ja biedna, jak oset na grz?dzie!

Kt?? si? doli sierocej po?ali?

Matu? ?yta ni owsa nie siali,

Nie ma sprz?t?w, wesela nie b?dzie!

"Oj, ja naga jak w lesie ?o??dzie,

Jak te szyszki, kt?re s?o?ce pali:

Ni jedwabi, ni sznurka korali -

Oj, nie przyjdzie od swat?w or?dzie!"

I tak w ?zawe rozp?ywa si? l?ki,

A ?zy p?yn? w jeziora topiele.

Ale jako? u?miecha si? woda:

Przyjd? swaty i b?dzie wesele!

Nad korale, ponad jedwab mi?kki

Twa rumiana, dziewczyno, uroda.

XI

Na zap?ociu sp?dzali wieczory,

On jej szepta?: "O, moja jedyna!"

Z nim bylica i bia?a brzezina,

Z nim szepta?y zielone jawory.

A przed ?witem na nogach... Tak, skory!

I gbur kontent, i lubi jak syna -

Da mu c?rk?, gdy przyjdzie godzina,

I m?rg ziemi, i krow? z obory.

Przysz?y ?niwa, czasy zapowiedzi...

"I do cep?w jestem, i do ci?cia,

Panie gburze! we?cie mnie za zi?cia!"

Ale gbur mu odpowie z owczarska:

"Niechaj ka?dy, jak usiad?, tak siedzi -

Ty? parobkiem, ona gospodarska".

XII

P?acze... biedna... a jeszcze tak m?oda,

Chocia?, wida?, pewnie smutek siny

Sp?dzi? kwiatki z policzk?w dziewczyny -

Szkoda r??y czerwonej, oj! szkoda.

P?acze... we ?zach jej ca?a uroda.

Tak jak w rosie ?lubne rozmaryny;

Opar?a si? o kraw?d? ???czyny.

A ?zy gorzkie tak p?yn? jak woda.

Jak nie p?aka?!... Miesi?c z sob? ?yli,

A dzi?, Bo?e!... dzi? ich roz??czyli...

Jak nie p?aka?!... ?a?uj? s?siadki...

Wczoraj w karczmie... dobrzy przyjaciele...

Skrzypce... tany... kieliszek za wiele

I do b?jki... a dzisiaj przed kratki.

XIII

Pierwsze lata, kiedy si? pobrali,

Szcz??cie kwit?o jak w polu mak?wki,

Mieli chat?, szkapsko i dwie kr?wki,

Byli m?odzi - siali i sprz?tali...

Ale potem - niech si? B?g po?ali...

Ci??kie zimy i ci??kie przedn?wki

I w pierzynie wci?? liczniejsze g??wki -

Posz?o byd?o, chata i tak dalej.

Dzi?, jak dzieje si? zwykle z t? spraw?,

Kiedy k?opot zagnie?dzi si? w ?o?e,

Kiedy bieda pochwyci za szyj?:

On zako?czy? w karczmisku pod ?aw?,

Dzieci w s?u?bie, a ona, niebo??,

Od wsi do wsi, dzi? ?ebrze i pije...

XIV

W poniedzia?ki, pogoda czy s?oty,

Czy na sucho, czy cz?owiek si? schlasta,

Hej, z t?umokiem na plecach do miasta,

A? na czole srebrzyste l?ni? poty.

Bo c?? robi??... Te troski niecnoty!

Sama jedna na ?wiecie niewiasta!...

Jak na dro?d?ach potrzeba wci?? wzrasta,

Trza podatku, trza odzia? sieroty!

I dzi? z targu pospiesza w sw? stron?.

Nakupi?a to soli, to krupy,

Nawet niesie dla dzieci ko?acza.

Ale jak?e wr?ciwszy rozpacza!

Tl? si? jeszcze resztki jej cha?upy,

A dzieciska na w?giel spalone.

XV

Mia?a rol?, sprzedali jej rol? -

By?y czasy gradu i posuchy,

Kub? dawno zamkn?? gr?b ju? g?uchy,

A sk?d p?aci?, gdy pustki w stodole?

Po?egna?a ze ?zami swe pole,

W s?u?b? posz?y nieletnie dziewuchy,

I na plecach kawa? starej pstruchy,

Tak na wiatr si? pu?ci?a - na dol?.

W?drowa?a od wioski do wioski:

Tu si? najmie do ?niwa, tam pierze,

Pok?d lata, pok?d si?y ?wie?e...

Ale staro?? spada funt po funcie:

Trza p?j?? w ?ebry, trza ?y? z ?aski boskiej...

I dzi? zmar?? znale?li na - gruncie.

XVI

On w ?achmanach, z dzieciakiem za r?k?,

Ona kawa? szarego chu?ciska

I tak dalej, przez rowy i r?yska,

W ?wiat szeroki, na bied?, na m?k?.

Wiatr jesienn? wydzwania piosenk?,

S?o?ce ch?odne promyki swe ciska;

Ca?a ziemia, snad? zimy ju? bliska,

Sk?ada ?yciu ostatni? podzi?k?.

Id? milcz?c... Bo na c?? im s?owa?

On ich dot?d natraci? do syta:

"Dajcie prac?, cho?by za ?wier? myta".

"Lato przesz?o, do?? swoich si? chowa -

Ledwie dla nich wystarczy nam chleba...

Praca trudna... przyb??d?w nie trzeba..."

XVII

S?onko ?wieci, oj, ?wieci iskrzyste,

Ale jako? si? rozgrza? nie mo?e!

Pierwsze szrony dzi? spad?y na zbo?e

I zmieni?y w szron rosy kropliste.

Poza wiosk?, gdzie, patrzcie! w srebrzyste

Oziminy us?a?y si? ?o?e,

Wysz?o ch?opi? na ciche rozdro?e

I wci?? szepce: "O Jezu! o Chryste!"

W kt?r? stron? si? uda?, snad? nie wie,

A tu nagie ga??zie na drzewie,

A siermi??ka na strz?py podarta.

Gbur przez lato sierot?-niebog?

Mia? do byd?a... "Na zim?? Do czartal"

Kawa? chleba w zanadrze i w drog?.

XVIII

Wiatr zadmiewa i straszn? szarug?

Pcha go na wstecz i bije mu w oczy:

Przygarbiony, z p?kiem chrustu, broczy

W zaspach ?niegu, a? pot ciecze strug?.

Drog? kr?tk?, a jednak tak d?ug?...

Serce bije, a? si? w oczach mroczy -

Patrzy w zmroki, czy wioski nie zoczy -

A! tam pewnie, za t? mglist? smug?...

A, tak! pewnie... Lecz trza spocz?? chwil?,

Dech zamiera i nogi si? broni? -

Wypoczynek wszak wzmacnia na sile.

A w cha?upie a? z?bami dzwoni? -

"Ojciec poszed? zbiera? drzewo w lesie -

Wnet przyniesie..." Ej-?e, czy przyniesie?!...

XIX

Le?y chory dwa miesi?ce blisko,

Rwanie w krzy?ach, b?l piersi, ograszka -

Nie pomo?e ni piasek, ni kaszka,

A? si? zwija na k??bek p?achcisko.

Jakie by?o to z niego ch?opisko!

Zwinniejszego nie ma we wsi ptaszka:

Macha? cepem lub kos? to fraszka;

Fraszka mokre wyrzuca? torfisko.

Teraz blady jak ?ciana i s?aby...

Darmo leki przynosz? mu baby,

?mier? zagl?da z ka?dego otwora.

Trzeba ksi?dza, niech grzechy przebaczy,

A ksi?dz ?aje: "Jed?cie po doktora - "

Ksi??e, za co?... Dokt?r dla bogaczy...

XX

Na kominie p?omyczek si? ?arzy,

To pope?znie odb?yskiem w g??b chaty,

To oz?oci wytarte je szmaty,

To wypocznie na jej bladej twarzy.

Ona siedzi przy ogniu i marzy.

Pewno widzi skarb jaki bogaty -

Z?oto, srebro, purpur?, granaty,

A? si? spojrze? od blask?w nie wa?y.

A, tak!... wczoraj jej skarbiec jedyny

Wzi?li z r?ki i w obce go strony

Tak pognali, jak nie bo?e syny.

Dzi? go widzi, a jaki rz?sisty:

Ciemny mundur i ko?nierz czerwony,

???ty guzik i "zebel" srebrzysty.

XXI

Lichy knotek na murku w izdebce

Pokazuje mi kszta?ty w p??mroku:

Cztery ?ciany, dwa ???ka przy boku,

W k?cie dziadu? zdrowa?ki swe szepce.

Z szarej miski resztki ?uru ch?epce

Dwoje dzieci, w drugim, trzecim roku,

A matula, na wp?? z drzemk? w oku,

Nad najm?odszym, co le?y w kolebce.

A gdzie ojciec?... Pracuje w fabryce,

Het za wiosk?... dalek? ma drog?...

Musi wr?ci?, czekaj? na niego...

Lecz ju? p??no, sen klei ?renic?...

Ach! a mo?e... Panie! chro? od z?ego...

Tak, maszyna urwa?a mu nog?...

XXII

By?o troje: on, ona i c?rka;

On by? szewcem, nosi? si? z waspa?ska,

Lubi? zajrze? czasami, gdzie "gda?ska",

Lecz nie dawa? i przed "czyst?" nurka.

Przysz?a bieda... i rzek?a im gburka:

"Dajcie Fruzi?... pora ?wi?toja?ska",

Lecz szewc dumny, a duma szata?ska -

"Nie jej miejsce, gdzie chlew i ob?rka".

Wi?c do miasta... na pa?skie pokoje...

Dobrze p?ac?... tam szcz??cia poszuka...

Jak si? ciesz? ci starzy oboje!

A po roku kto? do drzwi w noc stuka -

"E! to Fruzia!... Sp?akana?... we dwoje?..."

Tak! przynios?a im grosze i - wnuka.

XXIII

Pami?tacie, ten s?siad po prawej:

Wzrost mia? wielki i szerokie barki,

Lubi? czasem wypi? sobie starki

I nie gardzi? ?adnym k?skiem strawy.

Mia? szkapin?: wa?ach by? cisawy,

Ze ?ydami je?dzi? na jarmarki;

Chwali? Boga i p?aci? szarwarki,

I ucieka? od k??tni i wrzawy.

Lecz gdy panicz znajdzie si? w kom?rce

I przy werku Jagny si? pokr?ci -

Panie! ratuj! o ratujcie, ?wi?ci!

Ca?a dusza pali si? p?omieniem,

Nie przepu?ci ni jemu, ni c?rce

I dzi?, biedny! p?aci to wi?zieniem.

XXIV

Mia? c?runi?, chowa? jak ?renic?,

O m?j Bo?e! o m?j mocny Bo?e!

Je?? nie mo?e i sypia? nie mo?e,

Pie?ci oczy i g?adzi jej lice.

I wyros?a, robi we fabryce,

O, m?j Bo?e! o, m?j mocny Bo?e!

On jej ?lubne gotuje ju? ?o?e,

Wybra? dla niej parobka jak ?wi?c?.

Lecz nim przyjd? ?luby i wesele,

O, m?j Bo?e! o, m?j mocny Bo?e!

Chod?cie baby, gotujcie k?piele.

Dobry ojciec, stary Wojtek Janta -

O, m?j Bo?e! o, m?j mocny Bo?e!

Dosta? wnuka, syna fabrykanta.

XXV

"Umar??..." "Umar?..." "Takie lata zdradne,

Cz?ek snad? m?ody, a jednak ju? stary..."

Ale pogrzeb kosztuje talary:

Ksi?dz, kopid??, podzwonne, pok?adne.

"Jegomo?ci!... ja biedna, nie kradn?..."

A ksi??ulo: "Nie pijcie opary,

B?d? grosze na msze i ofiary...

Lecz ja bior?... to, czego dopadn?".

Ha! c?? robi??... pogrzeba? go trzeba.

Duch bez ksi?dza nie p?jdzie do nieba -

Wi?c ostatnie zaniesie piernaty...

A wiatr wieje, a czasy tak ch?odne,

A mr?z siny wciska si? do chaty,

A robaczki golutkie i g?odne...

XXVI

Kosz? rz?dem... A s?o?ce tak piecze,

?e snad? piecem gor?cym ?wiat ca?y...

A pokosy padaj? jak wa?y,

Kiedy burza rozmacha swe miecze.

Kosz? rz?dem... a pot z czo?a ciecze.

Jak z drzew rosa, co si? pozgina?y...

Ej! ta rosa... ta s?ona... p?az ma?y,

A wysysa pacierze cz?owiecze.

Ale trudno... to bo?e przykazy,

Dane ludziom ju? w Raju, przed wiekiem,

W przeznaczeniach nie zachodz? zmiany:

Drzewo drzewem, a g?azami g?azy,

Woda wod?, a cz?owiek cz?owiekiem,

Wi?c pracowa? mu trzeba na - pany...

XXVII

Zanim zga?nie jutrzenka, nim sp?on?

Z?otej zorzy rumie?ce na niebie,

Ch?op ju? z werka, p??drzemi?c, si? grzebie:

A dy? dzwoni?, trza z p?ugiem, trza z bron?.

Jeszcze s?o?ce p?omienn? koron?

Nie uwie?czy tej ziemi i siebie,

A Ju? baby i ch?opy o chlebie

I o ?urze ku ?niwnym zagonom.

Id? gwarz?c, lecz gwarz? co? smutnie,

Czasem Ka?ka lub Bartek ?art utnie,

Ale ?arty, jak gdyby nie z duszy.

Czasem piosnka gaw?dk? zag?uszy,

Lecz i strofki co? t?skne, nie ciesz? -

Nie dziwota, wszak na pa?skie spiesz?.

XXVIII

"A wy dok?d, Macieju, w tej s?ocie,

?e psa wygna? by?oby dzi? grzechem?

Widz?, z rydlem idziecie i z miechem -

A jak w podr?? w od?wi?tnej kapocie."

"Cz?ek si?, panie, nie rodzi?, gdzie krocie,

Trza ich szuka?", wyrzecze z u?miechem.

I po?egna, i dalej, z po?piechem,

W tej szarudze, w tym deszczu, w tym b?ocie.

Ja go zna?em... fornalem by? w Siewnie...

I mia? wkr?tce p?j?? mi?dzy w?odarzy,

To ma?ego ju? gburstwa pocz?tek...

Lecz pan sprzeda?, jak s?ysz?, maj?tek,

Przyszed? obcy, inak gospodarzy,

Pewnie wygna? go z chaty... A pewnie!...

XXIX

Do szpitala powie?li biedactwo...

?wietne przyni?s? mu rok ten go?ci?ce:

Po?amane pacierze i si?ce -

Co za skarby! jakie? to bogactwo!

Ekonomski bat wielkie ma w?adztwo -

Plecy ch?opskie! tu wyprawia m?y?ce,

A chciej tylko poskromi? z?oczy?c?:

Bunt pod r?k?, brak czci, ?wi?tokradztwo!

I ludziska, jak wo?y robotne,

Chodz? w jarzmie i milcz?, zakl?te,

Chocia? serce w krzyk g?o?ny si? budzi!

Tak, jak wo?y, w niewoli pocz?te -

Te s? tylko r??nice stokrotne:

Tych nie bij?, ale bij? ludzi...

XXX

Chodzi? w fraczku, cho? ojciec w sukmanie,

Gi?? si? w kab??k: "Upadam do n??ki,

Ja?nie hrabio! ca?uj? paluszki -"

Ojcu trudno by?o wyrzec: "Panie!"

Do panienki: "R??yczka, zaranie!"

Do panicza: "A mo?e dziewuszki?

Mam siostruni?, piersi jak dwie gruszki,

No a liczko, pah! pah! to kochanie".

Wreszcie, s?ysz?, siedzi w kryminale:

Okrad? pany, sfa?szowa? papiery,

Wszystko prawda jak dwa a dwa cztery.

Ojciec zsiwia?, matka w gorzkie ?ale,

Ludzie w ?miechy, szydz? swym zwyczajem...

C?? dziwnego? przecie? by? lokajem...

XXXI

Ja ci zawsze m?wi?em, s?siedzie,

?e na diab?a tym chamom nauka!...

No... na zdrowie! gdy cz?owiek pop?uka,

Nie zawadzi po takim obiedzie.

Ch?op pokorny, dop?ki jest w biedzie,

Pok?d widzi koniuszki ka?czuka...

Lecz i do wr?t szlacheckich zastuka,

Gdy mu jako? si? dobrze powiedzie...

A przybysze, zwaliwszy si? t?umnie,

Zabieraj?c szlacheckie dostatki,

Szepc? ch?opom: "Dzia?ajcie rozumnie!

Po co le?? wam, gdzie b?yszcz? si? szmatki,

Gdzie czyn lichy, cho? s?owa bogate -

My wam damy i chleb, i o?wiat?..."

XXXII

"Zapali?a im si? wreszcie ?wieczka,

Poszli wreszcie po rozum do g?owy;

Widz? wreszcie, ?e olbrzym ludowy

To nie plewy albo jaka sieczka..."

Id?... czytam: "Wiejska biblioteczka..."

"A spis ksi??ek?..." "Tu!..." Miesi?c Majowy...

Straszne M?ki... Kalendarzyk Nowy...

Tr?ba S?du - a to mi ksi??eczka!...

Oto pr?bka szlacheckiej kultury!

A gmach s?aby! a gmach ca?y trzeszczy -

A z zachodu p?ynie szum z?owieszczy:

To z?e duchy na skrzyd?ach wichury

Szydz? g?o?no, wywalaj?c wrota:

"Nie my niszczym, lecz wasza ciemnota!..."

XXXIII

Na sejmiku zebrali si? licznie:

Pos?a wybra? trza do parlamentu:

Pe?no wrzawy, pe?no kr?tu w?tu -

?y? umiemy, wida?, politycznie.

I rzek? ch?opom kandydat prze?licznie:

"Bracia!..." "Wiwat!..." "Bracia, jak okr?tu

Maszt..." "Niech ?yje!... Wiwat!..." "?r?d odm?tu,

Tak i nasza, wida? to publicznie -"

I tak dalej... A biedne ch?opiska

Ot, tak m?drzy, jak byli przed chwil?,

Cho? s?uchaj?, cho? si? w rozum sil?...

"M?wi ja?nie, nawet bra?mi zowie,

Nie s?yszeli tak nasi ojcowie..."

Tak! braterstwo i o?wiata b?yska.

XXXIV

"S?uchaj, Milciu!... to ch?opak jest sprytny,

A nam wo?u nauki nie zjedz?...

Trza o?wiaty... a przy tym powiedz?:

Patriota... filantrop... duch szczytny..."

I tak w szko?y szed? Wicu? Pochwytny,

I a? do dna upaja? si? wiedz?,

A dw?r p?aci?... Lecz rych?o co? cedz?:

"Grosz rzucony... ch?op krn?brny, ambitny..."

Trzeba zbada?... I dzwoni uprz???,

R?? cugowce... kocz drog? zamiata...

A pod wiecz?r powr?ci z mie?ciny:

"Masz tu cham?w! padalce! gadziny!

Wychowa?em u piersi swej w??a,

To heretyk, to zb?j - demokrata!..."

XXXV

"Proboszczuniu!... mam syna... poj?tny...

Szko?a blisko... B?g da? mi niedu?o,

Ale p?jdzie, gdy si?y pos?u??,

Kiedy cz?owiek obrotny i skrz?tny.

Ze sukmanki surducik od?wi?tny -

I kirejka na s?ot? - na burz?...

B?dzie ksi?dzem... jak losy wywr???:

Cz?owiek liczy, a Pan B?g niech?tny..."

"Tsia!... ja? tego nie chwal? zapa?u:

Dzi? nauka to ogie? piekielny,

Sma?y ?ywcem... tak z wolna, poma?u...

Ko?ci?? zburzy? chc? dzi? m?drk?w krocie;

To? sam Pan B?g zamieszka? w prostocie -

Niech zostanie przy p?ugu, m?j Chmielny!..."

XXXVI

Pasa? byd?o i chodzi? pod ?yto,

To pod wierzb? nad strug? siadywa?

I tak s?ucha?, jak k?os si? odzywa?,

Co li?? szemrze i wody koryto.

Przesta? pasa?... by? dworskim... za myto

Kupi? sobie skrzypic? i grywa?;

Na weselach tak ch?op?w porywa?,

?e inaczej ta?czono i pito.

Kto wie, jakie mia? skarby w swej duszy:

Mo?e by?by w stolicy artyst?,

Pi?by wino, obsypa? si? z?otem...

Lecz tu wszystko marnieje w tej g?uszy,

Dzi? si? zagra? i zapi? si? czyst?,

I zako?czy? w ?achmanach pod p?otem.

XXXVII

Mieli syna, dali go do szko?y;

Syn si? uczy, a? si? serce ?mieje;

Z roku na rok wzrastaj? nadzieje,

Z nimi rosn? i dziury stodo?y.

To nic... wreszcie synalek Jemio?y

Edukacji wsze przeszed? koleje;

Dzisiaj grzebie umar?e i pieje,

Pasie ?ywe - barany i wo?y.

Ojciec poszed? ju? dawno na wieki,

Nie doczeka? si? nawet dziekana:

Na trud, lata nie pomog? leki.

A matula w opa?ach od rana:

Drobi kluski przed ksi?dza koguty,

Klepie pacierz i - czy?ci mu buty...

XXXVIII

Mia? by? ksi?dzem... Ano, rzecz to zwyk?a:

Ch?opskie dziecko... a ksi?dz cz?owiek bo?y...

I tatulo grosz za groszem ?o?y,

I do miasta to ?yto, to ?wik?a.

Ale ludzka rachuba jak nik?a!...

Syn im bardziej w nauki si? wdro?y,

Czuje, serce, jak na k?am si? trwo?y,

Jak ca?ego prawda w sieci wik?a...

G?u?? ludzie... i ksi?dz proboszcz s?yszy:

Wo?a Ma?ka: "Panie! odpu?? grzechy,

Lecz ze syna nie macie pociechy!..."

Ojciec w gniewie pieni si? i dyszy

I ?le pismo: "Nie moje? ty dziecko!"

A z rozpaczy umar?o kobiecko...

XXXIX

Rano, zim?, mr?z czy zawierucha,

W surduciku do szko?y o mil?,

A wieczorem w chacie p??ne chwile

Z ksi??k?, z pi?rem, chocia? w r?ce chucha.

Latem, wolny, zast?pi pastucha,

A pod pach? Homery, Wirgile;

Ludzie czasem poszydz? niemile,

Lecz on pasie i ludzi nie s?ucha...

I tak wyr?s?... I dalej w stolic?...

Tam to wiedzy g??boka jest rzeka...

Ojciec czeka i matula czeka...

A on pisa?: "Kochani rodzice!...

Sko?cz?... bieda... du?o do roboty..."

I dzi? sko?czy?... umar? na suchoty...

XL

A? mu ca?a rozpala si? dusza,

Tak nauk? wci?? ch?onie i ch?onie,

A nauka w szlachetne pogonie

Za ide? i serce mu zmusza.

I braterstwo do g??bi go wzrusza,

Chcia?by wszystkich pomie?ci? w swym ?onie,

Cho? mu Spartak szepce o swym zgonie,

Cho? go nieraz straszy cie? Mariusza...

I raz siedz?c w ?awce, zadumany,

Schwyci r?k? panicza-s?siada,

Szepc?c: "Bracie!" z okiem, co nie k?amie.

Ale panicz snad? nie tak k?pany -

Jakby uczu? uk?szenie gada,

D?o? mu wyrwie i spyta: "Co?... chamie!?..."